Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zrozpaczeni w literaturze: Studium literackie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zrozpaczeni w literaturze: Studium literackie - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 225 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

"Dla­cze­góż ta­kie jak ja isto­ty snuć się mają po­mię­dzy zie­mią, a nie­bem?" – mówi Szek­spir w Ham­le­cie.

Te sło­wa, jak­by wiesz­czym wy­po­wie­dzia­ne du­chem, dają się za­sto­so­wać do ca­łe­go kie­run­ku li­te­ra­tu­ry, któ­ry ode­zwał się tak od­ręb­ne­mi to­na­mi w pierw­szej po­ło­wie dzie­więt­na­ste­go wie­ku.

Je­st­to li­te­ra­tu­ra zroz­pa­cze­nia, na­zwa­na od jed­ne­go z głów­nych ko­ry­fe­uszów swo­ich By­ro­nicz­ną, cho­ciaż By­ron nie był ani pierw­szym, ani je­dy­nym jej przed­sta­wi­cie­lem. Nie­słusz­nie też by­ło­by kłaść na karb jed­ne­go czło­wie­ka, lub na­wet gru­py lu­dzi, cho­ciaż­by ob­da­rzo­nych naj­więk­szym ge­niu­szem, to, co było wy­two­rem wie­ku.

Li­te­ra­tu­ra nie jest ode­rwa­nym ob­ja­wem my­śli ludz­kiej; łą­czy się ona z wy­pad­ka­mi dzie­jo­we­mi, z wie­dzą i wia­rą chwi­li, jak ro­śli­na łą­czy się ko­rze­nia­mi z zie­mią, na któ­rej wy­ra­sta.

Nie moż­na jed­nak za­prze­czyć, że w kie­run­ku Zroz­pa­cze­ni w li­te­ra­tu­rze.

tym było coś epi­de­micz­ne­go. Ge­niu­sze któ­re pierw­sze gło­sić za­czę­ły pieśń roz­pa­czy, były ta­kiej mia­ry, że po­cią­gnę­ły świat w ko­lej przez sie­bie wy­żło­bio­ną i na­rzu­ci­ły mu swo­je my­śli, uczu­cia, wzgar­dy, prze­kleń­stwa. Ale kie­ru­nek ten od­po­wia­dał tak­że po­trze­bie cza­su, był skut­kiem ogól­ne­go prą­du, na któ­re­go wy­ro­bie­nie wpły­nę­ły nie­tyl­ko in­dy­wi­du­al­ne, ale po­wszech­ne przy­czy­ny.

Czem­że bo­wiem jest zroz­pa­cze­nie? Dys­har­mo­nią po­mię­dzy pra­gnie­niem a rze­czy­wi­sto­ścią – prze­świad­cze­niem o nie­po­do­bień­stwie wcie­le­nia ma­rzeń, a wresz­cie po­czu­ciem zni­ko­mo­ści ist­nie­nia, wstrę­tem do nie­odzow­nych ko­niecz­no­ści ży­cie: sta­ro­ści, ka­lec­twa, śmier­ci, lub wstrę­tem do ułom­no­ści ludz­kiej na­tu­ry.

Każ­dy z tych czyn­ni­ków wy­star­cza, by wy­ro­bić po­sęp­ne po­glą­dy i wpra­wić w drże­nie stu­dżwięcz­na stru­nę bólu. Każ­dy też ma swo­ich przed­sta­wi­cie­li, któ­rzy za jego spra­wą wkro­czy­li w wie­ku­isty Ha­des cier­pień bez osło­dy, bó­lów bez koń­ca.

Zroz­pa­cze­nie więc ma swo­ję ra­cyą, bytu w sa­mej­że isto­cie na­tu­ry na­szej, od­zy­wać się musi w da­nej chwi­li w każ­dym szer­szym umy­śle. Je­st­to je­den z wiecz­nie od­zy­wa­ją­cych się dźwię­ków ludz­kie­go du­cha, a je­śli dźwięk ten w jed­nej epo­ce roz­rósł się nad­mier­nie, nie­po­dob­na wi­no­wać o to pew­nych tyl­ko in­dy­wi­du­al­no­ści, lub przy­pi­sy­wać je­dy­nie ich wpły­wo­wi na­strój ca­łej li­te­ra­tu­ry.

Cho­ro­bli­wość tego na­stro­ju sta­no­wi wła­ści­wie nie sama roz­pacz, zro­zu­mia­ła dla każ­de­go z ży­ją­cych, ale roz­pacz prze­cho­dzą­ca w stan chro­nicz­ny, lu­bo­wa­nie się w niej, wy­szu­ki­wa­nie wszyst­kich ujem­nych stron bytu, zwąt­pie­nie prze­ni­ka­ją­ce wszyst­kie uczu­cia i sto­sun­ki ludz­kie, a na­de­wszyst­ko po­tar­ga­nie wszyst­kich mo­ral­nych wę­złów.

To sta­no­wi wła­śnie głów­ną ce­chę bo­ha­te­rów owej epo­ki, to od­róż­nia sta­now­czo ten mo­ment li­te­ra­tu­ry od wszyst­kich in­nych mo­men­tów. Oprócz więc przy­czyn, dzia­ła­ją­cych ogól­nie w da­nej chwi­li na każ­de­go czło­wie­ka, mu­sia­ły być przy­czy­ny szcze­gól­ne, wła­ści­we tej wła­śnie dzie­jo­wej chwi­li, któ­re, pod­sy­ca­jąc po­sęp­ne po­glą­dy i po­zba­wia­jąc ich prze­ciw­waż­ni­ków, po­wlo­kły ki­rem ho­ry­zon­ty my­śli.

Na to, by zroz­pa­cze­nie za­głu­szy­ło wszel­kie inne dźwię­ki ludz­kie­go du­cha, by po­chło­nę­ło wszyst­kie mięk­kie uczu­cia, by za­ję­ło miej­sce przy­jaź­ni, mi­ło­ści, cno­ty, wia­ry i za­pa­no­wa­ło sa­mo­wład­nie w pier­si po­ety, trze­ba żeby grunt był przy­go­to­wa­ny, czy­li żeby w pier­si tej nie ist­niał ża­den syn­te­tycz­ny pier­wia­stek, zdol­ny sta­wić mu czo­ło i oca­lić co­kol­wiek z roz­bi­cia na­dziei. Trze­ba nad­to, by syn­te­tycz­ne pier­wiast­ki za­głu­szo­ne były rów­nież w ło­nie mas, bo in­a­czej głos po­ety, nie znaj­du­jąc od­dźwię­ku, mu­siał­by sko­nać bez echa.

Kie­dy czło­wiek wśród cier­pień i burz ży­cia może ide­ał swój prze­nieść w świat lep­szy i cze­kać speł­nie­nia aspi­ra­cyj swo­ich w za­gro­bo­wej przy­szło­ści; kie­dy, od­wra­ca­jąc oczy od nędz ziem­skich, znaj­dzie od­po­czy­nek w ocze­ki­wa­niu nie­śmier­tel­nej spra­wie­dli­wo­ści – wów­czas jesz­cze, ja­ka­kol­wiek spo­tka­ła­by go dola, roz­pa­czać nie może. Zroz­pa­cze­nie bo­wiem jest owo­cem zwąt­pie­nia i ko­niecz­nie z niem iść musi w pa­rze.

Ale je­śli ogni­sta wy­obraź­nia wy­two­rzy­ła ma­rze­nia nie­do­ści­głe; je­śli ser­ce uko­cha­ło go­rą­co spra­wie­dli­wość, cno­tę i wy­so­kie abs­trak­cyj­ne po­ję­cia, sta­no­wią­ce szla­chet­ny skarb ludz­ko­ści; je­śli czło­wiek wcho­dził w ży­cie pe­łen pro­sto­ty i wia­ry, a te omy­lo­ne zo­sta­ły; je­śli tam, gdzie da­wał uczu­cie, spo­tkał za­wód; je­śli pła­co­no mu kłam­stwem za praw­dę, zdra­dą za szcze­rość, szy­der­stwem za wy­la­nie: je­śli pa­trzyć mu­siał na po­ni­że­nie tego co wiel­kie, na try­umf nik­czem­no­ści; je­śli wi­dział, jak miej­sce, na­leż­ne za­słu­dze, pod­stę­pem bra­ła nie­udol­ność, a świat skar­ło­wa­cia­ły czcił to co god­ne po­gar­dy i nie­dość że bił po­kło­ny zło­te­mu ciel­co­wi, ale jesz­cze stro­ił go we wszyst­kie cno­ty i po­zo­ry; je­śli jesz­cze, od­wra­ca­jąc wzrok od zie­mi wy­lud­nio­nej z ide­ałów, pod­no­sił go w nie­bo wy­lud­nio­ne z bo­gów – to zro­zu­mieć ła­two, że roz­pacz jego mu­sia­ła sta­wać się tem głęb­szą, tem sil­niej­szą, im bo­gat­szą była na­tu­ra, im zdol­niej­szą czuć go­rę­cej, głę­biej my­śleć i gwał­tow­niej po­żą­dać.

Są to wie­ku­iste przy­czy­ny, któ­re wiecz­nie dzia­ła­ją i dzia­łać nie prze­sta­ną na czło­wie­ka, tyl­ko że, sto­sow­nie do in­dy­wi­du­al­nej" siły i pa­nu­ją­ce­go prą­du, wy­ra­bia­ją one szla­chet­ne pro­te­sty, dzie­ła na­pięt­no­wa­ne żą­dzą zmie­nie­nia kie­run­ku świa­ta, lub też nie­pra­wi­dło­wy na­strój umy­słu i po­mię­sza­nie wszyst­kich po­jęć.

Mia­zma­ty mo­ral­ne po­dob­ne są w tym wzglę­dzie do fi­zycz­nych mia­zma­tów: rzad­ko przyj­mu­ją się w zu­peł­nie zdro­wym or­ga­ni­zmie – po­trze­bu­ją tra­fić na wła­ści­we uspo­so­bie­nie, by wy­ro­bić cho­ro­bli­we wy­pad­ki. Są nie­tyl­ko in­dy­wi­dua, ale chwi­le, w któ­rych mia­zma­ty te giną bez śla­du; są inne, w któ­rych wy­twa­rza­ją groź­ne epi­de­mie. Po­czą­tek na­sze­go wie­ku był wła­śnie taką zło­wro­gą chwi­lą. In­dy­wi­du­al­na nie­wia­ra znaj­do­wa­ła echo i od­bi­cie w ogól­nym scep­ty­cy­zmie, zroz­pa­cze­nie jed­nost­ki w zroz­pa­cze­niu ogól­nem.

Zło­ży­ło się na to wie­le bar­dzo po­wo­dów. Cza­sy prze­szłe, a mia­no­wi­cie wiek osiem­na­sty, zo­sta­wi­ły nam po so­bie tę smut­ną spu­ści­znę, cho­ciaż cho­ro­ba tra­pią­ca po­czą­tek na­sze­go stu­le­cia nie­zna­ną mu była na­wet z na­zwi­ska. Miał on zbyt wie­le in­nych rze­czy do ro­bo­ty, miał ja­kiś cel nie­wy­raź­ny wpraw­dzie, ale po­żą­da­ny gwał­tow­nie, ku któ­re­mu dą­żył po­tę­gą my­śli­cie­li swo­ich, a wresz­cie bu­dzą­cem się z wie­ko­we­go uśpie­nia po­czu­ciem mas. Wiek-to był szcze­gól­ny i zło­żo­ny z roz­ma­itych pier­wiast­ków, kłó­cą­cych się wza­jem­nie, któ­re mu­sia­ły ko­niecz­nie do­pro­wa­dzić do dzie­jo­wej ka­ta­stro­fy, mia­no­wi­cie też we Fran­cyi, jako przo­dow­ni­cy cy­wi­li­za­cyi, w któ­rej w owej chwi­li sku­pi­ły się losy ludz­ko­ści. Na szczy­cie pi­ra­mi­dy spo­łecz­nej roz­sia­dło się osta­tecz­ne ze­psu­cie, roz­pa­sa­nie wszel­kich żądz, star­ga­nie wszel­kich wę­złów, za­mą­ce­nie po­jęć. Na­ród, któ­ry wi­dział na swo­jem cze­le ta­kie­go Du­bo­is, taką. Du­bar­ry, mu­siał z ko­niecz­no­ści na­uczyć się nic nie sza­no­wać i pa­trzyć na swy­wo­lę i zbrod­nię z jed­na­ką obo­jęt­no­ścią. Der­no­ra­li­za­cya, idą­ca zgó­ry, prze­sią­ka­ła śred­nie war­stwy spo­łecz­ne, a w dole sa­mym masy przy­gnę­bio­ne i ciem­ne nie­kie­dy tyl­ko głu­chem drga­niem po­czuć da­wa­ły że ist­nie­ją one tak­że, że cier­pią, że po­żą­da­ją.

A po­śród gór­nych, brud­nych ży­wio­łów i bru­tal­nej siły na dole, gru­pa my­śli­cie­li i uto­pi­stów ma­rzy­ła o szczę­ściu po­wszech­nem, o zło­tym wie­ku ludz­ko­ści, sta­wia­jąc go zwy­kle przez dziw­ne prze­ina­cze­nie po­jęć w sta­nie bar­ba­rzyń­stwa, któ­ry wiel­bio­no po­wszech­nie, jako tak zwa­ny stan na­tu­ry. Więc Vol­ta­ire, Ro­us­se­au, Di­de­rot, każ­dy po swo­je­mu, sta­wia­li za wzór pier­wot­ną szczę­śli­wość i nie­win­ność świa­ta, któ­re cy­wi­li­za­cya ja­ko­by zni­we­czyć mia­ła.

Teo­rya każ­da, sil­nie ugrun­to­wa­na, prę­dzej lub póź­niej musi wejść w prak­ty­kę, a przy­najm­niej musi ku temu dą­żyć. Fi­lo­zo­fo­wie więc fran­cuz­cy za­czę­li w do­brej wie­rze za­sta­na­wiać się nad spo­so­ba­mi usu­nię­cia złe­go, a sko­ro do sta­nu na­tu­ry po­wró­cić było nie­po­dob­nem, za­czę­li two­rzyć uto­pie spo­łecz­ne naj­roz­ma­it­szych form i barw, jed­ne nie­praw­do­po­dob­niej­sze od dru­gich.

Je­śli jed­nak za­cho­dzi­ła trud­ność w okre­śle­niu tego, do cze­go dą­żyć na­le­ża­ło, i zgo­dze­niu się na jed­no okre­śle­nie, nie­rów­nie było ła­twiej zro­zu­mieć to, co sta­ło na za­wa­dzie prze­pro­wa­dze­niu sza­lo­nych ma­rzeń i dzi­wacz­nych pla­nów.

En­cy­klo­pe­dy­ści, zbu­rzyw­szy gmach re­li­gii, za­prze­czyw­szy czło­wie­ko­wi wszel­kiej za­gro­bo­wej przy­szło­ści, uczu­li się w obo­wiąz­ku dać mu coś na to miej­sce i wie­rzyć za­czę­li, że za ich spra­wą zej­dzie nad ma­sa­mi ju­trzen­ka szczę­ścia, a ten tra­dy­cyj­ny pa­dół pła­czu zmie­nio­ny być może w nowy Eden przed­grze­cho­we­go Ada­ma.

Było to za­iste pięk­ne ma­rze­nie. Ma­rze­niem tem upo­ili się oni tak da­le­ce, że sta­ło się ono ich wia­rą. Świat przy­jął ją na sło­wo, bo świat wi­dział nie­moż­li­wość dal­sze­go sta­tu quo. Spróch­nia­łe pod­wa­li­ny spo­łecz­ne kru­szy­ły się na każ­dym kro­ku, wia­ra nie­biań­ska była oba­lo­na, a świat po­trze­bu­je ide­ału.

Po­trze­bo­wa­no wie­rzyć, więc wie­rzo­no (bo i w cóż nie wie­rzo­no wów­czas) iż po­cią­gnię­ciem pió­ra mażą się i wy­twa­rza­ją oby­cza­je, prze­kształ­ca spo­łe­czeń­stwo. Wie­rzo­no na­wet, iż ogła­sza­jąc pra­wem wol­ność, rów­ność i bra­ter­stwo, moż­na za­pew­nić ich pa­no­wa­nie na zie­mi, zni­we­czyć dźwi­gnię wła­sne­go in­te­re­su i zmie­nić sprę­ży­ny dzia­łań ludz­kich.

Były to pięk­ne, mło­dzień­cze chwi­le ludz­ko­ści, kie­dy na­ród cały, jed­nem pchnię­ty uczu­ciem, o – gła­szał pra­wa czło­wie­ka i wy­ko­ny­wał na nie przy­się­gę. Świat wpraw­dzie od­wró­cił oczy od nie­bios, nie szu­kał po za gro­bem roz­wią­za­nia za­gad­ki swe­go losu, ule zato z ja­kąż mi­ło­ścią pa­trzył na zie­mię, jak pró­bo­wał zi­ścić na niej kró­le­stwo Boże, z jaką wia­rą spo­glą­dał w przy­szłość! Nie zna­no wów­czas czczej kon­tem­pla­cyi, mgli­stej me­lan­cho­lii, a tem bar­dziej zroz­pa­cze­nia. Zie­mia roz­brzmie­wa­ła hym­nem na cześć do­bro­czyn­nej na­tu­ry i od­ro­dzo­ne­go spół­e­czeń­stwa.

Lu­dzie pra­co­wa­li go­rącz­ko­wo nad bu­rze­niem wszyst­kie­go, co ist­nia­ło do­tąd i tak byli za­ję­ci tą ro­bo­tą, że nie za­sta­na­wia­li się nad tem, co na to miej­sce po­sta­wią. Było to może na­stęp­stwem prze­ko­na­nia, że pier­wot­ny ustrój świa­ta był do­sko­na­łym, są­dzo­no więc że za oba­le­niem na­rzu­co­nych za­pór, stó­sun­ki same uło­żą się do rów­no­wa­gi. W każ­dym ra­zie, bu­rze­nie nie szło tak ła­two; każ­da ce­gła, usu­wa­na z bu­dyn­ku, po­cią­ga­ła za sobą ce­głę inną, aż przy­cho­dzi­ła ko­lej i na te, któ­re oszczę­dzać za­mie­rza­no.

Bu­rzy­cie­le nie mie­li cza­su na bez­ce­lo­we cier­pie­nia, nie­zna­ne zwy­kle lu­dziom czy­nu, bo czyn każ­dy wy­pły­wać musi z wia­ry że po­ży­tecz­nym bę­dzie. Lu­dzie 89 roku mie­li swo­ję wia­rę ne­ga­cyj­ną… w wie­lu rze­czach, ale po więk­szej czę­ści szcze­rą. Ta wia­ra była zra­zu prze­wod­nią gwiaz­dą re­wo­lu­cyi fran­cuz­kiej, któ­ra chcia­ła świat sta­ry wzru­szyć w po­sa­dach i pchnąć na tory nowe, nie po­wol­ną pra­cą po­ko­leń, ale jed­nym za­ma­chem zjed­no­czo­nych sił kil­ku in­te­li­gen­cyj, i ura­biać po­słusz­ną gli­nę ludz­ką w kształ­ty, ja­kie dla niej ma­rzo­no. Owo ty­ta­nicz­ne ma­rze­nie wrza­ło nie­mal w każ­dej pier­si. Świat, roz­ku­ty z pęt spo­łecz­ne­go po­rząd­ku, roz­ko­szo­wał się jak dzie­cię i rwał do cud­nych mi­ra­żów, któ­re mu po­ka­zy­wa­no nie­bacz­nie. Wy­pad­ki mu­sia­ły za­wieść po­dob­ne na­dzie­je, oka­zać ni­cość szla­chet­nych ma­rzeń, a je­śli nie zni­we­czy­ły aspi­ra­cyj ludz­ko­ści, do­wio­dły że dzień, w któ­rym­by one cia­łem stać się mo­gły, jest jesz­cze bar­dzo od­le­gły, i że ża­den z tych, co ze szczy­tów my­śli doj­rze­li zie­mię obie­ca­ną., nie mógł do­stą­pić jej kró­le­stwa.

Na­sta­ła wal­ka wście­kła, za­męt wszyst­kich po­jęć i stron­nictw. Zdra­da zbro­iła się sło­wa­mi wy­kra­dzio­ne­mi z ust po­stę­pu, po­stęp co­fał się do bar­ba­rzyń­stwa. Mor­do­wa­no w imię bra­ter­stwa, krę­po­wa­no cia­ła i su­mie­nia w imię wol­no­ści, rów­ność sta­ła się ha­słem ty­ra­nii.

Zwy­cięz­two szla­chet­nych pier­wiast­ków oka­za­ło się bar­dziej krwa­we od uci­sku, a ła­god­ne dok­try­ny mi­ło­śni­ków spo­łe­czeń­stwa do­pro­wa­dzi­ły do gi­lo­ty­ny. To star­czy­ło za­iste cło zroz­pa­cze­nia lu­dzi do­brej woli. Było to osta­tecz­ne ban­kruc­two po­ko­le­nia, co za­mknąw­szy przed sobą szran­ki wiecz­no­ści, byt swój sta­wi­ło na kar­tę po­wszech­ne­go szczę­ścia i za­wie­dzio­ne zo­sta­ło.

Wpraw­dzie re­wo­lu­cya fran­cuz­ka była w re­zul­ta­cie ol­brzy­mim kro­kiem na­przód, ale tego nie mo­gli zro­zu­mieć ci, co ma­rzy­li o bez­względ­nem prze­two­rze­niu spo­łecz­nem. Było to wca­le co in­ne­go, niż ich ma­rze­nia, nie nato bu­rzy­li, by sta­re uci­ski ist­nia­ły, nie nato, by ludz­kość cier­pia­ła da­lej.

Póź­niej, z od­le­gło­ści lat wie­lu, spoj­rza­no spo­koj­niej na tę wiel­ką, prze­gra­ną uto­pi­stów osiem­na­ste­go wie­ku, sfor­mu­ło­wa­no pra­wa rzą­dzą­ce bie­giem wy­pad­ków. Zro­zu­mia­no iż rzecz, po­wsta­ła w gło­wie my­śli­cie­li, musi wsiąk­nąć wprzód w krew i ży­cie na­ro­du, być wia­rą, naj­niż­szych warstw to­wa­rzy­skich, za­nim stać się może fak­tem. Zro­zu­mia­no że oby­cza­je, na­wyk­nie­nia, zbo­cze­nia wy – ro­bio­ne wie­ka­mi, nie da­dzą, się wy­ko­rze­nić od­ra­zu, za­po­mo­cą rzą­do­we­go de­kre­tu, choć­by wy­da­ła go sama Kon­wen­cya lub Ko­mi­tet zba­wie­nia pu­blicz­ne­go, bo z ko­lei zbo­cze­nia te wy­twa­rza­ją, zno­wu ko­niecz­no­ści so­bie wła­ści­we. Zro­zu­mia­no że bu­rze­nie nie jest jesz­cze bu­do­wa­niem, i na miej­scu usi­ło­wań jed­nost­ki, po­sta­wio­no dzie­jo­wą Ne­me­zys, czy­li bez­oso­bi­sty fa­ta­li­stycz­ny pier­wia­stek, z któ­re­go, z ko­le­ją cza­sów, de­ter­mi­nizm zro­dzić się mu­siał.

Ła­two po­jąć że te fi­lo­zo­ficz­ne pew­ni­ki, owoc gorz­kie­go do­świad­cze­nia, wy­ro­bio­ne po cza­sie, nie były wsta­nie po­cie­szyć tych, co pa­dli ofia­rą ich nie­zna­jo­mo­ści.

Lu­dzie wi­dzie­li w gru­zach gmach sta­wia­ny z za­pa­łem, wi­dzie­li że owa wia­ra, któ­rej tyle po­świę­ci­li, któ­ra utrzy­my­wa­ła ich go­rącz­ko­wą ener­gią, sło­dzi­ła bóle, ła­go­dzi­ła na­wet wy­rzu­ty su­mie­nia, oka­za­ła się zni­ko­mą marą.

Ich za­wód za­cię­żył na po­cząt­kach tego wie­ku i za­truł nowe po­ko­le­nie, któ­re roz­glą­da­jąc się wko­ło, zna­la­zło tyl­ko gru­zy i zglisz­cza. Wia­ra nie­bie­ska, za­rów­no jak ziem­ska, prze­brzmia­ła, ide­ały zo­sta­ły roz­wia­ne, a ol­brzy­mie wy­si­le­nia i zbrod­nie nie wy­wal­czy­ły nic – nie zmie­ni­ły po­sta­ci świa­ta i zo­sta­wi­ły przy­szło­ści trud­niej­sze może jesz­cze za­gad­nie­nia do roz­wią­za­nia.

Po­ko­le­nie to za­czę­ło szu­kać przy­czy­ny prze­gra­nej swych oj­ców i do­szło do prze­ko­na­nia, że wie­ku­istym wro­giem ludz­ko­ści jest sam czło­wiek. Jemu to za­czę­to wy­rzu­cać wszyst­kie cier­pie­nia i za­wo­dy, on to stał się ce­lem nie­na­wi­ści i głów­nym wi­no­waj­cą.

A tym­cza­sem przed oczy­ma prze­ra­żo­ne­go spo­łe­czeń­stwa, któ­re stra­ci­ło wia­rę w sie­bie, sta­nę­ło do roz­wią­za­nia pro­ble­ma­ta, prze­cho­dzą­ce jego siły i po­ję­cia. W dzie­dzi­nie fak­tów po­ko­le­nie to spo­tka­ło słusz­nie obu­dzo­ne pra­gnie­nia mas, któ­re do­ma­ga­ły się praw nie w gra­ni­cach już im udzie­lo­nych, ale wkra­cza­ją­cych w nie­skoń­czo­ność. Za­spo­ko­je­nie jed­ne­go żą­da­nia na­tych­miast bu­dzi­ło dru­gie. W dzie­dzi­nie mo­ral­nej roz­sza­la­łe in­stynk­ta nie spo­ty­ka­ły żad­nych za­pór. Do tej chwi­li ety­ka wia­ta spo­czy­wa­ła na teo­lo­gicz­nych pod­sta­wach, nie­dziw więc że z usu­nię­ciem wia­ry nie ostał się ani je­den obo­wią­zek, ani jed­no pra­wo mo­ral­ne. Lę­kli­wi co­fa­li się przed osta­tecz­ne­mi wy­ni­ka­mi fak­tów speł­nio­nych i za­trzy­my­wa­li w bie­gu myśl wła­sną, ale po­tęż­ne umy­sły nie mo­gły się za­spo­ko­ić żad­nym pół­środ­kiem, ani pół­wia­rą.

Wów­czas-to po­wiał nad świa­tem smęt­ny wi­cher zwąt­pie­nia, a jak hu­ra­gan pa­stwi się nad szczy­ta­mi, tak on do­ty­kał głów­nie ty­ta­nów my­śli, któ­rzy zno­wu przy­kła­dem swo­im, po­ry­wa­ją­cą, siłą, ge­niu­szu, sze­rzy­li wko­ło za­tru­te pier­wiast­ki, ja­kie po­że­ra­ły ich sa­mych. Były-to ofia­ry, byli-to twór­cy umy­sło­wej za­ra­zy. Każ­dy na­ród od­czuł ją po swo­je­mu, każ­dy au­tor wcie­lił w for­mę so­bie wła­ści­wą. A przy­tem za­ra­za ta, na po­do­bień­stwo fi­zycz­nej cho­ro­by, mia­ła swo­je wy­raź­ne okre­sy, zwią­za­ne ni­cią jed­na­kich przy­czyn i prze­ra­dza­ją­ce się jed­ne w dru­gie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: