Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Żywot Adama Mickiewicza podług zebranych przez siebie materiałów oraz własnych wspomnień. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żywot Adama Mickiewicza podług zebranych przez siebie materiałów oraz własnych wspomnień. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 662 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mo­wa.

Ży­cie wiel­kich po­etów nie prze­sta­je po wiecz­ne cza­sy być przed­mio­tem ba­dań i po­szu­ki­wa­li mi­ło­śni­ków li­te­ra­tu­ry.

Wy­cho­dząc z tego za­ło­że­nia, oraz wie­dzio­ny czcią sy­now­ską i po­czu­ciem obo­wiąz­ku wzglę­dem Oj­czy­zny, od lat mło­dzień­czych wzią­łem so­bie za cel ży­cia zgro­ma­dzić jak naj­ob­szer­niej­szy ma­te­ry­ał dla użyt­ku przy­szłych bio­gra­fów Ada­ma Mic­kie­wi­cza.

Samo uro­dze­nie da­wa­ło mi więk­szą niż in­nym ła­twość do speł­nie­nia tego za­da­nia. W po­zo­sta­łych po Ojcu pa­pie­rach zna­la­zło się nie­ma­ło waż­nych do­ku­men­tów. Przy­ja­cie­le Ojca, życz­li­wi dla syna, po­wie­rzy­li mi swe za­pi­ski roz­mów z nim w roz­ma­itych oko­licz­no­ściach i wspo­mnie­nia spi­sa­ne z prze­ży­tej z nim prze­szło­ści. Ja sam na­resz­cie, od dzie­ciń­stwa pra­wie no­to­wa­łem waż­niej­sze sło­wa Ojca i uwa­gi jego… w róż­nych przed­mio­tach, wy­pad­ki zaś.

któ­rych by­łem świad­kiem w domu ro­dzi­ciel­skim aż do 17-go roku ży­cia, nie mo­gły się nie wy­ryć w mej pa­mię­ci na za­wsze.

Tak tedy za­raz na wstę­pie by­łem w po­sia­da­niu ob­fit­sze­go ma­te­ry­ału, niż go mógł kto­kol­wiek po­sia­dać. Nie po­prze­sta­łem jed­nak na nim i dłu­gie lata po­świę­ci­łem gro­ma­dze­niu co­raz więk­szych za­so­bów, po­szu­ki­wa­niu co­raz now­szych do­ku­men­tów do ży­cia ojca w róż­nych miej­scach i cza­sach. Gdy była moż­ność po temu, od­by­łem piel­grzym­kę w ro­dzin­ne stro­ny Ojca, mia­łem szczę­ście za­stać jesz­cze przy ży­ciu kil­ku przy­ja­ciół jego mło­do­ści i do­stać od nich nie­je­den cen­ny do­ku­ment, jak np. część fi­la­rec­kich ar­chi­wów oca­lo­ną od auto-da-fé, po­zna­łem oso­bi­ście bo­ha­ter­kę, IV-tej czę­ści Dzia­dów, sło­wem przez lat prze­szło trzy­dzie­ści nie za­nie­cha­łem ni­cze­go, żeby wzbo­ga­cić me zbio­ry. Nie­raz o je­den szcze­gół, o spraw­dze­nie jed­nej daty, wy­pa­dło mi ko­re­spon­do­wać la­ta­mi ca­łe­mi.

W cią­gu, tego cza­su sy­pa­ły się jak z rę­ka­wa licz­ne pu­bli­ka­cye pod for­mą wspo­mnień, opo­wia­dań, aneg­dot i t… p… o Ada­mie Mic­kie­wi­czu. Nie da­łem się tem od­wieść od mego celu. Wi­dząc nie­raz myl­ność i nie­do­kład­ność po­dob­nych pu­bli­ka­cyj, nie wy­stę­po­wa­łem z ich pro­sto­wa­niem, uni­ka­jąc przy­krej czę­sto po­le­mi­ki. Sam wie­lo­krot­nie ogła­sza­jąc dru­kiem bę­dą­cy w mem po­sia­da­niu ma­te­ry­ał li­te­rac­ki Po­ety, nie kwa­pi­łem się z ogła­sza­niem jego czę­ści bio­gra­ficz­nej, lecz uzu­peł­nia­łem ją wciąż, nie­zmor­do­wa­nie, w na­dziei, że je­śli nie zdo­łam po­dać wszyst­kich szcze­gó­łów ży­cia Ojca, to nie po­mi­nę przy­najm­niej żad­ne­go z waż­niej­szych i prze­ka­żę dla po­wszech­ne­go użyt­ku ma­te­ry­ał su­mien­nie ze­bra­ny i uję­ty w jed­nę nie­prze­rwa­ną ca­łość".

Tym spo­so­bem po­wsta­ła książ­ka, któ­rą dziś wy­da­ję na wi­dok pu­blicz­ny.

Czy po tylu pra­cach w tym sa­mym przed­mio­cie, czy zwłasz­cza po zna­ko­mi­tym Za­ry­sie Bio­gra­ficz­no-Li­te­rac­kim Pio­tra Chmie­low­skie­go, książ­ka moja nie oka­że się zby­tecz­ną? Od­po­wiedź na to mu­szę po­zo­sta­wić świa­tłe­mu są­do­wi pol­skich czy­tel­ni­ków.

Po­zwo­lę tyl­ko so­bie zwró­cić ich uwa­gę na zu­peł­ną od­mien­ność mego za­ło­że­nia. Nig­dy mi przez myśl nie prze­szło ku­sić się o utwór li­te­rac­ki w jego praw­dzi­wem i pod­nio­słem zna­cze­niu. Uro­dzo­ny i wy­cho­wa­ny na ob­czyź­nie, zką­dże­bym mógł za­czerp­nąć to tchnie­nie, któ­re dają au­to­ro­wi zie­mia i po­wie­trze oj­czy­ste? Nie bez oba­wy, po raz pierw­szy w ży­ciu wzią­łem się do pi­sa­nia po pol­sku i wiem, że sama pol­sz­czy­zna moja po­trze­bu­je po­bła­ża­nia.

Książ­ka ni­niej­sza jest więc przede wszyst­kiem zbio­rem ma­te­ry­ałów, po­czę­ści nie­ogło­szo­nych do­tąd, po­czę­ści zna­nych już wpraw­dzie, lecz nie da­ją­cych się od­dzie­lić od ca­ło­ści bez prze­rwa­nia toku opo­wia­da­nia. Dłu­go no­si­łem się z my­ślą ogło­sze­nia sa­mych tyl­ko do­ku­men­tów, od­no­szą­cych się do ży­cia Ada­ma Mic­kie­wi­cza, bez żad­ne­go z mej stro­ny do­dat­ku. Oka­za­ło się to nie­mo­żeb­nem: trze­ba było do­dać do nich cho­ciaż­by nie­udol­ne ob­ja­śnie­nie i ze­sta­wić je W pew­nym cią­gu. Tym spo­so­bem zo­sta­łem zmu­szo­ny do wy­ra­ża­nia sądu o fak­tach i lu­dziach: dba­jąc na­de­wszyst­ko o do­kład­ność pierw­szych, wzglę­dem ostat­nich strze­głem się uprze­dzeń, wy­po­wia­dam wszak­że otwar­cie co jest mem szcze­rem prze­ko­na­niem.

Dla ła­twych do zro­zu­mie­nia po­wo­dów nig­dy się nie wda­ję w roz­biór li­te­rac­ki dzieł mego Ojca. Jesz­cze bar­dziej uni­kam i w przy­szło­ści uni­kać będę nada­wa­nia czy­nom lub sło­wom jego ja­kiej­bądź bar­wy po­li­tycz­nej czy spo­łecz­nej. I jako po­eta i jako czło­wiek, Adam Mic­kie­wicz sam sie­bie tłu­ma­czy do­sta­tecz­nie przed po­tom­no­ścią.

Tom 1-szy obej­mu­je epo­kę od uro­dze­nia Mic­kie­wi­cza do wy­jaz­du jego za gra­ni­cę, t… j… do 15-go Maja 1829 roku. Nie­ma­ło w nim jest po­wtó­rze­nia tego, co tak zaj­mu­ją­co i umie­jęt­nie skre­ślił P. Chmie­low­ski. Nic dziw­ne­go, obaj czer­pa­li­śmy z tych sa­mych źró­deł. Są jed­nak u mnie i nowe szcze­gó­ły, wy­ję­te z nie­zna­nych do­tąd do­ku­men­tów, iż wy­mie­nię Pa­mięt­nik Fran­cisz­ka Mic­kie­wi­cza, li­sty Ma­ry­li i t… d.

O Fi­la­re­tach i Fi­lo­ma­tach, o ich pro­ce­sie, o po­by­cie Ada­ma w Ro­syi i jego sto­sun­kach ze spi­skow­ca­mi ros­syj­ski­mi mo­głem się roz­wieść ob­szer­niej i z więk­szą, swo­bo­dą, niż au­tor Za­ry­su. Krę­po­wa­ły go za­pew­ne wzglę­dy, któ­re nie ist­nie­ją dla mnie. W dal­szem ży­ciu emi­gra­cy­inem Mic­kie­wi­cza będą jesz­cze więk­sze luki do za­peł­nie­nia.

Zbyt ob­fi­cie może przy­ta­czam z li­stów osób współ­cze­snych Mic­kie­wi­czo­wi, bez zwa­ża­nia, czy cy­ta­ty są w ści­słym związ­ku z opo­wia­da­niem. Lecz te li­sty tak wier­nie uwy­dat­nia­ją roz­licz­ne stro­ny owo­cze­sne­go ży­cia pol­skie­go, wie­je z nich taka woń at­mos­fe­ry du­cho­wej, któ­rą od­dy­chał Po­eta, żem nie mógł oprzeć się czer­pa­niu z nich jak naj­wię­cej.

Zda­rza się, że na­wpół za­tar­te rysy, od­kry­te na nie­kształt­nej mo­za­ice, dają ar­ty­ście moż­ność" od­two­rze­nia wi­ze­run­ku wiel­kiej hi­sto­rycz­nej po­sta­ci. Oby w tej mo­jej zbie­ra­ni­nie przy­szły Mistrz zna­lazł choć­by naj­słab­sze rysy, któ­re­by mu po­słu­ży­ły do od­two­rze­nia, w od­po­wied­nim bla­sku, po­sta­ci Ada­ma Mic­kie­wi­cza!

Wła­dy­sław Mic­kie­wicz.

Pi­sa­łem w Pa­ry­żu wśród przy­go­to­wań do prze­nie­sie­nia na Wa­wel zwłok Ada­ma Mic­kie­wi­cza.II.Ży­cie uni­wer­sy­tec­kie, związ­ki stu­denc­kie, po­zna­nie Ma­ry­li i po­cząt­ki dzia­łal­no­ści li­te­rac­kiej.

Li­twa po 15-tym roku. – Roz­wój uni­wer­sy­te­tu wi­leń­skie­go. – Sta­no­wi­sko księ­cia Ada­ma Czar­to­ry­skie­go. – Opusz­cze­nie No­wo­gród­ka i po­byt u ka­no­ni­ka Mic­kie­wi­cza. – Po­zna­nie się z Ma­lew­ski­mi. – Nowy rek­tor i skład pro­fe­so­rów. – Szu­braw­cy i wy­da­wa­ne przez nich wia­do­mo­ści bru­ko­we. – Sprzy­się­że­nie Fi­lo­ma­tów. – Ma­ry­la i pierw­sze utwo­ry. – Ży­cze­nia Je­żow­skie­go. – Wy­kła­dy w Kow­nie. – Sto­su­nek z Ko­wal­ski­mi. – Wy­ciecz­ki do Wil­na. – Fi­lo­ma­ci or­ga­ni­zu­ją Pro­mie­ni­stych. – Roz­strój mo­ral­ny. – Po­wrót do Kow­na.

W 1815 r. za­cho­dzi sta­now­cza zmia­na w sto­sun­kach rzą­du ro­syj­skie­go do Po­la­ków. Alek­san­der I-szy nic wy­po­wia­da jesz­cze, że mu nie­mi­łe samo przy­po­mnie­nie daw­nych jego przy­rze­czeń. Po­la­cy sy­pią mu da­lej po­chwa­ły w na­dziei, że je­że­li nie od­wró­cą, to opóź­nią przy­najm­niej cof­nię­cie tyle razy uczy­nio­nych im obiet­nic.

Po gro­mach bi­tew na­po­le­oń­skich na­stą­pi­ła po­zor­na ci­sza. Ale każ­de po­ko­le­nie pol­skie, to od­ra­dza­ją­cy się Da­wid; le­d­wie do­ra­sta lat, w któ­rych może wła­dać pro­cą, już szu­ka ka­mie­nia, by nim ugo­dzić Go­lia­ta.

Obu­rze­nie na ob­łu­dę i złą wia­rę świę­te­go przy­mie­rza wy­wo­łu­je wszę­dzie w Eu­ro­pie ta­jem­ne sto­wa­rzy­sze­nia, któ­re krze­wią się też w kra­ju naj­bar­dziej po­krzyw­dzo­nym przez kon­gres wie­deń­ski, to jest w Pol­sce. Po­wsta­ją one naj­przód w War­sza­wie i nie­ba­wem pro­win­cye pój­dą, za przy­kła­dem sto­li­cy.

W uni­wer­sy­te­cie wi­leń­skim Jan Śnia­dec­ki, astro­nom, po ośmio­let­niem rek­tor­stwie po­dał się do dy­mi­syi i za­stą­pił go chwi­lo­wo nie­miec Lo­ben­we­in, je­den z tych cu­dzo­ziem­ców, któ­rych chęt­nie ca­ro­wie ścią­ga­li do słu­że­nia im w Pol­sce. Nic ich z nią nie wią­za­ło, a więc go­to­wi byli jej szko­dzić o tyle, o ile rzą­do­we cele i ra­chu­by oso­bi­ste mo­gły tego wy­ma­gać.

Uni­wer­sy­tet wi­leń­ski po­sia­dał pro­fe­so­rów zna­ko­mi­tych, ale ich dzia­łal­ność ogra­ni­cza­ła się na wy­kła­dach na­uko­wych, z mło­dzie­żą wca­le nie żyli, do sie­bie jej nie za­pra­sza­li. "Kie­dym się ma­gi­stro­wał, opo­wia­dał Igna­cy Do­mey­ko, to Śnia­dec­ki nie ra­czył na­wet po­ka­zać się, a Jun­dziłł nie do­pusz­czał nas do ogro­du bo­ta­nicz­ne­go. " (1)

Co­raz jaw­niej­szą nie­chęć władz ro­syj­skich i wie­ści o gwał­tach po­peł­nia­nych w War­sza­wie przez wiel­kie­go księ­cia Kon­stan­te­go po­bu­dza­ły mło­dzież do ta­jem­ne­go opo­ru. Stan ogól­ny kra­ju po­gor­szył się był już bar­dzo, gdy wi­leń­ski uni­wer­sy­tet do­cze­kał się na­resz­cie no­we­go rek­to­ra i pro­fe­so­rów, ob­cu­ją­cych z mło­dzie­żą i wcho­dzą­cych z nią w sto­sun­ki oso­bi­ste. Stu­den­ci z unie­sie­niem wi­ta­li na­uczy­cie­li, któ­rzy nie­tyl­ko nie stu­dzi­li ich za­pa­łu, ale roz­dmu­chi­wa­li w nich świę­tą iskrę mi­ło­ści oj­czy­zny.

Tych no­wych prą­dów i tego przy­spie­szo­ne­go ży­cia w uni­wer­sy­te­cie nie zro­zu­mie­li lu­dzie zką­di­nąd za­cni, ale przy­zwy­cza­je­ni do sta­rej ru­ty­ny. Mnie­ma­jąc, że wszyst­ko może iść po daw­ne­mu, nie zda­wa­li oni so­bie spra­wy ani z wstecz­ne­go kie­run­ku sfer pe­ters­burg­skich, ani ze wzro­tu umy­słów w Pol­sce. W zmia­nie za­szłej w sto­sun­kach wza­jem­nych mię­dzy pro­fe­so­ra­mi a stu­den­ta­mi wi­dzie­li oni ob­jaw szko­dli­wy i na­gan­ny. We­dług słów Igna­ce­go Do­mey­ki (2)

–- (1) Z ust­nych opo­wia­dań Igna­ce­go Do­mey­ki. (2) Ibid.

"kie­dy zna­le­zie­niem swo­jem Le­le­wel zy­skał nie­zmier­ną po­pu­lar­ność, to Śnia­dec­cy i Jun­dziłł (1) nie ta­ili swo­je­go zgor­sze­nia i stu­den­tom oka­zy­wa­li pew­ną nie­chęć. "

Ksią­że Adam Czar­to­ry­ski sta­rał się utrzy­mać zgo­dę mię­dzy jed­ny­mi a dru­gi­mi. W tej wal­ce ro­zu­mu i ser­ca był­by się nie­za­wod­nie prze­chy­lił na stro­nę ostat­nią, gdy­by wcze­śniej i do­kład­niej od in­nych nie wie­dział, na co się za­no­si­ło w Pe­ters­bur­gu.

W ta­kiej to chwi­li wy­brał się do Wil­na mło­dzie­niec ma­ją­cy wy­dać ha­sło no­we­go kie­run­ku.

O po­dró­ży swo­jej z No­wo­gród­ka do Wil­na, czę­sto Adam wspo­mi­nał. Sani nad­mie­niał, że za jego cza­sów szlach­cic, wy­bie­ra­ją­cy się w taką po­dróż, pi­sał te­sta­ment. To też ze stra­chem przy­stę­po­wał do niej; nie prze­wi­du­jąc wte­dy, że ko­le­je ży­cia go­tu­ją jemu sa­me­mu i jego ko­le­gom więk­sze po­dró­że po sze­ro­kim świe­cie. Prze­biegł on z Mo­skwy do Kry­mu, z Pe­ters­bur­ga do Włoch, z Pa­ry­ża do Cza­ro­gro­du. Cze­czo­ta i Zana cze­kał Sy­bir, Alek­san­der Chodź­ko po­wę­dro­wał do Per­syi, Igna­cy Do­mey­ko do Chi­li i t… d.

"Mia­łem, mó­wił, już lat szes­na­ście, kie­dy mnie ze szkół no­wo­grodz­kich ode­sła­no do Wil­na. Kar­bo­wy za­przągł do – (1) Adam Mic­kie­wicz da­ro­wał Bi­blio­te­ce pol­skiej w Pa­ry­żu Pa­mięt­nik z ży­cia księ­dza Sta­ni­sła­wa Jun­dził­ła, pro­fe­so­ra bo­ta­ni­ki i zoo­lo­gii w ce­sar­skim wi­leń­skim uni­wer­sy­te­cie, przez nie­go sa­me­go na­pi­sa­ny. (Obacz: "A". To­wa­rzy­stwo hi­sto­rycz­ne pol­skie w la­lach od 1847 do 1852 str. 6 w 8-ce.) Rę­ko­pism ten in fol… li­czy str. 92, po więk­szej czę­ści pi­sa­nych ręką, Jun­dził­ła, resz­ta zaś przej­rza­na i po­pra­wio­na przez nie­go. Zda­je się, że prze­pi­sy­wacz za­cho­wał u sie­bie ustę­py, któ­re Jun­dziłł był wy­rzu­cił, a któ­re zu­żyt­ko­wał Kir­kor; tem się chy­ba da wy­tłu­ma­czyć, że ża­den z uryw­ków wy­da­nych przez Kir­ko­ra nie znaj­du­je się w rę­ko­pi­sie Jun­dził­ła, zło­żo­nym w ar­chi­wum Bi­blio­te­ki pol­skiej w Pa­ry­żu. Pa­mięt­nik ten obej­mu­je lata od 1761 do 1833 r. Au­tor zaś uro­dzo­ny 6-go Maja 1761 r. umarł 27-go kwiet­nia 1847 r. Zo­ba­czy­my, że Jun­dziłł miał bar­dzo słusz­ne po­wo­dy do opusz­cze­nia nie­któ­rych ustę­pów, ogło­szo­nych póź­niej przez Kir­ko­ra w dzie­le: "Ob­raz­ki li­tew­skie ze wspo­mnień tu­ła­cza So­bar­ri. Po­zna­li 1874 r.

wóz­ka dwa ko­ni­ki, ki­lim­kiem na­kry­to sie­dze­nie, pod któ­rem cho­wał się mój tłó­mo­czek, za­bra­łem też z sobą strzel­bę, bo­by­łem prze­ko­na­ny, że w gó­rach po­na­rskich, pod Wil­nem" spo­tka­ni się z zbój­ca­mi. I nie za­wio­dło mnie prze­czu­cie. Na kil­ka wiorst przed mia­stem, spo­strze­gam czło­wie­ka, idą­ce­go z lasu przez pole i wo­ła­ją­ce­go: stój! stój! Ja chwy­tam za strzel­bę, a kar­bo­wy za­trzy­mu­je ko­nie. Ja wo­łam, żeby ucie­kał, on spo­koj­nie mnie re­flek­tu­je: "Ależ pa­ni­czu, to ja­kiś je­go­mość!" Na­resz­cie wszedł ów je­go­mość-zbój­ca na dro­gę i pro­sił, żeby go od­wieźć do Wil­na, bo się zmę­czył, po­lu­jąc. Był to Mich­nie­wicz, bur­gra­bia domu Buk­szy w Wi­leń­ski uli­cy. Jak się roz­ga­dał ze mną, ka­zał tam je­chać kar­bo­we­mu. Przy­ję­ty zo­sta­łem naj­ser­decz­niej od pani Mich­nie­wi­czo­wej, któ­ra opie­ko­wa­ła się mną przez dni pięć, da­wa­ła mi rady, jak mam się pre­zen­to­wać u ka­no­ni­ka Mic­kie­wi­cza, jak się przy­go­to­wy­wać do eg­za­mi­nu, sło­wem była dla mnie dru­gą mat­ką. Jest ona te­raz w An­tosz­wiń­cach u To­wiań­skich, a on, za ja­kieś zna­le­zio­ne wier­szy­ki, osa­dzo­ny w wię­zie­niu, tam i ży­cie za­koń­czył. " (1)

Ka­no­nik Mic­kie­wicz nie był żad­nym krew­nym, lecz tyl­ko imien­ni­kiem Ada­ma. Przy­jął przy­by­sza ła­ska­wie. "Dał mi, mó­wił Mic­kie­wicz, u sie­bie miesz­ka­nie, a że był nad­zwy­czaj ską­py i trud­no mu było ło­żyć koszt na moje wy­cho­wa­nie uni­wer­sy­tec­kie, po­ra­dził, że­bym sta­wał do eg­za­mi­nu i ubie­gał się o kan­dy­da­tu­rę do szko­ły sta­nu na­uczy­ciel­skie­go. Jed­no­cze­śnie ze mną kan­dy­da­ta­mi byli: Zan, Wasz­ki­cwicz i Hre­czy­na. Eg­za­mi­na­to­ra­mi z li­te­ra­tu­ry byli: Gro­deck… i Bo­row­ski. Za­no­wi eg­za­men się nie udał. Po dwóch mie­sią­cach po­by­tu u ka­no­ni­ka Mic­kie­wi­cza i na dwa mie­sią­ce przed jego śmier­cią wy­nio­słem się z jego domu, bo fa­mi­lia ka­no­ni­ka źle na mnie pa­trza­ła, są­dząc, że ja czy­ham na jego suk­ce­sya. " (2)

–- (1) Roz­mo­wa spi­sa­na przez Eu­sta­che­go Ja­nusz­kie­wi­cza pod­czas po­dró­ży w Szwaj­ca­ryi w 1846. (2) Ibid.

Por­tret ka­no­ni­ka Mic­kie­wi­cza za­wsze wi­siał na ścia­nie u Ada­ma. (1)

Miesz­ka­jąc u ka­no­ni­ka Mic­kie­wi­cza, mło­dy Adam są­sia­do­wał z pro­fe­so­rem Szy­mo­nem Ma­lew­skim, któ­ry w li­sto­pa­dzie 1816 r. zo­stał przez gro­no pro­fe­sor­skie wy­bra­ny na rek­to­ra.

Po­cząt­ko­wo Adam Mic­kie­wicz uczęsz­czał na od­dział ma­te­ma­tycz­no-fi­zy­ezny. Nie dłu­go słu­chał wy­kła­dów Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go, Sta­ni­sła­wa Jun­dził­ła, To­ma­sza Życ­kie­go i Za­cha­ry­asza Niem­czew­skie­go. Już w dru­giem pół­ro­czu aka­de­mic­kiem wy­brał so­bie od­dział li­te­ra­tu­ry i sztuk wy­zwo­lo­nych. God­fryd Er­nest Gro­deck za­po­znał mło­dzież uni­wer­sy­tec­ką z now­sze­mi po­glą­da­mi na­uki nie­miec­kiej w dzie­dzi­nie fi­lo­lo­gii i ję­zy­ków sta­ro­żyt­nych. Był on mi­strzem wol­no­mu­lar­stwa w Wil­nie i zwo­len­ni­kiem fi­lo­zo­fii XVIII wie­ku. Mło­dzież nie wie­le dba­ła o prze­ko­na­nia spo­łecz­ne tego cu­dzo­ziem­ca, ale po­dzi­wia­ła za­mi­ło­wa­nie jego do hu­ma­ni­tar­nych stu­dy­ów. Zna­ko­mi­te od­dał jej usłu­gi, nie szczę­dząc sta­rań, aby wta­jem­ni­czyć ją w skład­nią wier­szy grec­kich i ła­ciń­skich i ob­ja­śnić jej wszel­kie wąt­pli­wo­ści naj­za-wi­kłań­szych tek­stów sta­ro­żyt­nych. (2)

–- (1) Po śmier­ci pani Ada­mo­wej sio­stra jej, pan­na Zo­fii Szy­ma­now­ska, po­do­bi­znę tego nie­zmier­nie tłu­ste­go księ­żu­li, z chust­ką pod pa­chą i ta­ba­kier­ką w ręku, da­ro­wa­ła daw­nej słu­żą­cej. Gdy się oj­ciec mój o tem do­wie­dział, po­słał mię wy­ku­pić go od no­wej wła­ści­ciel­ki, tłu­ma­cząc mi" ile się na­le­ży wdzięcz­no­ści za każ­dą w ży­ciu otrzy­ma­ną po­moc, nie wie­my bo­wiem, na ja­kie nie­bez­pie­czeń­stwa i pró­by na­ra­ził­by nas brak tej na po­zór nic nie­zna­czą­cej po­mo­cy. '' Por­tre­cik ten dzi­siaj znaj­du­je, się w mu­zeum na­ro­do­wem w Kra­ko­wie.

(2) Przy­to­czy­my tu­taj, co w wie­le lat póź­niej Mic­kie­wicz pi­sze z Lo­zan­ny: "Od­czy­tuj­my: de re­me­tri­ca, de asse ro­nia­no, de si­glio etc. Cza­sem roz­czu­lam się czy­ta­jąc, tie­dy te sta­re przy­po­mnie­nia z ła­wek aka­de­mic­kich wy­wo­łu­ję przed oczy… Kro­pię tu Szwaj­ca­rom z po­wa­gą Gród­ka. " (Obacz li­sty z 20-go "Wrze­śnia i 8-go Li­sto­pa­da 1839 r. na str. 205 i 207 t. I-go Ko­re­spon­den­cyi Ada­ma Mic­kie­wi­cza.)

Leon Bo­row­ski wy­kła­dał wy­mo­wę i po­ezyą. Zna­jo­mość es­te­ty­ków nie­miec­kich roz­sze­rzy­ła jego wid­no­krąg: bo­jaź­li­wie jesz­cze pa­trzał na po­wsta­ją­cy ro­man­tyzm, ale nie po­dzie­lał bał­wo­chwal­stwa nie­któ­rych ów­cze­snych pro­fe­so­rów war­szaw­skich dla po­ety­ki fran­cuz­kiej, pierw­sze pró­by pió­ra Mic­kie­wi­cza ła­ska­wie przy­jął, za­chę­ca­jąc go do wy­trwa­nia na ob­ra­nej dro­dze. (1)

Więk­szy wpływ wy­warł na Mic­kie­wi­czu Jo­achim Le­le­wel, któ­ry wy­kła­dał na od­dzia­le nauk mo­ral­nych i po­li­tycz­nych. Trzy­dzie­sto­let­ni pro­fe­sor, we­zwa­ny do Wil­na przez Jana Śnia­dec­kie­go, ba­dał dzie­je oj­czy­ste; opi­su­jąc wiel­kość daw­nej Pol­ski, obu­dzał żal nad jej te­raź­niej­szą nie­do­lą. Ro­bo­tom pa­try­otycz­nym stu­den­tów przy­chyl­ny, po­tę­piał – w roz­mo­wach pry­wat­nych i chy­trość rzą­du mo­skiew­skie­go i dwo­rac­two nie­któ­rych pro­fe­so­rów, prze­waż­nie cu­dzo­ziem­ców, jak Aloj­ze­go Ca­pel­le­go, pro­fe­so­ra li­te­ra­tu­ry wło­skiej. On skło­nił księ­ga­rza Za­wadz­kie­go do wy­da­wa­nia Ty­go­dni­ka Wi­leń­skie­go, któ­ry za­ciął wy­cho­dzić od 21-go Li­sto­pa­da 1815 r.

Ksią­żę Adam Czar­to­ry­ski stra­cił był już wów­czas za­ufa­nie Alek­san­dra I-go. Z nie­ma­łem na­ra­że­niem się do­no­sił mu o gwał­tach wiel­kie­go księ­cia Kon­stan­te­go w War­sza­wie. Ce­sarz na jego li­sty na­wet nie od­pi­sy­wał. Zra­żo­ny tym wstecz­nym kie­run­kiem Alek­san­dra I-go (2), zwie­rzał się Re- – (1) "On to pierw­szy wy­krzyk­nął po prze­czy­ta­niu po­cząt­ko­wych prób Mic­kie­wi­cza: "Gie­niusz, gie­niusz, za­bły­śnie w kra­ju na­szym!" (Ob… ustęp z Pa­mięt­ni­ków Sta­ni­sła­wa Jun­dzil­ła, przy­to­czo­ny w dzie­le Kir­ko­ra: Ob­raz­ki li­tew­skie, ze wspo­mnień tu­ła­cza So­bar­ri, str. 191, Po­znań 1878.)

(2) Myl­nie twier­dzi p. Chmie­low­ski, że "wszy­scy naj­więk­szem prze­ję­ci byli uwiel­bie­niem dla ce­sa­rza Alek­san­dra. " (Ob… str. 97, t. I. Za­rys bio­gra­ficz­no-li­te­rac­ki.) Go się dzie­ło w War­sza­wie nie było ta­jem­ni­cą w Wil­nie i spi­skow­cy war­szaw­scy licz­nych wy­sła­li emi­sa­ry­uszów do Wil­na, dla za­wią­za­nia z nimi sto­sun­ków. P. Chmie­low­ski wziął za brzę­czą­cą mo­ne­tę czczą fra­ze­olo­gią, któ­ra nic nie zna­czy­ła, jak nic nie zna­czą dzi­siej­sze dzięk­czyn­ne kto­ro­wi, Szy­mo­no­wi Ma­lew­skie­mu, w po­uf­ni z nim ko­re­spon­den­cyi z prze­wi­dy­wa­nych groź­nych na­stępstw, kła­dąc na­cisk na ko­niecz­ność pra­cy mo­ral­nej na Li­twie. Póki pie­kiel­ny węch No­wo­sil­co­wa nie wy­tro­pił śla­du szla­chet­nej tej dzia­łal­no­ści, upły­nę­ło lat kil­ka, w cią­gu któ­rych stu­den­tom wi­leń­skim da­nem było czer­pać z cza­ry unie­sień pa­try­otycz­nych. In­a­czej mo­że­by im było za­bra­kło siły, kie­dy, wy­trą­ciw­szy z rąk bie­siad­ni­ków nek­tar olim­pij­ski, po­dał im No­wo­sil­cow kie­lich gorz­kie­go pio­łu­nu.

Mic­kie­wicz, za­przy­jaź­niw­szy się z Fran­cisz­kiem Ma­lew­skim, sy­nem rek­to­ra, był pra­wie co­dzien­nym go­ściem u jego ro­dzi­ców. Rek­tor rów­nie po­wa­ża­ny od star­szy­zny pro­fe­so­rów po­czci­wych, lecz za­sty­głych, (1) jak od za­stę­pu młod­szych i ru­chliw­szych, (2) dla tego może, że zbyt bliz­ko – ad­re­sa do Pe­ters­bur­ga. P. Spa­so­wicz bie­rze na se­ryo ustę­py z li­stów Mic­kie­wi­cza, któ­re były wy­ni­kiem naj­prost­szych ostroż­no­ści. Nie mó­wio­no np. o wy­sła­niu w głąb Ro­syi in­a­czej, jak o wy­mie­rzo­nej ła­sce przez wspa­nia­ło­myśl­ne­go mo­nar­chę, ale w li­stach, nie­po­wie­rza­nych po­czcie tłu­ma­czo­no się wy­raź­niej, a dość prze­cho­wa­ło się tych ostat­nich, aby obro­nić Fi­lo­ma­tów od za­rzu­tu śle­po­ty po­li­tycz­nej. W li­stach pi­sa­nych czy z wię­zie­nia, czy z miej­sco­wo­ści, w któ­rych prze­by­wa­li pod do­zo­rem po­li­cyi i pod cią­głą groź­bą no­wych ob­ostrzeń, Fi­lo­ma­ci od­wo­ły­wa­li się do spra­wie­dli­wo­ści wiel­kie­go księ­cia Kon­stan­te­go i No­wo­sil­co­wa, a w prze­my­ca­nych bi­le­ci­kach pięt­no­wa­li prze­wrot­ność jed­ne­go i dru­gie­go. Kto ze zna­ją­cych ów­cze­sne śledz­twa i wię­zie­nia weź­mie im to za złe?

(1) Jun­dził­ła sąd o Szy­mo­nie Ma­lew­skim na­stę­pu­ją­cy: "Po wskrze­sze­niu uni­wer­sy­te­tu w 1781 r., Ma­lew­ski był pierw­szy z mło­dzień­ców, któ­rzy, wcho­dząc do in­sty­tu­tu pe­da­go­gicz­ne­go, pu­blicz­ne­mu na­uczy­ciel­stwu pod kie­run­kiem opie­kuń­czej ko­mi­syi po­świę­ca­li się. On pierw­szy w na­gro­dę przy­kład­nych oby­cza­jów i zna­ko­mi­te­go w na­ukach po­stę­pu do gro­na uni­wer­sy­te­tu, z ty­tu­łem wice-pro­fe­so­ra pra­wa przy­ro­dzo­ne­go i eko­no­mii po­li­tycz­nej po­wo­ła­nym, a wkrót­ce, po od­stą­pie­niu ks. Stroy­now­skie­go, zwy­czaj­nym tych­że nauk pro­fe­so­rem ob­ra­nym zo­stał. " {Pa­mięt­nik Ju­dzii­ła str. 79 rę­ko­pi­su Bi­blio­te­ki pol­skiej w Pa­ry­żu.)

(2) Le­le­wel tak się o Szy­mo­nie Ma­lew­skim wy­ra­ża: "Szy – ze­tknąw­szy się z Tar­go­wi­cą, świa­do­my był jej zbo­czeń, złu­dzeń i osta­tecz­nej hań­by, pierw­szy od­gadł, że uni­wer­sy­tet wi­leń­ski i sys­tem ro­syj­ski, gdy jak dwa stat­ki pę­dzą tym sa­mym szla­kiem w prze­ciw­nym kie­run­ku mu­szą przyjść do strasz­ne­go star­cia. Tro­skli­wą opie­kę roz­cią­gał nad mło­dzie­żą mu po­wie­rzo­ną, dą­sał się tyl­ko na za­pa­leń­ców, któ­rych po­są­dzał o nie­ostroż­ność, mo­gą­cą przed­wcze­śnie wy­wo­łać wil­ka z lasu.

Prą­dom XVIII wie­ku dłu­go jesz­cze ule­ga­no w Pol­sce pod wzglę­dem li­te­rac­kim. Ta­kie­mu to prą­do­wi (wol­te­ry­ań­skie­mu) na­le­ży przy­pi­sać uka­za­nie się w 1816 r. w Wil­nie Wia­do­mo­ści bru­ko­wych (1) któ­re ty­tuł swój za­wdzię­cza­ją Ema­nu­elo­wi Lach­nic­kie­mu, a po­wo­dze­nie Ka­zi­mie­rzo­wi Kon­try­mo­wi, (2) Ja­no­wi Śnia­dec­kie­mu i Mi­cha­ło­wi Ba­liń­skie­mu. Szu- – mon Ma­lew­ski, człek nie­po­spo­li­ty, z mło­dych lat 1794 se­kre­ta­rzo­wał het­ma­no­wi Tar­go­wi­cy, po­wie­szo­ne­mu Kos­sa­kow­skie­mu. Sta­ło się to nie­mi­łem dlań wspo­mnie­niem. Ską­piec, skne­ra, w pry­wat­nem po­stę­po­wa­niu nie bez za­rzu­tu, na­ra­ził się na po­ga­dan­ki; ąle w pu­blicz­nej uni­wer­sy­tec­kiej usłu­dze nie spla­mio­ny, du­szą był uni­wer­sy­tec­kiej ad­mi­ni­stra­cyi, na osta­tek rek­to­rem. Xi­cze­go dla sie­bie nie po­żą­dał sko­ro zo­stał eme­ry­tem, choć miał pra­wo w mu­rach uni­wer­sy­te­tu miesz­kać, opu­ścił je. Znie­sie­nie w uni­wer­sy­tec­kich be­ne­fi­cy­ach pańsz­czy­zny on spo­wo­do­wał, po­stęp na­uko­wy uła­twiał. Wi­dzia­łem go dłu­go w urzę­dzie i w wie­lo­go­dzin­nych we­so­łych wy­nu­rze­niach się. Dał mi uczuć, ile zna po­ło­że­nie me, a nig­dy nie sta­nął za­wa­dą lub utrud­nie­niem, od­wra­cał owszem, co mo­gło stać się nie­do­god­ne. Prze­wi­dy­wał nad­cho­dzą­ce ko­le­je, nie na­ra­ził, na sztych nie wy­sta­wił ni­ko­go; dla nie­po­dob­ne­go wstrzy­ma­nia nie­odzow­no­ści, fał­szy­we­go lub nie­god­ne­go kro­ku nie uczy­nił, od­wra­cać a w męt­nym kale ło­wić, było udzia­łem in­nych" (Przy­go­dy w po­szu­ki­wa­niach i ba­da­niu rze­czy na­ro­do­wych pol­skich str. XXXVII – XXXVIII, t. 1. dzie­ła: Pol­ska, dzie­je i rze­czy jej, w 8-ce Po­znań 1858 r.)

–- (1) Ob. O To­wa­rzy­stwie Szu­braw­ców, na­pi­sał Zdzi­sław Hor­dyń­ski. We Lwo­wie 1883 w 8-ce.

(2) No­wo­sil­cow, nie po­tra­fiw­szy udo­wod­nić wpły­wu Czar­to­ry­skie­go na ruch mło­dzie­ży wi­leń­skiej, a nie­chcąc przy­pu­ścić, aby ktoś z do­świad­czeń­szych nie po­bu­dzał stu­den­tów i nimi nie braw­cy chcie­li szy­der­stwem wy­ko­rze­niać na­ło­gi i przy­wa­ry spo­łecz­ne, ale nie czas był wskrze­szać Rzecz­po­spo­li­tą – kie­ro­wał, wy­obra­ził so­bie, że twór­cą wszel­kich to­wa­rzystw wi­leń­skich był Kon­trym. Jun­dziłł po­dzie­lał to mnie­ma­nie: "Wkrót­ce po­tem (w 1824 r.) pi­sze Jun­dziłł, Ka­zi­mierz Kon­trym, pod­że­gacz po­mó­wio­ny po­wszech­nie o or­ga­ni­zo­wa­nie se­kret­nych to­wa­rzystw Pro­mie­ni­stych i Fi­la­re­tów, ustą­pić mu­siał z uni­wer­sy­te­tu a z nim ze­rwa­ły się i upa­dły sła­be już zką­di­nąd i nad­wą­tlo­ne re­for­ma­to­rów związ­ki. Re­for­ma­ci byli od­szcze­pień­cy zna­ne­go po­wszech­nie to­wa­rzy­stwa fa­ri­na­zo­nów" (Pa­mięt­nik Jun­dził­ła str. 66). Kon­trym na­le­żał do szko­ły en­cy­klo­pe­dy­stów fran­cuz­kich, któ­rej chłod­ne dow­cip­ko­wa­nie było wstręt­ne dla mło­dzie­ży. Wol­no­mu­lar­stwo wi­leń­skie re­kru­to­wa­ło się pra­wie wy­łącz­nie wśród Szu­braw­ców. Wpraw­dzie nie­je­den pró­bo­wał, pod po­kryw­ką form far­ma­zoń­skich, to­le­ro­wa­nych przez rząd ów­cze­sny, dzia­łać dla Pol­ski. Fi­lo­ma­ci uwa­ża­li za zby­tecz­ne cze­piać się form prze­sta­rza­łych i pu­stych. Igna­cy Do­mey­ko za­pi­sał się do głów­nej loży ma­soń­skiej, aby, zo­staw­szy jej pre­ze­sem, mieć pra­wo ją roz­wią­zać. Szu­braw­cy prze­sią­kli kla­sy­cy­zmem fran­cuz­kim, byli też na polu li­te­rac­kiem prze­ciw­ni­ka­mi Fi­lo­ma­tów. Że Jun­dziłł przed­sta­wia Kon­try­ma, jako du­szę fi­lo­mac­kie­go związ­ku, to da się wy­tłu­ma­czyć gru­bą jego nie­wia­do­mo­ści rze­czy­wi­stej dzia­łal­no­ści stu­den­tów uni­wer­sy­te­tu. Po­wsa­dzał on do swe­go pa­mięt­ni­ka do­no­sy swo­ich po­wier­ni­ków, a wie­my z ust Igna­ce­go Do­mey­ki, że się nie­szcze­gól­nie znał na lu­dziach i przy­pusz­czał do sie­bie tyl­ko po­chleb­ców, wy­zy­sku­ją­cych żół­cio­we jego uspo­so­bie­nie. Kir­kor słusz­nie wy­ty­ka sła­bost­ki Jun­dził­ła, pi­sząc o nim: "Nie był on wta­jem­ni­czo­ny w za­mia­ry i za­kres dzia­łań to­wa­rzy­stwa (fi­lo­ma­tów.) Zda­nia zna­ko­mi­te­go pro­fe­so­ra są su­ro­we, a może z wie­lu wzglę­dów, stron­ne. Zim­no, scep­tycz­nie pa­trzał on na mło­de, może i za­pa­lo­ne gło­wy, któ­re usi­ło­wa­ły otwo­rzyć szer­sze i ja­śniej­sze dro­gi dla oświa­ty na­ro­do­wej. Miał wadę nie­po­błaż­li­we­go sądu o rze­czach i lu­dziach, z któ­ry­mi nie sym­pa­ty­zo­wał. Prze­bi­ja to w jego Pa­mięt­ni­kach'' (str. 69 – 68 dzie­ła: Ob­raz­ki li­tew­skie ze wspo­mnień tu­ła­cza So­bar­ri.)

Szoł­ko­wicz, płat­ny oskar­ży­ciel ofiar No­wo­sil­co­wa, cy­tu­je ustęp z ra­por­tu tego se­na­to­ra do wiel­kie­go księ­cia Kon­stan­te­go: "Czło­wiek ten, mówi o Kon­try­mie, chy­try i ob­łud­ny, zo­sta­jąc w cie­niu dzię­ki swo­jej skrom­nej po­sa­dzie ad­junk­ta, kie­ro­wał przez dłu­gi czas uni­wer­sy­te­tem. Nie­po­strze­że­nie da­wał on ton opi­nii ba­biń­ską. Ani dow­cip­ko­wa­nie wol­te­row­skie, ani fi­lo­zo­ficz­ne ne­ga­cye nie sta­no­wi­ły bro­ni sku­tecz­nej prze­ciw Mo­ska­lom i nie ochra­nia­ły mło­dzie­ży od burd i hu­la­ty­ki.

Mimo więc chwa­leb­nych swych za­mia­rów "brac­two to sa­ty­ry­ków z pro­fe­syi" (1) wpływ co­raz gor­szy wy­wie­ra­ło.

–- pu­blicz­nej, o czem nad­mie­nia­no w dzien­ni­kach za­gra­nicz­nych, a na­wet i sto­łecz­nych. Po­słu­gi­wał się róż­ne­mi to­wa­rzy­stwa­mi, aby osię­gnąć swój cel. To­wa­rzy­stwa te za­kła­dał pod róż­ne­mi na­zwi­ska­mi, jak na­przy­kład: To­wa­rzy­stwo szu­braw­ców, wol­no­mu­la­rzy zre­for­mo­wa­nych, po­mo­cy dla bied­nych, uczni. To ostat­nie to­wa­rzy­stwo za­ło­żo­no dla nada­nia cha­rak­te­ru ofi­cy­al­ne­go taj­ne­mu to­wa­rzy­stwu Fi­la­re­tów, na­zwę wy­bra­no dla uzy­ska­nia mu po­zo­rów szla­chet­De­go celu. Zna­la­złem też do­wo­dy, że bar­dzo roz­ga­łę­zio­ne sto­sun­ki jego z oso­ba­mi wpły­wo­we­mi (był w ko­re­spon­den­cyi z księ­ciem Czar­to­ry­skim) przy­czy­nia­ły się do prze­waż­ne­go wpły­wu, któ­ry wy­wie­rał na uni­wer­sy­tet i na duch mło­dzie­ży. We­dług da­nych, któ­re ze­bra­łem, uwa­żam go za jed­nę ze sprę­żyn naj­nie­bez­piecz­niej­szych tego obu­rza­ją­ce­go sys­te­ma­tu. " (Ob. O taj­nych to­wa­rzy­stwach w za­kła­dach na­uko­wych gu­ber­nii pół­noc­no-za­chod­nich za cza­sów księ­cia Czar­to­ry­skie­go. Wil­no 18-go Wrze­śnia 1870 r.)

Przez dłu­gie lata Mo­ska­le po­wie­rza­li szka­lo­wa­nie Po­la­ków Mo­ska­lom, ale jak An­gli­cy prze­ciw In­dy­anom po­słu­gu­ją się Cy­pe­ja­mi, tak i Ro­sya obec­nie wer­bu­je Cy­pe­jów li­te­rac­kich pol­skich "w na­dziei, że sku­tecz­niej szko­dzić będą zdra­dza­nej przez nich oj­czyź­nie. P. Teo­dor Wierz­bow­ski, któ­ry pod­jął się war­szaw­skiej, mło­dzie­ży uni­wer­sy­tec­kiej wy­kła­dać pol­ską li­te­ra­tu­rę po ro­syj­sku, wziął na sie­bie ogło­sze­nie do­ku­men­tów, ma­ją­cych rzu­cić cień na cier­pie­nia i sta­łość Fi­lo­ma­tów. Za­mach ten mu się nie udał. Po za ar­chi­wa­mi mo­skiew­skie­mi, ob­fi­te­mi w prze­cud­ne ustę­py mar­ty­ro­lo­gii na­ro­do­wej, lecz peł­ne­mi też wy­mu­szo­nych lub sfał­szo­wa­nych ze­znań i naj­róż­no­rod­niej­szych po­twa­rzy, oca­la­ło do­syć do­ku­men­tów fi­lo­mac­kich, aby zbić do­wo­dze­nia p. Wierz­bow­skie­go. ^Na­tu­ral­nie, że, idąc śle­po za No­wo­sil­co­wem, p. Wierz­bow­ski twier­dzi, że "wska­zów­ki, któ­re­mi się Zan kie­ro­wał, po­cho­dzi­ły od Ka­zmie­rza Kon­try­ma (Zan miesz­kał w jego domu jako ko­re­pe­ty­tor), któ­ry zno­wu, co nie jest ta­jem­ni­cą, był w bliz­kich sto­sun­kach z war­szaw­ski­mi ma­so­na­mi i spi­skow­ca­mi. " {Mic­kie­wicz w Wil­nie i w Kow­nie, przy­czy­nek do bio­gra­fii po­ety. Str. 26 – 27 ze­szy­tu z Kwiet­nia 1888 Bi­blio­te­ki War­szaw­skiej.)

(1) Sło­wa Moch­nac­kie­go. Ob… str. 406 Po­wsta­nia na­ro­du pol­skie­go w roku 1830 – 1831. Pa­ryż 1834 tom I.

"Mło­dzież ma­jęt­niej­sza, po więk­szej czę­ści, na grę i nie­po­rząd­ne ży­cie tra­ci­ła pie­nią­dze w Wil­nie, wra­ca­ła do do­mów ze zruj­no­wa­nem zdro­wiem, złe­mi na­ło­ga­mi i za­ro­zu­mia­ło­ścią. " (1) Śnia­dec­cy pod­nie­śli byli na­ukę na Li­twie, wpro­wa­dzi­li nowe tech­nicz­ne wy­sło­wie­nie, ale hoł­do­wa­li kry­ty­cy­zmo­wi fran­cuz­kie­mu. "Śnia­dec­ki, obe­zna­wa­jąc mło­dzież z na­tu­rą wi­do­mą, nie dał jej cza­su i nie chciał dać do zgłę­bie­nia tego wszyst­kie­go, co za gra­ni­cą tych ma­te­ry­al­nych wia­do­mo­ści cza­ru­je ro­zum i ima­gi­na­cya. Kie­ru­nek jego był jed­no­stron­ny, a umie­jęt­nie mar­twy, jak styl, któ­rym pi­sał i astro­no­micz­ne na­rzę­dzia, któ­re­mi uwa­żał gwiaz­dy na nie­bie. W wy­dzia­le mo­ral­nym wa­ko­wa­ły od lat wie­lu naj­waż­niej­sze ka­te­dry hi­sto­ryi i fi­lo­zo­fii. Usta­wy spo­łecz­ne w Eu­ro­pie, po­li­ty­ka i pra­wo­daw­stwo, daw­na Pol­ska, wszyst­ko było za ob­rę­bem pla­nu star­ca, ob­ser­wu­ją­ce­go pla­ne­ty, a nie­chcą­ce­go wie­dzieć, co się na zie­mi i to na oj­czy­stej jego zie­mi dzia­ło. Ma­te­ma­ty­ka i fi­zy­ka nie kształ­cą jesz­cze oby­wa­te­li-pa­try­otów. W szczu­płej licz­bie wyż­szych umy­słów, któ­re po­strze­ga­ły tg od­wrot­ną stro­nę uni­wer­sy­te­tu wi­leń­skie­go, był To­masz Zan. " W opi­nii Zana uni­wer­sy­tet nie sa­mem był tyl­ko ogni­skiem nauk, a al­gie­bra nie ostat­nim kre­sem, po za któ­rym nic już do czy­nie­nia nie zo­sta­je. " (2)

Kie­dy Zan szu­kał, czy z prze­szło ty­sią­ca stu­den­tów, zgro­ma­dzo­nych w Wil­nie, "nic­że wiel­kie­go nie było moż­na wy­pro­wa­dzić dla Pol­ski, " (3) zbli­ża­ły się cza­sy no­we­go prze­śla­do­wa­nia. Car Alek­san­der, któ­ry daw­niej sy­pał obiet­ni­ce, stał się tu­zin­ko­wym au­to­kra­tą od chwi­li, w któ­rej zo­stał roz­jem­cą. Eu­ro­py. Pol­ska nie tra­ci­ła z oczu tych puł­ków, któ­re pod cho­rą­gwią na­po­le­oń­ską tyle od­nió­sł­szy zwy­cięstw, zda­wa­ły się ro­ko­wać nowe try­um­ty, ale tą razą pod sztan­da­rem na­ro­do­wym. Czyż Li­twa mia­ła cze­kać z za­ło­żo­ne­mi rę­ka­mi aż – (1) Moch­nac­ki, str. 408.

(2) Ibid. Ob… str. 407, 408, 409 Po­wslu­nia na­ro­du pol­skie­go w roku 1830 i 1831 tom I. (3) Ibid.

Ko­ro­na bój roz­pocz­nie? Wy­pa­da­ło jej trzy­mać się na po­go­to­wiu, czu­wać ta­jem­nie, do­bie­rać i przy­spo­sa­biać lu­dzi.

Taki ob­ra­li so­bie cel Fi­lo­ma­ci. Oj­cem fi­lo­mac­kie­go związ­ku był To­masz Zan. "Ser­ce otwar­te, oczy wni­ka­ją­ce w du­szę, do­bre i we­so­łe sło­wo dla wszyst­kich, li­tość i po­błaż­li­wość dla dru­gich, su­ro­wość dla sie­bie, wia­ra i mi­łość, to on!"(1)

Zan i pię­ciu stu­den­tów uni­wer­sy­te­tu, głę­biej rze­czy poj­mu­jąc, "po­sta­no­wi­li roz­po­cząć pra­cę zre­for­mo­wa­nia mło­dzie­ży, zwró­ce­nia jej na tór na­ro­do­wo­ści, praw­dzi­wej oświa­ty i mo­ral­no­ści. To­masz Zan, Adam Mic­kie­wicz, Jó­zef Je­żow­ski, Fran­ci­szek Ma­lew­ski, Jan Cze­czot i Onu­fry Pie­trasz­kie­wicz za­wią­za­li w tym celu I-go Paź­dzier­ni­ka 1817 r, zwią­zek fi­lo­ma­tycz­ny, " (2) to jest ko­cha­ją­cych na­ukę. "To­wa­rzy­stwo było ta­jem­ne. Fi­lo­ma­ci pod przy­się­gą zo­bo­wią­zy­wa­li się przez całe ży­cie pra­co­wać dla do­bra oj­czy­zny, na­uki i cno­ty, wpły­wać przy­kła­dem i radą na uczą­cą się mło­dzież, zra­zu uni­wer­sy­tec­ką, a na­stęp­nie w in­nych na­uko­wych za­kła­dach; cią­gle, po skoń­cze­niu uni­wer­sy­te­tu, ko­mu­ni­ko­wać so­bie wia­do­mo­ści o swo­ich pra­cach i wy­ma­gać po­dob­nych spra­woz­dań od ko­le­gów, aby im nie do­zwo­lić gnu­śnieć w bez­czyn­no­ści. " (3)

–- (1) Igna­cy Do­mey­ko o To­ma­szu Za­nie w uryw­ku z jego Pa­mięt­ni­ków, ogło­szo­nym w Kro­ni­ce ro­dzin­nej I-go Stycz­nia 1889 r.

Przy­to­czy­li­śmy po­wy­żej zda­nie p. Wierz­bow­skie­go, wi­dzą­ce­gow Za­nie ma­ry­onet­kę, któ­rej nit­kę trzy­mał Kon­trym. Kon­trym, jako pra­wy Po­lak, dą­żył do tego sa­me­go celu, co Fi­la­re­ci, ale róż­nił się z nimi w środ­kach; był ich sprzy­mie­rzeń­cem, nig­dy ich ster­ni­kiem, ani na­wet współ­dzia­ła­czem. Do­ku­men­ta fi­lo­mac­kie i fi­la­re­ekie tchną czcią dla Zana, a o Kon­try­mie w nich wzmian­ki nie ma. Inni zno­wu przy­pi­su­ją pierw­szeń­stwo Je­żow­skie­mu, lecz ża­den z Fi­lo­ma­tów nie za­prze­czał zwierzch­nic­twa Zima.

(2) Ob… str. 9 Pa­mięt­ni­ka o Fi­lo­ma­tach i Fi­la­re­tach przez po­wie­szo­ne­go za rzą­dów Mu­ra­wie­wa w Wil­nie Igna­ce­go Zda­no­wi­cza, któ­ry spi­sal opo­wia­da­nie Ka­zi­mie­rza Pia­sec­kie­go, to­mik in 32 Pa­ryż w Bi­blio­te­ce lu­do­wej.

3) Ibid… str. 9.

Oj­czy­zna więc była pierw­szą ko­chan­ką Mic­kie­wi­cza. Pra­wie na wstę­pie uni­wer­sy­tec­kie­go ży­cia za­cią­gnął się w jej służ­bę. Gdy się w jego du­szy obu­dzi inne uczu­cie, nie za­po­mni nig­dy, że nie na­le­ży do sie­bie. Gro­no spi­sku­ją­cych mło­dzień­ców uwa­ża­ło się za ro­dzaj ka­wa­le­rów mal­tań­skich, ślu­bu­ją­cych je­dy­nie oj­czyź­nie i cno­cie, a prze­wi­du­ją­cych we­sel­ne gody do­pie­ro po cięż­kich przej­ściach.

Z tego na­stro­ju umy­słów wy­pły­nę­ła teo­rya pro­mion­ków To­ma­sza Zana, o któ­rej ni­żej bę­dzie mowa.

Du­sza mło­de­go Mic­kie­wi­cza, jak pal­ny ma­te­ry­ał, po­trze­bo­wa­ła tyl­ko iskier­ki, aby wy­buch­nąć pło­mie­niem. Pierw­sze wy­le­wy po­etycz­ne były na ko­le­żeń­skich ze­bra­niach. Ale krę­po­wa­ny prze­pi­sa­mi po­ety­ki ów­cze­snej, nie za­raz śmiał swo­bod­nie się od­zy­wać. W wier­szu pod datą 14-go Wrze­śnia 1818 r., od­czy­ta­nym w kół­ku fi­lo­mac­kiem, for­ma kla­sycz­na, duch ro­man­tycz­ny. Po­eta po­bu­dza do czy­nu:

Wszy­scy chciej­my do­ko­nać, do­ko­na kto może,

Bo się nie­rów­ną mia­rą dzie­lą ła­ski Boże.

Cze­go so­bie ży­czo­no do­ko­nać, o tem się nie pi­sa­ło, za­le­ca­no tyl­ko naj­więk­szą ostroż­ność:

…..wniósł­by chy­ba tępy, że trze­ba wszyst­kim wol­ne zro­bić do nas wstę­py.

Po­eta prze­wi­du­je, że wróg uda sprzy­mie­rzeń­ca:

Nie pod jed­nem się ru­nem wil­cze znaj­dą pasz­cze

Pe­łen otu­chy, koń­czy temi sło­wy:

Tacy, gdy do nas wstę­pu nie znaj­dą przy­chod­nie,

Gdy, ja­ke­śmy dzia­ła­li, bę­dziem dzia­łać zgod­nie,

Gdy osob­ne ura­zy to­piąc w nie­pa­mię­ci,

Każ­dy na wspól­ne do­bro wi­nien zwró­cić chę­ci,

Zgod­ną przy­szłość prze­szło­ści zmie­rza­jąc ra­chu­bą,

Że bę­dziem wzo­rem in­nym, so­bie sa­mym chlu­bą.

Wiersz ten­tem cie­kaw­szy, że z licz­nych w tym ro­dza­ju utwo­rów, ten je­dy­ny oca­lał z au­to­da­fe czę­ści fi­lo­mac­kich ar­chi­wów.

Na wa­ka­cye 1818 r. To­masz Zan za­wiózł Ada­ma do Tu­cha­no­wicz, gdzie zda się po­ecie, iż od­krył isto­tę, z któ­rą go wszę­dzie

……toż­sa­mość łą­czy nie­do­ści­gła.

Zan od pierw­szej chwi­li bę­dzie świad­kiem łez i unie­sień Ada­ma, za­mie­rzo­nych bun­tów i roz­pacz­li­we­go pod­da­nia się ko­niecz­no­ści, on zo­sta­nie do koń­ca jego po­wier­ni­kiem, do­radz­cą i po­cie­szy­cie­lem.

W Tu­cha­no­wi­czach miesz­ka­ła wdo­wa, pani mar­szał­ko­wa We­resz­cza­ko­wa, z dwo­ma sy­na­mi i z cór­ką Ma­ry­lą, o rok młod­szą od Ada­ma. (1) Ser­ce za­cho­wał do­tąd wol­ne. Wpraw­dzie, ude­rzo­ny nie­gdyś wdzię­kiem wiej­skiej dziew­czy­ny, wy­obra­ził był so­bie, że zna­lazł ide­al­ną pa­ster­kę. Ba­wił się złu­dze­niem uczu­cia, któ­re­go rze­czy­wi­stej po­tę­gi na­wet się nie do­my­ślał. Sie­lan­kę, po­prze­dza­ją­cą dra­mat jego pierw­szej a nie­szczę­śli­wej mi­ło­ści, tak sam opo­wia­da: " Przed Ma­ry­lą ko­cha­łem Jó­zię: ślicz­na, świe­że usta, bia­łe zęby. W domu ich, ma­łym za­ścian­ku, samo ży­cic i ra­dość. Pa­mię­tam, gdy kła­dła za­usz­ni­ki i ubie­ra­ła się wy­cho­dząc na pole. Sio­stra moja, (po­tem Sty­puł­kow­ska) ma­wia­ła: Oto, gdy­by wszyst­kie żni­wiar­ki ta­kie ład­ne były! – Zna­la­złem ją raz w polu, sie­dzą­cą na sno­pie z gi­ta­rą i śpie­wa­ją­cą sil­nym, czy­stym, gło­sem:

Po­wra­caj­cie mi ry­ce­rze.

–- (1) Po­zna­łem Ma­ry­lę w Wil­nie w 1861 r. Nie mu­sia­ła być nig­dy pięk­ną. Za­pra­sza­ła mię na wieś, przy­rze­ka­jąc ob­ja­śnić wszel­kie wąt­pli­wo­ści co do sto­sun­ku jej z oj­cem moim, i po­ka­zać pa­miąt­ki, ja­kie za­cho­wa­ła z owej epo­ki. Prze­ko­na­ny, że wkrót­ce z jej pro­po­zy­cyi sko­rzy­stam, odło­ży­łem na póź­niej wszel­kie py­ta­nia. Oko­licz­no­ści nie po­zwo­li­ły mi go­ścić dłu­żej na Li­twie. Lecz brak oso­bi­ste­go świa­dec­twa Ma­ry­li nie przy­niósł stra­ty, bo na ten epi­zod do­sta­tecz­ne świa­tło rzu­ca­ją jej bi­le­ci­ki, ze­zna­nia po­ety w Dzia­dach i wska­zów­ki Igna­ce­go Do­mey­ki.

"Przy niej ja­kiś ko­mi­sarz, za­pew­ne ko­cha­nek, pła­kał buj­ne­mi łza­mi. Moja mi­łość do Józi nie mia­ła nic na­mięt­ne­go, lu­bi­łem sie­dzieć przy niej, tyle z niej wio­nę­ło świe­żo­ści i ży­cia. Po kil­ku la­tach stra­ci­łem ją z oczu i wie­dzia­łem tyl­ko, że wy­szła za mąż za krew­ne­go mego, Fe­li­cja­na Mic­kie­wi­cza. Bę­dąc na wa­ka­cy­ach, w bliz­ko­ści, wstę­pu­ję do niej. Pa­ro­bek w brud­nej ko­szu­li kła­nia się w pas. "Czy jest pani Fe­li­cy­ano­wa?" – "A jest, pa­nicz­ku". Przy­cho­dzę; dwo­je ma­łych dzia­tek, a ona ubra­na brud­no, zżół­kła, wy­chu­dła, zbrzy­dła, le­d­wie przy­po­mnia­łem so­bie, że to Jó­zia. Za­czę­ła rzew­nie szlo­chać: "mój Boże, ja tak po­szpet­nia­ła!" Pa­ro­bek był to tak­że mój krew­ny, cho­dził do szkół i sły­nął z dow­ci­pu, ale te­raz nie mo­głem do­py­tać się u nie­go ani sło­wa, więc mi wstyd było mo­je­go fra­ka i chust­ki, że­nu­ją­cych tych po­czci­wych lu­dzi. " (1)

Mło­dy stu­dent brał za mi­łość te nie­okre­ślo­ne ma­rze­nia, któ­re są wszyst­kim tak do­brze zna­ne. Do­pie­ro Ma­ry­la roz­pa­li­ła w du­szy jego pło­mień, któ­re­go od­blask tak wspa­nia­le oświe­cił cały wid­no­krąg po­ezyi pol­skiej. Był już sprzy­się­żo­nym spi­skow­cem, gdy się za­po­znał z Ma­ry­lą. Wie­dział o gro­żą­cych mu nie­bez­pie­czeń­stwach. Nie wy­pa­da­ło mu ma­rzyć o do­mo­wem po­ży­ciu, póki nie sto­czy wal­ki z wro­giem Pol­ski. Ma­ry­la mo­gła być na­gro­dą tyl­ko ta­kie­go zwy­cięz­twa. Wy­jąt­ko­wość po­dob­ne­go po­ło­że­nia wpły­nę­ła na cały sto­su­nek z Ma­ry­lą i na po­cząt­ko­we za­cho­wa­nie się jej ro­dzi­ny. Ci ko­chan­ko­wie nie do­bi­ja­li się, nie spo­dzie­wa­li się na­wet ry­chłe­go speł­nie­nia swych ży­czeń. W śred­nich wie­kach, kie­dy ry­ce­rza cze­ka­ła ry­zy­kow­na wy­pra­wa, wy­bie­rał so­bie pa­nią" któ­rej bar­wy no­sił pu­blicz­nie. Po­dob­nież każ­dy pra­wie z Fi­lo­ma­tów upa­try­wał so­bie pięk­ność, spo­dzie­wa­jąc się, że jej ręka uwień­czy kie­dyś skroń jego – (1) Roz­mo­wa spi­sa­na przez Alek­san­dra Chodź­kę 18-go Czerw­ca 1846 r. "Cały wio­czór, pi­sze Chodź­ko, sam na sam z Ada­mem. Ile razy nie ma dużo osób, on zwra­ca chęt­nie roz­mo­wę do kra­ju i do rze­czy po­tocz­nych. "

zwy­cięz­ką i nie taił by­najm­niej swych uczuć, w czem Mic­kie­wicz nie róż­nił się od swo­ich to­wa­rzy­szy. Ale szyb­ka ro­sną­ca sła­wa jego nada­wa­ła więk­sze zna­cze­nie wszyst­kie­mu, co odeń po­cho­dzi­ło. Schle­bia­ło to po­nie­kąd ro­dzi­nie, że Mic­kie­wicz opie­wa Ma­ry­lę; mi­łość jego uwa­ża­ła ona za czy­sto pla­to­nicz­ne uczu­cie, za chęć ode­rwa­nia się od pro­za­icz­no­ści ży­cia, za eg­zal­ta­cyą, tak wła­ści­wą, umy­sło­wi Fi­lo­ma­ta. We­resz­cza­ko­wie nie przy­pusz­cza­li, aby bied­ny na­uczy­ciel szu­kał w Tu­cha­no­wi­czach cze­go in­ne­go jak po­ciech i wra­żeń po­etyc­kich, a je­że­li pa­nien­ka zbyt sym­pa­tycz­nie po­glą­da­ła na męki swe­go wiel­bi­cie­la, to w jej bliż­szem oto­cze­niu nikt nie wąt­pił, iż w sta­now­czej chwi­li ock­nie się ze snu uro­cze­go, za­cho­wu­jąc z tej wy­ciecz­ki w la­zu­ro­we ob­ło­ki tyl­ko bło­gie wspo­mnie­nia i li­stek waw­rzy­nu. Ta nie­za­chwia­na spo­koj­ność ro­dzi­ny Ma­ry­li do­zwo­li­ła Mic­kie­wi­czo­wi przez parę lat upa­jać się wo­nią wza­jem­nej mi­ło­ści. Sta­no­wi­sko ma­jąt­ko­we i prze­wi­dy­wa­nie prze­śla­do­wań mo­skiew­skich na­ka­zy­wa­ły mu cier­pli­wość; nie­za­chwia­nie wie­rzył w sta­łość Ma­ry­li, a Ma­ry­la wie­rzy­ła w po­myśl­ne oko­licz­no­ści. Współ­czu­cie Ma­ryi pod­nie­ca­ło muzę Ada­ma, każ­dy wiersz zwra­cał do niej, dzie­lił się z nią każ­dym utwo­rem.

W za­moż­nym i go­ścin­nym domu We­resz­cza­ków, Mic­kie­wicz zna­lazł szer­sze pole do ob­ser­wa­cyi, niż w kół­ku no­wo­gródz­kich, albo na­wet wi­leń­skich sto­sun­ków. Obi­ja­ły się cią­gle o jego uszy opo­wia­da­nia o spo­rach ro­dzin li­tew­skich i o przy­go­dach wy­bit­niej­szych oso­bi­sto­ści. Może tam też spo­tkał się z ty­pem przy­szłe­go Jan­kie­la. Przy­pusz­cze­nie to opie­ra­my na prze­cho­wa­nem nam przez Eu­sta­che­go Ja­nusz­kie­wi­cza opo­wia­da­niu Ada­ma o ze­tknię­ciu się jego z ro­dzi­ną. We­resz­cza­ków. "Po­zna­łem, mówi Adam, Mi­cha­ła We­resz­cza­ka i sio­strę jego Ma­ry­lę. Czę­sto od­wie­dza­łem Płu­ży­ny, gdzie mat­ka ich, ko­bie­ta peł­na ży­cia, dziw­ny wpływ na mnie mia­ła. A był też w są­siedz­twie i ra­bin wiel­ce uczo­ny, któ­ry do na­sze­go to­wa­rzy­stwa był przyj­mo­wa­ny i od nie­go wie­le rze­czy, do­tąd mi nie­zna­nych, na­uczy­łem się. Tam mó­wio­no mi czę­sto o je­ne­ra­le Wo­łod­ko­wi­czu, któ­ry był przy­ja­cie­lem sta­rej pani We­resz­cza­ko­wej i o za­gar­nię­ciu jego ma­jąt­ku przez Obu­cho­wi­cza, o to­czą­cym się pro­ce­sie, i je­ne­ra­le, co pod ob­cem na­zwi­skiem był w służ­bie fran­cuz­kiej. " (1)

Na świę­ta Mic­kie­wicz jeź­dził do No­wo­gród­ka i cie­ka­wy epi­zod z po­dob­nych od­wie­dzin przy­to­czył raz przy­ja­cie­lo­wi swo­je­mu, Alek­san­dro­wi Bier­gie­lo­wi; "Bar­dzom się był przy­wią­zał do pew­ne­go An­to­sia, syna bied­ne­go szlach­ci­ca z da­le­kiej dość oko­li­cy. Oj­ciec jego, cier­piąc nę­dzę, przy­pro­wa­dził pew­ne­go dnia chłop­ca do mo­je­go ojca, pro­sząc, aby mu dał utrzy­ma­nie, a póź­niej cha­łu­pę. "Wolę, mó­wił, niech z nie­go bę­dzie chłop, ni­że­li że­brak. " Z tym An­to­siem czę­sto ba­wi­łem się. Wra­ca­jąc z Wil­na na wa­ka­cye, za­sze­dłem raz wy­ele­gan­to­wa­ny do An­to­sia, któ­ry rzu­cił na mnie smut­ne wej­rze­nie i za­czął ku wiel­kie­mu mo­je­mu zdzi­wie­niu li­to­wać się na­de­mną. Zro­zu­mia­łem wie­le lat póź­niej, że in­stynk­to­wo An­toś uczuł, że ła­twiej czło­wie­ko­wi speł­nić swo­je po­wo­ła­nie pod chłop­ską sier­mię­gą, niż w pań­skim ubio­rze. I czę­sto py­ta­łem sie­bie, czy nie lżej bę­dzie sy­nom moim zo­stać pro­sty­mi rze­mieśl­ni­ka­mi, niż pusz­czać się na dro­gi cier­nist­sze, ale ża­den z nich i sły­szeć o tem nie chciał. " (2)

–- (1) Z no­ta­tek, spi­sa­nych pod­czas po­dró­ży w Szwaj­ca­ryi w 1816 r. Roz­mo­wy Mic­kie­wi­cza, o ile spi­sa­ne pod ży­wem wra­że­niem słów jego, na­bie­ra­ją war­to­ści au­to­bio­gra­ficz­nej.

(2) Nie wszy­scy za­słu­gu­ją na wia­rę, któ­rzy się pod­ję­li prze­ka­zać po­tom­no­ści ze­zna­nia po­ety lub nie­zna­ne szcze­gó­ły o burz­li­wem jego ży­ciu. Edward Wo­dziń­ski, Alek­san­der Chodź­ko, Eu­sta­chy Ja­nusz­kie­wicz, bli­sko żyli z wiesz­czem i spi­sy­wa­li sło­wa jego, sły­sza­ne przed kil­ku go­dzi­na­mi. Boh­dan Za­le­ski, Igna­cy Do­mey­ko i Alek­san­der Bier­giell za­cho­wa­li taką cześć dla Ada­ma, że w opo­wia­da­niach o nim wszel­kie do­dat­ki i upięk­sze­nia uwa­ża­li­by za ro­dzaj świę­to­kradz­twa. Mia­łem spo­sob­ność prze­ko­nać się, że Alek­san­der Bier­giell, w prze­cią­ga kil­ku­na­stu lat, na moje py­ta­nia, ty­czą­ce się ojca mo­je­go, jed­nę i tę samą da­wał od­po­wiedź, w tych sa­mych nie­mal wy­ra­zach. Do­tąd przyj­mo­wa­no zbyt skwa­pli­wie wszel­kie o Mic­kie­wi­czu po­da­nia, mało za­sta­na­wia­no się nad war­to­ścią licz­nych, a sprzecz­nych świa­dectw, nie trosz­cząc się do­sta­tecz­nie, czy źró­dło nie za­mą­co­ne kłam­stwem.

Imie­ni­ny Ada­ma, przy­pa­da­ją­ce w wi­lią Bo­że­go Na­ro­dze­nia ko­le­dzy jego ob­cho­dzi­li pro­zą i wier­szem. 24-go Grud­nia 1818 r. taką mu po­ezyą de­dy­ko­wał Jó­zef Je­żow­ski: (1)

Dzi­siaj dla cie­bie chyb­ne nie­bo zmie­nia cele,

Gła­dzi cier­nie prze­szło­ści, szczę­ścia dro­gę ście­le,

Dzi­siaj dla two­ich słoń­ce ja­śniej­szy dzień dało,

Nio­sąc pa­mięć jak pierw­szy cie­bie raz uj­rza­ło,

Świą­ty­ni Ore­ste­sa otwie­ra po­dwo­je

I na mi­łych oł­ta­rzach wzno­si imię two­je.

Tam chó­ry przy­ja­ciel­skie ci­sną się gro­mad­nie,

Każ­dy pod­no­si pie­nie i ofia­ry kład­nie.

Już wi­dzę, jak świą­ty­ni bok za­ja­śniał cały

Ślu­ba­mi lat, na­dziei, ra­do­ści i chwa­ły.

I jak­że się prze­ci­snę przez ów or­szak bło­gi

Ja i nie­my w śpie­wa­niu i w da­rach ubo­gi?

Lecz róż­nie w tej kra­inie, róż­ny jest bo­ga­ty;

Niech ci dźwi­ga­ją owoc, inni sy­pią kwia­ty;

Niech w kosz­tow­nem na­czy­niu po­dar­ki ci gar­ną.

Ja ci na­giej przy­jaź­ni wiecz­nej nio­sę ziar­no,

Przyjm je cho­ciaż sprzę­tem kosz­tow­nem nie zło­cę,

Wszak z ziar­na, nie z na­czy­nia, kwia­ty i owo­ce.

Adam nie mógł dłu­go po­prze­stać na od­czy­tach w cia­snem gro­nie ta­jem­ne­go to­wa­rzy­stwa. Za po­śred­nic­twem Le­le­we­la wy­dał w Pa­mięt­ni­ku War­szaw­skim w Stycz­niu 1819 r. swo­je Uwa­gi nad Ja­giel­lo­ni­dą Dyz­my Boń­czy To­ma­szew­skie­go, dru­ko­wa­ną w Ber­dy­czo­wie w 1818 r. O tej pra­cy wspo­mni dzie­sięć lat póź­niej, chlu­biąc się iro­nicz­nie przed kry­ty­ka­mi war­szaw­skie­mi z tego, iż gdy był stu­den­tem, ogło­sił re­cen­zyą "tchną­cą kla­sycz­no­ścią, gdzie przy­ta­czał ob­fi­cie list do Pi­zo­nów i kurs La­har­pa. " Au­to­ro­wi szło o wy­ka­za­nie, że po­sia­dał do­sta­tecz­ny za­sób wia­do­mo­ści dla pod­ję­cia się roli re­cen­zen­ta. W pierw­szej pró­bie nie moż­na – (1) Ob… pio­sen­kę na­rze­czem wie­śnia­czym, od­śpie­wa­ną przez Cze­czo­ta na po­win­szo­wa­nie Ada­mo­wi u Do­mey­ki dzieł­ku Fi­lo­ma­ci i Fi­la­re­ci str. 10. Po­znań 1872.

dzi­wić się pew­nej nie­śmia­ło­ści; pi­szą­cy nie do­wie­rza so­bie i kro­czy bi­tym szla­kiem.

W tej roz­pra­wie Mic­kie­wicz nie zba­cza z dro­gi wy­tknię­tej mu przez jego pro­fe­so­rów. W Ży­wi­le do­pie­ro jest sobą. Ży­wi­la uka­za­ła się bez­i­mien­nie w 133 nu­me­rze Ty­go­dni­ka Wi­leń­skie­go, z 28-go Lu­te­go 1819 r. Ży­wi­la i Gra­ży­na są, to god­ne sio­stry Wal­len­ro­da. Wal­len­rod bę­dzie w for­mie naj­do­sko­nal­szej do­peł­nie­niem i roz­wi­nię­ciem jed­nej i tej sa­mej idei. Jed­nem i tem sa­mem uczu­ciem tchną te trzy po­sta­cie. Dla zba­wie­nia oj­czy­zny, Ży­wi­la wy­rze­ka się ko­chan­ka, Gra­ży­na do­mo­we­go szczę­ścia, Wal­len­rod wszyst­kie­go na zie­mi i w nie­bie. Ży­wi­la prze­bi­ja Po­ra­ja, wo­ła­jąc: "Zdraj­co, ta­kli u cie­bie mała była oj­czy­zna, iż ją za tro­chę tej gład­ko­ści za­prze­da­łeś?" Nie­ma­łą była oj­czy­zna w oczach mło­dzień­ca, któ­ry na sa­mym wstę­pie swe­go li­te­rac­kie­go za­wo­du taki wzór przed­sta­wił nie­wia­stom pol­skim.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: