- promocja
Zniewolona Rosja - ebook
Zniewolona Rosja - ebook
O rosji, jakiej nie znacie.
Książka burzy utrwalony obraz patriarchalnej Rosji i udowadnia, że system oparty na niewolnictwie powinien budzić wstyd i zdziwienie, a nie nostalgię. W chwili zniesienia pańszczyzny w 1861 roku dwadzieścia trzy miliony rosyjskich obywateli stanowiło prywatną własność ziemiaństwa. Chłopi byli sprzedawani jako żywy towar, przegrywano ich w karty, zsyłano na Syberię, okrutnie karano za nieposłuszeństwo i składanie skarg. Wiele postaci skrzywdzonych chłopów opisanych przez Turgieniewa, Tołstoja, Puszkina czy Dostojewskiego miało swoje pierwowzory w realnym życiu. Przykład okrutnego księcia Gagarina, który torturował i zabił służącego, po czym zainscenizował jego samobójstwo, jest tego najlepszym dowodem. Tak jak i plastyczne opisy chłopskich buntów, przeważnie zakończonych rzezią lub zsyłką.
Borys Kierżencew odkrywa nowe karty historii naszego wschodniego sąsiada i skłania do refleksji nad zjawiskiem niewolnictwa w Europie Wschodniej.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66981-83-6 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O tym, że w Rosji istniało prawo pańszczyźniane, wiedzą wszyscy. Ale jak ono naprawdę wyglądało – dzisiaj nie wie prawie nikt. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że po tym, jak Aleksander Hercen oraz paru innych pisarzy i publicystów tamtych czasów surowo potępili pańszczyznę, wokół problemu zapadła swego rodzaju zmowa milczenia, która trwa do tej pory. Prawda o dwuwiekowym okresie zniewolenia narodu z różnych względów okazuje się często niewygodna. Autorzy rozpraw akademickich wolą zgłębiać tajniki ekonomiki, pomijając społeczne i moralne znaczenie zjawiska w całej jego rozciągłości; autorzy prac naukowych i popularnonaukowych unikają poruszania tego tematu, preferując poważniejsze i bardziej patriotyczne wątki. W efekcie z pamięci historycznej społeczeństwa znika cała epoka, a mówiąc ściślej – kształtują się o niej niesłuszne wyobrażenia, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jeśli nawet pojawiają się wzmianki o systemie pańszczyźnianym, towarzyszy im nieodłączna teza o „patriarchalnym” charakterze relacji pomiędzy chłopami a właścicielami ziemskimi i całkowicie pomijany jest fakt, że jeszcze na początku reformy chłopskiej dwadzieścia trzy miliony chłopstwa stanowiły z punktu widzenia prawa Imperium Rosyjskiego pełnoprawną własność swoich panów. I owa „święta własność” była sprzedawana z rozdzieleniem rodzin, zsyłana na Syberię, przegrywana w karty i – na koniec – ginęła pod batami i rózgami na skutek nieludzkich kar nie tylko do chwili „uwolnienia” 19 lutego 1861 roku, ale w niektórych przypadkach jeszcze przez parę następnych lat. A wiele prawnych i obyczajowych przeżytków pańszczyzny pozostawało w mocy niemal do ostatnich dni imperium.
Zniekształcony obraz epoki pańszczyźnianej, który się uformował, trudno podważyć. Żeby zrewidować nagromadzone w ciągu minionych lat nierzetelne sądy i domysły, rozpowszechniane w licznych publikacjach, potrzeba jeszcze sporo pracy. Tym cenniejsze w osiągnięciu owego celu i przywróceniu prawdy są opinie współczesnych oraz świadków epoki, nie tylko żyjących w czasach prawa pańszczyźnianego, ale też znających je z własnego doświadczenia – właścicieli ziemskich oraz ich poddanych. To dlatego ich relacjom poświęcono szczególną uwagę na stronach niniejszej książki. One, a także obiektywne dane pochodzące z innych źródeł, fragmenty policyjnych raportów, aktów prawnych i carskich dekretów oraz supliki chłopskie ukazują Rosję z mało znanej, mniej atrakcyjnej strony. Kulisy wielkiego imperium mogą się wydać niektórym odpychające, ale nie wolno zapominać, że prawda historyczna zawsze bywa gorzka w porównaniu z przesłodzonym i wyretuszowanym mitem.Rozdział I
„NIEZNOŚNE I OKRUTNE JARZMO”
Jak rosyjscy chłopi stali się niewolnikami na swojej ziemi
Naszą mateczkę historię cechuje nieprzebrane bogactwo takich zdarzeń, które obecnemu pokoleniu nie przyjdą do głowy nawet we śnie. Jest o czym pisać.
„Russkaja Starina” 1879, t. 27
Wstąpiwszy na tron największej monarchii świata w niezwykle podejrzanych okolicznościach, młoda niemiecka księżniczka, znana później jako Katarzyna Wielka, była zmuszona – żeby ocalić władzę, a wraz z nią swoje życie – uważnie się przysłuchiwać i przyglądać temu, co działo się w jej rozległym państwie. Napływające informacje były bardzo przykre, ale nie wypadało podawać w wątpliwość ich wiarygodności, ponieważ pochodziły z pewnych źródeł.
Hrabia Piotr Panin oznajmiał carowej: „Pobory na rzecz panów i powinności pańszczyźniane nie tylko przewyższają przykłady najbliższych zagranicznych mieszkańców, ale też przekraczają na ogół granice ludzkiej wytrzymałości”.
W Rosji drugiej połowy XVIII wieku na porządku dziennym była cztero-, pięcio-, a nawet sześciodniowa pańszczyzna. To oznaczało, że przez cały tydzień chłop pracował na roli właściciela ziemskiego. Żeby uprawiać swoje pole, z którego nie tylko utrzymywał rodzinę, ale też płacił podatki dla państwa – pozostawały mu jedynie niedziele i noce.
Aleksander Radiszczew relacjonował swoją rozmowę z chłopem:
„– Panie Boże, dopomóż – rzekłem, zbliżywszy się do oracza, który, nie zatrzymując się, kończył rozpoczętą bruzdę. – Czyżby ci całego tygodnia nie starczyło do pracy, że nawet w niedzielę nie folgujesz, i to jeszcze w samo południe?
– Tydzień, panie, ma sześć dni, a my sześć razy w tygodniu chodzimy na pańszczyznę, a pod wieczór, gdy tylko dopisze pogoda, wozimy do dworu siano, które zostało w lesie”.
Gubernator nowogrodzki Sievers donosił Katarzynie, że świadczenia, które posiadacze ziemscy nakładają na swoich chłopów pańszczyźnianych, „przechodzą wszelkie pojęcie”. Współcześni bez ogródek nazywali sytuację mieszkańców wsi niewolnictwem.
Cudzoziemcy podróżujący po Rosji za panowania Katarzyny pozostawili pełne niedowierzania i przerażenia zapiski na temat tego, co zobaczyli. „Jakich to nie podejmowałem środków ostrożności – pisał pewien francuski pamiętnikarz – żeby nie być świadkiem tych katuszy – są tak częste, tak naturalne w każdej wsi, że nie sposób nie słyszeć na każdym kroku krzyków nieszczęsnych ofiar nieludzkiej samowoli. Owe krzyki prześladowały mnie nawet we śnie. Ileż to razy przeklinałem swoją znajomość rosyjskiego, kiedy słyszałem, jak wydawano polecenie, by kogoś ukarać”.
Wymierzanie policzków i wybijanie zębów było dla służby czymś, czego właściwie nie mogła uniknąć w żadnym majątku. Jak pisał pewien współczesny, różnica polegała tylko na tym, że „kary niewolników zmieniały się w zależności od humoru i charakteru właściciela”. Jakaś ziemianka biła na odlew trzewikiem po twarzy chłopki pańszczyźniane, które ustawiała przed sobą w szeregu; w innej posiadłości wychłostano osiemdziesięciu służących za niewykonanie pracy na czas. Zachowało się świadectwo znanej księżnej Jekatieriny Daszkowej o tym, jak feldmarszałek hrabia Kamieński w obecności jej lokaja roztrzaskał dwóm chłopom głowy o piec.
Pisarz Tierpigoriew wspominał swojego dziadka, właściciela ziemskiego, którego przezywano „dentystą” za rzadką umiejętność wybijania jednym uderzeniem zębów służącym w chwili pańskiego gniewu albo nawet dla żartu. Godne odnotowania jest to, że ów jegomość wyróżniał się spośród sobie podobnych nie faktem bicia swoich poddanych, tak postępowali niemal wszyscy, ale niezwykłą zręcznością w biciu, która budziła dobroduszne zdziwienie sąsiadów – właścicieli niewolników.
Wreszcie w grudniu 1762 roku do carowej wpłynęła skarga od czterdziestu chłopów pańszczyźnianych Darii Sałtykowej. Poddani informowali o potwornych zbrodniach swojej pani i zwracali uwagę władczyni na to, że kolegium sprawiedliwości, zamiast przeprowadzić dochodzenie, nie przesłuchuje dziedziczki, rzekomo z powodu jej choroby, a tymczasem ona jest całkiem zdrowa i nadal dręczy swoją służbę. Jakby tego było mało, suplikanci zostali aresztowani i umieszczeni pod strażą.
Wobec powszechnej bezkarności i nadużyć sprawa Sałtyczichy rzeczywiście wyróżniała się szczególnym okrucieństwem, dającym podstawy, by powątpiewać w zdrowie psychiczne dziedziczki.
Swoją służącą Maksimową tłukła wałkiem po głowie i przypalała jej włosy łuczywem. Koniuchom kazała, żeby wychłostali dziewki Gierasimową, Artamonową, Osipową, a wraz z nimi dwunastoletnią Praskowję Niktinę, po czym zmusiła słaniające się na nogach kobiety, by umyły podłogi. Niezadowolona z ich pracy zaczęła okładać je kijem. Gdy Awdotja Artamonowna upadła na skutek razów, Sałtykowa kazała ją zanieść do sadu i pozostawić tylko w koszuli (był październik). Sama też poszła do sadu, by dalej ją bić, a potem poleciła zabrać dziewczynę do sieni i cisnąć do kąta. Tam Artamonowna upadła i już nie wstała. Była martwa. Sałtyczicha uderzała głową Agafji Niefiedowej o ścianę, a żonie swojego koniucha zmiażdżyła czaszkę żelazkiem.
Służącą Praskowję Łarionową dręczono na oczach dziedziczki, która słysząc jęki ofiary, co chwila wykrzykiwała: „Bijcie na śmierć!”. Gdy Łarionowa wyzionęła ducha, na rozkaz Sałtyczichy ciało zawieziono do podmoskiewskiej wsi, żeby je pochować, a na piersi zabitej położono jej niemowlę, które zamarzło po drodze na zwłokach matki...
Jednakże panowie senatorowie się wahali. Nie chcieli nagłaśniać haniebnego postępowania szlachcianki, bali się reakcji szlachty na nieuchronną karę, która czekała dziedziczkę. Zamiast wszcząć dochodzenie w sprawie zabójstw w majątku Sałtyczichy, zaproponowano, żeby wychłostać samych petentów. W dodatku okazało się, że wspomniana suplika od służby Sałtykowej nie jest bynajmniej pierwsza. Już wcześniej w podobny sposób traktowano chłopów, którzy przybyli do stolicy w poszukiwaniu sprawiedliwości – batożono ich i zwracano właścicielce, żeby się z nimi rozprawiła, albo zsyłano na Syberię.
Katarzyna postanowiła przyjąć jednak suplikę i nakazała wszcząć dochodzenie. Ci, którzy ją dobrze znali, wiedzieli, że za naturalnym dla monarchini dążeniem do obrony słabych i przywrócenia sprawiedliwości kryją się w gruncie rzeczy względy pragmatyczne. Mieszkańcy zaczynali się burzyć przeciwko systemowi ucisku, który ukształtował się w państwie. Proces Sałtyczichy musiał mieć charakter pokazowy, by ostrzec właścicieli „dusz” i pokazać ludowi, że władza troszczy się o jego los.
Chłopi pańszczyźniani Darii Sałtykowej, którzy pozostali przy życiu do chwili wszczęcia śledztwa, oskarżali swoją panią o śmierć siedemdziesięciu pięciu osób. Urzędnicy kolegium sprawiedliwości uznali, że mogą jej przypisać tylko trzydzieści osiem zabójstw, i w dwudziestu sześciu przypadkach nie potwierdzili podejrzeń. Zbrodniarkę skazano na godzinne wystawienie pod pręgierzem z tabliczką „dręczycielka i morderczyni” na piersi, a następnie zakucie w kajdany i odwiezienie do klasztoru żeńskiego, gdzie miała pozostać do śmierci, umieszczona w specjalnie wymurowanej podziemnej celi bez dostępu światła dziennego.
Wielu autorów bardzo często wykorzystywało bestialstwa Sałtyczichy, żeby odmalować potworności okresu pańszczyzny. Przez pewien czas jej nazwisko stało się niemal symbolem całej epoki. Ale w efekcie nieustanne „smakowanie” zbrodni ziemianki doprowadziło do marginalizacji obrazu i do uznania jej czynów za straszliwy wyjątek wśród patriarchalnych i dobrych relacji między panami a ich poddanymi.
Darię Sałtykową można wprawdzie nazwać „potworem w ludzkiej skórze”, nie sposób jednak uznać jej za czarną owcę w środowisku rosyjskiej szlachty tamtych czasów. Przeciwnie, jej linie rodowodowe prowadzą do najbardziej znanych nazwisk moskiewskiej i petersburskiej arystokracji. Sałtykowa była skoligacona z Dmitrijewami-Mamonowami, Murawjowami, Stroganowami, Gołowinami, Tołstojami, Tiutczewami, Musinami-Puszkinami, Tatiszczewami, Naryszkinami, księciami Szachowskimi, Golicynami, Kozłowskimi...
W dodatku ów związek nie był formalny. Krewni z wyższych sfer nieraz ratowali Sałtykową swoim wpływowym wstawiennictwem. Wystarczy powiedzieć, że dochodzenie w sprawie popełnionych przez krwiożerczą ziemiankę zbrodni wszczynano dwadzieścia jeden razy! I zawsze było umarzane bez jakichkolwiek konsekwencji i uszczerbku dla zabójczyni. Świadkowie twierdzą, że obejrzawszy udręczone po torturach ciało służącej Praskowji Łarionowej, Sałtykowa ni to z triumfem, ni to z groźbą oznajmiła zgromadzonej służbie: „Nikt nie może mi nic zrobić!”.
W majątkach sąsiadów i krewnych Sałtykowej nierzadko dochodziło do podobnych zbrodni, a o zwyrodniałym sadyzmie księżnej Kozłowskiej było głośno nawet na carskim dworze. Przemoc wobec poddanych stała się normą w osiemnastowiecznej Rosji, „szlachetni” ciemiężcy czuli się zupełnie bezkarni.
Proces pokazowy Sałtyczichy niczego nie zmienił i nie mógł zmienić w obyczajach szlachty ziemskiej. Sama Katarzyna niebawem wycofała się z zamiaru złagodzenia doli chłopów pańszczyźnianych, słusznie obawiając się, że naruszy w ten sposób interesy ziemian, którzy w rzeczywistości stanowili jedyne oparcie dla wciąż jeszcze niepewnego tronu.
W odpowiedzi na nowe apele chłopów, żywiących nadzieję, że władza stanie w ich obronie i potępi okrucieństwo właścicieli ziemskich, wyszedł ukaz imperatorski, który raz na zawsze zakazywał podobnych skarg. Głosił on, że „którzy ludzie i chłopi nie będą okazywać należnego posiadaczom swoim posłuszeństwa i odważą się niedozwolone na posiadaczy swoich supliki dostarczać do rąk własnych Jej Imperatorskiej Wysokości, to zarówno suplikanci, jak i autorzy pism ukarani zostaną chłostą i niezwłocznie zesłani na dożywotnie roboty do Nerczyńska”.
W ten sposób władza utwierdzała społeczeństwo, a przede wszystkim środowisko szlacheckie, w przekonaniu, że chłopa pańszczyźnianego należy traktować jak własność prywatną posiadacza ziemskiego. Wspierała też w praktyce ten pogląd stosownymi aktami prawnymi oraz przy użyciu siły. Wasilij Kluczewski pisał na ten temat, że w Imperium Rosyjskim „ukształtował się najgorszy rodzaj niewoli pańszczyźnianej, jaki znała Europa – przypisanie nie do ziemi, jak było na Zachodzie, a nawet nie do majątku, jak było u nas w epoce Ułożenia, ale do osoby właściciela, tj. wydanie na pastwę jego samowoli”.
Ale jak to się mogło stać, że państwo zbudowało tak wypaczone i niesprawiedliwe relacje pomiędzy obywatelami i pozwoliło, żeby jedni zostali pozbawieni wszelkich praw i stali się własnością drugich?
To pytanie wprawiało w zdumienie wiele osób jeszcze w okresie rozkwitu prawa pańszczyźnianego. „Nie sposób nie zauważyć z przykrym zdziwieniem losu prostego rosyjskiego ludu na przestrzeni wieków” – pisał Nikołaj Turgieniew w 1819 roku. „Niewolnictwo, które istnieje w państwach europejskich, jest efektem podboju. Barbarzyńcy napadli na Europę, wykorzystali prawo zwycięzców i ze zwyciężonych uczynili niewolników. Tymczasem naród rosyjski zrzucił z siebie haniebne i długotrwałe jarzmo tatarskie, po czym okazało się, że zwyciężeni, tj. Tatarzy, są nadal wolni, wielu z nich wstąpiło do stanu szlacheckiego, natomiast znaczna część zwycięzców, tj. znaczna część rdzennego narodu rosyjskiego, została zniewolona”.
Od początku swojej historii, niemal do czasów Ułożenia soborowego z 1649 roku, absolutna większość mieszkańców Rosji cieszyła się wolnością osobistą, mogła według własnego uznania wybierać rodzaj zajęć, bazując, rzecz jasna, na tych czy innych obiektywnych możliwościach. Byli też jednak chłopi poddani. Dzielili się na parę kategorii, ale, z rzadkimi wyjątkami, jak na przykład pobyt w niewoli podczas wojny, wywodzili się również z wolnych obywateli, którzy dobrowolnie oddawali się w poddaństwo w zamian za wynagrodzenie materialne ze strony przyszłego właściciela na określonych, umownych i wzajemnie obowiązujących zasadach. Tak więc funkcjonujące normy prawne ograniczały samowolę właściciela, co stanowiło zasadniczą różnicę między ówczesnym chłopem a późniejszym, pozbawionym praw niewolnikiem pańszczyźnianym. Poddanie bywało często korzystnym i wygodnym sposobem ucieczki od powinności wobec państwa pod opiekę wpływowej osoby prywatnej.
Szlachcic pozostający na służbie monarchy miał prawo do własnej posiadłości, póki walczył na granicach państwa „konno, ludnie i orężnie”. Jeżeli z jakiegoś powodu rezygnował ze służby, odchodził ze swojego stanu, tracił majątek i – pod warunkiem, że nie wytoczono mu sprawy karnej – mógł zająć się tym, czym chciał: otworzyć handel, zostać pachołkiem słynnego bojara albo „zmieszać się z chłopstwem”. Źródła z XVI i XVII wieku zawierają opisy wielu historii, kiedy to nawet całkowicie zubożali książęta Rurykowicze zostawali diaczkami, wynajmowali się do orki albo tułali się od dworu do dworu.
Służba wojskowa, handel czy uprawa roli, podobnie jak każda inna działalność – wszystko to było dla wolnego człowieka wyłącznie rodzajem zajęć, a nie statusem społecznym, którego nie mógł zmienić. Aż do połowy XVII wieku rosyjski chłop jest – przynajmniej pod względem prawnym – wolnym najemcą ziemi należącej do arystokraty albo szlachcica. Mimo że skrępowany licznymi – nałożonymi przez prawo, a także pozaprawnymi – powinnościami oraz obwarowaniami, nie stracił jeszcze wolności osobistej.
Teksty chłopskich aktów poddaństwa z lat dwudziestych i trzydziestych XVII wieku świadczą o tym, że w owym czasie całkowicie obowiązywało jeszcze dawne prawo wychodu. W aktach zastrzeżone są jedynie warunki, na których chłop mógł opuścić ziemię właściciela.
Szlachta z coraz większym uporem domaga się jednak zniesienia prawa wychodu dla chłopów. Liczba lat umownych – okresu, w którym właściciel ziemski mógł zgłosić ucieczkę swoich chłopów i żądać ich powrotu – szybko zwiększa się z pięciu do piętnastu.
W końcu Ułożenie soborowe, które przyjęto w 1649 roku za panowania Aleksego Romanowa, nakazało między innymi, by zwracać zbiegłych chłopów, przypisanych do tego czy innego właściciela ziemskiego w księgach podatkowych z lat dwudziestych XVII wieku, „bez lat umownych”. Innymi słowy, ów zapis raz na zawsze znosił wszelkie ograniczenia wynikające z przedawnienia dla zbiegów. Ten środek prawny będzie obowiązywał również w przyszłości.
Oprócz likwidacji „lat umownych” Ułożenie soborowe zawiera cały szereg zapisów, które przybliżają wolnego dawniej rolnika do chłopa pańszczyźnianego. Jego gospodarstwo coraz otwarciej uznawane jest za własność dziedzica. Do tej pory przepisy mogły ograniczyć (i w określonych sytuacjach ograniczały) prawo wychodu tylko jednego podatnika, właściciela gospodarstwa, osobiście odpowiedzialnego za wniesienie podatków, podczas gdy pozostali domownicy, dzieci i krewni mogli bez przeszkód oddalić się w dowolnym kierunku. Teraz ziemianinowi wydawano całą rodzinę – zarówno bliskich, jak i dalekich krewnych, którzy nie zostali uwzględnieni w rejestrach podatkowych, z całym majątkiem nabytym podczas ucieczki. Pojawia się tutaj, wprawdzie jeszcze niezbyt wyraźnie i nieśmiało, pogląd na chłopa jak na pańską własność, który się utrwalił w kolejnych latach. Ułożenie nakazuje, by wydaną za mąż w trakcie ucieczki córkę chłopa zwrócić jej właścicielowi wraz z mężem, a jeśli mąż miał dzieci z pierwszą żoną, pozostawić je u jego poprzedniego właściciela. W ten sposób pozwalano już na rozdzielanie rodzin i zabieranie dzieci rodzicom.
Kolejnym ograniczeniem zdolności prawnych zniewolonego chłopa było nałożenie na właściciela ziemskiego odpowiedzialności za zdolność podatkową jego poddanych, jako że przechodząc pod kuratelę ziemianina, nadal byli zobowiązani wnosić podatki do skarbu państwa.
Twórcy Ułożenia soborowego z 1649 roku widzieli jeszcze w zniewolonym chłopie poddanego imperium, a nie woła roboczego. Utrzymali bowiem w mocy zapisy, które stały na straży jego praw osobistych, nienaruszających interesów państwa. Chłop pańszczyźniany nie mógł być pozbawiony ziemi z woli pana i stać się jego służącym; miał możliwość wnoszenia skargi do sądu na niesprawiedliwe podatki; przewidziana była nawet kara dla dziedzica, który biciem spowodował śmierć chłopa, a rodzina ofiary otrzymywała rekompensatę z majątku sprawcy krzywdy.
Różnica w sytuacji prawnej chłopa pańszczyźnianego połowy XVII wieku i jego pozbawionych jakichkolwiek praw wnuków i prawnuków, którzy żyli w XVIII stuleciu, jest znacząca. Jednakże to właśnie Ułożenie dało podwaliny pod przyszłe nadużycia ziemian. Ustawodawcy ani słowem nie wspomnieli o normach regulujących stosunki ekonomiczne między ziemianinem a jego chłopami – nie określili charakteru czy wymiaru powinności, pozostawiając wszystko uznaniu pana. Nie wyjaśniono także, w jakim stopniu chłop może być uważany za właściciela swojego majątku osobistego – czy może ów majątek należy w całości do ziemianina.
Podobne przemilczenia, owo, zdaniem historyka XIX wieku, „albo niedopatrzenie, albo małoduszne ustępstwo niedbałego ustawodawstwa na rzecz interesów szlachty”, doprowadziły do tego, że „szlachetny” stan wykorzystywał dogodną okazję i interpretował wszelkie niejasności na swoją korzyść.
Rządy Piotra I położyły kres jakimkolwiek wątpliwościom i niedopowiedzeniom. Imperator potrzebował siły roboczej, więc za jego rządów eksploatacja chłopstwa przyjęła niebywale okrutny charakter. Do tego stopnia, że nawet współcześni historycy, potwierdzający na ogół konieczność i walory przemian Piotra, musieli przyznać, że działalność potężnego reformatora okazała się dla narodu „wzmożeniem archaicznych form najdzikszego niewolnictwa”.
Chłopi pańszczyźniani służyli w wojsku, utrzymywali je dzięki swojej pracy na roli, obsługiwali powstające zakłady i manufaktury. Tak naprawdę jedyną siłą produkcyjną w kraju, która zapewniała zarówno funkcjonowanie państwa, jak i same przemiany – była praca milionów chłopów pańszczyźnianych.
Ponadto właśnie za rządów Piotra upowszechnia się praktyka obdarowywania ulubieńców, współbojowników, sojuszników i krewnych chrześcijańskimi „duszami”.
Imperator osobiście przekazał z zasobów państwa blisko pół miliona chłopów obojga płci w prywatne władanie. Król gruziński Arczil został z łaski Piotra właścicielem trzech i pół tysiąca gospodarstw zamieszkanych przez rosyjskich chłopów. Razem z nim żywe prezenty z rąk władcy Rosji otrzymali hospodar mołdawski Kantemir, książęta kaukascy Dadianowie i Bagrationowie, feldmarszałek Szeriemietiew. Sam tylko najjaśniejszy książę Mienszykow został właścicielem ponad stu tysięcy „dusz”.
Od tego czasu rosyjskie chłopstwo staje się żywym towarem, którym handluje się na bazarach. Proceder przybrał tak wielką skalę, że sam imperator usiłował ingerować i ukrócić handel detaliczny ludźmi, niczym bydłem roboczym, na placach targowych, „co na całym świecie nie jest przyjęte”, jak zapewniał senatorów. Licząc się jednak z negatywną reakcją szlachty, zwłaszcza drobnej, w której środowisku najczęściej praktykowano sprzedaż chłopów, zazwyczaj nieugięty reformator się wycofał. Zwrócił się tylko do senatu z życzeniem, by „onej sprzedaży ludzi położyć kres, a jeśli nie da się tego całkiem ukrócić, to chociaż sprzedawać w razie potrzeby całymi domami albo rodzinami, a nie osobno”.
Bojaźliwa postawa władzy wobec szlachty doprowadziła do tego, że sprzedaż ludzi z rozdzieleniem rodzin i małżeństw, odbieraniem małych dzieci rodzicom trwała w Rosji niemal do zniesienia prawa pańszczyźnianego w drugiej połowie XIX wieku!
Historia prawa pańszczyźnianego w Rosji pełna jest przykładów, które rzeczywiście nie występują nigdzie indziej na świecie. Weźmy chociażby małżonkę Piotra Wielkiego, Katarzynę I, urodzoną jako Marta Skawrońska. Z pochodzenia była chłopką pańszczyźnianą należącą do inflanckiego ziemianina. A rodzina poślubionej cesarzowej rosyjskiej, jej bracia, siostry i krewni, pozostawała w zależności pańszczyźnianej aż do 1726 roku...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------