Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żyć bez kłamstwa - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Żyć bez kłamstwa - ebook

Jak wytrwać w chrześcijańskiej opozycji

MIEJ OCZY I USZY ZAWSZE SZEROKO OTWARTE

Jeśli chcemy przetrwać, musimy wrócić do korzeni wiary, być Kościołem bez kompromisów. – Rod Dreher

Joseph Ratzinger w słynnym proroctwie z 1969 roku zapowiedział, że chrześcijan czekają trudne czasy – zejdziemy do katakumb i wyrzucą nas ze świątyń. Kilkadziesiąt lat później alarmował, że kryzys duchowy ogarniający Zachód jest poważniejszy od upadku Imperium Rzymskiego, a dominująca dyktatura jednomyślności nosi przejawy duchowej siły Antychrysta. To dzieje się dziś na naszych oczach. Jak się temu przeciwstawić?

Rod Dreher od wielu lat walczy o prawdę. W najnowszej książce wsłuchuje się w głos byłych mieszkańców ateistycznych krajów bloku komunistycznego. Wszyscy z nich biją dziś na alarm – czujność zbyt wielu katolików i chrześcijan została uśpiona. W sercach wyznawców Chrystusa musi zapłonąć ogień. Musi powstać prawdziwy ruch oporu.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66859-58-6
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pamięci o. Tomislava Kolakovicia (1906–1990)

W udoskonaleniu polskiego przekładu tej książki miało udział wiele osób. Dziękuję szczególnie panom Pawłowi Kęsce, Wojciechowi Kolarskiemu i Pawłowi Skibińskiemu za konsultacje wywiadów przeprowadzonych przez autora w Polsce, panom Maciejowi Ruczajowi i Jurajowi Šústowi za pomoc w dotarciu do czeskich i słowackich tekstów źródłowych, księdzu Eduardowi Ďaďo i panu Arturowi Wołkowi za tłumaczenia oraz panu Krzysztofowi Wojciechowskiemu za niezawodne wsparcie.

Magda Sobolewska, tłumaczRozdział 1
Prorok Kolaković

Czasem ktoś obcy, sięgający wzrokiem dalej i głębiej niż większość, ostrzega jakąś zbiorowość przed nadchodzącą klęską. Ludzie często nie wierzą prorokowi i ostatecznie płacą za swoją ślepotę. Ta historia mówi jednak o społeczności, która posłuchała ostrzeżeń proroka, zastosowała się do jego rad i była gotowa na nagłą zmianę sytuacji.

W 1943 roku chorwacki działacz antyfaszystowski, jezuita o. Tomislav Poglajen, unikając aresztowania przez gestapo, uciekł z rodzinnego kraju i dotarł na teren dawnej Czechosłowacji. Dla niepoznaki przybrał słowackie nazwisko matki – Kolaković – i został nauczycielem akademickim w Bratysławie, stolicy Słowacji, która była wówczas osobnym państwem i sojusznikiem Hitlera. Trzydziestosiedmioletni zakonnik z gęstą szopą przedwcześnie posiwiałych włosów jeszcze w czasach przygotowania do kapłaństwa sporo czasu poświęcał studiom nad ZSRS. Był przekonany, że pokonanie hitlerowskiego totalitaryzmu będzie oznaczało wielki konflikt sowieckiego totalitaryzmu z liberalnym, demokratycznym Zachodem. Choć o. Kolaković dostrzegał zagrożenie dla chrześcijańskiego życia i świadectwa ze strony bogatego, materialistycznego Zachodu, o wiele bardziej obawiał się groźby komunizmu, w którym słusznie dopatrywał się ideologii imperialistycznej.

Kiedy o. Kolaković dotarł do Bratysławy, było już jasne, że Armia Czerwona pokona Niemców na Wschodzie. W rzeczywistości emigracyjny rząd czeski – reprezentujący także Słowaków, którzy nie uznawali pozornie niezależnego państwa słowackiego – zawarł ze Stalinem formalną umowę gwarantującą wolność ponownie zjednoczonej Czechosłowacji po rozgromieniu Niemców przez Armię Czerwoną.

Ojciec Kolaković, który znał sposób myślenia Sowietów, wiedział, że jest to oszustwo. Ostrzegł słowackich katolików, że po zakończeniu wojny w Czechosłowacji powstanie marionetkowy, prosowiecki rząd, sam zaś zaangażował się w przygotowanie ich na czas ucisku.

Brak gotowości słowackich chrześcijan

Ojciec Kolaković wiedział, że z powodu klerykalizmu i bierności tradycyjny słowacki katolicyzm nie wystarczy, by stawić czoła komunizmowi. Po pierwsze słusznie przewidywał, że komuniści będą próbowali kontrolować Kościół przez podporządkowanie sobie duchowieństwa. Po drugie rozumiał, że prześladowania czekające chrześcijan pod rządami komunizmu poddadzą ich wiarę najcięższej próbie. Charyzmatyczny duszpasterz nauczał, że tylko oddanie całego życia Chrystusowi uzdolni ich do przetrwania nadchodzących doświadczeń.

„Oddaj się całkowicie Chrystusowi, przerzuć wszystkie swoje troski i pragnienia na Niego, bo On ma szerokie plecy, a staniesz się świadkiem cudów” – tak słowa księdza zapamiętał jeden z jego uczniów³⁵.

Całkowite oddanie się Chrystusowi nie było abstrakcją ani pobożnym życzeniem. Musiało być konkretnym działaniem i mieć wymiar wspólnotowy. Zniszczenia pierwszej wojny światowej otworzyły oczy młodych katolików na potrzebę nowej ewangelizacji. Belgijski ksiądz Josef Cardijn, którego ojciec zginął w kopalni, założył ruch świeckich mający na celu ewangelizację robotników. Była to Chrześcijańska Młodzież Robotnicza (Jeunesse Ouvrière Chrétienne, w skrócie JOC), której członków nazywano „jocistami”. Zainspirowany ich przykładem o. Kolaković przeszczepił tę ideę na grunt Kościoła katolickiego w podporządkowanej Niemcom Słowacji. Tworzył małe komórki młodych wierzących katolików, którzy razem się modlili, uczyli i odpoczywali.

Ksiądz uchodźca uczył młodych słowackich katolików, że każdy musi odpowiadać przed Bogiem za swoje czyny. Wolność to odpowiedzialność, podkreślał; jest ona środkiem do tego, by żyć w prawdzie. Motto jocistów – „widzieć, oceniać, działać” – stało się mottem „Rodziny” o. Kolakovicia. „Widzieć” oznaczało być świadomym otaczającej rzeczywistości. „Oceniać” to starać się trzeźwo rozeznawać sens tej rzeczywistości w świetle znanych sobie prawd, a zwłaszcza nauczania chrześcijańskiego. Po wyciągnięciu wniosków należało „działać”, aby przeciwstawić się złu.

Vaclav Vaško, jeden z uczniów Kolakovicia, wspominał pod koniec życia, że duszpasterstwo chorwackiego jezuity pociągało tak wielu młodych katolików, bo pobudzało świeckich do życia i dawało im poczucie odpowiedzialności i przywództwa.

Niezwykłe jest to, jak niemal od razu udało się Kolakoviciowi z najróżniejszych grup ludzi (duchownych, zakonników i świeckich różniących się wiekiem, wykształceniem i dojrzałością duchową) stworzyć wspólnotę zaufania i wzajemnej przyjaźni

– pisał Vaško.

Grupy „Rodziny” z początku spotykały się na czytaniu Biblii i modlitwie, ale wkrótce zaczęły też słuchać wykładów o. Kolakovicia z filozofii, socjologii i innych dziedzin. Ojciec Kolaković instruował także swoich uczniów, jak działać w ukryciu i jak znosić przesłuchania, które – mówił – niechybnie nastąpią.

„Rodzina” szybko rozprzestrzeniała się po całym kraju. „Pod koniec roku szkolnego 1944 – wspominał Vaško – trudno byłoby znaleźć w Bratysławie czy innych większych miastach uczelnię albo szkołę średnią, w której murach nie działały jeszcze nasze kręgi”.

W 1946 roku władze czechosłowackie deportowały ich organizatora, o. Kolakovicia. Dwa lata później, tak jak on sam przepowiadał, komuniści całkowicie przejęli władzę. W ciągu kilku lat niemal wszyscy członkowie „Rodziny” trafili do więzienia, a czechosłowacki Kościół został brutalnie zmuszony do uległości. Ale w latach sześćdziesiątych, kiedy członkowie „Rodziny” odzyskali wolność, zaczęli praktykować to, czego nauczyli się od duchowego ojca. Dwaj najważniejsi pomocnicy o. Kolakovicia – Silvester Krčméry i ks. Vladimír Jukl – po cichu zakładali w całym kraju nowe kręgi chrześcijan i budowali podziemny Kościół.

Pod wodzą duchowych dzieci i wnuków zakonnika-wizjonera podziemny Kościół stał się fundamentem słowackiej opozycji antykomunistycznej na kolejne czterdzieści lat. To oni w 1988 roku zorganizowali w Bratysławie publiczną demonstrację, domagając się wolności religijnej. „Świeczkowa manifestacja” była pierwszym masowym antypaństwowym protestem w Czechosłowacji. To ona zapoczątkowała aksamitną rewolucję, która rok później obaliła reżim komunistyczny. Mimo że słowaccy chrześcijanie byli jednymi z pierwszych prześladowanych w bloku sowieckim, Kościół katolicki w tym kraju przetrwał w podziemiu dzięki temu, że jeden człowiek przewidział nadchodzące wydarzenia i przygotował na nie swoich współbraci.

Nowy totalitaryzm

Skąd o. Kolaković wiedział, co czeka mieszkańców Europy Środkowej? Nie miał nadprzyrodzonych zdolności, a przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. Wiemy natomiast, że wnikliwie badał sowiecki komunizm, przygotowując się do pracy misyjnej w Rosji, i rozumiał sposób myślenia i postępowania Sowietów. Potrafił odczytywać geopolityczne znaki czasu. Jako organizator katolickiego ruchu oporu wobec nazistowskiej wersji totalitaryzmu miał bezpośrednie doświadczenie podziemnej walki z nieludzką ideologią.

Dzisiaj ci, którzy przetrwali doświadczenie komunizmu, są na swój sposób naszymi Kolakoviciami, ostrzegającymi nas przed nadchodzącym totalitaryzmem – czyli formą władzy, która łączy w sobie polityczny autorytaryzm z ideologią dążącą do kontrolowania wszystkich aspektów życia. Nie będzie to totalitaryzm rodem z ZSRS. Nie zostanie wprowadzony przy użyciu twardych metod, takich jak zbrojna rewolucja, a do jego utrwalenia nie będzie potrzeba gułagów. Jego władza, przynajmniej początkowo, będzie przybierała łagodne formy. Ten totalitaryzm ma charakter terapeutyczny. Ukrywa nienawiść do tych, którzy nie zgadzają się z jego utopijną ideologią, pod pozorem niesienia pomocy i uzdrowienia.

Aby zrozumieć zagrożenie, jakie niesie totalitaryzm, trzeba umieć dostrzec, czym się on różni od zwykłego autorytaryzmu. Z autorytaryzmem mamy do czynienia wtedy, gdy państwo monopolizuje władzę polityczną. Jest to zwykła dyktatura – bez wątpienia zła, ale nie tak jak totalitaryzm. Hannah Arendt, najwybitniejsza teoretyk totalitaryzmu, określiła społeczeństwo totalitarne jako takie, w którym ideologia dąży do zastąpienia ogółu wcześniejszych tradycji i instytucji z zamiarem podporządkowania sobie wszystkich aspektów życia społecznego. Państwo totalitarne to takie, którego celem jest ni mniej, ni więcej, tylko definiowanie i kontrolowanie rzeczywistości. Prawdą jest to, co rząd uznaje za prawdę. Zdaniem Arendt wszędzie, gdzie totalitarne dążenia dochodziły do głosu, „zaczynały niszczyć istotę człowieka”³⁶.

Dążąc do przedefiniowania rzeczywistości, państwo totalitarne stara się kontrolować nie tylko ludzkie działania, ale także myśli i uczucia. Idealnym poddanym państwa totalitarnego jest ktoś, kto nauczył się kochać Wielkiego Brata.

W czasach sowieckich totalitaryzm domagał się miłości do Partii, a posłuszeństwo jej żądaniom było egzekwowane przez państwo. Dzisiejszy totalitaryzm wymaga wierności postępowym przekonaniom, z których wiele kłóci się z logiką – a już na pewno z chrześcijaństwem. Posłuszeństwo wymuszane jest nie tyle przez państwo, ile przez elity kształtujące opinię publiczną i przez prywatne korporacje, które dzięki zaawansowanej technologii kontrolują nasze życie bardziej, niż mielibyśmy ochotę przyznać.

Wielu współczesnych konserwatystów nie pojmuje skali tego zagrożenia i próbuje zredukować je do „poprawności politycznej” – lekceważącego określenia poprzedniego pokolenia na to, o czym dziś mówi się wokeness („bycie przebudzonym”). Poglądy osób takich jak pochodząca z ZSRS profesor łatwo zdeprecjonować jako histerię, jeśli uważa się, że dzisiejsza sytuacja nie odbiega zbytnio od lewicowej ekstrawagancji studentów z lat dziewięćdziesiątych. Standardową reakcją konserwatystów było wówczas pobłażanie. „Poczekajmy, aż zderzą się z rzeczywistością i będą musieli znaleźć pracę”.

No cóż, znaleźli ją – i wnieśli swoje studenckie przekonania do amerykańskich korporacji, do środowisk medycznych i prawniczych, do mediów, do szkół podstawowych i średnich oraz innych instytucji amerykańskiego życia. W ramach rewolucji kulturowej, która nasiliła się wiosną i latem 2020 roku, próbują zmienić cały kraj w „przebudzony” uniwersytecki kampus.

Już dziś w naszych społecznościach niszczy się firmy, kariery zawodowe i reputacje ludzi niezgadzających się ze światopoglądem partii „przebudzonych”. Usuwa się ich z przestrzeni publicznej, stygmatyzuje, wyklucza i demonizuje jako rasistów, seksistów, homofobów i tym podobnych. Oni zaś boją się sprzeciwić, bo są przekonani, że nikt nie stanie po ich stronie i nikt nie będzie ich bronił.

Łagodność miękkiego totalitaryzmu

Szturm totalitaryzmu nietrudno przeoczyć właśnie dlatego, że nie rozumiemy, na czym polega potęga jego działania. W 1951 roku Czesław Miłosz, antykomunistyczny uchodźca z Polski, pisał, że ludzie Zachodu nie rozumieją istoty komunizmu, bo myślą o nim tylko w kategoriach „przymusu i przemocy”.

To jest niesłuszne – pisał Miłosz. – Poza zwyczajnym strachem, poza chęcią uchronienia się przed nędzą i fizycznym zniszczeniem, działa pragnienie wewnętrznej harmonii i szczęścia³⁷.

W Zniewolonym umyśle Miłosz stwierdził także, że ideologia komunistyczna zapełniła pustkę panującą w życiu intelektualistów pierwszej połowy XX wieku, z których większość porzuciła religię.

Także dziś lewicowy totalitaryzm przemawia do wewnętrznych tęsknot człowieka, zwłaszcza tęsknoty za sprawiedliwym społeczeństwem, które wyzwala i rehabilituje ofiary dawnych prześladowań. Pod płaszczykiem szlachetności demonizuje inaczej myślących i piętnowane przez siebie segmenty społeczeństwa, aby troszczyć się o uczucia „ofiar” i w ten sposób wprowadzać „sprawiedliwość społeczną”.

Współczesny kult sprawiedliwości społecznej identyfikuje przedstawicieli pewnych środowisk jako prześladowców, traktuje ich jak kozły ofiarne i wzywa do ich represjonowania w imię słuszności. W ten sposób tak zwani „wojownicy sprawiedliwości społecznej”, którzy zaczynali jako liberałowie motywowani szaleńczym współczuciem, kończą na odrzuceniu autentycznego liberalizmu i przyjęciu agresywnej, represyjnej polityki przypominającej bolszewizm.

Na przełomie XX i XXI wieku francuski krytyk kultury René Girard proroczo przestrzegał: „Nieustanne licytowanie się przemienia troskę o ofiary w totalitarny nakaz, w ustawiczne dochodzenie”³⁸.

To właśnie mówią nam ludzie, którzy przeżyli komunizm: godna podziwu troska liberalizmu o słabych i marginalizowanych szybko zmienia się w monstrualną ideologię, która, jeśli się jej nie powstrzyma, przekształci liberalną demokrację w łagodniejszą, terapeutyczną formę totalitaryzmu.

Terapeutyzm jako postmodernistyczny sposób istnienia

Miękki totalitaryzm wykorzystuje to, że współczesny dekadent skłonny jest stawiać osobistą przyjemność wyżej od zasad, a nawet od swobód politycznych. Ogół społeczeństwa będzie sprzyjał, a przynajmniej nie będzie się sprzeciwiał wprowadzeniu miękkiego totalitaryzmu nie z obawy przed surowymi karami, ale dlatego, że w mniejszym lub w większym stopniu zadowoli się hedonistycznymi wygodami. Wizją nadchodzącej przyszłości nie jest Rok 1984 Orwella, tylko Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya. Współczesny krytyk społeczny James Poulos nazywa to zjawisko „różowym państwem policyjnym”: będzie to nieformalny układ, w którym ludzie zrzekną się swoich praw politycznych w zamian za gwarancję osobistej przyjemności.

Miękki totalitaryzm, jak zobaczymy w jednym z kolejnych rozdziałów, posługuje się zaawansowaną technologią inwigilacji (jeszcze) nienarzucaną przez państwo, ale akceptowaną przez konsumentów jako pomoc w wygodnym życiu – a w środowisku postpandemicznym zapewne także niezbędną dla zdrowia publicznego. Trudno się przejmować Wielkim Bratem, kiedy już się przywykło do Big Data (z ang. Wielkie Dane)³⁹, które ściśle monitorują twoje życie prywatne za pośrednictwem aplikacji, kart kredytowych i inteligentnych urządzeń, tak bardzo ułatwiających i uprzyjemniających życie. W fikcyjnej antyutopii Orwella państwo instalowało w domach „teleekrany”, by nadzorować prywatne życie jednostek. Dziś w imię komfortu to my sami instalujemy w swoich domach małe inteligentne głośniki.

Jak to się stało, że maksymalizacja dobrego samopoczucia stała się najwyższym celem współczesnych ludzi i społeczeństw? Amerykański socjolog i krytyk kultury Philip Rieff nie był osobą wierzącą, ale niewielu było proroków piszących równie przenikliwie o naturze kulturowej rewolucji, która ogarnęła Zachód w XX wieku a która stanowi istotę miękkiego totalitaryzmu.

W swojej przełomowej książce The Triumph of the Therapeutic z 1966 roku Rieff stwierdził, że śmierć Boga na Zachodzie zrodziła nową cywilizację skupioną na wyzwoleniu jednostki i umożliwieniu jej szukania własnych przyjemności oraz na zarządzaniu wynikającymi stąd problemami. Człowiek religijny, który żył zgodnie z wiarą w transcendentne zasady porządkujące świat, ustąpił miejsca „człowiekowi psychologicznemu”, który nie wierzy w nadprzyrodzony porządek rzeczy i uważa, że celem życia jest znalezienie własnej drogi na drodze eksperymentów. Człowiek zaczął postrzegać siebie już nie jako pielgrzyma w sensownej podróży u boku innych, ale raczej jako turystę wędrującego przez życie zgodnie z własną marszrutą, której ostatecznym celem stało się osobiste szczęście.

Zdaniem Rieffa była to rewolucja bardziej radykalna niż ta dokonana w 1917 roku przez bolszewików. Po raz pierwszy w historii ludzkość podjęła się stworzenia cywilizacji opartej na zanegowaniu jakiegokolwiek transcendentnego porządku. Bolszewicy mogli być bezbożnikami, ale nawet oni wierzyli w istnienie metafizycznego porządku, który wymaga od jednostek podporządkowania osobistych pragnień wyższemu celowi. Niemal ćwierć wieku przed upadkiem muru berlińskiego Rieff przewidział, że komunizm nie będzie się w stanie oprzeć kulturowej rewolucji idącej z Zachodu – rewolucji, która miała wyzwolić jednostkę w jej dążeniu do hedonizmu i indywidualizmu. Jeśli nie ma świętego porządku, to pierwotna obietnica złożona przez węża w raju – „będziecie jak bogowie” – staje się fundamentalną zasadą nowej kultury.

Rieff rozumiał jednak, że nie ma kultury bez kultu, czyli że bez wspólnej wiary w święty porządek i bez posłuszeństwa temu porządkowi tworzy się jedynie „antykulturę”. Dodawał, że antykultura jest ze swej natury nietrwała, choć wątpił, by ludzie wychowani w takim porządku społecznym skłonni byli kiedyś wrócić do dawnych obyczajów.

Nawet zwierzchnicy kościelni, pisał Rieff, okłamują samych siebie, że instytucje, którym przewodzą, zdołają się oprzeć potędze terapeutyki. Przewidywał, że w przyszłości religia się zdegeneruje i zmieni w rozwodnioną duchowość skłonną wchłonąć wszystko. Rieff dożył spełnienia swojej przepowiedni. W 2005 roku socjologowie religii Christian Smith i Melinda Lundquist Denton ukuli termin „moralistyczny deizm terapeutyczny” na określenie dekadenckiej formy, jaką chrześcijaństwo (a z nim wszystkie religie) przybrało we współczesnej Ameryce. Jest to niesprecyzowana wiara w Boga, który nie wymaga od nas niczego poza tym, żebyśmy byli mili i czuli się szczęśliwi.

W kulturze terapeutycznej, która święci triumfy na całym świecie, za grzech główny uważa się ograniczanie innym prawa do poszukiwania szczęścia zgodnie z ich upodobaniami. Wiąże się to z rewolucją seksualną, która razem z polityką tożsamości etnicznej i genderowej zastąpiła skompromitowaną walkę klas jako utopijny cel i centrum zainteresowania radykalnej lewicy wyrastającej z lat sześćdziesiątych. Kulturowi rewolucjoniści znaleźli sprzymierzeńca w zaawansowanym kapitalizmie, który głosi, że nie powinno istnieć nic, czego nie obejmuje mechanizm rynkowy ustalający hierarchię wartości zgodnie z ludzkimi upodobaniami.

Zimna wojna i skutki kulturowych konfliktów lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych popchnęły wielu białych konserwatywnych chrześcijan do utożsamiania się z Partią Republikańską i wolnorynkową ekonomią, które wydawały się zgodne z chrześcijańską moralnością. Relatywizm przybrany w wolnorynkowe dogmaty ułatwił religijnej prawicy przyswojenie sobie etosu terapeutycznego. Ostatecznie, jeśli prawdziwa wolność to wolność wyboru, a nie – jak głosiła klasyczna koncepcja – wybór cnoty, to drzwi stają otworem dla reformowania religii zgodnie z wytycznymi terapeutyki, koncentrującej się na subiektywnym doświadczeniu. Dlatego właśnie wielu konserwatywnych chrześcijan nie dostrzegało, a dziś nie potrafi wytłumaczyć ciągłych zwycięstw transgenderyzmu w wojnie kultur. Zjawisko transgenderyzmu, który domaga się potwierdzenia wyższości psychologii nad rzeczywistością biologiczną, jest logiczną kulminacją procesu, który rozpoczął się w poprzednich wiekach.

Chrześcijański ruch oporu wobec tej antykultury nie przyniósł efektów na szeroką skalę i prawdopodobnie nie przyniesie ich w przewidywalnej przyszłości. Dlaczego? Dlatego że duch terapeutyzmu zawojował także Kościoły – nawet te, do których należą chrześcijanie uważający się za konserwatystów. Stosunkowo niewielu współczesnych chrześcijan jest gotowych cierpieć za wiarę, bo terapeutyczne społeczeństwo, które ich uformowało, po pierwsze neguje celowość cierpienia, a po drugie uważa ponoszenie ofiar w imię prawdy za bezsensowne.

Ketman i pigułka Murti-Binga

Ludziom wychowanym w wolnym świecie trudno jest pojąć szeroki zasięg i głębię zakłamania związanego ze zwykłą egzystencją pod rządami komunizmu. Wszystkie kłamstwa i kłamstwa na temat kłamstw, z których składał się porządek komunistyczny, opierały się na jednym fundamentalnym kłamstwie: że państwo komunistyczne jest jedynym źródłem prawdy. Jak pisał Orwell w Roku 1984: „Partia żądała, aby odrzucić świadectwo własnych oczu i uszu. Taki był jej podstawowy, najważniejszy rozkaz”⁴⁰.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: