Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Żona na pełen etat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żona na pełen etat - ebook

Zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się po „…i żyli długo i szczęśliwie”?

 

Zuzanna i Ludwik zaczynają starać się o dziecko. Chcą na dobre przegonić czarne chmury, które jakiś czas temu zawisły nad ich małżeństwem. Nie jest to jednak łatwe, gdy do ich sypialni ciągle zaglądają zaaferowani domownicy!

Mieszkańcy Jaszczurek plotkują o rzekomej ciąży Zuzanny. Podobno też ojcem domniemanego dziecka nie jest jej mąż…

 

„Żona na pełen etat” to przezabawna opowieść o najbardziej zwariowanej mężatce, jaką znacie!

Możecie śmiać się w głos, nikomu nie powiemy!

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-870-7
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Myśleliście kiedyś o tym, co się dzieje z bohaterami waszych ulubionych historii po słynnym: A potem żyli długo i szczęśliwie? Mnie to pytanie zawsze nurtuje po przeczytaniu dobrej powieści albo obejrzeniu wciągającego filmu. Wpatruję się w ekran albo strony książek z niedowierzaniem. Czy naprawdę można żyć bez problemów? Czy pula nieszczęść kiedyś się wyczerpie? Cóż. To wątpliwe, choć bardzo chciałabym wierzyć, że tak. Niestety, przynajmniej w moim życiu raczej się to nie sprawdza.

Wraz z nadejściem nowego roku szkolnego nastał w końcu lepszy czas dla mojego małżeństwa. Sporo przeszliśmy, a Ludwik z potwora albo innego złoczyńcy jakby przemienił się w księcia. Takiego z milionem wad, oczywiście. Może nadal daleko mu było do ideału, ale już dawno pogodziłam się z faktem, że one nie istnieją. W końcu nie ma sensu łudzić się w nieskończoność. Warto doceniać to, co się posiada. Nie od dziś wiadomo, że przecież lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Podobnie rzecz ma się z drugą połówką. Ważne, żeby była. Choćby robaczywa.

W naszym życiu zapanował ład i względny spokój. Zaczęliśmy z Ludwikiem spędzać ze sobą więcej czasu, przede wszystkim na długich, szczerych rozmowach, których ostatnio między nami zabrakło. Znów zaczęliśmy okazywać sobie uczucia i zwracać uwagę na potrzeby tej drugiej strony, nie tylko na swoje.

O ironio, prawda? Jakby to wszystko nie mogło zadziać się w wakacje, kiedy oboje z Ludwikiem mieliśmy więcej czasu i energii. Przynajmniej teoretycznie.

– Daj spokój, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a co cię nie zabiło, to chociaż cię wzmocni – zażartowała Beatka, moja przyjaciółka, podczas naszego pierwszego dnia pracy po wakacjach.

– Mamy złotą jesień – odparłam rozbawiona.

– Dobrze, że jesień, nie gody. – Beata parsknęła śmiechem. Od lat pracowała jako woźna w tej samej szkole, w której byłam przedszkolanką. W tym semestrze, jak i w ubiegłych latach, znów pełniłyśmy rano dyżury przy naszym ulubionym kaloryferze na szkolnym korytarzu i oddawałyśmy się ploteczkom oraz rozważaniom pseudofilozoficznym. Oczywiście czujnie pilnując bawiących się dzieci, które czekały na rozpoczęcie lekcji.

Po dwóch miesiącach przerwy od obcowania z kadrą nauczycielską i rodzicami naprawdę było o czym rozmawiać! A to musiałyśmy podzielić się refleksjami na temat nieplanowanej ciąży naszej czterdziestoletniej koleżanki z ciała pedagogicznego, a to obgadać jedną z matek, która chyba spędziła ostatnio zbyt wiele czasu w solarium, czy pożartować z Leny, naszej ulubionej lokalnej hipochondryczki, bibliotekarki. Tematem numer jeden był natomiast fakt, że w końcu pogodziłam się z moim ślubnym. W naszym małżeństwie nareszcie wzeszło słońce i po kilku miesiącach trudności Ludwik znów stał się czarującym mężczyzną, w którym swego czasu się zakochałam. Wygląda na to, że czarne chmury dotychczas wiszące nad nami postanowiły odpłynąć nad głowy innych.

– Aż ci tego zazdroszczę! – powiedziała Beata, kiedy opisałam jej jeden z ostatnich wakacyjnych poranków, gdy Ludwik z własnej, nieprzymuszonej woli sprezentował mi bukiet polnych kwiatów. – Ale na pewno nie przysłałaś go sobie sama? – zażartowała, przypominając mi pamiętny początek wakacji. Wtedy robiłam wszystko, by odzyskać uwagę męża. Na przykład przysyłałam samej sobie kwiaty.

– Mam nadzieję, że to już przeszłość – odparłam, po czym poruszyłyśmy z Beatą kwestię mojego problemu z Markiem, który pojawił się wraz z powrotem do szkoły. Ponieważ w wakacje byłam bardzo bliska wdania się z przystojnym wuefistą w romans, spędzanie z nim kilku godzin dziennie pod jednym dachem wydawało się trochę dziwne. I bardzo, ale to bardzo niezręczne.

– Nie przesadzaj – skwitowała moje obawy Beata. – Przecież oboje jesteście dorośli. Po prostu udawaj, że nic między wami nie zaszło i tyle.

– Ja to wiem.

– Więc w czym problem?

Zerknęłam na Beatę z ukosa.

– Myślisz, że Marek będzie w stanie wzbić się ponad to wszystko, co się wydarzyło, i nie chować do mnie urazy?

Jak na zawołanie Mareczek już po kilku minutach od naszej rozmowy dał mi dobitnie do zrozumienia, że nie zamierza puścić wakacji w niepamięć. Wszedł do szkoły sprężystym krokiem i z uśmiechem na ustach. Ze złocistą opalenizną oraz przeciwsłonecznymi okularami we włosach wyglądał jak aktor ze słonecznego patrolu. Był w dobrym humorze, lecz gdy tylko mnie dostrzegł, ostentacyjnie odwrócił głowę i przemknął do pokoju nauczycielskiego niczym urażony uczniak.

– Szczeniak – skomentowała jego zachowanie Beata. – Mówi się co prawda, że mężczyźni dojrzewają później, ale jego chyba nigdy to nie czeka.

W odpowiedzi zaśmiałam się melodyjnie.

– Może dlatego podrywa nastolatki? – przypomniałam sobie młodą dziewczynę, którą Marek przyprowadził do mojego domu pewnego wieczoru.

Na szczęście na myśl o tym już nie czułam ukłuć w okolicach klatki piersiowej, a mój żołądek nie wywijał koziołków. Ponieważ wszystkie napięcia oraz niedomówienia między mną a Ludwikiem zostały wyjaśnione, nabrałam dystansu do swojej relacji z Markiem i teraz mogłam się już z tego wszystkiego nawet śmiać. Albo ubolewać nad własną głupotą, gdy miałam gorszy humor. W towarzystwie Beatki ten drugi nigdy mi jednak nie groził.

– Czytałam ostatnio w jakiejś gazecie, że to się nazywa hebefilia – powiedziała Beata.

– Ale co? – Z powodu swoich rozmyślań zgubiłam wątek. – Umawianie się z nastolatkami?

– Tak, przez dorosłych mężczyzn – wyjaśniła. – Taka pedofilia, tylko z innym początkiem. Chodzi jednak o to samo.

– No popatrz, czego to ludzie nie wymyślą. – Pokręciłam głową, starając się zapamiętać nowe pojęcie.

– To nie jest wymysł Zuzka, tylko poważne zaburzenie. Wiesz, że Markowi za umawianie się z kilkunastoletnią dziewczynką mógłby grozić nawet kryminał? To jest przestępstwo!

– Co ty nie powiesz…

– Mam nadzieję, że Mareczek w żaden sposób jej nie skrzywdzi, bo nie chciałabym być w jego skórze.

Zamierzałam coś odpowiedzieć, ale drzwi szkoły znów się otworzyły i na korytarz weszła nasza ulubienica, bibliotekarka Lena. Swego czasu została aresztowana w związku z zarzutami o podżeganie do przestępstwa sklepowej, która chciała mnie przejechać, lecz została z nich oczyszczona. Mimo wszystko, jak zawsze, na jej twarzy malował się smutny wyraz, który nazywałyśmy z Beatką miną męczennicy. Oczywiście tylko między sobą.

– Cześć dziewczyny. – Lena podeszła do nas i westchnęła głośno, po czym zgarbiła plecy.

– Cześć – odpowiedziałyśmy niemal jednocześnie.

– O czym rozmawiacie? – spytała tak cicho, że ledwie słyszalnie.

– O hebefilii – wyjaśniła jej Beata.

– A co to?

– To takie zaburzenie.

– Och, pewnie ja też to mam. – Lena pokiwała głową i znów teatralnie westchnęła. – Ostatnio przypałętały się do mnie kolejne choroby. Jakbym nie miała dość zmartwień.

– Ojejku…

– Najgorzej, jak człowiek nie ma zdrowia, dziewczyny. Najgorzej – westchnęła smutno.

Posłałyśmy sobie z Beatką wymowne spojrzenia.

– Cierpię już na tyle przypadłości, że sama nie wiem, co leczyć najpierw.

– Więc pewnie wakacje spędziłaś na wizytach u lekarza? – z udawaną troską zapytała Beatka, która nie znosiła Leny chyba jeszcze bardziej niż ja.

– Nie miałam wyboru… – odparła bibliotekarka. – W lipcu zwichnęłam sobie nadgarstek i trafiłam na pogotowie. Kilka dni później, podczas rutynowych badań lekarze wykryli, że mam niedoczynność tarczycy. Całe lato spędziłam na wizytach u endokrynologa, dietetyka i wielu innych. A ile na to wydałam pieniędzy… Ja chyba zbankrutuję!

– Ponoć na zdrowiu nie warto oszczędzać.

– Też tak myślę. Zresztą mój mąż każe mi się o to nie martwić. Mówi, że najwyżej weźmiemy pożyczkę.

– No widzisz? Dobrze mieć takiego męża.

– W obliczu tych wszystkich chorób, które ostatnio mi wykryto, to nie wiem, czy powinnam się cieszyć. Ale chociaż odkryłam, co jest przyczyną tych moich problemów skórnych i wypadania włosów, na które skarżyłam się ostatnio.

Beata uważnie jej się przyjrzała.

– Rzeczywiście jesteś jakaś taka łysawa… – stwierdziła.

– O matko? Naprawdę?! – Lena obrzuciła ją spojrzeniem wystraszonej sarny i zaniepokojona pobiegła do łazienki, by jakoś swoją łysinę zakamuflować. Choć, oczywiście, była to czysta złośliwość Beaty. Bibliotekarka miała tyle samo włosów, co każdy inny. Może poza mną, bo ja zawsze nosiłam na głowie prawdziwą burzę rudych loków, nad którą często nie mogłam zapanować.

– Nie jesteś dla niej zbyt surowa? – zapytałam Beatę, kiedy Lena ze łzami w oczach zniknęła za drzwiami łazienki.

– Może. – Beata wzruszyła ramionami. – Ale dobrze wiesz, że ona działa na mnie jak płachta na byka. Nie mogę odmówić sobie odrobiny złośliwości.

– Na mnie też, ale czasem zastanawiam się, czy nie jesteśmy dla niej zbyt okrutne. W końcu to też człowiek. Ma swoje uczucia.

– Ja nie miewam takich wątpliwości. – Beata skrzyżowała dłonie. – Zresztą myślisz, że ciebie ludzie nie obgadują? Nie musisz być miła dla całego świata, jeśli świat nie jest miły dla ciebie.

– Słyszałaś ostatnio jakieś plotki na mój temat? – Odwróciłam się z ożywieniem w stronę Beatki.

– A bo to mało?

– Na przykład?

– Że mieszkałaś pod jednym dachem z byłym narzeczonym, że urządzaliście sobie z Ludwikiem i Teodorem upojne wieczory w trójkącie, a nawet, uważaj, bo to zabawne, że masz z Teodorem dziecko i to dlatego tak przytyłaś.

– Przytyłam? – Odruchowo spojrzałam na swój brzuch. Może i nie był płaski jak deska, ale nie zauważyłam, żebym ostatnio przybrała na wadze.

– Chyba za uszami – prychnęła Beata.

– Skąd ci ludzie biorą te wszystkie durne pomysły? – wróciłam do tematu plotek. – Przecież to już nie pierwszy raz, kiedy posądzają mnie o coś, z czym nie mam zupełnie nic wspólnego! Pamiętasz, jak to było, gdy wprowadziła się do mnie Kasia? – przypomniałam Beacie o nienawiści mieszkańców Jaszczurek do nastoletniej siostrzenicy Ludwika.

– Pamiętam. A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie… Bo ja wiem? – Beata odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów. – Niektórzy mają tak bujną wyobraźnię, że powinni spróbować napisać książkę. Pewnie wyszłoby im z tego arcydzieło na miarę tych wszystkich poematów, na które dzieciaki narzekają czasem przed lekcjami. I nie myśl, że podsłuchuję! Po prostu głośno mówią, kiedy biegam ze szczotką po korytarzach, to słyszę. Zresztą wcale im się nie dziwię. Niektóre lektury chyba naprawdę powstawały, gdy autorzy byli na haju.

– Na haju? Ty znasz takie słowo?

– Usłyszałam kiedyś z ust Izki.

– Ale z tą ciążą… – Zmarszczyłam brwi, wciąż myśląc o plotkach.

– No? – Beata popatrzyła na mnie pytająco.

– Chcemy z Ludwikiem zacząć starać się o dziecko – wyjaśniłam.

– Ojej, super! Gratulacje! To idealny czas na powiększenie rodziny. Marcel już odchowany, a wy wciąż jesteście jeszcze młodzi… Ależ się cieszę, Zuzka! – Beata tak podekscytowała się tą wiadomością, że omal nie rzuciła się mnie wyściskać.

Mnie jednak nie było do śmiechu.

– Dzięki – powiedziałam, siląc się na uprzejmość, ale zaraz przybrałam poważny wyraz twarzy. – Tylko co będzie, jeśli ludzie pomyślą, że wcale nie jestem w ciąży ze swoim mężem, tylko z Teodorem? Wiesz, jak to jest w Jaszczurkach. Ludzie szybko dają wiarę plotkom i snują głupie domysły.

Beata zmarszczyła brwi. Ona też doskonale zdawała sobie z tego sprawę.Rozdział 2

Na szczęście nie miałam czasu zbyt długo rozważać usłyszanych z ust Beaty plotek, ponieważ parę minut później rozległ się szkolny dzwonek zwiastujący pierwszą lekcję. Jak to miałam w zwyczaju, zarzuciłam swoją torbę na ramię i podeszłam do kraty przed schodami, przed którą tłoczyły się nieznane mi jeszcze maluchy oraz ich rodzice. Beata otwierała ją zawsze dopiero po dzwonku, by dzieci nie biegały po schodach i nie przesiadywały na górze bez opieki.

– Dzień dobry – powiedziałam grzecznie, wysilając się na uśmiech, po czym zerknęłam na przestraszonego, kilkuletniego chłopca, który tulił się do mamy. Początek roku szkolnego z perspektywy przedszkolanki zawsze wyglądał tak samo. Podczas gdy inni nauczyciele mogli prowadzić lekcje organizacyjne, ja cały dzień spędzałam, słuchając lamentów i płaczów nie tylko przestraszonych dzieci, ale także rozhisteryzowanych matek. Śmiem nawet twierdzić, że większość z nich była bardziej denerwująca niż ich własne pociechy.

W tym roku też trafiła mi się taka przewrażliwiona mamuśka. Dostrzegłam ją już, idąc do klasy, gdy niosła swoje czteroletnie dziecko na ręku, jakby nie miało nóg. Kiedy natomiast dzieciak już trochę się zaaklimatyzował w nowym miejscu i zaczął bawić się zabawkami z grupą, na co zawsze pozwalałam im na początku dnia, kobieta podeszła do mojego biurka z listą próśb, gróźb i zażaleń. Dosłownie, ponieważ miała przed sobą plik kartek.

– Czy mogłabym zająć pani chwilkę? – zapytała, po czym, nie czekając na odpowiedź, usiadła na fotelu obok mojego biurka.

– Proszę – odparłam i nawet wysiliłam się na uśmiech. Starałam się nie nastawiać do kobiety negatywnie, choć było to trudne.

– Chciałam panią poinformować o pewnych kwestiach związanych ze zdrowiem Michałka – powiedziała, zerkając na swojego synka, który grzecznie bawił się z dziećmi.

– Michał na coś choruje?

– Ma sporo alergii, głównie pokarmowych. Przygotowałam dla pani listę. – Podała mi jedną z kartek.

Szybko przebiegłam po niej wzrokiem. Na pierwszej pozycji oczywiście widniał modny ostatnio gluten, ale dalej wcale nie było lepiej. Mleko, dynia, marchew, pomidory, jęczmień… Wyglądało na to, że Michał jest uczulony prawie na wszystko.

– Sporo tego. – Spojrzałam na siedzącą obok okularnicę.

– Niestety.

– Pewnie w związku z tym Michał nie będzie jadł obiadów z innymi dziećmi?

– Oczywiście, że nie. Nie mam najlepszych doświadczeń związanych z korzystaniem z cateringu i w ogóle z jedzeniem w miejscach publicznych. Wie pani, jak oni kłamią? – Nachyliła się do mnie i kontynuowała konspiracyjnym tonem: – Mówią na przykład, że jedzenie nie zawiera orzechów, a raz Michaś omal się nie udusił, gdy jedliśmy pizzę. Wyobraża sobie to pani? Za nic mają zdrowie, a nawet życie swoich klientów. Będę sama przygotowywać dla Michasia jedzenie.

– To bardzo rozsądne. Więc alergia objawia się u chłopca dusznościami?

– Tak, przeważnie. Czasem dostaje też wysypki, kataru i łzawienia oczu.

– Zażywa jakieś leki?

– I to dość sporo. Pani też będzie musiała mu podawać pewne lekarstwa, ponieważ przyjmuje je w porze obiadowej. – Okularnica podała mi kolejną kartkę. – Rozpisałam pani godziny i dawki. Przywiozłam też spory zapas. – Otworzyła torebkę, po czym wyjęła z niej reklamówkę z lekami. Było ich tak dużo, że nie miałam tylu nawet w swojej domowej apteczce.

– Czy to konieczne? – Wzięłam ją od niej, choć już dopadły mnie wątpliwości. Czy na pewno niczego nie pomylę? Chyba powieszę sobie tę kartkę, którą mi wręczyła, w widocznym miejscu i na wszelki wypadek skseruję ją kilka razy, gdyby się zgubiła.

– Niestety. – Mama Michała pokiwała głową. – Gdyby miała pani jakieś problemy z rozczytaniem tej rozpiski, tutaj ma pani mój numer telefonu i adres. Jest też kontakt do mojego męża i babci Michałka. – Podała mi następną kartkę. Dołożyłam ją do powoli rosnącego stosiku na biurku.

– Coś jeszcze? – zapytałam, widząc, że kurczowo ściska kolejne karteluszki.

– Tak. W czwartki i piątki Michasia będzie odbierała babcia, a w środy ciocia, ponieważ ja chodzę na pilates. Przygotowałam już stosowne oświadczenia.

– Świetnie.

– Mam też kilka próśb, jeśli chodzi o podawanie Michałkowi napojów.

– Słucham. – Wysiliłam się na kolejny uśmiech, chociaż robiło się to coraz trudniejsze.

– Przede wszystkim Michaś nie może pić przez słomkę, ponieważ czytałam, że to powoduje wady zgryzu.

– Och. Rozumiem. – Pomyślałam o Marcelu, który uwielbiał pić napoje przez słomkę, a na razie miał idealnie proste ząbki. Nie ośmieliłam się jednak wspomnieć o tym swojej rozmówczyni. Może, gdy będę mało rozmowna, to szybciej sobie pójdzie?

– Każdy soczek Michałka musi być też wcześniej podgrzany do odpowiedniej temperatury.

– Mam dolewać do niego gorącej wody z czajnika?

– Żeby stracił smak? – Mamuśka spojrzała na mnie z wyrzutem. – Wystarczy, że położy go pani godzinę wcześniej na grzejniku. Szybko się ogrzeje.

– Niestety, w szkole ogrzewanie jest włączane dopiero od października.

– Ale jak to? – zdziwiła się okularnica.

– Taki mamy regulamin.

– Przecież wcale nie jest tak ciepło! – oburzyła się, słysząc te słowa, choć dziś na dworze było, bagatela, ponad dwadzieścia pięć stopni Celsjusza. Wakacyjne upały postanowiły jeszcze trochę nas porozpieszczać. I dobrze.

– Nie ja o tym decyduję – wyjaśniłam mamie Michałka.

– A kto?

– Pani dyrektor, proszę zgłosić się do niej.

– Czy wystarczy rozmowa, czy trzeba napisać jakieś pismo?

– Może niech pani zacznie od rozmowy. Gabinet pani dyrektor mieści się na parterze naprzeciwko schodów.

– Chyba będę musiała iść tam jeszcze dziś, bo nie mogę pozwolić, by Michaś marzł.

– Oczywiście. – Pokiwałam głową, w duchu głośno się zaśmiewając. Marzł? Przy temperaturze dwudziestu pięciu stopni? Dobre sobie. Z trudem powstrzymałam chichot.

– Coś jeszcze?

– Kwestia wychodzenia na dwór. – Okularnica podała mi kolejną kartkę z następną szczegółową rozpiską. – Michaś nie może biegać, bo się przeziębi. Ma skłonność do infekcji górnych dróg oddechowych i niską odporność.

Nic dziwnego, skoro jest trzymany pod kloszem, pomyślałam, lecz nie ośmieliłam się tego wyartykułować.

– Należy mu też zakładać czapkę i chusteczkę na szyję, nawet, gdy jest stosunkowo ciepło.

Po co, żeby się zapocił?, chciałam zapytać, ale znowu ugryzłam się w język. Zresztą przez moją głowę przebiegła myśl, że może to i lepiej, że z Michasia taki chorowitek. Im więcej nie będzie go w szkole, tym rzadziej będę spotykała także jego mamusię. (Tak, wiem, że jestem okropna, ale nauczyciel też człowiek… Ma swoje granice, cierpliwości na przykład).

– Czasami przewiewa mu uszy – wyjaśniła okularnica, jakbym miała problemy z dedukcją.

– Podejrzewam, że jak wszystkim dzieciom.

– Michałek ma do tego większe skłonności. – Obrzuciła mnie nieprzychylnym spojrzeniem, w odpowiedzi na co grzecznie pokiwałam głową.

– Rozumiem. A ostatnia kartka?

– Tutaj jest lista tematów, których wolałabym, żeby pani przy nim nie poruszała. – Dostałam ostatnią rozpiskę. – Michałek ma kilka traum. Przede wszystkim nie lubi szpitali, bo nie kojarzą mu się zbyt pozytywnie, a ostatnio dość często tam bywamy, niestety. Nie rozmawiamy też z rodziną przy nim o zwierzętach, ponieważ kilka miesięcy temu zdechł nam ukochany kotek i Michaś bardzo to przeżył. Chodzi nawet na terapię.

– Na terapię? – zdziwiłam się, zastanawiając się już, jak w tych warunkach zrealizuję program nauczania, w którym znajdował się zarówno temat o zwierzątkach, jak i o służbie zdrowia. W dodatku na liście tych zagadnień było znacznie więcej.

– Do dziecięcego psychologa w miasteczku – wyjaśniła przewrażliwiona mamusia. – Ma spotkania raz w tygodniu jeszcze przez dwa miesiące.

– Mam nadzieję, że terapia przynosi skutek?

– O tak, choć nadal boimy się z mężem przygarnąć kota, by nie wywołać złych wspomnień.

– Rozumiem. – Pokiwałam głową, coraz bardziej współczując temu dziecku, a potem wysłuchałam jeszcze wykładu na temat tego, że pod żadnym pozorem mam nie zwracać się do Michałka pełnym imieniem, lecz je zdrabniać, bo rodzice nie chcą mu odbierać dzieciństwa.

W dodatku pod koniec dnia przyszła do mnie jeszcze jedna taka matka z kolejną tyradą. Wracałam więc do domu, tęskniąc za chwilami bez kontaktów z rodzicami, którzy, z roku na rok, robili się coraz trudniejsi, bardziej męczący i roszczeniowi. Na szczęście w domu czekała już na mnie moja normalna rodzina, choć może to określenie nie było aż takie znów adekwatne, bo czasem naprawdę daleko nam było do normy. I to nawet tej dość szeroko rozumianej.

Ciąg dalszy w wersji pełnejMagda Witkiewicz, Alek Rogoziński i Joanna Szarańska nie mogą się mylić: seria z Zuzanną to inteligentne i zabawne komedie małżeńskie, które zapewnią Ci rozrywkę na długie wieczory!

Myślicie, że bycie mężatką jest proste lub nudne? Jesteście w błędzie!

Zuzanna, bohaterka bestsellerowej serii Agaty Przybyłek, udowadnia, że małżeństwo to niekoniecznie gotowanie obiadów i robienie prania, lecz zaskakujące życie, które lubi nam płatać figle! I w którym z łatwością można zostać prywatnym detektywem lub… gwiazdą filmową. I równie łatwo można przy tym wpakować się w tarapaty!

Przekonajcie się, jakie kłopoty potrafi ściągnąć na swoją głowę ta zwariowana mężatka i przeczytajcie wszystkie części serii.

Zuzanna, bohaterka powieści, ma taki talent do ściągania sobie na głowę kłopotów, jaki Agata Przybyłek do pisania lekkich i inteligentnych książek obyczajowych. Kocham obie!

– Alek Rogoziński
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: