- W empik go
Życie psa na balkonie - ebook
Życie psa na balkonie - ebook
Życie psa na balkonie to obraz naiwności pokoleniowej, o którą ocieramy się każdego dnia. To rozmowa, która udowadnia, że nieustannie tkwimy w błędnym przeświadczeniu o właściwości własnych ideałów i własnej rzeczywistości. W końcu to opowieść o mieszkaniu zduszonym w smrodzie pustych butelek po wódce, przykrytym stosem ulotek, w którym tylko jedne drzwi pozostają szczelnie zamknięte.
Co kryje się za tymi drzwiami i czy istnieje odpowiedni moment, by je otworzyć?
Tomasz Górski - urodzony w Krośnie. Słuchacz Chopina, Beethovena i Bena Howarda. Od dziecka namiętnie śledzi piłkę nożną. Nieustannie czyta. Nie pije parzonej kawy i czystej wódki - tej drugiej odmawia wszystkim, bez wyjątku.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-543-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Syn
Ojciec, ojciec. Śpisz?
Ojciec
Śpię.
Syn
Wiesz, że ta muzyka leci od tygodnia?
Ojciec obraca się na łóżku, odgarnia z twarzy koc i spogląda w stronę gramofonu.
Ojciec
Gramofon się zaciął. Niech gra.
Syn spogląda na szafkę. Ojciec ponownie zarzuca na siebie koc.
Syn
Ojciec, ale to już leci od tygodnia.
Ojciec
Podoba mi się. Niech gra.
Syn przysiada na łóżku. Szturcha ojca dłonią.
Ojciec
Co chcesz?
Syn
A możesz to ściszyć? Chociaż na moment?
Ojciec
Ale po co, do jasnej cholery? Niech gra. Mówiłem ci.
Syn
Muszę ci o czymś powiedzieć.
Ojciec odrzuca koc na podłogę i podnosi się z łóżka. Podchodzi do szafki i zaczyna walkę z gramofonem.
Ojciec
Nie da się ściszyć. Coś się tu spierdoliło.
Syn
Ale to od tygodnia jest spierdolone.
Ojciec
Nie przeklinaj.
Syn
Od tygodnia, ojciec, jakby matka chciała nam coś powiedzieć.
Ojciec odrywa się od gramofonu. Zbiera z podłogi puste szklanki i butelki.
Ojciec
A niby co chciałaby nam powiedzieć?
Syn
Nie wiem.
Ojciec
No właśnie, nie wiesz. Poza tym co za głupoty mi tu pieprzysz.
Ojciec wchodzi do kuchni, otwiera kosz i wyrzuca butelki. Wącha szklanki, wylewa z nich resztki alkoholu i wyrzuca je do kosza. Syn stoi przy drzwiach.
Ojciec
No co, co się tak patrzysz? Miałeś mówić.
Syn
No miałem, ale o matce myślę.
Ojciec
Matka nie żyje.
Syn
Wiem, kurwa. Wiem.
Ojciec odkręca kran, wkłada dłonie pod strumień wody i ochlapuje swoją twarz. Pod rękami wyczuwa dziesięciodniowy zarost.
Ojciec
I co wymyśliłeś?
Syn
No nie wiem, nic chyba.
Ojciec
To po co jeszcze o niej myślisz?
Syn
Bo mam żal, ojciec. Czuję do siebie żal. I do ciebie też.
Syn uderza pięścią we framugę.
Ojciec
Żeby czuć żal, gówniarzu, trzeba mieć choć trochę serca. Masz serce? Kawałek chociaż?
Syn
A ty je masz?
Ojciec
Zapomniałeś, że miała urodziny. Gdzieś wtedy był, co?
Syn
A ty niby pamiętałeś, tak? Leżałeś zachlany już dzień przed. Świętowałeś wcześniej? Nic jej nie kupiłeś, nawet życzeń nie złożyłeś.
Ojciec mija syna w drzwiach. Trąca go barkiem. Staje obok okna i odsuwa gwałtownie zasłony. Syn odwraca się w stronę gramofonu i próbuje go wyłączyć.
Ojciec
Zostaw to. Niech gra.
Syn
Co to w ogóle jest?
Ojciec
Walc Szostakowicza. Matka lubiła.
Syn
Matka lubiła.
Ojciec
Chyba tak. Leciał wieczorami.
Syn
A skąd ty wiesz, czy matka go lubiła?
Ojciec
A jakie to ma znaczenie? Matki już nie ma.
Syn
Dla ciebie jeden problem mniej, nie?
Ojciec
Nie ma tych jej wiecznych problemów. Tego niezadowolenia, zmęczenia. Zabrała nawet to.
Syn
Czyli co? Wiesz, czego miała dość? Wiesz, że ciebie?
Ojciec patrzy ze złością w kierunku syna.
Ojciec
Ciebie też, gówniarzu. To była też twoja wina.
Syn milczy.
Ojciec
I co, o tym chciałeś mi powiedzieć? Taka cię naszła refleksja, tak?
Syn
Nie.
Ojciec
A co, myślisz, że ciebie kochała? Wiesz, ile razy płakała wieczorami przez ciebie?
Syn
Pewnie równie często, co przez ciebie.
Ojciec
A ile razy czekała przy oknie, patrząc na ulicę, czy gdzieś cię tam nie ma? Ile razy wychodziła w szlafroku przed klatkę, bo myślała, że ktoś cię zaczepił, bo słyszała szczekanie psa. No ile? Jak myślisz?
Syn
A twojego chlania nie miała dość? Przez to nie płakała, tak?
Synowi w końcu udaje się wyłączyć gramofon.
Ojciec
Mówiłem: zostaw. Do ciężkiej kurwy, ile trzeba ci powtarzać, żebyś czegoś nie robił?
Syn odkłada płytę i podchodzi do okna. Uchyla je. Do wnętrza wpada świeże powietrze.
Ojciec
Zamknij to.
Syn
Przestań. Nie czujesz tego smrodu? Tu cuchnie prawie wszystko.
Ojciec
Środek pieprzonej jesieni, a mój synek postanowił odświeżyć mi życie.
Syn
Z zapachem wódy i tak nic nie wygra… Co ja pieprzę, ojciec. To nie wóda. To ty tak śmierdzisz. Kiedy się ostatnio myłeś?
Ojciec
Kilka dni temu.
Syn
To może weźmiesz teraz prysznic, co? Pogadamy jak ludzie.
Ojciec
A co, wstydzisz się starego?
Syn
Żeby się wstydzić, trzeba mieć przed kim się wstydzić.
Ojciec
Gówno prawda. Wstyd mi było za ciebie przed samym sobą.
Syn
A to niby moja wina, nie?
Ojciec
A co, moja? Że się nie uczyłeś? Że robiłeś w szkole burdel, a z nauczycieli idiotów?
Syn
Idiotów, od razu idiotów.
Ojciec
No, a dlaczego tyle razy wyrzucali cię ze szkoły?
Syn
Jak nie jedna, to następna.
Ojciec
I jak skończyłeś z tą dewizą?
Syn
Na pewno lepiej niż ty.
Ojciec chwyta z ziemi butelkę wody mineralnej. Dopija resztkę i zgniata butelkę. Syn patrzy ze zrezygnowaniem.
Syn
To co, idziesz pod prysznic?
Ojciec
Idę.
Ojciec rusza w kierunku łazienki. Potyka się o próg w przejściu.
Syn
Ty w ogóle masz kaca?
Ojciec
Nie mam.
Ojciec zamyka się w łazience. Dźwięk wody przebija się przez ściany.
Syn zbiera z podłogi brudne ścierki i szmaty. Zanosi je do kosza. Wraca i podnosi koc, pod którym leżał ojciec. Śmierdzi niczym zepsuty kawałek mięsa. Pakuje koc do worka na śmieci i zawiązuje go. Otwiera kolejne okno, odsuwa następnie żaluzje i zasłony. Do wnętrza nie wpada słońce. Trwa jesień.
Rozgląda się po mieszkaniu. Wydaje mu się, że wszystko, co przez ostatnie dziesięć dni otaczało ojca, należy zdezynfekować albo wyrzucić. I to przez okno. Nawet ściany śmierdzą wódą. Podłoga lepi się tak, że bród i kurz, który osiadł na ziemi, jest zebrany w skupiskach. Buty ojca przypominają rzeźbę, która od setek lat leżała na dnie oceanu i w końcu została wyciągnięta na powierzchnię. Śmierdzą. Syn postanawia odwiązać worek z kocem i wrzucić je do środka.
Z łazienki dobiega krzyk.