- W empik go
Zwyciężony - ebook
Zwyciężony - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 196 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OSOBY:
Br. Zygmunt Wolski, naczelny redaktor dziennika politycznego.
Mieczysław Kostecki, współpracownik Wolskiego.
Czesław Ostrzyński, dziennikarz.
Hr. Władysław Warecki, obywatel ziemski.
Michał Ruszczewski, daleki krewny i domownik Wareckich.
Melanja Wadyńska, kuzynka Wareckich. Maurycy Wisłowski, fabrykant. Modliński, Leski – obywatele ziemscy.
Franciszek Turkiewicz, stary służący.
Marynka, Frania – pokojówki
Służący II.
Pani Helena, Pan Henryk, Pani Zofia – goście
Goście balowi. – Lokaje.
Rzecz dzieje się w Wielkiem Księstwie Poznańskiem w akcie I. w willi pani Wadyńskiej, w drugim na wsi u Wareckich, w III. i IV. w mieszkaniu Wolskiego.
Akt I.
Scena przedstawia salon wytwornie urządzony w willi pani Wadyńskiej. W głębi przez wielkie okna i szklane drzwi balkonowe, na rozcież otwarte, widać z dwóch stron schody marmurowe, wiodące do parku oświetlonego mnóstwem kolorowych lampionów i ozdobionego rzeźbami oraz wodotryskami. Po prawej i lewej stronie drzwi wiodące do dalszych salonów. Mężczyźni" ubrani we fraki, kobiety w toaletach wieczorkowych. W chwili podniesienia kurtyny słychać oklaski za sceną i wołania: Brawo!
Scena I.
Wolski, Modliński, Ruszczewski.
OSTRZYŃSKI (za scena na prawo): Zatem w górę kielichy panowie! Niech żyje przyszły poseł, niech żyje hr. Karol Warecki!
(Modliński, Wolski, Ruszczewski wchodzą z balkonu do pokoju i przez chwilę wsłuchują się w brzęk kielichów.)
RUSZCZEWSKI. Pi! Pi! coś tam wesoło się bawią. Ostrzyń-ski huczy i huczy (zaciera ręce i śmieje się ironicznie).
MODLIŃSKI. Zdrowie przyszłego posła! Co pan na to, panie Wolski?
WOLSKI.
Że hrabia Karol nigdy posłem nie będzie.
MODLIŃSKI. Pan popiera Wisłowskiego, ale ta kandydatura nie może liczyć na powodzenie. Kierunek wasz za młody i niebezpieczny w stosunkach naszych.
WOLSKI.
Niebezpieczny?… To wy na trzęsawiska naród prowadzicie, bo kierunek polityki obecnej schlebia ambicyi szlacheckiej, lecz szkodzi interesom ogółu. Czas zresztą zerwać z zasadą, że każdy szlachcic wioskowy jest urodzonym świecznikiem narodu, a my, na których powijakach nie było haftowanych koron, pionkami bez znaczenia i siły. Ten lud, którym gardzicie, rozwija się i rośnie.
RUSZCZEWSKI (ogląda się trwożnie). Ciszej panowie, ciszej.
MODLIŃSKI. My nie gardzimy ludem, panie Wolski, ale żądamy, aby i nam wzgardy nie rzucano. Fałszem jest, że osobiste ambicyę kierują polityką posłów szlacheckich, fałszem, że dla nas głos ludu jest pustym dźwiękiem jedynie. Dla was wystarcza herb i korona, by na ich właściciela cisnąć kamieniem potępienia. Szlachcic! – więc na latarnię z nim. Rachujcie dobrze, bo to ziarno, które rozsiewacie, wydać może zgubne owoce. Łamiecie solidarność wyborczą i dla dogodzenia interesom stronnictwa torujecie drogę kandydatom niemieckim.
WOLSKI.
Bez przesady, panie Modliński! Wobec rozbicia obozu niemieckiego z tej strony żadna nie grozi nam klęska. My liczyć umiemy i w chwili niebezpieczeństwa spełnimy nasz obowiązek, ale dziś nie wolno nam milczeć i uznawać hegemonii waszej, do której już dawno straciliście prawo.
MODLIŃSKI. My nie pragniemy wyłącznej hegemomonii, a ci z szlacheckiej drużyny, którzy prawo do niej stracili, i w naszem gronie znajdują potępienie. Lecz wy? Wy potępiacie wszystkich bez wyjątku.
WOLSKI.
Bo wyjątków tych nader jest mało, a gdzie o zwycięstwo idei chodzi, tam na wyjątki oglądać się nie można. W walce o zasady tylko nieubłagana konsekwencya i jednolitość taktyki powiedzie nas do zwycięstwa. Drobnych niesprawiedliwości uniknąć " tu nie podobna, a jeżeli zginie kilka ofiar niewinnych, to, panie Modliński, pro publico bono.
MODLIŃSKI. Nie macie prawa wywieszać sztandaru dobra publicznego, bo pastwicie się nad stanem, którego nie rozkład etyczny, lecz stosunki ekonomiczne postawiły na przełomie. Ostrożnie panie Wolski! Tam, gdzie wszystkie siły wytężyć trzeba w obronie narodu, tam niebezpiecznie wprowadzać sztuczny ferment nienawiści kastowej i dzielić kraj na dwa wrogie obozy.
WOLSKI.
O! my nie zapominamy o warunkach rozwoju ekonomicznego, ale trudno nam nie widzieć plam na tarczy herbowej. Armia, która dotychczas o byt narodowy walczyła, jest zgangrenowaną. My na jej miejsce wprowadzamy młodzieńczy hufiec pełen zapału i niezłomnej siły. (Ruszczewski uśmiecha się; z zadowoleniem i zaciera ręce.)
MODLIŃSKI.
I w czemże objawia się zgangrenowanie hrabiego Karola? Młody człowiek, który świetnie ukończył studya prawnicze, dobry mówca nia:- naszych kółek agronomicznych…. ja znam go mało, ale pytałem wiele o niego i słyszałem
WOLSKI.
Hrabia Karol dotychczas żadnych zasług około społeczeństwa nie położył, Że" z Heidelbergu przywiózł tytuł doktora utriusque juris, to chyba nie jest bohaterską zasługą. Dobry mówca? Polityczna wymowa jest inną od salonowego oratorstwa, a wieniec laurowy, zdobyty efektownym toastem, może w parlamencie zmienić się w dzwoneczki Poliszynela. Co do kotek agronomicznych, to w rzędzie pionierów tego ruchu nie stoi dziedzic Karłowic i dopiero w ostatnim czasie słyszałem coś o jakimś odczycie czy referacie. Reklamowano ten występ. To karta wizytowa, którą kandydat poselski odddaje.
RUSZCZEWSKL Captatio benevolentiae!
MODLIŃSKI. Co? I pan Ruszczewski, krewny i domownik Wareckich, po stronie demokracyi?
RUSZCZEWSKI {zaambarasowany). Ja?…, broń Hoże!….la tylko… widzi Pan… streściłem myśl pana Wolskiego dla uwypuklenia… rozumie Pan… tak! aby Panu ułatwić obronę.
WOLSKI.
Jeżeli krewnemu Wareckich przykrość wyrządziłem, to przepraszam. Ale w politycznej dyspucie ustąpić muszą względy towarzyskie.
RUSZCZEWSKI {ogląda się trwożnie). Nie szkodzi, nie szkodzi.
WOLSKI.
Tak! panie Modliński. Stworzyłem rozłam w społeczeństwie, aby dać impuls życiu nowemu i hołd złożyć prawdziwej zasłudze. Za Wisłowskim nie tytuły hrabiowskie, lecz czyny przemawiają. On powołał do życia spółkę konsumpcyjną, on zakładał czytelnie ludowe, on założył pismo postępowe, które dziś jest moją własnością, on…
MODLIŃSKI (przerywając).
To spekulant, który filantropię uważa za drabinę, wiodącą do zaszczytów.
WOLSKI. Nie wchodzę w motywa, ale…
RUSZCZEWSKI (przerywając).
Towarzystwo wraca z ogrodu. WOLSKI (n… s.)
A ! Marta.
(przez drzwi balkonowe wchodzi Marta, Warecki, Melania i goście.)
Scena II,
Ci sami, hr. Zygmunt Warecki, Marta, Melania, Pani Helena, Pani Zofia, pan Henryk i liczne grono gości, (Ruszczewski i Modliński witają się z nowoprzybyłymi.)
PANI HELENA. Cudowny wieczór!
PANI ZOFIA. Superbe! magnifique '.
PAN HENRYK. Willa pani Melanii to raj zaklęty. Co za położenie! (zwraca się ku drzwiom balkonowym) Cały park kąpie się w blaskach lampionów, a w dali lśniące jezioro i wieże miejskich kościołów.
( Wszyscy goście grupują się koło drzwi balkonowych i w park spoglądają. Wolski zbliża się do Melanii i Marty, witając je serdecznie.)
WOLSKI (półgłosem do Melanii). Czy już?
MELANJA (również półgłosem). Za chwilę. Drżę cała. (głośno do reszty towarzystwa) A teraz proszę do refektarza (wskazuje drzwi na lewo). Przed wieczorną regatą trzeba się posilić, bo sił nie starczy wioślarzom naszym do walki.
PANI ZOFJA. Gdzież reszta młodzieży?
RUSZCZEWSKI (uśmiecha się). Jak zwykle. Baczek milszy od kobiety. (wskazuje na prawo). Bawią się tam aż miło.
WARECKI. Poczciwy Ruszczewski! o wszystkiem zawsze poinformowany.
RUSZCZEWSKI (zaambarasowany), Ja… przepraszam…
MELANJA. Niechaj się bawią. Lecz na regatę gwałtem ich zabierzemy. ' Proszę państwa. ( Wskazuje drzwi na lewo. Wolski podaje ramię Marcie. Warecki wskazuje oczami na Wolskiego i szepce z Melanią na stronie.)
PANI HELENA (zatrzymuje się na chwilkę przed drzwiami, spogląda na Martę wychodzącą mówi na stronie do pana, Henryka). Marta est ravissante! Gdybym była mężczyzną, szalałabym z miłości.
PAN HENRYK (n… s. do pani Heleny).
Co do mnie, to wolę gosposię naszą. Wdówki to słabość moja, a pani Melanja upaja jak szampan.
PANI HELENA (n… s.) Powiedz pan: Jak wino stare (śmieje się).
PAN HENRYK (n… s.) Oh! vous ętes méchante.
(Wszyscy wychodzą oprócz Melanji i Wareckiego.)
Scena III.
Melanja, Warecki.
WARECKI. Zkąd ten Wolski w domu twoim, Melanjo? Zkąd ta poufałość z Martą?
MELANJA. Wiesz wuju dobrze, że w salonach moich gromadzą się przedstawiciele różnych obozów, a zresztą, to jeden z najszlachetniejszych ludzi, przytem literat znany, dramaturg znakomity.
WARECKI. Popierajże sobie talenta i strój salony w graciki literackie, ale ten Wolski to wróg naszej rodziny, to demagog i socyalista. Wiesz dobrze, że on jest redaktorem „Trybuny”, a „Trybuna” to bicz na szlachtę. Rozumiesz? Il est rouge.
MELANJA. Nie znani się na polityce. Wiem tylko, że to człowiek uczciwy, szlachetny i zdolny.
WARECKI (z uśmiechem). No, do! ten zapał….
MELANJA. Wuj jesteś złośliwy…. a choćby zresztą i tak było, cóż w tem nadzwyczajnego?
WARECKI. Przez litość, Melanjo! Ten Herostrat społeczny, ten sanskulota! Przyznam ci się, że podobne zdanie nie dziwiłoby mnie w ustach jakiej tam miejskiej panny, ale ty…. ty w ekstazie dla tego Robespierre'a. To więcej jak dziwne (wzrusza ramionami).
MELANJA. Może dziwne, ale nie myślę się wypierać moich sympatyi, które zresztą podziela i…. Marta.
WARECKI.
Marta?
MELANJA. Ti"k…. ją właśnie…. zamierzałam….
WARECKI. Co się tu stało?…. No! mówże!
MELANJA (zaambarasowana). Kiedy…. ej! nic już nie powiem.
WARECKI. Żądam wyjaśnienia. Marta jest córką moją.
MELANJA (po krótkiej chwili wahania). Dobrze więc. Wolski oświadczył się przed tygodniem o rękę Marty.
WARECKI (wybucha śmiechem). Zwaryował! (z nagłym przestrachem) Ale…. jakto? Ona mu drzwi nie pokazała?!… Co się tu stało? Czy wy obie postradałyście zmysły?
MELANJA (z naciskiem). Marta kocha Wolskiego.
WARECKI. Co? I ty przypuszczasz, że ja się zgodzę? I ty sądzisz, że ja nie znajdę odwagi, aby w puch rozbić fantazyę dziecinne, a jego posłać do oficyn moich po żonę?
MELANJA.
Wuju!
WARECKI. Ani słowa! Ja stoję na straży rodu Wareckich i spełnię mój obowiązek. Czy kto wie o tem wszystkiem?
MELANJA.
Nikt.
WARECKI. To dobrze. Jabym się spalił ze wstydu.
MELANJA. Sadzę jednak, że Marta kocha za szczerze, by usłuchać wuja. To natura skłonna do uniesień i egzaltacyi. Niech wuj zatem dobrze rozważy, bo ona gotowa przypłacić to zdrowiem, albo…
WARECKI.
Albo?
MELANJA.