- W empik go
Zygmunta Krasińskiego Listy o poemacie Kajetana Koźmiana Stefan Czarniecki poprzedzone wstępnem słowem i życiorysem - ebook
Zygmunta Krasińskiego Listy o poemacie Kajetana Koźmiana Stefan Czarniecki poprzedzone wstępnem słowem i życiorysem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 310 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stefan Czarniecki
Poprzedzone wstępnem słowem i życiorysem.
Poznań,
Nakładem J. K. Żupańskiego.
1859.
Nic danem było Zygmuntowi walczyć szablą, od przodków odziedziczoną, lecz walczył orężem myśli i ducha, a zawsze świetnym i szlachetnym. – Dalsze i ciągłe postępy jego były tak znamienite s że ledwie wyszedł z dziecinnego wieku już używał ustalonej sławy znakomitego i pełnego nadziei młodzieńca. Wszelako od roku 1828, w którym pierwszy jego wyjazd z kraju nastąpił, już go Kajetan Koźmian więcej nic ujrzał, ile że sam po r. 1831 schronił się do wiejskiej zaciszy, której aż do ostatniego dnia życia nie opuścił. – Ze zmianą okoliczności nie zerwały się jednak stosunki między Koźmianem a ojcem Zygmunta. Choć ten w znaczeniu pozostał, tamten zszedł z widowni krajowej nie wyrzekli się wzajem siebie dawni przyjaciele. Jenerał Krasiński kilkakrotnie odwiedzał Piotrowice miejsce zamieszkania autora Ziemiaństwa, utrzymywał z nim tygodniowa, korespondencyę, udzielał mu wiadomości o synu, i do końca wiernej dochował mu przyjaźni, za którą niech mi będzie wolno złożyć wyraz wdzięczności na grobie dziś już zmarłego ojca Zygmunta. – Sława nadzwyczajnych… zdolności poetycznych, i wzniosłości ducha autora Irydiona, dochodziła i do ustroni Kajetana Koźmiana, który radował się nią" i poklaskiwał jej. Gdy więc rozpocząwszy w 62 roku życia wielkich rozmiarów poemat, który w 70 zakończył, a w którym wśród smutku owej epoki pokrzepienia szukał, dowiedział się w 1844 o przybyciu Zygmunta do kraju, powierzył synowi pierwsze pieśni wykończone dla przewiezienia ich do Warszawy i poddania pod sąd młodego wieszcza. Do nader miłych wspomnień życia policzam pamięć tych chwil, w których w dobranem kole kilku przyjaciół, odczytywałem Zygmuntowi przesłane mu pieśni, podczas gdy on z właściwą sobie porywającą wymową tłómaczył doznawane wrażenia, wytykał z rzadką bystrością krytyczną dostrzeżono wady i usterki tak w całych ustępach, jak w pojedyńczych wierszach, i wyrażał zachęcające życzenie, aby dzieło rosło, wyrabiało się, i do końca doprowadzonem było. Tych to wrażeń wyraz przesłał on samemu autorowi po raz pierwszy, w liście pisanym r. 1844, i odtąd zawiązała się między śpiewakiem
Czarnieckiego, a twórcą. Irydiona korespondencya, wśród której młodszy wieszcz zagrzewał ogniom pierś starszego pisarza, rosą ożywczych słów odświeżał jego pomysły poetyczne, i estetyczne wyobrażenia. Starszy pisarz tłómaczył się, zwierzał się z pojęć swoich o sztuce, wyznawał wytrwałość w wierze czy literackiej, czy w każdej innej. Mimo niejakie odcienia w tych lub owych zdaniach i wyobrażeniach, zrozumieli się, uczuli pociąg do siebie, tudzież szacunek wzajemny oba pisarze, i ów sędziwy, który przeszłość wyobrażał, i ów młodszy, który był teraźniejszości a może bardziej jeszcze przyszłości przedstawicielem. Zrozumieli się, bo spójnią ich dwóch duchów stanowiła zupełna zgoda w najgłębszych uczuciach, i w najświętszej wierze, bo w sferze moralnej nie wyznawali różnych zasad, odmiennego przekonania, bo oba wierzyli, że "najwyższa, mądrością cnota. " – że "nie grom ale srom na wieki zabija", że "szabla tylko szlachetna, a nóż bezecny", że "tylko silna wiara w zbawienie zbawić zdolna", że dla świętych celów należy krew, życic, mienie oddać na ofiary,
Wszystko dla nich poświęcić, prócz cnoty, i wiary.
Otóż te wyobrażenia oba oddawali słowem; tylko młodszego słowo było ogniste, unoszące, pełne miłości i nadziei, starszego gorące także czuciem, ale nacechowane powagą lat, i smutkiem długiego doświadczenia. Starszy młodszego ogniem nic raz się zagrzewał i pokrzepiał; przygnębiony i wiekiem i nieszczęściami czasu, spostrzegając w sobie gaśniecie sił, ku niemu zwracał wejrzenie. Gdy w najboleśniejszym z pomiędzy bolesnych lat roku 1846, uczuł w duszy omdlenie i powątpiewanie, tak się do niego w liście z 7 września 1846 odzywał: "Kochany i zawsze czuciem przyjaciela ceniony odemnie Zygmuncie! Ojciec twój stale na mnie łaskaw i przekonany o mojej starej przyjaźni, pierwszy i zaraz mi doniósł, o Szczęśliwem urodzeniu się drugiego wnuka a twego syna. Chciałem bez zwłoki pospieszyć z powinszowaniem i życzeniem, aby ci się chował na pociechę w tych złych, a na przyszłość gorszych może
Zygmunta KrasinskiegoWstępne słowo.
Kiedy w narodzie jakim żył pisarz znakomity, wieszcz natchniony, duch wzniosły, który był pokrzepicielem w smutku, żywicielem dusz i umysłów bratnich, powszechność krajowa ma niewątpliwe prawo dopominać się o drogie po nim umysłowe i piśmienne pozostałości. Lecz nim one przejdą, na dziedzictwo publiczne, są pierwej niezaprzeczenie własnością rodziny zmarłego, ta zaś znając najdokładniej zamiary jego i chęci, wie co, kiedy, i jak z tych pozostałych skarbów udzielić rodakom. Tem przekonaniem przejęty listy i pisma Zygmunta Krasińskiego jakie w ręku moim miałem, zniosłem do skarbcu publicznego, składając je jego Czcigodnej Wdowie, aby jedne i drugie do korespondencyi męża włączyła, i wraz z nią ogłosiła drukiem. Lecz sama ich osnowa tak odrębną stanowi całość, że i zacna małżonka Zygmunta, i najbliżsi jego przyjaciele uznali, iż je osobno wydać można i należy, – wydać należy jako wzniosłej krytyki pismo, jako znakomitą estetyczną pracę, zresztą jakoże tak powiem straż przednią korespondencyi przygotowującej czasach. Niech będzie podobnym do ojca, a będzie miał przyjaźń i szacunek starych, miłość i poważanie rówienników, cześć wszystkich, a to są nie małe pociechy, których nam jeszcze i jedynie używać się godzi. Smutkiem było dla mnie dowiedzieć się, że stargane zdrowie nie dozwala ci myśleć o powrocie do kraju, smutno i nader smutno nie spodziewać się uścisnąć cię, odetchnąć twoją radą, zagrzać się twoim ogniem, pokrzepić się twoim smakiem i przyjacielską krytyką. – Małemu siebie Morawskiego, korzystałem wiele z jego uwag, lecz to jeszcze nie dosyć. Zdaje mi się, że memu literackiemu utworowi czegoś niedostawać będzie, póki Zygmunt Krasiński nie powie "Dobrze. " Nie uwierzysz jak mnie ostudziły ostatnie, okropne, wypadki galicyjskie, powiem nawet otrętwiły. O miseri quos tanta, insania. Stan literatury, i młodych pisarzy wyobrażenia, i ta ciągła do przeszłości nienawiść, nie jest dla nas starszych zachęcająca. Widziemy, że nie masz dla nas potomności. Późne pokolenia nie zrozumieją nas i odrzucą, jak teraźniejsze zbezczeszcza i szarpie. To co było nie wróci, to co jest zasmuca, to co będzie może, przeraża. Jedna Opatrzność zdolna z tego odmętu wyobrażeń, z tej anarchii umysłowej wyprowadzić jakiś porządek, jakąś spokojność, lecz już ani dla mnie, ani dla twego ojca. Smutno was będzie odumierać natem morzu wzburzonych namiętności. W Bogu tylko nadzieja, że nie dopuści góry przewrotnych nauk uczniom."it.d. Zygmunt odpowiedział pokrzepiającemi słowy w liście, który czytelnicy pod nr. 4 znajdą. Starzec wrócił do pracy, a czując ile wśród wytrwania w niej, winien był radom i zachęcie młodego przyjaciela, chciał jawną wdzięczność swoją uczynić, chciał uwiecznić, i przystępując do ostatniej pieśni poematu, takim wstępem zamierzał ją otworzyć.
Dobijałem do brzegu i ręką, omdlałą"
Chwytałem się za lady, pod rozbitów skałą,
Gdy ranie bohater woła "na wiry, odmęty. "
A tu w piersiach bez tchnienia, gaśnie ogień święty;
Kto wesprze do nowego z burzami zapasu!
Zaświeć mi! zaświeć gwiazdo Polskiego Parnasu.
Ty cnotliwy! ty zacny! – ognisty Korwinie!
Gdy płomień twego czucia, w piersi moje wpłynie,
Ocknie się iskra siwym przysuta popiołem
I dobiję do brzegu, ale z Tobą społem.
Spełniłeś w życiu mojem, spełniasz przy mym grobie,
Co ojcu, co ojczyźnie wróżyłem o Tobie.
W rozpoczętego dzieła krzepiłeś połowie
Nie daj urwać się w słabej dłoni mdłej osnowie.
Przeciągnij ją na pole następnych wawrzynów,