- W empik go
Znaj pana - ebook
Znaj pana - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 174 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przed słynnym zakładem fryzjerskim, zwanym „Instytutem piękności”, na placu Vendôme zatrzymał się powóz klubowy z tą precyzją i powagą, która cechuje woźniców paryskich. Mężczyzna w średnim wieku, z podniesionym kołnierzem od płaszcza i nasuniętym na oczy kapeluszem, wysiadł, szybko przebiegł przez chodnik, niby spiskowiec, i z impetem pchnął lustrzane drzwi sklepowe.
W innym mieście ta postać zwróciłaby uwagę przechodniów, ile że godzina była poranna i dzień majowy – nikt więc nie nosił płaszcza ani ukrywał twarzy. Ale Paryżanin nie gapi się po chodnikach; szybki przechodzień jednym ukośnym rzutem oka ocenił, że okutany jegomość jest podróżnym świeżo przybyłym, zdążającym do „Institut de Beauté” w celu udoskonalenia swej zewnętrznej postaci. Z typu – cudzoziemiec. Brazylijczyk? nie – zapewne Słowianin, może Polak?
Inne wrażenie wywarł wewnątrz magazynu nowo przybyły, gdy zrzucił królewskim ruchem płaszcz z ramion i, silnie rozkrzewiony w czuprynie, na twarzy niegolony, szedł, zacierając dłonie, w głąb zakładu, odbijającego po stokroć jego postać w lustrach, pachnącego wszystkimi woniami Paryża. Przed tym zja – wisidem fryzjer Paul załamał rozpaczliwie ręce i zawołał:
– Ah, monsieur le comte, quelle sale tête vous avez làl.
Pan hrabia Teodor Odwaga-Konopacki rozchmurzył oblicze, parsknął nawet krótkim śmiechem, odpowiadając na wykrzyknik fryzjera i, ze swobodą niewczorajszego tu bywalca, usadowił się przed lustrem.
– Peniuar dla pana hrabiego! – komenderował Paul – z naszych wielkich batystowych! woda gorąca! żelazka do wąsów typu „Impeccable”!
Gość zajmował sobą tym więcej miejsca w przestrzeni i w estymie członków „Instytutu piękności”, że godzina była wczesna i zakład jeszcze prawie pusty. Mydlono zawzięcie dwie tylko zadarte w górę fizjognomie; jednemu Chińczykowi postrzygano warkocz.
Fryzjer Paul zabierał się do hrabiego z energią artysty, mającego przed sobą ogromne zadanie, z zamachem rzeźbiarza, który czuje, że nieokrzesana bryła pod jego ręką przekształci się wkrótce w arcydzieło.
– Brzytwa najprzód!
W mig zamydlony, obrany z barbarzyńskich porostów lekkim polotem stali, okazał Konopacki czerstwą swą cerę podolskiego ziemianina, uśmiechniętą radośnie do życia.
– Ależ pan hrabia chyba tydzień już nie golił brody?!
– Jadę bez odpoczynku z Kijowa do Paryża. U mnie tak! Skoro tylko uwolnię się na wiosnę od obowiązków, zaraz tu jestem.
– Pani hrabina i familia nie zawitali do nas tym razem?
– Nie, sam jestem – odrzekł Konopacki lakonicznie, lecz oczy i usta trysnęły niepohamowaną radością.
– Tego właśnie panu potrzeba: maleńkiej paryskiej kąpieli.
– Oh! mam tu także interesy…
Fryzjer skłonił głowę z wyrazem najgłębszego przekonania.
– Piękną mamy wiosnę… Czy u panów równie piękna pogoda?
– Gdzież tam! w przeszłym tygodniu śnieg jeszcze padał! Podły klimat!
– Pan hrabia zechce nie obruszać się tak wyraziście na swą ojczyznę, gdyż mógłbym zaciąć brzytwą…
Padła potem bujna podolska grzywa pod artystycznymi cięciami nożyc.
– A powiedz no, panie Paul – bywają u was zawsze dawni znajomi, co?
– Mamy najlepszą klientelę: wczoraj jeszcze był tu książę Orleański, książę Braganza. Bywa u nas stale nawet pan baron Rothschild. Prezydenta Rzeczypospolitej dlatego tylko nie obsługujemy, że jesteśmy rojalistami.
Słowa artysty-fryzjera dogadzały Konopackiemu, jak kadzidło zwrócone do jego własnej osoby. W atmosferze głośnych nazwisk i wyszukanych woni czuł się współobywatelem szerokiego świata rozkoszy.
– Wielu też rodaków pańskich zaszczyca nas swymi względami…
Skrzywił się pan hrabia: nie przyjechał tu szukać rodaków, właśnie od nich uciekł. Ale przyszło mu pomiarkowanie, że do „Instytutu piękności” trafiają przeważnie ludzie pierwszego wyboru, których znać jest chlubnie dla eufonii albo pożytecznie dla ułatwień w zabawie. Więc zapytał:
– Książę Lubomirski bywa u was?