Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zmarnowany czas - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zmarnowany czas - ebook

Niektóre wydarzenia w życiu człowieka zostawiają ślad na długie lata. Niektóre, zmieniają je na zawsze. Tak właśnie zadziałała umowa zawarta przez Olę i Marcela.

Życie Oli wywróciło się do góry nogami, ponieważ pokazał się w nim Olek. Natomiast perfekcyjny świat Marcela runął w przepaść.

Czy ponowne spotkanie tych dwojga wywoła kolejną rewolucję? Ściągnie im na głowy poważne kłopoty, czy pozwoli spokojnie cieszyć się życiem?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67184-42-7
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Alek­san­dra

Le­że­li w łó­żku i pa­trzy­li na sie­bie. Wes­tchnęła ci­ężko, co wy­wo­ła­ło u nie­go wy­buch śmie­chu. Ko­lor oczu, usta, pod­bró­dek i na­wet ga­tu­nek wło­sów. Jej syn sta­no­wił ide­al­ne od­wzo­ro­wa­nie swo­je­go ojca. No cóż, będzie w przy­szło­ści przy­stoj­nym mężczy­zną.

– Wsta­je­my na śnia­dan­ko? – za­py­ta­ła, uśmie­cha­jąc się cie­pło.

– Am! – po­twier­dził po­wa­żnie Alek­san­der i pod­nió­sł się.

Wzi­ęła ma­łe­go czło­wie­ka na ręce i ze­szła do kuch­ni. Spoj­rza­ła na ścien­ny ze­gar, któ­ry wska­zy­wał siód­mą rano. Na­sta­wi­ła eks­pres, po czym wy­jęła mle­ko z lo­dów­ki.

– Am! – do­bie­gło z wy­so­kie­go krze­se­łka przy bla­cie wy­spy.

– Chwi­lecz­kę, pa­nie gło­do­mo­rze! Pod­grze­je­my mle­ko i za­raz będziesz jadł.

Po­sta­wi­ła gar­nu­szek na pły­cie grzew­czej i po­da­ła sy­no­wi ły­żecz­kę. Cały pro­ces two­rze­nia kasz­ki z ba­na­na­mi Olek ubar­wił gło­śny­mi okrzy­ka­mi „Am! Am! Am!”. Nic na świe­cie nie było dla nie­go wa­żniej­sze od je­dze­nia. Usia­dła z kawą i przy­gląda­ła się, jak z nie­ga­snącym ape­ty­tem wci­na po­si­łek. Nie prze­szka­dza­ło jej, że będzie sprząta­ła krze­se­łko, blat i myła usma­ro­wa­ne­go do gra­nic mo­żli­wo­ści Olka, za­nim po­ja­dą do żłob­ka.

Wy­pi­ła już po­ło­wę po­ran­nej por­cji kawy, kie­dy usły­sze­li trzask drzwi we­jścio­wych, a za­raz pó­źniej po­ja­wi­ła się w kuch­ni wy­so­ka i uśmiech­ni­ęta po­stać Pa­wła.

– Wuja, am! – przy­wi­tał się od razu Olek i mach­nął ły­żecz­ką pe­łną kasz­ki.

– No pi­ęk­nie – skwi­to­wa­ła Ola, ście­ra­jąc z sie­bie śnia­da­nio­wy przy­smak syna.

Pa­weł, śmie­jąc się, po­sta­wił na bla­cie tor­bę z za­ku­pa­mi i uca­ło­wał Olę, a pó­źniej po­tar­mo­sił wło­ski chłop­ca.

– Idź się umyj i przy­go­tuj do pra­cy. Zro­bię ci śnia­da­nie i przy­pil­nu­ję tego gło­do­mor­ka.

– Wy­star­czy, że go przy­pil­nu­jesz, śnia­da­niem się nie kło­pocz. – Uśmiech­nęła się.

– Mowy nie ma – od­po­wie­dział, wyj­mu­jąc chleb to­sto­wy i jaj­ka. – Zjesz śnia­da­nie albo nie wy­pusz­czę cię z domu.

Uśmiech­nęła się tyl­ko i po­szła na pi­ętro. Była wdzi­ęcz­na Pa­wło­wi za te po­ran­ki ze świe­żym pie­czy­wem i cza­sem na spo­koj­ną krząta­ni­nę wo­kół wła­sne­go wy­glądu.

Kie­dy po szyb­kim prysz­ni­cu ko­ńczy­ła ubie­ra­nie, usły­sza­ła gło­śny śmiech Olka oraz stu­kot bu­tów Pa­wła po scho­dach. Wy­szła z gar­de­ro­by i spoj­rza­ła na nich, do­pi­na­jąc ostat­ni gu­zik.

– Cho­le­ra, zdąży­łaś. – Skrzy­wił się za­baw­nie Pa­weł, pa­trząc na już za­pi­ętą bluz­kę. Ola spoj­rza­ła na nie­go z po­li­to­wa­niem i wy­ci­ągnęła ręce po syna, ale go nie od­dał. Pu­ścił mal­ca, a ten po­bie­gł do gar­de­ro­by. – Ubio­rę Olka, masz śnia­da­nie na sto­le.

– Nie ro­zu­miem, po co tak się wy­si­lasz? Prze­cież masz wła­sne dzie­ci. To im po­wi­nie­neś po­świ­ęcać czas.

– Ro­zu­miesz – stwier­dził, a jego mina prze­sta­ła wy­ra­żać ja­ka­kol­wiek we­so­ło­ść. – W ko­ńcu o nim za­po­mnisz i będzie­my szczęśli­wi.

– Pa­weł, ile razy mam ci po­wta­rzać, że nie cho­dzi o nie­go, tyl­ko o mnie. On już daw­no nic dla mnie nie zna­czy. Jest je­dy­nie zwy­kłym wspo­mnie­niem.

– Więc tłu­macz so­bie, że ro­bię to dla Olka. – Uśmiech­nął się cie­pło i przy­gar­nął ją do sie­bie.

Opa­rła gło­wę o jego pie­rś i też go ob­jęła. Często tak ro­bi­li i cza­sem mu­sia­ła mu przy­po­mnieć, żeby ją pu­ścił. Tak jak i dzi­siaj.

– Pa­we­łku, nie zdążę przez cie­bie do pra­cy.

– Do­sta­nę bu­zia­ka, to cię pusz­czę.

Za­śmia­ła się, spe­łni­ła pro­śbę i po­szła do kuch­ni. Na wi­dok to­stów z ja­jecz­ni­cą po­czu­ła, jak wcze­śniej wy­pi­ta kawa pod­cho­dzi jej do gar­dła. Zmu­si­ła się, żeby usi­ąść i we­pchnąć w sie­bie cho­ciaż po­ło­wę por­cji. Nie chcia­ła ro­bić Pa­wło­wi przy­kro­ści.

Od po­grze­bu Lud­mi­ły mi­nęło po­nad dwa i pół roku, a ona na samo wspo­mnie­nie tam­te­go dnia i kosz­mar­nej chwi­li w ga­bi­ne­cie bab­ci drętwia­ła. W tym przy­pad­ku czas nie le­czył rany, nie po­zwa­lał za­trzeć wspo­mnie­nia tonu gło­su Mar­ce­la, kie­dy rzu­cał oska­rże­niem, że za­szła w ci­ążę spe­cjal­nie. Ka­żde spoj­rze­nie na Olka bu­dzi­ło de­mo­na. Nie po­zwa­la­ło za­po­mnieć, otrząsnąć się z prze­szło­ści. Pa­weł rzad­ko wspo­mi­nał o Mar­ce­lu, po­nie­waż wie­dział, że to za­wsze psu­ło Oli na­strój. Po cho­le­rę dzi­siaj to po­wie­dział? Spoj­rza­ła na scho­dy, wsta­ła i szyb­ko zrzu­ci­ła po­ło­wę por­cji do ko­sza. Resz­tę roz­grze­ba­ła na ta­le­rzu, pró­bu­jąc co­kol­wiek zje­ść. Ale raz ru­szo­na la­wi­na my­śli o ojcu dziec­ka po­le­cia­ła bez jej zgo­dy. Czy kie­dyś wy­go­ni go z ser­ca? Po­zwo­li so­bie na uło­że­nie ży­cia bez cie­nia Mar­ce­la? Mia­ła świa­do­mo­ść, że będzie to dłu­gi i bo­le­sny pro­ces, po­nie­waż Mar­cel oka­zał się naj­wi­ęk­szą i je­dy­ną mi­ło­ścią jej ży­cia. Na ra­zie nie była go­to­wa zmie­rzyć się z wci­ąż moc­no za­ko­twi­czo­nym w jej ser­cu uczu­ciem.

Gdy­by była mądrzej­sza, daw­no zwi­ąza­ła­by się z Pa­włem. Raz w ży­ciu wzi­ęła ślub z mi­ło­ści, dru­gi jej ślub był do­brym in­te­re­sem, może trze­ci na­le­ża­ło wzi­ąć z roz­sąd­ku? Po­wo­li za­czy­na­ła brać pod uwa­gę taką mo­żli­wo­ść, na­wet nie­źle jej szło ak­cep­to­wa­nie Pa­wła w ka­żdym aspek­cie swo­je­go ży­cia. Ale za­wsze po­rów­ny­wa­ła go do Mar­ce­la, nie mo­gła się tego po­zbyć i chy­ba tyl­ko to jesz­cze ją po­wstrzy­my­wa­ło przed po­wzi­ęciem osta­tecz­nej de­cy­zji. Nie mia­ła na­dziei, że Mar­cel wró­ci. Wzmian­ki me­dial­ne o jego po­czy­na­niach mó­wi­ły ja­sno, że świet­nie się ba­wił, choć przez ostat­nie kil­ka mie­si­ęcy znik­nął z me­diów. Nie mo­gła zna­le­źć o nim ja­kiej­kol­wiek in­for­ma­cji oprócz tej, że nie­daw­no wy­dał ko­lej­ną ksi­ążkę.

Po wy­je­ździe ze Ste­gny tam­te­go fe­ral­ne­go dnia ca­łko­wi­cie ze­rwa­ła kon­takt z Mar­ce­lem, Ewe­li­ną i wszyst­ki­mi zna­jo­my­mi. Nie od­po­wia­da­ła na te­le­fo­ny Ewe­li­ny tak dłu­go, aż ta prze­sta­ła dzwo­nić. Nie chcia­ła, żeby do­wie­dzia­ła się o dziec­ku, któ­re­go Mar­cel nie ży­czył so­bie w swo­im ży­ciu.

Mar­cel... Na roz­pra­wę roz­wo­do­wą nie po­szła. W jej imie­niu wy­stąpił ad­wo­kat wska­za­ny przez Ma­ćka i po dwóch mie­si­ącach od wy­da­rzeń w Ste­gnie była wol­na. Ma­ciek po­wie­dział jej, że może za­wsze li­czyć na jego po­moc. Po­dzi­ęko­wa­ła, ale ni­g­dy nie sko­rzy­sta­ła.

Je­dy­ną oso­bą, któ­ra do­wie­dzia­ła się, że jest w ci­ąży, był wła­śnie Pa­weł. Nie od­bie­ra­ła od nie­go te­le­fo­nów, tak jak od Ewe­li­ny, ale nie od­pu­ścił i po kil­ku mie­si­ącach przy­sze­dł do za­kła­du. Wście­kł się na Mar­ce­la, że zo­sta­wił ją w ci­ąży i chciał od razu do nie­go je­chać, żeby mu na­kła­ść za to po mor­dzie. Ola przez dwie go­dzi­ny pro­si­ła go, żeby tego nie ro­bił. W ko­ńcu ochło­nął i po­roz­ma­wiał z nią szcze­rze. Po­wie­dział wte­dy, że Mar­cel wy­pro­wa­dził się do War­sza­wy i nie przy­je­żdża do Gda­ńska. Cza­sem roz­ma­wia­ją przez te­le­fon, ale spo­ty­ka­ją się rzad­ko.

Pa­weł nie po­zwo­lił się spła­wić i bar­dzo jej po­mó­gł w pierw­szych ty­go­dniach po uro­dze­niu Olka. Te­raz też często przy­cho­dził rano ze świe­żym pie­czy­wem i po­ma­gał jej tak jak dzi­siaj. Olek prze­pa­dał za Pa­włem i jego dzie­cia­ka­mi. Ona zresz­tą też po­lu­bi­ła tę trój­kę grzecz­nych i uło­żo­nych mło­dych lu­dzi. Naj­star­szy, Kac­per, stu­dio­wał we Wro­cła­wiu, młod­szy, Piotr, cho­dził do trze­ciej kla­sy li­ceum, a naj­młod­sza Alin­ka ko­ńczy­ła pod­sta­wów­kę. Alin­ka, chy­ba pod jej wpły­wem, po­sta­no­wi­ła iść do tech­ni­kum fry­zjer­skie­go i chcia­ła pra­co­wać u Oli w za­kła­dzie. Pod­nio­sła gło­wę, zer­ka­jąc na scho­dy. Mu­sia­ła przy­znać, że za­rów­no ona, jak i Olek, bar­dzo zży­li się z ro­dzi­ną Pa­wła. Wie­le nie­dziel i pra­wie ka­żde świ­ęta spędza­li ra­zem.

Do­brze jej było z Pa­włem. Łączy­ła ich moc­na przy­ja­źń. Jed­nak Ola nie mo­gła się zmu­sić do cze­goś wi­ęcej. Mężczy­zna kil­ku­krot­nie pro­sił ją, żeby za nie­go wy­szła. Kon­se­kwent­nie od­ma­wia­ła. Pa­weł nie na­ci­skał, nie zmu­szał i nie po­na­glał. Cier­pli­wie cze­kał, aż zmie­ni zda­nie i jed­nak przyj­mie oświad­czy­ny. A ona nie była w sta­nie się prze­ła­mać.

– Mama!

Z za­my­śle­nia wy­rwał ją głos Olka. Wsta­ła od sto­łu i ode­bra­ła ubra­ne­go do wy­jścia mal­ca z rąk Pa­wła.

– Dla­cze­go nie zja­dłaś? – za­py­tał z przy­ga­ną w gło­sie.

– Nie je­stem w sta­nie zje­ść ki­lo­gra­ma ja­jecz­ni­cy i czte­rech to­stów. Było pysz­ne, tyl­ko z ilo­ścią prze­sa­dzi­łeś. Obie­cu­ję, że do­jem na obiad. Pa­we­łku, dzi­ęku­ję za śnia­da­nie. I za Olka.

Uśmiech­nęła się, po­sta­wi­ła syna na podło­dze i za­bra­ła się za wkła­da­nie kurt­ki i bu­tów.

– Do któ­rej będziesz w pra­cy?

– Do pi­ęt­na­stej. Od­bio­rę Olka.

– Mam dzi­siaj wol­ne, więc gdy­byś chcia­ła...

– Po­ra­dzę so­bie, dzi­ęku­ję.

Wy­szli przed dom, po­że­gna­li się i Ola od­wio­zła syna do żłob­ka.

W pra­cy zna­la­zła się tro­chę przed dzie­wi­ątą, ale już od ósmej pa­no­wał spo­ry ruch. Za­kład sze­dł do­brze. Za­trud­nia­ła sze­ść fry­zje­rek i pra­wie taką samą licz­bę ob­słu­gi do­dat­ko­wej. Ona, ze względu na dziec­ko, ogra­ni­czy­ła się do sze­ściu, sied­miu go­dzin dzien­nie.

W pra­cy nie przy­zna­ła się do ślu­bu i o dzi­wo ten fakt ni­g­dzie nie wy­pły­nął w me­diach. A kie­dy Mir­ka w ko­ńcu za­uwa­ży­ła, że Ola spo­dzie­wa się dziec­ka, po­wie­dzia­ła jej, że roz­sta­li się z Mar­ce­lem z tego wła­śnie po­wo­du i tyle. Pa­wła Mir­ka nie zno­si­ła i wca­le się z tym nie kry­ła.

– Do­staw­ca po­ran­nych bu­łek za­szczy­cił cię dzi­siaj wi­zy­tą? – za­py­ta­ła na dzień do­bry to­nem ocie­ka­jącym sar­ka­zmem.

– Był. – Ola uśmiech­nęła się, przy­zwy­cza­jo­na do ta­kich tek­stów. Nie mia­ła siły wal­czyć z nie­chęcią przy­ja­ció­łki, któ­ra z cza­sem za­częła ją ba­wić. – Do­sta­łam cie­płe śnia­dan­ko i czas na prysz­nic.

– Plec­ki ci do­brze wy­dra­pał szczo­tecz­ką z noc­ne­go prze­po­ce­nia?

– Prze­stań się nad nim znęcać. Chce do­brze.

Mina Mir­ki po­wie­dzia­ła Oli bar­dzo do­sad­nie, co my­śli o do­brych chęciach jej przy­ja­cie­la.

– Ju­tro nie pra­cu­jesz, pa­mi­ętasz? – przy­po­mnia­ła jej, zmie­nia­jąc te­mat.

– Do­brze, że mi o tym po­wie­dzia­łaś. Nie po­tra­fię się przy­zwy­cza­ić, że jed­ną so­bo­tę w mie­si­ącu mam nie­pra­cu­jącą.

– Po dzie­si­ęciu la­tach przy­wyk­niesz – skwi­to­wa­ła. – Trzy­maj gra­fik.

Ola ode­bra­ła kart­kę i stu­dio­wa­ła roz­pi­skę. Po chwi­li Mir­ka znów się ode­zwa­ła:

– Czy­ta­łam ostat­nią ksi­ążkę Brau­na. Faj­nie mu wy­szła.

– Su­per, będzie miał wi­ęcej kasy – mruk­nęła niby obo­jęt­nie, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od kart­ki, ale w mo­men­cie prze­sta­ła roz­ró­żniać li­ter­ki.

– Ola, mały ma już dwa lata. Może po­win­naś...

– Nie – wark­nęła i po­szła na dział męski.Mar­cel

Wzi­ął go­rący prysz­nic, a te­raz ochla­pał twarz i kark zim­ną wodą przy umy­wal­ce. Spoj­rzał w lu­stro. To, co w nim zo­ba­czył, wy­wo­ła­ło skrzy­wie­nie ust. Si­ęgnął po ręcz­nik, wy­ta­rł mo­kre wło­sy, po czym wy­sze­dł z ła­zien­ki. W kuch­ni na­sta­wił eks­pres i spoj­rzał na te­le­fon. Nie­ode­bra­ne po­łącze­nie od wy­daw­cy, ko­lej­ne od Ma­ćka. Naj­pierw od­dzwo­nił do Do­mi­ni­ka. Roz­ma­wia­li krót­ko i kon­kret­nie na te­mat spo­tkań au­tor­skich w stycz­niu i kil­ku wa­żnych umów. Pó­źniej za­dzwo­nił do Ma­ćka.

– Cze­ść, sta­ry, co tam? – przy­wi­tał się z praw­ni­kiem.

– Cze­ść. Na­jem­ca two­je­go miesz­ka­nia zre­zy­gno­wał. Mam je skie­ro­wać do agen­cji i wy­na­jąć czy wra­casz z ba­ni­cji?

Już miał po­wie­dzieć, że ma wy­na­jąć, ale coś go tknęło. Wy­jął dzba­nek z eks­pre­su i na­lał pe­łen ku­bek kawy.

– Na­wet do­brze się zło­ży­ło, nic nie rób. Mu­szę przy­je­chać na dłu­żej do Gda­ńska. Do­mi­nik chce prze­ne­go­cjo­wać umo­wy. Tro­chę mnie to mar­twi, bo ja­koś się dziw­nie za­cho­wy­wał. Nie wiem, czy nie będzie chciał ze mnie zre­zy­gno­wać.

– Prze­cież to ża­den pro­blem, ka­żde inne wy­daw­nic­two przyj­mie cię z otwar­ty­mi ra­mio­na­mi, je­że­li Do­mi­nik przed­sta­wi nie­do­rzecz­ne żąda­nia.

– Pro­blem w tym, że nie chcę zmian i ra­czej ze wszyst­kim pój­dę mu na rękę. Za dużo fa­ce­to­wi za­wdzi­ęczam, szcze­gól­nie po tym ostat­nim wy­sko­ku.

– Masz ra­cję. – Usły­szał ci­ężkie wes­tchni­ęcie praw­ni­ka. – Bez Do­mi­ni­ka by­łbyś te­raz w nie­złej du­pie.

– Na­wet mi nie przy­po­mi­naj. – Skrzy­wił się na wspo­mnie­nie cza­su spędzo­ne­go w kli­ni­ce w Szwaj­ca­rii. – Przy­ja­dę do Gda­ńska i zo­ba­czy­my, co jest gra­ne. Za­dzwoń do nie­go i ustal, ja­kie zmia­ny chce wpro­wa­dzić w umo­wy.

– Świet­nie, będzie­my mie­li czas na flasz­kę. Kie­dy się po­ja­wisz?

– Chy­ba na­wet dzi­siaj wsi­ądę w sa­mo­chód i przy­ja­dę.

– Już ci od­da­li pra­wo jaz­dy? – za­kpił Ma­ciek, na co Mar­cel wy­ra­źnie prych­nął. – Spo­koj­nie, zaj­mę się umo­wa­mi.

– Za­re­zer­wuj so­bie czas na flasz­kę ju­tro, okej?

– Do­sko­na­ły po­my­sł, pod wa­run­kiem, że ty ogra­ni­czysz się do dwóch kie­lisz­ków. To na ra­zie.

– Cze­ść.

Odło­żył te­le­fon i po­sta­no­wił ru­szyć od razu. Nie miał żad­nych pla­nów, więc po­je­dzie, wy­śpi się i za­akli­ma­ty­zu­je w swo­im sta­rym miesz­ka­niu. Może od­wie­dzi Ewe­li­nę?

Ubrał się, spa­ko­wał wa­liz­kę i zwi­ązał wło­sy w ku­cyk. Po wie­lu pró­bach strzy­że­nia u in­nych niż Ola fry­zje­rek dał so­bie spo­kój. Żad­na nie po­tra­fi­ła tak per­fek­cyj­nie po­ra­dzić so­bie z jego nie­sfor­ny­mi wło­sa­mi i dla­te­go je za­pu­ścił. Tak jak i bro­dę. Nie­zbyt dłu­gą, pa­su­jącą do spi­ętych wło­sów.

Ola... Wes­tchnął na jej wspo­mnie­nie. Mimo upły­wu cza­su tęsk­nił za nią. Za gło­sem, uśmie­chem, bły­skiem zło­ści w oczach, kie­dy wy­pro­wa­dzał ją z rów­no­wa­gi. Kto wie, jak po­to­czy­ły­by się ich losy, gdy­by nie wy­wi­nęła mu tak par­szy­we­go nu­me­ru. Wie­dział od Pa­wła, że wy­cho­wu­je to dziec­ko, po­dob­no chło­pak. Kie­dyś po­pro­sił przy­ja­cie­la o zdjęcie ma­łe­go, ale od­mó­wił. Po­wie­dział mu, że je­że­li chce zo­ba­czyć wła­sne­go syna, niech się po­fa­ty­gu­je oso­bi­ście. Od pew­ne­go cza­su co­raz częściej my­ślał o tym mal­cu. Dla­cze­go? Nie miał po­jęcia. Może te­ra­pia tak za­dzia­ła­ła? Chciał Olę samą, nie w pa­kie­cie z dziec­kiem. Ale ona wo­la­ła tego smar­ka­cza za­miast nie­go. Nie zmie­ni­ło jed­nak fak­tu, że kie­dy wró­cił ze Szwaj­ca­rii, mi­ja­jąc mat­ki z ma­ły­mi dzie­ćmi, ła­pał się na wy­obra­ża­niu, jak­by to było spa­ce­ro­wać z wła­snym sy­nem. Czy ma­lec wzbu­dzi­łby w nim inne uczu­cia, niż za­uwa­żał u sie­bie w sto­sun­ku do ob­cych dzie­ci? Czym niby mia­ły się one ró­żnić? Dzie­ciak to dzie­ciak, wszyst­kie się bru­dzą, wszyst­kie wrzesz­czą i są zde­cy­do­wa­nie zbyt ab­sor­bu­jące. A jed­nak ta spra­wa co­raz bar­dziej go nur­to­wa­ła. Chy­ba za­czy­nał chcieć spoj­rzeć temu chłop­cu w oczy.

Za­mknął drzwi i po­sze­dł do sa­mo­cho­du. Spoj­rzał na ze­ga­rek i stwier­dził, że po­wi­nien do­je­chać na miej­sce o pi­ęt­na­stej. Wrzu­cił wa­liz­kę do ba­ga­żni­ka, po czym ru­szył.

Mi­ja­jąc dro­go­wskaz na Gda­ńsk, zno­wu za­czął my­śleć o Oli. Może spo­tka ją przy­pad­kiem, a może po pro­stu za­dzwo­ni i za­pro­si na kawę? Na ra­zie bez dzie­cia­ka. Tyl­ko ona. Przyj­dzie do nie­go po pra­cy i... Za­ci­snął ręce na kie­row­ni­cy. Myśl o jej na­gim cie­le zbu­rzy­ła mu krew. Mi­nęło tyle cza­su, a on na­dal nie po­tra­fił po­zbyć się opęta­nia na jej punk­cie. Żad­na ko­bie­ta mu nie sma­ko­wa­ła, żad­na nie wzbu­dza­ła ta­kie­go po­żąda­nia jak ona.

Na po­cząt­ku pró­bo­wał żyć jak daw­niej. Za­li­czać chęt­ne pa­nien­ki po spo­tka­niach au­tor­skich, cho­dzić na im­pre­zy i za­cho­wy­wać się jak pan świa­ta. Przez pierw­sze kil­ka mie­si­ęcy na­wet dzia­ła­ło. Cie­szył się zwy­ci­ęstwem nad mat­ką. Za­raz po śmier­ci Lud­mi­ły za­gro­zi­ła pro­ce­sem o po­dział ma­jąt­ku, ale na­słał na nią Ma­ćka, któ­ry ją sku­tecz­nie uci­szył. Z Ewe­li­ną nie utrzy­my­wał żad­nych kon­tak­tów. Nie wi­dział w tym sen­su. Nie była mu do ni­cze­go po­trzeb­na. Pró­bo­wał zwi­ązać się z kil­ko­ma ko­bie­ta­mi, ale już po paru dniach za­czy­na­ły go nu­dzić, a naj­da­lej po mie­si­ącu dra­żnić do tego stop­nia, że miał ocho­tę zo­stać mor­der­cą. Nic z tych wy­czy­nów nie do­sta­ło się do me­diów, ale kosz­to­wa­ło go to spo­ro go­tów­ki. W ko­ńcu dał so­bie spo­kój. Żad­na nie mia­ła na­wet pro­cen­ta tego cza­ru, któ­re­go pod do­stat­kiem mia­ła jego Ola. Jego... Za­wsze tak o niej my­ślał. Za­wsze już będzie jego Olą, naj­wi­ęk­szą nie­spo­dzian­ką i naj­wi­ęk­szą po­ra­żką w ży­ciu. Po­kręcił gło­wą, marsz­cząc brwi. Czy już ni­g­dy nie wy­le­czy się z tej ko­bie­ty?

W przy­dro­żnej sie­ciów­ce ku­pił kawę. Dziew­czy­na, któ­ra wy­da­ła mu na­pój, roz­po­zna­ła go i po­pro­si­ła o au­to­graf. Pod­pi­sał jej pa­pie­ro­wy ku­bek, czym wy­wo­łał pisk ra­do­ści. Uśmiech­nął się. Dwa lata nie wy­dał żad­nej ksi­ążki, prak­tycz­nie znik­nął z me­diów, a i tak jesz­cze zda­rza­ło mu się wzbu­dzać emo­cje. Ru­szył w dal­szą dro­gę.

Pó­źniej przy­sze­dł w jego ży­ciu dłu­gi czas za­ła­ma­nia, przede wszyst­kim pi­sar­skie­go, hek­to­li­trów wód­ki i se­pa­ra­cji od lu­dzi. Za­szył się w wy­na­jętym domu pod War­sza­wą i do­pro­wa­dził do ca­łko­wi­te­go dna, któ­re zwie­ńczył spo­wo­do­wa­niem wy­pad­ku po pi­ja­ku. Na szczęście nic się ni­ko­mu nie sta­ło i to znów za spra­wą pie­ni­ędzy i po­mo­cy Do­mi­ni­ka, któ­ry wy­ci­szył spra­wę prak­tycz­nie do zera. Pó­źniej była kli­ni­ka, te­ra­pia i po­wrót do ży­wych, co za­jęło mu pół roku. Po­zbie­rał się, prze­ła­mał im­pas i za­czął pi­sać. Wy­dał ko­lej­ną ksi­ążkę i wzi­ął się za kon­ty­nu­ację tak do­brze przy­jęte­go kry­mi­na­łu, do któ­re­go po­wsta­nia przy­czy­ni­ła się Ola. Po­wo­li wra­cał daw­ny Mar­cel, ale ci­ągle nie mógł so­bie wy­tłu­ma­czyć, dla­cze­go tak za­re­ago­wał. Dążył do tego, żeby nie wi­ązać się z Olą. Nie chciał ma­łże­ństwa, sta­łe­go zwi­ąz­ku, a w szcze­gól­no­ści dzie­ci. Czy­żby za­głu­szał w ten spo­sób ro­snące po­czu­cie winy, że zo­sta­wił ją ca­łkiem samą z pro­ble­mem? A może od­wrot­nie, wy­ła­do­wał wście­kło­ść, że uknu­ła spryt­ny plan usi­dle­nia go i wma­new­ro­wa­nia w dziec­ko? Im dłu­żej o tym my­ślał, tym bar­dziej wszyst­ko gma­twa­ło mu się w gło­wie.

Na ta­kich roz­my­śla­niach dro­ga mi­nęła szyb­ko, więc już przed pi­ęt­na­stą był w Gda­ńsku. Wsze­dł do miesz­ka­nia i ro­zej­rzał się. Pra­wie nic się tu­taj nie zmie­ni­ło i na­gle po­czuł, że jest na swo­im miej­scu. Tego miesz­ka­nia bra­ko­wa­ło mu jak po­wie­trza. Ko­chał je. Po­ło­żył wa­liz­kę w sy­pial­ni i zdjął kurt­kę. Wsze­dł do kuch­ni i zo­rien­to­wał się, że nie zro­bił za­ku­pów. Lo­dów­ka i szaf­ki były kom­plet­nie pu­ste po wy­pro­wadz­ce lo­ka­to­rów. Wes­tchnął, za­ło­żył na po­wrót kurt­kę, po czym po­sze­dł do miesz­czących się kil­ka do­mów da­lej de­li­ka­te­sów.

Po dro­dze mi­nął za­kład Oli i zo­ba­czył sa­mo­chód, któ­ry ku­pił jej wraz z do­mem. Była w pra­cy. Zer­k­nął w wi­try­ny, ale nie za­uwa­żył jej we­wnątrz.

W de­li­ka­te­sach ku­pił tyl­ko kil­ka nie­zbęd­nych rze­czy. Przede wszyst­kim kawę i mle­ko. Wra­cał z pe­łną re­kla­mów­ką w ob­jęciach, za­sta­na­wia­jąc się, czy może nie we­jść jed­nak do za­kła­du. Tak tyl­ko, żeby się przy­wi­tać i cho­ciaż ją usły­szeć. Może umó­wić się na strzy­że­nie? I kie­dy już miał po­sta­no­wie­nie wpro­wa­dzić w czyn, zo­ba­czył, jak ko­bie­ta wy­cho­dzi z za­kła­du i grze­bie w to­reb­ce. Po­znał tę to­reb­kę. Była to pierw­sza dro­ga rzecz, jaką ku­pi­ła za pie­ni­ądze po­da­ro­wa­ne jej przez Lud­mi­łę. Uśmiech­nął się od­ru­cho­wo. Ola za­ło­ży­ła ko­smyk wło­sów za ucho i za­trzy­ma­ła w po­ło­wie dro­gi po­mi­ędzy drzwia­mi za­kła­du a sa­mo­cho­dem. Nie za­uwa­ży­ła go.

– Dzień do­bry, Olu – po­wie­dział, kie­dy zna­la­zł się dwa kro­ki od niej.

Unio­sła gło­wę i przez mo­ment pa­trzy­ła zdzi­wio­na, jak­by szyb­ko szu­ka­ła w pa­mi­ęci, skąd go zna. Nie zmie­ni­ła się kom­plet­nie. Może mia­ła dłu­ższe wło­sy. Przy­po­mniał so­bie iden­tycz­ną sce­nę sprzed lat. Ale te­raz nie za­re­ago­wa­ła jak wte­dy. Jej twarz po­bla­dła, a ręce za­drża­ły.

– Mar­cel... – szep­nęła.

– Wró­ci­łem na tro­chę do Gda­ńska. Masz czas na kawę?

Wy­pro­sto­wa­ła się i spoj­rza­ła pew­niej. Zo­ba­czył, jak na mo­ment za­ci­snęła szczęki.

– Ni­g­dy już nie będę mia­ła cza­su na kawę z tobą. Że­gnam.

Od­wró­ci­ła się i wsia­dła do sa­mo­cho­du. Od­je­cha­ła, a on stał na chod­ni­ku i ga­pił się na od­je­żdża­jące auto. Ta­kiej re­ak­cji się nie spo­dzie­wał. Po chwi­li ru­szył da­lej. Ro­zu­miał jej pre­ten­sje, że nie chciał tego dziec­ka. Ow­szem, po­wie­dział w zło­ści, że nie chce jej wi­ęcej wi­dzieć. Ale to prze­cież, do ja­snej cho­le­ry, była jej wina! To ona za­szła w ci­ążę, nie py­ta­jąc, czy on też tego chce. Prze­cież te­raz wy­ci­ągnął rękę na zgo­dę, a ona po­trak­to­wa­ła go jak gów­no na bu­cie. Wku­rzo­ny wsze­dł do miesz­ka­nia i od razu za­dzwo­nił do Ma­ćka.

– Może masz ocho­tę na flasz­kę już dzi­siaj? – za­py­tał, kie­dy praw­nik ode­brał te­le­fon.

– Co ci tak psy­chi­kę zde­ner­wo­wa­ło?

– Ra­czej kto? – sark­nął i nie­ocze­ki­wa­nie usły­szał śmiech. – Przyj­dziesz?

– A masz flasz­kę?

– O, kur­wa. – Zo­rien­to­wał się, że nie ma.

– To przy­nio­sę. Za­mów coś do je­dze­nia.

– Dzi­ęki.

Go­dzi­nę pó­źniej sie­dzie­li przy sto­le za­sta­wio­nym je­dze­niem z chi­ńskiej re­stau­ra­cji i bu­tel­ką wód­ki.

– Je­stem zdu­mio­ny, że dzi­wi cię jej re­ak­cja – za­czął Ma­ciek, kie­dy Mar­cel po­wie­dział mu, co się sta­ło. – Zo­sta­wi­łeś ją w ci­ąży, w do­dat­ku samą jak pa­lec. Fakt, z po­ka­źnym ma­jąt­kiem, ale jed­nak samą. Wie­dzia­łeś, że nie ma ani ro­dzi­ców, ani na­wet ro­dze­ństwa, żeby mia­ła ja­kie­kol­wiek wspar­cie.

– Do­sta­ła ba­ńkę na kon­to, mo­gła so­bie wy­na­jąć po­moc – wark­nął.

– Na­wet nie do­tknęła tych pie­ni­ędzy. Ka­za­ła mi utwo­rzyć z nich fun­dusz po­wier­ni­czy dla Olka.

– Nie żar­tuj, to z cze­go ona żyje?

– Prze­cież ma za­kład i ci­ężko pra­cu­je. Roz­wi­nęła go, pil­nu­je, żeby do­brze pro­spe­ro­wał. Po mie­si­ącu od uro­dze­niu Olka wró­ci­ła do pra­cy. Po­ra­dzi­ła so­bie ze wszyst­kim ge­nial­nie.

– No to nie ro­zu­miem, dla­cze­go ma do mnie pre­ten­sje?

Ma­ciek pa­trzył na nie­go przez mo­ment z moc­no wy­ma­lo­wa­nym nie­do­wie­rza­niem.

– Po­wa­żnie je­steś ta­kim idio­tą? – za­py­tał. – Zda­jesz so­bie spra­wę, ile nie­mow­lak nie­sie ze sobą obo­wi­ąz­ków, trosk i nie­prze­spa­nych nocy?

– Nie – przy­znał, krzy­wi­ąc się. – Nie mia­łem wąt­pli­wej przy­jem­no­ści za­zna­jo­mie­nia się z pro­ble­mem.

– To szko­da, bo może zro­zu­mia­łbyś, przez co prze­szła. Na szczęście Pa­weł zo­rien­to­wał się w porę, że Ola jest w ci­ąży i po­mó­gł jej. Zna­la­zł od­po­wied­nią opie­kun­kę, pó­źniej żło­bek, spędzał z nią i ma­łym dużo cza­su.

Mar­cel za­gry­zł zęby i po­kręcił kie­lisz­kiem. Na­gle świa­do­mo­ść, że jego naj­lep­szy przy­ja­ciel mógł do­ty­kać Oli i jego syna obu­dzi­ła w nim nie­po­ha­mo­wa­ny na­pad wście­kło­ści.

– Sa­ma­ry­ta­nin pier­do­lo­ny. Wiesz, czy oni...

– Nie zdzi­wi­łbym się – do­wa­lił mu. – Pew­no­ści nie mam, bo Pa­weł nie ru­sza tego te­ma­tu, a ja tak­tow­nie nie py­tam. Ale prze­cież Ola i Olek cię ab­so­lut­nie nie ob­cho­dzą, więc chy­ba nie po­win­no ci to ro­bić ró­żni­cy, praw­da?

Kie­li­szek Mar­ce­la po­le­ciał przez dłu­go­ść ja­dal­ni i sko­ńczył kru­chy ży­wot na ku­chen­nych szaf­kach. Ma­ciek tyl­ko po­ki­wał gło­wą.

– Gdy­by to była praw­da – pod­jął praw­nik – nie za­re­ago­wa­łbyś w ten spo­sób te­raz i nie za­la­łbyś pały tak sku­tecz­nie rok temu. Nie wiem, dla­cze­go sam so­bie ro­bisz na zło­ść. Idź do niej, po­znaj wła­sne dziec­ko i cho­ciaż spró­buj wy­bła­gać prze­ba­cze­nie.

– Nie chcę mieć dziec­ka, tyl­ko ją! Nie ro­zu­miesz?

– Mar­cel, de­bi­lu, ty MASZ dziec­ko i tego nie zmie­nisz. Je­że­li chcesz od­zy­skać Olę, mu­sisz się z tym fak­tem po­go­dzić i za­ak­cep­to­wać ma­łe­go. – Od­wró­cił na mo­ment gło­wę i za­ci­snął usta w wąską kre­skę. – W jed­nym przy­znam ci ra­cję. Na­praw­dę cię nie ro­zu­miem. Prze­cież dziec­ko to naj­cen­niej­szy dar, jaki mo­żna do­stać od ży­cia. Nam wal­ka o wła­sne dzie­ci za­jęła pięć lat i po­chło­nęła nie­wia­ry­god­ne ilo­ści pie­ni­ędzy, a ty otrzy­ma­łeś syna od losu w pre­zen­cie i go nie chcesz. Prze­cież to cząst­ka cie­bie, przedłu­że­nie two­je­go ży­cia. Jak mo­żesz nie chcieć pa­trzeć, jak on ro­śnie, uczy się wszyst­kie­go, jak ko­cha cię mi­ło­ścią bez­gra­nicz­ną. Dla­cze­go po­zba­wiasz się prze­ży­cia naj­faj­niej­szej przy­go­dy w swo­im ży­ciu? W imię cze­go to so­bie ro­bisz? Kil­ku pi­jac­kich im­prez i ło­je­nia pa­nie­nek w ka­żdym roz­mia­rze i ko­lo­rze? To jest dla cie­bie wa­żniej­sze niż ko­cha­jąca cię, cu­dow­na ko­bie­ta i wspa­nia­ły syn?

Mar­cel po­ło­żył łok­cie na bla­cie i za­krył twarz ręka­mi. Po­wo­li do­cho­dzi­ło do nie­go, że w głębi du­szy musi przy­znać Ma­ćko­wi ra­cję. Po wy­da­rze­niach z Olą nie po­tra­fił się od­na­le­źć w daw­nym spo­so­bie ży­cia. Co­raz wi­ęcej my­ślał o synu i jego mat­ce.

– Pro­blem w tym, że ona mnie chy­ba nie ko­cha – mruk­nął.

– Gdy­by tak było, daw­no wy­szła­by za Pa­wła. Od po­cząt­ku mó­wi­łem ci, że ro­bisz błąd. Sko­ro wszyst­ko tak kon­cer­to­wo spier­do­li­łeś, te­raz cho­ciaż po­sta­raj się to na­pra­wić.

Usły­sze­li dzwo­nek do drzwi. Ma­ciek się uśmiech­nął, a Mar­cel zdzi­wił, kie­dy w miesz­ka­niu po­ka­zał się Pa­weł z li­tro­wą wód­ką w ręce. Zlu­stro­wał stół i unió­sł brwi.

– Mar­cel, nie masz kie­lisz­ka? – za­py­tał z jaw­ną kpi­ną w gło­sie. – Czy­żbyś zo­stał abs­ty­nen­tem?

– Roz­pier­do­lił kie­li­szek o me­ble – od­po­wie­dział mu Ma­ciek. – Taki ma do­bry hu­mor po spo­tka­niu z Olą.

– Już się z nią wi­dzia­łeś?

– A co? Masz mo­no­pol na wi­dy­wa­nie mat­ki mo­je­go syna? – wark­nął na przy­wi­ta­nie Mar­cel, ale wstał i uści­skał przy­ja­cie­la.

– No wiesz, na ra­zie z nas dwóch woli oglądać mnie. – Za­śmiał się i usia­dł, a Mar­cel po­sze­dł po kie­lisz­ki. – Wró­ci­łeś, żeby w ko­ńcu zmie­nić ten stan rze­czy?

– A jest to jesz­cze mo­żli­we? – za­py­tał Mar­cel, sta­wia­jąc przed Pa­włem kie­li­szek. – Masz in­for­ma­cje z pierw­szej ręki, więc po­wiedz mi praw­dę.

– Po ta­kim po­pi­sie głu­po­ty, jaki da­łeś, będzie ci ci­ężko. Nie mówi o to­bie ni­g­dy, a kie­dy za­czy­nam te­mat, na­tych­miast go uci­na. Raz tyl­ko za­py­ta­ła, gdzie miesz­kasz, więc od­po­wie­dzia­łem, że prze­nio­słeś się do War­sza­wy. Na­wet dzi­siaj rano...

– Co ro­bi­łeś u niej rano? – wpa­dł mu w sło­wo Mar­cel.

– Przy­wio­złem pie­czy­wo i po­mo­głem z Ol­kiem. Często tak ro­bię. Spo­koj­nie, Mar­cel­ku, ona mnie na ra­zie nie chce. – Zmarsz­czył brwi. – Chy­ba ma ja­kiś uraz do fa­ce­tów, nie uwa­żasz? Ale na­praw­dę ci­ężko pra­cu­ję nad prze­ła­ma­niem tej nie­chęci.

Ma­ciek par­sk­nął śmie­chem, a Mar­cel roz­lał ko­lej­kę.

– Za­wsze była z cie­bie zło­śli­wa kur­wa – mruk­nął i pod­nió­sł kie­li­szek.

– Za­słu­ży­łeś, to się nie burz. – Pa­weł od­bił pi­łecz­kę i wy­pi­li. – Od­po­wiesz mi na py­ta­nie?

Mar­cel wes­tchnął ci­ężko i po­stu­kał kie­lisz­kiem o blat.

– Coś mnie tu przy­gna­ło. Nie je­stem pe­wien, czy tęsk­no­ta za mia­stem czy jed­nak za nią. Jed­no wiem na pew­no. War­sza­wa to nie moje miej­sce, a pa­nien­ki i im­prez­ki po do­świad­cze­niach z Olą stra­ci­ły smak chy­ba już nie­odwo­łal­nie. Te­raz Ma­ciek uświa­do­mił mi kil­ka istot­nych rze­czy i dał do my­śle­nia. Pro­blem w tym, że nie wiem, czy chcę w ży­ciu aku­rat Oli i dzie­cia­ka...

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: