Życie erotyczne Słowian - ebook
Życie erotyczne Słowian - ebook
Tomasz J. Kosiński, znawca historii i obyczajów dawnej Słowiańszczyzny, autor m.in. „Rodowodu Słowian”, „Wiary Słowian” i „Bogów Słowian”, w swej najnowszej książce wprowadza czytelników w świat słowiańskiej miłości i seksualności. Można się z niej dowiedzieć, jak Słowianie kochali (dosłownie i w przenośni), jak odnosili się do nagości i seksu, jak zawierali związki małżeńskie i czy byli wierni małżonkom. Poznamy też obyczaje, magię i sztukę związane z erotyką i płodnością.
Jak pisze T.J. Kosiński: „Dla Słowian sfera seksualna stanowiła niezwykle istotny aspekt życia. Była związana z kultem życia i płodności, a dzięki prokreacji rodziły się dzieci ‒ nowe pokolenia. Ziemia była utożsamiana z kobietą w myśl zasady: »matka ziemia przynosi nam owoce, jak kobieta rodzi dziecko«. Z kolei męskiej mocy przypisywano magiczne właściwości i porównywano ją do siewu. Dlatego przed obsianiem ziemi przedstawiciele niektórych plemion słowiańskich oddawali się miłosnym igraszkom na polach. Dawni Słowianie kojarzyli seks ze szczęściem, tańcem i muzyką oraz cudem narodzin, co miało zapewnić połączenie z naturą...”.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16193-1 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po opublikowaniu prac na temat wciąż będącego przedmiotem dyskusji rodowodu Słowian, skrywanych tajemnic idoli prillwickich, uznawanych za nieistniejące run słowiańskich oraz moich ostatnich dwóch książkach o bogach i wierze Słowian tym razem pora na lżejszy materiał dotyczący dawnej Słowiańszczyzny.
Jak dotąd, trudno znaleźć na naszym rynku szersze opracowanie poświęcone w całości życiu seksualnemu naszych przodków. Istnieją co prawda pozycje opisujące ten aspekt życia kulturowego ludów europejskich, ale o obyczajach Słowian jest tam niewiele, a temat chyba zasługuje na większą uwagę.
Jeśli chodzi o badania nad historią seksualności w szerokim ujęciu, to za przełomową można uznać pracę Michela Foucaulta _Histoire de la sexualité_ (1976). Wcześniej zajmowano się jedynie poszczególnymi zjawiskami związanymi ze sferą aktywności seksualnej człowieka jak: małżeństwo, dziewictwo, prostytucja, celibat (bezżeństwo) itp. Nowszą pozycją, która stara się objąć całość zagadnienia seksualności w średniowieczu, jest monografia Ruth Mazo Karras _Sexuality in Medieval Europe. Doing unto others, Routledge_ (2005), która omawia wiele tematów, m.in. oskarżenia kobiet o czary, gdy swoją seksualnością opętują one mężczyzn, oraz o czarostwo połączone często z posądzeniami o współżycie z diabłem.
Natomiast pierwszą polską naukową próbą badania seksualności średniowiecznej w ujęciu historycznym jest książka Adama Krawca _Seksualność w średniowiecznej Polsce_ (2000). Autor ten porusza także pokrótce tematy życia seksualnego w kulturach pogańskich, pisząc choćby o kulcie płodności i magii miłosnej, co szczególnie związane jest z omawianym przeze mnie tutaj tematem, dlatego wielokrotnie odnoszę się do jego publikacji w swoim opracowaniu.
Sprawami seksualności zajmowało się też kilku innych polskich uczonych. Na przykład Krzysztof Skwierczyński w recenzji pracy Ruth Mazo Karras (2007) podaje, że w źródłach średniowiecznych znajdujemy wiele określeń oznaczających różne aspekty współżycia seksualnego jak: rozwiązłość, nieczystość (_luxuria_), cudzołóstwo (_adulterium_), konkubinat (_concubinatus_), nierząd (_fornicatio_), prostytucja (_meretricatio_), życie w małżeństwie (_matrimonium_), zgwałcenie lub uprowadzenie kobiety w celu wzięcia jej za żonę (_stuprumiraptus uirginae_), stosunki wbrew naturze, czyli uniemożliwiające prokreację (_contra naturam_) i wiele innych. W swoich rozważaniach sugeruje_: Mówiąc o zachowaniach erotycznych ludzi średniowiecza, należy pozostawić na uboczu współczesną myśl naukową dotyczącą seksualności człowieka, a zmierzyć się z zagadnieniem seksualności widzianej przez pryzmat ówczesnej kultury_ _. Seks jako fakt somatyczny nie ma więc historii_; _historię seksualności, a więc faktu kulturowego, można badać_¹.
Zgadzam się w tej kwestii z autorem i dlatego staram się w niniejszej publikacji przedstawić życie seksualne dawnych Słowian właśnie z punktu widzenia kulturowego, zwracając przy tym szczególną uwagę zwłaszcza na obyczaje o starosłowiańskim charakterze, mające jeszcze w dużej mierze pogańskie korzenie.
O historii i kulturze naszych przodków, przede wszystkim w okresie przedchrześcijańskim, niewiele się mówi, tłumacząc to: brakiem źródeł, dyskusyjną niepiśmiennością pogańskich protoplastów Polaków czy też ich rzekomym późnym przybyciem do Europy Środkowej, gdzie dopiero mieli zetknąć się z wysoko rozwiniętymi cywilizacjami rezydujących tu wcześniej ludów, takich jak: Rzymianie, Galowie czy Germanie. Ile jest w tym prawdy, pisałem w swoich dotychczasowych książkach, takich jak _Rodowód Słowian_ (2017), _Runy słowiańskie_ (2019) czy _Wiara Słowian_ (2020).
Jeszcze mniej wiadomo na temat życia erotycznego Słowian, dlatego zaintrygowany niegdyś pracą Bronisława Malinowskiego _Życie seksualne dzikich_, któremu dedykuję niniejszą publikację, podjąłem się dzieła zebrania w całość informacji dotyczących tego tematu, które znamy z przekazów historycznych, etnograficznych, a nawet archeologicznych (artefakty z motywami fallicznymi i waginalnymi). Niestety mimo fascynacji metodą pracy Bronisława Malinowskiego, który osobiście spędził dwa lata wśród Papuasów z Wysp Trobrianda, nie tylko ich obserwując, ale i uczestnicząc w życiu społecznym tego ludu, nie mogłem jej zastosować w tym przypadku, bo temat pracy dotyczy czasów minionych. Musiałem się tu ograniczyć jedynie do metody historycznej oraz analizy przekazów etnograficznych. Dlatego nie było to zadanie łatwe. Efektem mojej pracy jest niniejsze opracowanie, które, mam nadzieję, pozwoli wielu osobom zainteresowanym dawną Słowiańszczyzną na zorientowanie się w tym temacie, a być może także podjęcie poszukiwań, by zgłębić tę wiedzę jeszcze bardziej. Każde wnikliwe badanie w tym zakresie przybliża nas do odkrywania prawdy o dziedzictwie naszych przodków, ich codziennym życiu, tradycji i kulturze, która nas przenika do dziś, choć często nawet sobie z tego nie zdajemy sprawy.
Dużo jeżdżę po świecie. Udało mi się zwiedzić ponad sto krajów na sześciu kontynentach, w tym także dotrzeć do Papui-Nowej Gwinei, gdzie Bronisław Malinowski prowadził badania. Ponadto od ponad czterech lat mieszkam wraz z rodziną wśród tubylców na jednej z wysp filipińskich, co daje mi możliwość nie tylko obcowania z plemienną kulturą i wciąż dziką przyrodą, ale także poznania i doświadczania w praktyce życia w świecie, jaki przemija, a u nas odszedł w niebyt już dawno temu. Wbrew pozorom można tu czasem znaleźć więcej słowiańskości niż nad Wisłą w rozumieniu życia w zgodzie z naturą, czci wobec rodu, szacunku dla instytucji rodziny i dużej roli prokreacji (przeciętna rodzina filipińska ma 6–7 dzieci).
Słowianowierstwo, jak wiemy, opierało się właśnie w dużym stopniu na kulcie płodności, szacunku dla przyrody i zjawisk atmosferycznych. Życie człowieka było odbiciem cykliczności natury, świata, kosmosu, czyli tego wszystkiego, co uznawano za boskie. Dlatego bogowie, patroni poszczególnych zjawisk, nie do końca pojętych przez śmiertelnych, mogli sobie pozwolić na więcej niż ludzie. To oni też mogli decydować o ludzkim losie, wskutek czego należało z nimi dobrze żyć, czyli składać im ofiary i modlić się do nich o pomyślność i życzliwość w codziennych sprawach. Co więcej, nie można było wyraźnie podzielić ich na pozytywnych i negatywnych, bo przejawiali różne cechy w zależności od sytuacji. Bóg mógł bowiem zarówno darzyć, jak i zabierać. Mógł nagradzać, ale i karać. Słowiański dualizm to nie podział na dobro i zło, ale na jasną i ciemną stronę życia, a poszczególne boskie istoty nie były przypisane do żadnej z nich na stałe. W tym ujęciu człowiek był jeszcze bliższy takim bogom, bo, jak wiemy, ciężko znaleźć i ludzi jedynie dobrych lub całkiem złych. Można zatem stwierdzić, że boski pierwiastek był w każdym z człowieku. Jurni, odważni, boscy patroni wojny i urodzaju wyobrażali ideały męskości, a wiecznie wilgotna Matka Ziemia – Wielka Bogini, była symbolem płodności i wzorem macierzyństwa. Większość słowiańskich obrzędów przeniknięta była oddawaniem czci takim właśnie bogom i była związana z celebracją tajemnicy życia, narodzin i śmierci oraz odrodzenia².
Pozostałości dawnych rytuałów przez stulecia były solą w oku moralistów związanych z Kościołem lub Cerkwią. W czasach chrześcijańskich za lubieżne występki straszono piekłem żyjących wcześniej w zgodzie z naturą Słowian. Kościół dążył bowiem do penalizacji możliwie dużego obszaru zachowań ludzkich, co poszerzało jego materialną władzę jako jedynego szafarza „odpuszczenia grzechów” i szczęścia pośmiertnego. Przykładowo dla takiego Marcina z Urzędowa, XVI-wiecznego kanonika i autora jednego z najstarszych polskich zielników, sobótki były zabobonną praktyką ku czci diabła. Za udział w tego typu obrzędach groziła kara wiecznego potępienia, a osoby podejrzane o uprawianie pogańskiego kultu często oskarżano o pakt z szatanem i palono na stosach lub topiono w rzekach.
W folklorze ludowym zachowały się liczne przejawy dawnych obyczajów, kultu płodności i radości życia. Warto zauważyć, że zwłaszcza polska tradycja ludowa, taneczna, muzyczna, czy plastyczna, jest skoczna, wesoła, kolorowa, a nawet sprośna. Mało w niej jest cierpiętnictwa i smutku, jakie znamy z etyki i kultury chrześcijańskiej. Dlatego w tej popularnonaukowej pracy nie stawiam jakiejś wyraźnej cezury czasowej i nie ograniczam się jedynie do czasów pogańskich, czyli umownie przed chrztem Mieszka I w X wieku, gdyż ten „poganizm”, moim zdaniem, wciąż jest obecny w naszej tradycji, a wiele obyczajów ludowych, w tym także w sprawach życia miłosnego, nie zmieniło się od lat.
Problemem jest jedynie to, że świat podlega postępującej urbanizacji i globalizacji, a co za tym idzie, następuje stopniowy zanik kultury ludowej na rzecz kultury popularnej, najczęściej w zachodnim wydaniu. Nie ma tu już zbyt wiele miejsca na słowiańskość, choć, jak wiemy, zarówno walentynki, jak i halloween, także mają rodowód pogański, a w naszej tradycji to tylko odpowiedniki sobótek i dziadów, z czego coraz mniej ludzi zdaje sobie sprawę.
Kilka lat temu oburzenie wywołał występ Donatana i Cleo na Eurowizji. Ich teledysk do piosenki _My, Słowianie_ ma kilkanaście milionów odsłon na YouTubie, co może potwierdzać, że słowiańska kultura z jej erotycznym podłożem jednak wciąż kusi. A może nigdy jej u nas nie wykorzeniono. Joanna „Żywia” Gacparska, zajmująca się kultywowaniem starosłowiańskich obrzędów i promocją dawnej pogańskiej tradycji, dziwi się krytyce tego typu działalności artystycznej. Uważa ona, że kwintesencją słowiańskości jest właśnie seksualność, a widoczne w omawianym teledysku picie mleka przez kobietę, polewanie się wodą czy ruchy wykonywane podczas ubijania masła są dość dwuznaczne same z siebie³.
Wcześniej nikomu to nie przeszkadzało, gdyż życie codzienne nasycone było kultem przyrody i jej płodności, a człowiek znał swoje miejsce i cel istnienia, chyba nawet bardziej niż obecnie. Dziś narzucona nam nowa moralność chrześcijańska wymusza pewne wzorce postępowania, jakże dalekie od tych dawniejszych. Ludzie muszą często walczyć ze swoją naturą pod groźbą popełnienia grzechu i kary za przewinienia. I nie chodzi tutaj o gloryfikację rozwiązłości i zwierzęcych instynktów, jakie tkwią w człowieku, ale o bardziej naturalne podejście do tematu. Dawni Słowianie wbrew powszechnym przekonaniom także mieli dość surowe normy obyczajowe, o czym będzie mowa w dalszej części tekstu. Jednak purytanizm i radykalne podejście do spraw seksu nazbyt często prowadzą do ludzkich tragedii. Znamy z historii, jak wiele cierpień musiały znieść osoby, które słuchały swego serca i głosu natury, a nie nawoływań z ambony.
Skrajny konserwatyzm w kwestii erotyki nie przyniósł ludzkości zbyt wiele szczęścia. Raczej wręcz przeciwnie, był zarzewiem powstania różnych nawiedzonych ideologii, których efektem były absurdalne i okrutne praktyki, jak chociażby te stosowane przez grupę rosyjskich skopców z XVIII–XX wieku, wierzących, że gwarancją zbawienia człowieka jest jedynie pozbycie się grzesznego popędu seksualnego, w czym mogą pomóc m.in. kastracja i mastektomia (usunięcie piersi). Czyż to jednak nie jest podważanie autorytetu samego Boga, który stworzył nas właśnie takimi a nie innymi? Czemu niektórzy próbują na siłę zmienić jego boski plan i być bardziej „papieskimi od papieża”? Może wystarczy wsłuchać się w naturę, oswoić dawne obyczaje i dostosować je do współczesności, by żyć właśnie bliżej Boga? Całe szczęście, że obecnie także na łonie Kościoła są osoby, które, jak ksiądz Ksawery Knotz, uważają, że _seks nie jest grzechem, seks jest boski!_⁴_._
Wspomniany Donatan mówił, że jednym z celów jego twórczości jest zachęcenie Polaków do odkrywania swojej „słowiańskości”. Michał Gąsior, autor artykułu opublikowanego na portalu natemat.pl zastanawia się, czy to w ogóle możliwe, skoro przeciętny Polak wykreślił słowiański element z tożsamości⁵. Czy aby na pewno?
W każdym razie faktem jest, że dawni Słowianie zwyczajnie lubili chędożyć, traktując „te sprawy” jako coś naturalnego, a wręcz koniecznego dla zachowania boskiego porządku w niebie i na Ziemi.
Odkrywajmy zatem słowiańskość na nowo, bez wstydu i z radością. Cieszmy się przyrodą, bądźmy dumni z tego, kim jesteśmy, pamiętajmy o naszym dziedzictwie, przodkach i kulturze, która pozwala nam zachować naszą tożsamość, zdobywajmy wiedzę i uczmy innych, kochajmy się.
_Tomasz J. Kosiński_
_Arkadia, Filipiny_
_30 września 2020 roku_ŻYCIE SPOŁECZNE I TRADYCJA
Sfera seksualna stanowiła niezwykle istotny aspekt życia dla Słowian, gdyż była związana z kultem płodności, a dzięki prokreacji rodzi się przecież nowy człowiek. Innymi słowy, można stwierdzić, że podstawą życia społecznego naszych przodków był kult życia.
Ziemia była utożsamiana z kobietą na zasadzie porównania: _Matka Ziemia przynosi nam owoce, jak kobieta rodzi dziecko_. Choć nie zawsze i wszędzie uważano, że narodziny dziecka są niemożliwe bez stosunku płciowego, czyli te dwa procesy nie były ze sobą wiązane. Gdy to sobie uświadomiono, wzrosła rola mężczyzny, a jego męska moc została przypisana licznym magicznym właściwościom, np. zwiększeniu płodności ziemi. To właśnie w tym celu przed siewem przedstawiciele niektórych plemion słowiańskich, w tym także prapolskich, oddawali się uciechom miłosnym na polu, przenosząc w ten sposób potężną energię i żyzne przesłanie na ziemię, która ma wkrótce rodzić im plony.
Dawni Słowianie kojarzyli seks ze szczęściem, z tańcem i muzyką oraz cudem narodzin, co miało zapewnić połączenie z naturą, która była otaczana wielkim kultem. Tak było przynajmniej do XII wieku, kiedy chrześcijaństwo zaczęło zyskiwać na sile w krajach słowiańskich, egzekwując nowe spojrzenie na stosunek niemałżeński jako grzeszny akt. Był to kompletny zwrot wydarzeń dla seksualności Słowian, a te dwa sprzeczne punkty widzenia można zauważyć w krajach słowiańskich do dnia dzisiejszego⁶.
Rola mężczyzny i kobiety w życiu plemiennym
W okresie wspólnoty pierwotnej wśród społeczeństw plemiennych na naszych ziemiach dominował _matriarchat_ i związany z nim kult Wielkiej Bogini Matki. W społeczeństwie matrylinearnym pozycja kobiety była ważniejsza od pozycji mężczyzny, który występował przede wszystkim w roli „ojca zapładniacza” i kochanka. To kobieta matka była odpowiedzialna za rodzinę, nowe życie, opiekę nad dziećmi, gospodarstwo czy wyżywienie. Dlatego kojarzono ją z boską krową, gdy tymczasem męska symbolika nawiązywała najczęściej do byka, kozła lub barana⁷. Z okresu pierwotnego pochodzą kobiece wyobrażenia zwane Wenus, przedstawiające Boginię Rodzicielkę. W Europie znaleziono do tej pory ok. 50 figurek tego typu.
Jednak wraz z umacnianiem się pozycji wodza plemiennego następował stopniowy upadek matriarchatu. Do przyjęcia nowego systemu społecznego z dominującą pozycją mężczyzny – _patriarchatu_, przyczyniły się także coraz częstsze konflikty zbrojne, wynikające z ekspansji i migracji ludów, oraz potrzeba ochrony plemienia, a także urbanizacja i budowa osad obronnych, za co byli odpowiedzialni mężczyźni, wojownicy i budowniczowie. Wtedy to także słońce stało się najważniejszym bogiem, przejmując atrybuty wcześniejszej Wielkiej Bogini Matki, patronki życia, płodności i urodzaju. Miało to miejsce w okresie przechodzenia od epoki kamiennej do epoki brązu, ok. XIII–XII wieku p.n.e.⁸, kiedy to możemy także mówić o krystalizowaniu się Prasłowiańszczyzny.
Mężczyzna miał być jurny, silny i odważny. Za zasługi w boju czy swą roztropność był otaczany mirem, co dawało mu szansę zostania wojewodą (dowódcą wojów) albo nawet naczelnikiem plemienia, a w związkach ponadplemiennych – księciem, z wyboru wiecu. Jeśli jednak ktoś był chromy, to nie mógł pełnić funkcji państwowych, a karą za niektóre przewinienia często była kastracja, co spotkało np. naszego króla Mieszka II, któremu Czesi po uwięzieniu zmiażdżyli jądra. Miało to być największą hańbą, a jednocześnie zapewnić brak możliwości spłodzenia potomka, który był gwarancją zachowania ciągłości istnienia rodu.
Także kalecy mężczyźni nie mieli poważania, a tym bardziej możliwości sprawowania roli wojewodów (wodzów wojennych) czy brania udziału w wyborach na księcia. Wiemy, że święty Wojciech pretendował za młodu do tronu czeskiego, ale jego konkurent pogruchotał mu kości, bo z takim kalectwem nie mógł zostać wybrany na władcę w tamtych czasach. Dlatego powłóczył nogami i został misjonarzem, choć wcześniej był księdzem bawidamkiem i hulaką, którego wygnano z Pragi za uwodzenie tamtejszych mężatek. Gdy ten po jakimś czasie powrócił do swoich lubieżnych upodobań, wtrącono go do lochu, skąd wyciągnął go Chrobry, który postanowił powierzyć swemu marnotrawnemu krewnemu „samobójczą” misję ewangelizacji Prusów. Bolesław Wielki zdawać się może, że przewidział bieg wypadków, które przysporzyły mu wiele korzyści, bo po zabójstwie Wojciecha przez pogan został on pierwszym polskim świętym, a nasz władca przehandlował jego członki jako relikwie, umacniając przyjaźń z cesarzem Ottonem III.
Podobnie jak mężczyźni, również kobiety słowiańskie, marzące o założeniu rodziny, musiały być zdrowe, silne i płodne. Kalectwo czy podejrzenie niepłodności z marszu dyskwalifikowało kandydatkę lub było powodem jej oddalenia przez męża, co znamy z wielu relacji historycznych i badań etnograficznych. Walerian Sobisiak przytaczał powiedzenie z Kaliskiego, gdzie mawiano, że: _nawet chorego cielęcia się nie kupuje, a co dopiero kobitę_⁹, co oznacza, iż unikanie związków z osobami ułomnymi było zwyczajem powszechnym do czasów współczesnych.
Mimo takich wymagań kobiety u Słowian obdarzano szczególną czcią, a ich „całowanie po rączkach”, co jest ewenementem kulturowym w Europie, zachowało się w polskiej kulturze po dziś dzień.
Kasjusz Dion w _Historii rzymskiej_ pisał o Wandalach, że: _ich kobiety podczas wojen markomańskich walczyły w jednym szeregu u boku mężczyzn_, co mogło oznaczać równouprawnienie obu płci u tego ludu, uznawanego przez wielu badaczy za słowiański, wbrew oficjalnej opinii historyków.
Gdzie indziej czytamy, iż: _Barbarzyńcy uważają, że jest w kobietach coś świętego i wieszczego, stąd nie gardzą ich radą ani nie lekceważą przepowiedni_, co dodatkowo potwierdza powyższy pogląd o wysokiej pozycji kobiet wśród ludów uznawanych niezbyt słusznie za „barbarzyńskie”, w tym i Słowian.
Kronikarz czeski Kosmas pisał z kolei o trzech siostrach: _które natura obdarzyła taką mądrością, jaka zwykła jest męż-czyznom_, choć niektórzy przedstawiciele ludu podważali prawo jednej z nich – Lubuszy, do sprawowania władzy z racji faktu, iż jest tylko kobietą. Ale już nasz Mistrz Wincenty ukazuje Wandę jako dobrą królową, równą zaletami swoim męskim poprzednikom. Aleksander Gieysztor zauważa, że: _w obu podaniach mogą błąkać się echa jakiejś starszej tradycji o uprzywilejowanej pozycji kobiet_¹⁰_._
Jeśli chodzi o relacje w małżeństwie, więcej będzie o tym w dalszej części niniejszej pracy. Warto zaznaczyć, że w praktyce całym majątkiem dysponował gospodarz, który czasem mógł skorzystać z rady małżonki, jednak samodzielnie podejmując ostateczne decyzje. Według niektórych etnografów mąż miał prawo dowolnie dysponować majątkiem żony – nie istniała w tej kwestii żadna wspólnota majątkowa, natomiast żona nie miała prawa kupować niczego na własność ani dysponować majątkiem męża¹¹. Część uczonych twierdzi natomiast, że małżonek mógł korzystać z posagu żony (pole, zwierzęta, narzędzia itp.), ale przy zerwaniu małżeństwa miał obowiązek zwrócić rodzinie żony jej posag, który wniosła do związku. Być może tradycja ludowa w tym zakresie była inna w różnych rejonach Słowiań-szczyzny i mogła też podlegać zmianom na przestrzeni wieków.
Gieysztor podaje, że zamożni Słowianie lubili rozpieszczać swoje żony drogimi prezentami: _W rodzinach przodujących ma ona poważny głos w sprawach publicznych i prywatnych. Archeologia poświadcza przepych biżuterii kobiecej w warstwie panów, którzy jak na wyspie Rugii na pocz. XII w. „złoto i srebro, jakie przypadkiem czy z zabierania ludzi do niewoli lub skądinąd nabędą, obracają na ozdoby dla swoich żon lub też do skarbca boga swego”._ Dodaje też: _Równouprawnienie towarzyskie kobiet polskich wyrażało się w ich udziale w ucztach wyprawianych przez monarchę, jak o tym szeroko opowiada Gall Anonim dla czasów Bolesława Chrobrego. Godność kobiety zamężnej była więc wysoka, choć nie odpowiadała jej równość praw, zwłaszcza majątkowych_¹²_._
Nasz wybitny uczony pisał więcej o równouprawnieniu słowiańskich kobiet: _Żony, także wielmożów, już u schyłku doby pogańskiej miały niemało autorytetu, obejmowały po śmierci męża zarząd domu i trzymały go silną ręką, jak owa wdowa-poganka sprzeciwiająca się nowej religii na Pomorzu Zachodnim „bogata i szlachetna, mająca liczną czeladź, matrona znacznej powagi i ostro rządząca domem swoim”. O czasach Bolesława Chrobrego opowiada żywot Mojżesza Węgrzyna spisany w Klasztorze Pieczerskim w Kijowie w pocz. XIII w. ze starszej tradycji; bohaterowi sądzony był los Józefa, a jego Putyfarą była pewna niewiasta z grona wielmożów polskich, która go dostała do swego domu jako jeńca wojennego uprowadzonego z ziemi ruskiej. Słudzy jej ganili pobożnego Mojżesza za opór stawiany chęciom pani takimi słowy: „Wszakże jesteś młody i masz do czynienia z wdową, która z mężem swoim żyła jedno tylko lato… i bogactwa ma większe aniżeli wszyscy i władzę wielką pomiędzy Polakami”_¹³.
Twierdzi też: _Podobnie samodzielną pozycję miały kobiety dostojnego rodu i na Rusi. Nie podzielimy oczywiście zdania, że były to ślady matriarchatu. Wydaje się, że przemiany niesione przez budowę silnych wielkich państw wydźwigały w górę rodziny możnych w całości wraz z kobietami. W sprzyjających okolicznościach ich zdolności rządzenia, energia i śmiałość w niczym nie ustępowały ich mężom i synom. Księżna wdowa Ludmiła rządziła Czechami jako regentka i opiekunka nieletnich wnuków po śmierci księcia Wratysława; została w 921 r. uduszona z rozkazu synowej Drahomiry, która sięgnęła po władzę. Najstarsza kronika ruska nie ma dość słów zachwytu nad rządami księżny Olgi, która w 945 r. objęła po śmierci męża rządy w państwie kijowskim, prowadziła ekspansję zewnętrzną, organizowała eksploatację kraju, jeździła do Konstantynopola i śmiało sobie poczynała z wrogami. U progu przyjaźni polsko-węgierskiej stoi postać innej niezwykłej kobiety, Adelajdy, żony Gejzy węgierskiego, a siostry Mieszka I polskiego, która jeździła konno, w gniewie zabiła człowieka, piła jak mężczyzna, miała być biegła w Piśmie Świętym, a dzięki urodzie nosiła miano Białej Knegini_¹⁴.
Nagość
Swoboda związana z brakiem wstydu przed nagością, zwana obecnie _naturyzmem_, co samo przez się rozumiane jest jako naturalna forma współistnienia człowieka z przyrodą, dawniej była czymś zwyczajnym. Negliż obecny był zwłaszcza podczas uprawiania wielu obrzędów związanych z kultem płodności, ale też i w trakcie wykonywania niektórych codziennych czynności czy na polu bitwy, o czym czytamy w przekazach historycznych.
Michał Mazur w swojej pracy magisterskiej _Nadzy wojownicy_¹⁵ zwraca uwagę, że Słowianie w opisach kronikarzy przedstawiani są jako prymitywne ludy walczące półnago, bez przywdziewania zbroi. Na przykład Prokop z Cezarei w VI wieku zanotował, że Słowianie: _do walki stają pieszo, idąc przeciw wrogom, w rękach mają małe tarcze i oszczepy, pancerza natomiast nigdy nie zakładają. Niektórzy nie mają ani koszuli, ani płaszcza, lecz tylko rodzaj nogawic i w ten sposób stają do walki z wrogami._
Z kolei Teofilakt Symokatta w VII wieku zamieścił relację dotyczącą dwóch nadbałtyckich Słowian, którzy podczas wyprawy poselskiej na Bałkany zostali złapani przez wojska bizantyjskie i postawieni przed obliczem cesarza. Wyjaśnili mu, że: _noszą zaś kitary, ponieważ nie są przyzwyczajeni odziewać się w zbroję, bo ich ziemia nie zna żelaza i dlatego pozwala im żyć w spokoju i bez waśni._ Była to oczywiście sprytna zagrywka szpiegowska, ale naiwny cesarz im uwierzył i puścił ich wolno.
Zapiski o nagich słowiańskich „barbarzyńcach” żyjących jak zwierzęta i walczących bez odzienia to oczywiście chrześcijańska ocena odmiennej kultury, której nie rozumiano. Tym średniowiecznym pisarzom trudno było pojąć, że gorsząca ich nagość, którą u wojowników odbierano jako dowód zacofania technologicznego (brak uzbrojenia), wynikała tak naprawdę ze względów rytualnych. Wojowie słowiańscy często bowiem po pomyślnej wróżbie o zwycięstwie zawierzali bogom i zrzucali swe zbroje, idąc w bój z nagimi torsami, co było przejawem nie tylko odwagi i męstwa, ale i ufności w boską opiekę nad nimi.
Nagość w tradycji rycerskiej obecna była na Słowiańszczyźnie do końca średniowiecza, by przetrwać dłużej w kulturze ludowej w postaci ekstatycznych tańców z mieczami. Mikołaj z Wielkiego Koźmina w XV wieku opisywał tańce orężne ludu polskiego z charakterystycznymi elementami nagości: _przypominam sobie, iż w młodości czytałem w pewnej kronice, że były w Polsce bóstwa, skąd też do naszych czasów dociera taki obrzęd, a mianowicie tańce wykonywane przez dziewczęta z mieczami, jak gdyby na ofiarę bożkom pogańskim, a nie Bogu, i przez chłopców uzbrojonych w miecze i kije, które nawzajem sobie rozłupywali._
_Oczyszczająca kąpiel_, rys. Katarzyna Kosińska
Nagość była też wymogiem w trakcie ceremonii inicjacyjnych, znanych w różnych kulturach starożytnych, np. w mitraizmie oraz kulcie Izydy. Z zapisków kronikarskich dowiadujemy się też, że Neurowie, kojarzeni z protoplastami Słowian, raz do roku zamieniali się w wilki. Możliwe, że chodziło tutaj o młodych wojowników, którzy nadzy przywdziewali wilcze skóry i szli tak do boju, dając upust zwierzęcym instynktom, a specjalne narkotyczne napoje dodatkowo miały wywoływać u nich bitewną agresję.
Także w chrześcijańskiej ceremonii chrztu do początków średniowiecza wymagano całkowitej nagości u obu płci, która symbolizowała czystość i niewinność oraz oddanie się Bogu. Z kolei bose stopy były symbolem pokory i ubóstwa, zwłaszcza w niektórych zakonach.
Natomiast w życiu codziennym Słowian nagość była dość powszechna. Przez długi czas panowało przekonanie, że jest ona ściśle związana z magią i zdolnością ludzi do tworzenia jedności z naturą, a odzież jest tylko wytworem cywilizacji. Nagie ciało było stałym elementem wielu różnych rytuałów, np. rozebrane kobiety trzy razy przechodziły przez kolebkę nowo narodzonego dziecka, aby odpędzić złe moce¹⁶. W podobnym celu nagie niewiasty chodziły po domach, w których wydarzyło się coś złego. Z kolei, aby pobudzić bóstwa płodności, na wiosnę odbywano lub symulowano stosunek płciowy na polu, a po jakimś czasie miesiączkującym dziewczętom kazano tańczyć w zielonym zbożu, by lepiej rosło. Również niektóre wróżby, rytuały ciążowe i szlafowe były przeprowadzane bez ubrań. Należy dodać, że i małżonkowie sypiali nago, jeżeli w izbie nie było zbyt zimno.
Nawet do XX wieku w Europie Środkowej i Wschodniej nagość występowała w rozmaitych obrzędach, często jako synteza wierzeń chrześcijańskich i wcześniejszych tradycji, czego przykładem są chociażby wciąż kultywowane świętojanki, będące nakładką na pogańskie sobótki (Dni Kupały). Strój, w „jakim nas matka natura stworzyła”, obowiązywał też podczas innych słowiańskich świąt i obrzędów.
Motyw nagości znany też jest w słowiańskiej mitologii, a także w podaniach ludowych powstałych już w okresie chrześcijańskim, ale przenikniętych dawnymi tradycjami. Ze źródeł etnograficznych wiemy m.in., że średniowieczne czarownice na sabatach miały tańczyć lubieżnie wokół palonych ogni i nosić wyłącznie maski albo welony zasłaniające twarz¹⁷. Nietrudno się domyślić, że była to chrześcijańska zdemonizowana wizja wspomnianych sobótek, zwanych przez kler katolicki sabatami, a niewinne dziewczęta celebrujące przesilenie letnie zostały sprowadzone do roli powierniczek diabła.
Tego typu tańce płodności i urodzaju w wykonaniu rozebranych dziewcząt są znanym, rytualnym sposobem sprowadzania deszczu. Pisze o tym Władysław Kopaliński w _Słowniku symboli_, tłumacząc, że im wyżej skakano na polach podczas tego obrzędu, tym wyżej miało wyrastać zboże. Na Bałkanach i w innych rejonach Słowiańszczyzny znany był ten zwyczaj jako obrzęd Dodoli, czyli oblewania nagiej dziewczyny wodą, by przywołać deszcz. Co ciekawe, w Serbii jeszcze w XIX wieku zachował się rytuał odpędzania suszy, podczas którego nadzy mężczyźni w milczeniu tańczyli nocą wokół ogniska, tzw. _vrzino kolo_. Po tańcach następowało straszenie hałasem i bicie kijami powietrza, aby wystraszyć „żmija”, który zgodnie ze słowiańskimi wierzeniami miał wysysać wodę¹⁸. U ludów słowiańskich istniał również zabobon obchodzenia wsi nago przez dziewice w celu odpędzenia zarazy ze wsi.
Kopaliński wspomina też, że _nagim miesiączkującym dziewczętom kazano tańczyć w zielonym zbożu dla zapewnienia urodzaju; nagie kobiety biczowano gałązkami na wiosennych polach, aby pobudzić do działania bóstwa płodności i urodzaju_ _. Według wierzeń ludowych bezdzietna kobieta powinna w noc świętojańską nago narwać w swoim ogrodku dziurawca (ziela świętojańskiego), aby urodzić dziecko jeszcze przed następnym św. Janem_¹⁹_._
Niektóre obyczaje związane z nagością zachowały się gdzieniegdzie do czasów współczesnych. Znana jest opowieść o bacy z Babiej Góry, który zajmował się czarami i chodził nago na cmentarz w Wielki Piątek o północy po to, by zbierać tam kosteczki, drzazgi z trumny, rdzę z krzyży do zaklęć w celu zapewnienia bezpieczeństwa swojemu stadu²⁰.
Interesujący przykład przetrwania wiary ludu polskiego w magiczną moc nagości podaje też Leonard Pełka, który w swej książce _Polska demonologia ludowa_ odnotował następujące zdarzenie: _W 1959 roku w jednej wiosce z Rzeszowskiego zaistniał wypadek pożaru zabudowania gospodarskiego wywołanego przez piorun. Mieszkańcy wsi – włącznie z właścicielem płonącego zabudowania – nie zawezwali straży ogniowej, uważając, że gaszenie pożaru wywołanego przez piorun jest… grzechem. Jedynym zastosowanym przez nich „środkiem przeciwdziałania” było okrążenie płonącego domu przez nagą dziewczynę ze świętym obrazem w rękach…_
Jak widać, w tradycji ludowej zachowały się przekonania o magicznej mocy nagiego ciała jako wyrazu zbliżenia się do Boga i poddania jego woli. Takie elementy obecne są nadal w folklorze narodów słowiańskich, o czym będzie tutaj jeszcze mowa.
Współczesne obchody Dni Kupały niektórych wciąż gorszą, choć poza nagością i tańcami wokół ognisk niewiele zostało z dawnych obrzędów o charakterze orgiastycznym (fot. David Tadevosian/ Shutterstock.com)
Na jednym z blogów poświęconych kulturze ario-słowiańskiej czytamy: _Wśród przyrody hasano nago, w domu noszono pełny, harmonijny strój._ Bloger zaznacza przy tym, że utożsamianie seksu wyłącznie z genitaliami to wypaczenie, bowiem: _Każdy rodzaj obcowania między płciami to stosunki seksualne. Dlaczego dawniej miłość cielesna nie była ludziom aż tak potrzebna? W pierwotnej kulturze aryjskiej miłość fizyczną uprawiano jedynie z zamiarem spłodzenia potomstwa; nie działo się tak bynajmniej w skutek uważania intymnych zbliżeń za nieczyste. Kiedy mężczyzna i żeńczyna połączeni są na poziomie wszystkich czakr, mogą doświadczać nieustającego orgazmu. Ekstaza dokonuje się w tańcu, rozmowie, spoglądaniu sobie w oczy, dotyku – całym codziennym życiu_²¹_._
Celebracja nagości umożliwiającej pełny związek człowieka z naturą wynikała z uznawania ludzkiego ciała za święte, gdyż ma ono w sobie pierwiastek boskości. Z pogańskim kultem płodności i nagości według Macieja Bogdanowicza ma być związane chrześcijańskie święto Bożego Ciała, które tłumaczy jako oddawanie czci boskiemu ciału człowieka²².
Już niejaki Zenon (ok. 334–262 p.n.e.) był zwolennikiem naturyzmu i postulował akceptację wolnej miłości, co powinno rozwiązać jego zdaniem problem cudzołóstwa. Zakładał on, że gdy mądry człowiek kontroluje swoją seksualność, swoboda obyczajów nie doprowadza do rozwiązłości i orgii. Z tego samego powodu Zenon był zwolennikiem publicznego chodzenia nago, choć nie zyskał sobie w tych przekonaniach zbyt wielu zwolenników.
Dzisiaj wiele z pogańskich elementów kulturowych, w tym nagość jako oznaka ludzkiej czystości, niewinności i bliskości z naturą, jest obecnych w praktykach rodzimowierczych i ruchach New Age, np. u hipisów i wiccan.
Wchodzenie w dorosłość
U Słowian znane były obrzędy przygotowujące do wejścia w dorosłość. Dla chłopców były to _postrzyżyny_, a u dziewcząt – _zapleciny_ (zwane też wiankowinami), przeprowadzane w wieku ok. 7 lat.
Chłopcy po postrzyżynach przez ojca, czyli podcięciu długich dziecięcych włosów, przechodzili pod jego opiekę i otrzymywali właściwe imiona odpowiadające charakterowi, predyspozycjom czy umiejętnościom młodzieńca. Od tej pory uczył się on męskiego rzemiosła, by za kilka lat stać się dojrzałym członkiem plemienia, którego miał bronić i opiekować się kobietami. Kult siły i płodności był mu wpajany od małego.
U chłopców w wieku 14 lat odbywał się obrzęd ponownych postrzyżyn, które tym razem miały charakter potwierdzenia, że chłopiec zmienia się w mężczyznę. W chrześcijaństwie jego odpowiednikiem jest _bierzmowanie_. Nastoletni chłopcy przechodzili obrzędy inicjacyjne, które miały potwierdzić ich odwagę i męskość. Prawdopodobnie jednym z tego typu zwyczajów było picie narkotycznych napojów, wdziewanie wilczych skór i polowanie lub walka między grupami wyrostków. Pisał o tym Herodot w V wieku p.n.e. przy opisie Neurów, co niektórzy błędnie odczytują jako przykład wilkołactwa.
Z kolei kilkuletnim dziewczynkom zaplatano warkocze, a większość czasu spędzały one pod okiem kobiet, uczących je damskich zajęć, takich jak: praca w gospodarstwie, rozpoznawanie, zbieranie i zastosowanie ziół, gotowanie, opieka nad zwierzętami domowymi itp.
Kiedy dziewczynka stawała się kobietą, o czym świadczyła pierwsza menstruacja, najczęściej w wieku 12–13 lat, wtedy odbywały się _kosopleciny_. Wówczas taka młoda panna dostawała lunulę lub inny symbol kobiecości i rozplątywano jej dziewczęce warkoczyki, zaplatając je w jeden, który był symbolem dojrzałości, ale i panieństwa, niekoniecznie dziewictwa. Podczas kosoplecin dziewczęta strojono w białe szaty, które były symbolem niewinności, dziewiczości i czystości. Głowę młodej dziewczyny dekorowano wiankiem z wybranych ziół lub kwiatów o magicznej mocy ochronnej i przynoszącej pomyślność. Obserwowano zjawiska przyrodnicze i atmosferyczne w ten specjalny dzień, gdyż uważano je za ważną wróżbę dotyczącą przyszłego losu dziecka. Po zakończeniu ceremonii dziewczynka stawała się panną i u boku matki, starszych sióstr i ciotek uczyła się kobiecych obowiązków. W obrzędzie kosoplecin brały udział starsze kobiety, które zdradzały nastoletniej kandydatce na żonę, jak zadowolić mężczyznę, dbać o dom i inne tzw. babskie sprawy. Warkocz zapleciony po raz pierwszy podczas zaplecin rozplatano symbolicznie podczas ślubnych oczepin lub obcinano nożycami, a w niektóryh rejonach – siekierą. Ścięte włosy wrzucano do rzeki lub jeziora albo spalano w ognisku, a młoda mężatka wdziewała czepiec, będący symbolem zamążpójścia²³.
Kwitnienie kobiet (menstruacja)
Dziewczęta stawały się kobietami z chwilą _zakwitania_ (od rozpoczęcia miesiączkowania). Gdy dziewczyna _zakwitała_, uznawano ją za zdolną do rodzenia dzieci. _Żeński kwiat_ (menstruacja) pojawiał się z comiesięczną regularnością od pierwszego zakwitnięcia aż do _przekwitania_ (wieku podeszłego). Dlatego miesiączkowanie wzięło swoją nazwę od Księżyca, zwanego dawniej _Miesiącem_, a kobiety wiązano z mocami lunarnymi.
_Zapleciona w warkocze_, mal. Zinaida Serebriakowa, 1930 rok
Temat kobiecego cyklu rozrodczego objęty był tabu i nawet dziś, zwłaszcza na wsi, często jest pomijany w rozmowach prywatnych. Dlatego wiele dziewcząt bywało wystraszonych na widok krwi menstruacyjnej, traktując ją jako oznakę nieznanej choroby. Powszechnie uznawano, że wiedza w zakresie rozrodczości i spraw damsko-męskich przyjdzie sama, dlatego raczej nie przygotowywano wcześniej dziewczynek na spotkanie ze zmianami fizjologicznymi ich dojrzewającego organizmu. Dopiero gdy osiągały one dojrzałość płciową, to matki wyjaśniały córkom pewne fakty dotyczące „kobiecych spraw”, traktując ten proces jako swego rodzaju przekraczanie wyższego szczebla wtajemniczenia. Edukacją seksualną zajmowały się jednak najczęściej znachorki (jak sama nazwa wskazuje – znające choroby) i starsze rodzeństwo.
W tradycji ludowej uznawano okres miesiączkowania kobiety za nieczysty, co wiązało się z wieloma zakazami, mającymi uchronić ludzi i dobrostan od sprofanowania. Kobietom w czasie „trudnych dni” zakazywano wielu robót gospodarskich w obawie, że np. zasiane w takim stanie ziarna nie wzejdą, owoce będą robaczywe, a obrabiane pola wyjałowieją. Zabronione były także: rozpalanie i dokładanie do ognia, pieczenie chleba, przygotowywanie przetworów, a nawet czerpanie wody, którą uznawano za skażoną. To samo dotyczyło wszelkich czynności obrzędowych i uczestnictwa w praktykach religijnych. Kobieta miesiączkująca nie mogła karmić piersią swojego dziecka ani brać na ręce potomstwa innych matek, nie wolno jej było także przestępować przez żywe stworzenia, bo podobno od tego przestawały rosnąć. Oczywiście również stosunki seksualne podczas okresu były surowo zakazane²⁴.
Takie podejście do menstruacji było także charakterystyczne dla religii chrześcijańskiej. Jeszcze w XX wieku kobiecie podczas miesiączki pod groźbą grzechu ciężkiego nie wolno było przystępować do komunii świętej, a nawet wchodzić do kościoła, kaplicy czy odwiedzać grobów najbliższych.
Szczególnie zwracano uwagę na zabezpieczenie się przed kontaktem z krwią takiej kobiety, którą uznawano za w pewnym stopniu czasowo „parszywą”. Wprowadzono niezbędne procedury mające uchronić ludzi i otoczenie przed „skażeniem”. Na przykład gdy krew miesiączkującej kobiety dostała się do wody, należało ją chyłkiem wylać do rzeki, aby nieczyste siły w niej zawarte szybko odpłynęły z prądem z dala od obejścia. Można też było wlać takie nieczystości do mysiej albo kreciej nory, by pozbyć się dzięki jej szkodliwej mocy niechcianych lokatorów.
Wierzono też, że czarownice stosowały krew menstruacyjną zwaną _żeńskim kwiatem_ w wielu magicznych praktykach, szczególnie przy rzucaniu zaklęć erotycznych i miłosnych, a eliksiry na niej bazujące miały być wyjątkowo silnym afrodyzjakiem, wzbudzającym w mężczyznach wielką namiętność. Dlatego panny na wydaniu próbowały ukradkiem przemycić w jedzeniu czy napoju podawanym upatrzonemu chłopakowi taką niespodziewaną „zachciewajkę”²⁵.
Pojawienie się menstruacji u dziewczyny oznaczało, że staje się ona kobietą mogącą rodzić dzieci. Oczywiście towarzyszył temu odpowiedni rytuał pasowania kandydatki na przyszłą matkę, który zwano _huknięciem_. Polegał on na tym, że matka dziewczyny uderzała swą córkę w policzek, co miało jej zapewnić urodę, ale też pamięć o tym matczynym uderzeniu przypominała, że podstawowym obowiązkiem i powinnością kobiety jest macierzyństwo.
Chociaż menstruacja jest częścią naturalnego cyklu rozrodczego kobiety, to jednak dawniej krew miesiączkową, zresztą jak i inne ludzkie wydzieliny, uważano – jak wcześniej nadmieniono – za coś nieczystego, złego. Aby oczyścić ciało, należało wziąć kąpiel, najlepiej w rzece, która zabierze ze sobą daleko owe nieczystości²⁶. Można więc stwierdzić, że w „tych dniach” kobiety nie miały dawniej łatwego życia i musiały z pokorą przeczekać ten upokarzający czas.
Jak wspomniałem, regularność kobiecych cyklów miesiączkowych wiązano z Księżycem, zwanym dawniej Miesiącem. Dlatego patronem Księżyca w wielu kulturach była bogini zwana Luną – Łuną (odbicie Słońca). Dopiero w ugruntowanym społeczeństwie patriarchalnym Księżyc zmienił patrona na męskiego boga, którym w przypadku Słowian był Chors, a związki z „księciem nocy” przypisywano także Welesowi²⁷.
Życie miłosne młodzieży
Kojarzenie w pary młodych i flirtowanie w dawnych czasach wyglądało bardzo romantycznie, choć było związane z wieloma obwarowaniami mimo stereotypowo postrzeganego rozpasania seksualnego, jakie jest powszechnie kojarzone z pogaństwem.
Młodzi mogli się spotkać przy różnych okazjach podczas pracy, obrzędów i biesiad. Jednak o jakiejś prywatności, a tym bardziej intymności w wiosce nie mogło być mowy. Nie było, jak wiemy, klubów, dyskotek, restauracji czy domów schadzek. Domy prywatne były zamieszkiwane przez liczne rodziny, więc cały czas ktoś w nich przebywał. Zakochani wymykali się zatem do lasu, na łąkę czy pole, by pobyć sam na sam ze sobą, poza oczami gapiów. Oficjalnie takie przedmałżeńskie schadzki były niewskazane, ale gdy widziano, że młodzi lgną do siebie i obie rodziny nie mają nic przeciwko ich związkowi, to najczęściej przymykano na to oczy.
Jedna z szans na bliższe spotkania młodych pojawiała się podczas świąt, szczególnie w okresie Zielonych Świątek (dawniej zwanych „Stado”). Wówczas to przez kilka dni nie wykonywano żadnej pracy, a jedynie spędzano czas na biesiadowaniu, wspólnych zabawach, tańcach, śpiewach i innych rytuałach. Nagrodą dla zwycięzcy w grze był np. pocałunek wybranej dziewczyny, który stanowił sygnał wzajemnej sympatii i okazywanego sobie zainteresowania. W kolejnych zabawach młodzi zaczynali ze sobą flirtować, zbliżać się do siebie, stwarzając okazje do następnych pocałunków, trzymania się za ręce czy też wspólnego tańca.
Takie sposobności pojawiały się w trakcie korowodów, obrzędowych przemarszów i innych uroczystości w czasie: Maslenicy, Wielkanocy, sobótek, Święta Plonów, Szczodrych Godów i innych świąt. Dziewczęta i chłopcy na dni świąteczne przywdziewali eleganckie stroje, często samodzielnie wyszywane z indywidualnie wybranymi wzorami, aby jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę.
Do dzisiaj zachował się na polskiej wsi zwyczaj oblewania dziewcząt wodą w czasie śmigusa-dyngusa z okazji Wielkanocy, a dziewczęta wierzą, że która jest najbardziej zmoczona, ta się najbardziej podoba chłopakom i szybko wyjdzie za mąż.
Podczas świątecznych przemarszów organizowanych przez chłopców panował zwyczaj, że ofiarowywano im drobne podarki, które miały zapewnić urodzaj i pomyślność. Takim kolędnikom dziewczęta mogły się wykupić całusami, gdy nie upiekły ciastek, a przykładowo pocałunek kozła wzbudzał powszechną wesołość.
Wiele obrzędów świątecznych obejmowało także wróżby o zamążpójściu (np. andrzejki), a podczas uroczystości często odbywały się inscenizacje ceremonii weselnej i śpiewano pieśni swadziebne, będące wyrazem tęsknoty za weselichem oraz stanowiące formę zachęty dla młodych do organizacji ślubów.
Poza okresem świątecznym młodzież spotykała się w czasie prac polowych i podczas zbiorów. Przykładem takich roboczych spotkań były _kapustki_, kiedy to dziewczęta siekły kapustę i ugniatały ją w beczce gołymi stopami z zadartymi w górę kieckami. Chłopcy szukali natomiast pretekstu do podglądania ich podczas tych czynności, wpadając nagle do izby, w której przebywały, i pozorując chęć niesienia pomocy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki