- W empik go
Zygmunt Kaczkowski i jego czasy: na podstawie źródeł i materyałów rękopiśmiennych - ebook
Zygmunt Kaczkowski i jego czasy: na podstawie źródeł i materyałów rękopiśmiennych - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 797 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ciągu niniejszej pracy, przerwanej inwazyą rossyjską i dopiero w r. 1916/17 wśród ciężkich warunków dokonanej, doznałem nie tylko ze strony takich instytucyj, jak Zakład narodowy im. Ossolińskich, lwowskie Towarzystwo historyczne, Archiwum Bernardyńskie. Muzeum w Bapperswilu… które mi dozwoliły korzystać ze swych cennych zbiorów rękopiśmiennych, lecz i wśród grona uczonych i literatów, oraz posiadaczy dokumentów i listów Zygmunta Kaczkowskiego… tyle serdecznego poparcia i chętnej pomocy, że tylko temu zawdzięczać mogę, iż zdołałem zebrać obfity materyał do mego studyum.
Do szczególniejszej wdzięczności obowiązany jestem mianowicie: profesorowi Uniwersytetu, radcy Dworu dr. Oswaldowi Balzerowi, kustoszowi Biblioteki Ossolińskich dr. Ludwikowi Bernackiemu, profesorowi Uniw. Jagiell… dr. Ignacemu Chrzanowskiemu, profesorowi Uniwersytetu, radcy Dworu dr. Ludwikowi Fin klowi. Franciszkowi RawicieGawrońskiemu, publicyście Adolf owi Władysławowi Inlenderowi, Stanisławowi Koźmianowi, Ignacemu hr. Krasickiemu, Władysławowi Prokeschowi, Zygmuntowi Sarneckiemu, Tadeuszowi Smarzewskiemu. – Niektórych ważnych szczegółów i dokumentów dostarczyli mi również z całą, uprzejmością: pani Helena Dąbczańska, adwokat krajowy dr. Ludomir Lewandowski i p. Stanisław Wasylewski. Wszyscy niech raczą przyjąć najserdeczniejsze podziękowanie.
Nie mogę tez pominąć bez rzewnego wspomnienia pomocy, jakiej mi użyczyli ś… p. Eugeniusz Korytko w Paryżu i ś… p… dr. Bronisław Czarnik, emer. kustosz Biblioteki Ossolińskich we Lwowie, zmarli w ciągu druku niniejszej pracy. Ś. p. Korytko udzielił mi cennych informacyj o stosunkach osobistych przyjaciela swego, Zygmunta Kaczkowskiego; ś… p. Bronisław Czarnik niejednokrotnie sam zgłaszał się do mnie, wskazując niektóre źródła, a nawet własnoręcznie odpisując listy i dokumenty, odnoszące się do Kaczkowskiego. – Cześć ich pamięci!II.
(Na własnym gruncie. – Galerya szlachty sanockiej. – Pierwsze utwory literackie: "Uwagi nad moralnemi chorobami". – Powiastka "Tuz". – Wiersze: "Czem nie marzyć?" – Stosunki z Kornelem Ujejskim. – Rok 1846. – Bracia Wiesiolowsey. – Rozmowa z W. Polem. – Powstanie w Sanockiem. – Jerzy Bułharyn. – Uwięzienie Ignacego i Zygmunta Kaczkowskich. – Dwuletnie więzienie. – Wyrok śmierci. – Amnestya. – Sąd późniejszy Kaczkowskiego o r. 1846. – Zamiar pisania powieści na tle spisków. – Wyjątek z listu Jana Za – chariasiewicza.)
W powyższym szkicu lat młodzieńczych Zygmunta Kaczkowskiego, głównym przewodnikiem był nam jego "Pamiętnik od roku 1833 – 1844. Równocześnie jednak, na podstawie autentycznych dokumentów, jak metryki i akty sądowe, mogliśmy mimochodem sprostować pewne niedokładności, popełnione przez Wincentego Korotyńskiego w jego rozprawie "O autorze", a powtórzone za nim przez Piotra Chmielowskiego i Ign. Chrzanowskiego.
Przypuszczać można, że pierwsze te lata gospodarowania na własnym kawałku ziemi, nie były dla Kaczkowskiego uciążliwe. Gały trud zarządu dźwigała dzielna i energiczna babka, ojciec też z Cisny dojeżdżał, a ośmnastoletni młodzieniec bawił się jazdą konną i odwiedzinami w sąsiedztwie. Sąsiedztwo to zaś było liczne i wyborowe. W rękopiśmiennej notatce przytacza Kaczkowski "galerye szlachty sanockiej": Łoś z Łuha i Jaworca, Łążyński z Krywego, Krajewski z Terki, syn jego Ludwik z Zawoja. Nurkowscy, trzech braci Karśnickich z Baligrodu. Franciszek Urbański z Jabłonek, Eminowicz z Bystrego, Papara z Mchawy, Rafał Osuchowski z Zahoczewia. Adam Żurowski z Bereski, Konstanty Bobowski i jego zięciowie Leszczyński Leopold i Jordan z Orelea… stary Truskolaski z Tarnawy. Xawery hr. Konarski z Chrewty. Wojciech. Terlecki z Tyskowy, Giebułtowska z domu Karśnicka z Wołkowyi, Borowscy z Żerdenki, Jędrzej Bal z Średniej wsi i jego synowie: Tymon, Franciszek, Antoni i Jan… szambelan Skibiński z Uherec, bracia Górscy ze Stefkowej, Laskowscy z Polany i Bażanówki. Jan Tchorznioki z Dąbrówki, bracia Urbańscy z Myszkowiec, Urbański z Komborni, Haczowa i Odrzechowej, Stanisław Brześciański z Ustyanowej, Strzeleccy z Łopienki, Wiktorowie z Zarszyna i Semkowej Woli. Teofil Ostaszewski ze Wzdowa, Załuscy, Skrzyńscy, Seweryn Fredro, ożeniony z Konarska z Nozdrzca, Aleksander Krasicki z Dubiecka, Cezar Męciński z Dukli. Kozłowscy, Kraińscy, Smarzewscy (1).
Jeżeli nie wszystkie, to wiele z tych nazwisk spotykamy później w opowieściach Nieczui… a zasłyszane tam wówczas i zanotowane w pamięci dzieje wewnętrzne tych rodzin – dostarczyły niewątpliwie Kaczkowskiemu wątku do całego szeregu utworów.
Po za zajęciami gospodarskiemu które zapewne nie bardzo nęciły młodzieńca, i po za sąsiedzkiemi odwiedzinami, pozostawało Zygmuntowi dość jeszcze wolnego czasu do spróbowania pióra, co go oddawna pociągało. Powodzenie może nie tyle łacińskich wypracowań i owej niemieckiej tragedyi klasycznej, ile raczej satyrycznych wierszy studenckich, kusiło snadź ciągle młodego ziemianina. To też już w r. 1845 ukazały się pierwsze jego utwory prozą w "Dzienniku mód paryskich".
Nie zapowiadały one zgoła pisarskiego talentu. W trzech artykułach, pod ogólnym tytułem; "Uwagi nad moralnemi chorobami", okazuje młody autor nie tylko brak wprawy w pisaniu, nie tylko co krok grzeszy błędami gramatycznymi, lecz nadto niema tu ani głębszej obserwacyi, ani satyrycznego zacięcia, czy dowcipu, który jest wymuszony i nieszczery. W pierwszym z tych artykułów p… t.: "Gorączka dowcipowa" karci autor to właśnie, czem sam grzeszy: dowcip wymuszony i chęć popisywania się nim. Na chorobę taką widzi jedyne lekarstwo w tem, aby człowiek rzeczywiście dowcipny karcił na każdym kroku niefortunne popisy dotkniętego "gorączką dowcipową", któremu przy tem w razie ostrego napadu, należy opuścić "dwie filiżanek" (sic!) krwi i dawać paprykę do zażywania (2).
–- (1) Notatka p… t. "Pamiętniki". Ms.
(2) "Dziennik mód paryskich" Nr. 16 z r. 1845.
Drugi artykuł p… t. "Parafianizm" wyszydza chęć naśladownictwa cudzych, przymiotów, małpowanie. Jest tu nawet przytyk do któregoś ze współczesnych "pseudo" poetów, że nie znając ani kraju, ani poezyi ukraińskiego ludu… naśladować usiłuje dumki i szumki Zaleskiego Bohdana. Tytuł artykułu "Parafianizm", przywodząc na pamięć "Parafiańszczyznę" Leszka Borkowskiego, której część pierwsza pojawiła się w r. 1843. pozwalałby przypuszczać, że ten przytyk właśnie do niego się odnosi i do jego pierwszego utworu poetyckiego, który ukazał się w "Haliczaninie" w r. 1830 p… t. "Kozak" a opiewał miłość kozaka i tatarki. – Być też może, iż odnosiło się to do Aug. Bielowskiego lub Lucyana Siemieńskiego, którzy w Ziewoni już w r. 1834 ogłaszali "Dumki" a w r. 1838 wydali zbiór "Dumek" w Pradze. Lekarstwem na chorobę małpowania, jest i tutaj wyśmiewanie satyryczne. Rzecz cała równie, jak poprzednia, w przedstawieniu i argumentacyi nieudolna.
Nie większej siły, a pod względem stylu podobnież niedołężny jest trzeci z rzędu artykuł tej seryi, p… t. "Zapalenie szlachetnej strony serca", wydrukowany w temże samem czasopiśmie w Nr. 1. z r. 1846.
W Nr. 20 z 20. września 1845 i następnych "Dziennika mód paryskich" znajdujemy powiastkę p… t. "Tuz". Czytając ją… nie możnaby nawet przeczuć przyszłego autora tylu głośnych, powieści. Rzecz niezmiernie słaba. Jestto opowieść o jakimś naiwnym, zbyt naiwnym szlachcicu Bartłomieju Dolewa Wodnickim, który za pomocą faktora żyda, przyjmuje sobie sekretarza, niejakiego Tuza. Ten, do spółki z arendarzem, okrada naiwnego szlachcica; zabiera mu cały jego majątek, 40. 000 zł… i ucieka. Szlachcie zubożał całkowicie, a pan Tuz dalej kradnie; wreszcie otrzymuje niespodziewanie jakiś wielki spadek i wypływa na widownię, jako hrabia Tuz. Pan Bartłomiej zabiera się energicznie do rzekomego hrabiego i odzyskuje swoje 40. 000 zł… z procentami.
Styl tej powiastki, bardzo jeszcze nie wyrobiony, roi się od błędów gramatycznych. Kaczkowski pisze jeszcze wtedy: "potrzebywaó", a stale – co mu się zresztą i później często wydarza, – używa czwartego przypadku z przeczeniem. Pan Bartłomiej grozi np. Tuzowi, że nie ustąpi i nie przestanie go ścigać, dopóki mu "nie wyliczy skradzione pieniądze".
Chcąc na upartego dopatrzeć się w tej nieudolnej robocie jakiejś tendencyi, możnaby wreszcie posądzić autora o zamiar wyszydzenia ignorancyi szlachty z jednej, a lekkomyślności, z jaką społeczeństwo przyjmuje takich samozwańczych hrabiów-szalbierzy, jak
Tuz, z drugiej strony. Satyra jednak taka byłaby zbyt gruba i na życiowej obserwacyi chyba nie oparta. Gdybyśmy nawet przypuścić chcieli, że w społeczeństwie szlacheckiem mogły podówczas istnieć wyjątkowo takie typy jak pan Dolewa, to z pewnością hrabiów Tuzów nie było. Szlachta sanocka, wśród której obracał się wówczas Kaczkowski, była bardzo ekskluzywna i takich samozwańców niezawodnie nie przyjęłaby do swego grona. – W każdym razie uderza w tej powiastce pewien nastrój demokratyczny. Z wyraźnym przekąsem mówi się tam o herbach i szlachectwie, którego zresztą, bardzo lichym przedstawicielem jest, ledwie czytać umiejący, pan Bartłomiej Dolewa. Mogłoby to chyba świadczyć o chęci pomszczenia się za pewne upokorzenia, jakich mógł doznać Kaczkowski… jako bądź co bądź homo novus w sferze właścicieli ziemskich, wśród starej, osiadłej szlachty sanockiej.
Bok 1845 przyniósł jeszcze wiersz p… t. "Czem (sic!) nie marzyć?" Wiersz, rażący już w samym tytule błędem. ("Czem", zamiast: "Czemu") z rusińskiego, zdaje się, języka zaczerpniętym ("Czom ty mene moja maty w cerkow ne nosyła") – świadczy o zupełnym braku poetyckiego polotu i głębszej myśli. Dość przytoczyć jedną strofkę:
"Za cóż więdnąć z złotym kwiatem,
Z ziemskim, zawsze starzeć światem,
Czemuż z światem starym starzeć,
Czem nie dumać, czem nie marzyć?
O, bo nie starzeje myśl!
Niema końców świat złudzenia,
Niema krańców świat marzenia,
Ani kresu myśl" (1).
W tymże samym roczniku "Dziennika mód paryskich" ukazywać się poczynają, jakby dla porównania, poezye Kornela Ujejskiego, – o ileż wyższe! Z poezyj biblijnych jest tam mianowicie wiersz p… t. "Hagar na puszczy".
Z Ujejskim łączyły podówczas Kaczkowskiego bliskie stosunki, Pamiątką tej przyjaźni pozostały słowa "o złotych ustach najdroższego nam Ujejskiego" wydrukowane w pierwszym tomie "Bajrowisty" na str. 168 (Wydanie wileńskie J. Zawadzkiego). Powieść ta pisana była w r. 1855. Stosunki te jednak rychło się popsuły i przeobraziły w jawną nieprzyjaźń. Już w r. 1858 w liście do Seweryna Smarzewskiego, donosząc mu o pismach peryodycznych, – (1) "Dziennik mód paryskich" Nr. 20.
tak warszawskich i poznańskich, jak i lwowskich, i krytykując ostro lwowski " Dziennik literacki", który "najobrzydliwiej się dzisiaj liże tym samym, na których wczoraj najobrzydliwiej wymyślał"… – dodaje Kaczkowski: "a jeszcze mniej się można zbudować kochanym Kornelkiem Ujejskim, który w tymże Dzienniku napisał artykuł o aktorach i aktorkach. Mniejsza o ten artykuł nareszcie, ale co mnie na poczciwego Kornelka napędziło rumieńców, to to, że w artykule tak bardzo niskim i napisanym o rzeczach jeszcze niższych (rozumiem tu indywidua, które znam dobrze ze sceny) występuje w tonie prorockim i tytułuje sio w liczbie mnogiej. Wyobraź sobie, ileby można obudzić śmiechu, gdyby mu na ten artykuł odpisać i tytułować go także w liczbie mnogiej. Kochany Kornelek, jak widać, będzie już zawsze poetą, ale podobno nigdy nie zostanie człowiekiem. Gdybyż przynajmniej wiedział, jakim jest w samej rzeczy poetą! Toby go może zrobiło trochę mniejszym poetą, ale niezawodnie większym człowiekiem (1).
Dziwić się zaiste można, że sąd taki mógł wypowiedzieć Kaczkowski o Ujejskim, jako poecie, już po ukazaniu się pierwszej części "Skarg Jerenriego". Świadczy to, jak bardzo stronniczym był i za młodu późniejszy autor "Teki Nieczuł". – Również niesprawiedliwym jest złośliwy ustęp o artykule Ujejskiego o aktorach. Nie trzeba bowiem zapominać, że w r. 1857 nastąpiło ponowne otwarcie sceny polskiej we Lwowie, że na tę uroczystość napisał Ujejski prolog pełen polotu i że uważał sobie za obywatelski obowiązek scenę tą popierać, pragnął bowiem, wedle słów prologu, by ona "stała się dla ludu szkołą i wzorem", i skoro "świątynią się zowie, aby "świętością wciąż stała".
W dalszym ciągu stosunek ten z Ujejskim jeszcze się pogorszył, co wywołało sąd jeszcze ostrzejszy. W r. 1891 pisał Kaczkowski do profesora Ksawerego Liskego: "O moich przeciwnikach we Lwowie nic nie wiem, wiem tylko, że Ujejski był po wszystkie czasy moim zawziętym wrogiem, a nawet miał raz bardzo gwałtowną scenę o mnie z Gillerem… w obecności kilkunastu osób, należących do tego obozu (demokratycznego). Ujejski, o kilka lat starszy odemnie, ale właściwie mój współczesny, a niegdyś (1848 do 1850) mój bliski przyiaciel, jest to osobliwsza figura: gdzie łba nastawiano, gdzie się bito, gdzie siedziano w więzieniu, gdzie pracowano, gdzie poświęcano majątki dla sprawy publicznej, tam go nigdy i nigdzie nie było, ale gdzie trzeba było błotem rzucić na – (1) Z Bereźniey 24. października 1858.
kogoś, albo zasiąść do sądów tajemnych, tam zawsze się znalazł. Ale czy jeszcze dziś podstopnemi intrygami sio bawi… o tem mi nie wiadomo" (1).
Sąd ten… tak bardzo surowy, wywołany snadź był żywą zawsze w duszy Kaczkowskiego pamięcią o przejściach w r. 1863 i o udziale Ujejskiego w sądzie, który go potępił, o czem we właściwem miejscu będziemy mówili.
W papierach pośmiertnych Kaczkowskiego… a mianowicie w notatkach, kreślonych już w ostatnich latach, do życiorysu Wincentego Pola, znajdujemy także surową, a tym razem zasłużoną krytykę Ujejskiego "Listów z pod Lwowa", wymierzonych przeciw Polowi, a pisanych, jak twierdzi Kaczkowski, z natchnienia i pod wpływem Jana Dobrzańskiego. – W innem miejscu zanotował: "Listy z pod Lwowa: Je t'accuse. Niedorzeczne i nieuczciwe". I dalej: "Pisma tego na seryo brać nie można, Nie wiemy, co to jest? Jakiś wylew dwoistego uczucia, kończący się potępieniem; dziwniejsze to jeszcze, że jeden poeta napada na drugiego w prowincyi takiej, gdzie tylko ich dwóch było. Uczuciem nie pisze się krytyki. Nie występuje się, jako oskarżyciel, kiedy się nic ma prawa do tego. Gdzie się bito, cierpiano, pracowano, tam byli oskarżeni, ale oskarżyciela tam nie było. Nie byłoby powodu wspominać o tym elaboracie, gdyby nie to, że mimo oskarżenia, jest to najcieplejsze uznanie zasług poety" (2).
Najostrzej jednak przemówił Kaczkowski w sprawie tych listów z pode Lwowa, w liście z Bereźnicy z dnia 20. czerwca 1860, pisanym do Augusta Bielowskiego. List ten, przechowany w rękopisach Biblioteki Ossolińskich a częściowo wydrukowany w krakowskim "Przeglądzie Literackim" przez p. Stanisława Zdziarskiego, (3) zawiera najcięższe zarzuty tak przeciw pismu, "które apostołuje zasady przeciwne duchowa i zacności narodowej", jak i przeciw Kornelowi Ujejskiemu. Kaczkowski nazywa Ujejskiego w tym liście człowiekiem "zwichniętym w swoim umyśle", "krzykaczem"
i "plwaczem", niekonsekwentnym "ignorantem". Jego list o Polu napisany jest "niezdarnie", fałsze w nim "nastroszone są na fałszach". Przedewszystkiem Pol "nie był nigdy tak wielkim poetą, jakim go Ujejski przedstawia. Ujejski ma karłowatą wyobraźnięo wielkości"; Pol nie był nigdy "jednym z tych duchów wyniosłych i wielkich, którym dano jest przewodniczyć narodom"; był z po- – (1) List z 1. stycznia. 1891 r. Ms.
(2) Notatki do życiorysu Pola. Ms.
(3) Nr. 14., 15. 16. i 17. lipiec i sierpień 1898.
czątku "śpiewakiem teraźniejszości (r. 1831) a potem malarzem przeszłości'; nie był nigdy wielkością duchową pierwszego rzędu", ale w ogóle "ma rzeczywiste i bardzo piękne w narodzie zasługi". Możnaby zresztą ten artykuł Ujejskiego zlekceważyć "zmiąć i potargać, a w końcu i samego autora obalić na ziemie", bo "oślepiony pychą właściwą wszystkim uzurpatorom, widzi tylko cel swojej własnej dążności". Ale Kaczkowski upatruje w listach Ujejskiego rzeczy "daleko szkodliwsze" On wyznaje te zasady, jakie zaczęto wytwarzać we Francyi pod koniec XVIII wieku; nazywa wielkim człowiekiem Robespierra a rzuca "szubieniczne klątwy na Skrzyneckiego, Chłopickiego nawiasem a otwarcie na Malinowskiego i Chodźkę, Potockiego i Pola", występuje jako "trybun niby jakiejś opinii publicznej, wymagając od niej wymierzenia kary i pomsty. Rola ta przypomina kubek w kubek Marata, l'amidu peuple". Ale on nie przemawia tu sam z siebie, lecz ma "dla swych zasad pewne około siebie oparcie"; nie stoi sam, lecz za nim jest "cała koterya", której celem jest "opanować ulicę i rozpocząć rządy i sądy". Otóż w tem widzi Kaczkowski niebezpieczeństwo Wprawdzie "Ujejski z Dobrzańskim rewolucyi nie zrobią, ale pozaszczepiane przez nich ziarna nieufności, niechęci, zawiści i złości przyjmą się pewnie". Więc "póki się te ziarna nie przyjmą, póki się ten zły duch nie rozniesie, potrzebaby koniecznie dać mu zaprzeczenie otwarte, silne i stanowcze". – W dalszym ciągu rozpisuje się Kaczkowski nad "niewolą", w jaką ujarzmić by chcieli Ujejski i jego "zacni druhowie" literaturę i piszących. Przeciw tym uroszczeniom należy zaprotestować i "klątwę rzuconą na Pola na samychże klnących odrzucić". Kaczkowski oświadcza, że w tej swojej opinii nie jest odosobniony; odebrał wiele listów z Krakowa i Lwowa, z wielu osobami widział się osobiście. Niektórzy usiłowali nawet nakłonić go "do zabrania głosu w tej sprawie i wystosowania odpowiedzi na artykuły Ujejskiego". Me brakuje mu do tego ani chęci, ani odwagi, lecz po namyśle przyszedł do przekonania, że "nie powinien zabierać pierwszego głosu"; nie czuje w sobie "dostatecznej powagi". Wywiązałaby się ztąd tylko kłótnia, bo Kaczkowski czuje się jeszcze za mało popularnym, zwłaszcza w Galicyi, a że w pismach swoich występował niejednokrotnie przeciw podobnym środkom rewolucyjnym, więc ma w tym obozie zawziętych wrogów. Przemówić w tej sprawie, może tylko, zdaniem Kaczkowskiego, jeden jedyny – August Bielowski, który złożył "jawne i świetne dowody patryotyzmu" a także niósł "sztandar postępu przed narodem", używa "powszechnej czci i miłości" a nadto zdobył sobie jedno "z najpierwszych, miejsc w literaturze". "Otóż – pisze – weź Pan tg sprawę na siebie; jak jesteś pierwszy pomiędzy nami, tak pierwszy wystąp przeciw tym terrorystycznym pochuciom"… "Cały naród przyklaśnie i przy nas będzie wygrana".
Następuje tu ustęp nie wydrukowany w "Przeglądzie literackim" ustęp, który jednak najdobitniej myśl Kaczkowskiego wyraża i zapowiada jego dalszy udział w tej sprawie. Ustęp ten brzmi jak następuje (1):
"Do licznych swych zasług przyczynisz jeszcze tę jedną a zaprawdę także niemałą, że otworzysz oczy nieświadomemu siebie społeczeństwu na prawdy w chwili obecnej jedyne, – zamkniesz rozswawolone usta pijanej szałem gawiedzi, – dasz wszystkim poważnym ludziom otuchę i zachętę do zacnej pracy – a nad to wszystko jeszcze kto wie od jak zgubnych i niebezpiecznych katastrof uwolnisz społeczeństwo naszej prowincyi.
"Myśląc nad tem, jakim-by sposobem ten krwawo zafarbowany strumień najpewniej powstrzymać, nie widzę prostszego, prędszego i bezpieczniejszego środka, jak Pańską odezwę. Powtarzam też jeszcze raz, że jestem pewny, że to niezawodnie pomoże i nawet od razu całą tg kwestyę zakończy. Jeżeliby zaś ta rozzuchwalona koterya posunęła swoje zuchwalstwo do tego stopnia, iżby się odważyła i przeciw Panu wystąpić, – i jeżeliby w takim razie moje poparcie Panu mogło być potrzebnem, to możesz Pan być ubezpieczonym, iż nietylko natychmiast głos odpowiedni zabiorę i zabierać go będę tak długo, jak długo będzie potrzeba, ale nie będę się wahał użyć wszelkich, środków, jakimi wskutek moich rozmaitych po świecie stosunków rozporządzać mogę, ażeby przyjść dobrej sprawie z pomocą".
Gdyby jednak Bielowski miał także jakie powody do niezabierania głosu w tej kwestyi, proponuje Kaczkowski "ogłoszenie jakiejś protestacyi zbiorowej", manifestu, któryby podpisali "nie tylko wszyscy piszący, mieszkający we Lwowie, ale i znamienitsi autorowie z Krakowa, a oprócz nich koniecznie i ci, którzy mają błyszczące dla wielkiej publiczności imiona, jak np. obadwa Stadniccy, Kazimierz Wodzicki, Aleksander Krasicki". Kaczkowski sądzi, że możnaby zebrać bardzo wiele podpisów pomiędzy szlachtą, jednak tylko wówczas, "jeśliby ta protestacya nie była obroną osoby Pola", lecz skierowana przeciw czynnościom "koteryi".
–- (1) Rękopis Bibl. Ossolińskich Nr. 2432. tom II. karta 67 – 68
I znowu następuje ustęp, opuszczony przez p. Zdziarskiego w "Przeglądzie literackim", a określający ściślej przeciw jakim mianowicie dążnościom wymierzona być miała owa protestacya. Po oświadczeniu, że Kaczkowski wszelką protestacyę przeciw owej "koteryi" podpisze, czytamy dalej w manuskrypcie (1):
…. "z tem wszakże zastrzeżeniem, ażeby kierunek jej (protestacyi) był wymierzony wyraźnie przeciwko dążnościom demagogiczno-rewolueyjnym, a nie przeciwko narodowo-rewolucyjnym, którym zawsze stoję nie na przeszkodzie, lecz na pomocy".
Te ostatnie wyrazy charakteryzują dobitnie ówczesne zapatrywania polityczne autora.
Jakkolwiek jednak zapewniał Kaczkowski w tymże liście Bielowskiego, że do "wszelkich dalszych porozumień jest gotów", do ogłoszenia tej protestacyi nie przyszło, i już dnia 6. lipca 1860 r. tj. w trzy tygodnie zaledwie po liście pierwszym, z rezygnacyą pisze do Bielowskiego Kaczkowski, "że o protestacyi przeciwko artykułom Ujejskiego z naszej strony niema co myśleć… nie pozostaje nam nic, jak milczenie. Jestto – dodaje – rzecz smutna z naszego smutnego wynikająca położenia, ale dla każdego znającego kraj i stopień jego oświaty zanadto oczywista, ażeby się na nią nie zgodzić".
Ta "rezygnacya" Kaczkowskiego wynikać mogła z dwu powodów. Pierwszym niewątpliwie było przygnębienie z powodu ciężkiej choroby ukochanej stostry, dogorywającej podówczas na suchoty w Bereźnicy; drugim, zakłopotanie w skutek ostrej polemiki o pewne ustępy o "Galicyanach" w powieści "Żydowscy", o czem w miejscu właściwem będziemy mówili. W każdym razie tak ogniście zapowiedziana walka przeciw Ujejskiemu, jego "koteryi" i dążnościom "demagogiczno-rewolucyjnym", rozwiała się w niwecz. Epizod ten charakteryzuje wszakże dobitnie usposobienie ówczesne Kaczkowskiego dla twórcy "Chorału", oraz rzuca światło na ścieranie się ówczesnych prądów społeczno-politycznych.
Równie ostro o wystąpieniu Ujejskiego pisał Kaczkowski do swego przyjaciela Seweryna Smarzewskiego:
"Co mówisz o nowym prozaiście Kornelu Ujejskim? zapytuje. Dla mnie ta jego rola gościnna jest przerażająca; bo stawia mi nowy dowód, jak u nas jest mało ludzi, nie powiem wielkich, lecz całych. Me dziś, to jutro, ale na każdym z nas swego czasu pokazuje się szczerba, jeżeli nie dziura, od Mickiewicza począwszy, który – (1) L. c.
wpadł w Towiańszczyznę, aż do Kornela, który się wykierował na ulicznego krzykacza. On niby ma słuszność, ale kto się podniósł do skarg Jeremiego, czy nie musiał prawie rozum utracić, zniżając się na nieproszonego prokuratora, źle mówię, bo na Woźnego Ulicy? A jakiż to jeszcze do tego głos przeraźliwy! Pisze o tem, bo mnie drze jeszcze do dziś dnia po kiszkach" (1).
W stosie papierów pośmiertnych znajdujemy jednak ustęp, podnoszący Ujejskiego, jako poetę. "Bok 1846 – zanotował Kaczkowski – zmalał z czasem do drobnego wypadku. Prawie nikt o nim nie pisał. Późniejsze zachowanie się Austryi względem Polaków, zamknęło usta piszącym. Pozostał przecież jeden poemat, głęboki krzyk bolu: "Skargi Jeremiego". Pozostała pieśń: "Z dymem pożarów'' (2).
To nas wprost wprowadza w r. 1846, który oderwał Kaczkowskiego od prac literackich, a powołał na pole politycznych działań, Odezwały się w nim świeże wrażenia lat w Przemyślu i Tarnowie spędzonych.
Już w grudnia 1845 jedzie on do Wojsławia, do Franciszka i Michała Wiesiołowskich i wpada tam w sam wir agitacyi. To, co tam widzi i słyszy sprawia, że czuje się całkiem "rozprzężony". Z Wojsławia przyjeżdża do Sanoka i zatrzymuje się w gospodzie Schiffa. "Zajechałem wówczas, – zapisuje w swoich notatkach, wracając od Wiesiołowskich, dlatego do gospody Schifia, że miasto Sanok było pełne szlachty, która mocno hulała i lada plotki dalej roznosiła. We wszystkich gospodach szlacheckich było jak w ulu, to samo po mieście. Niektóry szlachcic, przewiesiwszy wilczurę przez plecy, z czapką futrzaną na bakier, idzie ulicą, że ziemia pod nim się trzęsie. Spotyka Niemca, wytnie go po ramieniu: – A co tam? Spakowałeś już swoję manatki? – Niemiec zbladł. – Pakujże się prędko, bo niebawem tu szubienice zaskrzypią. – Czasy te w tym zakątku jeszcze były bardzo podobne do konfederacyi barskiej, – jakoż w parę miesięcy potem cała szlachta górska, od kołka do kołka, spadła viritiin do powstania" (3).
Kreśląc ten… obrazek z zacięciem iście powieśeiopisarskiem, w wiele lat później, dodaje Kaczkowski: "Kto widział zbliska, jak się to powstanie robiło, ten nie potrzebował mieć bardzo doświadczonego rozumu, ażeby powiedzieć, na czem to się skończy".
–- (1) List clo Scw. Smafzewskiego J. 1, 2. maja 1860
(2) Notatki do ILgo Tomu "Teki Nieczuł". Ms.
(3) Notatki p… t. "Pol". Ms.
Niezawodnie do tegoż samego pobytu w gospodzie Schiffa w Sanoku, odnosi się zanotowana w tychże zapiskach, następująca rozmowa Kaczkowskiego z Wincentym Polem:
"Pol robi krupnik. Urywana konwersacya.
– Byłeś u Wiesiołowskich? – pyta Pol. – Co tam widziałeś?