Zrozumieć Feliksa - ebook
Zrozumieć Feliksa - ebook
Postać Feliksa Dzierżyńskiego oblepiona jest w świadomości ludzi kłamstwami najrozmaitszej treści, przez co jest wypaczona w sposób znaczny. Przyczynił się do tego stanu rzeczy przede wszystkim Ronikier – autor paszkwilanckiej biografii Dzierżyńskiego, pełnej kłamstw i epizodów, które nigdy nie miały miejsca. Ten pisarz, ale także mitoman i morderca, oparł swoją opowieść o liczne fakty z życia Feliksa Dzierżyńskiego, jakie w zaufaniu zdradziła mu siostra Feliksa, Aldona. Szczerze tego żałowała, chciała nawet wytoczyć proces pisarzowi, zrezygnowała. Kolejnym fatalnym źródłem rozpowszechniania kłamstw jest dr. Jerzy Jaśkowski – ekspert od wszystkiego, autor takich bredni, że polską rodzinę Dzierżyńskich podmienili Żydzi, a prawdziwi zostali przez nich zabici.
Doszedłem do wniosku, że czas odkłamać tą postać, pozwolić zrozumieć ignorantom, opisując zdarzenia, jakie w jego najbliższym otoczeniu miały miejsce, przybliżyć sylwetki ludzi, z którymi pracował i z którymi walczył. Opierałem się wyłącznie na wiarygodnych dokumentach, które sam tłumaczyłem z języka rosyjskiego.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66070-17-2 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niepokonana, niezmierzona, zaskakująca, zatrważająca, porywająca, przytłaczająca – taka była Rosja XIX wieku – imperium kontrastów. Wspaniała architektura Petersburga, jego niezliczonych pałaców, pałacyków, bogato zdobionych mieszczańskich kamienic ociekała błyszczącymi w promieniach słońca złotymi cebulami świątyń, a między budynkami, ulicami, placami, skwerami płynęła z okien sal koncertowych zaczarowana muzyka Czajkowskiego. Pod podjazdy i schody oper, teatrów i filharmonii, gdy słońce rozrzucało po trotuarach najdłuższe cienie, majestatycznie zajeżdżały okazałe karoce wiozące eleganckich mężczyzn i przystrojone w długie suknie dumne i niedostępne damy. Olśniewający blichtr bogactwa sprawiał, że Paryż, Berlin i Londyn zazdrośnie spoglądały na miasto położone na kilkudziesięciu wyspach połączonych mostami. Wielka Rosja dumna była z tego, że powstrzymała wielkiego Napoleona w marszu na Moskwę i dzięki temu zwycięstwu podtrzymywała przeświadczenie o swej wieczności pod rządami cara.
Rosja XIX wieku była jedynym w Europie państwem bez konstytucji, państwem, w którym rządziła od dekad rodzina carska namaszczona przez popów do roli świętych i wszechwładnych. Rodzina Romanowów utwierdzała w przekonaniu klęczący przed nią naród, że carat jest jedynym systemem, dzięki któremu kraj zachowa swoją jedność. Sam car zaś jest namiestnikiem Boga samego, a jego potęga i blask są równie wieczne jak świat. Car wierzył w słowa popów sławiących go niczym boga na ziemi, podobnie jak wierzył, że władza jedynie jemu się należy i nie ma takiej siły, która mogłaby mu ją odebrać. W cieniu wielkiego cara, jego bogactwa i dostojeństwa bezustannie pracował rozwinięty aparat państwowy. Podporządkowani, lojalni, oddani urzędnicy wszelkich szczebli wszelkich instytucji i ministerstw, powiązani z generałami, kapitalistami, fabrykantami, wszechpotężnym klerem gęstą nicią finansowej sieci, stali zwartym murem za ówczesnym systemem dającym im dostatnie życie. Korupcja i nepotyzm stanowiły drugą co do wielkości władzę w kraju. Gdy pensja nie starczała na luksusowe życie, urzędnicy zwykli byli sprzedawać bezwartościowe malowidła za szczodrą zapłatę tym, którzy potrzebowali ich przychylności.
Car otoczony przez pochlebców, pozerów, ekonomicznych dyletantów nie dbał o rozwój rosyjskiego przemysłu, nauki ani rolnictwa. Gdy w krajach zachodniej Europy udoskonalano technologie, konstruowano nowe maszyny, a rozwój techniczny przybrał niespotykaną dotąd skalę i rozpęd, gdy w rolnictwie wprowadzano nowoczesne metody upraw zwiększające wydajność i jakość plonów, Rosja pozostawała w miejscu, opierając się na archaicznych, niewydolnych i technicznie zapóźnionych fabrykach, których produkty nie dorastały do europejskiego poziomu. Były przestarzałymi i zbyt kosztownymi zakładami do tego stopnia, że nawet we własnym kraju trudno było o zbyt ich produktów. Rosja nie miała szans na własny przemysł, na własną, rodzimą myśl techniczną, nie było bowiem nikogo, kto dbałby o rozwój nauki i szkolnictwa. Edukacja zarezerwowana była jedynie dla wybranej, dobrze urodzonej i bogatej młodzieży, która w przyszłości przejąć miała majątki ziemskie, fabryki i tytuły po swoich antentatach, czerpiąc zyski z niewolniczej pracy podporządkowanego ludu, a wielomilionowy margines biedy tkwiący w niewiedzy i analfabetyzmie nie potrafił uformować myśli, która popchnęłaby go na drogę do lepszego życia. Imperium rosyjskie mimo eleganckich fasad pałaców było krajem, w którym niczego nie wynaleziono, niczego nie odkryto i który niczym nie przyczynił się do cywilizacyjnego postępu.
W dobie industrializacji i pierwszych maszyn parowych, ratując swoją pozycję, Rosja zmuszona była zwabiać zachodni kapitał, oferując w zamian za inwestycje niezliczone surowce i bardzo tanią siłę roboczą. Znaczna większość przedsiębiorstw carskiej Rosji należała do bogatych Francuzów, Niemców, Anglików czy Belgów traktujących Imperium jako swoją przemysłową kolonię i czerpiących z niej bez opamiętania pełnymi garściami bogactwa ziemi (przy okazji korzystając ze znaczących zwolnień podatkowych niefrasobliwie podpisanych przez cara i jego skorumpowanych urzędników). Tak uformowany przemysł zmuszał państwo do obciążania podatkami finalnego odbiorcę towarów, który, fatalnie opłacany i żyjący w skrajnej nędzy, nie miał środków na zakup znacznie droższych niż w krajach zachodnich towarów. Zyski państwa nie były lokowane w rozwój przemysłu i technologii, a jedynie w zakup uzbrojenia i utrzymanie rzeszy wiernych carowi urzędników. Po spektakularnym rozwoju imperium z czasów Piotra Wielkiego pozostała jedynie legenda – mit wielkiej, mocarnej Rosji i niezmierzone połacie kraju zatrważające swą nieskończonością.
Ustalona od wieków i niezmienna hierarchia sprawiała, że chłop miał pozostać ciemnym i tępym wyrobnikiem ziemi, nie zadającym pytań i nie domagającym się dla siebie szacunku i godności. Robotnik nie miał szansy na edukację ani awans społeczny, a drobnomieszczanie na życie w pałacach. Imperium nie było miejscem dla ludzi myślących, nie pozwalało na indywidualizm: wszystko podporządkowane było od wieków podziałowi na panów i chamów.
Gęsto spleciona kotara splendoru nie dawała szansy, aby choć jeden promyk jego blasku pojawił się w świecie równoległym, ale jakże odległym: w świecie nędzy milionowej rzeszy robotników i chłopów pracujących w pocie czoła na to, czego nigdy nie będą w stanie osiągnąć: na ludzką godność. Utrzymywani w niespotykanej ciemnocie, nędzy, karmieni zabobonami, byli – choć znacznie liczniejsi – bezwolną i nic nieznaczącą masą sług swych panów: fabrykantów, kapitalistów, carskiej administracji, kleru i ziemian. Rosyjski chłop panicznie bał się diabła, bał się popa, kłaniając mu się uniżenie do samej ziemi, bał się też pana okładającego go batem. Nie umiał myśleć, nie umiał czytać, powtarzał wszystko to, co powiedzieli mu bliscy, ksiądz i pan – i tak od stuleci tkwił w swej niewyobrażalnej ciemnocie. Własnymi rękami młócił zboże, swoje dzieci leczył, wkładając je do pieca, a kiedy nastał głód, zjadał je.
To właśnie z ziemi, która karmiła jedynie wybranych, z własnoręcznie wykopanych ziemianek przybywali do miast głodni pracy chłopi o pustych żołądkach, aby czas swego życia zamienić na garnczek ciepłej brei i kilka kopiejek chowanych w kryjówkach, licząc na lepsze życie, jakiś dach nad głową i jakąkolwiek, ale lepszą przyszłość. Z bezmyślnego zwierzęcia, jakim go uczyniono, wciąż wiele w nim zostało, ale teraz zwał się robotnikiem. W zasięgu jego potrzeb było tylko przetrwanie.
W całkowitym zapomnieniu i ignorancji kontynuowały życie miliony biednych, wyzyskiwanych i wzgardzonych ludzi. Ludzi urodzonych w nędzy i w nędzy umierających, pracujących w nieludzkich warunkach w prymitywnych fabrykach, przy wyrębie lasów, w hutach i kopalniach, na roli wypracowując ogromne zyski bankierom, fabrykantom i kościołowi.
Stagnacja, w jakiej tkwiła Rosja, sprawiła, że państwo gniło od środka. Coraz większe symptomy zgnilizny dostrzegalne były każdego roku, a po każdej kosztownej wojnie jeszcze wyraźniej, choć starano się zachować pozory bogactwa i równowagi, aby w opinii świata zachodniego nie stracić na wartości. Elegancka, wyniosła i zamożna burżuazja była jedynie fasadą, pod którą i dla której w niewolniczym systemie harowały miliony. Był to kraj, w którym tak wielu pracowało dla tak niewielu za tak niewiele. Piękno pałaców, wydobywająca się zza okien muzyka, sztuka goszcząca w galeriach, mit o potędze zasłaniały pojawiające się z coraz większą siłą problemy społeczne. W iluzji dobrobytu łudzono się, że taka sytuacja będzie niezmienna i nikt nie zastanawiał się – chowając problemy pod dywan i lekceważąc ujawniające się punkty zapalne społecznego niezadowolenia – że już niebawem dojść może do zagłady systemu, którego odejście nie będzie bezbolesne.
Za okazałymi ogrodami, pałacami biegło życie robotników i chłopów, których podły los wynagradzał jedynie hektolitrami pędzonego wszędzie samogonu, a który zmieszany ze smrodem kadzideł unoszącym się spod złotych dachów cerkwi wytwarzał swoiste opary absurdu trawiące rozum, logikę i prawo. Dla większości ludzi istniały jedynie dwie drogi ucieczki od rzeczywistości – wódka lana do gardeł lub objawienia popów czy też szarlatanów kreujących się na następców Chrystusa, czy też włóczęgów przekonanych o tym, że są głosem samego Boga. Religijne urojenia pielgrzymów obiecujących zbawienie, bogactwo i szczęście po śmierci sprzyjały kościołowi, który od wieków utrzymywał w społeczeństwie zatrważającą ciemnotę i zabobon. Dzięki temu sam, mamiąc przypowieścią o bogactwie w niebie w zamian za biedę na ziemi, zapewniał sobie osobliwą mieszankę szacunku i trwogi, a zarazem dostatnie życie w ociekającym złotem luksusie.
Pod wzniosłymi ideami prawosławnego chrześcijaństwa kwitła niespotykana w świecie na taką skalę polityka społecznej niesprawiedliwości. W jej efekcie najbiedniejsza część społeczeństwa nie miała żadnych szans ani żadnych praw w życiu społecznym. Było to utrzymywanie podkategorii ludzi, którym nie należy się nic. W takich warunkach jedynie instynkt samozachowawczy, bliżej nieokreślona nadzieja, podtrzymywała ludzi przy życiu, w okowach nakreślonego im świata. Czekali na cud, który, jeśli sami go nie sprawią, nie zdarzy się nigdy.
Rosja, wykończona wojną krymską trwającą w latach 1853-1856, powoli podnosiła się z zapaści gospodarczej. Wojna udowodniła, że ten wielki kolos nie jest niezniszczalny, a słabiutkie nogi, na których stał otyły korpus caratu, są już na granicy wytrzymałości. Imperium nie posiadało infrastruktury potrzebnej do funkcjonowania państwa zarówno w czasie pokoju, jak i w dobie działań wojennych. Nie posiadało praktycznie wszystkiego, co osiągnęły już inne kraje. Nie było nowoczesnej łączności, komunikacji, a brak torów kolejowych paraliżował transport towarów i wojsk. Na wskroś mizerny i archaiczny przemysł nie był w stanie sprostać zapotrzebowaniu ludności ani armii, co skazywało Rosję na zakup towarów i broni za granicą – i tym samym na uzależnienie się od innych państw, szczególnie od zachodniego przemysłu. Potęga wojenna oparta na liczebności wojska również przestała już gwarantować zwycięstwo. Jak pokazała wojna krymska, Rosji nie stać było na prowadzenie działań wojennych, gdyż na ten cel musiała zaciągnąć kredyty u rządów państw zachodnich. Nie była w stanie zapewnić żołnierzom wyżywienia ani amunicji, co powodowało, że granice wytrzymałości pracującego ludu wsi i miast szybko zbliżały się do momentu krytycznego.
Wielkie imperium rosyjskie wydawało się – przez krótki czas od zakończenia wojny krymskiej – rozumieć nauczkę pokory i inaczej postrzegać okupowane przez siebie państwa, w tym zagarniętą, słabą i skłóconą od dekad Polskę. Przyznawało coraz więcej swobód obywatelskich Polakom, umożliwiając im swobodny udział w organizowaniu życia politycznego i kulturalnego. Wprowadzono amnestię dla więźniów politycznych, złagodzono cenzurę, zalegalizowano wiele polskich organizacji, a w Królestwie Polskim wprowadzono Radę Stanu, której przewodził wielki polityk, Aleksander Wielopolski. Dążył on małymi krokami, acz skutecznie, w kierunku uzyskania jak największej autonomii na drodze wzajemnego poszanowania i współpracy. Przejściowa słabość Rosji wyzwoliła z ciszy zapomnienia głosy polskich grup wywrotowych i nacjonalistycznych pragnących odzyskać zbrojnie niepodległość, nie bacząc na dotychczasowe dyplomatyczne sukcesy i pozytywny kierunek zmian zmierzający do odzyskania polskiej państwowości.
W 1861 roku car Aleksander II w drodze oczekiwanych przez społeczeństwo reform na kolejnych terenach imperium rozpoczął proces uwłaszczania pańszczyźnianych chłopów. Radość rozentuzjazmowanych niewolników pól uprawnych, którzy uzyskali ziemię, nie trwała długo, bo zaledwie kilka miesięcy. Pod pięknym hasłem przyznawania ziemi chłopom krył się niebagatelny podstęp, który doprowadził tę warstwę społeczną do jeszcze większej nędzy. Car w swojej boskiej sprawiedliwości nie mógł przecież zabrać swoim najwierniejszym obszarnikom ziemi. Dlatego ustanowiono reguły, według których w oficjalny lub zawoalowany sposób chłopi spłacaliby ten carski podarunek. Wszak byli już wolni, nie podlegali sprzedaży, wymianie, darowaniu, nie można już było ich karać biciem, jak wcześniej często bywało. Czyż to wielka cena za tak obfite przywileje? Tym bardziej, że chłopi, przynajmniej teoretycznie, mieli prawo do kształcenia się i przechodzenia do stanów mieszczańskiego lub kupieckiego. Od nadmiaru szczęścia i wolności faktycznie można było dostać pomieszania zmysłów. Rzeczywistość dość szybko sprowadziła chłopów na ziemię, a upadek marzeń o samodzielności był niezwykle bolesny.
W nowej rzeczywistości dającej chłopom wolność i niezależność, aby zapobiec masowym migracjom, zgrupowano ich w gminy, tzw. „obszcziny”. Wydawały one zezwolenia na praktycznie wszystko, co dotyczyło życia chłopa i stanowiły zarazem organ represji wobec niego. Tym razem już nie obszarnik musiał założyć rękawicę, aby uderzyć chłopa, wymuszając posłuszeństwo, ale sami chłopi zajmujący stanowiska w gminach okładali batami tych, którzy zalegali z nałożonymi opłatami. Zatrważająco szybko okazało się, że ziemia nie zabezpieczała bytu chłopskich rodzin. Oprócz wyznaczonego pola chłopi nie posiadali ani narzędzi, ani bydła czy nasion siewnych czy też gotówki, za którą mogliby zakupić niezbędne do pracy środki. Nie posiadali też wiedzy, jak ziemię uprawiać, ponieważ wykonywali do tej pory bezwolnie polecenia obszarników. W rezultacie połowę tygodnia musieli pracować u swojego dawniejszego pana, spłacając w ten sposób swoją ziemię, a przez drugą połowę tygodnia pracowali dla siebie. Od swoich marnych dochodów zmuszeni byli płacić podatki ustanowione nie od urodzaju plonów, ale od wielkości uprawianej ziemi. Taki obrót sprawy powodował, że obciążenia finansowe często przewyższały ich obecne i przyszłe zyski. Dochodziło zatem nagminnie do sprzedaży plonów poniżej ich wartości i zaciągania pożyczek na lichwiarski procent na konto przyszłorocznych plonów, co, jak nietrudno się domyśleć, prowadziło w szybkim tempie do niewypłacalności i do utraty ziemi.
Utworzony w 1863 roku Tymczasowy Rząd Narodowy, korzystając z pretekstu przymusowego poboru do carskiego wojska, ogłosił zryw narodowy, ostateczną walkę z caratem na rzecz wyzwolenia Polski. Rozpoczęły się zażarte, acz nieprzemyślane walki, w czasie których dowództwo co i rusz się zmieniało, podobnie jak zmieniały się polityczne cele. Aby odciągnąć od udziału w powstaniu chłopstwo w Królestwie Polskim, car w 1864 roku wydał dekret o ich uwłaszczeniu. Pomimo skrajnie niekorzystnej umowy społecznej z carem polskie chłopstwo było tak bezrozumne, że za obietnicę wolności osobistej odstąpiło od walk. Nie było i być nie mogło poinformowane o konsekwencjach uwłaszczenia na terenach, które zostały nim objęte. Polscy chłopi wierzyli w niecodzienną dobroć cara. Ich postawa osłabiła jeszcze bardziej powstańczy szał i w prostej linii doprowadziło to do upadku powstania.
Restrykcje odwetowe caratu w stosunku do Polaków znacznie przybrały na sile. W całym Królestwie Polskim, które zredukowano w swym znaczeniu do zwykłej prowincji Rosji, zaczął obowiązywać stan wojenny, zniesiono uzyskane wcześniej przywileje, skonfiskowano wiele szlacheckich majątków, bezwzględnie tępiono używanie języka polskiego w urzędach i szkołach, nieustannie trwał pobór Polaków do carskiej armii, tysiące ludzi zostało wysiedlonych na Syberię. Szczególnie dotkliwie Polacy odczuli terror, jaki wprowadził gubernator Michaił Murawiew, który zyskał przydomek „wiesziatielia”, gdyż upodobał sobie karanie poprzez wieszanie na szubienicach. Nakazano płacenie kontrybucji, powszechne były szykany w szkołach i w miejscach pracy. Podobnie jak w wielu innych historycznych epizodach, Polacy zamiast polepszyć swoje warunki istnienia, dążąc do samostanowienia, drastycznie je pogorszyli, wszczynając skazane na porażkę działania. Wszak Polacy to jedyny naród na świecie, który z uwagi na niedobór sukcesów szczyci się ze swoich klęsk, klęskami żyje, upajając się własną martyrologią, gdyż tylko ona mu pozostała. W wielu polskich dworkach upodlonej szlachty, pozbawionej majątków i dawnego znaczenia, przez dekady żywe były tragedie rozbiorów, nieudanych zrywów narodowych, co nie pozwalało oderwać się od przeszłości, by budować przyszłość, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości i skrycie budować swoją siłę.