Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Zwycięstwo albo śmierć - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
s-f
Data wydania:
7 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zwycięstwo albo śmierć - ebook

Napisana z rozmachem, ambitna, porywająca wyobraźnię space opera.

Kevin J. Anderson.

Wojna z Obcymi wkracza w decydującą fazę. Perspektywa rychłego zwycięstwa podsyca tlące się od dawna wewnętrzne konflikty. Politycy walczą o przyszłe splendory i wpływy, nie dbając o to, jak wysoką cenę przyjdzie zapłacić za militarny sukces. Wielki admirał Farland stawia na szali wszystko, by nie dopuścić do blamażu i klęski floty. Henryan Święcki musi zmierzyć się nie tylko z bolesną prawdą o motywach, którymi kierują się obecni przywódcy Federacji, ale również z nie mniej mrocznymi demonami własnej przeszłości.

Kto wyjdzie zwycięsko z kolejnych prób? Kto przetrwa, a komu nie będzie to dane? Kto naprawdę za tym wszystkim stoi?

Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie na kartach ostatniego tomu cyklu „Pola dawno zapomnianych bitew”.

W Polach dawno zapomnianych bitew Robert J. Szmidt wykazał się niezwykle bogatą wyobraźnią, opowiadając swoją historię z ogromnym wdziękiem i oryginalnością. Szczerze polecam. Mike Resnick, laureat nagród Hugo i Nebula.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-875-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O TOMIE PIERWSZYM NAPISANO:

„Autor kreuje łatwo przy­swa­jalną wizję przy­szło­ści, zbu­do­waną z kla­sycz­nych i dobrze zna­nych ele­men­tów, dopra­wioną odro­biną humoru, wartką akcją i zaka­mu­flo­wa­nym nieco głęb­szym prze­sła­niem. (…) Szmidt ser­wuje bar­dzo popową, lekką lek­turę z atrak­cyj­nym zakoń­cze­niem będącą jed­no­cze­śnie obiet­nicą znacz­nie więk­szego roz­ma­chu i roz­wi­nię­cia zapre­zen­to­wa­nego świata w dal­szych czę­ściach. Warto cze­kać”.

www.dzi­ka­banda.pl

„Zimny i bru­talny jest wszech­świat kosmicz­nych żoł­nie­rzy przy­szło­ści z prozy Roberta J. Szmidta. (…) Jest misja, przy­mus, odpo­wie­dzial­ność i smu­tek. I jesz­cze wola prze­trwa­nia”.

Repu­blika kobiet – Syl­wia Skor­stad

„Robert J. Szmidt – czło­wiek, od któ­rego zaczęło się odro­dze­nie pol­skiej fan­ta­styki w XXI wieku, który wymy­ślił i pro­wa­dził maga­zyn »Science Fic­tion«, kiedy wszy­scy pukali się w głowę, że to totalny bez­sens, wydał wła­śnie nową książkę. (…) To bar­dzo dobra, roz­ryw­kowa space opera z cie­ka­wymi boha­te­rami, wartką akcją i nie­po­ko­ją­cymi pyta­niami”.

Alek­san­der Kusz, szor­tal.com

OPI­NIE Z POR­TALU LUBI­MY­CZY­TAĆ (362 OCENY, ŚRED­NIA OCENA: 7,38/10)

„Z taką książką nawet naj­bar­dziej ponury dzień czło­wie­kowi nie prze­szka­dza. Żeby nie roz­wle­kać: _Łatwo być Bogiem_ to stara dobra fan­ta­styka, ale napi­sana po fil­mo­wemu. Chwi­lami mia­łem wra­że­nie, że oglą­dam rasowe SF w kinie”.

Woj­tek Gra­bow­ski

„Ta powieść zupeł­nie mnie nie zasko­czyła. Czemu? Bowiem po tym auto­rze spo­dzie­wa­łem się dokład­nie takiej prozy: cie­ka­wej, dyna­micz­nej fan­ta­styki ze zna­kiem wyso­kiej jako­ści, która pod wierzch­nią, roz­ryw­kową war­stwą stara się pytać o rze­czy ważne i zna­czące. I to wła­śnie w naj­now­szej książce Szmidta dosta­łem”.

Kon­rad

„Moim zda­niem dzięki powie­ści _Łatwo być Bogiem_ Robert Szmidt staje w sze­regu wiel­kich mistrzów fan­ta­styki, takich jak Asi­mov, Clarke czy Aldiss. Autor ser­wuje nam kla­syczną, twardą kosmiczną fan­ta­stykę. I oka­zuje się, że z takiej fan­ta­styki się nie wyra­sta. Książka jest napi­sana świet­nym języ­kiem – żywym, auten­tycz­nym. I naprawdę trudno odry­wać się od czy­ta­nia”.

McRap1972

O TOMIE DRUGIM NAPISANO:

„(…) wpro­wa­dza powiew świe­żo­ści do tego gatunku. Świetni boha­te­ro­wie, dyna­miczna walka, pla­styczne opisy. Czego chcieć wię­cej? Moja ocena to 9/10”.

Ksiaz­ki­na­wie­czor.blog­spot.com

„Powie­dzieć, że druga część cyklu »Pola dawno zapo­mnia­nych bitew« Roberta J. Szmidta oka­zała się rów­nie dobra, jak otwie­ra­jąca serię powieść _Łatwo być Bogiem_, to jawne kłam­stwo. _Ucieczka z raju_ oka­zuje się książką jesz­cze lep­szą, świet­nie roz­wi­ja­jącą nie­które wątło naszki­co­wane wątki swo­jej poprzed­niczki (…). Z naj­now­szej książki Roberta J. Szmidta jestem zado­wo­lony jak dia­bli!”

Glo­skul­tury.pl

„Szmidt w naj­lep­szej for­mie – to chyba wystar­cza­jąca reko­men­da­cja tej książki zawarta w jed­nym zda­niu. Każdy fan Roberta po tej kwe­stii powi­nien się­gnąć po tę pozy­cję, a ci, któ­rzy z prozą Szmidta się dotych­czas nie spo­tkali (są tacy?), powinni nad­ro­bić braki”.

pola­cy­nie­gesi.qs.pl

„Lek­tura kolej­nych roz­dzia­łów jest jak zja­da­nie pączka: przy­jemna, z każ­dym kęsem coraz lep­sza i z cze­ka­jącą wewnątrz nie­spo­dzianką. Drugi tom cyklu »Pola dawno zapo­mnia­nych bitew« potwier­dza, że Robert Szmidt ma świetne pomy­sły i potrafi dosko­nale pro­wa­dzić czy­tel­nika… na manowce”.

geek-woman.blog­spot.com

OPI­NIE Z POR­TALU LUBI­MY­CZY­TAĆ (179 OCEN, ŚRED­NIA OCENA: 7,85/10)

„Pole­cam każ­demu miło­śni­kowi fan­ta­styki i science fic­tion! Nie zawie­dzie­cie się, słowo har­ce­rza!”

Woj­tek Gra­bow­ski

„Fan­ta­styczne roz­wi­nię­cie wąt­ków zasy­gna­li­zo­wa­nych w pierw­szym tomie, do tego szczypta zaga­dek i nie­słab­nąca akcja. Boha­te­ro­wie, z któ­rymi można się zżyć i za któ­rych trzyma się kciuki, wyda­rze­nia, które nie pozo­sta­wiają obo­jęt­nym. A to wszystko roz­grywa się w kosmo­sie, któ­rego wizja nad­zwy­czaj­nie do mnie prze­ma­wia. Może dla­tego, że wycho­wa­łam się na fil­mach space ope­ro­wych, które ta książka mi przy­po­mina? Stare dobre SF w naj­lep­szym wyda­niu! Pole­cam gorąco”.

Jad­che

„Peł­no­krwi­ści boha­te­ro­wie, a do tego akcja, akcja i jesz­cze raz akcja. Działo się tyle, że star­czy­łoby na kilka ksią­żek. Intrygi, podej­ścia, rato­wa­nie całych pla­net, woj­sko, flota kosmiczna, wojna, Obcy – mio­dzio”.

Jacek Weso­łow­skiJEDEN

_Sys­tem Anzio, Sek­tor Sierra,_

_04.03.2355_

– Wypeł­niony eks­kre­men­tami worek z ludz­kiej skóry! – wark­nął z odrazą Far­land, gdy holo­gram w jego gabi­ne­cie zgasł po zakoń­cze­niu roz­mowy.

Rutta mil­czał. Rozu­miał gniew przy­ja­ciela. Od pew­nego czasu on także odczu­wał rosnący nie­po­kój, ile­kroć pion łącz­no­ści przy­sy­łał powia­do­mie­nie o nawią­za­niu łącz­no­ści kwan­to­wej z Zie­mią. Każda kolejna roz­mowa z Modo – albo Xiao – była nie kro­kiem, lecz susem w kie­runku przy­sło­wio­wej prze­pa­ści. Oparty na zwy­kłym szan­tażu kru­chy sojusz, który wielki admi­rał zdo­łał uzy­skać w wyniku twar­dych nego­cja­cji z panią kanc­lerz, mógł się roz­paść w każ­dej chwili. I to tak naprawdę z niczy­jej winy.

Sto dni spo­koju, o jakie popro­siła w począt­kach grud­nia Modo, dobie­gało wła­śnie końca, a po son­dach, któ­rymi flota zain­fe­ko­wała t’iru, na­dal nie było śladu. Nie tak to miało wyglą­dać, pomy­ślał z gory­czą Far­land, wspo­mi­na­jąc pamiętny tydzień po pyr­ru­so­wym zwy­cię­stwie, gdy nie­siony falą suk­cesu posta­wił się Radzie i odno­to­wał kolejny suk­ces, zmu­sza­jąc poli­ty­ków do tego, by zagwa­ran­to­wali połą­czo­nym flo­tom prze­trwa­nie naj­go­ręt­szego okresu tej wojny.

Układ wyda­wał się pro­sty. Modo przed­stawi opi­nii publicz­nej dale­ko­siężne plany zwią­zane z wpro­wa­dze­niem do służby okrę­tów pią­tej gene­ra­cji i poprosi opo­zy­cję o zwy­cza­jowe sto dni na ich reali­za­cję, dzięki czemu nie doj­dzie do zdzie­siąt­ko­wa­nia sił prze­strzen­nych Fede­ra­cji w sze­regu bez­sen­sow­nych – zarówno ze stra­te­gicz­nego, jak i tak­tycz­nego punktu widze­nia – bitew, a będący aktu­al­nie u wła­dzy poli­tycy zacho­wają do wio­sny sta­no­wi­ska i co waż­niej­sze, głowy.

Przy­sta­jąc na ten układ, wielki admi­rał i pani kanc­lerz byli świę­cie prze­ko­nani, że hybry­dowe sondy wrócą do zna­nej czło­wie­kowi prze­strzeni nie póź­niej niż po mie­siącu od zain­fe­ko­wa­nia uszko­dzo­nej jed­nostki Obcych, co powinno umoż­li­wić ludziom spo­kojne prze­pro­wa­dze­nie moder­ni­za­cji uzbro­je­nia. Pro­blem jed­nak w tym, że prze­wi­dy­wa­nia naj­tęż­szych głów Fede­ra­cji oka­zały się, oględ­nie mówiąc, zbyt opty­mi­styczne, nazy­wa­jąc zaś rzecz po imie­niu: zupeł­nie nie­tra­fione. Nic więc dziw­nego, że im wię­cej czasu upły­wało, tym atmos­fera robiła się bar­dziej ner­wowa, a człon­ko­wie Rady i szta­bowcy trze­ciego meta­sek­tora trak­to­wali się coraz nie­przy­chyl­niej. Na Ziemi zaczęto nawet prze­bą­ki­wać o poten­cjal­nym fia­sku ope­ra­cji: albo ma’lahn dzięki swej prze­wa­dze tech­no­lo­gicz­nej zdo­łali wykryć znaj­du­jące się na ich okrę­tach obce obiekty, albo sondy hybry­dowe zostały poważ­nie uszko­dzone czy nawet znisz­czone pod­czas infe­ko­wa­nia t’iru.

Pod koniec stycz­nia Modo i Xiao zaczęli dyplo­ma­tycz­nie naci­skać na Far­landa, pró­bu­jąc wyba­dać, czy nie­po­wo­dze­nie ope­ra­cji zaważy na jego sta­no­wi­sku. Wielki admi­rał pozo­stał jed­nak nie­ugięty. Pierw­sze okręty pią­tej gene­ra­cji, budo­wane w stocz­niach każ­dego meta­sek­tora Fede­ra­cji dzięki fun­du­szom uzy­ska­nym z nacjo­na­li­za­cji trzech mega­kor­po­ra­cji, mogły wejść do służby już na początku lutego – oczy­wi­ście pod warun­kiem, że flota skróci okres testów prze­strzen­nych do nie­zbęd­nego mini­mum. Przy regu­la­mi­no­wym podej­ściu do sprawy pan­cer­niki zdolne nawią­zać rów­no­rzędną walkę z t’iru powinny osią­gnąć pełną spraw­ność bojową parę tygo­dni póź­niej, nie­spełna dobę czy dwie przed upły­wem stu dni, o które pro­siła Modo.

Na czym więc pole­gał pro­blem?

Ze wzglę­dów czy­sto pro­pa­gan­do­wych Zie­mia nale­gała, by pod­jąć dzia­ła­nia zaczepne natych­miast po sfor­mo­wa­niu zespo­łów ude­rze­nio­wych, nato­miast dowódca trze­ciego meta­sek­tora upie­rał się, żeby respek­to­wać przed­sta­wiony przez niego ter­mi­narz, ponie­waż samym sprzę­tem wojen się nie wygrywa, czego admi­ra­li­cja i Rada zda­wały się nie brać pod uwagę. Modo odparła jego zarzuty, przy­wo­łu­jąc dostar­czone przez Xiao raporty, z któ­rych wyni­kało, że od kilku mie­sięcy we wszyst­kich naj­lep­szych aka­de­miach kadeci ćwi­czą wyłącz­nie na symu­la­to­rach sprzętu nowej gene­ra­cji, by bez trudu prze­siąść się na wpro­wa­dzane do służby jed­nostki, led­wie te opusz­czą doki.

I jak tu wytłu­ma­czyć prze­ko­na­nym o wła­snej wyż­szo­ści zabiur­ko­wym wete­ra­nom, goto­wym oddać ostat­nią kro­plę krwi swo­ich pod­wład­nych, oraz wal­czą­cej o stołki jesz­cze bar­dziej cynicz­nej cywil­ban­dzie, że posy­ła­nie na wojnę dzie­cia­ków, nawet jeśli zostały dosko­nale wyszko­lone, nie tylko nie zagwa­ran­tuje suk­cesu, lecz wręcz może przy­nieść porażkę? Jak namó­wić decy­den­tów, by nie podej­mo­wali zbęd­nego ryzyka? Jak prze­ko­nać poli­ty­ków i wspie­ra­ją­cych ich admi­ra­łów, żeby po stu dniach okresu ochron­nego odcze­kali jesz­cze kilka tygo­dni, aż wyty­po­wani przez sztab trze­ciego meta­sek­tora ofi­ce­ro­wie i mary­na­rze ukoń­czą kursy przy­sto­so­wu­jące ich do służby na okrę­tach nowej gene­ra­cji?

Na te pyta­nia wielki admi­rał nie znał odpo­wie­dzi, za to każda kolejna roz­mowa z Modo utwier­dzała go w prze­ko­na­niu, że poro­zu­mie­nie raczej nie jest moż­liwe. Mil­cze­niem pomi­jano uwagi rzu­cane przez Far­landa – mię­dzy innymi o tym, że pierw­sza prze­grana z udzia­łem okrę­tów pią­tej gene­ra­cji zła­mie i tak już mizerne morale floty, co może mieć straszne skutki dla dal­szych losów tej wojny.

Wielki admi­rał jako prak­tyk dosko­nale wie­dział, czym skoń­czy się wysła­nie na front żół­to­dzio­bów zna­ją­cych taj­niki walki wyłącz­nie z symu­la­to­rów, i z tego względu ani myślał przy­stać na któ­rą­kol­wiek z wysu­wa­nych przez poli­ty­ków pro­po­zy­cji, choć te poja­wiały się coraz czę­ściej i były coraz bar­dziej kurio­zalne. Naj­pierw Modo i Xiao podej­mo­wali próby rene­go­cjo­wa­nia układu, póź­niej zaczęło docho­dzić do nie­mal codzien­nych słow­nych utar­czek z Zie­mią. Począt­kowe prośby i suge­stie zmie­niły się z cza­sem w żąda­nia, a nawet otwarte groźby, jed­nakże to Far­land miał lep­sze karty.

Nie­stety zaak­cep­to­wany przez obie strony okres spo­koju koń­czył się już trzy­na­stego marca o pół­nocy. Po upły­wie set­nego dnia Rada roz­pocz­nie bez­par­do­nową walkę nie tyle o Rubieże, ile o zacho­wa­nie stoł­ków. A zagro­żony poli­tyk nie powstrzyma się przed popeł­nie­niem błędu, nawet gdy ceną będzie kom­pletna zagłada Fede­ra­cji… Tym­cza­sem czło­wiek, któ­rego Modo i Xiao myl­nie iden­ty­fi­ko­wali jako prze­ciw­nika, trzy­mał w sza­chu tylko jedno z nich.

Far­land nie wąt­pił, że współ­pra­cow­nicy poświęcą panią kanc­lerz, nie przej­mu­jąc się tym, że wraz z jej głową spad­nie też parę innych, choć już mniej waż­nych cze­re­pów. W ich świe­cie bowiem liczyła się tylko realna wła­dza. Utra­ciw­szy ją, obecni człon­ko­wie Rady prze­staną mieć jakie­kol­wiek zna­cze­nie i będą musieli ustą­pić miej­sca, co dla nich będzie po sto­kroć gor­sze niż naj­bar­dziej bole­sna śmierć u steru. Zwłasz­cza że suk­ces mieli już tak bli­sko, pra­wie na wycią­gnię­cie ręki…

– Dwa pie­przone tygo­dnie! – rzu­cił wielki admi­rał, spo­glą­da­jąc nie­obec­nym wzro­kiem gdzieś w prze­strzeń. – Tyle nam zabrak­nie do zre­ali­zo­wa­nia planu!

– Ja bym nie tra­cił nadziei… – zaczął Rutta, ale sam umilkł, uświa­do­miw­szy sobie, że jakie­kol­wiek próby pocie­sze­nia przy­ja­ciela są z góry ska­zane na nie­po­wo­dze­nie.

– Sły­sza­łeś takie powie­dze­nie: nadzieja jest matką głu­pich? – zadrwił w odpo­wie­dzi wielki admi­rał.

– Sły­sza­łem – przy­znał gene­rał. – Co nam jed­nak pozo­staje?

– Modlić się o to, by sondy nie wró­ciły aż do set­nego dnia? – Far­land odwró­cił się do zastępcy. Choć jego słowa zabrzmiały jak żart, minę miał na­dal zasę­pioną.

– A czy to by coś zmie­niło?

– Zyska­li­by­śmy tro­chę czasu. Wiesz dobrze, że peł­nej ana­lizy danych z kilku mie­sięcy obser­wa­cji nie zro­bisz w tydzień, co ozna­cza, że w takiej sytu­acji nie musie­li­by­śmy wal­czyć o prze­su­nię­cie ter­minu.

– Theo, zapo­mi­nasz, że im cho­dzi przede wszyst­kim o prze­ję­cie cał­ko­wi­tej kon­troli nad tymi pan­cer­ni­kami.

Obaj wie­dzieli, że argu­ment z kade­tami ma na celu nie tylko przy­śpie­sze­nie debiutu pią­tej gene­ra­cji. Admi­ra­li­cja napie­rała na odda­nie nowych okrę­tów w ręce narybku, ponie­waż w razie ewen­tu­al­nych pro­ble­mów wszyst­kie załogi naj­po­tęż­niej­szych jed­no­stek staną murem po stro­nie Ziemi, któ­rej zawdzię­czają nie­mal wszystko, i zde­cy­do­wa­nie odrzucą ofertę przy­łą­cze­nia się do buntu samo­zwań­czego watażki z Rubieży. Nato­miast zespoły ude­rze­niowe obsa­dzone nie­mal wyłącz­nie wete­ra­nami ostat­niej kam­pa­nii mogłyby zagro­zić obec­nej wła­dzy bar­dziej niż pod­bi­ja­jący znaną prze­strzeń Obcy.

– Nie zapo­mi­nam. Uwierz mi… – Far­land spu­ścił głowę. – Wiem, że to głu­pie, ale coś jed­nak każe mi wie­rzyć, że nie mamy do czy­nie­nia z samo­bój­cami. Ci ludzie nie zaszliby tak wysoko, gdyby nie mieli instynktu samo­za­cho­waw­czego. Na pewno w końcu zro­zu­mieją, że…

– Oni rozu­mieją tylko jedno. – Rutta wyko­rzy­stał waha­nie przy­ja­ciela, by wpaść mu w słowo. – Aby pozo­stać u steru, muszą się nas pozbyć. I są na to gotowi, ponie­waż to ludzie pozba­wieni skru­pu­łów.

– Otóż, przy­ja­cielu, nie do końca – obru­szył się wielki admi­rał. – Prze­cież…

– Ja mówię o tym, jak oni postrze­gają swoje poło­że­nie – skon­tro­wał gene­rał. – Czują się zagro­żeni i za wszelką cenę pra­gną nas zneu­tra­li­zo­wać. Kto wie, czy cie­bie nie boją się bar­dziej niż Obcych, któ­rych prę­dzej czy póź­niej poko­nają, wpro­wa­dza­jąc do służby kolejne pan­cer­niki pią­tej gene­ra­cji na miej­sce znisz­czo­nych. Nawet gdyby mieli zbu­do­wać ich setki. Dziś, po nacjo­na­li­za­cji, stać ich na taki wyda­tek.

– A załogi? Kilka nie­po­wo­dzeń i zabrak­nie chęt­nych do udziału w stra­ceń­czych misjach…

– Nie oszu­kuj się, Theo. Sku­teczną pro­pa­gandą wypiorą miliony mózgów. To chyba jedyne, w czym są naprawdę dobrzy.

Far­land pokrę­cił głową nie­zmier­nie powoli, jakby ruch ten spra­wiał mu trud­ność albo ból.

– Zatem cokol­wiek zro­bimy, mamy prze­srane. To chcia­łeś powie­dzieć?

– Jeśli nie zda­rzy się jakiś cud… – Rutta zamilkł, widząc, że komu­ni­ka­tor sygna­li­zuje nadej­ście połą­cze­nia.

Nad biur­kiem dowódcy trze­ciego meta­sek­tora poja­wiło się holo­gra­ficzne popier­sie Święc­kiego.

– Oba­wiam się, że mamy jedną – zamel­do­wał zwięźle gene­rał major, nie zawra­ca­jąc sobie głowy regu­la­mi­nem. – Otrzy­ma­li­śmy mel­du­nek, że OPFF _Miecz_ wykrył sygnał sondy na Harare.

– No nie.

Far­land zbladł. Rutta wes­tchnął ciężko. Ich reak­cja nie uszła uwagi Hen­ry­ana. Wielki admi­rał nie dzie­lił się z nim reflek­sjami po każ­dej roz­mo­wie z Zie­mią, lecz nie trzeba było geniu­sza, by zro­zu­mieć, dla­czego admi­ra­li­cja nawią­zuje ostat­nimi czasy tak czę­ste kon­takty ze szta­bem trze­ciego meta­sek­tora. A Święcki do głup­ców nie nale­żał. Poza tym Rutta prze­dys­ku­to­wał z nim otwar­cie kilka naj­waż­niej­szych kwe­stii.

– Jeśli można… – dodał, oto­czyw­szy się uprzed­nio polem ochron­nym.

Gene­rał zer­k­nął na prze­ło­żo­nego, ale ten był zbyt przy­bity wia­do­mo­ścią, by to zauwa­żyć.

– Myślę, że to nie naj­lep­sza pora… – spró­bo­wał uniku Rutta.

– Chyba wiem, co powin­ni­śmy w tej sytu­acji zro­bić.

Wielki admi­rał pod­niósł wzrok, lecz nie było to pełne zain­te­re­so­wa­nia spoj­rze­nie, jakiego Hen­ryan się spo­dzie­wał.

– Naj­więk­szy boha­ter Fede­ra­cji chce nas ura­czyć kolejną życiową mądro­ścią? – rzu­cił kąśli­wym tonem.

Nie miał nastroju na poga­duszki z pod­wład­nymi. Jego plany wła­śnie legły w gru­zach, podob­nie jak kariera, a kto wie, czy nie życie. Musiał się z tym fak­tem upo­rać, i to naj­le­piej w samot­no­ści.

– Raczej chce pomóc w roz­wią­za­niu naj­bar­dziej palą­cego pro­blemu – odpo­wie­dział Święcki, nie reagu­jąc na zaczepkę.

Rutta poło­żył dłoń na ramie­niu Far­landa, widząc, że ten lada moment eks­plo­duje. Udało mu się powstrzy­mać deto­na­cję przy­ja­ciela, ale na pewno go nie roz­broił. Wielki admi­rał skrzy­wił się, jakby musiał prze­łknąć kęs cze­goś wyjąt­kowo kwa­śnego.

– Na jakiż to pomysł wpadł tym razem naj­szyb­ciej awan­su­jący ofi­cer Galak­tyki? – wark­nął przez zaci­śnięte zęby.

– Szcze­rze mówiąc, to nie jest mój pomysł, tylko gene­rała…

Hen­ryan kła­mie w żywe oczy, pomy­ślał Rutta, lecz nie zapro­te­sto­wał. Wyczuł bowiem, że pro­sty wybieg Święc­kiego ma pomóc wyło­żyć sprawę.

– Ten, o któ­rym roz­ma­wia­li­śmy wczo­raj czy dzi­siaj rano? – zapy­tał, podej­mu­jąc grę.

– Cho­dzi o ten drugi, doty­czący kade­tów – odparł bez mru­gnię­cia okiem Hen­ryan.

– Stresz­czaj­cie się, gene­rale majo­rze – rzu­cił znie­cier­pli­wiony Far­land.

Głos miał już spo­koj­niej­szy, a prawa dłoń prze­stała mu drżeć, co świad­czyło o tym, że napad furii powoli mija, jed­nakże jego roz­mówcy zda­wali sobie sprawę, iż wystar­czy zale­d­wie iskierka, by wyzwo­lić reak­cję łań­cu­chową, która skoń­czy się śmier­cio­no­śnym wybu­chem.

– Tak jest. – Święcki spoj­rzał prze­ło­żo­nemu pro­sto w oczy. – Mamy spore szanse na ośmie­sze­nie Xiao i jego pro­jektu obsa­dze­nia pan­cer­ni­ków pią­tej gene­ra­cji kade­tami.

– Jak? – zapy­tał przez wciąż ści­śnięte gar­dło wielki admi­rał.

– Chcą wojny, dajmy im wojnę – wypa­lił bez namy­słu Hen­ryan.

– Czyli?

– Pro­gram Feniks.

Far­land przy­tak­nął machi­nal­nie, jakby wypu­ścił to stwier­dze­nie dru­gim uchem, po czym zaśmiał się chra­pli­wie.

– Na symu­la­to­rach?

– Nie. Zapa­ku­jemy ich na _Odyna_.

– Xiao ni­gdy na to nie pozwoli – rzekł przy­ga­szo­nym tonem Rutta po kilku sekun­dach mil­cze­nia.

– Admi­ra­li­cja nie musi o niczym wie­dzieć… – Święcki uśmiech­nął się krzywo, w cha­rak­te­ry­styczny dla niego spo­sób.

Cisza się prze­dłu­żała. Far­land i Rutta musieli sobie prze­my­śleć rzu­coną pro­po­zy­cję.

Pierw­szy ode­zwał się wielki admi­rał:

– Powiedzmy, że zro­bimy to za ple­cami admi­ra­li­cji. Co dalej?

Hen­ryan nie potrze­bo­wał dodat­ko­wej zachęty.

– Wybierzmy naj­lep­szą uczel­nię, to zna­czy taką, na któ­rej kadeci osią­gnęli ostat­nio na symu­la­to­rach naj­wyż­szą śred­nią. Dzięki temu admi­ra­li­cja nie będzie mogła pod­wa­żyć wyni­ków testu, twier­dząc na przy­kład, że poszli­śmy po linii naj­mniej­szego oporu. Jest taka w dru­gim meta­sek­to­rze, kilka pasów stąd. Szkoła admi­rała Ata­na­sio.

– Prze­słu­ży­łem z tym sta­rym dra­niem dwie dekady. – Far­land potrzą­snął zde­cy­do­wa­nie głową, jakby nie spodo­bał mu się ten pomysł. – Straszny służ­bi­sta z niego. Ni­gdy nie pój­dzie na taki numer.

– Jestem innego zda­nia – wtrą­cił Hen­ryan.

– O, zna­cie go lepiej niż ja, choć ni­gdy wcze­śniej o nim nie sły­sze­li­ście! – Wielki admi­rał znów zaczy­nał się iry­to­wać.

– Nie muszę go znać…

– Naprawdę?

– Naprawdę. Wystar­czy, że jego też nie wta­jem­ni­czymy w nasz plan.

Far­land zaczerp­nął tchu, jakby zamie­rzał wygło­sić dłuż­szą prze­mowę, ale zaraz zamknął usta i opadł ciężko na opar­cie fotela.

– Genialne – rzu­cił moment póź­niej, nie kry­jąc sar­ka­zmu. – Widzę tylko jeden słaby punkt.

Święcki posłał mu zdzi­wione spoj­rze­nie.

– Prze­my­śla­łem wszystko bar­dzo dokład­nie… – zaczął ostroż­nie.

– Nawet to, że nikt ni­gdy nie dowie się o naszej śmia­łej akcji, ponie­waż admi­ra­li­cja utajni jej wyniki na… powiedzmy… wiecz­ność, nie­zwłocz­nie po tym, jak wszy­scy trzej zosta­niemy roz­strze­lani za udział w spi­sku mają­cym na celu oba­le­nie Rady?

Rutta poczuł na ple­cach ciarki, lecz Hen­ryan tylko uśmiech­nął się zagad­kowo.

– Ma pan cał­ko­witą rację, sir. Dla­tego musimy prze­pro­wa­dzić ten test przed obiek­ty­wami naj­więk­szych mediów.

Far­land, który popi­jał wła­śnie wodę, par­sk­nął tak gło­śno, jakby się zadła­wił. Rutta zro­bił wiel­kie oczy.

– Wszystko pięk­nie, ale wyja­śnij­cie mi, jak zamier­za­cie wkrę­cić w tę akcje media, które… o czym wszy­scy dosko­nale wiemy… cho­dzą na pasku Modo? – zapy­tał gene­rał, gdy przy­ja­ciel odtrą­cił jego dłoń.

– To zada­nie w sam raz dla naj­więk­szego boha­tera Fede­ra­cji – zażar­to­wał Święcki, ale zaraz spo­waż­niał, widząc posi­niałe policzki Far­landa. – Dzięki wysił­kom pro­pa­gan­dy­stów zosta­łem także „sym­bo­lem nadziei”, jak nazwała mnie ostat­nio Loisa­belle Lane z „Daily Pla­net”. Wyko­rzy­stajmy ten fakt.

– W jaki spo­sób?

– To bar­dzo pro­ste. Pro­po­nuję…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: