Życzę szczęścia! Paradoksy, dzięki którym zastanowisz się, co w życiu ważne i pożądane - ebook
Życzę szczęścia! Paradoksy, dzięki którym zastanowisz się, co w życiu ważne i pożądane - ebook
Od czasów Sokratesa filozofowie dociekają natury szczęścia. Zastanawiają się, czym jest i skąd się bierze. Badają to, jaką rolę w osiąganiu szczęścia odgrywają przypadkowe zdarzenia i dlaczego niektórzy mają w życiu większy fart niż inni. A dzisiaj zadają sobie pytanie, dlaczego w świecie, w którym – jak nigdy wcześniej w historii – możemy wybierać, co jest dla nas najlepsze, tak wielu ludzi jest nieszczęśliwych.
Piotr Michoń ukazuje, co tak naprawdę kryje się pod hasłem „szczęście”. Dostarcza naukowych dowodów na to, że powszechne przekonania na temat szczęścia okazują się wgranym w nasze umysły złudzeniem. Odkrywa przed czytelnikami swoisty paradoks: choć zdajemy sobie sprawę z tego, że wybrane przez nas drogi do szczęścia nigdy nas do niego nie doprowadzą, nie przestajemy nimi podążać.
Bogactwo, sukces zawodowy, małżeństwo, rodzicielstwo, atrakcyjny wygląd, sława czy spełnienie marzeń o wejściu na Mount Everest nie tylko nie dają nam szczęścia, ale mogą wręcz powodować, że czujemy się nieszczęśliwi.
Może więc – paradoksalnie – szczęście nie jest tym, do czego powinniśmy dążyć?
Piotr Michoń bywa szufladkowany jako ekonomista, ale w swoich pracach łączy ekonomię z psychologią, socjologią, historią i filozofią. Stara się zrozumieć. Uwielbia się dowiadywać. Wątpi. Uważa, że nauka jest zbyt ciekawa, by pozostawiać ją naukowcom. To, o czym czyta, i to, co bada, opisuje na blogu i w podcaście Ekonomia Szczęścia. Na co dzień profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu i członek zarządu International Society for Quality-of-Life Studies. Zapalony maratończyk. Fotograf amator. Czyta wszystko poza instrukcjami obsługi. W dzieciństwie zbierał plakaty z Madonną i marzył o byciu marynarzem. Zamierza wyruszyć w podróż dookoła świata.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-604-6 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paradoksem jest to, że chociaż wiemy, w którym kierunku chcemy iść, po długiej wędrówce odkrywamy, iż oddalamy się od celu. Gubimy szlak, skręcamy w bok, cofamy się. Kompas zawodzi, a zapytani po drodze ludzie kierują w złą stronę. Pal licho, gdy zmierzaliśmy do sklepu, by kupić sobie szóstą parę spodni. Gorzej, jeśli celem podróży było nasze szczęście.
Mylimy szczęście z osiąganiem sukcesu, spełnianiem marzeń, tysiącami obserwatorów w mediach społecznościowych, nowym samochodem czy dobrym wyglądem. Nierzadko docieramy tam, gdzie chcieliśmy dotrzeć, tylko po to, by uświadomić sobie, że nie tak miało być. Nie tak wyobrażaliśmy sobie to, co będziemy czuli. Chociaż osiągamy postawione sobie cele, okazuje się, że nasze szczęście jest krótkotrwałe, ulotne, blade. Paradoks.
Przyczyn paradoksów szczęścia jest wiele, ale najważniejsze wydają się powtarzane latami twierdzenia i dobre rady, w które wierzymy. „Kup sobie dom i sportowy samochód”. „Znajdź kogoś, z kim spędzisz całe życie” albo „Rzuć kogoś, z kim myślałeś, że spędzisz całe życie, ale coś poszło nie tak”. „Rób wszystko, by się nie nudzić”. „Nie zadowalaj się tym, co masz – zasługujesz na więcej”. „Zobacz, co mają inni, i bądź od nich lepszy”. „Nie pozwól sobie na niepowodzenia”. „Nie popełniaj błędów”. „Szukaj przyjemności”. „Unikaj bólu”. „Posiadaj, zamiast wydawać pieniądze na to, co przeminie”. „Marz i wyobrażaj sobie, jak piękne będzie życie, gdy twoje marzenia się spełnią”. „Nie idź na skróty – wybieraj tylko to, co najlepsze, i odrzucaj kompromisy”. „Skup się na sobie”. „Odpoczywaj”. „Graj na loterii”. „Pozostań młody i szczupły”.
Brzmi znajomo? Pewnie dlatego, że słyszeliśmy – zarówno wy, jak i ja – podobne rzeczy, a wielu z nas w nie uwierzyło. W efekcie doszukujemy się szczęścia nie tam, gdzie ono jest, ale tam, gdzie – jak nam się wydaje – powinno być. Jesteśmy niczym bohater starej opowieści, który zgubił w izbie monetę, ale szukał jej przed chatą. Zapytany, dlaczego szuka jej na zewnątrz, skoro wypadła mu w środku, odpowiedział: „Tu jest jaśniej”.
Nasze myśli o szczęściu nierzadko są wypełnione skrawkami wiedzy, odpryskami własnych doświadczeń, doniesieniami mediów, łatwymi do zapamiętania sloganami. Kształtują je przyzwyczajenia i powtarzane po wielokroć wspomniane „złote myśli”. Żyjemy w świecie dostarczycieli światła, wskazujących nam, gdzie odnaleźć szczęście. Zwykle świecą, by było nam łatwiej szukać, rzadziej kierują nas do miejsc, gdzie leży zagubiona moneta. Również nauka nie daje doskonałych odpowiedzi na pytanie o to, gdzie znaleźć szczęście. W przeciwieństwie jednak do większości tego, co głoszą dostarczyciele, współczesna psychologia, ekonomia, socjologia czy neurobiologia podpowiadają nam kierunek. Naukowcy nie wierzą w utarte prawdy i powtarzane po wielokroć slogany tylko dlatego, że opowiadane są „od zawsze”. W nauce nic nie jest przyjmowane na wiarę. Królem jest fakt, królową – empiria. Ty twierdzisz, że jest tak albo inaczej – naukowiec zapyta o dowody.
W ostatnich trzech–czterech dekadach naukowe zainteresowanie szczęściem znacznie wzrosło. Niemal codziennie pojawiają się nowe artykuły, książki, raporty naukowe na ten temat. Testuje się hipotezy, zadawane są pytania, znajdowane odpowiedzi. Nauka skłania do przemyśleń i kalibracji kompasów, których używamy w drodze do celu, jakim jest szczęśliwe życie. Część z tych ustaleń zawarłem w swojej książce. Nie robię tego, bo jestem przekonany, że mam przepis na szczęście, ale po to, by skłonić was do refleksji, zainteresować, pobudzić do działania. Nie chcę, byście w trakcie lektury tak po prostu się ze mną zgadzali – liczę na to, że zyskacie nowy punkt widzenia.
Zanim zaczniecie czytać, chcę was ostrzec.
Po pierwsze: nie zawsze będzie miło. Choć dla mnie jako naukowca najciekawszą częścią pracy jest znajdowanie dowodów na to, że powszechne przekonania są nieprawdziwe, może się okazać, że coś, o czym piszę, wam się nie spodoba. Od lat niezmiennie zamieszanie w głowach moich odbiorców wywołuje stwierdzenie, że około 50% naszej skłonności do odczuwania szczęścia okazuje się… uwarunkowane genetycznie. Spodziewam się też, że wielu z was poczuje się nieswojo, czytając o tym, że posiadanie dzieci nie sprzyja szczęściu. (Jak to, to dotyczy też mnie i mojej Zosi?) To dobrze. Powodem tej niezgody może być to, o czym piszę w drugim ostrzeżeniu.
Po drugie bowiem, nauka nigdy nie daje ostatecznych odpowiedzi. Nawet jeżeli coś sprawdza się u większości badanych, nie będzie sprawdzać się u każdego. Gdy czytacie o tym, że osoby głęboko wierzące częściej są szczęśliwe niż niewierzący, nie jest to równoznaczne z powiedzeniem: uwierzcie, a będziecie szczęśliwi.
Po trzecie, nauka daje mi jako autorowi niezwykłą wolność. Jeżeli dzisiaj z pełnym przekonaniem piszę o jakichś zależnościach, robię tak, bo znalazłem na to potwierdzenie w badaniach naukowych. Dlatego jeżeli jutro ktoś opublikuje badania przeczące temu, co napisałem w książce, z czystym sumieniem będę mógł odrzucić wcześniejsze twierdzenia i zastąpić je innymi. Niektórym z was wyda się to niewłaściwe – czyż nie powinniśmy bronić swoich poglądów? Takie są jednak konsekwencje założenia, że nauka jest głównym źródłem wiedzy o świecie. Naukowiec, w przeciwieństwie do różnego rodzaju głosicieli idei, nie jest zobowiązany do obrony twierdzeń i poglądów pozostających w sprzeczności z wynikami badań naukowych.
Czy to znaczy, że to, co jest w tej książce, jutro przestanie obowiązywać? Szczerze mówiąc: nie wiem. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że większość z tego, o czym piszę, znajduje potwierdzenie w licznych badaniach (nie o wszystkich wspominam!), mam podstawy sądzić, że tak nie będzie. A jeśli mi nie wierzycie, zawsze możecie poczekać do jutra.
Piotr Michoń
Poznań, 28 marca 2023Niech będzie jak w horrorze. Wyobraźmy sobie drwiąco uśmiechającego się psychopatę pozwalającego głównemu bohaterowi dokonać wyboru: może wygrać miliony lub zostać sparaliżowany. Znający konwencję widzowie wiedzą, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. To, co pozornie dobre, na pewno niesie za sobą jakieś koszmarne konsekwencje. W końcu to horror, a nie miła opowiastka na dobranoc. Jednak przedstawiony w tytule dylemat nie pochodzi z filmu, ale z artykułu naukowego. W latach siedemdziesiątych XX wieku trzech psychologów z Chicago zbadało 22 osoby, które wygrały na loterii, i 29 osób, które zostały sparaliżowane w wyniku wypadku1. Zapytali badanych o to, ile przyjemności czerpią z codziennych czynności (jak na przykład picie kawy czy czytanie gazety) oraz czy są zadowoleni ze swojego życia. Uzyskane wyniki były jednoznaczne: kilka miesięcy po wygraniu na loterii farciarze okazywali się co najwyżej tak samo szczęśliwi jak ich sąsiedzi, którzy nic nie wygrali. Jakby tego było mało, okazało się, że ludzie wygrywający na loterii czerpali mniej zadowolenia z wykonywania codziennych czynności i gorzej oceniali swoje życie niż… sparaliżowane ofiary wypadków. Możecie być zdziwieni, ale tak właśnie jest: po tym, jak upłynie kilka miesięcy od pomyślnego zdarzenia, wygranie na loterii nie da ci więcej szczęścia niż wypadek pozbawiający władzy w nogach. A może nawet da tego szczęścia mniej.
Zaskakujące wyniki badań Philipa Brickmana i jego współpracowników sprawiły, że ich artykuł nie tylko stał się jednym z najczęściej cytowanych na świecie, ale sprowokował innych naukowców do postawienia sobie pytania o to, skąd wziął się opisany paradoks. Po publikacji przełomowych badań coraz odważniej zaczęto zadawać sobie proste pytanie:
Czy wygranie na loterii daje szczęście?
„Czy jeżeli pomidory są owocami, to ketchup nie jest, technicznie rzecz biorąc, smoothie? O czym będziesz myślał, kiedy nie będziesz musiał myśleć o pieniądzach?”* – głosi reklama loterii Nowy York. Typowy przekaz tego typu haseł jest dwojaki: „nic nie jest niemożliwe” i „pieniądze, olbrzymie pieniądze, zmienią twoje marne życie na lepsze”. Reklamodawcy nie mają trudnej roboty, ich przekaz trafia do ludzi złaknionych prostych recept. Wielka i powszechna jest wiara zarówno w możliwość wygranej, jak i w magiczną moc zmienienia życia na lepsze. Szacuje się, że w Lotto regularnie lub okazjonalnie grywa ponad połowa dorosłych Polaków2. Średnio na jedno losowanie amerykańskiego Powerballu sprzedaje się ćwierć miliarda kuponów. Ludzie liczą na wygraną, chociaż prawdopodobieństwo jej wystąpienia to 1:95 milionów. Cztery razy bardziej prawdopodobne jest, że umrzemy w wypadku kolejki górskiej, dziesięciokrotnie większe jest ryzyko śmierci w katastrofie lotniczej, a dwustukrotnie – utrata życia w wyniku uderzenia pioruna. Jeśli założymy, że wypełnienie kuponu zajmuje 10 sekund, to, chcąc podnieść szansę wygranej do poziomu 1:2 – czyli takiego, jak trafienie orła lub reszki przy rzucie monetą – musielibyśmy wypełniać kupony przez 55 lat, 12 godzin każdego dnia, bez przerwy.
Ewolucja i Stwórca nie przygotowali _homo sapiens_ na to, by swoją wyobraźnią mógł uchwycić, czym jest 1 na 95 milionów. Dlatego gdy chodzi o loterię, rozumowanie logiczne zawodzi, a kontrolę nad umysłem przejmują nadzieja i marzenia. Prawdopodobieństwo wygranej przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Włącza się myślenie magiczne. To właśnie wykorzystują reklamodawcy, to nadzieją żywią się ludzie kupujący losy. Wizja olbrzymiej sumy wpływającej na konto karmi wyobraźnię i pozwala przypuszczać, że pełne trudności, upokorzeń oraz wyzwań życie robotnika trzeciej zmiany (większość losów kupują osoby mało zarabiające) zmieni się w pozbawiony zmartwień disnejowski sen o Kopciuszku.
A jak to wygląda w rzeczywistości?
Klątwa wygranej
William „Bud” Post III na pewno poczuł się szczęśliwy, gdy wygrał 16,2 miliona dolarów. Ocena satysfakcji z życia zapewne jednak zmalała, gdy jego brat próbował go zamordować, aby odziedziczyć po nim spadek, a jego żona z powodzeniem pozwała go o dużą część wygranej. Ponieważ jego wydatki wymykały się spod kontroli, Post w końcu popadł w długi i przez kilka lat żył wspomagany przez pomoc społeczną3.
„Dużego farta” miał też Billie Bob Harrell junior, który wygrał na loterii 31 milionów dolarów. Zaraz potem rzucił pracę w sklepie z narzędziami. Za wygrane pieniądze kupował domy dla siebie i członków rodziny, a także hojnie przekazywał dary lokalnemu kościołowi. Zaledwie 20 miesięcy po wygraniu był spłukany i postanowił odebrać sobie życie. Podobno tuż przed śmiercią powiedział do swojego doradcy finansowego: „Wygranie na loterii to najgorsza rzecz, jaka mi się przytrafiła”.
Media są pełne opowieści tego rodzaju. Żałosne historie ludzi, którzy mając los w swoich rękach, spadli na samo dno, wprawiają czytelników w osłupienie lub wywołują szyderczy uśmiech schadenfreude. „To jacyś kretyni, wygrywają miliony, a są nieszczęśliwi, jak to w ogóle możliwe?” Niedowierzanie („Jak można było to schrzanić?”) i fantazjowanie („Gdybym tylko ja miał te pieniądze…”) to dominujące reakcje pod artykułami w internecie opisującymi blamaż szczęściarzy.
Wygranie milionów zmienia nasze życie – wpływa na to, kim jesteśmy, jak wydajemy pieniądze i co robimy. W roku 2014 Paul Piff z University of California opisał EFEKT DUPKA (ang. _asshole effect_), który sprowadza się do tego, że po wzbogaceniu się ludzie częściej nabierają przekonania, że bardziej niż inni zasługują na różne rzeczy, stają się bardziej skąpi, mniej empatyczni, w większym stopniu są skłonni do zdrady małżeńskiej i wykorzystywania innych. Im bogatsi byli uczestnicy badań Piffa, tym częściej wierzyli, że są lepsi od większości ludzi, i tym częściej obwiniali tych będących w potrzebie winą za ich los. Według nich to nie ofiary nieszczęścia czy złego stanu gospodarki, ale „przegrywy” (używając terminu Donalda Trumpa i nastolatków), które same zasłużyły na miejsce, w którym są.
Oczywiście, nikt nie wierzy w to, że trafienie szóstki w totka (szczególnie przy dużej kumulacji) uczyniłoby go dupkiem. Większość z nas tkwi w przekonaniu, że jeżeli ktoś, stając się bogatym, jednocześnie zmienia się w niego, to znaczy, że miał do tego skłonność, pierwiastek narcyzmu wpisany w DNA. Ale nas przecież to nie dotyczy. My mamy swoje wartości, cnoty, a przede wszystkim – zdrowy rozsądek. Choć niebezpieczeństwa związane z wygraniem na loterii rzeczywiście istnieją, rzadziej, niżby się mogło wydawać, uderzają w ludzi. Przyjrzyjmy się kilku z nich.
Relacje międzyludzkie
Hal Steward, fajtłapowaty kamerzysta z kreskówki _Megamocny_, pewnego ranka budzi się obdarzony olbrzymią siłą, zdolnością latania, strzelania laserami z oczu. Z dnia na dzień staje się herosem. Przyzwyczajeni do marvelowskich superbohaterów oczekiwalibyśmy, że szczęściarz, któremu dane było otrzymać supermoce, poświęci się służbie dobru. Jednak zrodzony z pomiatanego latami nieudacznika Titan (takie imię przyjął Hal), zamiast pomagać i wspierać innych, postanawia być po prostu tym złym. Dlaczego o nim piszę? Bo NAGŁE STANIE SIĘ NIEMOŻEBNIE BOGATYM TO JAK OTRZYMANIE SUPERMOCY. NIE WSZYSCY SOBIE Z TYM RADZĄ. Niektórzy są jak Hal, tyle że w warstwie materialnej. Żyją w przekonaniu, że pieniądze są źródłem władzy i statusu, a także zapewniają bezpieczeństwo, poczucie własnej wartości, a nawet miłość. W efekcie wygrana na loterii to jak nagromadzenie potężnej energii, której, zdarza się, nie potrafią ukierunkować. Bo choć bycie bogatym niesie za sobą poczucie kontroli nad własnym losem i niezależność od innych ludzi, nie zawsze majątek wykorzystuje się we właściwy sposób. Jak pisał jeden z internautów:
Gdybym wygrał w Powerballu, po opłaceniu prawników i księgowych moim pierwszym zakupem byłby apartament w Nowym Jorku, do którego moja matka miałaby całkowity zakaz wstępu. Nazwałbym go Castle Guilt Free 4 **.
Nie znam matki autora tego wpisu. Może ma on powody, by trzymać ją z dala. Wypowiedź wydaje się jednak sugerować, że dzięki pieniądzom poczułby się niezależny i mógłby robić to, na co zawsze miał ochotę, co jednak niekoniecznie spodobałoby się jego matce. Coś mi bowiem mówi, że zamek wolny od poczucia winy to nie miejsce, w którym godzinami zamierza czytać książki albo grać w szachy.
Jeżeli efekt dupka rzeczywiście się sprawdza, to można sobie śmiało wyobrazić, że antypatyczność gwałtownie się bogacących zdecydowanie zniechęca innych do trzymania się w ich pobliżu. Ale jest też druga strona medalu, o której z kolei często wspominają wygrywający. PIENIĄDZE PRZYCIĄGAJĄ HORDY WYGŁODNIAŁYCH I DAWNO NIEWIDZIANYCH KREWNYCH, ZNAJOMYCH, FAŁSZYWYCH PRZYJACIÓŁ, A NAWET OBCYCH, KTÓRZY POSTANOWILI WPAŚĆ, BO AKURAT PRZECHODZILI OBOK. Wygrywający na loterii staje się bogaczem, który może kupić, dofinansować, pożyczyć, zainwestować. Dokoła roi się od doradców i oszustów. Może nie wszyscy są gotowi posunąć się do próby zabójstwa, jak opisany brat Williama „Buda” Posta III, ale inne okropieństwa pozostają dostępne w menu.
Pokazuje to opisana przez CNN historia, której bohaterka postanowiła pozostać anonimowa5. Mieszkająca w małym mieszkaniu, pracująca jednocześnie w czterech różnych miejscach pięćdziesięciopięcioletnia kobieta wygrała 5 milionów dolarów. Wydawała rozsądnie: kupiła dom, używaną szafę, pracowała, choć dużo mniej niż wcześniej. A potem pojawiły się telefony od bliskich, znajomych i nieznajomych: obietnice, oferty małżeńskie, oskarżenia, groźby. Ludzie, którzy wcześniej dobrowolnie jej pomagali, teraz domagali się za to pieniędzy. Członkowie rodziny zażądali prawa do decydowania o jej wydatkach. Wygrana wyzwoliła w otaczających ją ludziach chciwość, zamazując intencje oraz podział na godnych i niegodnych zaufania.
Presja rozsądnego gospodarowania
Nagły przypływ bogactwa niesie za sobą SILNĄ PRESJĘ, BY MĄDRZE DYSPONOWAĆ PIENIĘDZMI. Na pytanie, na co by wydała pieniądze wygrane na loterii, jedna z internautek odpowiada:
Prawnika. Nie wiem, jak to jest być bogatą. Potrzebuję doradcy. Co bym kupiła? Nic. W jaki sposób zainwestować pieniądze, by nigdy się nie skończyły? Nie wiem. Nie mam pojęcia jak być bogatą6.
Wiem, o czym myślicie… też chciałbym mieć takie problemy. Kiedy na koncie braki, na karcie debet, a w biurku niezapłacone rachunki, trudno przejmować się rozterkami kogoś, kto ma miliony. A jednak, choć nie zostało to zbadane w przypadku osób wygrywających na loterii, u wielu z tych, które znacząco wzbogaciły się w ciągu swojego życia, pojawia się lęk. Obawiają się one, że zbyt łatwo stracą to, co zdobyły.
Używanie pieniędzy
Rozpowszechniane w mediach historie o – tu eufemizm – „nieroztropnych” ludziach, którzy w krótkim czasie wydali miliony na hedonistyczne uciechy, skłaniają do myślenia, że jest to zachowanie powszechne. CZY KIEDYŚ PRZYSZŁO WAM CZYTAĆ ARTYKUŁ ALBO WYSŁUCHAĆ AUDYCJI O LUDZIACH, KTÓRZY WYGRALI NA LOTERII I DOBRZE TĘ SYTUACJĘ WYKORZYSTALI? Nietrudno zainteresować czytelnika doniesieniami takimi jak historia Billiego, przytoczona na początku rozdziału. Zapytam retorycznie: kto chciałby czytać o oszczędnych i mądrze gospodarujących zasobami ludziach, którzy po wygraniu na loterii zbytnio nie zmienili swojego życia? Nawet napisany wielkimi literami tytuł: „Wygrał miliony, ale żyje skromnie” czy „Szczęściarz rozsądnie gospodaruje”, nie ma szans na popularność. Co innego dramatyczne historie – loteryjnego milionera, którego córka i wnuczka umarły z przedawkowania narkotyków, rozpasanego utracjusza albo kogoś, kto wszystko wydał na hazard i po roku od wygranej jeździ śmieciarką, by zarobić na życie. Ogólne rozpasanie, nietrafione inwestycje, rozwody, kłótnie rodzinne, używki, więzienie, a nawet zabójstwa – o tym wszystkim można przeczytać, gdy do wyszukiwarki internetowej wpiszemy hasło „_lottery winners_” (osoby wygrywające na loterii). Już na samym początku listy zwykle pojawia się rozwinięcie _story_ (opowieści). Taki wyrywkowy przekaz upowszechnia przekonanie, że im większa wygrana, tym mniej roztropności w jej wydawaniu. Kipiące od sensacji opowieści tak bardzo przenikają do umysłów czytelników czy słuchaczy, że mało kto zadaje sobie pytanie, jak często się to zdarza. A zdarza się rzadko. Z nielicznych7, (ale przeprowadzonych na szeroką skalę) badań wynika, że ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ LUDZI, KTÓRZY WYGRALI NA LOTERII, UTRZYMYWAŁA MAJĄTEK JESZCZE PRZEZ 10 LAT OD MOMENTU WYGRANEJ. Efektem wygranej był nie tylko jednorazowy wzrost satysfakcji z życia, ale jej podwyższony poziom jeszcze dekadę później. Główny tego powód stanowiło polepszenie sytuacji finansowej. Reklamy więc nie kłamią…
Praca
Niektórzy kupują los na loterii skuszeni wizją rzucenia papierami, zakpienia sobie z upierdliwego szefa, dramatycznego wyjścia z biura i dożywotnich wakacji. Właśnie do takich osób skierowana była swego czasu reklama polskiej loterii. Pamiętacie?
Szef do spóźnionego pracownika:
– Co tak późno? Co jest, Kowalski?
– 3, 11, 15, 18, 31, 34.
– Co?
– To, że teraz to mi to lotto.
Pieniądze są oczywiście powodem, dla którego pracujemy, ale dla wielu z nas nie są powodem jedynym. Badania przeprowadzone w Szwecji8 i Holandii9 to potwierdzają. Wygrywający nie przestawali pracować. Dużą rzadkością było całkowite rezygnowanie z pracy. Większość zmniejszała swoje zaangażowania w jej wykonywanie lub zmieniała ją na inną. Zwykle, mając na koncie dużą kwotę wygraną w losowaniu, ludzie po prostu częściej robili sobie wakacje.
Choć to tylko deklaracje, jeden na czterech Polaków twierdzi, że rzuciłby pracę po wygraniu dużej sumy na loterii, ale ponad połowa skłania się do stwierdzenia, że by tego nie zrobiła10. Te badania przeczą tworzonemu medialnie obrazowi milionerów z przypadku kąpiących się w szampanie i przypalających papierosa studolarowym banknotem.
Niedojrzałość
A może powinniśmy tym, którzy wygrywają, okazać trochę współczucia?
Pewnie myślicie, że przesadzam, ale zastanówmy się. Jest to coś, o czym rzadko się mówi i pisze, jednak CZĘŚĆ OSÓB, KTÓRE Z DNIA NA DZIEŃ SIĘ WZBOGACAJĄ, EMOCJONALNIE NIE JEST WYSTARCZAJĄCO DOJRZAŁA, BY SOBIE Z TYM PORADZIĆ. O ile bowiem osiąganie bogactwa dzięki ciężkiej pracy i pomysłowości zwykle traktujemy jako moralnie uzasadnione, o tyle jest coś pokrętnego, niewłaściwego, drażniącego w fakcie, że ktoś bez wysiłku, tylko dzięki łutowi szczęścia, stał się nagle niemożliwie bogaty. Nieufność i zazdrość wobec wygrywających na loterii nierzadko prowadzą do jawnie okazywanej dezaprobaty. Świetnie widać to w języku. Niewiele ciepłych uczuć zawiera się w słowach „nowobogacki”, „nuworysz” czy „parweniusz”. Do tego jeszcze dochodzą stereotypowe wyobrażenia na temat bogaczy, z którymi po wygraniu milionów trzeba się zmierzyć. Wielu szczęściarzy stanie przed dylematem, jak pogodzić to, że było się przekonanym, iż bogaci są samolubni i wyniośli, a dziś również dysponuje się znacznym majątkiem. Choć dla niektórych brzmi to przesadnie, część osób wygrywających na loterii boi się wydawać pieniądze, by za wszelką cenę uniknąć bycia postrzeganym negatywnie.
To w końcu są szczęśliwsi czy nie?
Gdy myślimy o tym, co byśmy zrobili z pieniędzmi, które gwałtownie i w dużej ilości zasiliłyby nasze konta, zwykle przychodzą nam do głowy przyjemne rzeczy: kolacje w wykwintnych restauracjach, koncerty, wizyty w parkach rozrywki, safari w Afryce czy przejażdżka Orient Expressem. Może wydalibyśmy trochę na przydomową saunę, imprezy z przyjaciółmi czy ogród zimowy. Myśląc o tym, co moglibyśmy mieć lub czego doświadczyć, wyobrażamy sobie, jak piękne byłoby nasze życie. Dlatego nieco schładzające nasz entuzjazm wydają się badania wskazujące, że OSOBY WYGRYWAJĄCE NA LOTERII WCALE NIE SĄ SZCZĘŚLIWSZE NIŻ PRZECIĘTNI ZJADACZE CHLEBA. Tak, czują większą satysfakcję z sytuacji finansowej, a niektóre badania pokazują, że lepiej oceniają całość swojego życia, ale jednocześnie nie uśmiechają się więcej, czują się szczęśliwi tak samo często jak inni.
Czy to jest zaskakujące? I tak, i nie.
Tak, to zaskakuje. Ludzie mający więcej pieniędzy nie borykają się z ograniczeniami w sięganiu po to, co sprawia im przyjemność. Nie martwią się, że jeżeli pojadą na wakacje, to zabraknie im na rachunek za prąd. Zatem powinni mieć więcej chwil, którym towarzyszą pozytywne emocje. Jednak nie mają. Dzieje się tak, ponieważ RADOŚĆ CZERPANA Z KAŻDEJ CHWILI ZALEŻY NIE TYLKO OD CECH TEJ CHWILI, ALE TEŻ OD NASZEGO NASTAWIENIA. Paradoksem jest więc, że spożywany na biwaku paprykarz może dawać nie mniej zadowolenia niż kolacja w restauracji z gwiazdką Michelina.
Nie, to nie zaskakuje. Bogactwo nie sprawia, że śmiejemy się częściej od innych ludzi, ponieważ odczuwanie pozytywnych emocji wymaga dostrzegania pozytywów. Czerpanie radości ze spotkań z przyjaciółmi, zabawy z dzieckiem czy oddawania się swojej pasji rzadko wiąże się z wielkością środków, które zgromadziliśmy na koncie. Świetnie to widać w porównaniach międzynarodowych, gdzie w czołówce narodów najczęściej odczuwających pozytywne emocje wcale nie są bogaci Amerykanie i Szwajcarzy, ale mieszkańcy relatywnie biednego Salwadoru czy Filipin11.
Większość z nas nie będzie miała możliwości przekonania się o tym, jak trudno jest radzić sobie z klątwą wygranej. Nie musi to jednak oznaczać, że kupowanie losu nie przełoży się na nasze szczęście.
Słyszałem historię kobiety, która regularnie kupuje losy na loterii i wieczory w dniu losowania spędza na rozmyślaniu o tym, co zrobiłaby z pieniędzmi, gdyby je wygrała. Spoglądając z boku: to kompletnie pozbawione sensu. Tymczasem takie fantazje mogą być całkiem niezłą strategią zapewniania sobie szczęścia. Tworzona w głowie wizja zawierająca precyzyjne wyobrażenia doznań zmysłowych działa jak przycisk „start”. Wymarzenie sobie siebie odpoczywającego na rajskiej plaży aktywuje te same obszary naszego mózgu co wzrok. Wsłuchiwanie się w brzęk wyimaginowanych kieliszków do wina, odczuwanie smaku i zapachu wymyślonych potraw czy fantazjowanie na temat ciepła wody egzotycznych mórz – wszystko to porusza części mózgu odpowiadające za doznania zmysłowe. Te z kolei wpływają na emocje. Dlatego wyimaginowany smak potraw, dźwięk muzyki czy dotyk słońca na twarzy może aktywować system emocjonalny tak samo jak rzeczywiste doświadczanie. Czyli mam sobie wyobrażać, a mój mózg potraktuje to jako prawdziwe doznanie? Tak. Jeżeli zrobisz to naprawdę starannie, tak się właśnie stanie.
Poza pozytywnymi emocjami wywołanymi przez geniusz naszej imaginacji jest jeszcze coś, co sprawia, że granie na loterii może nas uszczęśliwić. Naukowcy nazywali to efektem „POZWÓL MI DALEJ ŚNIĆ”12. Powodem, dla którego część osób gra na loterii, jest możliwość odczuwania nadziei, że coś dobrego stanie się w ich życiu. W efekcie samo oczekiwanie na rozstrzygnięcie losowania jest już czymś pozytywnym. W ten sposób tłumaczy się, dlaczego większość osób woli, by między zakupem losu a losowaniem była przynajmniej jednodniowa przerwa. To czas, by napełnić głowę wizjami przynoszącymi otuchę i poczuć dreszczyk wibrujących emocji. Płacimy za możliwość posiadania marzenia o staniu się niemożliwie bogatym człowiekiem. Dla części graczy udział w loterii to też forma unikania poczucia żalu. Kupują los, chcąc uchronić się przed widokiem bestii niewykorzystanej szansy rozsiadającej się na ich piersi.
Niektórzy z was pewnie zastanawiają się, czy naukowcy, którzy przedstawiają wyniki badań, stosują je do siebie. Czy naprawdę sądzą, że wygrana na loterii nie sprawi, że na co dzień będą się czuli lepiej?
Mogę odpowiedzieć tylko w swoim imieniu.
Oczywiście. Choć jestem przekonany, że duże pieniądze na koncie nie uczynią moich codziennych doświadczeń przyjemniejszymi i za kilka lat nie będę pamiętał o tym, że cokolwiek wygrałem, to jednak chętnie poddam te myśli weryfikacji empirycznej.
* Jeśli nie zaznaczono inaczej, tłumaczenia pochodzą od autora.
** W cytatach ze źródeł internetowych poprawiono ortografię i interpunkcję (przyp. red.).Kiedy John Ronald Reuel Tolkien pracował jako wykładowca akademicki w Oxfordzie, robił to, co robi wielu nauczycieli uniwersyteckich: sprawdzał prace studentów. Umierał z nudów, zmuszając się do przemykania wzrokiem po sztampowych, wygładzonych, ale zwykle pozbawionych polotu zapiskach. Uszczęśliwiła go dopiero pusta kartka: „Wspaniale! – pomyślał. – Nic do czytania!”. I wtedy napisał własne zdanie: „W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit”1. Nudzie zawdzięczamy _Hobbita_ i _Władcę Pierścieni_.
Kiedy w popularnej wyszukiwarce internetowej wpisuję angielskie „_boredom_” (nuda), pojawiają się różne dopowiedzenia hasła:
- negatywne: jest źródłem całego zła / zabija mnie / to diabeł / jest oznaką głupoty / jest zabójcą efektywności;
- pozytywne: jest dobra / jest matką wynalazków (powiedzenie przypisywane Platonowi) / jest matką kreatywności;
- neutralne: jest luksusem.
A jak jest naprawdę?
Coś poszło nie tak
Powtarzalność, rutyna, brak wyzwań, ziemniaki z kotletem na obiad, dzień świstaka – wytłumaczeń dla bycia znudzonym jest wiele. Zastanawiające jest raczej, dlaczego współcześni nam ludzie, którzy – jak nikt wcześniej – mają nieograniczone możliwości zaspokajania swoich pragnień, pozostają znudzeni? Dlaczego Iggy Pop śpiewa: „Nudzę się, jestem szefem znudzonych, jestem przydługim monologiem, żyję jak pies”? Może pies faktycznie się nudzi, ale my mamy dostęp do internetu, platform streamingowych i portali społecznościowych. Możemy pójść do teatru, kina, centrum handlowego, na siłownię, na spacer do lasu. Możemy słuchać muzyki, oglądać telewizję, czytać książki. Możemy uczyć się jazdy na nartach, nucić U2, stepować w salonie, brzdąkać na gitarze. W katalogu dostępnych czynności są _speed dating_, joga, maratony, rower, gry planszowe, lekcje gotowania, szydełkowanie i dziesiątki smaków lodów. Nielimitowana oferta aktywności i doświadczeń. A obok pandemia nudy. Badania mówią, że w dowolnym dniu tygodnia od 30% do 90% Amerykanów przez jakiś czas się nudzi. Problem ten jest jeszcze bardziej powszechny wśród młodzieży: od 91% do 98% nastolatków narzeka na znudzenie. Jesteśmy jak zwierzęta umierające z pragnienia tuż przy wodopoju2. Filozof Lars Svendsen jest przekonany, że ludzie nigdy nie nudzili się tak często jak dzisiaj.
W językach europejskich słowa „nuda” oraz „znudzony” zaczęły się pojawiać w XVIII i XIX wieku. Dopiero dzisiaj mamy luksus wybierania bycia znużonym, niezainteresowanym czy nieczułym na to, co przynosi nam otoczenie. Jest w tym jakieś pęknięcie – wystawieni na nieprzebraną ilość bodźców, nie umiemy wzbudzić w sobie pragnienia zrobienia czegoś. Nie radzimy sobie, gdy dopada nas rutyna, powtarzalność, niedobór stymulacji. Grzęźniemy. A w dodatku ten nieznośny niepokój, że przez ostatnie piętnaście minut nic nami nie wstrząsnęło, nic nas nie rozśmieszyło, nic nie zaciekawiło – coś jest nie tak. W jednym z eksperymentów naukowcy zamykali badanych w pustym pokoju3. W pomieszczeniu nie było nic poza krzesłem i przyrządem generującym niegroźne, acz bolesne, wstrząsy elektryczne. Okazało się, że duża część uczestników badania już po kilku minutach zadawała sobie ból. Wybierali fizyczne cierpienie zamiast przebywania sam na sam ze swoimi myślami.
Nasze mózgi reagują na zmiany. Działają jak lampki uruchamiane przez czujnik ruchu. Tak jak pojawia się światło w pomieszczeniu, do którego wchodzimy, tak samo nasze mózgi reagują na nowość. Tym, co produkują, nie są jednak fale świetlne, ale dopamina – neuroprzekaźnik kojarzący się z przyjemnością i motywacją do działania. Jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani, by wyłapywać elementy nowości w otoczeniu. To jak poznawanie mapy w grze strategicznej – próbujemy wyjść poza to, co już znamy, szukamy nowych zasobów, które pozwolą nam robić coś więcej i lepiej. Skupianie się na tym, co nowe, to też efekt nauczenia się ignorowania tego, co niezmienne. Aby pompować dopaminę do mózgu, aktywujemy wykrywacz zmian. Gdy jej brakuje, wszystko jest powtarzalne i przewidywalne. To w jakiejś części tłumaczy, dlaczego idąc do toalety, zabieramy ze sobą smartfony. Paradoksalnie jednak to, co robimy, by się nie nudzić, samo w sobie staje się źródłem znudzenia. Nieposkromiony apetyt na wpatrywanie się w ekrany telefonów skutecznie eliminuje chęć robienia innych rzeczy. Zamiast aktywizowania mózgu poprzez oddawanie się różnym zajęciom szukamy uwolnienia w ekranach, przez co czynność przeglądania wiadomości czy zdjęć znajomych staje się pozbawiona sensu, powtarzalna i cóż… nudna. Choć otacza nas świat pełen cudów, nasz gatunek wymyślił nudę. To nas odróżnia od psów, drogi Iggy. Mało to chwalebne, ale może właśnie nuda czyni nas ludźmi?
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_PRZYPISY
Paradoks loterii. czy chcesz wygrać miliony, czy zostać sparaliżowany?
1 P. Brickman, D. Coates, R. Janoff-Bulman, _Lottery winners and accident victims: is happiness relative?_, „Journal of Personality and Social Psychology” 1978, nr 36(8), s. 917–927.
2 M. Bednarek, _35 mln zł w kumulacji Lotto. Kto i jak gra? Dlaczego płacimy wysoki podatek od marzeczeń?,_ wyborcza.biz/biznes/ 7,147582,21496760,lotto-czyli-wysoki-podatek-od-marzeczen-kto-gra-w-lotto.html?disableRedirects=true, dostęp 22.03.2023.
3 _Lottery winners_ _who won millions but ended up with nothing_, https://www.lovemoney.com/gallerylist/64958/lottery-winners-who-won-millions-but-ended-up-with-nothing, dostęp 21.10.2022.
4 _If you_ _won the lottery, what is the first thing you would buy?_ _Why?_, https://www.quora.com/If-you-won-the-lottery-what-is-the-first-thing-you-would-buy-Why, dostęp 16.12.2022.
5 E. Landau, _Winning the lottery. Does it guarantee happiness?_, http://edition.cnn.com/2011/HEALTH /01/07/lottery.winning.psychology/index.html, dostęp 22.03.2023.
6 _If you_ _won the lottery, what is the first thing you would buy? Why?_, dz. cyt.
7 J. Gardner, A.J. Oswald, _Money and mental wellbeing. A longitudinal study of medium-sized lottery wins_, „Journal of Health Economics” 2007, 26(1), s. 49–60, https://doi.org/10.1016/j.jhealeco.2006.08.004, dostęp 27.04.2023. B. Apouey, A.E. Clark, _Winning Big but Feeling no Better? The Effect of Lottery Prizes on Physical and Mental Health_, „Journal of Health Economics” 2015, 24(5), s. 516–538, https://doi.org/10.1002/hec.3035, dostęp 27.04.2023. E. Lindqvist, R. Östling, D. Cesarini, _Long-Run Effects of Lottery Wealth on Psychological Well-Being_, „The Review of Economic Studies” 2020, 87(6), s. 2703–2726.
8 E. Lindqvist, R. Östling, D. Cesarini, _Long-Run Effects of Lottery Wealth on Psychological Well-Being_, dz. cyt.
9 P. Kuhn, P. Kooreman, A, Soetevent, A. Kapteyn, _The Effects of Lottery Prizes on Winners and Their Neighbors. Evidence from the Dutch Postcode Lottery_, „The American Economic Review” 2011, 101(5), s. 2226–2247, https://pubs.aeaweb.org/doi/10.1257/aer.101.5.2226, dostęp 27.04.2023.
10 W. Ziomek, _Co byś zrobił, gdybyś wygrał w totka? Zapytaliśmy Polaków_, https://finanse.wp.pl/co-bys-zrobil-gdybys-wygral-w-totka-zapytalismy-polakow-6410975690811009a, dostęp 22.01.2023.
11 _Gallup Global Emotions 2022_, https://www.gallup.com/analytics/349280/gallup-global-emotions-report.aspx, dostęp 27.04. 2023.
12 M.G. Kocher, M. Krawczyk, F. van Winden, _„Let me dream on!” Anticipatory emotions and preference for timing in lotteries_, „The Journal of Economic Behavior and Organization” 2014, nr 98, s. 29–40, http://dx.doi.org/10.1016/j.jebo.2013.12.006, dostęp 27.04.2023.
Paradoks dobrej nudy
1 J.R.R. Tolkien, _Hobbit, czyli tam i z powrotem_, tłum. M. Skibniewska, Warszawa 1991, s. 5.
2 R. Vitelli, _Bored in the U.S.A._, https://www.psychologytoday.com/ us/blog/media-spotlight/201703/bored-in-the-usa, dostęp 27.04. 2023.
3 R.C. Havermans, L. Vancleef, A. Kalamatianos, C. Nederkoorn, _Eating and inflicting pain out of boredom_, „Appetite” 2015, nr 1(85), s. 52–57, https://www.sciencedirect.com/science/ article/pii/S0195666314005200, dostęp 29.03.2021.