Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Żywot Adama Mickiewicza podług zebranych przez siebie materiałów oraz z własnych wspomnień. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żywot Adama Mickiewicza podług zebranych przez siebie materiałów oraz z własnych wspomnień. Tom 3 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 840 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

o so­bie, o wyj­ściu w świat po­ezyi, o przy­ję­ciu ja­kie­go do­znał i było wie­le ład­nych rze­czy, ale to wszyst­ko mia­ło ce­chę za­ro­zu­mia­łej dumy i zmę­czo­ny umilkł, a kie­dy, śród okla­sków, szem­rał każ­dy choć po­kry­jo­mu prze­ciw nie­mu, on zno­wu po­wstał i tłu­ma­cząc się z tego co po­wie­dział, trze­ma czy czte­re­ma stro­fa­mi, od­dał hołd Mic­kie­wi­czo­wi i uznał sła­bość swo­ją. Koń­czył pra­wie temi sło­wy: "O ty coś w Ta­de­uszu tak pięk­nie opi­sał grzy­bo­bra­nie, na­śla­duj twe­go Woj­skie­go ze mną: on przez fan­ta­zyą czy ka­prys kładł do wor­ka róż­ne grzy­by i nie­raz omi­jał ry­dze a brał mu­cho­mo­ry. " Po­do­ba­ło się to wszyst­kim, da­wa­no bra­wo a w tem wi­dzi­my po­wsta­ją­ce­go Ada­ma.

"Cała twarz jego przy­bra­ła ja­kąś aniel­ską po­stać; dziw­na, nie­po­ję­ta świa­tłość oto­czy­ła jego skro­nie. Po­wsta­li wszy­scy jak­by na zja­wie­nie się bó­stwa przy­cho­dzą­ce­go od­wie­dzić śmier­tel­nych. A on wy­pu­ścił z ust swo­ich rze­kę słów, naj­cu­dow­niej­szych my­śli i ry­mów, z taką siłą, gwał­tow­no­ścią i mocą a ra­zem z ta­kim wdzię­kiem, że im nic rów­ne­go nie było. Taki pęd nie wstrzy­ma­ny, że nam od­dech ta­mo­wał.

Sta­li­śmy w osłu­pie­niu, mil­cze­nie było gro­bo­we. Mic­kie­wicz od­po­wia­dał Sło­wac­kie­mu, mó­wił mu, czem on zgrze­szył, że nie jest po­etą, co go zgu­bi­ło: oto że mu brak mi­ło­ści i wia­ry: Oto nie­daw­no, rzekł on, kie­dy mia­łem mó­wić przed ob­cy­mi, ża­den z mych przy­ja­ciół nie miał wia­ry w sło­wa moje, wszy­scy mnie od­bie­gli, od­stą­pi­li; jed­ni mó­wi­li: zką­dże mu ta śmia­łość w ob­cym od­zy­wać się ję­zy­ku? Inni ob­wi­nia­li mnie o mi­łość wła­sną, a nie wi­dzie­li, że oto tu w ser­cu (i od­krył je) Bóg zło­żył sło­wa praw­dy, któ­re ja mo­cen je­stem na wszyst­kie tłu­ma­czyć ję­zy­ki i ja­bym wam i po nie­miec­ku ga­dał, i t.d. A po­tem, wra­ca­jąc do po­ezyi mó­wił o po­wo­ła­niu po­ety i skoń­czył, że dla nie­go jed­na tyl­ko dro­ga, ztąd (po­ka­zu­jąc ser­ce) przez mi­łość, tam (wska­zu­jąc nie­bo) do Boga!

Ca­łej jego im­pro­wi­za­cyi było może z pół­to­ra­sta wier­szy. Kie­dy ją, skoń­czył, na­stą­pi­ła chwi­la naj­uro­czyst­sza dla… wiesz­cza, bo wszy­scy za­la­li się łza­mi: je­den okrzyk uwiel­bie­nia wy­rwał się z pier­si, wszy­scy pa­dli przed nim na ko­la­na.) Ja­kieś uczu­cie wspól­nej mi­ło­ści ogar­nę­ło ser­ca wszyst­kich, mało zna­jo­mi ści­ska­li się jak daw­ni przy­ja­cie­le, po­przy­się­ga­li so­bie wza­jem­nie przy­jaźń. Byli i tacy co do­zna­li ner­wo­we­go ata­ku, ja­kie­goś kon­wul­syj­ne­go wzru­sze­nia. Cho­rzy mó­wi­li, że są uzdro­wie­ni a ar­ty­ści czu­li w so­bie nową siłę twór­czą, któ­rej im w tej chwi­li gie­niusz uży­czał.

Dzia­ło się to o go­dzi­nie 2-giej po pół­no­cy. Adam ka­zał jesz­cze za­grać so­bie na gi­ta­rze i to uspo­ko­iło go, od­je­chał, a wszy­scy po­zo­sta­li prze­szło go­dzi­nę w mil­cze­niu i py­ta­li sie­bie jak się to wszyst­ko sta­ło.

Ro­ze­szli się na­ko­niec a dla każ­de­go resz­ta nocy nie była wy­po­czyn­kiem, bo każ­dy roz­pa­mię­ty­wał tyl­ko ode­bra­ne wra­że­nia. Na­stęp­ne­go dnia jesz­cze wra­że­nie to tak było sil­ne, że opo­wia­da­ją­cy o wie­czo­rze rów­ne na dru­gich wy­wie­ra­li.

Przed ro­zej­ściem się, pro­po­no­wa­łem, aby na pa­miąt­kę tej chwi­li ofia­ro­wać Ada­mo­wi pu­har. Przy­ję­to wnio­sek jed­no­myśl­no­ścią, pu­har już go­to­wy, ofia­ro­wać go mamy w dzień no­we­go roku i wszy­scy zbio­rą się u mnie I-go Stycz­nia.

Żeby ci dać wy­obra­że­nie skut­ku tej Ada­ma im­pro­wi­za­cyi, po­wiem tyl­ko, że­śmy na wpół omdla­łe­go kasz­te­la­na Pla­te­ra od­nie­śli do po­wo­zu. Miesz­ka on dość da­le­ko ode­mnie (1). Żona jego nie­spo­koj­na, że o tak spóź­nio­nej do­bie nie wi­dzi go z po­wro­tem do domu, wsta­je z łóż­ka, bu­dzi cór­kę i za­czy­na­ją mo­dli­twę, wtem sły­szą tur­kot po­wo­zu przed bra­mą, wcho­dzi kasz­te­lan, rzu­ca na po­sadz­kę ka­pe­lusz, płaszcz; na wi­dok oczu za­pła­ka­nych i wło­sów w nie­ła­dzie, tru­chle­ją, a on za­le­wa się łza­mi i po­cznie im opo­wia­dać to, cze­go był na­ocz­nym świad­kiem i one się roz­pła­ka­ły.

"My wszy­scy, co­śmy byli obec­ni, czu­je­my w du­szach na­szych, że to było coś nie­biań­skie­go! Ile to może po­tę­ga sło­wa, po­zna­li­śmy na nas sa­mych. Nie wiem, czy kie­dy

–-

(1) Ja­nusz­kie­wicz miesz­kał 17 bis rue des Ma­ra­is Sa­int-Gen­na­in a Lu­dwik Pla­ter 32 rue de Lon­dres.

Adam wzniósł się tak wy­so­ko, ale też i nig­dy ta­kie­go nie miał try­um­fu.

Był u mnie wczo­raj. Roz­ma­wia­li­śmy spo­koj­nie. Rzecz dziw­na, jak drob­na na po­zór oko­licz­ność po­tra­fi­ła du­szę jego do ta­kie­go stro­ju pod­nieść: oto gi­ta­ra mar­sza Dą­brow­skie­go a naj­bar­dziej to, że kie­dy­śmy z pierw­sze­go pię­tra scho­dzi­li na dół na wie­cze­rzę, ja za­pro­si­łem mar­szał­ka Ka­szy­ca (1), jako re­pre­zen­tan­ta Wo­je­wódz­twa No­wo­gródz­kie­go, aby dał rękę Ada­mo­wi. Mó­wił mi Adam: "tem zro­bi­łeś mi naj­więk­szą, roz­kosz, bo mi się przy­po­mniał mój wiek mło­dzień­czy i cała prze­szłość moja."

"Nie łaj­cie mnie, Eu­ge­nio, że zbyt­ku­ję, że na mar­ne za­ba­wy grosz wy­da­ję. Za taką dru­gą chwi­lę wszyst­ko co mam go­to­wem od­dać, a dzię­ku­ję Bogu, że mnie wziął za na­rzę­dzie po­ka­za­nia tym co wie­rzyć prze­sta­li w du­cha Ada­ma, że to jest lew na spo­czyn­ku, iskra nie­śmier­tel­na, któ­ra nig­dy nie zga­śnie. Było nas wszyst­kich 37 i w dobę zło­ży­li­śmy 1050 fran­ków na kup­no pu­ha­ru. Czte­ry gra­cye wspie­ra­ją cza­rę, któ­rej wierzch zdo­bi lew trzy­ma­ją­cy tę­czę z na­pi­sem: Ada­mo­wi Mic­kie­wi­czo­wi na pa­miąt­kę dnia 25-go Grud­nia 1840 r. Na po­brze­żu cza­ry są jesz­cze inne tar­cze, a na nich na­pi­sy: Wal­len­rod, Dzia­dy, Pan Ta­de­usz, So­ne­ty"

–- (1) Jó­zef Ka­szyc, uro­dzo­ny w Żoł­kie­niach, na Pińsz­czy­znie, 25-go Li­sto­pa­da 1795 r., za­cią­gnął się w 1811 r. do 17 puł­ku uła­nów pol­skich i był wy­bra­ny w 1830 r. mar­szał­kiem szlach­ty No­wo­gródz­kiej; w 1831 r. po­wo­łał wszyst­kich do wy­stą­pie­nia oręż­nie ode­zwą, któ­rą Fran­ci­szek Mic­kie­wicz jako Re­jent ziem­stwa w mie­ście sa­mem ogło­sił. Ka­szyc otrzy­mał sto­pień pod­puł­kow­ni­ka jaz­dy no­wo­gródz­kiej i zo­stał po­słem do Sej­mu, gra­ni­ce prze­szedł z Je­ne­ra­łem Dem­biń­skim, umarł w Niz­zy d. 16-go Stycz­nia 1808 r; te­sta­men­tem z d. 29-go Maja 1863 r. zo­sta­wił Jó­ze­fo­wi Mic­kie­wi­czów, naj­młod­sze­mu sy­no­wi Ada­ma, 1000 fran­ków, ka­zał 400 fran­ków wy­pła­cić Mar­szał­ko­wi szlach­ty No­wo­gródz­kiej "chcąc przy­czy­nić się do wy­sta­wie­nia w No­wo­gród­ku po­mni­ka dla uczcze­nia pa­mię­ci ś… p. Ada­ma Mic­kie­wi­cza, ro­da­ka na­sze­go i wiel­kie­go po­ety."

Księ­gi Piel­grzym­stwa, Bal­la­dy, Gra­ży­na, Ka­te­dra Sło­wiań­ska, a na oko­ło:

"Imię two­je wy­bie­gło za Chro­bre­go szran­ki,

Mię­dzy Teu­toń­skie sę­dzie i by­strzej­sze Fran­ki."

Li­sty Jana Koź­mia­na, i Ste­fa­na Wi­twic­kie­go po­twier­dza­ją naj­zu­peł­niej opo­wia­da­nie Ja­nusz­kie­wi­cza. "Im­pro­wi­zo­wał, pi­sał Koź­mian do Kaj­sie­wi­cza, Sło­wac­ki i ślicz­nie, ale wiel­ka duma w wier­szach jego prze­bi­ja­ła. Rzu­cił się pod sto­py Mic­kie­wi­cza, ale nie z czci, tyl­ko za­bi­ty. Dru­gi raz jesz­cze mó­wił, ale z uczu­ciem lep­szem. Po­wstał na to Pan Adam i cud­nie, z dziw­ną, płyn­no­ścią, wię­cej' stu wier­szy z ser­ca wy­lał. Po­wie­dział Sło­wac­kie­mu, że mu brak mi­ło­ści i wia­ry, mó­wił, że czuł nie­wia­rę w Po­la­kach, czy mu się kurs uda i za­wo­łał: czy po pol­sku, czy po fran­cuz­ku, czy po nie­miec­ku mam co świa­tu po­wie­dzieć i po­wiem. Za­czął od Boga, skoń­czył na Bogu. Wra­że­nie było ogrom­ne. Im­pro­wi­za­cya ta zo­sta­wi dłu­gie śla­dy w umy­słach" (1). Wi­twic­ki pi­sał do Boh­da­na Za­le­skie­go 26-go Grud­nia: "Wy­cho­dząc spo­tka­łem się z Wła­dy­sła­wem Pla­te­rem, któ­ry szedł mi po­win­szo­wać imie­niu. Była po dwa­kroć im­pro­wi­za­cya Ada­ma; po­wia­da Wła­dy­sław, że zro­bił wra­że­nie nie­wy­po­wie­dzia­ne, pła­ka­li, ści­ska­li się. Ro­pe­lew­ski miał mieć atak ner­wo­wy; Sło­wac­ki szlo­chać: sło­wem, oso­bli­wo­ści nie­sły­cha­ne. Kasz­te­lan Pla­ter wo­łał, sły­szę, że już sześć­dzie­siąt kil­ka lat jest na świe­cie a nig­dy nic po­dob­ne­go nie czuł, nie wi­dział. " Wi­twic­ki do­da­je 28-go Grud­nia: "Ta im­pro­wi­za­cya, było to coś bar­dzo wiel­kie­go, dziw­ne­go, nad­przy­ro­dzo­ne­go. Wszy­scy są tem jak pi­ja­ni. Wi­dzia­łem już kil­ka­na­ście osób z tych, co były obec­ne i nie spo­sób so­bie wy­sta­wić, z ja­kiem wzru- – (1) List ogło­szo­ny z datą 25-go Grud­nia, wiec chy­ba pi­sa­ny w nocy za­raz po uczcie, i w ta­kim ra­zie po­wi­nien by no­sić datę 26-go Grud­nia, gdyż go­ście ro­ze­szli się o dru­giej po pół­no­cy, ale praw­do­po­dob­niej Koź­mian nie wziął się na­tych­miast do pió­ra. (Ks. P. Smo­li­kow­ski. Hi­sto­rya Zgro­ma­dze­nia Zmar­twych­wsta­nia Pań­skie­go. Prze­gląd Pol­ski Li­sto­pad 1892 r.)

sze­niem o tem mó­wią. Twarz Ada­ma mia­ła być w ten mo­ment jak aniel­ska, spo­koj­na, pięk­na, ja­sna. Dość ci po­wie­dzieć, że Ka­szyc pła­kał całą noc a Sza­dur­ski, któ­ry tak­że nie jest en­tu­zy­astą, wczo­raj mi jesz­cze przy­się­gał, że gdy­by mu Adam ka­zał wte­dy sko­czyć z naj­wyż­szej wie­ży, sko­czył­by na­tych­miast. Sło­wem wy­raź­nie prze­mó­wił przez nie­go Pan! Co mó­wił, nikt nie jest w sta­nie po­wtó­rzyć, a wszy­scy prze­cież byli jak naj­zu­peł­niej trzeź­wi. Sza­dur­ski na przy­kład nie pił ani kro­pli wina, bo tro­chę był sła­by. Wi­dzia­łem wczo­raj Ada­ma, krót­ko­śmy mó­wi­li, bo za­raz ktoś nad­szedł. Ba­rzy­kow­ski tak­że pła­kał, ca­ło­wał Ja­nusz­kie­wi­cza w ręce, dzię­ku­jąc, że go za­pro­sił. Pla­ter sta­ry w ta­kim sta­nie wró­cił do domu, że żona my­śla­ła, że zwa­ry­ował. Pla­ter Wła­dy­sław szlo­chał. Mi­kul­ski Izy­dor utrzy­mu­je, że wi­dział nad gło­wą Ada­ma świa­tłość" (1). "Wy­zwa­ny, pi­sał Adam do Za­le­skie­go 26-go Grud­nia, przez Sło­wac­kie­go im­pro­wi­za­cyą, od­po­wie­dzia­łem z na­tchnie­niem, ja­kie­go od cza­su pi­sa­nia Dzia­dów nig­dym nie czuł. Było to do­bre, bo wszy­scy lu­dzie róż­nych par­tyi roz­pła­ka­li się i bar­dzo się po­ko­cha­li i na chwi­lę wszy­scy na­peł­ni­li się mi­ło­ścią. W tę chwi­lę duch po­ezyi był ze mną" (2)

I Sło­wac­ki na chwi­lę na­peł­nił się mi­ło­ścią, wraz z in­ny­mi pod­pi­sał na par­ga­mi­nie oświad­cze­nie, że "Po­la­cy w licz­bie trzy­dzie­stu sied­miu, dnia dwu­dzie­ste­go pią­te­go Grud­nia ty­siąc ośm­set czter­dzie­ste­go roku, w gro­nie spól­nem z Ada­mem Mic­kie­wi­czem ze­bra­ni, prze­cho­wu­ją w ser­cach swo­ich dro­gą pa­mięć chwi­li gór­nie prze­ży­tej, a imio­na swe tu za­pi­su­ją w hoł­dzie uwiel­bie­nia i mi­ło­ści"(3).

–- (1) Li­sty Ste­fa­na Wi­twic­kie­go w Kro­ni­ce Ro­dzin­nej 1 – go Stycz­nia 1883 r. Chmie­low­ski po­da­je mię­dzy źró­dła­mi do opi­sa­nia tego wie­czo­ra " Dzien­nik Na­ro­do­wy po­znań­ski" ( Za­rys bio­gra­ficz­ny, t. II, str. 328.) W 1840 r. żad­ne pi­smo pod tym ty­tu­łem w Po­zna­niu nie wy­cho­dzi­ło. W Dzien­ni­ku Na­ro­do­wym pa­ryz­kim jest o im­pro­wi­za­cyi wzmian­ka, o któ­rej bę­dzie mowa ni­żej.

(2) Ko­re­spon­den­cya Ada­ma Mic­kie­wi­cza, t. I, str. 230.

(3) Na tym ak­cie pod­pi­sa­li się: "Adam Ko­łysz­ko. – Fe­liks

Dla Sło­wac­kie­go pa­mięć chwi­li tej nie dłu­go zo­sta­ła dro­gą,. Po­cząt­ko­wo do­no­sił on mat­ce o spo­tka­niu się z Ada­mem: "Jak dwaj bra­cia ści­ska­li­śmy się, cho­dzi­li­śmy, opo­wia­da­jąc so­bie na­sze prze­szłe za­tar­gi… Gdy­by nie lu­dzie, któ­rzy to wszyst­ko po­psu­li, by­ło­by do­tych­czas zu­peł­nie do­brze" (1). Sło­wac­ki skar­żył się na lu­dzi, ale ko­rząc się przed Mic­kie­wi­czem, spo­dzie­wał się, że ten mu od­pła­ci pu­blicz­nem uzna­niem. Nie zro­zu­miał, że wię­cej się na­le­ża­ło od nie­go Mic­kie­wi­czo­wi za szcze­re i życz­li­we na­po­mnie­nie, niż gdy­by grzecz­no­ścia­mi świa­to­we­mi pod­nie­cił już i tak wy­gó­ro­wa­ną mi­łość wła­sną. Adam nie chciał uznać go za po­etę, póki bę­dzie jak do­tąd, bez wia­ry i po­ko­ry, ob­ra­cał swe wiel­kie dary na do­ga­dza­nie oso­bi­stej py­sze i mą­ce­nie po­jęć swych bra­ci. Po­wtó­rzo­no mu to zda­nie, czem był strasz­nie roz­draż­nio­ny i za oso­bi­stą ura­zę wziął pro­po­zy­cyą, aby wrę­czył pu­har srebr­ny prze­zna­czo­ny dla Ada­ma. Pi­sał wte­dy do Mat­ki: "Przy­ja­cie­le mego an­ta­go­ni­sty, wi­dząc że z rów­ną sła­wą wy­cho­dzi­my, umy­śli­li za­raz, aby mię co­kol­wiek zbić i strą­cić, więc umy­śli­li dwie rze­czy, 1) abym ja jemu za tę -

Wrot­now­ski. – Eu­sta­chy Ja­nusz­kie­wicz. – Win­cen­ty Sza­dur­ski. – Grze­gorz Ką­te­ki. – Jan Mor­biecz. – Mi­chał My­ciel­ski. – Ka­zi­mir­ski. – Sta­ni­sław Szcze­pa­now­ski. – Ro­man Za­łu­ski. – Ba­rzy­kow­ski. Le­onard Niedź­wiec­ki. – So­bie­slaw Mie­ro­szew­ski. – Teo­fil Za­chal­ka. Lu­dwik Mie­ro­sław­ski. – Sta­ni­sław Ro­pe­lew­ski. – Ro­mu­ald Ja­nusz­kie­wicz. – An­to­ni Kąt­ski. – Jó­zef Szem­bek. – Lu­cy­an Koł­łu­pay­ło. Lu­dwik Pla­ter. – Fran­ci­szek Sa­le­zy Gaw­roń­ski, b… p… w. p. – Na­po­le­on Orda. – Kon­stan­ty Par­czew­ski. – Ce­za­ry Pla­ter. – Ju­liusz Sło­wac­ki. – Wła­dy­sław Pla­ter. – Mi­kul­ski Jó­zef. – Jan Koź­mian. – Ste­fan Zan. – Lu­dwik Na­bie­lak. – Fran­ci­szek Sze­mioth. – Lu­dwik Or­pi­szew­ski. – Jó­zef Ka­szyc. – Izy­dor Mi­kul­ski. – Edward Je­ło­wic­ki. – Fran­ci­szek Grzy­ma­ła. – I. Ot­ta­vi, d'Ajac­cio. – Cho­pin, de Pe­ters­bo­urg. – Cas­sin, de Pa­ris." Nie li­cząc trzech cu­dzo­ziem­ców: Ot­ta­vie­go, Cho­pi­na i Cas­si­na, zo­sta­je 38 a nie 37 pod­pi­sów. Po­nie­waż w li­ście ni­żej przy­to­czo­nym czy­ta­my, że do go­ści na­stęp­nej uczty przy­był Mie­rosl-ław­ski, przy­pusz­czać wol­no, że pod­pi­sał się na tym ak­cie, cho­ciaż na uczcie sa­mej obec­nym nie był.

(1) Li­sty J. Sło­wac­kie­go, t. II, str. 76.

im­pro­wi­za­cyą od­dał pu­har, coby było niby uzna­niem mego wa­sal­stwa; (2) na­pi­sa­li za­raz do da­le­kich ztąd pism wiel­kie kłam­stwa, ja­ko­by mi Adam po­wie­dział, że nie je­stem po­etą… Trze­ba ci wie­dzieć, że Adam o tem kłam­stwie dla nie­go uczy­nio­nem niby nie wie­dział, przy­najm­niej mi to te­raz mó­wił, ale po­wi­nien był wie­dzieć i ode­pchnąć"(1).

W im­pro­wi­za­cyi swo­jej, za­czął Sło­wac­ki od po­chwał, jak wi­dać z wła­snych jego słów w Be­niow­skim:

Jam ci po­wie­dział, że jak Bóg li­tew­ski,–

Z ciem­ne­go so­sen wsta­łeś uro­czy­ska:

A w ręku twem krzyż jak mie­siąc nie­bie­ski,

A w ustach sło­wo, co jak pio­run bły­ska

Tak mó­wiąc – ja syn pie­śni, syn kró­lew­ski,

Pa­dłem…

Ale wstaw­szy tar­gnął się na Mic­kie­wi­cza:

Jam zwol­na ser­ca mego rwał ka­wa­ły,

Za­mie­niał w pio­run i w twarz jemu ci­skał,

A wszyst­kie tak grzmią jesz­cze, jako ska­ły,

Jak­bym ja w nie­bie na sztu­ki roz­pry­skal

Boga, a te­raz ka­wał­ki spa­da­ły.

Jam zbił.

Mimo po­zor­nej czo­ło­bit­no­ści, szło mu więc o gó­ro­wa­nie nad Ada­mem. Adam zaś z mi­ło­ścią mu od­po­wie­dział, tłu­ma­cząc, że źró­dło po­ezyi w ofie­rze; za­pa­mię­ta­no wier­sze:

Ja ry­mów nie do­bie­ram i wier­szy nie skła­dam,

Ta­kem wszyst­ko na­pi­sał, jak tu do was ga­dam.

Przy­po­mniał Sło­wac­kie­mu, że jesz­cze w Wil­nie, kie­dy mat­ka Ju­liu­sza po­ka­za­ła mu pró­by jego, prze­po­wie­dział świet­ną przy­szłość syna, ale wy­rzu­cał mu zbo­cze­nia jego po­etyc­kie, do­da­jąc:

Wiedz­cie, że dla po­ety jed­na tyl­ko dro­ga:

W ser­cu szu­kać na­tchnie­nia i dą­żyć do Boga.

–-

(1) Li­sty J. Sło­wac­kie­go, t. II., str. 76.

Wpraw­dzie Sło­wac­ki w li­ście z dnia 10-go Li­sto­pa­da 1841 r. pi­sał do mat­ki (1), że Adam wy­wo­łu­jąc wspo­mnie­nie wi­leń­skie­go ho­ro­sko­pu "tem wziął mię za ser­ce"; lecz wy­star­czy­ło pierw­szej dzien­ni­kar­skiej za­czep­ki, aby wy­buch­nął na nowo gnie­wem i sar­ka­zma­mi, pró­bu­jąc ze­mścić się na Mic­kie­wi­czu za ar­ty­kuł ogło­szo­ny w Ty­go­dni­ku Li­te­rac­kim (po­znań­skim) pod ty­tu­łem Im­pro­wi­za­to­ro­wie (2 ).

Ar­ty­kuł ten jest pro­stą prze­rób­ką li­stu Ja­nusz­kie­wi­cza do na­rze­czo­nej, udzie­lo­ne­go za­pew­ne przed wy­sła­niem ja­kie­muś li­te­ra­to­wi, któ­ry taki z nie­go zro­bił uży­tek i ani wąt­pić, że nic o tem nie wie­dział Mic­kie­wicz, któ­ry do­nie­sie­nia dzien­ni­kar­skie uwa­żał za rzecz bła­hą i nig­dy nie wda­wał się w żad­ne spro­sto­wa­nia. Nie uczy­nił w tym przy­pad­ku dla Sło­wac­kie­go, cze­go uni­kać uwa­żał za obo­wią­zek dla sie­bie sa­me­go. Obo­jęt­no­ści Ada­ma Sło­wac­ki, bio­rą­cy do ser­ca każ­dą wzmian­kę o so­bie, po­jąć nie mógł i pu­blicz­nie wy­stą­pił prze­ciw nie­mu w Trze­cim Maju (3 ). Na wstę­pie wy­zna­wał, że myśl jego "za­ję­ta jest pew­ną nocą zi­mo­wą go­rzej, do­tkli­wiej, kwa­śniej niż­by na po­etę przy­sta­ło" (4). A cho­ciaż nie­za­wod­nie w tej nocy po­dzie­lił ogól­ne unie­sie­nie, wsty­dził się przy­znać i drwił z gór­no­ści chwil, któ­rą sam pod­pi­sem po­świad­czył: "Sły­sze­li­ście za­pew­ne, pi­sał, o jed­nej sław­nej nocy zi­mo­wej, o im­pro­wi­zu­ją­cych dwóch po­etach, o łzach słu­cha­czy, o mdle­niu kry­ty­ków, o ści­ska­niu się wiesz­czów, któ­rzy dłu­go roz­dwo­je­ni oko­licz­no­ścia­mi, zbli­ży­li się du­szą na­resz­cie… a któ­rych du­sze były tak bia­łe, jak An­hel­le­go – (1) Li­sty J. Sło­wac­kie­go, t. II., str. 76.

(2) Ar­ty­kuł pod­pia­ny N. O. Uka­zał się w Nr. 8-mym Ty­go­dni­ka Li­te­rac­kie­go pod datą 22-go Lu­te­go 1841 r., str. 60–61. Li­te­ry N. O. nic są do­sta­tecz­nym do­wo­dem, aby przy­pi­sy­wać ar­ty­kuł ten Na­po­le­ono­wi Or­dzie, któ­ry jako świa­dek uczty do­dał­by coś swo­je­go, za­miast po­słu­gi­wać się je­dy­nie li­stem Ja­nusz­kie­wi­cza z 28-go Grud­nia.

(3) Trze­ci Maj 29-go Kwiet­nia 1841 r. Ar­ty­kuł ten Sło­wac­kie­go prze­dru­ko­wał Ore­don­mik Na­uko­wy w nr. 20-tym z dnia 16-go Maja, str. 162–164.

(4) Ibid.

cień idą­cy po Sy­bir­skich je­zio­rach i mia­ła na­wet roz­lać się po sali woń kon­wa­lii i roz­pro­mie­nić się sala ju­trzen­ką, dusz ró­ża­nem świa­tłem (1). Sło­wac­ki w swej iro­nicz­nej wy­ciecz­ce spo­tkał się z J. B. Ostrow­skim, któ­ry, si­ląc się ośmie­szyć owe im­pro­wi­za­cye, pi­sał: "Dano świet­ny wie­czór: szam­pan roz­le­wa­no stru­mie­nia­mi. Nie­chaj wie Pol­ska, że jej sy­nów oży­wia ra­dość. Śród roz­ognie­nia, ode­gra­no śmiesz­ne ko­me­dye. Były łzy, były omdle­nia unie­sień. Nasz pro­fes­sor pił won­no­ści" (2 ). Na twier­dze­nia ko­re­spon­den­ta Ty­go­dni­ka Li­te­rac­kie­go, ja­ko­by w swej im­pro­wi­za­cyi Adam po­wie­dział Ju­liu­szo­wi, że po­etą nie jest (3) tak się od­zy­wa Sło­wac­ki: "Ciesz­my się, bo za­pew­ne o tego Ju­liu­sza nikt dbać nie bę­dzie. A gdy­by po­wie­dzia­no, że owej nocy zi­mo­wej, Adam oskar­żył go o brak ho­no­ru w grze – albo o jaki na­łóg ha­nieb­ny, albo o in­szą rzecz jaką pod­łą – rów­ne­by echo roz­sze­rzy­ło się mię­dzy czy­ta­ją­cy­mi, wiel­kie, nie­za­prze­czo­ne, twar­de, koń­czą­ce się tem: Adam po­wie­dział! O jak­że więc le­piej, że go tyl­ko w oso­bie po­ety za­bi­to!" (4) Ostat­nie sło­wa Sło­wac­kie­go brzmia­ły szy­der­czo-tra­gicz­nie: "A kysz! a kysz! po co przy­cho­dzisz na Dzia­dy? O nie przyj­dzie już wię­cej, przy­się­gam. Nig­dy ka­wał­kiem ser­ca nie bę­dzie was – (1) Trze­ci Maj, 29-go Kwiet­nia 1841 r. Ar­ty­kuł ten Sło­wac­kie­go, prze­dru­ko­wał Orę­dow­nik Na­uko­wy w nr. 20-tym z dnia l6-go Maja str. 162–164.

(2) Nowa Pol­ska, t. IV, od­dział 3 pól-ar­kusz 35 i 36. J. B. Ostrow­ski i o dru­gim wie­czo­rze nie prze­mil­czał: "Nie do­zwo­lo­no wy­zię­bić się sza­lo­wi. Dano nowy, świet­niej­szy wie­czór. Bie­siad­ni­ków przy­ję­ła mu­zy­ka i śpie­wy, Pro­fes­so­ro­wi zło­żo­no srebr­ny pu­har war­tu­ją­cy tyl­ko 1200 fran­ków. Taka nę­dza mie­dzy stron­ni­ka­mi ary­sto­kra­cyi. Taka po­ko­ra za­ło­ży­cie­la Kon­gre­ga­cyi Je­zu­itów. Taka ci­chość i mi­łość ka­to­lic­kiej na­uki poj­mo­wa­nej przez Pana Mic­kie­wi­cza! B. Za­le­ski miał skła­dać pu­har pierw­sze­mu wiesz­czo­wi – cho­ciaż do nich jako wiesz­czów moż­na po­wie­dzieć: de pal­ma sum­mas con­ten­di­te vi­res. B. Za­le­ski miał sła­bość przy­rze­cze­nia tej po­słu­gi, lecz miał do­syć szla­chet­no­ści zła­mać przy­rze­cze­nie", (str. 617).

(3) Ty­go­dnik Li­te­rac­ki, 22-go Lu­te­go 1841.

(4) Trze­ci Maj, 29-go Kwiet­nia 1841.

kar­mił, nig­dy za po­karm dany nie od­bie­rze od was pu­ha­ru na­la­ne­go go­ry­czą i przy­kry­te­go kłam­stwa po­kryw­ką, nig­dy wię­cej, przy­się­gam" (1).

Od­po­wie­dział Sło­wac­kie­mu bar­dzo traf­nie je­den z uczest­ni­ków tej bie­sia­dy, Jan Koź­mian (2) a to z po­wo­du in­nej na­pa­ści Sło­wac­kie­go na Mic­kie­wi­cza. "Nie wi­dzi­my po­trze­by, pi­sał J. Koź­mian, sta­wać w obro­nie wiel­kie­go po­ety, któ­re­go bez­sil­ny gniew nie do­ty­ka. W czy­ich wier­szach całe po­ko­le­nie uczy­ło się szu­kać wy­ra­zu na naj­wznio­ślej­sze uczu­cia, czy­je śpie­wy dziś jesz­cze po­wta­rza wszyst­ko, co cier­pi, wszyst­ko co się spo­dzie­wa w Pol­sce, ten żyje i żyć bę­dzie w hi­sto­ryi. Nie­na­wiść dla au­to­ra Pana Ta­de­usza wrza­ła w Sło­wac­kim od daw­na; gło­śna już dzi­siaj im­pro­wi­za­cya gru­dnio­wa przy­spie­szy­ła tyl­ko jej wy­buch" (3). J. Koź­mian opi­su­je ucztę: "Była tam mu­zy­ka, śpie­wy, była i szcze­ra pol­ska ocho­ta"(4). Wy­wo­ła­ny Sło­wac­ki do im­pro­wi­za­cyi w "wier­szu peł­nym gięt­kich zwro­tów, śmia­łych po­rów­nań i ży­cia, zwy­cięz­cą swo­im wiesz­cza Dzia­dów ogło­sił; prze­bi­ja­ła cza­sem go­rycz i iro­nia w jego stro­fach, ale pięk­ność ich ar­ty­stycz­na ude­rzy­ła słu­cha­czy i kie­dy siadł, wiel­kie dały się sły­szeć okla­ski. Wszak­że w za­do­wo­le­niu ota­cza­ją­ce­go koła zro­zu­miał im­pro­wi­za­tor wię­cej ad­mi­ra­cji jak współ­czu­cia; za szczę­śli­wem idąc na­tchnie­niem, jesz­cze raz do sto­łu wró­cił: "Na ło­dy­dze mego ży­cia, mó­wił do wiesz­cza Dzia­dów, dwa błysz­czą kwia­ty; je­den nie­chę­ci ku to­bie, ten więd­nie i opa­da; dru­gi przy­jaź­ni, ten roz­wi­ja się z pącz­ka. Jak­kol­wiek niz­ko za­kwi­ta, schyl się aby go ze­rwać!" Wieszcz Dzia­dów mil­czał, pa­so­wał się z na­tchnie­niem; po­wstał – (1) Trze­ci Maj 29-go Kwiet­nia 1841 r.

(2) Do au­tor­stwa tego ar­ty­ku­łu przy­zna­je się Koź­mian w li­ście pod datą 7-go Lip­ca 1841 r. do ks. Pio­tra Se­me­nen­ki: "Na­pi­sa­łem zno­wu do Dzien­ni­ka Na­ro­do­we­go ar­ty­kuł o Be­niow­skim ". (Hi­sto­rya Zgro­ma­dze­nia Zmar­twych­wsta­nia Pań­skie­go, na­pi­sał ks. Pa­weł Smo­li­kow­ski C. R" t. II., str. 332 w Kra­ko­wie 1893 r.)

(3) Dzien­nik Na­ro­do­wy nr. l6-ty, str. 59–60.

(4) Ibid.

w koń­cu i w po­waż­nej, dziw­nie pro­stej osno­wie, wzniósł pieśń mi­ło­ści prze­ciw pie­śni współ­za­wod­nic­twa, przy­po­mniał mło­de­mu prze­ciw­ni­ko­wi lata dzie­cin­ne, mó­wił mu dla cze­go lu­dzie za nim nie po­szli, mó­wił i o so­bie, jak nie­raz jesz­cze nie­wia­ry do­zna­je. Skoń­czył jak za­czął: spo­koj­nie i wznio­śle. "Dla po­ety jed­na tyl­ko dro­ga… ztąd (z ser­ca) – przez mi­łość tam – do Boga." Kto był obec­ny tej wspa­nia­łej im­pro­wi­za­cji, nie za­po­mni nig­dy na­tchnio­ne­go ob­li­cza dru­gie­go po­ety, po­waż­nej har­mo­nii jego wier­szy. Nie było tam po­pi­su, nie było wal­ki. Przy koń­cu uści­ska­li się im­pro­wi­za­to­ro­wie: ża­den nie zwy­cię­żył, ża­den nie był zwy­cię­żo­ny. Je­że­li któ­ry z dwóch zwy­cię­żył to ten co czuł wię­cej, co szcze­rzej dłoń dru­gie­go chwy­tał. Tak to zro­zu­mie­li obec­ni" (1). Da­lej czy­ta­my, że je­że­li obec­ni pro­si­li Sło­wac­kie­go o prze­mó­wie­nie w imie­niu wszyst­kich przy wrę­cze­niu pu­ha­ra Ada­mo­wi, to mnie­ma­li czy­nić za­dość jego wła­snym ży­cze­niom. Z J. Koź­mia­na opo­wia­dań wi­dać, że w Sło­wac­kim naj­bar­dziej prze­bi­jał nie­po­kój, co lu­dzie o nim po­wie­dzą: "Z nie­spo­koj­no­ści gwał­tow­niej niż kie­dy daw­niej od­ży­ła nie­chęć. Że jest tak gwał­tow­ny, to dla tego, że sam w sie­bie na­wet wia­ry nie ma. Wo­ła­my do Sło­wac­kie­go: "Kto w nic nie wie­rzy, w tego lu­dzie nie wie­rzą,." Nie­chaj roz­dmu­cha w so­bie iskrę uczu­cia: tyl­ko się ser­cem ser­ca roz­pa­la­ją i niech się uspo­koi: trze­ba po­go­dy we­wnętrz­nej, żeby wiel­kie rze­czy poj­mo­wać i two­rzyć" (2).

Im­pro­wi­za­cye 26-go Grud­nia 1840 r. za­gi­nę­ły. Zgod­ność w opo­wia­da­niach Ja­nusz­kie­wi­cza i Koź­mia­na i w świa­dec­twach tylu uczest­ni­ków bie­sia­dy uwy­dat­nia do­sta­tecz­nie głów­ne rysy tej sce­ny, w któ­rej Ju­liusz sy­pał kwia­ty po­ezyi, Adam zaś wiesz­czył. Sta­ro­żyt­ność zna­ła wal­kę Eschy­le­sa z So­fo­kle­sem… Lecz tam spie­ra­no się o prze­wa­gę gie­niu­szu, gdy na uczcie 26-go Grud­nia za­da­nie było i wyż­sze i tra­icz­niej­sze. Na­ród gi­ną­cy na pusz­czy, do­ma­gał się od – (1) Dzien­nik Na­ro­do­wy nr. 16-ty, str. 59–60.

(2) Ibid… nr. 15-ty, str. 59–60.

po­etów od­kry­cia źró­dła ożyw­cze­go. Sło­wac­ki umiał roz­go­rącz­ko­wać słu­cha­czy, Mic­kie­wicz orzeź­wiał wspoł­wy­gnań­ców mo­ral­nie spra­gnio­nych.

Na wieść o im­pro­wi­za­cyi, Boh­dan Za­le­ski prze­słał Ada­mo­wi wy­raz swych uczuć w tym wier­szu:

Bóg – wszech­mą­dry, wszech­moc­ny, wszyst­ko wie i może,

Nie­ogar­nio­ny, wiecz­ny, pło­dzi z cu­dów cuda:

Od­bi­te w źdźble, w czło­wie­ku – to mi­strzow­stwo Boże,

Wzbu­dzi, z umem i wolą świa­tu wiel­ko­lu­da!

Pa­trz­cie! Mąż za­du­ma­ny, niby sam, w pu­sty­ni!

Łak­nie się roz­wiel­mo­żyć, za­wie­ko­wać w cu­dzie;

In­a­czej czu­je, my­śli, niż po­wsze­dni lu­dzie;

Co uczu­je, wy­my­śli, in­a­czej uczy­ni.

Wtó­rzy mu jeno zda­la po­klask po­spo­li­ty;

Mę­dr­si się po­dzi­wia­ją: a nikt nie do­cie­ka,

Co zna­czą te po lut­ni wsze­la­kie za­szczy­ty?

Na jaki cel – ta­kie­go Pan po­słał czło­wie­ka?

Je­śli pysz­ny, to sza­tan! (Sza­tan był anio­łem:)

Anioł, je­śli przed Bo­giem w proch ko­rzy się czo­łem!

Do dzie­wią­te­go wier­sza Boh­dan do­pi­sał wa­ry­ant:

Klasz­cze mu albo świsz­cze mo­tłoch po­spo­li­ty.

Traf­ność wa­ry­an­tu do­wieść mia­ła uczta 1-go Stycz­nia 1841 r., gdzie się syp­nę­ły nie same okla­ski. Boh­dan nie po­prze­sta­jąc na po­ezyi, ob­ja­wił i pro­zą Ada­mo­wi po­dziw swój, pi­sząc do nie­go 29-go Grud­nia: "Do­bry, dro­gi, ko­cha­ny nasz Ada­mie! Co tu nam z róż­nych stron nie pi­szą o two­jej wspa­nia­łej, świę­tej im­pro­wi­za­cyi! do­praw­dy jak o cu­dzie! Pła­ka­li­śmy oby­dwa z ra­do­ści. Mo­dlim się też, mo­dlim co­dzień, aby ła­ska Pań­ska za­miesz­ka­ła w to­bie nad­łu­go – na­zaw­sze

– i roz­ple­mi­ła ziar­na Boże mi­ło­ści, ładu, któ­ry sie­jesz tam na oko­ło. Od daw­na prze­czu­wam, że ja­kąś wiel­ką zgo­to­wał ci Bóg mis­syą w Pol­sce: głu­che tęt­no – wieść niby o niej

– wciąż roz­brzmie­wa po mem ser­cu. Może czas się do­mię­sza ku cze­muś no­we­mu – pój­dęż, o! pój­dę za tobą. Wy­raź­nie, bo Ada­mie, Duch – ów Duch po­bra­tym­czy (1), po­ło­wicz­ny, – (1) Alu­zya do ustę­pu z li­stu Mic­kie­wi­cza: "Chciał­bym wie­dzieć coś ty wczo­ra ro­bił i co my­ślał? bo mnie się za­wż­dy wi­dzi, że my o któ­rym pi­sa­łeś mi, z tobą jest. Je­że­li go­ścił u mnie, czy we mnie, to na krót­ko, prze­lot­nie, a cho­ciaż bło­go mi było z nim, nie wy­rze­kam wca­le, bo po­wró­cił do wy­bra­ne­go swe­go na­czy­nia. Wie­rzaj mi, jak cie­bie ko­cham, do­bro­wol­nie prze­sta­nę na źdźble, na li­chej odro­bi­nie tego du­cha – by­łeś ty nam był moc­ny – pro­mie­nią­cy – czy­sty."

Rzew­ne to były, szcze­re, roz­czu­la­ją­ce wy­la­nia. Nie prze­wi­dy­wał Boh­dan, że le­d­wo kil­ka mie­się­cy upły­nie a on za Ada­mem nie pój­dzie w no­wym przez nie­go wy­bra­nym kie­run­ku, ale wy­ra­zy tego li­stu wy­ka­zu­ją cze­go ocze­ki­wał po Ada­mie.

Ja­nusz­kie­wicz z za­pa­łem brał się do przy­go­to­wań dru­giej wie­cze­rzy: "Ed­mund (1), pi­sał Ja­nusz­kie­wicz 28-go Grud­nia do swo­jej na­rze­czo­nej, go­tu­je się na pią­tek (1-go Stycz­nia), aby Mic­kie­wi­czo­wi coś za­śpie­wać z Mo­zar­ta. Z Ce­za­rym Pla­te­rem mają śpie­wać: Wi­lia na­szych stru­mie­ni, etc. De­sau­er, kom­po­zy­tor nie­miec­ki, bę­dzie trzy­mać pia­no." Wi­twic­ki pi­sał te­goż sa­me­go dnia do Za­le­skie­go, że Ja­nusz­kie­wicz po­kój ubie­ra w kwia­ty, jed­nę ścia­nę wy­bił, biust Ada­ma, któ­ry bez jego wie­dzy bę­dzie od nie­go przy­wie­zio­ny, opa­szą wień­cem. Szcze­pa­now­ski, któ­re­go gra­nie bar­dzo na Ada­ma wpły­wa, bę­dzie grał." Boh­dan Za­le­ski, za­po­wie­dzia­ny przez Wi­twic­kie­go, osta­tecz­nie nie sta­wił się (2). Boh­da­na głów­nie w po­dob­nych oko­licz­no­ściach wstrzy­my­wa­ła oba­wa, aby od nie­go, wśród okla­sków, nie do­ma­ga­no się im­pro­wi­za­cyi. Muza jego po­trze­bo­wa­ła ci­cho­ści, wszel­ka wrza­wa ją od­stra­sza­ła.

we dwóch tyl­ko jed­ne­go mamy du­cha i że w jed­nym cza­sie, nie mo­żem być po­eta­mi na zie­mi. Bo choć duch jest wiecz­ny, ogra­ni­cza się cza­sem, kie­dy się w nas wcie­la." (Ko­re­spon­den­cya Ada­ma Mic­kie­wi­cza, t. I, str. 230).

–- (1) La­riss.

(2) "Ofia­ro­wa­no mu (Mic­kie­wi­czo­wi), pi­sał 8-go Stycz­nia 1841 r. Boh­dan Za­le­ski do Lu­cja­na Sie­mień­skie­go, wspa­nia­ły pu­har i ja mia­łem go do­rę­czyć, ale przez pierz­chli­wość moję pta­sią i oba­wę nie­za­słu­żo­nej owa­cyi nie chcia­łem je­chać do Pa­ry­ża."

Wie­cze­rzę tę Ja­nusz­kie­wicz tak opi­su­je w li­ście do na­rze­czo­nej pod datą 7-go Stycz­nia 1841 r. "W dzień tedy no­we­go roku było u mnie po­wtór­ne ze­bra­nie mo­ich go­ści, któ­rych mia­łem 25-go Grud­nia. Do daw­nych przy­by­li tyl­ko Za­le­ski (1), Wi­twic­ki, Mie­ro­sław­ski. Go­rec­ki dla ja­kie­goś ka­pry­su, a Kan­ter­bu­ry Ty­mow­ski dla cho­ro­by nie przy­by­li. Tu jed­na rzecz god­na uwa­gi, że mię­dzy Po­la­ka­mi moż­na cza­sem do­cho­wać ta­jem­ni­cy: wszy­scy wie­dzie­li o pu­ha­rze a nikt Ada­mo­wi sło­wa o nim nie rzekł; była więc dlań praw­dzi­wa siur­pry­za.

Sło­wac­ki, imie­niem zgro­ma­dzo­nych, od­da­wał pu­har, któ­rym Mic­kie­wicz wzno­sił to­ast po­dzię­ko­wa­nia i pu­har obie­gał z rąk do rąk przy śpie­wie fi­la­rec­kim:

Z rąk do rąk bierz i chyl

Zwia­stun­kę do­brych chwil.

Po wie­lu to­a­stach p. Fran­ci­szek Grzy­ma­ła wy­stą­pił z wier­szem (2), któ­ry­by wca­le nie był złym, żeby go kto inny wy­po­wie­dział. Na nie­szczę­ście jego wiersz za­czy­nał się od słów:

Oto przed wiesz­czem srebr­ny pu­har stoi – (1) Jó­zef Za­le­ski. Boh­dan nie dał się na­mó­wić i zo­stał na wsi.

(2 ) Oto, we­dług re­ko­pi­smu Grzy­ma­ly, wy­ją­tek z owej im­pro­wi­za­cyi spi­sa­ny przez au­to­ra i ofia­ro­wa­ny na pa­miąt­kę "dzie­ciom Ada­ma."

Stoi przed wiesz­czem pu­har sta­ro­świec­ki

Przy­ja­ciół jego skrom­ny upo­mi­nek,

Ja­kim swych go­ści ura­czal Wie­rzy­nek (*),

Ja­kim tam pi­jał przed laty Czar­niec­ki!

I tu wko­ło wiesz­cza sie­dzą przy­ja­cie­le.

Rzeź­biarz kunsz­tow­nie na pu­har za­miesz­cza

Imio­na dzie­ci gie­niu­szu wiesz­cza;

Zu­chwa­ły za­wrzeć chciał w tak szczu­płej cie­śni

Prze­stwórz wie­ko­wy Mic­kie­wi­cza pie­śni!

Rzeź­biarz na krusz­cu wy­rył ich imio­na

I tu resz­tę echo po­ko­leń do­ko­na.

(*) Wie­rzy­nek, za­moż­ny miesz­cza­nin kra­kow­ski przyj­mo­wał w domu swo­im kil­ku kró­lów przy­by­łych do Kra­ko­wa dla od­wie­dze­nia Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go. (Przy­pi­sek Fran­cisz­ka Grzy­ma­ły).

a wła­śnie go w tej chwi­li wziął ktoś inny, więc po­eta żą­dał pier­wej re­sty­tu­cyi, aby wiersz był zgod­ny z rze­czy­wi­sto­ścią.

Po wie­cze­rzy na dol­nem pię­trze ubra­nem na ten raz w ko­lo­ry na­ro­do­we i w tar­cze uwień­czo­ne lau­rem z na­pi­sa­mi jak na pu­ha­rze, po­szli­śmy na pierw­sze pię­tro do mego miesz­ka­nia i tam kasz­te­lan Pla­ter nowy sze­reg to­a­stów roz­po­czął.

Szlach­ta pol­ska, gdy się pod­ocho­ci, gada wie­le, gada też bez mia­ry. Kasz­te­lan de­kla­mo­wał Odę… do Mło­do­ści, wtem Adam nie dał jej do­koń­czyć i, sta­nąw­szy za for­te­pian, za­wo­łał o pu­har, na­lał go wi­nem, wy­pił z nie­go i im­pro­wi­zo­wać po­czął albo ra­czej pro­ro­ko­wać, bo i sam sie­bie na­zy­wał pro­ro­kiem. Mó­wił dość dłu­go i w koń­cu do­dał prze­po­wied­nię, że Pol­ska bę­dzie, że bę­dzie mia­ła kró­la i swo­ich ka­pła­nów, i swo­ich het­ma­nów, i swo­ich ry­ce­rzy. Ale jak wszyst­kie pro­roc­twa nie ła­two od wszyst­kich by­wa­ją zro­zu­mia­ne od­ra­zu, tak i im­pro­wi­za­cya Ada­ma olśni­ła nasz wzrok i nie umie­li­śmy z nim ra­zem pa­trzeć w przy­szłość.

Mie­ro­sław­ski w swej im­pro­wi­za­cyi wy­zwał Ada­ma, by koń­czył pieśń za­czę­tą, ale Adam wy­mó­wił się zmę­cze­niem, a wy­raz król do róż­nych na­pro­wa­dzał wnio­sków. Kie­dy go Adam wy­mó­wił, Na­bie­lak ode­zwał się: "Nie prze­są­dzaj­my prze­szło­ści!" i tem prze­rwał my­śli Ada­ma. Inni ro­zu­mie­li, że on jest alu­zyą do księ­cia Czar­to­ry­skie­go; in­nym zda­wa­ło się, że w Pol­sce król nie po­trzeb­ny i w tych imie­niu pań Fran­ci­szek Grzy­ma­ła rzekł:

Iskrę po­ezyi uży­czyw­szy z nie­ba,

Wieszcz gór­nie śpie­wał nuty na­tchnio­ne­mi,

Ale rze­ki w koń­cu: kró­la nam po­trze­ba!

A ja wam mó­wie: trze­ba naj­przód zie­mi,

Trze­ba wol­no­ści i po­mo­cy Boga,

By wy­gnać wro­ga.

A gdy już sta­niem u kre­su za­wo­du

Za­py­tać woli na­ro­du.

"Była już trze­cia po pół­no­cy, ro­ze­szli się bie­siad­ni­cy z róż­nem wra­że­niem. Adam rad z pu­ha­ru, po­sta­wił go obok ofia­ro­wa­ne­go mu w Mo­skwie, a ja rad, że tę pa­miąt­kę od ro­da­ków na mój wnio­sek i w mo­jej chat­ce otrzy­mał. Bo­lał bar­dzo, jak to wy­znał przed Za­nem, że mu w jego im­pro­wi­za­cyi prze­szko­dzo­no, bo w owej chwi­li za­rę­cza, iż przy­szłość Pol­ski miał od­kry­tą przed ocza­mi swej du­szy. Otóż kil­ka tych dni prze­ży­li­śmy moż­na po­wie­dzieć gór­nie. Czy ta­kie chwi­le wró­cą kie­dy?"

Koź­mian do­no­sił Kaj­sie­wi­czo­wi, że Mic­kie­wi­czo­wi za wą­tek im­pro­wi­za­cyi słu­żył kie­lich ofiar­ny. "Ład­nie to było, pi­sał, i o Panu Bogu" (1). Wi­twic­kie­go for­mal­nie obu­rzy­ło zna­le­zie­nie się bie­sia­du­ją­cych: "Wiesz, pi­sał 4 Stycz­nia 1841 r. do Boh­da­na Za­le­skie­go, o wie­czo­rze. Adam mó­wił pięk­nie, z Bo­giem i praw­dzi­wem na­tchnie­niem, ale słu­cha­cze wię­cej nie­szczę­ściem mie­li wina w czu­bach niż na­bo­żeń­stwa w du­szach, wresz­cie nie­kar­ne ple­mię pu­ści­ło się na­wet w szem­ra­nie, z wiel­kim moim smut­kiem. Cóż to z nich bę­dzie! już pod pło­ty jak sta­re ple­wy wy­rzu­ce­ni i jesz­cze się sro­żą i pysz­nią, na samo wspo­mnie­nie Ojca w domu zło­ścią się krztu­szą, a stró­że i pa­rob­cy do­mów cu­dzych dep­czą po nich jak po ro­ba­kach! bo szem­ra­nie to ztąd po­szło, że wspo­mniał Adam o kró­lu. Z Ada­mem o tym wie­czo­rze jesz­czem nie ga­dał, cią­gle jest czemś za­ję­ty, obia­da­mi, wie­czo­ra­mi, wi­zy­ta­mi i t.d. O ju­trzej­szej lek­cyi ani my­śli pa­nicz!"

Adam mar­twił się, że go w lo­cie po­etycz­nym po­wstrzy­ma­no, nie do­zwa­la­jąc mu do­trzeć, gdzie wzrok jego się­gał: "Czu­łem się, pi­sał do Skrzy­nec­kie­go, wspo­mi­na­jąc mu w rok póź­niej o tej uczcie, w wiel­kiem pod­nie­sie­niu du­cha i po­wie­dzia­łem im: "że wszy­scy są na złych dro­gach, że ich ro­zu­mo­wa­nia, za­bie­gi nig­dzie nie do­pro­wa­dzą, że je­że­li Bóg zli­tu­je się nad nami., to przy­śle czło­wie­ka, któ­ry bę­dzie dla nas pra­wem ży­wem, któ­re­go sło­wa, czy­ny i gie­sta będą ar­ty­ku­ła­mi. " Nie pa­mię­tam słów po­ezyi, ale ta była ich treść;

–- (1) List z 14-go stycz­nia 1841. (Ks. P. Smo­li­kow­ski. Hi­sto­rya Zgro­ma­dze­nia Zmar­twych­wsta­nia Pań­skie­go w Prze­glą­dzie Pol­skim z Li­sto­pa­da 1892 r.).

za­kli­na­łem, żeby ją pa­mię­ta­li! Wie­lu już za­po­mnia­ło. Zan Ste­fan, kie­dy przy­szedł na­za­jutrz do mnie, po­wie­dział mi ze smut­kiem głę­bo­kim, że gdy­by mi wów­czas nie prze­rwa­no, wiel­ką bym rzecz oznaj­mił, ale już nie by­łem na­za­jutrz w sta­nie pod­nieść się do tej wy­so­ko­ści. Prze­rwa­no mnie wów­czas, jed­ni pro­te­sto­wa­li w imię ro­zu­mu, dru­dzy my­śle­li, że mó­wi­łem o księ­ciu Czar­to­ry­skim, kie­dy wo­ła­łem, że tyl­ko z ta­kie­go męża prze­zna­cze­nia mogą wyjść kró­lo­wie i het­ma­ni" (1 ).

Pierw­szej lek­cyi w Col­le­ge de Fran­ce nikt po­rząd­nie nie spi­sał. Pro­fes­sor wszedł na ka­te­drę, z małą ćwiart­ką pa­pie­ru, na któ­rej była spi­sa­na treść rze­czy (2). Paru przy- – (1) Ko­re­spon­den­cya Ada­ma Mic­kie­wi­cza, t. I, str. 248. Nie­wia­ro­wicz (*) nie wa­hał się roz­pi­sać i o tej im­pro­wi­za­cyi. Ś. p. A. Bier­giel, daw­ny jego przy­ja­ciel, na mar­gi­ne­sach Wspo­mnień Nie­wia­ro­wi­cza po­ro­bił swo­je uwa­gi, któ­re mogą być nie bez po­żyt­ku dla bio­gra­fów Ada­ma. Prze­kre­śliw­szy stron­ni­ce, gdzie Nie­wia­ro­wicz utrzy­mu­je, że Adam zdał się na de­cy­zyą Or­pi­szew­skie­go, czy im­pro­wi­za­cya ma być dru­ko­wa­na czy nie, do­da­jąc, iż sam w 1869 r. wy­ma­wiał Or­pi­szew­skie­mu ja­ko­by on "tak dro­giej pa­miąt­ki nas po­zba­wił," Bier­giel pi­sze: "Dziw­ny upór w fał­szu nie­do­rzecz­nym." Da­lej Bier­giel na mar­gi­ne­sie ustę­pu, w któ­rym Nie­wia­ro­wicz baje o pierw­szem spo­tka­niu się. Ada­ma z To­wiań­skim, no­tu­je: "Opo­wia­da­nie cale fał­szy­we," po­da­jąc jed­nak na jego uspra­wie­dli­wie­nie że "au­tor tego wy­raź­nie nie wie, nie był z nami jesz­czem a szcze­gó­ły, o uzdro­wie­niu pani Ce­li­ny oce­nia jed­nem sło­wem: "fałsz" O uro­jo­nej wi­zy­cie pani Ce­li­ny do księż­ny Czar­to­ry­skiej, Bier­giel mówi: "Bre­dzi Alo­izy." Ale gdy Nie­wia­ro­wicz śmie dru­ko­wać, że Adam przed po­wsta­niem li­sto­pa­do­wem trzy­mał księ­gę pro­roctw wła­snych, że wi­dział te prze­po­wied­nie spi­sa­ne, że sta­no­wi­ły spo­ry ze­szyt, któ­ry Mic­kie­wicz czy­ty­wał jemu nie­kie­dy i wie­lu in­nym, zda­je się, że i La­mar­ti­no­wi, Bier­giel pięt­nu­je te dzi­wo­lą­gi sło­wa­mi: "Bez­czel­ne kłam­stwo."

(2) Kil­ka po­dob­nych no­ta­tek Mic­kie­wicz ka­zał opra­wić na po­cząt­ku eg­zem­pla­rza spi­sa­nych pre­lek­cyj; pierw­szą z nich czy­tel­nik (*) Alo­izy Nie­wia­ro­wicz, uro­dzo­ny na Bia­ło-Rusi, od­był kam­pa­nią 1831 r. jako pod­po­rucz­nik w 1-szym puł­ku kra­ku­sów, przy­stą­pił do koła uczniów To­wiań­skie­go do­pie­ro w 1844 r., do tego roku prze­by­wał prze­waż­nie na pro­win­cyi. Na­pi­sał do Ada­ma list, wsku­tek któ­re­go od­wie­dził go po­eta, po­czem Nie­wia­ro­wicz przy­stą­pił do Koła, ( Rocz­nik pią­ty To­wa­rzy­stwa Li­te­rac­kie­go imie­nia Ada­ma Mic­kie­wi­cza, str. 242). Mic­kie­wicz ja­ciół pro­bo­wa­ło spi­sy­wać jego sło­wa. Nie bar­dzo się im to uda­ło i mu­sie­li po­słu­gi­wać się póź­niej sek­ster­na­mi stu­den­tów fran­cuz­kich bie­glej­szych w po­dob­nej ro­bo­cie. W ta­kich wa­run­kach, spra­woz­da­nia dzien­ni­kar­skie nie mo­gły być do­kład­ne, tem bar­dziej, że zwy­kle pro­fes­so­ro­wie w Col­le­ge de Fran­ce czy­ta­ją, pierw­szą, lek­cyą. Tym spo­so­bem dzien­ni­ka­rze spo­dzie­wa­jąc się otrzy­mać rzecz już go­to­wą, nie za­mó­wi­li ste­no­gra­fów: "Nie wierz, pi­sał Boh­dan Za­le­ski do Sie­mień­skie­go 8-go Stycz­nia 1841 r., fran­cuz­kim żur­na­li­stom, ani na­wet Geo­r­ge Sand, któ­ra pil­nie pod­słu­chu­je Ada­ma i pi­sze ar­ty­kuł do Re­vue des Deux-Mon­des. " Adam sam do­no­sił Za­le­skie­mu 26-go Grud­nia, że "Fran­cu­zi nie­któ­rzy i Mo­ska­le za­my­śla­ją, o ja­kiejś sub­skryp­cyi na ste­no­gra­fów" i że trze­ba "temu prze­szko­dzić" (1). Ale Boh­dan my­lił się przy­pusz­cza­jąc, że to "dla tego naj­bar­dziej, że sam do­pie­ro co roz­po­czy­na etiu­dy sło­wiań­skie. Te­raz idą, wciąż pro­le­go­me­na do li­te­ra­tu­ry, same et­no­gra­ficz­ne lek­cye a po­tem hi­sto­rycz­ne, fi­lo­lo­gicz­ne i do­cią­gnie tak aż do koń­ca roku. " Mic­kie­wicz nie łu­dził się na­dzie­ją, aby lek­cye jego mo­gły ujść dru­ku i na­wet ży­czył so­bie, aby wy­szły, by­le­by po­praw­nie i przez nie­go przej­rza­ne. Od dru­giej lek­cyi za­czę­to spi­sy­wać sta­ran­nie wy­kład jego, prze­ko­na­no się jed­nak, że obejść się bez ste­no­gra­fów nie­po­do­bień­stwo. Dwa głów­ne pi­sma emi- – znaj­dzie w do­dat­ku pod nu­me­rem V. Na tej sa­mej kart­ce Mic­kie­wicz na­pi­sał treść dru­giej lek­cyi i tłu­ma­cze­nie, ale parę przed­mio­tów rzu­co­nych wów­czas na pa­pier do­tknął do­pie­ro w pią­tej lek­cyi, jak też przy­to­czył le­d­wo w dzie­sią­tej lek­cyi prze­kład pie­śni Li­bu­szy.

(1) Ko­re­spon­den­cya Ada­ma Mic­kie­wi­cza, t. I, str. 229.

ce­nił go jako gor­li­we­go wy­znaw­cę na­uki To­wiań­skie­go, mie­sią­ca­mi ca­łe­mi utrzy­my­wał jego ro­dzi­ną. Nie­wia­ro­wicz naj­czę­ściej nie tyl­ko nie od­pła­cał do­brem sło­wem do­zna­nych do­bro­dziejstw, ale uża­lał się to na Ada­ma to na jego żonę, że w nie dość de­li­kat­ny spo­sób przy­cho­dzi­li mu w po­moc. Adam dużo zno­sił od nie­go, z po­wo­du cięż­kiej bie­dy w któ­rej Nie­wia­ro­wicz po­zo­sta­wał. Po ostat­niej prze­sył­ce dlań pie­nięż­nej przez Bier­gie­la przed sa­mym wy­jaz­dem na wschód, Nie­wia­ro­wicz od­pi­sał zwy­kłe­mi na­rze­ka­nia­mi na swo­je po­ło­że­nie. Bier­giel na­pi­sał na ko­per­cie: "List Alo­ize­go Nie­wia­ro­wi­cza, na mój list man­da­tem pocz­to­wym na 200 fran­ków od Ada­ma Mic­kie­wi­cza: ani mu dzię­ku­je ani wy­ra­ża ilo­ści pie­nię­dzy. Po prze­czy­ta­niu Adam po­wie­dział: "Bied­ny! w cią­głem utra­pie­niu." O nie­wia­ro­god­no­ści jego wspo­mnień ob. Ży­wot Ada­ma Mic­kie­wi­cza, t. I, str. 13.

gra­cyj­ne, Trze­ci Maj i Dzien­nik Na­ro­do­wy, je­den już wy­cho­dzą­cy, a dru­gi ma­ją­cy się uka­zać, chcia­ły za­pew­nić so­bie ogła­sza­nie tych pre­lek­cyi Wi­dać z bi­le­ci­ku Ada­ma, pod datą 13-go Stycz­nia do Wła­dy­sła­wa Pla­te­ra, że hra­bia pró­bo­wał Mic­kie­wi­czo­wi na­rzu­cić część kosz­tów wy­na­gro­dze­nia ste­no­gra­fów. Mic­kie­wicz znaj­do­wał dzi­wacz­nem pła­cić z swo­jej kie­sze­ni za przy­spa­rza­nie czy­tel­ni­ków ga­ze­cie Pla­te­ra (1); no­sił się z my­ślą li­to­gra­fo­wa­nia kur­su wła­snym kosz­tem (2) co wy­ko­nał rok póź­niej. Tym­cza­sem Pla­ter i Za­moy­ski dali so­bie radę jak mo­gli. "Wła­dy­sław Za­moy­ski wi­dząc, że spi­sy­wa­nia cząst­ko­we źle idą, na­jął sko­ro­pi­sa Fran­cu­za, a że ten nie mógł dać so­bie rady z pol­skie­mi na­zwi­ska­mi, ka­zał Niedź­wiec­kie­mu prze­zie­rać je przed prze­pi­sa­niem na czy­sto. Od­tąd za­czę­ły się lek­cye prze­cho­wy­wać po­rząd­kiem dat" (3). Ale szcze­gól­niej przy­słu­żył się w tej mie­rze Fe­liks Wrot­now­ski. W li­ście do Boh­da­na Za­le­skie­go z 12-go Stycz­nia po­da­wał myśl ze­bra­nia skład­ki na po­kry­cie kosz­tów wy­daw­nic­twa pre­lek­cyi. Wła­dy­sław Pla­ter zgo­dziw­szy się wziąć kosz­ta te na sie­bie, czę­sto wy­ra­żał oba­wy, że na­tem przed­się­wzię­ciu stra­ci. Osta­tecz­nie obe­szło się bez skład­ki. "Każ­dą ste­no­gra­fią pre­lek­cyi po­ka­zy­wa­no Ada­mo­wi, któ­ry dla da­nia za­rob­ku Fe­lik­so­wi Wrot­now­skie­mu we­zwał go do tłu­ma­cze­nia na ję­zyk pol­ski. Nie­któ­re z tych tłu­ma­czeń Mic­kie­wicz po­pra­wiał" (4).

Mic­kie­wicz mó­wiąc w dru­giej lek­cyi o za­le­wie bar­ba­rzyń­ców, wspa­nia­le opi­sał Mon­go­ła, któ­re­go gło­wa nie­kształt­nie okrą­gła jest niby cię­ża­rem przy­da­nym do utrzy­ma­nia rów­no­wa­gi w pę­dzie. "Zgro­ma­dze­nie, pi­sał dzien­nik Na­ro­do­wość, po­czu­ło tu po­etę i po­wi­ta­ło go szme­rem unie­sie­nia. Było to coś tak wspa­nia­łe­go jak ustęp Fa­ry­sa" (5).

Nie­je­den z tu­ła­czy wkrót­ce otrząsł się z uwiel­bie­nia – (1) Ko­re­spon­den­cya Ada­ma Mic­kie­wi­cza, t. IV, str. 385.

(2) Ibid.

(3) Z no­tat­ki Alek­san­dra Chodź­ki.

(4) Ibid.

(5) Na­ro­do­wość, nr. 29-go Grud­nia 1840.

i po­wró­cił do sta­rych na­wyk­nień umy­sło­wych, do fan­ta­stycz­nych po­są­dzeń i śmiesz­nych wy­ma­gań. Mic­kie­wicz nic nie po­świę­cał chę­ci po­do­ba­nia się pu­blicz­no­ści, wca­le mu nie szło ani o za­ba­wie­nie tych cu­dzo­ziem­ców, co przy­cho­dzi­li na lek­cyą, dla za­bi­cia cza­su, ani o do­go­dze­nie do­brze mu zna­nym sła­bost­kom pew­nych kó­łek emi­gra­cyj­nych. Nie zba­czał z raz wy­tknię­tej so­bie dro­gi, świa­do­my prze­szkód, któ­re mu będą sta­wia­ne. Roz­po­czął kurs w Grud­niu: nie skoń­czył się rok 1840 a już ko­te­rye pol­skie roz­po­czę­ły prze­ciw nie­mu na­pa­ści. Wy­ka­za­nie, że Ta­ta­rzy, ci tę­pi­cie­le wszyst­kich na­ro­dów i wszel­kich swo­bód, umie­li zu­żyt­ko­wać wy­na­laz­ki i po­słu­gi­wać się uczo­ny­mi, ubo­dło tych, któ­rzy pierw­szeń­stwo przy­zna­wa­li środ­kom ma­te­ry­al­nym i lu­dziom fa­cho­wym. Mic­kie­wicz przy­ta­czał, że Ta­ta­rzy w pień wy­ci­na­jąc miesz­kań­ców miast, za­cho­wy­wa­li przy ży­ciu dok­to­rów i in­ży­nie­rów dla usług spo­dzie­wa­nych od tej ka­te­go­ryi osób. Na­ro­do­wość wi­dzia­ła w tem wy­ciecz­kę prze­ciw to­le­ran­cyi (1) . To­le­ran­cyi Mic­kie­wicz nie po­su­wał aż do po­sza­no­wa­nia nie­uc­twa, cia­sno­ty i za­ro­zu­mia­ło­ści mę­dr­ków bru­ko­wych, któ­rzy nie­zmor­do­wa­nie ude­rza­li na nie­go. Ich strza­ły nie mo­gły prze­bić zbroi Mic­kie­wi­cza, pa­da­ły stę­pio­ne: wy­do­by­te z ku­rza­wy, świad­czą, o za­cię­to­ści i zu­chwal­stwie prze­ciw­ni­ków. Gdy sło­wo gło­szo­ne z wy­so­ko­ści ka­te­dry Col­le­ge de Fran­ce wy­wo­ły­wa­ło tyle kry­tyk w pra­sie pol­skiej, Fran­cu­zi przyj­mo­wa­li je z za­pa­łem, po­ru­sza­ło ono ich ser­ca i umy­sły, wstrzą­sa­ło ich su­mie­nie tak, że po­eta An­to­ni De­schamps (2 ) od­zy­wał się do Mic­kie­wi­cza (3):

–- (1) "Kil­ka przy­mó­wek, nie­win­nych zresz­tą, je­śli bez za­mia­ru rzu­co­nych, prze­ciw to­le­ran­cyi (nb… ta­tar­skiej), za­mi­ło­wa­niu prze­my­słu i han­dlu, by­ły­by wła­ści­wiej wy­glą­da­ły w ko­lum­nach de la Mode i de la Ga­zet­te de Fran­ce niż w ustach tak ge­nial­ne­go, tak mi­ło­ścią chrze­ściań­ską oży­wio­ne­go mów­cy, ja­kim jest Mic­kie­wicz" (nr. 29-go Grud­nia 1840 r.).

(2) An­to­ni De­schamps de Sa­int-Amand, uro­dzo­ny 12 Mar­ca 1800, umarł w 1869 r., tłu­macz Dan­te­go, kil­ka pięk­nych po­ezyi po­świę­cił Pol­sce.

(3) Ko­re­spon­den­cya Ada­ma Mic­kie­wi­cza, wyd. 1872 r., t. II, str. 259.

O śpie­wa­ku piel­grzy­mów! niech twe usta wiesz­cze

Gło­szą czem Po­la­ka była i czem jest dziś jesz­cze!

A my, co­śmy wi­dzie­li jak w mę­kach się mio­ta,

I tyl­ko jej jał­muż­na rzu­ci­li garść zło­ta,

Gdy twe sło­wo po­tęż­ne du­szę nam po­chwy­ca,

Mógł że ru­mie­niec wsty­du nie paść nam na lica? (1).

–- (1) Tłu­ma­cze­nie pani Se­we­ry­ny Du­chiń­skiej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: