Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złoty podział - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
26,00

Złoty podział - ebook

Rywalizacja jest wszędzie, jedynie śmierć jest wyjątkiem.

Monique Leroux, profesor farmakologii, kobieta sukcesu, piękna i zamożna, spotyka Nela Duranda w niezwykłych okolicznościach w indonezyjskiej Surabai… I nie zamierza na tym poprzestać.
Kiedy światowej sławy autorytet w dziedzinie sztucznej inteligencji profesor Yoshinori Sato przychodzi z propozycją sprzedania swojej japońskiej firmy, Nel Durand nie waha się z przyjęciem oferty.
Transakcja wywołuje odwet zaskoczonej konkurencji i życie profesora Sato oraz jego siostry Ryoko staje się zastawem w procedurze odbicia firmy.
Tokijska yakuza nie jest skłonna iść na ustępstwa w swoich interesach, dla których niespodziewanym zagrożeniem stał się gaijin.
Nel Durand również nie. Mając u swego boku miejscowego detektywa Ichiro Takatę, Nel podąża ku starciu z bezwzględnym przeciwnikiem, gdzie oczekiwać może tylko śmierć…
Monique Leroux okazuje się jednak nie tylko mieć japońskie korzenie, lecz także skrywać swoistą tajemnicę…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8159-920-7
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Surabaya Johnny był sukinsynem. Zwodził szesnastolatki, okłamywał, okradał z pieniędzy, bił, włóczył po najgorszych spelunach miasta, skrywając przed nimi swe prawdziwe oblicze pod ksywą znaną wszystkim hotelom nabrzeża, aby i tak ostatecznie zniknąć z ich życia. A one nadal go kochały. Bertolt Brecht w swoich tekstach mistrzowsko potrafił ująć ludzkie zwyczaje, ale to smagła wokalistka w nocnym barze indonezyjskiej metropolii, której nazwę tak sobie upodobał podły Johnny, potrafiła je mistrzowsko zinterpretować, przesycając śpiewaną historię nutą autentyczności miejsca.

Dziewczyna skupiała na sobie uwagę i nie była to tylko zasługa melodii oraz liryki sławnego standardu, miała ten nieczęsto spotykany dar emanującego seksapilu, w którym minimalne ruchy bioder oraz mimika twarzy przebijały wszelkie wyczyny klubów go-go. Była bardzo ładna i była u siebie, a Johnny zapewne nie przeszedłby obok niej obojętnie.

– Aż tak się podoba, doktorze Durand? – spytała siedząca obok mnie Monique Leroux.

– Tak, ona jest zachwycająca – odezwał się Fernand Travert z naprzeciwległej strony stolika.

– Nie wątpię, że panu się podoba, ministrze Travert. – Profesor Leroux nie kryła ironii, wyraźnie dając odczuć, że nie należy się odzywać, nie będąc pytanym. – Interesuje mnie opinia doktora Duranda, bo to on z racji młodego wieku ma szansę teraz poznać standardy z lat mu nieznanych.

– Wszystko, co dobre, nie musi obawiać się zapomnienia lub utraty swej wartości. – Utkwiłem wzrok w oczach profesor. – Przeciwnie, współczesne spojrzenie często potrafi wydobyć nowy kontekst i zrewidowaną ocenę. A jeżeli jeszcze towarzyszy temu takie wykonanie i w tak prawdziwym miejscu opowiadanej historii, to nie może się to nie podobać. Dodam również, że rok urodzenia nie jest żadnym wytłumaczeniem braku rozpoznania dokonań lat ubiegłych, tak samo jak różnica wieku nie upoważnia do nadmiernej pryncypialności.

Moje ostatnie stwierdzenie niewiele miało wspólnego z pozostałym kontekstem, ale dla mnie było to clou odpowiedzi, gdyż dotyczyło bezpośrednio sposobu bycia Monique Leroux. Pomimo krótkiej, kilkudniowej znajomości, znacznej różnicy w dacie urodzenia, a nawet mocno rozjaśnionych blond włosów jej wizerunek z uporem wartym afirmacji kobiet Dalekiego Wschodu nieustannie wzbudzał we mnie ochotę do bliższego poznania.

Mój pobyt w indonezyjskiej Surabai wiązał się z odbywaną wizytą w ramach roboczych kontaktów pomiędzy przedstawicielami przemysłu Francji a odpowiednimi resortami w rządzie Indonezji. Sprawa nabrała biegu, gdy parę tygodni temu moja sekretarka, Lea Delon, poinformowała mnie o nieprzewidzianym spotkaniu w Paryżu. Stroną zapraszającą było Ministerstwo Ekologii, Zrównoważonego Rozwoju, Transportu i Mieszkalnictwa rządu Republiki Francji, stroną zapraszaną firma Durand Ltd. z Tulonu, a ściślej jej prezes i właściciel, Nel Durand. Są inwitacje, których się nie odrzuca, więc dwa dni później stawiłem się w budynku ministerstwa. Na miejscu okazało się, że rząd Republiki Francji wraz z rządem Republiki Indonezji zamierza zorganizować spotkanie dotyczące możliwości rozwoju współpracy w dziedzinach przemysłu energetyczno-chemicznego oraz farmaceutycznego. W zakresie energetyki nacisk kierowany był na zapewnienie przez stronę francuską wyposażenia dla procesów odzyskiwania ciepła geotermicznego w procesie produkcji energii elektrycznej, natomiast w przypadku przemysłu farmaceutycznego rodziła się szansa na udzielenie licencji fabrykom w Indonezji na produkcję nowej generacji szczepionek przeciw chorobom szczególnie rozpowszechnionym w tropikalnym klimacie Azji Południowo-Wschodniej oraz w Oceanii.

Aby uwiarygodnić powagę podejścia do tematu, jak też własne zaangażowanie, nie zapominając przy tym o konieczności sprawdzenia lokalnych warunków, ministerstwo zaproponowało krótki wyjazd do Indonezji celem dokonania ogólnego rekonesansu. Ze swej strony jako organizatora eskapady resort postanowił wystawić jednego z podsekretarzy, niejakiego Fernanda Traverta. Przemysł farmaceutyczny powierzono reprezentacji profesor Monique Leroux, znanej francuskiej farmakolog, pracującej w Instytucie Pasteura, natomiast firma Durand Ltd. została wybrana z uwagi na osiągnięcia w produkcji wyposażenia dla przemysłu pozyskiwania energii ze źródeł alternatywnych, chociaż fakt posiadania przez firmę dużego oddziału w nie tak znów dalekim Indonezji Hongkongu również nie był bez znaczenia.

Wstępna faza tworzenia nowych porozumień dotyczyła głównie prezentacji wzajemnych możliwości oraz oczekiwań w podjętym temacie i była skupiona przede wszystkim na stworzeniu zachęcającego do dalszych rozmów klimatu. Obie strony z wiarą najsłuszniej wybranego partnera zaprezentowały swój towar, zachowując szczegóły na czas późniejszy, kiedy to wzajemna więź znajdzie lepsze oparcie w zawartych przyrzeczeniach. Strona indonezyjska przyjęła naszą delegację z widocznym zadowoleniem i podczas roboczych paneli przedstawiła nie tylko zakres własnych oczekiwań, ale również interesujące propozycje dla gości.

Pierwsze trzy dni poświęcone były sprawom merytorycznym, skupionym w trzech zasadniczych prezentacjach: oczekiwań rządu Indonezji – przedstawionych przez wiceministra resortu rozwoju, oferty firmy Durand Ltd. w realizacjach nowoczesnych technologii do odzysku energii geotermicznej – zreferowanych przeze mnie, oraz niezbędnych warunków wprowadzenia, a później szerokiego stosowania nowoczesnych szczepień przeciw chorobom tropikalnego klimatu – zagadnienia szczegółowo omówionego przez profesor Monique Leroux.

Obecność podsekretarza Fernanda Traverta nie była szczególnie widoczna zwłaszcza w dniu trzecim, kiedy Monique Leroux całkowicie zawładnęła słuchającym ją audytorium, nie wyłączając szczególnej uwagi z mej strony. Kiedy skończyła swój wykład, byłem przekonany, że jeżeli cel naszej podróży został osiągnięty, to wyłącznie dzięki kobiecej charyzmie.

Definicja osiągniętego celu w przypadku spotkań wstępnych zawsze była dość enigmatyczna, pewne uporządkowanie nastąpiło wraz z nastaniem ery powszechnego stosowania dyplomatycznego triku zwanego memorandum. To nobliwie nazywane wzajemne przyrzeczenie chęci dalszej współpracy w zasadzie niczego zarówno nie zapewnia, jak i nie wnosi, ma jednak niepodważalną zaletę: wywołuje uśmiech zadowolenia spełnionej misji obu stron podczas pożegnalnego uścisku dłoni.

Nie inaczej było i w naszym przypadku, kiedy to wspólnie podpisane memorandum dalszej współpracy satysfakcjonująco wieńczyło wizytę, stanowiąc jednocześnie kolejny dowód niezbędnej obecności służb dyplomatycznych Republiki Francji w zakamarkach Azji Południowo-Wschodniej. Ambasador osobiście nam podziękował w trakcie wspólnej kolacji, a chyba i nawet przekroczył budżet, organizując dla nas dodatkowy dzień zwiedzania pobliskich atrakcji turystycznych. Inicjatywa była miła, chociaż raczej nie zdawała się szczególnie oczekiwana. Fernand Travert wprost zasugerował pobyt na plaży, ale zdecydowana uwaga pani profesor o wyższości doznań poznawczych nad lenistwem plaży nie dała szans na zmianę przedstawionej nam propozycji. Akurat w tej sprawie stanąłbym po stronie Traverta, jednak wyłaniający się w tym względzie warunek konieczny dzielenia wspólnego ręcznika z profesor Leroux był czystą imaginacją.

Nie zawsze wydarzenia nieoczekiwane prowadzą do niemiłego finału. Zwiedzanie okolic aż tak nużące nie było, głównie z powodu bliskiej obecności profesor. Już na hotelowym parkingu Monique Leroux zdecydowanym gestem głowy wskazała, że zajmuje tylne miejsce w samochodzie, co ułatwiało i mój wybór, tym bardziej że Travert bez jakiegokolwiek ociągania się zajął miejsce przy kierowcy. Miejscowy szofer francuskiej ambasady też wydawał się z tego zadowolony, czego przejawem był nieprzerwany gest złożonych dłoni oraz nieznikający uśmiech. Travert mimo swych sześćdziesięciu lat sprawiał wrażenie kogoś, kto nie traci okazji poznawania kobiet znacznie młodszych, a tym bardziej odmiennych etnicznie. Jeżeli jego były szef François Hollande zasłynął zwyczajem nocnych podróży skuterem do swej kochanki, to byłem przekonany, że Travert musiał należeć do jego zagorzałych zwolenników. Emmanuel Macron, jako nowy szef republiki, prezentował zgoła odmienne zapatrywania i fakt posiadania żony, której metryka urodzenia wskazywała na dwudziestoczteroletnią przewagę w stosunku do daty jego urodzin, musiał być dla Traverta oznaką upadku własnego kraju.

Z racji swego wieku, a był starszy o czternaście lat od Monique Leroux, Travert na początku starał się do niej zwracać z jowialnością starszego mężczyzny, przywołując tylko jej imię. Spotkało się to jednak z kategoryczną odmową pani profesor, która stwierdziła, że nie ma w zwyczaju rezygnować z przynależnych jej tytułów oraz godnego względem jej osoby zachowania, szczególnie gdy jest w otoczeniu bliżej sobie nieznanych mężczyzn, i to podczas służbowego wyjazdu. Reakcja była jednoznaczna i dotyczyła również mnie, tym bardziej że wskazana różnica czternastu lat również obowiązywała w mym przypadku, tyle tylko, że z przeciwnym znakiem.

Siedząc w samochodzie obok lub raczej przy Monique Leroux, nie miałem okazji zaglądania w jej dekolt czy przyglądania się kształtom jej kolan. Profesor wybrała strój _casual_*: sneakersy, jeansy oraz luźną koszulę z niezapiętym ostatnim guzikiem przy szyi. Ubiór ten jednak niewątpliwie miał wpływ na jej zachowanie – stała się mniej wyniosła i bardziej komunikatywna. Kiedy ruszyliśmy z parkingu, odezwała się:

– Powinien pan wiedzieć, doktorze Durand, jeżeli tego pan nie wie – przerwała dla sprawdzenia mego odbioru i było to co najmniej dziwne, bo skąd niby miałbym wiedzieć, nie mając pojęcia, o co pyta – że nazwa Surabaya ma swoje konkretne znaczenie. Zgodnie ze staroindyjskim sanskrytem** słowo _sura_ oznacza wieloryba, podczas gdy słowo _baya_ krokodyla. Według legendy te dwa zwierzęta symbolizują pokój oraz wojnę i tworzą symbol miasta. – Ponownie spojrzała w mą stronę.

Nie byłem pewien, czy zamierza mnie odpytać, które zwierzę kojarzy się z czym, ale na wszelki wypadek skinąłem głową, że wiem, co ma na myśli.

Moja użyteczność towarzyska praktycznie sprawdziła się kilka godzin później, kiedy to profesor Leroux owinięta zbyt długim sarongiem, który to strój jest obowiązkowy tak dla kobiet, jak dla mężczyzn przy odwiedzinach miejscowych miejsc sakralnych, schodząc niekończącymi się schodami wśród ryżowych tarasów do znajdującej się w wąwozie świątyni, potknęła się o krawędź stopnia i niemalże runęła w dół. Jako że szedłem obok niej, instynktownie objąłem ją w pasie i sekundę później Monique Leroux zawisła na mych ramionach. Ona również nie była pozbawiona instynktu ochrony własnej i jej ramię bezwiednie owinęło się wokół mej szyi. Przez moment rozważałem możliwość podłożenia ręki pod jej uda dla zapewnienia jej większego komfortu, jednak jej szept do mego ucha nakazywał zupełnie coś odmiennego.

– Proszę mnie natychmiast puścić – usłyszałem, po czym zastosowałem się do rozkazu.

– To wszystko przez te sarongi, którymi kazano się nam obwinąć. – Postanowiłem ułatwić jej zachowanie twarzy w niemiłej dla niej sytuacji.

– To prawda, chociaż nie rozumiem, dlaczego nasz przewodnik nie uprzedził nas o tej niekończącej się liczbie schodów – odrzekła z nieskrywanym wyrzutem.

– Właśnie, zaraz go o to zapytam. – Wysunąłem się do przodu, aby zrównać krok z dziarsko poruszającym się młodym mnichem.

Bliskość boga, kimkolwiek by on nie był, wywołuje w służącym mu personelu specyficzny sposób myślenia, kładąc główny nacisk na praktyczność wykonywanych zadań przy jednoczesnym unikaniu zachowań niegodnych. Uzyskana odpowiedź była tego niezłym przykładem.

– I co powiedział? – spytała profesor.

– Że nie informował nas o tym, ponieważ moglibyśmy zrezygnować z odwiedzin. Chyba głównie chodziło mu o to, że nie kupilibyśmy biletu wstępu.

– W pewnym sensie jest to nawet uczciwe – uśmiechnęła się – przynajmniej już wiemy, dlaczego minister Travert tak się wzbraniał przed pójściem z nami, i nie mam tu na myśli tych paru rupii.

– Travert jest nie mniej praktyczny niż nasz mnich i postanowił zostawić ten trud młodym.

– To może… młodszym, to właściwsze określenie. – Spojrzała na mnie pierwszy raz w sposób, któremu kobiece przekomarzanie się nie było obce.

– Uzyskanie tytułu profesora oraz zdobycie szacunku w wykonywanym zawodzie nie jest możliwe do osiągnięcia w czasie krótkim, jednak nawet i to ograniczenie nie pozbawia w niektórych przypadkach osób obdarzonych urodą oraz charyzmą aury młodości oraz wdzięku.

– Panie Durand, z tego, co zdołałam się o panu dowiedzieć, to chociażby już z racji pańskiego pochodzenia szacunek do osób starszych nie powinien być panu obcy. Tak więc…

– Muszę przerwać… – Ująłem jej dłoń dla lepszej percepcji tego, co miałem do powiedzenia. – Proszę mi mówić po imieniu, czyli Nel. Nagminne używanie formy „pan” jest nie tylko irytujące, ale niepotrzebnie podkreśla chęć własnej izolacji. Ponadto – nie zamierzałem wypuścić jej dłoni z mego uścisku – dzieląca nas różnica czternastu lat w dacie urodzenia akurat w naszym przypadku jest przykładem znanego od wieków tak zwanego złotego podziału, pojęcia będącego synonimem harmonii oraz szczególnie zalecanej proporcji. Dowodem tego jest stosunek sumy naszych lat do wieku profesor Leroux. Dodając bowiem liczbę trzydzieści dwa do liczby czterdzieści sześć i dzieląc otrzymaną sumę przez twój wiek, otrzymujemy wartość niemalże równą tak zwanej złotej liczbie***. To poważny argument, tak należy go traktować i chociażby z tego względu mam nadzieję, że moja prośba zostanie przyjęta i odwzajemniona podobną propozycją… Monique? – Ucałowałem jej dłoń w oczekiwaniu na odpowiedź.

Nawet jeżeli profesor Leroux była zaskoczona, to była również nie mniej błyskotliwa, gdyż uśmiechnęła się i dość kategorycznie zabierając dłoń, odrzekła:

– No cóż, umiejętność dokonywania obliczeń prostych nie predysponuje do zachowań odmiennych od tych ogólnie przyjętych jako obowiązujące, tym bardziej że wspomniany złoty podział ma jeszcze drugi warunek, w którym iloraz liczby większej oraz liczby mniejszej również musi się równać wartości wspomnianej złotej liczby, a to w naszym przypadku już tak oczywiste nie jest. To tyle, co do złotego podziału. – Roześmiała się świadoma swej przewagi. – Mimo to propozycję przyjmuję, czasami pomysł jest lepszy niż jego uzasadnienie. Od momentu zobaczenia cię zastanawiałam się, kogo w tobie jest więcej – Francuza czy Chińczyka? Teraz przynajmniej nie mam już żadnej wątpliwości. Monique… – Zbliżyła policzek do pocałowania.

– Powiem ci, że może ta ciągnąca się za Francuzami opinia nie zawsze jest uzasadniona, ale na pewno nie przeszkadza. – Musnąłem jej policzek.

– W przypadku kobiet Azji również?

– Są zbyt introwertyczne, szczególnie do przyjezdnych, aby móc to ocenić.

– Ale jakieś doświadczenia chyba masz w obcowaniu z ich gronem?

– Przesadna skromność czyni nas nieudacznikami, więc lepiej, jak nic nie powiem.

– Jesteś przebiegłym lisem, Nel Durand, i wiem, co mówię, ale teraz masz jedyną szansę, aby zadać nękające cię pytania, więc nie trać jej.

– To zacznę od siebie. Bez żony oraz dzieci, uparty inżynier, a ty?

– Rozwiedziona, również bezdzietna, co do uporu, to niestety za mało konsekwentna.

Monique Leroux w odsłonie prywatnej nie tylko nie traciła posiadanego atutu osoby obdarzonej nieprzeciętną wiedzą oraz inteligencją, ale jej uroda kobiety o jasnych włosach oraz właściwie zarysowanych kształtach zyskiwała blask swobodnej pozy zachowania, i chociaż moja znajoma porucznik Korpusu Marines, Jane Bell, dzierżyła niekwestionowaną pozycję lidera w kobiecej odmianie blond, Monique Leroux mogła stanąć na tym samym podium. W mojej preferencji kobiet świata Daleki Wschód nie miał konkurencji, ale jeżeli reguły uwierzytelniały ich wyjątki, francuska profesor nie mogłaby być tego lepszym przykładem.

Swobodna rozmowa z ciekawą osobą, niepozbawioną swoistej urody, poprawia odbiór tego wszystkiego, co dzieje się wokół, i nasza wyprawa do wnętrza stromego wąwozu przestała być uciążliwym wyczynem. Również droga powrotna wąskimi schodami w górę zdawała się mniej uporczywa, a czerwony sarong wspinającej się przede mną Monique, szczelnie okalający jej biodra, nadzwyczaj trafnie spełniał swe zadanie, podczas gdy mój jedynie mógł przywołać skojarzenie pomocnika kucharza.

Kiedy byliśmy już blisko wyjścia, Monique zwróciła się do mnie w dość oficjalnym stylu:

– Nel, proszę, przy Travercie nadal obowiązuje formuła oficjalnego sposobu zwracania się do siebie. Nie mam zamiaru tolerować jego umizgów, gdyby spostrzegł, że jednak nie jestem aż tak wyniosła.

– Ależ oczywiście, pani profesor, ja również nie zniósłbym konkurencji.

– Rywalizacja jest często pożądana, wówczas osiągnięcie celu jest bardziej znaczące… ale to chyba nie ten przypadek. – Roześmiała się dość szelmowsko, co jeżeli nie było zakamuflowanym przyzwoleniem do podjęcia ostatecznego ataku, to na pewno kończyło etap rozpoznania.

Siedząc obok Monique Leroux w nocnym barze i słuchając kończącego się standardu o łajdaku Johnnym, uśmiechałem się do odbiegającego w myślach wspomnienia rannej eskapady. Monique również uśmiechnęła się i po krótkiej chwili zastanowienia, jak odpowiedzieć na moją wyraźną zaczepkę, odrzekła:

– Dużo w tym racji, doktorze Durand, a co do pryncypialności, to chyba czas na zakończenie wieczoru. Myślę, że i minister Travert jest podobnego zdania. – Monique przełożyła przez ramię torebkę i zaczęła rozglądać się za kelnerem.

Travert również nie wnosił sprzeciwu, co nawet mnie trochę dziwiło, ale być może miał już jakieś konszachty z kierowcą z ambasady i czekała go absolutnie odmienna impreza.

------------------------------------------------------------------------

* _casual_ (ang.) – strój codzienny, nieformalny.

** Sanskryt – język używany 3,5 tys. lat temu w Indiach.

*** Złota liczba φ – jej wartość wynosi 1,6180 i stanowi kryterium tak zwanego złotego podziału odcinka.2

Oślepiający błysk i towarzyszący mu grzmot nie były zapowiedzią nadchodzącej burzy. Przyciemniona atmosfera klubu nocnego nagle wypełniła się energią eksplodującego ładunku. W kłębowisku pyłu i płomieni odgłos osuwającego się sufitu i brzęk rozbijanych szyb ustąpił jękom i wrzaskom uwięzionych we wnętrzu ludzi. Wyrzucone na zewnątrz stoliki i krzesła porozbijały stojące przy chodniku samochody, tworząc jeden wielki galimatias ulicznego chaosu oraz nagle powstałego rumowiska. Nasilające się z oddali odgłosy policyjnych syren oraz ambulansów dopełniały obrazu grozy dokonanego zamachu.

Usiłowałem otworzyć oczy, ale piekący dym natychmiast zamykał je na powrót. Skręcone do tyłu ręce nie pozwalały odepchnąć napierającego na mą klatkę miękkiego i zupełnie bezwładnego ciężaru. Z wolna uniosłem prawe ramię i kiedy odzyskałem możliwość ruchu prawą dłonią, to samo zrobiłem z lewym ramieniem, a następnie obiema rękoma próbowałem się uwolnić od leżącego na mnie ciężaru.

Bez rezultatu. Nadal byłem w pozycji horyzontalnej i ktoś na mnie leżał. Niedający się rozproszyć mrok z gryzącym w oczy oraz w krtań dymem nie ułatwiały odpowiedzi na oczywiste pytanie: „kto?”. Moje dłonie zaczęły przesuwać się po przytłaczającej mnie do podłogi postaci i wraz z powracającą świadomością dramatyczności chwili nagle zdałem sobie sprawę, że dotykam damskiej spódnicy lub dokładniej – obmacuję kobiece pośladki.

– Monique! – usiłowałem krzyknąć, ale to, co wydostało się z mej krtani, w niczym nie przypominało mego zamiaru. Moje dłonie przesunęły się do góry i dotknąłem głowy kobiety. Jej twarz była obrócona do podłogi i gdy usiłowałem położyć ją na mej piersi, okazało się, że jest to niemożliwe, bo tuż nad nami znajdowała się gładka, zdająca się nie mieć końca płaszczyzna. Siłą uporu otworzyłem oczy i w szarym mroku zobaczyłem, że oboje leżymy pod stołem, którego połamane nogi odgradzają nas od w miarę wolnej przestrzeni reszty sali. Wysunąłem się spod osłaniającego nas blatu, starając się nie zmienić pozycji przytłaczającej mnie osoby. Kiedy byłem już poza stołem, przykucnąłem i włączyłem latarkę w telefonie, aby dokładnie przyjrzeć się nieruchomej postaci.

Monique Leroux leżała na brzuchu z twarzą skierowaną do podłogi i nie dawała znaku życia. Uchwyciłem ją pod ramiona i delikatnie wysunąłem spod stołu, sadzając obok mnie. Dalej była nieświadoma tego, co się stało, ale jej powieki zaczęły drgać, a ręce wykonywać nieskoordynowane ruchy osoby starającej się złapać głęboki oddech. Charczący odgłos jej gardła potwierdzał moje doświadczenie wydania z siebie głosu, ale dawał pewność, że siedząca obok mnie profesor wciąż żyje.

– Nic nie mów, ktoś podłożył bombę. Musimy się stąd natychmiast wydostać – starałem się mówić do jej ucha. Widząc, że przytakująco kiwa głową, mogłem być pewnym, że i jej świadomość odzyskuje należne miejsce.

Światłem telefonicznej latarki omiotłem najbliższe otoczenie. To, co zobaczyłem, musiało napawać grozą. Kilka osób podobnie jak my usiłowało wstać lub raczej przeczołgać się w kierunku wyrwy w ścianie, za którą było widać rozświetloną ulicę. Po przeciwnej stronie, w głębi pomieszczenia, gdzie sufit niemalże dotykał podłogi, płomienie ognia pochłaniały już całkiem sporą przestrzeń. Rozejrzałem się wkoło naszego stołu w poszukiwaniu Traverta i jakieś trzy metry od nas zauważyłem jego postać leżącą na podłodze. Niewątpliwie żył, ale jego nienaturalnie skręcone ramię wskazywało, że szczęście zatrzymało się po naszej stronie stołu.

– Monique, wstań, musimy stąd wyjść. – Uniosłem ją do pozycji pionowej.

– Co z Travertem? – spytała.

– Jest nieopodal, wyniosę go. – Przebrnąłem przez zasypany gruzem stół i nie zwracając uwagi na jego jęki, przerzuciłem Traverta przez ramię. Następnie, drugą ręką ciągnąc za sobą Monique, starałem się w masie przerażonych i wzajemnie potykających się o siebie osób dotrzeć do ściennej wyrwy.

Na ulicy pierwsze zastępy policji odgradzały zagrożony teren od gromadzących się gapiów, kilka zakrwawionych osób siedziało na chodniku, bezradnie patrząc przed siebie, kolejni imprezowicze, pomagając swemu szczęściu, gramolili się przez rozbite szyby elewacji budynku, aby dotrzeć do ożywczego powiewu powietrza.

Ułożyłem Traverta przy siedzących wzdłuż krawężnika. Jego stan nie wskazywał na zagrożenie życia, głowa nie była zakrwawiona, jedynie przekręcona lewa ręka z wyraźnym zewnętrznym złamaniem, tak ramienia, jak przedramienia, oraz nie mniej dziwnie ułożona stopa prawej nogi wskazywały na kilkutygodniowy pobyt na oddziale ortopedii.

– Widocznie jest nieprzytomny – Monique pochyliła się nad Travertem, dotykając jego tętnicy szyjnej – ale na szczęście żyje.

– A tobie nic nie jest? Nie odczuwasz jakiegoś bólu? – spytałem.

– Przypuszczalnie nic, ale obita jestem totalnie. Ty chyba masz się dobrze?

– A tak wyglądam?

Monique nie zamierzała nic mówić, spojrzała tylko po sobie i widząc podartą bluzkę odsłaniającą jej stanik i prawe ramię oraz obszarpaną na udzie spódnicę, starała się upchnąć rozdartą część bluzki pod odsłonięte ramiączko.

– To ja muszę wyglądać okropnie – odpowiedziała, przywołując podbiegających sanitariuszy.

W drodze do szpitala Travert zaczął odzyskiwać przytomność, nieporadnie ruszając lewą nogą i starając się wydobyć z siebie jakiś dźwięk, ale nie do końca się mu to powiodło, gdyż zaaplikowane środki na powrót przeniosły go do krainy spokoju. Na miejscu, w izbie przyjęć spisano nasze dane i po dokładnych oględzinach stwierdzono, że oboje możemy wracać do hotelu. Travert przeniesiony na mobilne łóżko został odwieziony do windy z napisem „Blok operacyjny”. Stojący przed szpitalem radiowóz zawiózł nas do hotelu. Młody sierżant tak jak my nie miał pojęcia, co zdarzyło się w klubie nocnym, był tylko pewien, że musiał nastąpić wybuch.

Godzinę później, kiedy nieznośny zapach chemikaliów podłożonego ładunku oraz smród spalenizny zmyły ze mnie strugi prysznica i oczekiwałem na sen, leżąc na łóżku, mój iPhone odezwał się tonem przychodzącej wiadomości.

„Nie wiem, czy nocne zaproszenie mężczyzny do swego pokoju różni się od pukania do drzwi jego pokoju, ale że chcę cię zobaczyć, tego jestem pewna. Monique #407”.

Prezentowana rozterka niewiele miała wspólnego z następstwem zdarzeń, co najwyżej rodziła się kwestia stroju osoby odwiedzającej. Ale tym akurat postanowiłem się nie przejmować i wiążąc pasek płóciennego szlafroka, wyszedłem z pokoju. Ciche puknięcie w drzwi z numerem 407 było oczekiwane, skoro chwilę później po ich drugiej stronie pojawiła się Monique Leroux.

Jej przyzwyczajenia do swobody hotelowego pokoju również wykorzystywały wygodę szlafroka, tyle tylko, że jej wersja domowego wdzianka była z misternie tkanego szarego jedwabiu o długości sięgającej ledwie połowy ud, co musiało świadczyć, że było ono raczej z letniej kolekcji.

– Proszę, wejdź – powiedziała w sposób nieprzywołujący tonu rozpalonej kochanki.

– Wiem, że pora jest późna, ale byłbym nieszczery, nie przyznając, co zaprzątało moje myśli od chwili przekroczenia hotelowego progu.

– Jesteś w tej dogodnej sytuacji, że nikt cię o to nie pyta, ponadto to ja wysłałam zaproszenie – uśmiechnęła się – niemniej doceniam twoje szarmanckie zachowanie. – Wskazała mi na fotel, abym usiadł. – Mają tutaj tylko piwo. – Sięgnęła do minibaru po dwie puszki i usiadła na fotelu obok.

– To kraj muzułmański, nie ma się co dziwić.

– Właśnie, terrorystyczne rozboje też nie są im dziwne.

– Niestety, widać, że nie. Chociaż przez ostatnie lata od sławnego zamachu na Bali był tutaj raczej spokój. – Pstryknąłem kapslami i podałem jej otwartą puszkę.

– Za nasze szczęście. – Upiła solidny łyk.

– Miejmy nadzieję, że i Travert również z tego wyjdzie jedynie ze złymi wspomnieniami.

– Oby, Nel, oby tak właśnie było. Ma ci wiele do zawdzięczenia. Ja chyba też niemało. – Ponownie przyłożyła puszkę do ust.

– Rano dowiemy się z telewizji, ilu było rannych i zabitych, a może i tego, kto za tym stał i dlaczego.

– I tak powinniśmy przedzwonić do ambasady… ale to rano. – Wstała z fotela i usiadła mi na kolanach. – Nie chcę być sama po takiej przygodzie i stąd to moje zaproszenie.

– Optymizm nie zawodzi – pocałowałem jej usta – tylko czasami wymaga nieprzewidzianej zachęty.

– Byłeś tak pewny, że nie odmówię ci łóżka? – Odchyliła głowę, następnie wstała i rozwiązała pasek swego szlafroka.

– Nie jestem aż tak zarozumiały, ale już zaczynałem się zastanawiać, co zrobiłem źle. – Podniosłem się z fotela i zsunąłem jedwab szlafroka z jej nagiego ciała.

Monique uczyniła to samo z moją płócienną odmianą i szepnęła mi do ucha:

– To teraz zanieś mnie do łóżka.

Upodobania Monique Leroux, aby być noszoną do łóżka, nie obejmowały wariantu jego opuszczenia. Rankiem, gdy powodowany odczuciem dziwnie dużej powierzchni otaczającej mnie pościeli otworzyłem oczy, okazało się, że w łóżku jestem sam. Rozejrzałem się wkoło i podmuch podgrzanego powietrza z otwartego tarasu wskazał mi stojącą przy poręczy Monique. Była w szlafroku i rozmawiała przez telefon. Są przypadki, kiedy respektowanie wyłącznie własnych zwyczajów nie jest dobrze widziane, a czasami wręcz prowadzi do ambicjonalnych reakcji strony towarzyszącej. Cicho zwlokłem się z łóżka i na palcach podszedłem do drzwi tarasu. Zaskoczenie może być miłe lub nie. Moje było totalne. Monique, nie mrugnąwszy nawet okiem, odwróciła się do mnie i dalej rozmawiała przez komórkę, czyniąc to w języku japońskim i z wprawą niewynikającą z podręcznika samouka.

– Nie powinieneś aż tak się dziwić – odpowiedziała, odkładając telefon – smartfon również służy do rozmowy, ponadto nawet jeżeli dobrze wyglądasz nago, nie musi być to wiedza powszechnie znana. – Wskazała na ulicę i starając się zakryć biodrami moje krocze, popchnęła mnie w kierunku łóżka.

Nieokazywanie zaskoczenia może być następstwem braku intencji skrywania zachowań występnych, może być również umiejętnością nabytą w trakcie specjalistycznego szkolenia. Rozwiązywanie szlafroka Monique nie było odpowiednim momentem do dalszych rozważań tego tematu, wszystko inne, co nastąpiło po tym, raczej również nie.

Monique już znacznie później zsunęła się ze mnie i śmiejąc się, powiedziała:

– Jak tak się bardziej nad tym zastanowić, to ten złoty podział teraz nad wyraz dobrze sprawdza się w praktyce.

– To tylko potwierdzenie, że to, co sprawdzone, nie powinno być odrzucane, pani profesor.

– Szczególnie, gdy do tego brak powodów.

– A później nasza pamięć wraca do chwil przyjemnych, a nie obarcza nas ich utratą.

– Racja, Nel. To jest najtrafniejsza puenta. – Usiadła, oplatając rękoma nogi. – Jeszcze chwilę na ciebie popatrzę i będziemy wracać.

Jasność dnia w niczym nie negowała powabu ciała Monique, przeciwnie, niestroniąca od słońca skóra była gładka i pokryta jasnym odcieniem smagłości, szczupła sylwetka w skulonej postawie wyglądała zadziwiająco młodo i nawet przykryte udami piersi nie pozbawiały jej kobiecego seksapilu, a długie rozwichrzone blond włosy tylko go uwydatniały.

– Ładna jesteś i zawsze taka będziesz – odezwałem się, nie kryjąc wpatrywania się w jej wszystkie zakamarki.

– To już coraz mniej moja zasługa – uśmiechnęła się – jak zapewne zauważyłeś, naturalną blondynką też nie jestem.

– Nie tylko to zauważyłem. – Dotknąłem palców jej stóp. – To chyba jedyny taki tatuaż na tym globie.

Na palcach każdej ze stóp znajdował się wytatuowany smok. Jego głowa była na palcu największym, a reszta artystycznie rozmieszczona na pozostałych czterech. W zielono-czerwonej kolorystyce idealnie pasował do krwisto wymalowanych paznokci.

– I zobacz, jak potrafią się nastroszyć. – Monique poruszała palcami, a smocze wizerunki zdawały się skakać na siebie.

– Niesamowite… – Podniosłem wzrok.

– To ślad niesfornej młodości.

– A japoński skąd?

– Ty mówisz po chińsku… – Odwzajemniła me spojrzenie.

– To naturalne, moja matka była Chinką i jakby dobrze policzyć, to większość czasu spędzam w Hongkongu.

– A mój ojciec jest Japończykiem i chodziłam do szkoły w Tokio.

– …

– Znów jesteś zdziwiony.

– Nawet zaskoczony. Nie zdradzasz etnicznych odmienności.

– A włosy? – Znacząco opuściła wzrok ku swemu podbrzuszu. – Lubię też tempurę. – Roześmiała się i wstała z łóżka.

W momentach niezwykłych nie zawsze potrafimy właściwie się zachować, na szczęście w moim przypadku znajomość z Jane Bell, porucznik amerykańskiego Korpusu Marines, zawsze wybawiała mnie z kłopotu. Tym razem również szelmowskie spojrzenie chabrowych oczu spod blond grzywy niosło jasny przekaz: „Musisz wiedzieć, Durand, że te, które potrafią zachwycić i mają wiele do powiedzenia, mówią niedużo nawet wtedy, gdy wychodzą ze wspólnego łóżka… I wówczas najgorsze, co możesz zrobić, to zadawać ciekawskie pytania. Chyba to rozumiesz? No, kurwa, rozumiesz czy nie?”.

Po włączeniu telewizora i przełączeniu na lokalny kanał 24 w wersji angielskiej zobaczyliśmy, że wybuch w klubie nocnym nadal zajmował czołowe miejsce na pasku opatrzonym nazwą _breaking news_*, ale informacja była raczej skąpa. Na miejscu zginęło jedenaście osób: trzech Niemców, dwóch Anglików, po jednej osobie z Australii, Rosji, Filipin oraz trzech miejscowych. Do szpitala przewieziono trzydzieści dwie osoby, w tej liczbie niewątpliwie znajdował się minister Travert. Żadna ze znanych organizacji terrorystycznych nie przyznała się do podłożenia ładunku, również cel napadu nie był znany. Policja jedynie deklarowała, że prowadzone na szeroką skalę działania powinny w najbliższym czasie owocować odnalezieniem i ujęciem sprawcy.

Zdarzenia traumatyczne pozostają tylko w pamięci rodzin tych, którzy w nich zginęli, dla pozostałych uczestników często są niemiłym wspomnieniem, a czasami co najwyżej ostrzegającym przypomnieniem, iż rozdania losu to nie zawsze wygrana, dla pozostałych odpływają w dal zapomnienia wraz z nową treścią _breaking news_.

– W ambasadzie powiedzieli, że nie było więcej poszkodowanych Francuzów, i chyba nawet szczerze nam pogratulowali szczęścia. – Monique odłożyła telefon i sięgnęła po filiżankę z kawą.

– Tylko tyle? – spytałem, odnajdując w jej słowach potwierdzenie dopiero rozważanej konkluzji.

– Coś jeszcze wydukali o przyjemnej podróży.

– Czyli czas do domu. – Obróciłem głowę w kierunku hotelowej recepcji.

– Dom bywa dość relatywnym pojęciem. – Skończyła pić kawę.

– Fakt, w moim przypadku na pewno. A ty chcesz coś jeszcze dodać?

– Dzielnie walczyłeś z własną ciekawością i to doceniam – roześmiała się – dlatego w ramach bonusu dodam, że nie lecę do Paryża.

– I masz już bilet?

– Przebukuję na lotnisku.

– Mogę ci pomóc. Zadzwonię do mojej sekretarki w Hongkongu i wykona to za ciebie. Tym bardziej że będzie musiała to zrobić z moim biletem. Stąd bliżej mi do Hongkongu, a to również mój dom.

– Tak trudno jest zadać krótkie pytanie: dokąd? – Sięgnęła do zawieszonej na krześle torebki.

– Nieokazywanie zainteresowania nie prowadzi do sukcesu, ale nachalność może go zniweczyć – odrzekłem w stylu zaleceń porucznik Bell, odrzucając armijną formę obowiązku potwierdzenia jej słuszności.

– To wspólna noc nie była sukcesem?

– Była też przyjemnością, ale równie liczy się wrażenie ogólne.

– Z tym akurat nie masz problemów. Proszę najbliższy do Tokio. – Podała mi bilet.

Wysłałem fotkę obu biletów do Lo Shan i następnie przycisnąłem jej numer.

– Dzień dobry, panie prezesie. Słyszałam od Lei Delon, że znajduje się pan prawie w naszych okolicach. Czy mam odświętnie przybrać araukarię?

– Zupełnie wystarczy, że rano nas odwiedzisz – odpowiedziałem po angielsku.

– Poważnie, wraca pan?

– Pod warunkiem, że przebukujesz bilety, które ci wysłałem. Mój do Hongkongu, a dla profesor Leroux do Tokio, oba możliwie na najbliższy odlot z Surabai.

– Właśnie się pokazały na moim monitorze. Ten do Tokio to dla Monique Leroux, prawda?

Lo Shan jest moją sekretarką w Hongkongu i jeżeli miałbym stworzyć hierarchię wartości w moim stanie posiadania, to Shan od chwili jej poznania pozostaje na pierwszym miejscu. Porucznik Jane Bell armijną szorstkością swych rad zawsze potrafi przywołać moją uwagę, Lo Shan robi dokładnie to samo, lecz bez używania słów, posługując się wyłącznie spojrzeniem oraz mimiką twarzy. Jej krótkie wtrącenie „Monique” było co najmniej równoważne armijnemu: „Cóż to, Durand, masz, kurwa, nową laskę?”.

– Prawda – odpowiedziałem, żałując, że nie widzę jej miny.

– Proszę być w pobliżu lotniska, za parę minut oddzwonię.

– I co? – spytała Monique, gdy chowałem telefon.

– Jedziemy na lotnisko, skoro mamy mieć najbliższy odlot.

– A co to znaczy „wystarczy, że rano nas odwiedzisz”? – Monique potwierdzała zasadę, że trzymanie kart blisko siebie nie wyklucza podglądania przeciwnika.

– To oznacza, że ma przyjść do mojego gabinetu, gdzie rośnie moje ulubiona araukaria.

– Jest ładna?

– Gdyby nie Shan, to ona byłaby moją najlepszą ozdobą.

– Jesteś przebiegłym lisem, Nel Durand. Już ci to mówiłam, teraz zaczyna mi się to podobać.

Byliśmy już na lotnisku, gdy Shan oddzwoniła i przesłała skany nowo zabukowanych biletów.

– W Paryżu nie ma takich sekretarek. – Monique Leroux z nieskrywanym podziwem odbierała swój bilet ze stanowiska lotniczych linii ANA.

– Perfekcja stanowi znikomy udział w każdej społeczności, w Paryżu to miejsce przeznaczone jest dla profesor Leroux.

– Pozostawianie po sobie miłego wrażenia też nie jest ci obce, pochlebco kobiet. – Roześmiała się i nie zwracając uwagi na otaczający nas tłum pasażerów, zawisła na mej szyi z gorącym pocałunkiem. – Do zobaczenia, Nel. – Sięgnęła za uchwyt walizki i machając dłonią na pożegnanie, zniknęła w tłumie.

Mój scenariusz pożegnania zakładał wymianę adresów, telefonów, jak też przyrzeczenie miejsca oraz czasu kolejnego spotkania, ale nie pierwszy raz miałem okazję przekonać się, że można inaczej.

------------------------------------------------------------------------

* _breaking news_ (ang.) – w znaczeniu: „z ostatniej chwili”.INNE KSIĄŻKI AUTORA

PROJEKT CYPR

Z zakończonego w Tokio kongresu inżynierii chemicznej Michael Wood wraca do swojego biura w San Francisco, gdzie dowiaduje się, że jego następnym zadaniem jest uruchomienie instalacji potężnych zbiorników z ciekłym amoniakiem na Cyprze. Wraz z dwoma młodymi adeptami inżynierii chemicznej, piękną Ewą oraz niepokornym Tomkiem z polskiego oddziału firmy przybywa na Cypr, gdzie czekają go nie tylko techniczne wyzwania, ale przede wszystkim zostaje wciągnięty w bezwzględną rywalizację dwóch zagorzałych przeciwników – braci Katsaros.

Michael wie, że nawet najmniejsze uchybienie w wykonywanych czynnościach może spowodować totalną zagładę wyspy.

Nie dla wszystkich jednak bezpieczeństwo wyspy jest najważniejsze.

Są ludzie, dla których liczy się tylko ich racja.

Michael oraz jego współpracownicy stają przed śmiertelnym zagrożeniem.

W CIENIU WIEŻ SUNG

Michael Wood, konsultant techniczny z biura projektów w San Francisco, sprawdza możliwości usprawnienia systemu klimatyzacji jednych z największych budowli Singapuru – wież Sung, należących do rodziny wszechwładnego Sung Lana.

Podczas szalejącego w mieście monsunu Michael przypadkowo odnajduje zwłoki zastrzelonej młodej Chinki, zatopione w podziemiach jednej z wież.

Dokonane odkrycie jest początkiem niezwykłego ciągu wydarzeń, w którym oficjalne obowiązki Michaela przestają mieć zasadnicze znaczenie, a priorytetem staje się wyjaśnienie tajemniczych powiązań następujących po sobie epizodów.

Piękna Ying Wu – pierwsza żona Sung Lana, wprowadza Michaela w tajemniczy świat chińskiej elity władzy i odkrywa przed nim obowiązujący ją sposób postępowania. Jednak nobilitująca znajomość z zachwycającą Chinką wciąga Michaela w samo centrum przestępczej rzeczywistości, w której poszczególne odsłony mają na celu wyeliminowanie jego osoby. Wspomagany w swych oficjalnych obowiązkach przez Tomka Starskiego – przyjaciela z Polski – oraz swą asystentkę Lucy Parker, Michael Wood postanawia dotrzeć do sedna sprawy.

ZALEŻNOŚĆ ODWROTNA

Niezwyczajne losy bohaterów i tajemnice dotyczące najnowszych technologii przeplatają się w sensacyjnej akcji o zaskakującym zakończeniu.

Michael Wood powraca na Daleki Wschód, tym razem do Korei Południowej, gdzie pracuje jako konsultant techniczny w Agencji do spraw Energetyki rządu koreańskiego. Jego zadaniem jest wybór odpowiedniego wykonawcy dla nowej elektrowni opartej na procesie zgazowania węgla. Wykonywanie powierzonych mu zadań łączy ze spędzaniem czasu w towarzystwie dwóch wyróżniających się swym społecznym statusem oraz nieprzeciętną urodą kobiet: chirurga oczu Gu Mi-sook oraz inżyniera procesów Song Yoo-rin.

Podczas referencyjnego pobytu w Szanghaju jego podświadoma skłonność do zauważania rzeczy niezwykłych wikła go w unicestwienie agenta Korei Północnej, co powoduje, że zaczyna się nim interesować major Kwang – seksowna agentka Północy.

Wspomagany w realizowaniu zadań dla rządowej agencji przez swego polskiego przyjaciela Tomka Starskiego Michael angażuje się w szpiegowską grę pomiędzy Koreą Północną a ambasadą amerykańską w Seulu. W grę, w której północnokoreańska major Kwang ma dla Michaela do wykonania totalnie nieprawdopodobne zadanie…

RELACJA RODZINNA

Testament swym ostatecznym przekazem może wywoływać okoliczności niezwyczajne, dziedzictwo fortuny jest jedną z nich...

Nel Durand na wezwanie swej ciotki Ling Mang wraca z USA do Monako. Tam dowiaduje się, że nadszedł czas, aby stanął na czele rodzinnej firmy i udał się do Hongkongu, gdzie ma poznać ostatnią wolę swego chińskiego dziadka.

W testamencie dziadek Yuan wyjawia tajemnicę śmierci rodziców Nela i zobowiązuje go do uzyskania należnego rodzinie zadośćuczynienia.

Ujawnienie prawdy o śmierci rodziców prowadzi Nela do odkrycia szokujących faktów dotyczących osób z najbliższego otoczenia. W zamęcie rozgrywających się wokół niego intryg i prób unicestwienia Nel nie jest sam… ale liczyć może tylko na siebie.

Podczas zaskakującej konfrontacji z zabójcą pojawia się kobieta, która wie, jak należy rozegrać ostatnią partię.

Często chlubimy się możliwością wyboru, warto więc pamiętać, że czas czytania jest ten sam, ale książki są... różne.

NA PÓŁNOC OD OKINAWY

Sensacja i odwaga często idą tą samą drogą, a gdy na niej napotkają intrygujące kobiety oraz niezwykłych mężczyzn, powstają zdarzenia szczególne.

Nel Durand nie stroni od zdarzeń szczególnych. Na morskiej platformie podczas sympozjum dotyczącego nowych technologii pozyskiwania energii dochodzi do zaskakujących wydarzeń. Zabójstwo dowódcy platformy i próba jej zatopienia wikłają Nela w nierówną rywalizację z amerykańskim korpusem marines stacjonującym na Okinawie. Odnalezienie sprawcy to dla korpusu marines obowiązek związany też z koniecznością utrzymania skrywanej na platformie tajemnicy, dla Nela Duranda to wyrównanie osobistych porachunków. Zabójca jednak nie działa sam, jego mocodawcy dla zagłady platformy mogą poświęcić wiele… również życie fascynującej oceanograf Nany Okane. Nel Durand wraz z porucznikiem Stone’em z korpusu marines mają zaledwie parę godzin, aby odmienić tragiczny splot nieuniknionych następstw.

Bohaterowie powieści znanych w świecie mistrzów sensacji często nas zadziwiają, Nel Durand czyni to nieustannie.

FERALNA UMOWA

W pobliżu południowokoreańskiej wyspy Czedżu w niewyjaśnionych okolicznościach tonie rosyjski statek, na którego pokładzie znajduje się skomplikowany reaktor chemiczny. Nel Durand, właściciel firmy, która wyprodukowała reaktor, pojawia się na wyspie w charakterze świadka. Współpraca Nela z charyzmatyczną inspektor Nam Yewon to ciąg nieustających zatargów, którym obecność pięknej meteorolog, kanadyjskiej Inuitki Oshy Shiwak, nie może pomóc. Ślady przestępstw prowadzą Nela do pobliskiej Japonii. W Nagano poznaje wdowę, właścicielkę petrochemicznej spółki, z którą zostaje zasypany przez śnieżną lawinę.

Pomaga w jej ocaleniu i z nowymi dowodami wraca na Czedżu. Tutaj oczekuje go jednak już nie tylko inspektor Nam Yewon, czeka na niego ten… któremu wszelkie tajemnice popełnionych zbrodni nie są obce.

KŁOPOTLIWA OFERTA

Mei Wang, charyzmatyczna doktor fizyki opuszcza Los Alamos. Czyni to świadomie, ale i nie bez zachęty uczestniczącego w organizowanej tam konferencji Nela Duranda. Znajomość z Nelem prowadzi do zaskakujących zdarzeń podczas ich wspólnego pobytu na Tajwanie. Składana przez firmę Durand oferta nowego procesu dla tamtejszego przemysłu chemicznego rodzi w kierowanym przez ojca Mei resorcie zaciekłą rywalizację. Śmierć ministra Wanga ma przesądzić o odrzuceniu oferty.

Nel Durand dociera do sedna konfliktu, a niespodziewana propozycja pomocy ze strony Fan Shu, intrygującej właścicielki VIP-owskiego burdelu, zmusza go do nie mniej swoistych działań.

W pościgu za bezwględnym przeciwnikiem czas oraz okoliczności nie są bez znaczenia… nie są również po stronie Nela.

ZABÓJCZY TROP

Han Raon, właścicielka jednej z największych stoczni w Korei Południowej, poszukuje nowego kooperanta do budowy tankowców LNG. Nel Durand nie marnuje okazji, w których to kobieca charyzma decyduje o jego uwadze. Podpisanie umowy zbliża go do intrygującej i pięknej Koreanki, ale nie odkrywa tajemnic przeszłości, nie ujawnia również wiszącego nad Han Raon wyroku śmierci. Intuicja i upór czynią jednak swoje. Przyjmując zaskakujące zaproszenie od dopiero poznanej celebrytki, Nel leci na Guam, gdzie w tragicznych okolicznościach odkrywa plan zagłady Han Raon. Wie, że musi ją ocalić… jednak nadzwyczaj sprytny i bezwzględny przeciwnik ma znaczną przewagę. Wyznaczone miejsce akcji w nieznanej Nelowi Australii również nie zwiększa jego szans. Pozostaje tylko odwaga i niczym niepohamowana chęć wymierzenia sprawiedliwości.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: