Zwierzęta na wojnie - ebook
Zwierzęta na wojnie - ebook
Zwierzęta wniosły znaczący wkład w konflikty zbrojne. Wykrywały miny, ratowały ludzkie życie, przenosiły meldunki, ostrzegały przed gazowymi atakami wroga. Osłaniały ludzi własnym ciałem, dodawały otuchy i pomagały przetrwać swoim opiekunom, chociaż same przeżywały koszmar. Bały się przecież tak samo jak ludzie, a może jeszcze bardziej, bo nie rozumiały o co w tym wszystkim chodzi. Cierpiały na równi z ludźmi i ginęły jak żołnierze, wykonując rozkazy przełożonych.
- Czołgi starożytności - słonie bojowe w akcji
- Najbardziej znane zwierzęta w polskiej armii: Wojtek z armii Andersa, Kasztanka Marszałka i biała niedźwiedzica Baśka Murmańska
- Konie bojowe słynne w historii: Bucefał Aleksandra Wielkiego, Marengo - siwek Napoleona, Pałasz i Tarant ulubione rumaki Jana III Sobieskiego i Stefana Czarnieckiego, sierżant sztabowy Reckless, Warrior koń gen. Jacka Seely"ego.
- Psy wojny czworonożni wojownicy na polach dawnych bitew, w okopach I wojny światowej, na frontach II wojny i współcześnie
- Psia galeria sławy 13 najsłynniejszych psów-żołnierzy w historii
- Gołębie niezastąpione latające telegrafy i ich tresowani śmiertelni wrogowie
- Nietoperze bojowe jako alternatywa bomby jądrowej
- Uderzenie spod wody - delfiny i lwy morskie na pierwszej linii
- Wszędobylskie drony wszy i inne miniaturowe kąśliwe zwierzęta
Wojna to zorganizowany obłęd wykorzystujący najgorsze ludzkie instynkty. I najlepsze zwierzęce.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8079-906-6 |
Rozmiar pliku: | 9,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
Wojna – jak powiedział któryś z filozofów – jest jedynym polem bitwy, w której przegrywają wszyscy, nawet zwycięzcy. Wojna to grzech przeciwko życiu, miłości i człowieczeństwu. Brutalne i okrutne zjawisko, które od wieków pustoszy świat. Czas, kiedy w zatrutym powietrzu wiszą wściekłość i nienawiść, nagromadzone przez lata, w trakcie których ludzie mordują się wzajemnie w imię wielkich haseł i w imię barw na byle szmacie.
W morzu przemocy i cierpienia, które towarzyszą wszystkim, bez wyjątku, konfliktom zbrojnym, odnajdujemy setki niezwykłych historii o udziale w nich naszych „braci mniejszych”, jak nazywał zwierzęta święty Franciszek z Asyżu. Wraz z człowiekiem, od wieków biorą one udział w wojnach na różne sposoby, niosąc jednym wsparcie, a drugim zagrożenie. Bynajmniej nie z własnej woli...
Zaznaczyły swoją obecność na wielu polach bitew całego świata, pełniąc najrozmaitsze role i funkcje oraz wnosząc swój niemały wkład w konflikty zbrojne. Wykrywały miny, ratowały ludzkie życie wykonując zadania, które często wymagały od nich poniesienia tej największej ofiary, przenosiły meldunki, ostrzegały przed gazowymi atakami wroga. Osłaniały ludzi własnym ciałem, dodawały otuchy i pomagały przetrwać swoim opiekunom, chociaż same przeżywały koszmar. Bały się przecież tak samo jak ludzie, a może jeszcze bardziej, bo nie rozumiały, o co w tym wszystkim chodzi. Cierpiały na równi z ludźmi i ginęły jak żołnierze, wykonując rozkazy przełożonych. Wykorzystywane były podczas najbardziej niebezpiecznych i ryzykownych misji, a czasami używane do eksperymentów nierokujących najmniejszych szans na przeżycie.
Odkrywanie tych historii jest nie tylko fascynujące, ale skłaniające nas zarazem do refleksji na temat związku między ludźmi a zwierzętami oraz nad moralnymi aspektami wojny. I nie tylko wojny – chociaż o tym traktuje nasza książka. Pamiętajmy również że, jak pisze Éric Baratay – „Cały wzrost gospodarczy XIX wieku został przecież zbudowany na rosnącej, zracjonalizowanej eksploatacji świata zwierzęcego”.
Prawdopodobnie pierwszymi zwierzętami, które człowiek wykorzystał do celów militarnych były słonie. Najwcześniejsze informacje o ich udziale w bitwach pochodzą już z roku 1100 p.n.e., a znaleźć je można w zapisanych w wedyjskim sanskrycie pieśniach z obszaru doliny Indusu. Słonie bojowe używane w charakterze współczesnych czołgów, stosowane były zresztą na obszarze całych starożytnych Indii. Wyposażone w pancerz, w którego skład wchodziły napierśniki i ochronne nakrycia głowy, przeznaczone były do przerywania szyków bojowych nieprzyjaciela i wzniecania w jego szeregach paniki. Zwierzęciem kierował usadowiony na jego karku _kornak_ (przewodnik), zmuszający je do przebijania kłami żołnierzy przeciwnika i miażdżenia ich nogami.
Potem, w bardziej skomplikowanej wersji, słoniom zaczęto przytraczać do uprzęży dzwony lub wyposażać je w przytroczone do kłów włócznie. Diadochowie używali tych zwierząt także do ochrony własnych wojsk przed atakami jazdy nieprzyjaciela. Na plecach zwierzęcia zamocowywano palankin, stanowiący dość stabilną platformę dla znajdujących się w nim wojowników, którzy razili strzałami i przebijali włóczniami znajdujących się poniżej wrogów. Oddziały słoni uczestniczyły między innymi w bitwach nad rzeką Hydaspes (326 r. p.n.e.), pod Herakleą (280 r. p.n.e.), Zamą (202 r. p.n.e.) oraz Tapsus (46 r. p.n.e.). Często wpadały w panikę, tratując co popadnie. Z ich lękami walczono pojąc zwierzęta alkoholem, pod wpływem którego stawały się nie tylko mniej płochliwe, ale także bardziej agresywne i znieczulone na zadawane im rany.
Najbardziej znaczącym przykładem udziału zwierząt w wojnach są jednak chyba konie – przez wieki, od starożytności niemalże do dziś nieodzowny element wszelkich militarnych sporów. To właśnie konie były zwierzętami najbardziej eksploatowanymi przez armie świata w ciągu całych stuleci. Służyły jako środek transportu dla żołnierzy i ich sprzętu, umożliwiając szybkie przemieszczanie się po polu bitwy – podobnie zresztą jak wielbłądy, muły, osły czy woły. Używano ich do dostarczania zaopatrzenia, ciągnięcia artylerii i transportu rannych. Zaprzężone do wozów bojowych lub dosiadane wierzchem (w średniowieczu konie walczyły jak pełnoprawni rycerze, w ciężkich zbrojach) wchodziły do akcji, pomagając wszystkim armiom świata w skutecznym prowadzeniu działań. Konie i wielbłądy miały okazję przyjrzeć się wojnie z bardzo bliska, służąc w jednostkach jazdy. Zwykle oznaczało to lepsze traktowanie bojowych zwierząt – przez kawalerzystów, którzy często zaprzyjaźniali się ze swoimi czworonożnymi podopiecznymi – aczkolwiek jednocześnie narażało je na śmierć na polu bitwy. Ich szybkość, siła, mobilność, wytrzymałość i waleczność czyniły z koni niezastąpione wsparcie dla żołnierzy. Zwłaszcza w czasach, gdy pojazdy mechaniczne nie były tak powszechne jak dziś.
Śmierć czyhała na nie na każdym kroku, podobnie jak na ludzi. Często – niestety – śmierć nie w wyniku działań wroga, ale na skutek kiepskiego traktowania przez „swoich”. Autor książki _Zwierzęta w okopach_, Éric Baratay nie szczędzi negatywnych opisów zachowania swoich rodaków, Francuzów, względem zwierząt. Śmiertelność sprowadzonych przez nich z Ameryki koni była w czasie pierwszej wojny światowej trzykrotnie wyższa niż tych sprowadzonych przez Anglików. W czasie trwania całego konfliktu zginęło ich po stronie francuskiej aż 61 proc., po stronie brytyjskiej zaś – jedynie 15 proc. Wielokrotnie też Baratay podkreśla na kartach swojej książki, że niska świadomość dotycząca psychologii zwierząt wykorzystywanych na froncie wiązała się z ich olbrzymim stresem i cierpieniem.
Pomnik upamiętniający zwierzęta służące na wojnach, Ottawa, Kanada (foto Andrevruas).
I jeszcze ten smród… Nieodłącznym elementem dawnych wojen był zapach rozkładających się ciał zwierząt… Pochówek konia stanowił rzadką zaiste praktykę i zarazem dowód na „wysoką kulturę” najważniejszego przedstawiciela naczelnych ssaków. Częstym widokiem wojennych pobojowisk były wzdęte korpusy koni ze wzniesionymi w górę kopytami. „Liczba końskich ofiar po wszystkich stronach zakończonej w 1918 roku wojny wynosi (według różnych historyków) 8–11 mln – pisze Weronika Książek. – Wojskom alianckim na kontynent w pewnym momencie dostarczano około tysiąca koni dziennie, by uzupełnić ponoszone straty. W lazaretach odnotowano obecność około 2,5 mln zwierząt. Trafiały tam wycieńczone, z chorobami skóry, ranne. Trzy czwarte wracało na front jako rekonwalescenci”.
Najciekawsze historie związane są jednak z tymi zwierzakami, które najbardziej i najbliżej zaprzyjaźniły się z człowiekiem…
Psy wartownicy. Psy tropiciele. Psy spadochroniarze. Psy „żywe miny”, celowo głodzone, a następnie wabione jedzeniem, nieświadome, że za chwilę zginą, wysadzając w ten sposób czołgi niemieckie ładunkiem wybuchowym przywiązanym do swojego grzbietu. Psy w działaniach wojennych pełniły funkcje wartowników, przenosiły informacje i ładunki wybuchowe, pomagały odnajdywać rannych żołnierzy i sprowadzać dla nich pomoc, ratowały tonących, wykrywały miny, ale także służyły jako żywe bomby. W takim właśnie wykorzystaniu czworonogów specjalizowała się podczas drugiej wojny światowej Armia Czerwona.
Do działań wojennych wykorzystywano też między innymi niedźwiedzie, delfiny, lwy morskie, koty, gołębie, sokoły, jastrzębie, orły, mewy, kanarki, owce, świnie, żubry, a nawet nietoperze i kury.
Wyostrzone zmysły delfinów, zwłaszcza zdolność echolokacji, pozwalały im wykrywać miny podwodne i inne niebezpieczne przedmioty. Wykorzystywane były również do poszukiwania osób zaginionych w morzu oraz innych zadań ratunkowych. Wyszkolone odpowiednio morskie ssaki potrafiły podpłynąć niepostrzeżenie pod okręt wojenny przeciwnika, przyczepić mu do burty odpalaną zdalnie minę magnetyczną, po czym spokojnie wrócić „do domu”. W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia do armii Stanów Zjednoczonych zaczęto również zaciągać lwy morskie. Jako pełnoprawni członkowie U.S. Navy tropią one szpiegów i podwodne miny, a znaleziska oznaczają na powierzchni za pomocą chorągiewki.
Również w latach sześćdziesiątych Amerykanie wpadli na rewelacyjny pomysł użycia kotów do podsłuchiwania pracowników sowieckiej ambasady w Waszyngtonie. W uchu zwierzęcia ukryto mikrofon, mały nadajnik radiowy chirurgicznie umieszczono na brzuchu, a antenę wszczepiono wzdłuż kręgosłupa. Projekt zakodowany pod kryptonimem „Acoustic Kitty” okazał się jednak niewypałem, gdy podstawiony pod wrogą placówkę dyplomatyczną, naszpikowany elektroniką mruczek został rozjechany przez taksówkę.
Dużo wcześniej, bo już w roku 525 p.n.e., Persowie wykorzystali koty w ataku na Palezjum. Wypuszczone na polu bitwy, uważane przez Egipcjan za święte, skutecznie powstrzymywały ich przed strzelaniem, umożliwiając Persom zdobycie miasta. Koty trzymano również na statkach wojennych do zwalczania szkodliwych gryzoni. Ich naturalne instynkty łowieckie pomagały w utrzymaniu czystości na pokładach i zapobieganiu zniszczeniu zapasów.
Gołębie zostały wykorzystane jako nośniki wiadomości. Dzięki niezwykłej zdolności do orientacji w terenie oraz umiejętności szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce mogły przekraczać linie frontów i dostarczać ważne informacje z pola bitwy do central dowodzenia. Zastępowały zdecydowanie wolniejszych i bardziej narażonych na różne niebezpieczeństwa ludzkich kurierów. Z powodzeniem użyto ich jako posłańców w 1870 roku w czasie wojny francusko-pruskiej, podczas oblężenia Paryża. W okresie pierwszej wojny światowej uznano, że mają 98 proc. skuteczności i biją na głowę telegraf. W 1914 roku miał miejsce prawdziwy pogrom tych ptaków, kiedy wycofujący się z linii frontu Belgowie spalili 2,5 tys. gołębi pocztowych, aby nie wpadły w ręce wroga. Gołębi – już wprawdzie nie w roli dostarczycieli wiadomości, lecz zwiadowców ostrzegających przed bronią chemiczną – Amerykanie używali jeszcze w 2003 roku podczas wojny w Iraku.
Ptaki drapieżne, takie jak sokoły, jastrzębie czy orły, również były wykorzystywane jako narzędzia do przekazywania wiadomości lub wyszukiwania wrogów. Z ich pomocą można było prowadzić obserwację z powietrza i uzyskiwać strategiczne informacje na temat ruchów nieprzyjaciela. Odpowiednio wytresowane mewy miały swoimi odchodami zaślepiać peryskopy łodzi podwodnych… Zadaniem kanarków była ochrona przebywających w okopach żołnierzy przed gazami bojowymi. Umierały natychmiast, gdy tylko w otoczeniu pojawił się trujący gaz. Zanim naprawdę zdołał zaszkodzić ludziom.
Owce pomagały rozminowywać pola podczas pierwszej wojny światowej, a także później, w czerwcu 1944 roku podczas lądowania aliantów w Normandii w ramach operacji „Overlord”. Starożytni Rzymianie oblewali świnie płonącą oliwą i przerażone, oszalałe z bólu puszczali w kierunku żołnierzy przeciwnika. Żywe pochodnie płoszyły konie i słonie, które w panice tratowały własne wojska. Nietoperze miały służyć amerykańskiej armii do podpalania japońskich miast. Pomysł polegał na tym, aby zebrać milion tych latających myszy, podwiesić pod nie bomby zapalające i wypuścić nad terytorium wroga. W czasie drugiej wojny światowej Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, a konkretnie tzw. armia Andersa, użyły stadka żubrów jako symbolu narodowej tożsamości i mobilizacji. Żubry stały się maskotką i symbolem walki polskiego wojska.
Należy jednak pamiętać, że zwierzęta na wojnie najczęściej są jej ofiarami i doświadczają niesamowitych cierpień, podobnie jak ludzie. Wykorzystywanie ich w celach militarnych budzi liczne sprzeciwy i stawia pytania dotyczące etyki takiego postępowania. Z kolei zwierzęta dzikie i wolno żyjące w wyniku prowadzonych przez człowieka działań zbrojnych tracą swoje naturalne terytoria, kryjówki i łowiska. Zwierzęta domowe bywają odbierane opiekunom lub są przez nich porzucane. O wielkim szczęściu mogą mówić te nieliczne, które pakujący w popłochu swój dobytek i uciekający przed inwazją ludzie decydują się zabrać ze sobą.
A kiedy pojawi się głód…
Nawet te towarzyszące człowiekowi, jak psy i koty są po prostu zjadane, co opisywał w _Pamiętniku z powstania warszawskiego_ Miron Białoszewski. Podobnie zresztą jak zwierzęta służące w wojsku. W razie potrzeby wszystkie one bez wyjątku nie raz i nie dwa były szlachtowane i zjadane przez wygłodniałe armie… W czasie trwania setek różnych wojen postawa człowieka, postrzegającego siebie jako istotę wyższą od innych gatunków, wielokrotnie odwracała znaczenie pojęć „człowieczeństwo” oraz „zezwierzęcenie”.
„Jęki rannych i konających zwierząt, zwłaszcza koni (…) przeszywają mocniej niż lament ludzi” – zwrócił uwagę jeden z żołnierzy cytowanych przez Barataya w książce _Zwierzęta w okopach_. „Od teraz konflikt ten nie będzie kojarzył mi się tylko z żołnierzami skrytymi wewnątrz okopów w oczekiwaniu na kolejny atak poprzedzony ostrzałem artyleryjskim, ale z wszechobecnymi zwierzętami i wydawanymi przez nie dźwiękami: parskaniem koni czy mułów ciągnących działa, ujadaniem psów wartowniczych czy trzepotem skrzydeł gołębi pocztowych niosących informację o zbliżającym się natarciu” – napisał z kolei w reakcji na dzieło Barataya Szymon Zdziebłowski w książce _Zwierzęta w okopach, czyli o zapomnianych świadkach i uczestnikach I WŚ._ Najmniej chlubnym dla człowieka sposobem wykorzystania zwierząt jest potraktowanie ich jako rodzaj „worków treningowych”, na których żołnierze uczą się zabijać. Według danych amerykańskiego Departamentu Obrony z 2007 roku 488 237 tys. zwierząt użyto do badań, edukacji i różnego rodzaju ćwiczeń. Amerykańskie wojsko wykorzystuje do tego między innymi psy, koty, gęsi, świnie, myszy, ryby, owce, ptaki, króliki, szczury i małpy. Pali się je, topi, skalpuje, zakłuwa nożami, truje, zagazowuje, obcina głowy toporami i wysadza w powietrze.
Już w XIX wieku wojsko rozpoczęło testowanie najnowszych osiągnięć techniki zabijania na zwierzętach. Iperyt siarkowy, czyli osławiony gaz musztardowy, użyty po raz pierwszy przez armię niemiecką w nocy z 12 na 13 lipca 1917 roku pod belgijskim Ypres, został przetestowany wcześniej na królikach1.
Pomimo licznych działań obrońców praw zwierząt testowanie na nich broni bakteriologicznej czy chemicznej ciągle jeszcze jest stosowane. Każdego roku tysiące zwierząt są infekowane zarazkami febry, eboli czy gorączki krwotocznej. Zwierzęta były również wykorzystywane przy testowaniu przez Amerykanów broni atomowej. W 1946 roku amerykańskie wojsko zdetonowało ładunek nuklearny na atolu Bikini na południowym Pacyfiku. Aby sprawdzić efekty wybuchu, na wojskowych okrętach rozmieszczonych w pobliżu planowanego miejsca detonacji umieszczono 3030 szczurów, 176 gęsi, 147 świń, 109 myszy i 57 świnek morskich. Mało tego – niektóre ze świń zostały przebrane w mundury marynarki wojennej, by sprawdzić, jak w takiej sytuacji będzie reagował materiał. Te, które przetrwały wybuch, umarły wkrótce od ran bądź z powodu choroby popromiennej. Te zaś, którym udało się przeżyć, zabito podczas prowadzonych przez wojsko kolejnych badań.
W czasie trwania zimnej wojny Rosjanie utworzyli na ostrowie Wozrożdienija (Wyspa Odrodzenia) na Morzu Aralskim tajny ośrodek badawczy Aralsk-7, zajmujący się testowaniem i produkcją broni biologicznej. Wśród różnych środków bojowych, jakie testowano i produkowano w tym miejscu, w szczególności ważny był wąglik. W znajdujących się w laboratorium magazynach przechowywano najróżniejsze odmiany bakterii, które w razie potrzeby mogły być wykorzystane do wywołania epidemii na terytorium wroga. Przed rozpoczęciem badań wymordowano wszystkie żyjące na wyspie ptaki i owady, by nie roznosiły zarazków poza wyspę. Broń biologiczną testowano na tysiącach koni, małp, królików i osłów.
Anglicy z kolei, w odpowiedzi na użycie przez Niemców gazów bojowych w roku 1915, wybudowali rok później w Porton Down, niedaleko miasta Salisbury, Stację Doświadczalną Departamentu Wojny do testowania broni chemicznej. (Obecnie Laboratorium Nauki i Technologii Obronnej Ministerstwa Obrony). W 1940 roku, do testowania broni biologicznej, utworzono tam (bardzo) tajny oddzielny wydział, zwany Wydziałem Biologii, pod kierownictwem wybitnego mikrobiologa Paula Fildesa. Rząd brytyjski przyznał, że w obu ośrodkach przeprowadzono razem eksperymenty na 16 milionach zwierząt. Tylko pomiędzy rokiem 2006 a 2009 wysadzono tam w powietrze 119 żywych świń.
Jak do tej pory, zagadnieniu udziału zwierząt w działaniach militarnych człowieka poświęcono w literaturze faktu bardzo mało miejsca. „Doprawdy niewiele wiemy – jak napisała w artykule _O skrzydlatych i czworonożnych męczennikach wojny_ Urszula Zajączkowska – o tych zapomnianych istotach myślących i współczujących – o zwierzętach – współbraciach naszych pierzastych i kopytnych, z którymi dzielimy życie, większość genów i wspólnych przodków, a które wtłoczyliśmy w wojnę”. Nasza książka ma za zadanie zmienić ten stan rzeczy…
Przeniesie nas w niezwykły świat, gdzie zwierzęta stanowią część wojennego dramatu. W podróż przez epoki i kontynenty, odsłaniając tajemnice i fascynujące fakty na temat roli zwierząt w wojnach. Poznamy niezliczone historie o psach, które służyły jako żołnierze, spotkamy konie, których niezłomna siła i szybkość okazały się kluczowe zarówno w czasach starożytnych bitew, jak i podczas dużo bardziej współczesnych konfliktów. Dowiemy się o gołębiach, które jako nośniki wiadomości przekraczały linie frontu, przynosząc wieści z pola walki, przeczytamy o niedźwiedziach, które na równi z żołnierzami nosiły amunicję do armat. Przyjrzymy się niezwykłym umiejętnościom zwierząt, ich wierności i oddaniu, które niejednokrotnie przewyższały to, do czego zdolny był człowiek. Poznamy jasne i ciemne strony tej historii, odkryjemy zarówno bohaterstwo, jak i łajdactwo związane z wykorzystywaniem zwierząt w wojnach, zastanawiając się przy okazji – mamy taką nadzieję – nad skomplikowanym związkiem między człowiekiem a zwierzętami w wojennych czasach, szanując jednocześnie ich niewątpliwy wkład i zasługi w ludzkiej historii wojen.PRZYPISY
1 Armia niemiecka wystrzeliła tam 50 tys. granatów artyleryjskich z iperytem na siły brytyjskie. W konsekwencji tego ataku porażonych zostało ok. 15 tys. żołnierzy, z których 2–3 proc. zmarło w ciągu następnych dwóch tygodni.
2 Od greckiego słowa διάδοχος diadochos, czyli „następca”.
3 Falanga – zwarty liniowy szyk bojowy piechoty greckiej, a potem macedońskiej i hellenistycznej. Znany już na Wschodzie w III tysiącleciu p.n.e., w państwach Grecji przyjął się w VII wieku p.n.e. dla formacji hoplitów.
4 Królestwo Partów – państwo na terenie starożytnego Iranu, rządzone przez dynastię Arsacydów, istniejące od 247/238 p.n.e. do 226 n.e.
5 Powodem tego był fakt, że szach Jazdagird II wydał dekret zapewniający powstańcom przebaczenie, uwolnienie jeńców i zwrot skonfiskowanych dóbr, w zamian za przysięgę bezwzględnej wierności. To spowodowało odpływ 40 tys. Ormian z szeregów armii powstańczej.
6 Lizjasz – dowódca i zarządca Syrii na służbie Seleucydów w II w. p.n.e. Sprawował regencję w imieniu Antiocha V Eupatora.
7 Antioch V Eupator „ ze Szlachetnego Ojca”; (ur. 173 p.n.e., zm. 162 p.n.e.) – władca państwa Seleucydów od 164 p.n.e. do 162 p.n.e., syn Anrtiocha IV Epifanesa.
8 Juda Machabeusz (Juda Młot) – jeden z przywódców żydowskiego powstania Machabeuszy przeciwko Seleucydom 167 p.n.e.–160 p.n.e.
9 Eleazar Machabeusz zwany Auaran, brat Judy Machabeusza.
10 Manipuł – jednostka taktyczna armii rzymskiej, złożona z dwóch centurii. Nazwę tę wywodzono od znaku bojowego jednostki, którym początkowo była wiązka siana zatknięta na ostrzu włóczni, później zastąpiona metalową wiązką liści albo znakiem ręki w postaci otwartej dłoni.
11 Legio V Alaudae, czasami znany również jako Gallica, był legionem armii rzymskiej założonym w 52 r. p.n.e. przez generała Gajusza Juliusza Cezara. Został założony w Galii Zaalpejskiej do walki z armiami Wercyngetoryksa i był pierwszym rzymskim legionem składającym się z nieobywateli.
12 Folgi – wąskie płytki metalowe lub z materiałów organicznych, z których wykonywane były elementy ruchome różnych zbroi ochronnych. Płytki łączono ze sobą, najczęściej nitując je od spodu do rzemieni lub podkładu ze skóry. Z folg wykonywano między innymi części zbroi płytowych, nakarczki hełmów, a nawet całe pancerze.
13 Historyk grecki z Jonii w Azji Mniejszej; 302 do 291 p.n.e. odbył podróż do Indii, gdzie jako poseł przebywał na dworze króla Indii Czandragupty; rezultatem pobytu były dzieje tego kraju pt. _Indiká_, napisane w 4 księgach, z których zachowały się jedynie drobne fragmenty; zawierały one m.in. wiadomości o ustroju polit., prawie, religii, obyczajach Indii; niekiedy mieszały fantazje z faktami; korzystali z nich m.in. późniejsi historycy Pliniusz Młodszy i Diodor Sycylijczyk