Życie Guastavina i Guastavina - ebook
Życie Guastavina i Guastavina - ebook
Nowa książka Andresa Barby, znanego z powieści Małe rączki i Świetlista republika. Brawurowa quasi-biografia jednego z wielkich budowniczych Nowego Jorku, Rafaela Guastavina, i jego syna, także Rafaela Guastavina, w której wszystko jest prawdopodobne, ale nic nie jest pewne.
Nazwiska, daty i wydarzenia się zgadzają. Faktycznie, Guastavino senior, hiszpański zbieg i wizjoner architektury, opatentował w Ameryce system konstrukcji znany w Europie od średniowiecza i odmienił oblicze sławnego miasta. Ale co z dniem powszednim bohatera? Jego szaleństwem i pasją? I co nam powiedzą dokumenty o zmaganiach Guastavina juniora z cieniem potężnego ojca?
Barba łączy biografistykę z fikcją, relacjonuje fakty i puszcza wodze fantazji. Robi to tak, że twarze Guastavinów już zawsze będą miały rysy, które im nadał, cokolwiek powiedzą o tym encyklopedie.
Tylko społeczeństwo, które sprawia, że mylimy informację z mądrością, potrafi zapomnieć o tym tak podstawowym elemencie narracji historycznej: nieważne, jak bardzo udokumentowany okaże się tekst, każda biografia nieuchronnie jest fikcją.
AndrésBarba, Od autora
Niepokojąca opowieść o meandrach Amerykańskiego Snu. I o tym, jak po feerii wielkich wyczynów dobiega nas zagadkowe echo bezradności.
Irene Vallejo
Andrésowi Barbie porady są niepotrzebne. Wymyślił już świat i doskonale wcielił go w życie. Jak na pisarza w tym wieku ma niespotykane umiejętności.
Mario Vargas Llosa
Andrés Barba(ur. 1975 w Madrycie) – autor powieści, poeta, fotograf, eseista i tłumacz, jeden z najwybitniejszych pisarzy hiszpańskich swojego pokolenia. Laureat prestiżowych nagród, jego utwory przekładano na wiele języków. Sam tłumaczył m.in. książki Josepha Conrada, Natalii Ginzburg, Henry’ego Jamesa i Hermana Melville’a. W Polsce znany z dwóch powieści opublikowanych nakładem Wydawnictwa Filtry, Świetlistej republiki (2020) i Małych rączek (2021). W latach 2019–2020 był stypendystą Cullman Center w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej, gdzie pracował nad Życiem Guastavina i Guastavina.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-963911-3-1 |
Rozmiar pliku: | 568 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O biografii można powiedzieć to samo, co mówił Borges o baroku: że to gatunek, który wyczerpuje swoje własne możliwości i dlatego ociera się o karykaturę; należałoby również dodać, że jej wiarygodność jest nie mniej wątpliwa. Bazując na garści tych samych fragmentarycznych danych i posługując się odpowiednim retorycznym aparatem, można by napisać wiele sprzecznych ze sobą biografii, a każda z nich okazałaby się prawdopodobna. Biograf jest zawsze z konieczności egzegetą, który musi zinterpretować wiele możliwych znaczeń oraz – a może przede wszystkim – nadać życiu kształt i znaczenie, których prawie nigdy nie miało. Tylko społeczeństwo, które sprawia, że mylimy informację z mądrością, potrafi zapomnieć o tym tak podstawowym elemencie narracji historycznej: nieważne, jak bardzo udokumentowany okaże się tekst, każda biografia nieuchronnie jest fikcją. Być może ta książka to tylko kłamstwo na temat prawdziwego życia Rafaela Guastavina (o ile ono istniało). Chciałbym jednak, żeby to kłamstwo zasługiwało na miano prawdziwego.
A. B.I
Nie wiemy nic i historia jest kłamstwem, a miłość nie istnieje, ale czasem wystarczy strach, strach jako złota nić opowiastki, żeby odzyskać wszystkie utracone rzeczywistości: prawdę, naukę i miłość. Z każdym podejrzanym czynem strach tworzy konstelację możliwych miast. Dajcie strach komuś, kto umie je budować, a dostaniecie cały świat.
Kilka zbiegów okoliczności i wiele przypadków decyduje o wyjeździe Rafaela Guastavina do Nowego Jorku. Wiemy, jak wygląda jego twarz w 1881 roku: usta zasłonięte pruskimi wąsami, opadające powieki, początki łysiny. Widzieli go nasi pradziadkowie, spotkali go na nabrzeżu w Marsylii, ale nie pamiętają tego. Coś kazało im uchylić kapelusza: drogi garnitur, piękna kobieta, która mu towarzyszyła z dwoma własnymi córkami z jednej strony i nieswoim synem z drugiej, chłopcem, który jest upiększoną maleńką wersją swojego ojca; coś kazało im uchylić kapelusza, a jednak nie pamiętają go, był zbyt normalny, zbyt hiszpański. Teraz wiemy już to, czego nie wiedzieli nasi pradziadkowie: ojciec i syn nazywają się Rafael Guastavino; wiemy, że wespną się na sam szczyt i uzna się ich za wielkich budowniczych Nowego Jorku, potem zostaną zapomniani, a w końcu przywróceni pamięci jako prekursorzy nowoczesnej architektury w Ameryce Północnej; wiemy, że zostaną zmieszani z błotem jako cwaniacy, którzy opatentowali średniowieczny system stawiania budynków, żeby bez ich pozwolenia nikt nie mógł go użyć, choć sami dodali do tego, co robiono powszechnie od XII wieku, jedynie garść cementu portlandzkiego i stalowe wzmocnienia; sprzedali ogniotrwałą architekturę krajowi, w którym pożary siały postrach, byli wizjonerami, za ich bowiem sprawą ten system konstrukcji wyemigrował ze starego kontynentu, oni zaś obdarzyli go godnością, której nigdy nie miał; oni – geniusze, oszuści, producenci wina, nepotyści, kompulsywni budowniczowie, opisy ich są albo zbyt sprzeczne, by były prawdziwe, albo właśnie dostatecznie sprzeczne, by takie były; nie wiemy natomiast, jaki był strach, przez który 26 lutego 1881 roku Guastavino wsiadł w Marsylii na statek płynący do Nowego Jorku, mimo że nie znał ani słowa po angielsku, a popełnił oszustwo, które nigdy nie pozwoli mu wrócić; nie wiemy zatem, jaki był ów elektryzujący strach, który nadaje sens każdemu życiu. Jednym słowem nie wiemy nic.
Chociaż po głębszym zastanowieniu należy może uznać, że strach wcale nie był jego specjalnością. Chiński antropolog Fei Xiaotong napisał kiedyś, że Stany Zjednoczone Ameryki to jedyny kraj bez duchów. Być może Rafael Guastavino wybrał po prostu Nowy Jork jako świat bez duchów. Świat bez duchów potrzebujący architektury, która nie kłania się płomieniom.
Mówi się, że Rafael Guastavino, drugie nazwisko Moreno, pierwszy raz zobaczył pożar w 1859 roku w Walencji, mając siedemnaście lat. Nie znamy dokładnych okoliczności. Wierni swojej powieściopisarskiej naturze, zakładamy, że stał w tłumie. Wiemy, że mieszkał niedaleko, przy ulicy Verónica, i że jego ojciec był hebanistą, potomkiem producenta pianin i piątym dzieckiem w rodzinie mającej ich czternaścioro, z których tylko siedmioro dożyło dorosłości. Pożar wybuchł w starym ratuszu. Wiemy też, jaki jest ogień. W swoim _Traktacie o ogniu i soli_ Vigenère opisuje go jako „nienasyconego zwierza pożerającego to, co doświadcza narodzin i życia, zwierza, który pożarłszy wszystko, pożera sam siebie”. I chociaż utraciliśmy „nawyk czytania sekretów z księgi natury”, jak mawiał nieco pompatycznie sam Guastavino, w obliczu nawały ognia przestajemy czytać, a zaczynamy czuć. Jakaż dziwna wiedza obejmuje wtedy panowanie nad nami: nagle okazuje się oczywiste, że budynki opierają się pożarowi albo płoną do samych fundamentów i walą się na ziemię, tak jak zwalił się tamten ratusz, że budynki i mosty upadają, jak upadają ludzie, i nie ma większego sensu pytać, co się właściwie stało.
Być może w fabryce płytek ceramicznych architekta Monleóna nasz Rafael Guastavino patrzy na inny ogień, ogień stały, który trwa, nie przygasając ani nie panosząc się, ogień z pieca do wypalania płytek. Widzi go też w muzyce, w żyłkach drewna skrzypiec. Pragnie być muzykiem, a potem już nie, a może nie całkiem, bo wie, że nie ma talentu, chociaż jest w nim miłość. Ogień muzyki przypomina ten, który pochłonął stary ratusz, jest kapryśny i niebezpieczny i nie wnosi nowej wiedzy. Guastavino widzi też ogień w sklepieniach projektu dalekiego krewnego Juana Joségo Nadala, w krzywiznach kościoła Sant Jaume, które pochylają się nad wiernymi. Lata później zobaczy go także w kobiecych ciałach, w ekscytacji, jaką wywołuje docieranie do nich. Czasem na Giełdzie Jedwabiu chciałby którejś dać znak i posiąść ją na miejscu, chciałby, żeby ona czuła to samo co on i żeby wszystko poszło szybko, żeby to samo zauroczenie, które odbierało mu rozum, odebrało go także jej, i żeby po kilku minutach oboje dyszeli w pobliskim zaułku. Proste? Możliwe, ale nikt nie powiedział, że Guastavino był Casanovą.
Również w interesach Guastavino widzi ogień. W opowieściach, które owijają i pokrywają złotem właściwe słowa albo się rozsypują z braku właściwych słów. W odróżnieniu od ognia, który pochłonął budynek ratusza, ogień interesów ucieka od wywołujących go przyczyn, to pożar pozbawiony ośrodka, wymagający reakcji na przypadkowe komentarze, mówienia tego, czego od nas oczekują, i przemilczania innych spraw. Dlatego w sercu młodego Guastavina architektura wygrywa z muzyką. Albowiem ogień muzyki parzy, natomiast ten trawiący budynki pozwala się wzbogacić.
Wiadomo, że Rafael Guastavino, mając siedemnaście lat, przeprowadza się w 1859 roku do Barcelony, żeby uczyć się budownictwa, i zatrzymuje się w domu stryjka, zbyt bogatego, by go nie wykorzystać, Ramóna Guastavina, z zawodu krawca, współwłaściciela sieci fabryk włókienniczych El Águila. Wiadomo również, że nie mija wiele czasu, a jego kuzynka Pilar Guastavino, urodzona jako Buenaventura, sierota adoptowana przez stryja Ramóna, który dał jej nazwisko, zachodzi z chłopakiem w ciążę.
Ten dom, reprezentujący wszystko, czego Guastavino w życiu nie miał, zmienia jego świat: młodzieniec korzysta z przywilejów, spędza lato na burżujskich fantazjach, szykując się jednocześnie do egzaminów na studia inżynierskie, uganiając się za Pilar, kiedy zostają sami, i szczotkując garnitur, żeby ładnie wyglądał. Ten dom, w którym Rafael ma jeszcze cienki wąs i spojrzenie wygłodniałego kota, zmienia wszystko. Tam młody Guastavino zaczyna podziwiać talent wujka Ramóna do interesów i pieniądze tegoż, a także przeklinać Walencję i ojca hebanistę. Odkrywa też, że są na tym świecie książęta i że przy odrobinie odwagi i słabej ludzkiej pamięci można stać się jednym z nich. W ten oto sposób po zwyczajowej awanturze i zwyczajowym toaście oraz cygarze i poklepaniu po plecach, gdyż w gruncie rzeczy – choć może się to wydawać absurdalne – wszystko zostało w rodzinie, Guastavino i María Pilar Buenaventura, wcześniej Guastavino, biorą ślub w tym samym 1859 roku w kościele parafialnym Sant Jaume, tak młodzi, że goście weselni się z nich podśmiewają, pan młody gra na skrzypcach, najpewniej pijany, a panna młoda, najpewniej trzeźwa, nienawidzi go od samego początku, ale kogóż to w końcu obchodzi, czy nastolatkowie się kochają, czy nienawidzą.
_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._