Żony nazistów. Kobiety kochające zbrodniarzy - ebook
Żony nazistów. Kobiety kochające zbrodniarzy - ebook
Gdy świat się rozpadał, one żyły w luksusie, wśród zrabowanych dzieł sztuki, niewolniczej służby, jedząc warzywa i owoce z ogrodów uprawianych przy obozach koncentracyjnych. Tkwiły jednak w nieudanych małżeństwach, znosząc oszustwa i zdrady, samobójstwa, zabójstwa, odrzucenie, w końcu ubóstwo i uwięzienie. Ich życie było całkowicie podporządkowane sprawom hitlerowskiego państwa, a nieostrożne zachowanie mogło zniszczyć karierę męża. Mimo nieszczęść stały u boku wpływowych małżonków, równie gorliwie jak oni wyznając nazistowską ideologię. Kochały, rodziły dzieci, kłóciły się, rywalizowały o pozycję w oczach wielbionego Hitlera.
Kobiety najważniejszych hitlerowców nie były postaciami drugorzędnymi, nieświadomymi czynów swoich mężczyzn. Wspierały ich, zachęcały do działania, czasem nawet wskazywały kierunek. Z zaangażowaniem pełniły reprezentacyjne funkcje wzorowych nazistowskich córek, żon, matek, pierwszych dam. Ta książka przywraca im miejsce na pierwszym planie wyjątkowo niechlubnej historii.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-3334-2 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chciałbym podziękować mojej agentce Soni Land z Sheil Land Associates Ltd za jej nieustające wsparcie i oddanie oraz Gai Banks i zespołowi zajmującemu się sprzedażą praw za przekazanie tej książki światu. Podziękowania należą się również Laurze Perehinec z History Press za jej entuzjazm i oddanie, Alexowi Waite’owi za pomoc przy przekształceniu mojego rękopisu w książkę oraz całemu zespołowi History Press za doskonałą pracę. Na koniec chciałbym podziękować moim przyjaciołom i rodzinie – bez ich lojalności i hojności ta książka nie mogłaby powstać.
WSTĘP
Wieczorem 10 lipca 1937 roku Bella Fromm, dziennikarka żydowskiego pochodzenia, która prowadziła rubrykę towarzyską w jednej z berlińskich gazet, wybrała się do kina na komedię romantyczną Broadway Melody. Film, wzorowany luźno na oryginalnej wersji z 1929 roku, zawierał przebój You Are My Lucky Star i opowiadał o próbie wystawienia spektaklu na Broadwayu. Były tam zabawne perypetie bohaterów, efektowne lokalizacje – apartamenty typu penthouse i pawilony na dachach budynków – oraz zakulisowe intrygi, w finale zaś dwa fortepiany ślizgające się po podłodze obok stepującego chóru ubranego w cylindry i fraki.
Gdy Bella dojechała do kina i zaparkowała samochód, zauważyła, że wzbudziła zainteresowanie dwóch esesmanów. Jeden spisał jej tablice rejestracyjne, a drugi skierował na nią aparat fotograficzny i zrobił szybką fotkę. Przyczyna podjęcia takich środków ostrożności stała się jasna, gdy przed budynek zajechało kilka dużych samochodów ozdobionych chorągiewkami ze swastykami. Z jednego z pojazdów wysiedli Heinrich Himmler i jego żona Margarete, po czym oboje weszli do kina w towarzystwie „ponurego tajniaka”^().
Himmler i Margarete zajęli miejsca, osłonięci z obu stron przez jego przybocznych, i na sto jeden minut oddali się niewinnej rozrywce. Ta surrealistyczna, niemal komiczna scena raczej nie pasuje do utrwalonego wizerunku Himmlera jako pozbawionego poczucia humoru pedanta i bezwzględnego fanatyka z obsesją na punkcie bzdurnych fantazji o germańskiej rasie panów.
Dlaczego więc zabrał Margarete na lekki musical wytwórni MGM? W odróżnieniu od innych członków nazistowskiej elity, łącznie z Hitlerem, Himmler nie był wielbicielem kina, który nie przepuścił żadnej hollywoodzkiej premiery. Być może lubił czasem uciec od codziennych obowiązków. Może oglądał ten film krytycznym okiem, jako przykład zdegenerowanej dekadencji amerykańskiego społeczeństwa? A może po prostu chciał zrobić przyjemność żonie. Od samego początku natłok pracy i nieustanne podróże Himmlera odciskały piętno na ich małżeństwie, więc skorzystał z rzadkiej okazji, by spędzić razem z nią wieczór. Wystroić się. Wezwać flotę samochodów i umundurowaną eskortę. Pokazać żonie wesoły film, który poprawi jej nastrój.
Niestety, nie wiemy, czy Broadway Melody podobało się Margarete ani czy była zadowolona, że jej mąż znalazł czas, by ją zabawić. Być może najbardziej ekscytującą częścią wieczoru był dla niej przejazd przez miasto w konwoju SS, który budził strach i respekt wszystkich przechodniów.
*
Pośród tysięcy książek o nazizmie tylko garstka skupia się na żonach najważniejszych postaci reżimu Hitlera, takich jak Gerda Bormann, Magda Goebbels, Carin i Emmy Göring, Ilse Hess, Lina Heydrich i Margarete Himmler. Podczas gdy ich mężczyźni zostawili niezatarty ślad w naszej zbiorowej pamięci, kobiety, które udzielały im wsparcia, zachęcały ich do działania i wskazywały kierunek, rzadko trafiają na karty książek historycznych. O ile doświadczenia ogółu kobiet z okresu nazizmu stały się przedmiotem poważnych badań w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, co otworzyło nowe pole poszukiwań i pozwoliło stworzyć złożony, zniuansowany obraz, który zadaje kłam stereotypom powielanym przez nazistowską propagandę, o tyle kobiety na samym szczycie systemu pozostały pod tym względem zaniedbane.
Częściowo wynika to z charakteru materiałów źródłowych, bo do dużej części z nich należy podchodzić z ostrożnością. Choć w ostatnich dekadach odkryto sporo informacji, to w dziennikach i listach, które zachowały się do naszych czasów, wciąż pozostaje wiele białych plam i luk obejmujących dłuższe okresy. Z kolei w powojennych autobiografiach kilka żon starało się przedstawić swoich mężów jako wzory cnót, a siebie same jako bezradne obserwatorki. Pamiętniki i wspomnienia postaci drugo- i trzecioplanowych (z których każda, pisząc, dążyła do realizacji własnych celów) stworzyły natomiast całe uniwersum anegdot, plotek i pogłosek, co utrudnia odróżnienie faktów od fikcji.
Tego rodzaju problemy dotyczą jednak wszystkich śledztw historycznych i nie tłumaczą dostatecznie, dlaczego historycy nie zajmowali się dotąd życiem tych kobiet w należnym stopniu, uwiarygodniając tym samym ich twierdzenia, że istniał wyraźny podział między życiem publicznym ich mężów a sferą prywatną. Tego rodzaju argumenty łatwo obalić, zestawiając je z faktami. Naziści chcieli kontrolować wszystkie aspekty życia swoich obywateli – co jedli, jakie nosili ubrania, z kim uprawiali seks, jakie mogli opowiadać dowcipy, jak obchodzili Boże Narodzenie – rozdział życia publicznego od prywatnego pozostawał więc fikcją.
Nie sposób kwestionować specjalnych przywilejów żon wysokich rangą funkcjonariuszy reżimu, ale podlegały one tym samym naciskom co zwykłe kobiety. Ich życie towarzyskie kształtowały względy polityczne. Zrywano przyjaźnie i relacje z najbliższymi nawet członkami rodziny. Zachowanie żon było ważnym czynnikiem w walce o wpływy wśród nazistowskiej elity: popadając w niełaskę Führera, nieostrożna żona mogła zniszczyć karierę swego męża.
Żony nazistów być może rzeczywiście nie znały decyzji podejmowanych na co dzień przez partnerów, ale dowody ich zbrodniczych działań były obecne dosłownie wszędzie: zrabowane dzieła sztuki na ścianach, meble z ludzkiej skóry i kości przechowywane na strychu, warzywa i owoce z ogrodów uprawianych przy obozach koncentracyjnych, niewolnicza praca ludzi przywożonych z podbitych krajów. Rytuały życia rodzinnego – urodziny, śluby, pogrzeby – były nierozerwalnie związane z nazistowską ideologią.
Być może dlatego najłatwiej było wziąć tłumaczenia tych kobiet za dobrą monetę i uznać je za drugoplanowe postaci. Traktując je poważnie, trzeba by pogodzić się z myślą, że ich mężowie angażowali się w normalne, codzienne czynności i doświadczali zwykłych ludzkich emocji. Zakochiwali się i odkochiwali, martwili o niezapłacone rachunki i zastanawiali, do której szkoły wysłać dzieci. Planowali przyjęcia i pikniki. Wyjeżdżali na wakacje i oglądali zabytki. Przyznanie, że pod wieloma względami niczym się od nas nie różnili, tworzy swego rodzaju dysonans poznawczy – bardzo nieprzyjemne uczucie.
Historia tych kobiet pozwala nam jednak lepiej zrozumieć naturę nazistowskich rządów i psychikę przywódców, pokazuje z nowej perspektywy główne wydarzenia prowadzące do powstania i upadku tych rządów. Celem tej książki jest opisanie życia żon nazistów od momentu, gdy zaangażowały się w ruch nazistowski – w kilku przypadkach stało się to, nim jeszcze poznały swych mężów – poprzez lata zmagań, korzystania z przywilejów władzy, a potem upadku i rozpadu ich świata aż po powojenne próby ukrycia tych lat w cieniu przekłamań i fikcji. Choć z jednej strony cieszyły się luksusami i statusem VIP-ów, z drugiej musiały cierpieć w nieudanych małżeństwach, znosić oszustwa i zdrady mężów, samobójstwa, zabójstwa, odrzucenie, ubóstwo i uwięzienie. Jednak mimo wszystkich tych prób i nieszczęść zawsze pozostawały całkowicie oddane sprawie Hitlera.
*
Choć każda z opisanych w tej książce kobiet jest wyjątkową i fascynującą jednostką, i choć każda z nich wypracowała własne sposoby radzenia sobie z oczekiwaniami, uderza podobieństwo środowisk, w których się wychowały. Były dobrze wykształcone, pochodziły z konserwatywnych rodzin klasy średniej (ojcowie pracowali w wolnych zawodach, prowadzili własne firmy, byli arystokratami albo wojskowymi), gdzie role związane z płcią były sztywno określone: bez względu na swoje talenty i osiągnięcia kobieta musiała przede wszystkim liczyć na to, że znajdzie dobrego męża.
Ich rodzice, zarówno protestanci, jak i katolicy, poważnie traktowali religię i wpajali swym córkom wartości, które kształtowały ich gusta, zainteresowania i poglądy polityczne. Były to: przekonanie o wyższości niemieckiej kultury – muzyki, sztuki, literatury i filozofii, o geniuszu niemieckich osiągnięć naukowych i niepokonanej armii, a także oddanie kajzerowi i państwu, nienawiść do socjalizmu i strach, że nieokiełznane masy prostego ludu zniszczą to wszystko. W rezultacie wszystkie bohaterki książki miały ze sobą więcej wspólnego niż z jakąkolwiek kobietą pracującą w fabryce.
Dorastały w czasach gwałtownych przemian, gdy Niemcy z państwa w dużej mierze rolniczego zmieniały się w przemysłowe, gdzie system demokratyczny i cesarstwo musiały iść na wzajemne ustępstwa, a agresywna polityka zagraniczna miała uczynić z Niemiec jedną ze światowych potęg, dysponującą wielką marynarką wojenną i koloniami. Krzykliwemu patriotyzmowi towarzyszyło jednak również wszechobecne poczucie kryzysu, przekonanie, że Niemcy to kraj, który toczy wojnę z samym sobą, zmagając się z problemami współczesności – choćby z zaostrzającymi się podziałami klasowymi – i jest otoczony przez wrogich sąsiadów. Szczególnie podatni na te napięcia byli przedstawiciele burżuazji, cierpiący zarówno ze względu na wyolbrzymione poczucie własnej wyższości, jak i z powodu dojmującego niepokoju o przyszłość.
Na początku pierwszej wojny światowej, gdy naród zjednoczył się w oczekiwaniu na rychłe zwycięstwo, można było przypuszczać, że wszystkie te napięcia zostaną pokonane. W miarę jej trwania cała ludność została zmobilizowana do wspierania działań wojennych, a cenzura i nieustająca propaganda wciąż próbowały dowieść, że ostateczne zwycięstwo jest nieuniknione, bez względu na koszty.
Wojna zmonopolizowała życie tych młodych kobiet – w szkole i w domu. Podczas lekcji rozmawiano o statystykach bitewnych i losach żołnierzy. Kapłani modlili się o pomyślność na froncie. Tematyka wojskowa wkroczyła we wszystkie dziedziny, od zabawek po karty do gry. Matki, szczególnie te z klasy średniej, brały udział w szeroko zakrojonych działaniach charytatywnych, zbierając jedzenie czy robiąc na drutach skarpety i szale dla żołnierzy tkwiących w zimnych, wilgotnych okopach.
Ostatni rok wojny przynosił szok za szokiem, dobijając mocno już chwiejący się system. Bolszewicy przejęli władzę w Rosji i grozili poniesieniem rewolucji do innych krajów i wzniecaniem buntów w wojsku. Na froncie zachodnim klęska ofensywy, do której rzucono wszystkie siły, doprowadziła do nieodwołalnego odwrotu. Upadli główni sojusznicy Niemiec: Austro-Węgry i Turcja. Głód, niedożywienie i choroby podkopywały morale cywilów; coraz częściej dochodziło do strajków i demonstracji. Nawoływano do pokoju i do ustąpienia kajzera.
Chaos i przemoc, które opanowały Niemcy w wyniku klęski i kapitulacji, przybierały na sile również w 1919 roku, pchając kraj ku wojnie domowej. Bliska przejęcia kontroli nad Niemcami była radykalna lewica, ale bezlitośnie rozbiły ją Freikorpsy – prawicowe paramilitarne jednostki złożone z byłych żołnierzy i ochotników – którym wolną rękę dał rząd nowej Republiki Weimarskiej, obwiniany o przyjęcie upokarzających warunków traktatu wersalskiego.
W rezultacie wszystkie te kobiety dorastały w bardzo niepewnych i gwałtownych czasach. Zniknęły dawne pewniki i filary bezpieczeństwa. Konwenanse, jakim hołdowało pokolenie ich rodziców, w coraz mniejszym stopniu pasowały do nowej epoki. Pozbawione oparcia, zwróciły się ku samozwańczemu zbawcy, który obiecał im cały świat.CZĘŚĆ PIERWSZA
SIĘGAJĄC SZCZYTU
1
POCZĄTKI
Wiosną 1920 roku Ilse Pröhl wprowadziła się do renomowanego domu akademickiego na obrzeżach Monachium, chcąc skorzystać z nowych możliwości edukacyjnych, jakie otwierały się w Niemczech przed kobietami. W 1900, roku narodzin Ilse, po raz pierwszy dopuszczono kobiety na uczelnie. Osiem lat później otwarto pierwsze kobiece odpowiedniki gymnasium, ekskluzywnych płatnych szkół średnich, które przygotowywały uczennice do egzaminu wstępnego na studia, zwanego abitur.
Do tych szkół mogły uczęszczać tylko nastolatki z bogatych rodzin, co jednak nie stanowiło problemu dla Ilse – jej ojciec był szanowanym lekarzem, opiekował się członkami pruskiego dworu w Berlinie i został głównym lekarzem w elitarnym garnizonie w Poczdamie. Czternastoletnia Ilse zaczęła naukę w jednej z tych prestiżowych szkół średnich. Była bystrą, energiczną i lubianą uczennicą, interesowała się szczególnie muzyką i literaturą. Lubiła też piesze wędrówki i biwakowanie, wyprawy na łono natury popularne wówczas szczególnie wśród młodzieży z klasy średniej, która szukała w ten sposób ucieczki przed bezduszną atmosferą miejskiego życia. Ten ruch powrotu do natury został zapoczątkowany jako wyłącznie męska rozrywka, lecz w czasie gdy zaangażowała się w niego Ilse, kobiety już dawno dołączyły do mężczyzn.
Na beztroskie dorastanie dziewczynki cień rzuciła pierwsza wojna światowa. Ilse wspierała siły zbrojne i była żarliwą patriotką, ale katastrofalną sytuację na północy Francji uświadomiła sobie w pełni, gdy jej ojciec, wysłany na stosunkowo spokojny odcinek frontu, wiosną 1917 roku zginął.
Po tej bolesnej osobistej stracie mocno przeżyła klęskę Niemiec i zawirowania grożące rozpadem kraju. Wreszcie, w ostatnim roku nauki Ilse w gymnasium, jej matka ponownie wyszła za mąż (za dyrektora muzeum) i cała rodzina przeprowadziła się do Monachium, gdzie dziewczyna miała zdawać abitur.
Chcąc pokazać, jak ważna jest dla niej niezależność, Ilse nie zamieszkała w swoim nowym domu, lecz wynajęła pokój w akademiku. Pewnego wieczora wpadła na mieszkającego w tym samym budynku wysokiego mężczyznę w mocno już wytartym, obszarpanym mundurze, który przedstawił się burkliwie jako Rudolf Hess. Uwagę Ilse natychmiast zwróciło to, jak wymizerowany jest nowy znajomy, a także jego gęste brwi, które niemal zrastały się na środku czoła, zapadnięte oczy i umęczony wyraz twarzy. Choć nie dał się poznać jako szczególnie uprzejmy młodzieniec, od razu jej się spodobał.
Trudno powiedzieć, czy dwudziestosześcioletni wówczas Hess miał podobne odczucia. Ze wszystkich najwyższych rangą nazistów był najbardziej tajemniczy. Dziesiątki ekspertów, od psychiatrów do historyków, próbowało go zrozumieć. Hess był zagadką nawet dla samego siebie. W liście do przyjaciela wyznał, że czuje się rozdarty między dwiema różnymi stronami swej osobowości: jedna pragnęła niemal mniszej egzystencji, wypełnionej rozmyślaniami o tajemnicach wszechświata, druga zaś łaknęła krwi i walki.
Właśnie to połączenie myśliciela z człowiekiem czynu przypadło do gustu Ilse. Wysłużony mundur, który nosił tamtego brzemiennego w skutki wieczora – Ilse natychmiast to rozpoznała – należał do osławionego Freikorpsu Franza von Eppa, do którego Hess wstąpił podczas brutalnego zamachu na lewicowy rząd w Monachium w 1919 roku.
Był również odznaczonym weteranem – otrzymał Krzyż Żelazny za odwagę – i dwukrotnie odniósł rany. Podczas straszliwej bitwy pod Verdun, gdzie widział „grozę śmierci^() we wszystkich postaciach”, został trafiony szrapnelem, a gdy prowadził atak piechoty w Rumunii, postrzelono go w pierś. Wróciwszy do zdrowia, Hess przeszedł szkolenie lotnicze, spełniając wieloletnie marzenie o lataniu, ale nim mógł się sprawdzić w walce, wojna dobiegła końca.
Na początku konfliktu Hess stanął przed decydującym wyborem życiowym. Chciał studiować, ale jego ojciec wolał, by zajął się prowadzeniem rodzinnego biznesu, firmy importowo-eksportowej z siedzibą w Aleksandrii. To tam, w wystawnej willi na skraju pustyni, dorastał Hess – te okoliczności mogły zresztą przyczynić się do tego, że stał się wycofanym chłopcem. Ojciec Hessa był człowiekiem bardzo zasadniczym, a za najważniejszy dzień w roku uważał urodziny kajzera. Hess czuł silniejszą więź z matką, łagodną, inteligentną kobietą, która niegdyś zainspirowała go do zainteresowania się astrologią.
W 1908 roku, gdy Hess miał czternaście lat, rodzina wróciła do Niemiec; jako że wcześniej bywał tam tylko w lecie, ogromne wrażenie zrobił na nim śnieg. Wysłany do szkoły z internatem, pozostał outsiderem. Uczył się pilnie, zdał abitur i podjął studia biznesowe, choć niechętnie. Kiepskie wyniki w nauce prowadziły do konfliktów z ojcem, które wygasły dopiero wtedy, gdy Hess zaciągnął się do wojska.
Kiedy wojna dobiegła końca, a firmę ojca przejęli Brytyjczycy, Hess mógł spokojnie studiować historię i ekonomię. Flirtując z Towarzystwem Thule (tajną grupą, która interesowała się mitologią aryjską i prehistorycznymi nordyckimi cywilizacjami), Hess pozostawał pod silnym wpływem intelektualnym pięćdziesięcioletniego profesora geopolityki Karla Haushofera, któremu udawało się łączyć karierę wojskową z badaniami akademickimi. Haushofer, odwiedziwszy Japonię, rozwinął pojęcie Lebensraum – doszedł do wniosku, że szanse na sukces danego narodu zależą od ilości dostępnej mu przestrzeni życiowej.
Choć Haushofer nie uważał Hessa za szczególnie inteligentnego, podziwiał siłę jego charakteru. Profesor (oraz reszta jego rodziny) traktował Hessa jak przybranego syna. Zażyła przyjaźń, która obejmowała również Ilse, przetrwała dziesięciolecia, przynosząc każdemu z zainteresowanych inne rezultaty.
Mimo skrytej i posępnej natury Hessa Ilse postanowiła zabiegać o jego względy i spędzała z nim coraz więcej czasu. Był to związek platoniczny. Hess, który był prawiczkiem, nie okazywał żadnego zainteresowania seksem; przez kilka następnych lat ich relacje były pozbawione wymiaru fizycznego. Oboje kultywowali za to duchową więź opartą na wspólnym umiłowaniu niemieckiej kultury, szczególnie pisarzy oraz kompozytorów z końca XVIII i początku XIX wieku. Ich ulubieńcem był poeta i filozof Friedrich Hölderlin, który we wczesnych dziełach wychwalał naturę, a w późniejszych Boga. Ilse dała Hessowi egzemplarz metafizycznej powieści Hölderlina Hyperion, w której zamieściła liryczną dedykację – pisała, że ich miłość jest „pełna mocy, a zarazem czuła jak ich duch”, podczas gdy ich „serca wzbudzają fale większe niż trójząb boga morza, władcy fal”^().
Jednak tym, co scaliło ich związek najmocniej, był ten sam stosunek do Hitlera. Oboje uważali, że oto znalazł się człowiek, którego przeznaczeniem jest wyciągnąć Niemcy z otchłani i wprowadzić je na drogę do chwały. Wkrótce po tym, gdy poznał Ilse, Hess usłyszał przemówienie Hitlera na skromnym partyjnym zebraniu w piwiarni. Nie panując nad ekscytacją, pobiegł do akademika i wpadł do pokoju Ilse, by opowiedzieć jej z zachwytem o tym niezwykłym człowieku i jego elektryzujących słowach. Kilka tygodni później wybrali się razem na kolejne spotkanie nazistów, a Ilse była pod takim samym wrażeniem Hitlera jak Hess.
Jej bezkrytyczny entuzjazm wobec niebezpiecznych pomysłów Hitlera widać wyraźnie w liście, który napisała do szkolnej koleżanki. Nie próbowała nawet odrobinę złagodzić swoich poglądów: „Jesteśmy antysemitami. Stale, kategorycznie, bez wyjątków. Dwa główne filary naszego ruchu – narodowy i społeczny – stoją na fundamencie takiego pojmowania antysemityzmu”^().
Jesienią 1920 roku Ilse, zdawszy abitur, zaczęła studiować germanistykę oraz bibliotekoznawstwo, podjęła też pracę w antykwariacie. W przerwach od obowiązków chodziła na wycieczki za miasto, na łono natury, ale przede wszystkim pracowała na rzecz ruchu nazistowskiego: roznosiła ulotki, rozwieszała plakaty, pomagała prowadzić partyjną gazetę i pełniła funkcję sekretarza Hessa, który dołączył do Hitlera i często osłaniał go własnym ciałem podczas licznych bójek nazistów z ich lewicowymi przeciwnikami.
W nagrodę za te wysiłki Ilse i Hess zostali obdarzeni zaszczytem towarzyszenia Hitlerowi w jego wolnym czasie i wśród jego najbardziej zaufanych kompanów. Ilse (tak jak wiele innych osób) opisywała potem, jak bardzo Hitler lubił się śmiać. Sam nie opowiadał żartów, ale naśladował innych i uwielbiał słuchać zabawnych historyjek, jeśli tylko nie dotyczyły jego samego.
*
Nieśmiała i wrażliwa Gerda Buch była rozmarzonym dzieckiem o artystycznych inklinacjach, wkraczającym właśnie w wiek dorastania, gdy poznała Hitlera, który natychmiast wziął ją pod swoje skrzydła. „Wujek Adolf” okazywał szczególne zainteresowanie młodymi ludźmi, zwłaszcza dziewczynkami, i chętnie odgrywał rolę opiekuna, który bierze na siebie odpowiedzialność za ich dobrostan kulturalny, polityczny i moralny.
W tym czasie jego oczkiem w głowie była Henriette Hoffmann, dziewięcioletnia córka Heinricha Hoffmanna, jednego z najbliższych mu współpracowników, który miał potem zostać jego osobistym fotografem. Każdego popołudnia, gdy Henriette ćwiczyła na pianinie, Hitler sprawdzał jej znajomość niemieckich mitów i folkloru. Choć z Gerdą spędzał mniej czasu, podczas wizyt w jej domu zawsze obdarzał ją szczególną uwagą.
Powodem, dla którego Hitler tak często pojawiał się w jej życiu, był ojciec dziewczynki Walter Buch, zawodowy żołnierz. Buch miał dziewiętnaście lat, gdy w 1902 roku wstąpił do wojska. Gerda urodziła się w roku 1909, rok po ślubie rodziców. W 1914 roku Buch miał już stopień porucznika i był jednym z nielicznych oficerów, którzy nie wywodzili się z rodzin arystokratycznych. Podczas służby na froncie zachodnim otrzymywał awans za awansem, aż wreszcie objął dowództwo nad całym batalionem.
W 1918 roku wystąpił ze służby zniesmaczony warunkami postawionymi przez aliantów, które ograniczyły liczebność jego ukochanej armii do marnych stu tysięcy ludzi. Dołączył do innych niezadowolonych żołnierzy, którzy kręcili się po Monachium, liżąc rany po rozwiązaniu Freikorpsów i upadku puczu Kappa. Do tej próby przewrotu monarchistycznego doszło wiosną 1920 i zakończyła się ona klęską w wyniku największego strajku generalnego w historii Niemiec. Poznawszy Hitlera, Buch szybko poddał się jego urokowi, twierdząc, że „to łaska Boska zesłała go narodowi niemieckiemu”^().
Buch był takim właśnie typem rekruta, jakiego Hitler poszukiwał: przedstawicielem klasy oficerskiej o nieposzlakowanej opinii. Niejako naturalnym miejscem dla Bucha w ruchu nazistowskim były oddziały Sturmabteilung (SA), lepiej znane jako brunatne koszule. Hitler potrzebował takich doświadczonych ludzi jak Buch, by niezdyscyplinowaną zgraję ulicznych chuliganów zamienić w skuteczną siłę paramilitarną.
Latem 1923 roku Buch objął dowodzenie nad dwustu siedemdziesięciu pięcioma członkami SA stacjonującymi w Norymberdze (odległej o blisko sto siedemdziesiąt kilometrów od Monachium) i zaczął ich przygotowywać do działania. Po raz kolejny znalazł się z dala od domu. Wspominając dzieciństwo, Gerda narzekała, że jej ojciec był „tylko gościem. Nigdy nie zamieszkał z nami na dłuższy czas”^(). Ostatecznie najbardziej znaczącym wkładem Bucha w młode życie jego córki było zapoznanie jej z Hitlerem.
*
Nim Buch przejął oddział w Norymberdze, brunatne koszule zyskały nowego dowódcę, byłego asa lotnictwa Hermanna Göringa, którego wojenne wyczyny zyskały sporą sławę. Został on odznaczony orderem Blauer Max za dwadzieścia potwierdzonych zestrzeleń, a po śmierci „Czerwonego Barona” Richthofena przejął jego elitarny dywizjon.
Piloci wojskowi byli wtedy prawdziwymi celebrytami – przedstawiani jako rycerze przestworzy, którzy toczą zawzięte pojedynki na śmierć i życie, pobudzali zbiorową wyobraźnię i pozwalali ludziom na chwilę odetchnąć od ponurej rzeczywistości wojny pozycyjnej. Hermann należał do grona najsłynniejszych pilotów, wszyscy znali jego nazwisko. Po wojnie przez kilka lat mieszkał w Sztokholmie, ale mimo to jego sława w Niemczech wciąż była żywa.
Hitler z pewnością rozumiał, jak wiele może zyskać, przyciągając go do siebie. Nazwisko Göringa otwierało drzwi arystokracji i wojskowej elity. Miejscowi prominenci mogli pomóc Hitlerowi zrealizować najbliższe plany, czyli wykorzystać Monachium jako miejsce rozpoczęcia ogólnokrajowej rewolucji. Kiedy poznali się pod koniec roku 1922 (wkrótce po tym, gdy Göring przybył do Monachium i zobaczył wystąpienie Hitlera na wiecu), Hitler zaprosił go, by dołączył do jego ruchu.
Na przestrzeni lat Göring podawał różne powody rozpoczęcia współpracy z Hitlerem. Bez względu na to, czy był to szczery akt poddania się mesjaszowi, czy też wykalkulowane przystanie do człowieka zdolnego do mobilizowania mas – raczkująca partia nazistowska bez wątpienia dawała Göringowi okazję zostania grubą rybą w małym stawie.
Jednak to świeżo poślubiona przez Göringa Carin, Szwedka, podjęła ostateczną decyzję. Jako zajadła antysemitka czciła ziemię, po której stąpał Hitler. W jej oczach był niczym mityczny superbohater z nordyckich legend. Carin robiła wszystko, co w jej mocy, by scementować relację między Göringiem i Hitlerem.
Pierwsze spotkanie Carin z jej przyszłym mężem przypominało historię rodem z romansu. Była ciemna burzowa noc. Szalała śnieżyca. Jednak hrabia Eric von Rosen, bogaty szwedzki podróżnik, koniecznie chciał znaleźć kogoś, kto przewiezie go samolotem ze Sztokholmu do jego odległego o jakieś sto kilometrów zamku, gdzie czekały nań żona i jej trzydziestojednoletnia siostra, hrabina Carin von Fock. Jedynym pilotem gotowym wyruszyć w tak ryzykowną podróż był Göring. Przerażający lot był sprawdzianem jego umiejętności i odwagi. Mimo niemal zerowej widoczności zdołał wylądować na zamarzniętym jeziorze obok zamku. Gdy tylko wszedł do imponującego wnętrza budowli – przystrojonej gobelinami z aryjskimi motywami, nordyckimi rzeźbami, zabytkową bronią i dwiema wielkimi swastykami z kutego żelaza – i gdy usiadł przy rozpalonym kominku ze szklaneczką brandy w dłoni, natychmiast poczuł się jak u siebie w domu.
Göring znaczną część dzieciństwa spędził w dwóch zamkach (jednym w Bawarii, drugim w Austrii) należących do jego ojca chrzestnego i anioła stróża Hermanna Rittera von Epensteina, szanowanego lekarza. W 1893 roku, podczas podróży do Afryki, von Epenstein poznał ojca Göringa, gubernatora kolonii, którego młoda, atrakcyjna i ciężarna żona cierpiała na wysoką gorączkę. Jako że Göring szykował się już do przyjścia na świat, sytuacja była krytyczna: wtedy pojawił się von Epenstein i zapobiegł nieszczęściu. Kiedy ojciec Göringa przeszedł na skromną urzędniczą emeryturę, von Epenstein zaproponował, że zabierze całą rodzinę do siebie. Nie kierowały nim jednak wyłącznie altruistyczne pobudki – miał romans z matką Göringa. W zamku Epensteina kobieta dzieliła czas między starzejącego się szybko męża i swojego dobroczyńcę.
Von Epenstein był ogromnie dumny ze swego arystokratycznego statusu – choć z pochodzenia był Żydem, przeszedł na chrześcijaństwo, by rozwijać karierę lekarza i uzyskać dostęp do wpływowych członków pruskiej elity – i popisywał się nim przy każdej okazji. Jako że lubił się bawić i odgrywać rolę pana na zamku, wydawał wystawne przyjęcia, na których przygrywali muzycy przebrani za średniowiecznych minstreli.
Carin dorastała w równie niezwykłym otoczeniu. Jej ojciec był arystokratą i wojskowym w stopniu pułkownika, a angielsko-irlandzka matka pochodziła z zamożnej rodziny piwowarów. Carin miała cztery siostry i wraz z innymi kobietami ze swojej rodziny założyła panteistyczne stowarzyszenie chrześcijańskie Związek Szarotki (z kwiatem jako godłem), które mogło się pochwalić własną kaplicą, małym, lecz pięknie zdobionym budynkiem z kamienia, gdzie się modliły, śpiewały piosenki ludowe i organizowały seanse spirytystyczne. Podczas pierwszej wojny światowej codziennie modliły się w kaplicy o zwycięstwo Niemiec.
Za sprawą tak niezwykłego dzieciństwa i dorastania Carin i Göring mieli o sobie bardzo wysokie mniemanie, czuli się niczym główni aktorzy w jakimś wielkim dramacie. Jednak dorosłe życie przyniosło im głęboką frustrację. Na mocy traktatu wersalskiego Niemcy nie mogły mieć własnych sił lotniczych, co budziło złość i rozgoryczenie Göringa. Uzależniony od działania – już w dzieciństwie miał obsesję na punkcie wszystkiego, co wojskowe, oraz polowania i górskiej wspinaczki – z dnia na dzień zdobył w Szwecji sławę jako gwiazda pokazów lotniczych, podczas których wykonywał zapierające dech w piersiach ewolucje. W końcu jednak i to się ludziom opatrzyło, przestał być ich ulubieńcem. Przybity, zaczął przewozić cywilów za pieniądze. Fakt, że mimo wielkiego ryzyka spełnił prośbę von Rosena, świadczy tylko o tym, jak bardzo był spragniony przygody.
Carin tkwiła w pozbawionym miłości małżeństwie z oficerem Nilsem von Kantzowem. Wyszła za mąż w wieku dwudziestu jeden lat, a trzy lata później zaszła w ciążę i nie bez powikłań urodziła syna Thomasa. Choć go kochała, nie nadawała się na matkę i marzyła o wyrwaniu się z uprzejmego, ale dusznego mieszczańskiego światka. Zostawiła w Sztokholmie męża i siedmioletniego syna i znalazła schronienie w zamku von Rosena.
W chwili gdy dołączyła do Göringa w salonie, oboje stracili dla siebie głowę. Przyciągani niewidzialną siłą, wdali się w potajemny romans, który szybko eskalował. Carin mówiła siostrze, że są jak Tristan i Izolda: „Wypiliśmy napój miłosny i nic nie możemy na to poradzić”. Jej listy do Göringa pełne były melodramatycznych deklaracji w rodzaju: „Jesteś dla mnie wszystkim. Nie ma drugiego takiego jak ty” czy wyrazów płomiennego pożądania: „Całuję wszystko, co jest blisko ciebie”^(). Co nieuniknione, mąż Carin w końcu poznał prawdę. Jedynym wyjściem był rozwód. Carin straciła prawo do opieki nad synem, zyskując w zamian finansowe wsparcie von Kantzowa.
Kiedy już Göring osiadł w Monachium, Carin do niego dołączyła. Po krótkim, formalnym ślubie cywilnym w Szwecji ponownie nawiązali relacje z krewnymi i przyjaciółmi. Mieszkali na przedmieściach, w dwupoziomowej willi, która wkrótce stała się miejscem spotkań Hitlera i jego akolitów. Siostra Carin, Mary – która miała się stać uczestniczką ich wspólnego życia – wspominała, że Hitler w towarzystwie Carin czuł się całkiem swobodnie, a ona dosłownie rozkwitała w jego obecności.
Późną wiosną 1923 roku Göring objął dowództwo nad brunatnymi koszulami i wziął się do pracy, wprowadzając wojskową dyscyplinę, musztrę i ćwiczenia. Pisząc do domu, Carin chwaliła się, że Göring przekształcił „motłoch w prawdziwą armię światła”. Dzięki niemu tysiące członków SA stały się „grupą spragnionych czynu krzyżowców, gotowych maszerować pod rozkazami Führera”^().
2
ZBIEGOWIE I WIĘŹNIOWIE
Wczesnym popołudniem 8 listopada 1923 roku Carin tkwiła w łóżku, zmagając się z ciężkim zapaleniem płuc. Jej namiętny i energiczny duch był uwięziony w kruchym ciele. Szczupła i delikatna, cierpiała na mnóstwo różnego rodzaju dolegliwości, ale szczególnie podatna była na infekcje płucne. Wkrótce pojawił się jej mąż z zaskakującymi wieściami. Zapowiadana od dawna narodowa rewolucja miała się zacząć tego wieczoru w piwiarni, w której trzej najpotężniejsi ludzie Bawarii – gubernator, szef policji i wysoki rangą przedstawiciel wojska – organizowali duże polityczne spotkanie. Plan był zwodniczo prosty i bardzo ambitny: przerwać spotkanie, przekonać trzech przedstawicieli władzy, by oddali klucze do miasta, a potem pomaszerować na Berlin, prowadząc tłumy pod swoim sztandarem.
Hiperinflacja zniszczyła strukturę niemieckiego społeczeństwa; okupacja Zagłębia Ruhry przez francuskie wojska – przyspieszona dyskusjami o reparacjach określonych w traktacie wersalskim – ponownie pobudziła do czynu żołnierzy nacjonalistycznej prawicy; w Turyngii i Saksonii wybuchły poważne lewicowe rewolty. Wydawało się, że sytuacja dojrzała już do konkretnych działań. Z drugiej jednak strony coraz silniejsze było poczucie, że najgorsze minęło. Hitler i jego ludzie w obawie, że mogli przegapić swoją szansę, postanowili działać.
O wpół do dziewiątej wieczorem Hitler, z Hessem u boku, wpadł do piwiarni, prowadząc za sobą Göringa i oddział SA. Dygnitarzy ściągnięto ze sceny, a tłum rozpędzono. W pokoju na piętrze zawarto umowę. Trzej urzędnicy obiecali, że wesprą przewrót.
Około jedenastej na ulicach zapanował dziwny spokój. Hess, który zdobył już własnych zakładników (między innymi prezesa sądu, komendanta policji oraz ministra rządu Bawarii), miał ich przewieźć do przygotowanego wcześniej domu w odległości około pięćdziesięciu kilometrów od Monachium i tam czekać na dalsze instrukcje. Göring, przekonany, że sprawy układają się po myśli rewolucjonistów, poprosił kogoś, by poinformować Carin, że wszystko jest pod kontrolą.
Nie było. Hitler opuścił piwiarnię, by sprawdzić osobiście, czy wszystko idzie zgodnie z planem, a wtedy trzej dygnitarze zdołali uciec. Natychmiast poderwali do działania wojsko i policję, które obsadziły najważniejsze budynki. Rankiem było już jasne, że pucz się nie powiódł.
Chcąc wykonać symboliczny gest sprzeciwu, Hitler, Göring i inni najważniejsi funkcjonariusze partyjni zebrali swoje wojsko – około dwóch tysięcy ludzi – i wznosząc wysoko flagi, ruszyli na ratusz, którego strzegli uzbrojeni policjanci. Po krótkiej wymianie zdań padły pierwsze strzały. W zamieszaniu Hitler zwichnął sobie ramię, a w rozruchach zginęło w sumie czternastu nazistów i czterech policjantów. Göring został postrzelony w udo, tuż pod pachwiną. Zaczął obficie krwawić. Wyniesiony szybko poza teren walk, trafił pod opiekę starszej Żydówki, która mieszkała w pobliżu. Stamtąd przetransportowano go do prywatnej kliniki.
Carin, która minionej nocy otrzymała optymistyczne wiadomości od Göringa, teraz poznała prawdę. Zwlekła się z łóżka i pospieszyła mu z pomocą. Z pewnością potrzebował odpowiedniej opieki, i to szybko. Gdyby jednak został w Monachium, trafiłby do aresztu. Carin wsadziła go więc do samochodu i zawiozła do willi znajomej w pobliżu austriackiej granicy. Następnego ranka, 10 listopada, próbowali przekroczyć granicę, ale celnicy rozpoznali zbiega i zawlekli go na najbliższy komisariat policji. Prawdopodobnie ze względu na ciężki stan więźnia policjanci byli pewni, że nie ucieknie, i nie postawili przy nim straży. Göring wymknął się przez okno i dotarł do czekającego samochodu. Na granicy kierowca użył fałszywego paszportu i ukrył Göringa pod kocami na tylnym siedzeniu. Fortel się udał i przejechali. Przynajmniej na razie Göring nie musiał się obawiać, że trafi w ręce wymiaru sprawiedliwości.
*
W mieście panowało tak ogromne zamieszanie, że Ilse nie miała pojęcia, co stało się z jej chłopakiem. Tymczasem Hess, kierowany poczuciem obowiązku, pozostał w willi na wsi, przetrzymując zakładników, których zabrał z piwiarni. Był coraz bardziej zdenerwowany. W końcu po południu dowiedział się o sromotnej klęsce towarzyszy. Obawiając się, że w każdej chwili może przyjechać policja, wepchnął kilku przerażonych i zdezorientowanych zakładników do samochodu i wybrał się na dziwaczną przejażdżkę po okolicznych lasach, rozmyślając po drodze, co powinien zrobić.
W końcu porzucił swoich więźniów i ruszył piechotą w poszukiwaniu telefonu żeby zadzwonić do Ilse. Gdy w końcu się z nią skontaktował, dziewczyna natychmiast wsiadła na rower i pojechała po niego. Korzystając na zmianę z roweru, wrócili do Monachium i do domu profesora Haushofera. Po krótkiej naradzie Hess postanowił uciekać. Następnego dnia był już w Austrii.
Tymczasem ojciec Gerdy nadal przebywał w Norymberdze i zastanawiał się, jak zareagować na dynamiczny rozwój wypadków. Choć plotki o puczu dotarły do Bucha poprzedniego wieczora, postanowił pozostać na posterunku. Rankiem dowiedział się o klęsce. Rozwścieczony wiadomością, że Hitler został ciężko ranny, powiedział swoim podwładnym z SA, że „krew Hitlera zostanie pomszczona krwią Żydów”^(), później jednak uznał, że nie było to rozsądne. Wkrótce stanął przed ultimatum: władze poleciły rozwiązać wszystkie jednostki SA. Buch jeszcze przez dwa dni unikał aresztowania i nie podporządkowywał się tym rozkazom, nim w końcu ustąpił. Nie zamierzał jednak dopuścić do całkowitej likwidacji SA, więc 13 listopada pojechał do Monachium, by ratować sytuację.
W tym czasie były szef SA był już w Innsbrucku. Po kilku nocach spędzonych w hotelu Tyrol półprzytomny Göring trafił w końcu do szpitala. Lekarze zabrali się do pracy – rana po pocisku się zamknęła, ale potem otworzyła na nowo. Göring stale musiał znosić okropny ból, o czym Carin pisała do swej matki w liście datowanym na 8 grudnia 1923 roku: „Boli go tak bardzo, że gryzie poduszkę, a ja słyszę tylko jego nieartykułowane jęki . Teraz codziennie podają mu morfinę, ale to niczego nie zmienia”^().
Podczas gdy Göring cierpiał, Hess ukrywał się u różnych znajomych i raz po raz jeździł do Monachium, by spotykać się tam z Ilse – która zachorowała – i naradzać się z Haushoferem, czy powinien się oddać w ręce władz. Jako że proces Hitlera i jego wspólników układał się lepiej, niż Hess mógł przypuszczać (sędzia był przychylny Hitlerowi i pozwalał mu wygłaszać przemówienia z miejsca dla świadków, o czym pisano potem w licznych gazetach krajowych i zagranicznych), coraz bardziej skłaniał się ku temu, by wyjść z ukrycia.
Wyrok z 1 kwietnia 1924 roku przesądził sprawę. Choć winny zdrady – przestępstwa, które karano dożywociem – Hitler został skazany tylko na pięć lat. Dzięki różnym zabiegom prawnym zredukowano ten wyrok do około osiemnastu miesięcy, przy czym już po pół roku skazany mógł się ubiegać o zwolnienie warunkowe. Zachęcony tym pokazem pobłażliwości Hess postanowił zaryzykować. 12 maja oddał się w ręce władz, dostał taki sam wyrok jak Hitler i dołączył do niego w więzieniu w Landsbergu, odległym o mniej więcej sześćdziesiąt kilometrów od Monachium.
Hitler i Hess zostali zamknięci w specjalnym skrzydle znanym jako „Forteca” – przeznaczonym dla więźniów politycznych i uczestników pojedynków. Panowały tam niezwykle łagodne warunki: więźniowie nie musieli nosić specjalnych uniformów, nie było też obowiązkowego golenia głowy. Mogli ozdabiać swoje jasne, przestronne cele obrazami i kwiatami. Mogli kupować tytoń i alkohol, przysługiwała im też codziennie litrowa racja piwa. Jako że nie obciążały ich żadne obowiązki, prowadzili spokojne, leniwe życie. Mieli dostęp do więziennego ogrodu. W południe dostawali lunch, herbatę i kawę około czwartej trzydzieści, kolację o szóstej. Gorące napoje i ciasto podawano przed wygaszeniem świateł o dziesiątej wieczorem. Całe skrzydło przypominało raczej letni obóz dla nazistów.
Hess, podobnie jak inni osadzeni, miał prawo do sześciu godzin wizyt tygodniowo, a Ilse przyjeżdżała do niego co sobotę. Witała się na schodach z Hessem i Hitlerem – który zawsze całował ją w rękę – a potem zasiadała z nimi do lunchu. Pewnego razu Ilse przywiozła ze sobą matkę, która „zupełnie nie interesowała się polityką”; ujęta manierami Hitlera wstąpiła do partii, „gdy tylko wróciła do Monachium”^().
Dysponując tak dużą ilością wolnego czasu, Hitler postanowił wykorzystać go produktywnie i zaczął pisać książkę. Odrzuciwszy wiele różnych tytułów, zdecydował się w końcu na Mein Kampf. Wyposażony w maszynę do pisania, walił w klawisze dwoma palcami, a potem pokazywał owoce swej pracy Hessowi, który pełnił funkcję krytyka i pierwszego czytelnika.
W listach, które nieustannie słał do Ilse, Hess z entuzjazmem opisywał, jak podczas wspólnej pracy nad manuskryptem pogłębia się jego emocjonalna więź z Hitlerem. Przeczytawszy Hessowi swoje wspomnienia z pierwszej wojny światowej, Hitler wybuchnął płaczem. „Nagle wypuścił z rąk kartkę, zakrył twarz dłońmi i zaczął szlochać”^(). Hitler zwierzył się też Hessowi, jakie uczucia wywołują w nim kobiety i instytucja małżeństwa: choć budziły jego zainteresowanie, uważał, że zdoła wypełnić swoje przeznaczenie tylko, jeśli pozostanie samotny, nieobciążony żoną i dziećmi.
Wysłuchując wszystkich tych wyznań, Hess czuł się tak, jakby Hitler obnażał przed nim swoją duszę, dzielił się więc tymi niezwykłymi chwilami z Ilse. Zareagowała przesłaniem Hitlerowi tomiku wierszy Hölderlina w nadziei, że znajdzie w nich inspirację. Niestety, Hitler nie był wielbicielem poezji, a dzieła Hölderlina były dla niego niezrozumiałe. Znacznie bardziej interesowało go to, co podczas kilku wizyt w Landsbergu miał do powiedzenia mentor Hessa, profesor Haushofer. Wyłożył on wówczas Hitlerowi, na czym polega jego filozofia Lebensraum – jeśli wziąć pod uwagę liczebność Niemców, mogą oni przetrwać i rozwijać się tylko wtedy, jeśli wykroczą poza obecne granice i sięgną na wschód.
Później profesor Haushofer twierdził, że Hitler zwyczajnie nie był dość wykształcony, by objąć umysłem złożoność jego teorii – „Hitler nigdy nie rozumiał tych rzeczy, nie miał dość szerokich horyzontów, by je zrozumieć”^() – i celowo je wypaczył. Haushofer od zbrojnych podbojów wolał masową migrację i nigdy nie zachęcał do ludobójstwa i przemocy, niezbędnych składników rasowego imperializmu Hitlera. Jednak w Landsbergu profesor mógł zasiać ziarno w dziwacznie żyznym mózgu Führera. Na przestrzeni kolejnych lat jego obsesyjna nienawiść do Żydów i bolszewików znalazła wyraz w groteskowej wizji olbrzymiego wschodniego imperium.
20 grudnia 1924 roku – spędziwszy osiem i pół miesiąca za kratkami – Hitler wyszedł z więzienia, a za bramą przywitała go grupa sympatyków w wysłużonym, wynajętym samochodzie. Nie wiadomo, czy była wśród nich Ilse, z pewnością jednak pojawiła się tam tydzień później, gdy wolność odzyskał Hess. Tego wieczora spotkali się z Hitlerem na kolacji w jego ulubionej restauracji i zjedli ravioli, specjalność lokalu. Znów byli razem i stali przed trudnym zadaniem wskrzeszenia swojego ruchu.
Hitlerowi zakazano prowadzenia jakiejkolwiek działalności politycznej, a partia została zdelegalizowana. Jego pierwszym zadaniem było zadbanie o morale najbardziej oddanych zwolenników. Niemal od razu Hitler wybrał się z wizytą do rodziny Bucha. Gerda doskonale pamiętała, jak Hitler siedział przy ich „piecu kaflowym” i zapewniał, że zamierza ponownie podjąć walkę i jest jej w pełni oddany. „Gdybym widział przyszłość wyłącznie w czarnych barwach, nie walczyłbym dalej”^().
W tym samym czasie Ilse i krytyk muzyczny z partyjnej gazety ślęczeli nad redakcją bardzo wstępnej wersji Mein Kampf, starając się ją zamienić w spójny tekst. 18 lipca 1925 pierwszy tom był w końcu gotowy do publikacji. Do 1929 roku sprzedały się 23 tysiące egzemplarzy, do 1932 niemal ćwierć miliona, a do 1945 dwanaście milionów.
*
Jedną z trzystu pięćdziesięciu osób, które odwiedziły Hitlera w więzieniu, była Carin Göring. Pojawiła się tam 15 kwietnia 1924, by przekonać go do swojego pomysłu: zamierzała udać się wraz z mężem do Włoch i nawiązać kontakt z Mussolinim. Hitler nie udzielił jej konkretnej odpowiedzi. Mimo to Carin opuściła Landsberg natchniona przez swego idola nowym duchem: „Jest geniuszem, pełnym miłości, prawdy i żarliwej wiary”^().
To była wyjątkowo trudna zima. Choć w okolicach Bożego Narodzenia Göring wyszedł ze szpitala, wciąż nie wrócił do zdrowia, za to coraz mocniej uzależniał się od morfiny. Brakowało mu pieniędzy, choć hotel dawał małżeństwu trzydziestoprocentową zniżkę. Austriackie władze chciały się pozbyć niechcianego gościa, więc wyjazd do Włoch wydawał się dobrym rozwiązaniem.
Małżeństwo wylądowało we Włoszech w maju 1924 roku i po krótkich postojach w Wenecji i Florencji zamieszkało w Rzymie. W tym czasie Mussolini był pochłonięty konsolidowaniem władzy i nie interesowały go kontakty z Göringiem – ani nawet z Hitlerem. Choć Carin próbowała udawać, że było inaczej, Göring nigdy nawet nie zbliżył się do Duce, strzeżonego przez miejscowych faszystów, którzy odrzucali wszystkie prośby o audiencję. Göring wciąż pukał do jego drzwi, ale bezskutecznie.
Małżonkowie mieszkali w coraz gorszych warunkach i ledwo wiązali koniec z końcem, a ich sytuacja stawała się beznadziejna. Göring był już całkowicie uzależniony od morfiny, bardzo przybrał na wadze i rozważał samobójstwo. Carin, która sama miała spore kłopoty ze zdrowiem, zdawała sobie sprawę, że muszą opuścić Włochy, nim będzie za późno. Oczywistym kierunkiem była Szwecja.
Choć najważniejsza była dla niej opieka nad Göringiem, Carin martwiła się, że Hitler może o nim zapomnieć. Przed powrotem do Sztokholmu pojechała do Niemiec, spotkała się z Hitlerem i zapewniła go, że rozpoczęli pożyteczny dialog z Mussolinim. Nie ujawniła, jak dalece Göring pogrążył się w napędzanej narkotykami psychozie, jak często przeżywa gwałtowne zmiany nastroju, wpada w furię i zachowuje się nieprzewidywalnie.
Po powrocie do Szwecji zachorowała na gruźlicę i była zmuszona zastawić część swoich rzeczy, by zaspokoić narkotykowy głód Göringa. Będąc już u kresu wytrzymałości, ale mając wsparcie rodziny, Carin znalazła mężowi miejsce w domu opieki. Nie mogąc i nie chcąc przyjmować mniejszych dawek środków przeciwbólowych, Göring wpadał w szał, rozbijał szafki z lekarstwami i atakował pracowników. Skrępowano go kaftanem bezpieczeństwa i przewieziono do szpitala psychiatrycznego w Långbro. Zamknięty w izolatce i zmuszony do porzucenia nałogu z dnia na dzień, Göring zmagał się z fizycznym głodem narkotykowym, któremu towarzyszyły koszmarne halucynacje i paranoidalne omamy. Krzyczał o Żydach i ich diabelskich spiskach, których celem miało być pozbawienie go życia. Jak zapisano w historii choroby, był przekonany, że „żydowski lekarz chciał mu wyciąć serce”, a starotestamentowy Abraham „wbijał mu w plecy rozżarzony do czerwoności gwóźdź”^().
Carin pozostała nieugięta, przekonana, że mąż w końcu dojdzie do siebie. Po dziesięciu tygodniach – i krótkim nawrocie choroby, z powodu którego ponownie na jakiś czas trafił do szpitala – Göring był w końcu w stanie wrócić do życia. Zawstydzony tym, jak nisko upadł, rzadko opowiadał o tym okresie. Wiele lat później wyznał synowi Carin, że uratowała go przed niebytem.
PRZYPISY
B. Fromm, Krew i bankiety: życie polityczne, towarzyskie i uczuciowe w Trzeciej Rzeszy, przeł. H. Faryna-Paszkiewicz, Magda Iwińska, Bellona, Warszawa 2004, s. 305.
W. Hess, My Father Rudolf Hess, WH Allen, 1984, s. 30.
I. Hess, Prisoner of Peace, Institute for Historical Review, 1954, s. 81.
H.B. Görtemaker, Ewa Braun: Na dworze Führera, przeł. R. Wojnakowski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.
E. Reiche, The Development of the SA in Nürnberg 1922–1934, Cambridge University Press, 1986, s. 26.
M. Bormann, The Bormann Letters: The Private Correspondence between Martin Bormann and his Wife from January 1943 – April 1945, Weidenfeld and Nicolson, 1954, s. 34.
D. Irving, Goering: A Biography, Focal Point, 1989, s. 47.
Tamże, s. 55.
E. Reiche, The Development of the SA in Nürnberg 1922–1934, dz. cyt., s. 48.
L. Mosley, The Reich Marshal: A Biography of Hermann Goering, Pan, 1977, s. 118.
J. Toland, Hitler: reportaż biograficzny, przeł. Z. Kościuk, Albatros, Warszawa 2014, s. 233.
G. Knopp, Hitler’s Henchmen, Sutton, 2000, s. 184.
NA: IMT – RG 59:73088690.
M. Bormann, The Bormann Letters, dz. cyt., s. 93.
D. Irving, Goering: A Biography, dz. cyt., s. 70.
Tamże, s. 88.