- W empik go
Zofia M. - ebook
Zofia M. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 153 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na stołach tu i ówdzie pośród stosów papierów pojawiły się lampy, rzucające białe kręgi światła. Urzędnicy powstawali z miejsc, zapalali u lamp papierosy. Jeden z nich w głębi u półek przeglądał dużą, zapyloną książkę, drugi obok niego scyzorykiem obcinał paznokcie.
W samym kącie izby, na prawo, w oddziale przeznaczonym na listy i przesyłki poste-restante, siedział pan Winklewski i niespokojnie spoglądał na kratki, przed którymi pusto było o tej godzinie i głucho. W ogóle pod wieczór ruch ustawał, przenosił się na główną pocztę, a do tej odległej filii, mieszczącej się na dziedzińcu brudnej kamienicy, rzadko kto zaglądał. Pan Winklewski nie miał wiele do czynienia i w tej chwili melancholijnie przerzucał kartki drugiego tomu Bez dogmatu, którego dokończyć nie był w stanie. Był to bowiem typ prostego romantyka, który nawet w zaduchu pocztowej izby pozostał nim i snuł swoje marzenia, jak dziewczyna przędziwo na kołowrotku. Był biedny i z trudem dobił się stanowiska; był sam jeden, jadał w podrzędnych restauracjach i mieszkał na ulicy św. Anny w malutkim pokoiku, do którego wchodziło się po schodach, naśladujących drabinę.
Nauczył się gotować sobie herbatę na maszynce i przyszywać guziki. Miał nawet rodzaj damskiej neseserki, gdzie były igły i naparstek, na który spoglądał z pewnym rodzajem czci i przestrachu. Wszystko, czego użytku nie rozumiał, nabawiało go takim przestrachem, połączonym z uwielbieniem. Dla tej więc przyczyny czytał teraz Bez dogmatu i spoglądał na kartki tej książki z tym samym wyrazem, z jakim patrzył na srebrne denko naparstka, świecące na błękitnym dnie neseserki.
Wychowywał się sam, wyuczył się z podręczników języków obcych i szczytem jego marzeń było posiadanie frakowego garnituru. Gdy doszedł do tego szczytu, zaczął marzyć znów o biurku dębowym z sześcioma szufladami. Skromna posada c… k… pocztowego urzędnika w Krakowie nie pozwalała mu na podobny zbytek. Wziął więc bilet na loterię i czekał uśmiechu losu.
Tymczasem chodził po Plantach w niedzielę, na wystawę obrazów, dwa razy na miesiąc do teatru, a raz na miesiąc do kąpieli. Powoli przychodziły na niego manie starokawalerskie, jakkolwiek miał dopiero lat trzydzieści. I tak – sypiał z głową owiązaną fularem i nosił laskę w lewej ręce. Idąc Plantami uderzał laską po nogach ławek. Czuł, że popełnia nieprzyzwoitość i ma minę paupra, lecz jakaś wyższa wola kierowała jego ręką. Nagle – przeczytał w „Kurierze” dwa artykuły o sugestii i hipnotyzmie. Od tej chwili zdawało mu… się, że podlega jakimś nadludzkim wpływom. Nocami wsłuchiwał się w skrzyp mebli, to znów wstawał i czesał włosy, śledząc w lustrze pojawienia się fosforycznych świateł.
Była to niezmiernie wrażliwa, impulsywna natura, która czuła się osamotnioną i niepewną wśród otoczenia rozlicznych prądów, których nie odczuwając – przeczuwała. Powoli jednak wszystkie te wahania się i niepewności koncentrować się zaczęły w jednej myśli i jedynym pragnieniu: wielkiej, lecz cichej i bezgranicznej miłości. Dla pana Winklewskiego kobieta do tej chwili była ideałem i życie odosobnione, niekoleżeńskie, jakie pędził, nie pozwoliło mu… zbrukać szat tego ideału. Spędzał wieczory samotnie, przy maszynce spirytusowej, oglądając guziczki u rękawiczek albo gorsy u świeża wyprasowanych koszul. Nawet gdy był jeszcze w gimnazjum, unikał pokątnych pogawędek, z których mężczyzna na resztę życia wynosi lekceważącą ciekawość w stosunku do kobiet. Nie przechodząc uniwersytetu, nie ustał w tej ciągłej pogoni za ideałem, który czynił z pocztowego c… k… urzędnika maszynę marzącą, wpółsenną – spiesznie wpatrującą się w oczka siatki, gdy poza nimi pojawiła się postać kobieca, odziana w jasną wiosenną sukienkę. Dla pana Winklewskiego wszystkie te postacie były piękne, wszystkie młode, wszystkie interesujące. Zlewały się one w jedną nieuchwytną marę – kobiety szeleszczącej, pachnącej, o kształtnych małych rękach i w lakierowanych pantofelkach, migających spod rąbka sukni. Przychodziło ich dużo, szczególnie rano, po owe listy poste-restante, leżące cierpliwie w przegródkach, oznaczonych czarną na tle białego papierka literą. Widać było z wyrazu twarzy, z drżenia rąk, z nagłej bladości, skoro pan Winklewski szukał na próżno żądanego listu, że przeważnie sprawy sercowe przywodziły do brudnej i ciemnej izby pocztowej te wiosenne, kobiece zjawiska. Od pensjonarskiego mundurku zacząwszy, skończywszy na kapotce mężatki, przesuwały się jak w kalejdoskopie białe i różowe twarze przed kratkami klatki pana Winklewskiego, pozostawiając po sobie smugę światła, perfum i nieuchwytnego, kobiecego wdzięku. Niektóre wsuwały się dyskretnie, mówiły cichym głosem, oglądając się lękliwie dokoła – inne prosiły o list śmiało, głośno, z ukrytą nutą wesołości. Pan Winklewski podawał listy, starając się zachowaniem swoim zastosować do usposobienia odbiorczym. Czynił to bezwiednie, lecz ściszał głos lub podnosił go odpowiednio do sytuacji, wesoło wyciągał rękę z zakreśloną kopertą lub wysuwał ją dyskretnie, jak kot łapę, nie patrząc na twarz swej klientki. I cała miłosna atmosfera otoczyła go w chwili awansu, który go wrzucił do tej klatki listów poste-restante. Dawniej siedział w głębi izby i odbierał od pocztylionów zamknięte na klucz torby. Z początku doznał zawrotu głowy i odurzył go jakby zapach świeżo rozkwitłych lilij. Lecz szybko odurzenie to ustąpiło słodkiemu rozmarzeniu. Romantyzm zaczął rozwijać się, jak kwiat w doskonale urządzonej oranżerii. I pan Winklewski tęsknym wzrokiem wodził teraz za każdą odbierającą list – kobietą.
Co "jej" napisał „tamten”?
Co było w tej kopercie, którą odchodząca dama wsunęła tak spiesznie za gors jak skarb najdroższy?
Czy wyznanie miłosne?
Jeżeli – tak – w jakich słowach?
I nocami teraz pan Winklewski silił się rozwiązywać zagadki listów, które przechodziły we dnie przez jego ręce. Często pokusa go chwytała otworzyć ten i ów list, przeczytać, dowiedzieć się wreszcie, jak się pisze listy, które mają dar wywoływania na lica kobiet rumieńce lub bladość opłatka. Czy on, pan Winklewski, potrafiłby złożyć podobny list i wywrzeć nim takie wrażenie? Jakie słodkie uczucie musiało przejmować serce mężczyzny, gdy kreślił podobne słowa? Gdy zaś czytał – pan Winklewski wiedzieć nie mógł, gdyż przeważna ilość mężczyzn, odbierających listy poste-restante, rekrutowała się ze studentów, niedorostków, którzy najczęściej odchodzili od kra – tek bez żądanego listu. W jaki sposób załatwiali „tamci” swoje 'korespondencje – zostawało dla pana Winklewskiego tajemnicą. Widocznie kobiety pisywały do nich do domów, nie lękając się przejęcia listów lub czyjejkolwiek niedyskrecji.