- W empik go
Żywot Kazimierza Brodzińskiego - ebook
Żywot Kazimierza Brodzińskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 227 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czego nam drogę zachodzi
I o czemsi nowem marzy?
Kiedy się starzał, wołali młodzi:
Czemu on z drogi nie schodzi,
I stare rzeczy nam gwarzy?
On, w starości, jak za młodu,
Pełnił, co kazał duch święty:
Żył, i działał dla narodu,
Jemu, sobie, niepojęty.
BRODZIŃSKI.
URODZENIE I MŁODOŚĆ KAZIMIERZA.
Wieś Królówka… niegdyś należąca do starostwa lipnickiego, dziś do bocheńskiego obwodu, w powabnej rzucona okolicy; ożywia ją szeroki staw, rozległe murawy rzędami lip wysadzone; za nimi pasmo wzgorzv z rozsianemi chatami, gęste sady i chmielniki, które z dala wydaja sie oku jak winnice. Dolinę wyścieła łąka z wzbierająca często rzeczułka przez ktorą; wąskie kładki prowadzą do kościółka na wzgórku, niezmiernie malowniczego, bo najpiękniejsze drzewa ocieniają go. Bliżej stawu, poważny staroświecki wznosił sic dworzec, z narożnikami, jakby przypominał obronny zamek; z włoskim ogrodem o długich grabowych czy bukowych szpalerach, bukszpanowym wirydarzu, jakby na przekór nieregularnym, ale poetycznym widokom sielskiej okolicy. W dworcu tym przy szedł ua świat r. i?9t Kazimierz Brodziński.– Dziecina słaba, wątłej budowy ciała, odjęła rodzicom nadzieje że sic wychowa; tem więcej, gdy miejscowy lekarz przepowiadał zaledwo tydzień życia. Ale coż znaczą przepowiednie, kiedy losy nasze Bóg trzyma! – chłopie chowało się szczęśliwie, skacząc na grobie tego samego lekarza, który po wróżbie uczynionej dziecięciu, sam nieprzeżył tygodnia.
Ojciec Kazimierza trzymał starostwo Lipnickie od hr. Fryderyka Moszyńskiego; Królówka była wioska należącą do starostwa: był to sobie człowiek starej daty: pobożny, uczciwy, miłosierny dla chłopów, lecz nadzwyczaj miękkiego charakteru, dający łatwo sie opanować; z tego też powodu mało dbał o dobro i wychowanie dzieci, których było pięcioro. Po śmierci pierwszej żony, a matki Kazimierza, przeniósł sic do Lipnicy, sławnej urodzeniem błogosławionego Szymona Bernardyna. Tak więc Kazimierz osierocony wcześnie, bo zaledwo pice lat liczył, niezaznał nawet pieszczot łudzonej matki; w późniejszym wieku zostało mu tylko w pamięci wyobrażenie o tej świętej istocie, tęsknota za matczyna pieszczota, a tem samem wyższe jakieś uszanowanie dla każdej kobiety et» była matka,. Piękne to uczucie maluje w jednym ustępie swoich wspomnień:,…!)» znanej matki tęsknimy w całem życiu, jak do ziemi, na której się nasze życie rozwijać zaczęło; o nieznanej marzymy, jak o raju, lub o świecie ubieranym; a nagradzamy ja… sobie, tworząc w myśli jak najdoskonalsze wyobrażenie''''. Chłopie tkliwe, delikatne, potrzebujące pielęgnowania; piersi, gdzieby słyszało uderzeń serca dla siebie, miękkiej dłoni, któraby przytuliła, pogłaskała i łzo otula – ogołocone z tego nieba dziecięcego świata, musiało wyróść nieśmiałe i bojaźliwe do łudzi, bo nieczuło nad soba opieki; smutne, dumające i zamienione w sobie, bo niebyło ani przed kim się poskarżyć, ani o pociechę prosić….. A cóż dopiero jeżeli zamiast istoty tkliwej, berło rządów domowych obejmie sroga, nieczuła na płacz i niedostatek sierot macocha?! Taki to los dotknął młodociane lata Kazimierza. Po śmierci pierwszej żony… ojciec, przeniósłszy sic % Królowki do murowanej Lipnicy, aczkolwiek w podeszłym wieku, postanowił szukać' powtórnej małżonki. Człowiek majętny i uchodzący za gospodarza znalazł ja łatwo. Hyla to panienka młoda, ładna, ale uboga. Skromna i pokorna z początku, prędko wzięła gorę nad słabym starcem, i staią się pysznym aniołem, zamieniając cały (bini… niegdyś tak cichy, w piekło. Własne słowa Kazimierza odmaluje j najwierniej:..W przeciągu kilkunastu lat stała się postrachem, nietylko domu, ale całej wsi i okólnych sąsiadów. Pijaństwo obok najgwałtowniejszych passyj, brak wszelkiej znajomości świata, obok wielomówności; chciwość robienia majątku niego-dziwemi sposoby, obok chęci okazałości, duma na swój ród, od którego była nienawidzona, były to jeszcze lekkie jej niedostatki. Perjody jej wściekłości, które często nadchodziły, wystawiały obraz fury i piekielnej; nikt wtedy, winny czy niewinny, gośc czy parobek, dzieci czy mai, w żadnym zakątku domu niebył bespiecznym. Umiała równie głosem, jak razami zagłuszyć. Sędziwy ojciec uchodził wtenczas w pole śpiewając łacińskie psalmy, myśmy się pod niego tulili. Kryzys takową, zakończało powszechnie bolenie serca, i pleura, w której krzyk na cała wieś sie rozlegał. Plagi, hicie wieśniaków i służących, rzucanie sprzętów za ojcem, pakowanie rzeczy do pojazdów, wcelu porzucenia go niby nazawsze, były to zwykłe dzienne i wieczorne zabawy".
Pod okiem takiej kobiety rozwijały sie pierwsze chwile życia małego Kazia, oraz trzech jego braci i najstarszej siostry, nad którą ojciec tyle miał przecież litości, że ją wysłał do krewnych. Zdawałoby się że wszechwładne panowanie tak okrótnej macochy, mogące złamać nawet meza z dojrzałym charakterem, powinno było wywrzeć wpływ najgorszy na czworo sierot: zaprawie młode ich serca nienawiści jadem, zaszczepić wszystkie złe nałogi i występki, stłumić każde uczucie szlachetne i wzniosłe; słowem, potwory wychować nie ludzi Tymczasem Opatrzność' zrządziła inaczej; zesław szy swoich aniołów-stróży kazała im strzedz sierocych główek, kierować ich krokami po kolczystej i zawiłej drodze życia… słuch ich skłonu do pojmowania jeżli nie głosu świata, bo dla nici ludzkiego głosu prawie niebyło, to głosu jak przemawia do niewinnej duszy z nieba mrngają-
2
rego gwiazdami, z Iak abrylantowanycb rosa „ i. kwiatów ziejących woń, głosu ptaszków śpiewających modlitwę poranna, głosu grzmiącego w obłoku, i głosu serca w pieśni prostego pastuszka. Złe życie łudzi gorszącym staje się przykładem; piękna ziemia, niezepsute dzieło rąk boskich, nikogo zgorszyć niemoże. Pan Bóg oddał sieroty na wychowanie prostej naturze i prostym ludziom jak ona. Na szczęście, jakaż to powabna okolica tej murowanej Lipnicy, jaka z niej uprzejma mistrzyni! Dworek mieszkalny leżał w dolinie otoczonej niewielką rzeczką, która z góry spadając za każdym deszczem wzbierała, a po kamienistem łożu u podnóża gór i skał płynąc, szum wielki wydawała. Chaty rozrzucone na górach między sadami czarujący w jesień dawały widok; ku wschodowi od dworku, była za podwórzem i stawem rozległa łąka, na której mała krynica zarośnięta krzewem i wysokiemi ziołami różnej barwy, była siedliskiem ptastwa i motylów. Młyn wodny za tą łąką, napełniał łoskotem tę cichą dolinę, a rozległe za nim trawniki rzędami wierzb wysadzone, napełniały się mnóstwem dzieci wiejskich, których piszczałki i śpiewanie rozweselały powabna ciszę owego miejsca. Pobok rozciągały sie pasma gór coraz wyższych; a w pogodny ranek wzniesione ku niebu Karpaty, zdawały sie być granicą ziemi. Dziecie, w domu prześladowane, bite, wypychane do izby czeladnej, mogłoż nieprzylgnąć do tych cudów malowanych ręka Stwórcy, kiedy one przytulały je w upały cieniem gęstego krzaku, bawiły gra swych barw, karmiły poziomką lub jerzyną, czasami złotym owocem jabłoni, a zawsze swoboda, tym najdroż szym skarbem cenionym zarówno przez male chlupie, jak starca! Kazimierz od dzieciństwa znał całą wartość sielskiej wolności, używał też jej, używaj swojego świata, jak nigdy potem. Zabrawszy znajomość z wiejskiemi chłopcami, żył z nimi bral brat… już to hasając na małych koniach prowadzonych na paszę w dalekie dąbrowy, już pluszezaj sie czasu gorąca w piaszczystej krynicy, już kiedy głód dojmował (wdomu nikt niemyślała jadły sieroty?} robiąc wyprawy na owocowe sady gdzie dościgłe wiśnie lub gruszki nakarmiły i napoił) go razem. Twardy ten żywot, na wolneu powietrzu, prawdziwie koczowniczy, zahartował wątłe ciało; kto wie, czy przy zwykłych pieszczotach, wygódkach, i chuchaniu z jakiem wychowują się panie ta, byłby wytrzymał dziecinne choroby, i zniósł t) Ie trudów jakie w dalszym ciągu lat swoich przebywał? Ale nauczywszy się zawczasu dosiadać pierwszego lepszego konia złapanego na błoniu, znosić mróz, niepogodę, upał, głód; prześcigać sie do mety: wykonywać ciężkie prace rolnicze, jak: iść za broną, cepem wywijać, łub zgiąć się nad sierpem – nabył siły, czerstwości zdrowia, świeżości myśli, że potem, kiedy przyszły mozolne chwile nauki, zahartowane ciało, niedało się prędko strawić tenui ogniowi ducha, który zwykle tak prędko trawi istoty naznaczone znamieniem poezyi. Niedarmo byłyto najmilsze jego wspomnienia w dojrzałym wieku! kto taki skarbiec uzbierał za młodu, chociaż czucie w nim stępieje, zimny rozsądek weźmie gorę, dość z tej kryjówki zaczerpnąć, aby odmłodnieć i roić po wiosennemu.
Opisując romantyczne położenie wioski Lipnicy, pominąłem jeszcze jedną stronę obrazu; albowiem o kilka staj pokazywało się miasteczko, murowana
Lipnica, z trzema starożytnymi kościołami; droga wiodła do niej wysadzona wierzbami i bliższa ścieżka przez łąkę i cmentarz. W życiu Kazimierza miasteczko to gra nie poślednią role. Obojętny ojciec i surowa macocha, przypomnieli sobie nareszcie że dzieci powinny sie uczye, że sama natura niejest dostateczną mistrzynią: ale z drugiej strony, niekłopocac sio ani o wybor dobrej szkoły i dobrvch nauczycieli, użyli, co było pod ręką. Owóż Lipnica miała swoją szkołę elementarną; do niej wiec posyłano Kazimierza wraz z bratem. Od tej chwili zaczyna się dlań bolesne starcie ze światem i ludźmi; ucieczka w pola i dąbrowy, pożycie z dziećmi wieśniaków, chroniło go od okró-cieństw macochy; teraz i tej swobody pozazdro-sczono sierocie. Gdyby przykre uczęszczanie do szkółki przez ulewy, zaspy śniegowe, z kawałkiem chleba i masła na cały dzień, wynagradzała mu przynajmniej dobrze udzielana nauki, do której miał pociąg, gdyby ją podawała łagodność nauczyciela – bvłobv wszystko mu znośnem: ale darmo! trafił biedak jak mówi przysłowie: z deszczu pod rynnę. Posłuchajmy jak sam kreśli obraz strasznego pedagoga: „miał włosy pudrowane, wystrzyżone zupełnie z przodu, ogromny warkocz i długie, fryzowane loki, które ino uszy zasłaniały. CO przy Spiczastem czole szczególną figurę czyniło, i różniło tego człowieka od wszystkich ludzi, jakich widziałem. Długa, wyszywana kamizelka i surdut po kostki, z klapami przy boku, a od ogromnego warkocza cały w tyle zbielony, przy pedanckim i powolnym chodzie jednał nui od nas dziwne uszanowanie. Ogromne oczy i wargi niezmiernie wypukłe, panowały przeważnie nad nosem szerokim, ona jego mogła być śmierci wyobrażeniem; nosiła zawsze białą suknie ze stanem jak najdłuższym, który jej cienką figurę dziwnie wydatną czynił. Okropny był widok, gdy częste w dzień pogodny na progu siedząc, obcinała brzezinę, a długie rózgi w cebrzyk wodą napełnioin składała.."–Wizerunek len skreślił Brodzińsk prawdziwie con amore, z żywą pamięcią męczenika szkolnego. W tym piekielnym przybytku naul spędził trzy czy cztery lata – i nic się nienauczył prócz cokolwiek czytać i pisać po polsku i po niemiecku:–-bo też o nauk); najmniej szło szanowne nui pedagogowi: rózgi tylko, i wszędzie rózgi! za krucyfiksem, który wisiał' w izbie szkolnej, pozatykano rózgi; w roku rózga, na każdem miejsca rózga, miasto nauki ciągłe chłosty, klęczenie zwyciągnię-teini i spuszczonemi rękami; płacz, jęki, rozlegające się na całe miasteczko, albo tez śmiechy puste i swawole, kiedy nauczyciel pełniący razom urząd pisarza magistratu powołany do jakiej czynności, zostawiał dzieci na wole bożą…. Szczęściem było dla Kazimierza, że mogł z sobą robie co mu się podobało:– wyszedłszy ze szkoły, niemiał potrzeby wracać' do domu… gdzie nikt o niego nio pytał ani sie troszczy!': biegł też bujać z wiejskiemi chłopaki: oprócz zwykłych rozrywek, znalazła sio (am dla niego i nauka, piękniejsza, żywiej obcho dząca serce młode, niż szkolny katechizm po niemiecku którego nierozumiał, a który go zawsze na nieochybne plagi narażał. – Pod jesień, wc asie kopania kartofli zbierali sio pastuchy pod lasem: puściwszy bydło na wygon, rozkładali ognie na cała noc, a poobsiadawszy w koło… jakby koczujące Araby.piekli w gorącym popiele kartofle, dla uprzyjemnienia bankietu i skrócenia długiej nocy, opowiadając sobie bajki o królewnach i królewiczach, zaczarowanych zamkach, dowcipnych figlach djabła, i dowcipniejszym chłopie, który djabła oszukał'…. U-mysł Kazimierza tak poetycznie usposobiony musiał pełnemi piersiami wciągać w siebie te pierwiastki poezyi gminnej, te pierwiastki wszelkiej poezyi, które go potem, gdy wszedł', świat sztucznej poezyi i literatury, pędziły zawsze odmienną drogą, ku odkryciu tych źródeł z których czerstwość i moc bierze narodowy żywioł. –
W ciągu tych niewinnych, wieśniaczych zabaw przeplatanych piosenkami i bajkami, w których szkoła była tylko przykrym rozdzwiękiem psującym pogodną harmonię myśli i uczuć wychowańcy gór, pól i lasów – jakieś niewyraźne pojęcie praktyczność jakaś żądza obrania sobie powołania, zaczęła pukać do duszy młodzieńczej…. Ale jak myśli i uczucia w tym wieku podobne są do tych przelatujących po niebie obłoczków, tak i zachcenia bywają przemienne i fantastyczne. Umysł dziewiczy przyjmuje łatwo wrażenie. Toż i Kazimierz, zabiera przyjaźń z synem jednego garncarza, widzi jak ojciec i syn garnki lepią; i rzemiosło ich, naj kunsztowniejsze z wieśniaczych rzemiosł, zachwyca goj próbuje raz, drugi–talent sic odzywa, i juz pragnie zostać garncarzem; siary wieśniak znalazłszy iak pojętnego ucznia, nieodradza, owszem, mówi mu, z głęboką filozofią prostego rozsądku: lepiej ponoś swobodnie pracować, niż być sierotą u macochy, która cię po śmierci ojca niechybnie z domu wypędzi. –
Usposobienie wyższe, poetyckie, niedało mu za-zapewne przywiązać sic do garncarskiego rzemiosła, w którem tak z razu upodobał sobie; tem więcej, że uległ nowemu wrażeniu silnie porywającemu młodą wyobraźnie, ukazującą mu świat i ludzi w nieznanych rysach i barwach. Czasu zimy… drobna garstka sierót wygnanych z rodzicielskiego domu, zwykle tuliła sie w chacie karbowego, grzejąc zziębnięte członki przy kominkowym ogniu, a serce przy powieściach starca. Karbowy był wysłużonym żołnierzem i rad rosprawiał o pięknych krajach włoskich i francuzkich, gdzie chleb biały jadał i wino pijał; zona zaś jego, niegdyś dworka sługująca u wielkich panów, rozwijała przed nimi życie pałaców, opisując festyny, zabawy, stroje,
3
bogactwa…. Małemu marzycielowi iego też było trzeba, aby ów tajemniczy świat za górami wydał mu się rajem, za którym zaczai tęsknić i przemy-śliwac jakby doń polecić. Rzecz pewna, jak sam wyznaje, gdyby mu w tenczas wpadł był do rąk Telemak, nicby go niewstrzymało od szukania przvgod na szerokim świecie. Szczęściem prócz komeniusza i elementarzy, nie znał innych książek; mimo tego Stał się smutnym, zadumanym, rojąc z powieści starca bistoryję swojej Odyssei. Nieraz wylazłsz) na wysoki dąb, przeglądał widokrąg jak daleko okiem zasiągnąć; w mgle szarzejącej już widział prawie te zamki i pałace, które miały przyjąć i ugościć błędnego paladyna. Z nadchodzącą wiosną – Kazimierz ułożył plan do wycieczki; brat młodszy miał mu towarzyszyć, a stary karbowy być przewodnikiem i Mentorem. Mentor, człek doświadczony, z góry zrobił uwagę, że bez grosza puszczać sic niemożna. Trzeba więc, pieniędzy; ale zkąd icłi wziąść? Mentor dał radę, aby sie dobrali do ojcowskiego sepeta gdzie miedziaki składał, i tam opatrzyli się na drogę. Chłopcy nabrali trzygroszniaków co się zmieściło – Mentor je zabrał, poszedł na jarmark, gdzie hulał i pił przez dwie niedziele. Cała sprawa wydała się i poszła przed sąd ojcowski, który karbowemu natarł uszu… a dzieci skarcił…. Wiemy z pamiątko w Fi*. Karpińskiego, że w dzieciństwie zapalił sic był do życia pustelniczego; chciał osiąśdź gdzie w niedostępnym boiu, zbierać korzonki i żołędź; lub ponieść męczeństwo za wiarę. To samo uczucie owładło Urodzin- skjego. Acz wychowanie jego było zaniedbane, jednak atmosfera religijna ogrzała go. Od najpierwszych lat zwyczajną zabawą dzieci było odprawiać mszę, celebry, mówie kazania, stroić jasełka, śpiewać kolendy i hymny kościelne, tę jedyną znaną im poezyję, ktorą mając tyle wzniosłości, musiała porywać'. Religija obrzędami swemi, silnie wpływała jeszcze na umysiy^ duch przeczenia i mędrkowania nie owiał młodych głów, więc też całą prostotą wiary przywiązywały się do tych poet cznn-chrze-ściańskich ceremonii, które mianowicie w zaciszu wiejskiein… stawały sie ważnym życui wypadkiem, a tem samem celem wzdychań i zabiegów, aby w nich udział otrzymać'. Boże Ciało, Matka Boska zielna, a szczególniej dni Krzyżowe, kied) pro cessvje obchodziły rozrzucone po górach kapliczki; a jeszcze bardziej wilia Bożego Narodzenia pełna cudów, gdy o dwónastej w nocy przemawiać miały wszystkie zwierzęta, gdy siankiem potrząsano stoły i podłogę, wszystkie te uroczystości napełniały młode serce jakąś tajemniczą poezyą, pokazując jako najwyższy cel życia, poświęcenie się służbie bożej. Tą drogą wiary i zbawienia szła ludzkość w wiekach średnich, i z źródła lego czerpała wielkie swoje natchnienia na takie wyprawy do grobu Chrystusa, na takie katedry zdumiewające dziś ogromem i sztuki mistrzostwem. Brodzińskiego młodość spędzona sród prostego wieśniactwa, skąpała się jeszcze w tych religijnych promieniach; wrażenie musiało być silne kiedy umiał je zapielęgnować i w szeregach armii napoleońskiej, i na ławach uczonych niedowiarków stolicy. Na umysł tak usposobiony pierwsze lepsze potrącenie musiało potężny wpływ wywrzeć. Lipnica stawiała mu żywy niejako przykład; wszak w niej urodził się błogosławiony Szymon… który tylą cudami zasłynął; miejsce samo po którem święty chodził, przemawiało tak silnie; a cóż dopiero gdy między staremi szpargały napadł ua
Żywoty śś… polskich! Odtąd krył sie tylko po naj-niedostępniejszych zakątkach, połykając to opisy prac duchownych, dobrowolnych cierpień, męczeństw, cudów. Cuda! i ja chcę robić cuda! wykrzykła nieraz nawałem wrażeń wezbrane serce…. i roiło o klasztornej sukience, o biczowaniu, postach, gorących modłach i o słodkiej śmierci męczeńskiej gdzie w Indyj ach, lub Japonii….
Tymczasem chłopak doszedł lat jedenastu: ojciec mało dbały, przypomniał sobie nareszcie że czas, ab Kazimierz coś więcej umiał, jak to, czego mógł nauczyć professor z harcopem…. Do szkół więc! do Tarnowa! – Pożegnajże rniłe góry! pożegnaj towarzyszy uciech dziecięcych! łąki gdzieś na konikach hasał: cieniste drzewa pod któremiś tyle przemarzył – i tę wolność, której już nigdy niedoznasz… Świat cię woła, ciasny, przewrotny, zmądrzały, posępny, brukowany i błotnisty…
LATA SZKOLNE KAZIMIERZA.
Dziecku, wychowanemu w górach, sród prostoty wieśniaczej, bez wyobrażeń o ludziach i życiu miejskiem, okropnem musiało sie zdawać' io przejście w ten świat zepsucia, brudu, bezowocnej a nudnej nauki, i tych ograniczeń, tak przeciwnych du szy co wybujała na swobodzie. – Tarnów był najbliższem miasteczkiem; ojciec zawiózł go tam wraz z starszym bratem Andrzejem i oddał go do szkół. Na wszystko zimny starzec, trzymając się tylko litery zwyczaju, sądził, że ulżył sumieniowi i dopełnił obowiązku rodzicielskiego kiedy synów do szkół oddał i płacił za jadło i pomieszkanie..Mógł potem z chlubą powiedzieć o sobie: albożem niewychował dzieci?!alboż nieponiósłemtyle fatygi i kosztów? niech tego inny ojciec dokaże!–Okoliczni zaś sąsiedzi podziwiając talenta i piękne przymioty takiego pana Andrzeja, lub Kazimierza, powtarzają chórem: to mi to ojciec! jak pięknie synów wy chował!– Z iakich to pozorów wyrabia się zwykle opinia u ludzi. Kto wie, możeby i starego Brodzińskiego otoczyła opinia takim wieńcem rodzicielskiej miłości, możeby i jemu winszowano pociechy z pana Kazimierza – ale niedoczekał jej, bo też obojętnością swoją nie zarobił na tę szczytną nagrodę. Przywiózłszy synów do Tarnowa, oddał ich w ręce pierwsze lepsze co się nawinęły; ma sic rozumieć za tanie pieniądze. Była to naprzód jakaś wdowa, podupadła, ograniczona, a pyszna z swego nulu szlachcianka, chełpiąca się jakoby pochodziła z domu xiążąt Spicimirów. Synowie jej równąż napojeni duma, zwietrzywszy, że szlachectwo Brodzińskich było cokolwiek podejrzane, ciągłemi dokuczali im przymówki; co więcej, rospuścili to w szkole, a namówiwszy sobie partje dopominali się publicznie, aby do dodawane do ich nazwiska w katalogu, wymazanem zostało. Prześladowani tak dotkliwie, z całą uporczywością rospusty studenckiej, chronili się oba z bratem za miasto, w odludne pola, gdzie przynajmniej w obliczu cudów bożego świata, nikt im nie śmiał wyrzucać, że się urodzili bez herbu.