Źródło - ebook
Krótka historia ukazująca nowe spojrzenie na relacje rodzinne oraz drogę poszukiwania wyjścia ze smutków trapiacych duszę. „Mimo, że nie jesteś dla mnie tą drugą połową Zostań bez początku i końca całą moją żoną”
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8104-814-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Epizod 1
— Syneczku, syneczku, wstawaj kochanie!
Powoli budził się z koszmarnego snu. Matka delikatnie gładziła jego włosy, czekając aż otworzy oczy. Teraz świadomość rzeczywistości szybko powracała.
Miał dwadzieścia lat na karku, a mamusia co rano przychodziła go obudzić, by zadbać o to, jak ma się ubrać stosownie do zapowiadanej pogody. Ten rytuał matczynej troski o jego zdrowie i komfortowe życie trwał już wiele lat.
Jednak ostatnio wyraźnie zaczęło mu to przeszkadzać. Kilkakrotnie prosił ją, by pozwoliła mu samemu decydować, jak mają wyglądać jego poranki. Chciał w ten sposób zagwarantować sobie chociaż odrobinę prywatności.
Na próżno!
Żadne nawet najbardziej wymyślne argumenty nie były wstanie zniechęcić matki do sprawowania nad nim ciągłej opieki.
Wiedział, że dopóki nie otworzy oczu, to nie wyjdzie z jego pokoju. Ernest wziął głęboki oddech, przeciągnął się leniwie i otwierając jedno oko oświadczył:
— Już nie śpię, zaraz wstaję!
Matka również wstała i zostawiając na stojącym przy łóżku krześle świeżutko wyprasowane ubranie, wreszcie wyszła z pomieszczenia.
Westchnął jeszcze przygnębiony emocjami z koszmarów sennych. Już wczorajszego wieczoru kiedy kładł się spać był w nienajlepszym nastroju. Po kolacji, wykorzystując całą swoją inteligencję, niemal godzinę próbował wytłumaczyć matce, jak bardzo chciałby zacząć żyć swoim własnym rytmem. Jak było do przewidzenia, nie dosyć że niewiele wskórał, to jeszcze doszło do kłótni na temat jego przyszłości.
Kiedy użył argumentów, tłumacząc, że chciałby sam decydować o własnym życiu, szkole, pracy i wyborze dziewczyny, w odpowiedzi usłyszał, że na razie brak mu doświadczenia życiowego i jedyne co może zrobić; to napytać sobie biedy, a rodzicielka wszakże przecież wie najlepiej, co jest dla niego najlepsze.
Co miał robić… Na zakończenie tej jałowej dyskusji rzucił jedynie, że może chociaż sam sobie znajdzie dziewczynę, bo te, z którymi próbuje go ciągle swatać mamusia, chyba są specjalnie „lekko uchynięte”, zapewne dla pewności, że na żadną się nie zdecyduje.
No i się zaczęło! Cała lawina wypominania jaki to on jest niewdzięczny za jej starania i poświęcenie. Jak to nie potrafi docenić jej wysiłku, który wkłada, by wyrósł na porządnego człowieka. Jak to ona musi ciężko tyrać, by utrzymać cały ten dom, jego i na dodatek jeszcze męża, którego nic a nic to wszystko nie obchodzi!
Wolał już nie kontynuować tematu. Nie chodziło mu przecież oto, żeby ją zdenerwować, chciał tylko przedstawić swoje zdanie i poprosić o odrobinę swobody w podejmowaniu własnych decyzji.
W milczeniu próbował dyplomatycznie wycofać się z kuchni, jednak na odchodnym usłyszał:
— Jeszcze zobaczysz jakie są kobiety! Myślisz, że jak znajdziesz to swoje bóstwo, to ona żywcem nie będzie miała co robić, tylko spełniać zachcianki jaśnie pana hrabiego. Zapewne doczepi się do ciebie jakaś bosa przybłęda, a ja się będę musiała z jakąś „rudą małpą” użerać do końca życia.
Taka retoryka go powalała, wiedział, że dalsza rozmowa nie ma sensu i spowoduje wzrost napięcia między nimi. Wyszedł z kuchni. Przechodząc zdenerwowany przez salon, spojrzał jeszcze na siedzącego jak zwykle przed telewizorem milczącego ojca. Ku jego zaskoczeniu tym razem tata nie gapił się otępiałym wzrokiem w monitor, tylko przyglądał mu się uważnie. Zaskoczyło go to zupełnie, ale nie miał ochoty na głębszą analizę jego nietypowego i dość dziwnego zachowania. Energicznie wszedł do swojego pokoju i zamaszyście zamknął drzwi.
Ernest długo się męczył, nie mogąc zasnąć. W końcu jakoś udało mu się zapanować nad emocjami i zapadł w płytki, niespokojny sen. Całą noc męczył go koszmar; w którym ciągle biegła przed nim, na wyciągnięcie ręki, bosa kobieta w łachmanach, a on mimo usilnych prób nie mógł jej dogonić.
Poranek spędził na rozważaniach: czy może przepowiednia matki wypowiedziana w takiej złości nie rzuci na jego przyszłość jakiegoś uroku.
Co spowoduje, że nie będzie mógł w życiu dogonić nawet prostej dziewuszyny, której nie stać na buty.
Oczywiście, musiał brać pod uwagę wszystkie warianty. Ponieważ uwzględniając warunki, w jakich przyszło mu egzystować, nie miał szalonego wyboru.
Małe miasteczko na prowincji, w którym mieszkał z rodzicami, nie dawało zbyt wielu możliwości. W połowie wyludnione ze względu na brak jakiegokolwiek przemysłu, wyższych uczelni czy atrakcji turystycznych. Ot, po prostu jedna z tysiąca podobnych do siebie miejscowości, gdzie ludzie żyli spokojnie z dnia na dzień, pracując w miejscowych sklepach, biurach i urzędach. Jego rodzinne strony nie wyróżniały się niczym szczególnym. Owszem, można tu było znaleźć jakiś zabytek, zapomniany pomnik czy grób tylko lokalnie znanego bohatera, ale nie były to obiekty znane dalej niż sięgały granice powiatu.
Darmowy fragment
— Syneczku, syneczku, wstawaj kochanie!
Powoli budził się z koszmarnego snu. Matka delikatnie gładziła jego włosy, czekając aż otworzy oczy. Teraz świadomość rzeczywistości szybko powracała.
Miał dwadzieścia lat na karku, a mamusia co rano przychodziła go obudzić, by zadbać o to, jak ma się ubrać stosownie do zapowiadanej pogody. Ten rytuał matczynej troski o jego zdrowie i komfortowe życie trwał już wiele lat.
Jednak ostatnio wyraźnie zaczęło mu to przeszkadzać. Kilkakrotnie prosił ją, by pozwoliła mu samemu decydować, jak mają wyglądać jego poranki. Chciał w ten sposób zagwarantować sobie chociaż odrobinę prywatności.
Na próżno!
Żadne nawet najbardziej wymyślne argumenty nie były wstanie zniechęcić matki do sprawowania nad nim ciągłej opieki.
Wiedział, że dopóki nie otworzy oczu, to nie wyjdzie z jego pokoju. Ernest wziął głęboki oddech, przeciągnął się leniwie i otwierając jedno oko oświadczył:
— Już nie śpię, zaraz wstaję!
Matka również wstała i zostawiając na stojącym przy łóżku krześle świeżutko wyprasowane ubranie, wreszcie wyszła z pomieszczenia.
Westchnął jeszcze przygnębiony emocjami z koszmarów sennych. Już wczorajszego wieczoru kiedy kładł się spać był w nienajlepszym nastroju. Po kolacji, wykorzystując całą swoją inteligencję, niemal godzinę próbował wytłumaczyć matce, jak bardzo chciałby zacząć żyć swoim własnym rytmem. Jak było do przewidzenia, nie dosyć że niewiele wskórał, to jeszcze doszło do kłótni na temat jego przyszłości.
Kiedy użył argumentów, tłumacząc, że chciałby sam decydować o własnym życiu, szkole, pracy i wyborze dziewczyny, w odpowiedzi usłyszał, że na razie brak mu doświadczenia życiowego i jedyne co może zrobić; to napytać sobie biedy, a rodzicielka wszakże przecież wie najlepiej, co jest dla niego najlepsze.
Co miał robić… Na zakończenie tej jałowej dyskusji rzucił jedynie, że może chociaż sam sobie znajdzie dziewczynę, bo te, z którymi próbuje go ciągle swatać mamusia, chyba są specjalnie „lekko uchynięte”, zapewne dla pewności, że na żadną się nie zdecyduje.
No i się zaczęło! Cała lawina wypominania jaki to on jest niewdzięczny za jej starania i poświęcenie. Jak to nie potrafi docenić jej wysiłku, który wkłada, by wyrósł na porządnego człowieka. Jak to ona musi ciężko tyrać, by utrzymać cały ten dom, jego i na dodatek jeszcze męża, którego nic a nic to wszystko nie obchodzi!
Wolał już nie kontynuować tematu. Nie chodziło mu przecież oto, żeby ją zdenerwować, chciał tylko przedstawić swoje zdanie i poprosić o odrobinę swobody w podejmowaniu własnych decyzji.
W milczeniu próbował dyplomatycznie wycofać się z kuchni, jednak na odchodnym usłyszał:
— Jeszcze zobaczysz jakie są kobiety! Myślisz, że jak znajdziesz to swoje bóstwo, to ona żywcem nie będzie miała co robić, tylko spełniać zachcianki jaśnie pana hrabiego. Zapewne doczepi się do ciebie jakaś bosa przybłęda, a ja się będę musiała z jakąś „rudą małpą” użerać do końca życia.
Taka retoryka go powalała, wiedział, że dalsza rozmowa nie ma sensu i spowoduje wzrost napięcia między nimi. Wyszedł z kuchni. Przechodząc zdenerwowany przez salon, spojrzał jeszcze na siedzącego jak zwykle przed telewizorem milczącego ojca. Ku jego zaskoczeniu tym razem tata nie gapił się otępiałym wzrokiem w monitor, tylko przyglądał mu się uważnie. Zaskoczyło go to zupełnie, ale nie miał ochoty na głębszą analizę jego nietypowego i dość dziwnego zachowania. Energicznie wszedł do swojego pokoju i zamaszyście zamknął drzwi.
Ernest długo się męczył, nie mogąc zasnąć. W końcu jakoś udało mu się zapanować nad emocjami i zapadł w płytki, niespokojny sen. Całą noc męczył go koszmar; w którym ciągle biegła przed nim, na wyciągnięcie ręki, bosa kobieta w łachmanach, a on mimo usilnych prób nie mógł jej dogonić.
Poranek spędził na rozważaniach: czy może przepowiednia matki wypowiedziana w takiej złości nie rzuci na jego przyszłość jakiegoś uroku.
Co spowoduje, że nie będzie mógł w życiu dogonić nawet prostej dziewuszyny, której nie stać na buty.
Oczywiście, musiał brać pod uwagę wszystkie warianty. Ponieważ uwzględniając warunki, w jakich przyszło mu egzystować, nie miał szalonego wyboru.
Małe miasteczko na prowincji, w którym mieszkał z rodzicami, nie dawało zbyt wielu możliwości. W połowie wyludnione ze względu na brak jakiegokolwiek przemysłu, wyższych uczelni czy atrakcji turystycznych. Ot, po prostu jedna z tysiąca podobnych do siebie miejscowości, gdzie ludzie żyli spokojnie z dnia na dzień, pracując w miejscowych sklepach, biurach i urzędach. Jego rodzinne strony nie wyróżniały się niczym szczególnym. Owszem, można tu było znaleźć jakiś zabytek, zapomniany pomnik czy grób tylko lokalnie znanego bohatera, ale nie były to obiekty znane dalej niż sięgały granice powiatu.
Darmowy fragment
więcej..
W empik go