Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku - ebook

Data wydania:
13 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
64,00

Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku - ebook

W serii „Życie codzienne” przypominamy "Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku". Monografia przedstawia codzienność polskiej magnaterii w okresie największej świetności tej warstwy – jak piszą autorzy – „odgrywającej wówczas w państwie przodującą rolę, […] która stawała się wzorem dla prawie całej szlachty”. Opisuje wszystkie aspekty życia magnaterii, od diety, strojów, przez wykształcenie, rozrywki, mentalność i światopogląd, aż po działalność publiczną. Autorzy szeroko czerpią z obfitych zasobów źródłowych, przytaczając liczne anegdoty. Budują obraz polskiego magnata w okresie gdy warstwa ta jeszcze nie była utożsamiana z egoistycznym "sobiepaństwem" i przyczyną późniejszego upadku Rzeczypospolitej, ale cieszyła się poważaniem wśród szlachty. Niemniej, obraz ten niewątpliwie odsłania przyczyny nieuchronnej klęski stanu, który w XVIII wieku pociągnie za sobą upadek państwa.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8196-653-5
Rozmiar pliku: 6,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Pisać o życiu codziennym jakiejś większej czy mniejszej grupy lub warstwy społecznej można, jak dowodzą zresztą poszczególne tomy tej serii, w sposób rozmaity. W naszej pracy usiłujemy poprzez opisanie warunków materialnych, kulturalnych, społecznych, a nawet politycznych przedstawić ramy, w których toczy się życie codzienne polskiej magnaterii. Przez określenie tych ram i opisanie warunków życia codziennego staramy się też do pewnego stopnia odpowiedzieć na pytanie, jaką była warstwa, o której piszemy.

Wobec ogromnej liczby źródeł dotyczących tej kwestii, braku prac monograficznych, które przetarłyby nam drogę, zrezygnowaliśmy z pełnego wyczerpania materiału. Idąc też niejako śladami Władysława Łozińskiego, zacieśniliśmy temat zarówno w czasie, jak i w przestrzeni społecznej. Zajmujemy się jedynie życiem codziennym magnaterii, nie całej szlachty, i tylko w jednym stuleciu. Jest to naturalnym wynikiem istnienia wielkiej liczby źródeł, nawet drukowanych, które ukazały się już po śmierci Łozińskiego.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać rzeczą niepotrzebną zajmowanie się życiem warstwy, która tworzyła najwyżej cztery procent ogółu szlachty. Należy jednak pamiętać, że była to warstwa odgrywająca wówczas w państwie przodującą rolę, warstwa, która stawała się wzorem dla całej prawie szlachty. Wystarczy tu przypomnieć opowieść Jędrzeja Kitowicza o Piotrze Sapieże, który w XVIII wieku zjawił się w oryginalnym ubraniu na sądach w Poznaniu i którego ubiór skopiowała większość szlachty wielkopolskiej po upływie paru miesięcy.

Wiek XVII, który tworzy ramy chronologiczne naszego opowiadania, rozpada się dość wyraźnie na dwa okresy: przed „potopem” i po nim, tym samym też na okres trwającej jeszcze siły państwa i okres jego słabnięcia. Czytelnik nie będzie nam chyba brał za złe, że uwagę naszą zwróciliśmy przede wszystkim na czas przed „potopem”.

Jak każda praca naukowa z dziedziny humanistyki praca nasza jest tworem nie tylko autorów, lecz także wielu innych ludzi. Gdy chodzi o autorów, to aczkolwiek pierwszy z nich napisał większość dzieła, drugi zaś tylko rozdziały XIV, XV i XVI, uzgadnialiśmy nasze poglądy i służyli sobie wzajemnie radą i pomocą. Oczywista, korzystaliśmy w szerokiej mierze z prac naszych poprzedników, a więc historyków żyjących i nieżyjących, którzy pisali o magnaterii polskiej w tym okresie bądź też publikowali źródła dotyczące tej materii. W trakcie zbierania materiału doznaliśmy wiele życzliwości ze strony naszych kolegów. Za zwrócenie nam uwagi na pewne zespoły archiwalne dziękujemy specjalnie prof. Adamowi Kerstenowi, adiunktowi dr. Jerzemu Pietrzakowi, doc. Janowi Seredyce. Specjalnie gorąco dziękujemy adiunktowi UMCS dr. Adamowi Witusikowi, który był tak dobry, że udostępnił nam szczególnie dla nas ważne zbierane przez siebie materiały archiwalne.

Słowa specjalnej podzięki należą się recenzentom tej pracy: prof. Włodzimierzowi Dworzaczkowi i prof. Adamowi Kerstenowi, których obszernym i gruntownym recenzjom zawdzięczamy, że mogliśmy się ustrzec wielu potknięć i usterek. Dziękujemy też szczerze pracownikom Wojewódzkiego Archiwum Państwowego w Krakowie za pomoc okazaną przy zbieraniu materiałów oraz kierownictwu Instytutu Historii PAN, które umożliwiło nam przedstawienie koncepcji i planu pracy na posiedzeniu Instytutu, wszystkim zaś biorącym udział w dyskusji za wypowiedziane wówczas cenne uwagi.

Wrocław, 14 kwietnia 1974

Władysław Czapliński

Józef DługoszROZDZIAŁ PIERWSZY
MAGNATERIA, WARSTWA I PRZYNALEŻNOŚĆ DO NIEJ

Słowo „magnat” zyskało sobie powszechne prawo obywatelstwa w języku polskim. Określano nim poszczególne jednostki od dawnych czasów, przy czym początkowo, jeszcze w XVI wieku, traktowano je z szacunkiem, podziwem, uznaniem. Z czasem dopiero, zwłaszcza w XVIII wieku, zaczęto krytycznie odnosić się do ludzi tej warstwy. Pisząc o nich, Staszic stwierdzi potem: „z samych panów zguba Polski”. Późniejsi jeszcze historycy im przede wszystkim przypiszą winę upadku Polski. Gdy chodzi o wiek XVII, historycy polscy dość zgodnie uważają, że była to przodująca warstwa w Rzeczypospolitej, a za nimi powtarzają to liczne podręczniki szkolne.

Inna rzecz, że z wielu ludzi szermujących swobodnie tym pojęciem nieliczni tylko potrafiliby powiedzieć, kogo w Polsce XVI i XVII wieku należałoby uznać za magnata. Istotnie bowiem sprawa ta nie przedstawia się prosto, zasługuje też na uważne rozpatrzenie.

Tak więc trzeba najpierw stwierdzić, że w Polsce zasadniczo nie uznawano tytułów, popularnych wówczas na Zachodzie, jak książę, hrabia, wicehrabia, baron. Jeżeli też w Rzeczypospolitej istniały rodziny szczycące się tytułem książęcym, byli to przedstawiciele rodzin litewsko-ruskich, noszący z dawna te tytuły, uznane potem przez unię lubelską z roku 1569¹. We właściwej Polsce trzymano się zasady, że cały stan szlachecki jest równy. Jeśli ktoś posiadał tytuł książęcy czy hrabiowski, to otrzymał go albo od cesarza rzymskiego narodu niemieckiego, albo od papieża, najczęściej nie obnosił się z nim zbytnio, by nie drażnić szlachty, trzymającej się twardo postanowień prawa nieuznającego tytułów. Toteż na przykład Lubomirscy czy Ossolińscy, którzy posiadali tytuły książęce przyznane im przez cesarza, używali tych tytułów ostrożnie, najczęściej wówczas gdy przychodziło im jechać za granicę lub utrzymywać stosunki z obcokrajowcami.

Jest też rzeczą powszechnie wiadomą, że na poszczególnych sejmach w XVII wieku szlachta atakowała mocno przedstawicieli rodzin magnackich, którzy uzyskali dla swych familii obce tytuły arystokratyczne. Przy tej okazji dostawało się zwyczajnie również i książętom litewsko-ruskim, albowiem szlachta w gruncie rzeczy niechętnie znosiła to postanowienie unii².

Niejednokrotnie powierzchowni znawcy historii polskiej gotowi są kłaść znak równości między magnatem i senatorem. W gruncie rzeczy niesłusznie. W senacie, wyższej izbie naszego sejmu walnego, zasiadali wprawdzie często magnaci, niemniej jednak nie każdy senator był magnatem. Sprawa ta zasługuje na bliższe rozpatrzenie. Jak wiadomo, w skład senatu wchodzili najwyżsi urzędnicy państwowi nazywani często ministrami (a więc kanclerze i podkanclerzowie, podskarbiowie, marszałkowie), arcybiskupi i biskupi, wojewodowie i kasztelanowie. W sumie po unii lubelskiej było około 140 senatorów. Bezwzględna większość senatorów przynależała do warstwy magnatów. Magnaci bowiem piastowali prawie wyłącznie urzędy ministerialne, wojewódzkie i, ale tylko częściowo, kasztelańskie. Gdy chodzi bowiem o ten urząd, rozróżniano kasztelanie większe i mniejsze. Pierwsze nadawano magnatom, kasztelanami mniejszymi jednak zostawali często przedstawiciele rodzin średnio zamożnej szlachty, którzy dopiero w następnym pokoleniu czasem przechodzili do warstwy magnackiej. Toteż przeglądając listy – na ogół dość niekompletne – kasztelanów mniejszych, spotykamy tam przedstawicieli rodzin, które nie odegrały poważniejszej roli w dziejach, niejednokrotnie zaś o jakimś kasztelanie połanieckim czy czechowskim nie potrafimy nic więcej powiedzieć poza tym, że w roku tym a tym był kasztelanem.

Dalej trzeba pamiętać, że urząd senatorski, aczkolwiek można by go zestawić ze stanowiskiem lorda w Anglii, nie był dziedziczny. Jeśli też synów senatorów nazywano wojewodzicami czy kasztelanicami, była to grzecznościowa tytulatura niemająca żadnego znaczenia.

Gdy w końcu przypomnimy, że godności biskupie piastowali wówczas niejednokrotnie przedstawiciele rodzin średnio zamożnej lub nawet mało zamożnej szlachty, to stanie się jasne, że między tytułem senatora a magnata nie można kłaść znaku równości. Zdarzało się też, że nawet przedstawiciele możnych rodzin magnackich nie zasiadali w senacie. Wystarczy tu przypomnieć, że Krzysztof Radziwiłł, hetman polny litewski za Zygmunta III i Władysława IV, do 48. roku życia nie zasiadał w senacie, aczkolwiek był, jak się to mówi, magnatem całą gębą i trząsł, jeśli nie całym księstwem litewskim, to co najmniej jego połową.

O przynależności wreszcie do warstwy magnackiej nie decydował jeszcze fakt należenia do rodu wielmożnego. Niejednokrotnie bowiem się zdarzało, że w poszczególnych rodach jedne linie dorabiały się majątku, stanowisk senatorskich, podczas gdy inne pozostawały w szeregach mniej czy więcej zamożnej szlachty.

W gruncie rzeczy bowiem czynnikiem ostatecznie decydującym o przynależności do warstwy wielmożów był odpowiednio wielki majątek ziemski. Niejeden szlachcic mógł nawet pochodzić ze starego rodu, piastować jakąś podrzędną godność senatorską (mniejszą kasztelanię) i jeszcze nie być magnatem.

Dopiero posiadanie odpowiedniego majątku zapewniało danej jednostce pozycję magnata, otwierało, co za tym idzie, drogę do godności i urzędów, które z kolei pozwalały niejednokrotnie dzięki nadaniom królewskim znacznie powiększyć posiadany już majątek.

Tak więc na pierwszy rzut oka sprawa przedstawia się prosto. Magnatem był człowiek zamożny, często wywodzący się ze starej rodziny. Z chwilą przyjęcia tego założenia staje jednak przed nami poważne pytanie. Jak wielki musiał być majątek, który zapewniał właścicielowi status magnata? Bezpośrednio łączy się z tym pytanie uboczne. Jaką miarą posłużymy się przy określaniu tego majątku? Dziś wielkość majątku ziemskiego określamy w hektarach. Wówczas w łanach, przy czym nie zawsze było rzeczą jasną, czy chodzi o wielkie łany (24 ha), czy o małe (około 16 ha). Często stosunkowo określa się ówczesne latyfundia według liczby posiadanych wsi. I tu jednak musimy stwierdzić, że jest to miara nierówna. Wszak wieś wsi nie równa. Co innego posiadać dziesięć wsi na nieurodzajnym Podkarpaciu, co innego posiadać to samo na Kujawach.

Przyjąwszy jednak taką miarę, musimy nieuchronnie odpowiedzieć na dalsze pytanie. Ile wsi musiał posiadać szlachcic, by go uznać za magnata? W tej sprawie od początku historycy nie byli między sobą zgodni. Niektórzy uznawali, a może uznają jeszcze do dnia dzisiejszego, że magnatem jest szlachcic posiadający więcej niż dziesięć wsi³. Nietrudno jednak ustalić, że niejednokrotnie szlachcic posiadający taką liczbę wsi nie był uważany przez współobywateli za magnata. Wspomnieliśmy też wyżej o tym, że dziesięć wsi na Podkarpaciu było czymś innym niż dziesięć wsi w żyznej okolicy. W związku z tym za słuszniejsze gotowiśmy uważać twierdzenie dobrego znawcy dziejów siedemnastowiecznych Włodzimierza Dworzaczka, że w XVI wieku w Wielkopolsce „przeciętna fortuna zasługująca na miano magnackiej obejmowała około dwudziestu wsi”, a że w XVII wieku za magnata uważano tam człowieka posiadającego około pięćdziesięciu wsi⁴. Gdy chodzi o całą Koronę, to wydaje nam się, że dolną granicą fortuny magnackiej był majątek obejmujący więcej niż dwadzieścia wsi, aczkolwiek w gruncie rzeczy trudno z tych dwudziestu wsi tworzyć jakąś sztywną granicę. Wydaje nam się bowiem, że magnat musiał mieć majątek umożliwiający mu odgrywanie poważniejszej roli w państwie, przyjęcie urzędu senatorskiego czy też ministerialnego, co wymagało – wobec zasadniczej niepłatności urzędów – poważniejszych nakładów pieniężnych.

Współcześni, patrząc na tryb życia szlachcica, oceniali, czy dany człowiek może być uważany za magnata, czy też tylko za szlachcica. Biskup płocki Stanisław Łubieński, wstawiając się za kimś i proponując go na stanowisko wojewody mazowieckiego, stwierdza: „dostatki ma wprawdzie tylko szlacheckie”. W innym liście ujmuje to jeszcze precyzyjniej, pisząc o tym kandydacie: „na samej kondycji szlacheckiej siedzi, zawsze jednak senatorską ma przy sobie asystencją”⁵. Wydaje się też, że otrzymanie godności senatorskiej otwierało niejednemu szlachcicowi drogę do warstwy magnackiej, co staje się tym bardziej zrozumiałe wtedy, gdy uświadomimy sobie, że normalnie szło za tym nadawanie przez króla starostw niegrodowych, które stawały się ważną częścią majątku magnackiego.

Gdy mowa o koronnej magnaterii, trzeba sobie uświadomić, że początek XVII wieku oznacza pewnego rodzaju zmianę w jej składzie. W drugiej bowiem połowie XVI wieku i w pierwszych dziesięcioleciach stulecia XVII wymierają lub tracą na znaczeniu liczne rody wywodzące się jeszcze ze średniowiecza. Dotyczy to takich rodzin, jak Tęczyńscy, Górkowie, Tarnowscy, Kmitowie, Kurozwęccy, Szafrańcowie, Odrowążowie⁶. W ich miejsce wyrastają rodziny wywodzące się z zamożniejszej lub też nawet średnio zamożnej szlachty, ludzi nowych, którzy własną zapobiegliwością i pracą zdobyli majątek, a co za tym idzie, i stanowisko senatorskie. Są to rodziny Zamoyskich, Zebrzydowskich, Potockich, Lubomirskich, Gembickich, Przyjemskich. Awans tych rodzin bywa dość raptowny. Jak wiadomo, Jan Zamoyski, wywodzący się z rodziny posiadającej pięć wsi, pod koniec życia posiadał już ponad dwieście wsi własnego majątku. Mniej szybko, bo w ciągu około stu lat, zapobiegliwi Śreniawici-Lubomirscy powiększyli majątek swej głównej linii z czterech podgórskich wsi do około trzystu wsi i miasteczek. Dalszym przykładem takiego szybkiego awansu może być Zygmunt Grudziński, który odziedziczywszy po ojcu dziesięć wsi, zostawił, umierając w roku 1653, swym spadkobiercom 114 wsi⁷.

Fakt ten nie pozostaje bez znaczenia, gdy chodzi o charakter poszczególnych przedstawicieli magnaterii w pierwszej połowie XVII wieku. Są to w wielu wypadkach ludzie aktywni, twardzi, czasem nawet bezwzględni. Toteż nie należy sobie wyobrażać, by współcześni bez zastrzeżeń oceniali ludzi nawet tak wielkich, jak kanclerz Jan Zamoyski. Znający go i współczesny mu późniejszy biskup płocki Stanisław Łubieński przyznaje 25 lat po jego zgonie, że był to „mąż wielki”. „Ale nikt nie dokaże tego – dodaje – by wszystkie jego poczynania były chwalone przez wszystkich. Było co ganić za żywota i ganiono publicznie. Jako wojownik był roztropny i szczęśliwy, jako obywatel, niech przebaczą jego cienie, ciężki był Panu, ciężki i równym”⁸. Czytając też dzieje rozrostu fortuny tego wielkiego kanclerza, przekonujemy się dziś, że historyk-biskup miał rację⁹.

W żadnym wypadku zresztą nie chodzi tu o przypadek oderwany, rzadki. W okresie rozrostu czy też tworzenia fortun magnackich spotykamy się z tą drapieżnością, gotowością do pójścia per fas et nefas do celu u większości rodzin magnackich, zarówno w Polsce, jak i na Litwie. Wystarczy tu zwrócić uwagę na walki, jakie toczono między magnackimi rodzinami litewskimi o dobra na pograniczu litewskim, mianowicie na walkę o wielki klucz Kopyś. Krzysztof Radziwiłł powie potem otwarcie, że niechęć jego rodziny do Sapiehów, a specjalnie do Lwa Sapiehy, wzięła swe źródło właśnie z tego zatargu¹⁰.

Czy z czasem te namiętności magnackie stały się słabsze? Wydaje się, że tak. Pokolenie, które przyszło już do gotowego, które nie walczyło własnym przemysłem i siłą o powiększenie swych majętności, mogło okazać nieco więcej opanowania. Niemniej jednak, obserwując zachowanie się magnaterii w drugiej połowie XVII wieku, dochodzimy do przekonania, że ci wyrośli już w zbytku i zamożności magnaci, przyzwyczajeni do tego, że odgrywają w państwie wielką rolę, odnoszą się z większym lekceważeniem do władzy państwowej, do króla. Traktują z większą wyniosłością brać szlachecką, coraz bardziej im uległą, wykazują też większą dozę cynizmu. Wydaje się, że bardziej niż ojcowie gotowi się kierować zasadą skodyfikowaną przez Gracjana: „kto nigdy nie kłamie – jest łatwowierny, kto nie oszukuje – gotów jest innym ufać”¹¹.ROZDZIAŁ DRUGI
SIEDZIBY

Przełom XVI i XVII wieku to okres, w którym magnaci poświęcają specjalnie wiele uwagi, by ich siedziby, zawsze górujące nie tylko nad chatami wiejskimi, ale nawet nad dworkami szlacheckimi, odpowiadały ich majętności i pozycji w państwie. Nowe budowle mają już nie tylko stanowić miejsca obronne, ale równocześnie mają być wzniesione przez dobrych architektów, stanowić dzieła sztuki, naśladujące liczne siedziby magnackie budowane wówczas we Francji, w Niemczech czy też we Włoszech.

Zjawisko stawiania specjalnie w tym okresie wielu nowych siedzib magnackich bądź też rozbudowy dawnych zaobserwował już wybitny badacz życia staropolskiego Władysław Łoziński w cennym do dnia dzisiejszego dziele Życie polskie w dawnych wiekach, wydanym, jak wiadomo, jeszcze przed I wojną światową. Dziś zjawisko to rejestruje każda większa historia Polski¹.

Przy przebudowie i rozbudowie dawnych siedzib magnackich starano się powiększyć dawny pałac czy zamek, nadać mu równocześnie okazalsze kształty, najczęściej zaprojektowane przez architektów włoskich. Od czasu do czasu jednak wznoszono okazałe rezydencje od nowa, jakby na surowym korzeniu.

Gdy chodzi o pierwsze typy pałaców, to można tu wymienić przykładowo zamek w Jazłowcu, założony jeszcze w średniowieczu, przebudowany w drugiej połowie XVI wieku; pałac w Krasiczynie rozbudowany w pierwszej połowie XVII wieku; zamek w Wiśniczu przebudowany przez Stanisława Lubomirskiego też w pierwszej połowie XVII wieku². Zbudowane na nowo to na przykład Baranów wzniesiony w drugiej połowie XVI wieku przez Leszczyńskich, Podhorce wzniesione przez Stanisława Koniecpolskiego, hetmana koronnego, Krzyżtopór zbudowany przez Krzysztofa Ossolińskiego, pałac biskupów krakowskich wzniesiony albo raczej zapoczątkowany przez Jakuba Zadzika, wreszcie szereg innych, których nie sposób tu wymieniać³.

Pisaliśmy wyżej, że ta profuzja nowych siedzib magnackich występująca na przełomie dwu stuleci, szczególnie w pierwszej połowie XVII wieku, to w dużej mierze wynik dążności magnatów do zaakcentowania swej potęgi i wielkości. Nie należy jednak zapominać, że w jakimś stopniu tę dążność do budowania należy przypisać występującej zwłaszcza w okresie baroku ogólnej pasji do budowania. Pozostaje to w łączności z potrzebą stworzenia scenerii dla swego życia, zabaw i uroczystości, w których kochano się w tych czasach. „Istnieje pasja rozrzutności w okresie baroku” – piszą autorzy zajmujący się tym okresem, a ta pasja wyładowuje się w dużej mierze w budowie okazałych rezydencji. Według tych autorów można nawet mówić wówczas o pewnej gorączce budowania⁴. W średniowieczu, gdy poszczególne budowle, kościoły, ratusze, zamki miały służyć rodom przez całe stulecia, budowano powoli, solidnie, dziesiątki, niejednokrotnie zaś i setki lat. Inaczej było w okresie wczesnego baroku, żyjącego jeszcze w pełni w cieniu marzeń o sławie i wielkości tak typowych dla renesansu. Tu magnat przystępujący do budowy chciał widzieć swe dzieło zakończone, chciał się nim rozkoszować, imponować otoczeniu. Przystępując do budowy, nie zawsze rachowano się z tym, czy znajdzie się następca, który zakończy budowę, ewentualnie utrzyma pałac na tyle, by go można użytkować. Tak na przykład wspaniały pałac budowany przez księcia Jerzego Zbaraskiego w Pilicy w Krakowskiem italico more – na sposób włoski, w dwa lata po śmierci fundatora straszył przejeżdżających potężną, niewykończoną i zaniedbaną budowlą⁵. W warunkach polskich cechy nietrwałości nosiły też pałace wznoszone – ze względu na taniość – z drewna. Myliłby się jednak, kto by uważał to zjawisko za cechę kultury polskiej. Podobnie było i gdzie indziej i niejednokrotnie dochodziło do katastrof i zawalenia się budowli skutkiem pospiesznej, niesolidnej czy też tylko nieostrożnej budowy. „Nigdy nie było tylu katastrof budowlanych w związku z lichym użytym materiałem” – pisze znawca kultury barokowej Richard Alewyn we wspomnianym dziele⁶.

Liczne budowle powstałe na przełomie stulecia można by odpowiednio z punktu widzenia ich stylu i zabudowy sklasyfikować. Sądzę jednak, że nie dałoby to wiele czytelnikowi. Nie pisząc też dzieła poświęconego historii sztuki, przyjmijmy najprostszy podział, mianowicie: na mniej czy więcej otwarte pałace, jak pałac biskupów krakowskich w Kielcach, i na pałace położone w obrębie fortyfikacji dawnej czy też na nowo rozbudowanej, tak zwane pałace w fortecy, których klasycznym przykładem jest Krzyżtopór, otoczony do dnia dzisiejszego fosami i fortyfikacją typu holenderskiego. Uderzające jest, że to ogromne, obronne gmaszysko powstało w czasach głębokiego pokoju, za panowania Władysława IV, a więc kiedy zdawało się, że ziemia sandomierska nie będzie nigdy zagrożona przez nieprzyjaciela.

Gdy chodzi o opisanie struktury wewnętrznej ówczesnego typowego pałacu magnackiego, można zastosować różne sposoby. Można omówić strukturę któregoś z dobrze zachowanych pałaców i potraktować ją jako wzorcową. Sądzę jednak, że lepiej nas wprowadzi w strukturę ówczesnych budowli obraz idealnego pałacu nakreślony przez niewiadomego pisarza z połowy XVIII wieku w znanej rozprawie Krótka nauka budownicza wydanej w roku 1659, tym bardziej że autor opisuje idealny rozkład poszczególnych pomieszczeń i wypowiada parę zasad ogólnych, które mniej lub bardziej dokładnie były przestrzegane w pałacach⁷. Dodajmy jeszcze, że zgodnie z ówczesnymi zasadami w budynku piętrowym komnaty na pierwszym piętrze były przeznaczone dla pana domu i jego rodziny, podczas gdy parter był raczej przeznaczony dla służby.

Tak więc, według tegoż autora, wchodząc z sieni, miał gość znaleźć się w pierwszej komnacie, antykamerze przeznaczonej na miejsce pobytu dla służby pokojowej. Z tej antykamery miało się wchodzić do pokoju pańskiego, przeznaczonego na przyjmowanie gościa. Dopiero za tym pokojem miał się mieścić pokój określony przez autora jako retirata; my raczej nazwalibyśmy to gabinetem przeznaczonym na poufne rozmowy z gośćmi ewentualnie na pokój sypialny dla pana⁸. Rzecz jasna, że ten, jak byśmy powiedzieli, wzorzec był w poszczególnych pałacach rozbudowany do wielu pokoi, aczkolwiek dość często spotykamy się z specjalnym gabinetem, nierzadko położonym w wieży narożnej, przeznaczonym chyba dla pana zamku jako zaciszne miejsce odosobnienia.

W najbliższym sąsiedztwie pana przewiduje autor pomieszczenia dla pani domu, „bo tego potrzebuje ścisłe małżeńskie towarzystwo i spólne pomieszkanie oraz wspólne łoże”. Dla pani domu też przewiduje „najmniej parę pokojów z alkierzem” – przy czym pamiętajmy, że według ówczesnych pojęć para to dwa. Z pokoju pani ma być przejście do tzw. frauencymeru, czyli do pomieszczeń dworu żeńskiego albo na parterze, albo na drugim piętrze. Wreszcie przewiduje autor, że „w tymże gmachu” ma być parę pokoi z komorą „dla gościa zacnego, gdy się trafi”, albowiem byłoby niewygodnie zarówno umieszczać gościa w innym gmachu, jak i opuszczać pokój pana dla gościa. W tymże samym wreszcie gmachu ma znajdować się „stołowa izba, żeby do niej nie przechodzić przez podwórze”.

Z kolei ciekawe są dalsze uwagi ogólne o budowie. Tak więc domaga się autor, by pokoje nie różniły się zbytnio od siebie, a więc „jedne izby pokoje nazbyt wielkie, a drugie przy nich nazbyt małe nie były”. Równocześnie jednak domaga się, by te pokoje „były przecie nie wszystkie jednakie, jak w klasztorach cele”. _Varietas delectat_ – rozmaitość bawi. Uważa dalej autor, że centralnym miejscem budynku ma być stołowa izba. „W niej hospitalitas, wesoła krotofila, dobra kompanija, zabawa z przyjacielem. A tak słusznie ma być wesoła i ozdobna, i do pokazania pompy sposobna. Do czego trzeba, aby ze trzech – można li rzec – stron okna miała, a przynajmniej ze dwu”. W związku z tym uważa, że izba ta najlepiej może być umieszczona w centralnym miejscu budynku, ewentualnie nawet, by była wysoka na jedno piętro⁹. Dodajmy jeszcze, że – jak wynika z innych źródeł – ważnym elementem tej izby miał być ganek, na którym umieszczona orkiestra miała przygrywać przy ucztach. Jak się zdaje, gdzie takiego stałego ganku nie było, budowano ganeczek z drewna i tam umieszczano muzyków. Zdaniem autora winno się też przestrzegać, aby „kuchnię w budynku pod tym dachem, gdzie pan mieszka, nie mieć, zwłaszcza w pałacu, który dziedzińca nie ma. Przyczyna ta, że stąd wielkie nieochędóstwo w domu i fetor być musi”. Chyba jednak nie przestrzegano ogólnie tej zasady, albowiem znowu umieszczenie kuchni w głównym gmachu ułatwiało przenoszenie potraw do sali stołowej.

Gdy obserwujemy ówczesne pałace, uderza rozplanowanie frontonu, w którego środku znajduje się wejście do budynku, niejednokrotnie ozdobione loggiami, skąd z sieni prowadzą schody na piętro, czyli do komnat pańskich. Na schody w okresie baroku zwracano szczególną uwagę. Były przeważnie ozdobne, szerokie, toteż i autor omawianego traktatu poświęcił im wiele miejsca, pisząc: „szerokość – im większa, tym przedniejsza, w czym jednak stosować się do wielkości budynku”; kazał pamiętać o wysokości sklepienia nad schodami i konieczności ich przerywania podestami „dla odpoczynku”. W niektórych pałacach, jak w Baranowie czy Krasiczynie, schody prowadziły z dziedzińca na pierwsze piętro i były budowane na zewnątrz i odpowiednio dekorowane. W budynkach otoczonych fortyfikacjami rolę loggii otaczających główne wejście czy też ozdobnych portali przejmowały potężne bramy, ozdobione ciężkimi kolumnami, zwieńczone mocnymi łukami z różnego rodzaju ozdobami. Słusznie też chyba nazywa Alewyn te bramy „zbudowanymi fanfarami”.

Frontony pałacu tworzyły nieraz wielkie płaszczyzny, powiększone przez stojące na rogach wieże lub też nawet – jak w Kielcach – przez ściany parawanowe. Płaszczyzny te były jeszcze zwiększane przez wysokie dachy panujące nad budynkiem. I na ten ostatni szczegół zwraca uwagę nasz autor, stwierdzając, że dach wprawdzie wysokością nie może przewyższać wysokości budynku, jednak dopuszcza proporcję 10 do 12.

Wielkie, monumentalne budynki magnackie miały imponować przybyszowi, a zarazem go zadziwiać. Tę typową dla baroku i manieryzmu cechę uzyskiwano czasem w sposób dość specjalny. I tak przybysz wchodzący przez okazały portal do sieni zamku baranowskiego, przeszedłszy przez stosunkowo długą i nieoświetloną sień, wydostawał się na jasny dziedziniec i stawał nieoczekiwanie przed zamykającą go ślepą ścianą; piękne krużganki otaczające z trzech stron dziedziniec i piękne schody wiodące na pierwsze piętro widział dopiero, gdy się odwrócił¹⁰. W pałacu Krzyżtopór przybysza, który przeszedł przez bramę w baszcie wejściowej, nie witał żaden portal czy loggie, ale otwierała się przed nim jakby wąska uliczka między wysokimi skrzydłami pałacu, wychodząca nieoczekiwanie na elipsowaty dziedziniec.

Poza zasadniczym celem tworzenia ram odpowiednich dla osoby magnata, ram świetnych, nieustępujących czasem splendorom królewskim, budowle te niejednokrotnie wyrażały – mniej lub więcej dokładnie – dzięki swej strukturze, ewentualnie ozdobom, jakąś myśl, ideę.

Jerzy Ossoliński na szczycie nieistniejącego dziś zamku w Ossolinie umieścił posągi symbolizujące mądrość i cnotę. Podpisy znajdujące się pod rzeźbami wyrażały niejako myśl samego fundatora. Podpis umieszczony pod posągiem mądrości zawierał słowa potępienia dla nieuków, którzy „drzemiąc na łonie niezasłużonych bogactw”, zamykają oczy przed mądrością. Napis pod posągiem cnoty stwierdzał, że gotowa jest ona podać rękę nawet „żebrakowi, byle się niedoli swej nie wstydził, twardy los mężnie znosił”¹¹.

Wspomniany wyżej ciekawy pałac-zamek Krzyżtopór miał wewnętrzne ściany pokryte portretami żyjących lub zmarłych wybitnych ludzi, krewnych właściciela zamku. Napisy umieszczone pod portretami informowały widza, kogo ma przed sobą i w jakiej łączności rodzinnej pozostaje dana osoba z fundatorem zamku. Oto przykłady: „Stefanowi na Przecławiu Koniecpolskiemu, pułkownikowi do skonu, bratu memu, w honor domu jego i pamięci”; „Dominikowi Władysławowi, książęciu na Ostrogu i Zasławiu, koniuszemu koronnemu, szwagrowi ze krwie Ligęzów, synowej mej najmilszej, w honor domu jego i pamięci”.

Dzięki tym portretom i napisom pałac zmieniał się w swoistego rodzaju panteon głoszący sławę wielkich rodzin i właściciela. Wszak na podstawie tych inskrypcji można się było przekonać, że wszyscy wielcy i zacni w Rzeczypospolitej to jednostki spokrewnione i spowinowacone z właścicielem zamku¹².

Ideologia szlacheckiego państwa i katolickiego porządku została podkreślona w budowie zamku w Krasiczynie, gdzie występowały kolejno baszty: Boska, papieska, królewska i szlachecka. Chyba też nie bez słuszności podnoszą niektórzy, że okazały zamek Zadzika w Kielcach, w którego strukturze zewnętrznej powtarzała się liczba trzy (trzy łuki loggii, trzy środkowe wielkie okna, po trzy okna boczne w skrzydłach, trzy okna licząc od góry w basztach), podkreślał ideę Trójcy Świętej, której obrońcą stał się w pewnej mierze Zadzik, przyczyniając się do zamknięcia szkoły ariańskiej w Rakowie.

Specjalną dziedzinę budownictwa magnackiego w tym okresie stanowiły budowle wznoszone w stolicy. Wobec dużych kosztów związanych z wynajmowaniem kwater w Warszawie w gruncie rzeczy opłacało się niejednemu magnatowi – zwłaszcza temu, który musiał z racji urzędu przebywać przy boku władcy – zbudować tu własny pałac. Rzecz jasna, istniały między tymi gmachami wyraźne różnice. Marzący o budowie własnego domu w Warszawie Krzysztof Opaliński myślał o budynku drewnianym. Zamożniejsi jednak magnaci, jak Jerzy Ossoliński, Adam Kazanowski, Stanisław Koniecpolski, potem Krasińscy, wznosili okazałe murowane gmachy, których nie musieli się wstydzić nie tylko wobec przybyłej na sejm do Warszawy szlachty, ale nawet wobec posłów zagranicznych. Niestety skutkiem zniszczeń wojennych tylko niektóre, i to najczęściej przebudowane, przetrwały liczne burze dziejowe. O innych dowiadujemy się dziś z opisów i rycin. Tak o wspaniałym pałacu Kazanowskiego, potem Radziejowskiego, wiemy, że była to okazała budowla postawiona na skarpie nadwiślańskiej (w miejscu, gdzie dziś stoi dom dobroczynności Res sacra miser), jak można sądzić na podstawie sztychu Dahlberga, trzypiętrowa.

O tym to pałacu pisze Jarzębski, że ma

W rogach wieże, szumne dachy

Są na nich z miedzianej blachy…

A między nimi altana…¹³

czyli mówiąc inaczej, loggia otwarta ku Wiśle.

Z podziwem, jako o pałacu zbudowanym według najlepszych włoskich wzorców, pisze o nim Laboureur, stwierdzając z pewną przesadą, że „Italia, którą po wyjeździe z Polski zwiedzałem, nie posiada nic podobnie wspaniałego, wielkopańskiego”. Przy czym ze zdumieniem stwierdza, że wygląd zewnętrzny pałacu „nie obiecuje tego, co widzi się w środku”¹⁴. Niedaleko pałacu Kazanowskiego wznosiły się inne, może nieco mniejsze, ale równie okazałe gmachy, jak pałac Ossolińskiego, hetmana Koniecpolskiego, by nie wymieniać tu dalszych.

Budowa wspaniałych pałaców w stolicy, gdzie robocizna była chyba droższa niż na prowincji, obciążała poważnie skarbce magnatów. Toteż nie bez kozery pisze Jarzębski, że pałac Koniecpolskiego to

Sroga machina zaczęta,

Z wielkim kosztem rozpoczęta¹⁵.

Wnętrza ówczesnych pałaców wyglądały jednak inaczej niż te, które możemy dziś oglądać w nielicznych ocalałych lub odrestaurowanych barokowych gmachach. Pewne pojęcie o tym, jak wyglądały komnaty ówczesnych pałaców, daje nam odrestaurowana komnata zamku wawelskiego zwana Pod ptakami, z bogatym i ciężkim plafonem, ze ścianami obitymi barwnym kurdybanem i marmurowym kominkiem, której wnętrze tworzy kolorową całość. Oczywista, nie wszystkie komnaty pałaców magnackich mogły być tak bogato zdobione. Najczęściej pokrywano ściany barwnymi tapiseriami, zwanymi wówczas „oponami” lub „szpalerami”, rodem z Niderlandów lub Gdańska, albo też równie barwnymi kobiercami sprowadzonymi z Persji lub Turcji, czasem według wzorów wschodnich produkowanymi w kraju. Na posadzki, nieraz marmurowe, kładziono często kosztowne wschodnie dywany¹⁶. Wystawność tego wystroju komnat wprawiała w podziw cudzoziemców. Opisując wnętrza pałacu Kazanowskiego, stwierdza Laboureur z pewnym zaskoczeniem i lekką przesadą, że ciągnące się w poszczególnych skrzydłach pałacu w amfiladzie pokoje były „wszystkie obite najwykwintniejszymi złotogłowiami i jedwabiami wschodnimi. Jeśli w którymkolwiek z nich stały łóżka, to były pokryte złotogłowiem gufrowanym¹⁷, roztaczającym blask świetniejszy niż słońce o wschodzie”¹⁸.

Dodajmy, że ściany były zawieszone dość licznymi portretami monarchów, ministrów oraz obrazami o treści religijnej lub mitologicznej. Zdarzały się wśród nich nieraz cenniejsze obrazy przywiezione z podróży zagranicznych¹⁹.

Opisując pałac Kazanowskiego, wspomina Jarzębski, że na specjalnej galerii „obrazów pełno po stronach: nad stołem nagie osoby zmalowane dla ozdoby”. Istotnie wiemy, że Kazanowski, jak i Ossoliński posiadali w swych pałacach piękne galerie obrazów. Na pewno jednak nie były to wyjątki. Inwentarz zamku w Żółkwi z roku 1671, a więc czasu, kiedy Jan Sobieski był jeszcze magnatem, pokazuje, że posiadał on w swojej rezydencji pokaźny zbiór obrazów zakupionych pewnie częściowo przez niego, częściowo chyba przez jego ojca²⁰.

Jak dalece ówcześni magnaci byli przyzwyczajeni do tego, by ściany ich pomieszczeń były pokryte tapiseriami czy kobiercami, świadczy charakterystyczny list Krzysztofa Opalińskiego w odpowiedzi na prośbę jego brata Łukasza, by przekazał mu część swych tapiserii. Otóż Krzysztof stwierdziwszy, że aczkolwiek zasadniczo nie ma „nic tak drogiego u siebie, z czego bym się wymówił”, tym razem jednak nie może uwzględnić prośby brata, albowiem wówczas musiałby w świeżo odbudowanym zamku w Szubinie „nagie ściany mieć w pokojach i patrzeć na nie”²¹.

Toteż w spisywanych po śmierci magnatów inwentarzach spotykamy się często z pokaźnymi ilościami różnych tkanin przeznaczonych do ozdoby ścian i posadzek. Tak inwentarz rzeczy po zmarłym księciu Ostrogskim mówił o sześciu kobiercach „wielkich adżamskich, jedenastu jedwabnych większych i trzydziestu sześciu jedwabnych mniejszych”. Po zmarłym bezpotomnie Krzysztofie Potockim, staroście jabłonowskim, pozostało „kobierców dywańskich trzy, kobierców perskich nowych cztery, kobierców starych, co jeszcze u nieboszczki Jej Mci paniej międzyrzeckiej robili, osiem”²². Inwentarz rzeczy ruchomych księcia Samuela Koreckiego z roku 1640 podaje, że w skarbcu po nim było „kobierców perskich dziewiętnaście, kobierców białych trzy, kobierców diwańskich dwanaście, opon niderlandzkich nowych jedenaście, opon starych złych, domowej roboty, dziesięć, oponek kitajczanych haftowanych cztyry, kilimków białych, tureckich, dwa”²³.

W przestronnych, rozjaśnionych kolorowymi tkaninami komnatach stały raczej ciemne, ciężkie meble, często sprowadzane z Gdańska. Trudno tu zajmować się bez obawy zanudzenia czytelnika różnymi rodzajami tych służb (czyli kredensów), almarii (czyli szaf), sepetów (czyli skrzyń) imponujących czasem piękną robotą stolarską, czasem barwną intarsją robioną przy użyciu różnego rodzaju drzewa. Gdy chodzi o stoły, to jak świadczą inwentarze w domach magnackich, lubowano się w ciężkich stołach z blatami robionymi z marmuru. Na stołach w dających się lepiej zamknąć pokojach umieszczano, jak w pałacu Kazanowskiego, przedmioty „ze złota, srebra, bursztynu” oraz klejnoty w celu zaimponowania zwiedzającym pałac lub też po to, by mieć pod ręką przedmioty, które w razie potrzeby ofiarowywano znaczniejszym gościom.

Wśród sprzętów znajdujących się w komnatach pokaźne miejsce zajmowała broń zdobyczna lub własna, jak wiadomo, niejednokrotnie obsypana niemal drogimi kamieniami. Oto dla przykładu wyjątki ze spisu kosztownej broni hetmana Jana Sobieskiego z roku 1673: „szabla we złoto oprawna, sadzona rubinami, z rękojeścią jaspisową od Króla JMci dana, szabla we złoto z blachmalem oprawna z krymska, żelazo wszystka, złotem nabijana; szabla turecka z słoniową kością rękojeść , pistolety krótkie złotem nabijanej…], ruszniczka krótka suto złotem nabijana”²⁴.

W samych pałacach albo tuż obok nich znajdowały się wówczas prawie z reguły zbrojownie, w których przechowywano na wypadek potrzeby cięższą broń, przede wszystkim armaty. Poszczególne działa, odlewane często z brązu przez wykwalifikowanych ludwisarzy, stanowiły do pewnego stopnia dzieła sztuki i były słusznym powodem do dumy właścicieli. Inwentarze sporządzane przy różnych okazjach sumiennie podawały opisy tych dział. Warto przytoczyć wyjątki z takiego inwentarza dział króla Jana Sobieskiego znajdujących się w starym rodowym zamku Sobieskich w Żółkwi: „Działo spiżowe 12-funtowe na lawecie osadzone porządnie, na którym wyryty lew z tym napisem rugit ante ruinas . – Przed zapałem insignia JKMci z napisem Lane w Gdańsku . Działo spiżowe 11/2 funtowe na lawecie osadzone. Pod uchami napis niemiecki. Przed zapałem herb Podkowa, rogami na dół. Nad nią i w środku niej dwa krzyże z literami takimi S.Z.C.L.H.P.C. . Lane w Gdańsku w roku 1599. Na stóp półtrzecia”; „Działo spiżowe, długie 4-funtowe na lawecie porządnym. Pod uchami napis niemiecki. Nad napisem gryf z mieczem. Przed zapałem herb i ten napis: Jan Danyłowicz, dziedzic na Olesku, wda ziem ruskich, starosta bełski i korsuński. Za napisem ten herb, to jest Sas, miesiąc do góry rogami, na rogach miesiąca gwiazdy, u środka miesiąca strzała do góry grotem, na szczycie pawie pióra, przez które strzała przeszła grotem w prawą stronę. Lane w roku 1615. Na stóp 3 i ćwierć”²⁵.

Gdy chodzi o techniczne i sanitarne wyposażenie pomieszczeń magnackich, to naturalnie w większości wypadków będziemy tu mieli do czynienia z poziomem, który dziś określilibyśmy jako niski. Ogrzewanie za pomocą kominków, w najlepszym razie pieców, nie zawsze zapewniało należyte ciepło w okresie zimy. Rzecz oczywista, palono w kominkach i piecach drewnem, którego w czasie bytności pańskiej w rezydencji, jak pisze instrukcja dla burgrabiego żółkiewskiego, zarówno w lecie, jak i w zimie „gwałtowna moc wychodzi”²⁶. Stąd też do zadań burgrabiego zaliczano zadbanie wczesne o zaopatrzenie zamku w dostateczną ilość drewna opałowego. Pozostawiały też wiele do życzenia urządzenia higieniczne z ustępem na czele, który trzeba było umieszczać w ustronnym miejscu, by nie zatruwał powietrza swymi wyziewami.

Równocześnie jednak dość nieoczekiwanie spotykamy się czasem u zamożniejszych magnatów z urządzeniami przypominającymi rozwiązania nowoczesne. Tak więc na przykład pałac Kazanowskiego miał urządzenia przypominające dzisiejszą instalację centralnego ogrzewania, o czym ze zdumieniem pisze Jarzębski. Tenże sam autor wspomina, że do łazienki tego magnata doprowadzano rurami zarówno zimną, jak i ciepłą wodę do miedzianych wanien²⁷. Istnieją podstawy, które pozwalają przypuszczać, że również inne rezydencje magnatów polskich posiadały przynajmniej część urządzeń zaobserwowanych przez Jarzębskiego w pałacu podkomorzego koronnego.

Wspomnieć wreszcie trzeba o jednym, niezbyt wesołym wyposażeniu siedzib magnackich, zwłaszcza zamków, mianowicie o więzieniach. We wschodnich rezydencjach magnackich przetrzymywano tu często jeńców tatarskich, stąd też pomieszczenie dla więźniów nazywano wręcz tatarnią. W zamku żółkiewskim, jak podaje inwentarz, do tego lochu w bramie wiodły „drzwi pierwsze ze dwoma wrzeciądzami długimi i skoblem wrzeciądzem, ale kłódki nie masz . W tej bramie kajdan troje, sztab żelaznych osiem, item sztaba żelazna ze Lwowa przysłana jedna”. Przypuszczalnie do tych sztab przykuwano więźniów, którymi obok Tatarów byli na pewno różnego rodzaju przestępcy, czasem rekrutujący się z szeregów niższej służby magnackiej.

Opiekę nad więzieniem zamkowym powierzano często burgrabiemu, o czym pisano w instrukcji dla burgrabiego zamku żółkiewskiego: „tenże ma wiedzieć o więźniach, dozierając każdego wieczora, jeżeli na kajdanach ich i okowach nie masz jakiego znaku zdrady, o której więzień, o ile nie widzi około siebie dozoru, ustawicznie myśli”²⁸.

Obok pałaców w tym okresie spotykamy już coraz częściej również mniej czy więcej okazałe ogrody, jako jeden z elementów zdobiących siedzibę magnacką. Ogrody te powstają przy pałacach nawet ufortyfikowanych. Umieszczano je wówczas niejednokrotnie poza właściwą fortyfikacją, jak na przykład ogród przy zamku w Wiśniczu albo ogród przy zamku Krzyżtopór²⁹. Ogrody te, które jeszcze w XVI wieku nosiły niejednokrotnie cechy użyteczności, później w coraz większym stopniu zamieniają się na ogrody ozdobne. Połączone z pałacami, są niejednokrotnie podporządkowane symetrycznym planom budowli głównej, leżą niejako na osi symetrii przebiegającej przez pałac. Coraz większą troskę wkłada się w to, by je uczynić ozdobnymi. W centralnym punkcie zjawiają się fontanny, poza tym buduje się tu pomieszczenia typu rekreacyjnego, oranżerie. Obok pałacu Denhoffów w Kruszynie znajdował się, według Laboureura, „ogród kształtny, z parterami, szpalerami i gabinetami mieszkalnymi , za ogrodem sad”³⁰. Równie ozdobnie przedstawiał się ogród koło pałacu w Radziejowicach. „Z jednej strony są wody – pisze p. Guebriant – z drugiej kwiaty, szpalery, drzewa i gabinety”. Koło pałacu hetmańskiego w Podhorcach znajdował się ogród założony na kolejno wznoszących się platformach. Ogród ten budził podziw współczesnych. Przebywający tam w roku 1640 Albrycht Stanisław Radziwiłł pisze: „Trzy ogrody opadające trzema stopniami przypominały ogrody Parmy, Rzymu, Capraroli i cesarskie. Wody sztuczne, przedziwne wodotryski wypływają i nic dziwnego, albowiem twórcą ich jest wybitny konstruktor sprowadzony z Rzymu. Na krańcu ogrodów portyk albo galeria długi na 200 kroków, podtrzymany kamiennymi kolumnami”. Z naciskiem też podkreślał Radziwiłł, że ten ogród mógł rywalizować z najpiękniejszymi ogrodami włoskimi³¹.

Taki ogród pewnie opisuje Jan Andrzej Morsztyn w utworze Przechadzka, ogród, gdzie są „kwiateczki ozdobne”, gdzie chodzi się „labiryntami”, a chłodzi się w „chłodnikach”, gdzie „ogrodnik kwiateczkom bujności dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy”³².

Budowanie przy pałacach ogrodów łączy się w jakiejś mierze z odkryciem piękna egzotycznych kwiatów, których nasiona i cebulki poczyna się sprowadzać do Polski. W końcu XVI wieku między innymi sprowadzono tulipany do Holandii i zaczęto propagować w Europie te budzące zachwyt kwiaty. W roku 1595 opisuje się po raz pierwszy tulipany w Augsburgu³³. W Polsce o „różnych farb” kwiatach tulipana wspomina w roku 1648 Władysław Jeżowski w Ekonomii albo porządku zabaw ziemiańskich³⁴. Przypuszczalnie jednak kwiat ten był u nas znany wcześniej. O sprowadzaniu jakichś nasion kwiatów z Holandii myśli Stanisław Lubomirski w przededniu wyruszenia pod Chocim.

Z listów Krzysztofa Opalińskiego do brata dowiadujemy się też o jego zainteresowaniu ogrodnictwem. W roku 1649 prosi brata o „komunikację ksiąg ad exornandum ogród mój sierakowski”. W tym samym roku przesyła bratu Francuza, specjalistę do zakładania ogrodów, aczkolwiek niewielkie ma mniemanie o jego umiejętnościach. W roku bitwy beresteckiej donosi: „ogród kończę i palisadą piękną opatruję, także i portalem szumnym”³⁵.

Te cytowane przykłady mogą w jakimś stopniu potwierdzać fakt, że pasja zajmowania się ogrodami opanowywała coraz szerzej ówczesną szlachtę. Nie od rzeczy będzie też wspomnieć o zamiłowaniu do sztuki ogrodniczej króla Jana III Sobieskiego, który, jak wiemy, do końca życia właściwie pozostał magnatem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: