- W empik go
Żywot św. Antoniego z Padwy - ebook
Żywot św. Antoniego z Padwy - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 293 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ŚW. ANTONIEGO 2 PADWY
NAPISAŁ
KS. EUZEBIUSZ STATECZNY
Zakonu Braci Mniejszych.
BYTOM G-S.
Czcionkami „Katolika”-, spółki wyd. z ogr. odpow.
1909.
Nihil obstat.
Poznań, dnią 13-go lipca 1909 r.
Ks. Hozakowski.
Wolno drukować. Konsystorz Jeneralny Administratorski.
Ks. Echaust.
Poznań, dnia 14-go lipca 1909 r.
Niniejszem pozwalamy drukować książkę przez nas przejrzaną o tytule: Żywot św. Antoniego z Padwy, którą ułożył ks. Euzebiusz Stateczny, lektor geneialny i jubilat św. Teologii naszego Zakonu Braci Mniejszych, odnośnie do zezwolenia Najprzew. Ordynaryatu. Równocześnie śmiemy rzeczoną książkę i braciom naszym i ludowi naszemu dla obroku duchowego gorąco polecić.
Osieczna w Ks. Poznańskiem dnia 13-go czerwca 1909.
O. Anastazy Sprenga Kom… gen.
I.
MŁODOŚĆ.
(1195-1210.)
Treść: Portugallia i Cudotwórca Padewski. – Urodzenie Świętego i jego rodzina. – Jego pierwsze nauki w szkole katedralnej.
Powiedziano słusznie, że chcąc dobrze poznać danego człowieka i wytworzyć sobie prawdziwy sąd o jego charakterze i życiu wewnętrznem i misyi, trzeba przedewszystkiem poznać ziemię, w której się urodził.
Tę zasadę powinno się także do świętych zastosować, jeżeli się o nich pisze lub mówi.
Przykładu nie szukajmy daleko. Kto nie widział śmiejących się dolin Umbryi, kto myślą nie przebiegł Włoch średniowiecznych z ich namiętnościami i zachwytami i bolami i pragnieniami ludowemi, ten nie potrafi w całej promieniejącej piękności wywołać w swej duszy słodkiej i ujmującej postaci Biedaczka ż Asyżu: św. Franciszka.
Tak samo ze św. Antonim. On, któremu kościół od siedmiu wieków nadaje zaszczytny przydomek Cudotwórcy, naokoło którego czoła wiją sztuki piękne wieniec wielkości i cudowności, on także pojęty być może w swej uroczej postaci tylko na tle tego szlachetnego i bohaterskiego narodu, śród którego się narodził i którego był nieodrodnym chwalebnym synem.
Portugallia, pełna siły i męstwa, zasiadła po złożeniu ślubu wiary w dzień 25-go lipca 1139 roku na polu bitwy śród narodów Europy. Pierwszym jej czynem było podnieść berło i zabłysnąć szablą dokonującej cudów waleczności przed wzrokiem Maurów wżerających się coraz głębiej w Europę. Następnie zdobyła się Portugallia na akt heroicznej pokory ożenionej z niepospolitem jasnowidzeniem politycznem: poddała się stolicy rzymskiej i z rąk jej pasterza najwyższego otrzymała sankcyę swej powagi. W końcu zespoliła się z radą i przewodnictwem całego episkopatu swojego i z nim razem osnuła prawodawstwo godne narodu powołanego do wielkich przedsięwzięć.
Tego ducha – odnowiciela i podania unoszącego się nad kolebką królestwa portugalskiego był Antoni z Lisbony jasnem objawieniem.
Bowiem pomiędzy licznymi i kosztownymi darami, którymi go ręka Boża obsypała, posiadał on ową wiarę niezłomną poruszającą góry i zatapiającą świat w morzu cudów. Że nie było inaczej, dowodzi ta chwila uroczysta, w której rozkochany w samotności i rozmyślaniu opuszcza pałac ojcowski, aby się ukryć pod białym płaszczem kanoników regularnych św. Augustyna i aby się później zaciągnąć pod chorągiew ubóstwa pokutnika serafickiego z Asyżu. Że nie było inaczej, dowodzi cnota cudotwórcza, którą rozpoczyna i kończy swój pochód tryumfalny jako apostoł, rozsiewając na wszystkich nieszczęśliwych perły rezygnacyi chrześciańskiej i błogosławieństwo miłości. Ze nie było inaczej, dowodzą zachwyty i uniesienia jego przepięknej duszy, przez których przejrzystą taflę oglądał blaski raju niebieskiego. Że tak właśnie a nie inaczej było, dowodzi jego mocne przywiązanie do kościoła i papiestwa, których prawa nietykalne zawsze mężnie bronił.
Jak pierwsi bohaterowie jego ojczyzny tak i Antoni posiadał duszę gorącą wojowniczą. I on marzył o broni i o legionach, ale o wojskach pokoju Chrystusa, które nie upokarzają, lecz podnoszą; które się nie podnoszą na stosach trupów, nie rozlewają krwi; nie biorą życia, ale je dają.
Pod cieniem wielkiej chorągwi apostolstwa wzniecił nieubłaganą wojnę przeciw występkowi i zepsuciu i błędowi i tyranii. Gdy podniósł głos, jego słowo było ogniem – niszczycielem, mieczem godzącym w serce. Gdy nauczał tłum, jego nauka płynęła słodko namaszczona jak pieśń modlitewna, a – równocześnie nieugięta jak młot, który rozwala, miażdży. A gdy w imię swobody i sumienia jawił się przed srogimi tyranami, ci jakby głosem samego Boga skruszeni i przerażeni chowali się, drżąc z bojaźni, w najciemniejszych zakątkach swoich zam-czysków.
Wrogiem otwartym butnego cezaryanizmu, był tem samem najgorliwszym opiekunem ludu uciśnionego. Nikt jak on nie umiał występować przeciwko tyranom feodalnym, przeciw skąpcom, lichwiarzom nienasyconym i żydom nielitośnym, przeciw Katarom i Patarenom. Smagał płomiennemi słowy ich srogość i zbrodnie z ambon, na rynkach publicznych, w pałacach komun i na błoniach i polach otwartych.
Lecz Portugallia była krajem nie tylko bitnych rycerzy, ale także narodem nieustraszonych odkrywców. Od samych zawiązków monarchji pływały wspaniałe okręty portugalskie po wszystkich morzach. Położona naprzeciw oceanowi tajemniczemu i nieskończonemu zdaje się jakby Portugallia wciąż żyła pod jego potężnym urokiem. Ztąd żeglarze portugalscy czuli zawsze potrzebę badania nowych mórz, odkrywania nowych ziem i zdobywania wysp i krajów nieznanych dla krzyża.
Tego ducha narodowego był święty Antoni prawdziwem uosobieniem. Jego serce poruszone miłością świętą budzi się, rozszerza, obejmuje iświat i gwiazdy i Boga. Z gorącością bohatera puszcza się w ślad za pierwszymi męczennikami franciszkańskimi do Afryki ciemnej, tajemniczej, śniąc o mieczach, o blaskach zapalonych stosów, o szubienicach. Lecz zawiedziony w ideałach i zmuszony wrócić do Europy przebiega Włochy, przechodzi przez Alpy, zjawia się pod niebem Francyi, znowu wraca do Włoch, wszędzie i zawsze walcząc za prawdę, sprawiedliwość, prawo, wolność.
Portugallia była także krajem teologii i prawdziwej wiary. Jej wspaniałe opactwa i olbrzymie klasztory były siedzibą wiedzy i cnoty. Doktorowie, biskupi i zakonnicy jej byli czujnymi stróżami czystości i całości dogmatu chrześciańskiego.
Św. Antoni odziedzieczył te szlachetne tradycye. Był teologiem i doktorem. Pod cieniem szkoły i katedry Lisbońskiej i w obszernych gmachach klasztornych św. Wincentego i Koimbry posiadł tę wiedzę głęboką, która mu u Grzegorza IX wyjednała przydomek: arka zakonu.
Tyle o ziemi i o narodzie, które Cudotwórcę zrodziły. A teraz już tylko o nim. –
Grecy, snując rozkoszne sny, umieścili w Portugallii swoje pola elizejskie, a Rzymianie i nazywali ją wprost krajem szczęśliwości. Lecz jeżeli za owych czasów te określenia uchodziły ża przenośnie, to dzisiaj posiadły znamię prawdziwości od historyi; albowiem Lisbona jest ojczyzną najpopularniejszego świętego śródświę.
tych: św. Antoniego nazwanego z Padwy, ponieważ w Padwie zamknął oczy.
W Lisbonie tedy śród cichego wesela aniołów i czystej radości rodziców ujrzał światło dzienne chwalebny nasz Cudotwórca.
Było to w roku 1195.
Bodzice jego sprawiedliwi u Boga i nienaganni uprosili kilka dni po urodzeniu dzieciątka, aby przy chrzcie świętym imię jego było Fernando. A jego kolebkę otoczyli odtąd bezustannie ową rozwiewną ale niemniej przenikliwą i trwałą wonnością wytwornych i słodkich obyczajów, które dojrzały mąż zachował przez całe życie i które stanowiły ozdobę właściwą jego tylko świętości. –
Pobożni rodzice, widząc, jak z rozwojem lat rozwijają się także przymioty duszy i ciała maleńkiego Fernanda, postanowili dać mu wychowanie szkolne odpowiedne ich stanowi szlachetnemu i pochodzeniu znakomitemu. Mieszkali w pałacu przytykającym bezpośrednio do wspaniałej katedry lisbońskiej poświęconej czci Bogarodzicy. Nie potrzebowalii tedy oglądać się daleko za szkołą.
Bowiem pod ów czas każda katedra miała swoją szkołę uczęszczaną przez dzieci tych rodzin, które taką szkołę swem zaufaniem darzyły. Właśnie pod ów czas byli też i kanonicy katedry lisbońskiej otwarli szkołę, która wnet zasłynęła daleko szeroko. Bez wahania tedy oddali rodzice do szkoły katedralnej –
niby po naszemu do instytutu szlacheckiego_
maluśkiego ale już raźno podskakującego czteroletniego Fernanda. Zanadto atoli rodzice malca kochali, aby w zakładzie nietylko się uczył, ale także mieszkał, dodając do nauki elementarnej służbę do mszy i krzątanie się żwawe w czasie obrządków kościelnych; jest bowiem prawdopodobnem, że rodzice po kilkogodzinnej nauce dziennej w katedralnej szkole woleli go pieścić w domu i sami zaprawiać go w tem, co jest miłem Bogu i ludziom.
I pod ożywczym promieniem tych dwóch słońc: kościoła i rodziny jęła się ta pięcioletnia latorośl portugalska przedziwnie rozwijać.
II.
Kanonik regularny.
(1210 – 1220.)
Treść: Młodość niepokalana Antoniego. – Jego wstąpienie do kanoników Regularnych św. Augustyna. – Z Lisbony do Koimbry.- Jego kapłaństwo
Lata płynęły, a lilia portugalska rozwijała się cudownie na grzędzie łona rodzinnego i szkoły katedralnej. Aż też upłynęło piętnaście złotych słońc; tych lat, w których się otwiera widnokrąg życia, złoci się światłem rozstrzęsio-nem i snami o wielkości i chwale; ale w których równocześnie serce poczyna drżeć lubieżnie i odczuwać napływ kiełkujących wrodzonych namiętności ludzkich.
A czy Lisbona nie jest zdolna obudzić najgłębiej śpiących namiętności, niechaj powie, kto ją raz w życiu widział.
Toż to syrena rozsiadła w swych ponętach rozkosznych obiecujących nad brzegami Tagu wlewającego się tuż u jej stóp w przewracające się wody Altantyku. Siedząca na wzgórzach pod słouecznem niebem, żywiona tysiącem wonności roślinności szalejącej, pani tajemniczego bezkresnego oceanu, broniona cu-downem położeniem strategicznem i portem bajecznym, będącym istnemi wrotami całegoświata, mogła dać Fernandowi, czego tylko jego młodociane serce zapragnąć było w stanie.
I istotnie miasto i społeczeństwo namiętne ze swemi obietnicami pożądliwemi zaczęło roztaczać swoje pajęczyny ułudne naokoło tego młodziana pięknego i bogatego.
Nastał czas, w którym Fernando słyszał ciągle głos słodki soczysty wołający nań nieprzeparcie: Pójdź! połącz się z duszami naszych wesołych towarzystw, z radosnemi pieśniami miłości, nim róże młodości zblakną i znikną z twoich cudnych lic Pójdź!
Majak to był potężny, pokusa zatrważająca, która stanowić mogła o jego przyszłości.
I stanowiła; albowiem ani chwili się nie zawahał dzielny Fernando. Zwycięstwo było zupełne. Z tą samą mocą, z jaką nań podszept wołał: Pójdź! z tą samą siłą go odparł młodzieniec podobny do doświadczonego żołnierza: Odejdź! I odeszła pokusa. Odeszła na zawsze, skoro przez całe swoje życie nie zmrużył nigdy oka wobec dusznego wroga, ni-zboczył sercem i umysłem ze ścieżki przykazania pańskiego.
Ale też w tym młodzieńcu zlewały się przedziwnie dary Boże i dary natury. Skrzywdzilibyśmy starożytność, gdybyśmy własnem a nie jego biografów pierwotnych piórem kreślili wewnętrzny wizerunek: Obdarzony usposobieniem łagodnem i ujmującem zaczął od samego zarania stronić od zabaw hucznych i przyjemności ułudnych, którym się chciwie oddawali jego ro wien niey. Wierny naśladowca przykładów budujących swoich czcigodnych rodziców przychodził z pomocą i jałmużną ubogim podawaną. Uczęszczał gorliwie do klasztorów i do domu Bożego, słuchając tam z niezwykłą uwagą słowa Bożego, które zachowywał pilnie w przybytku swojego serca.
Nie należy mniemać, że ta pokusa zwyciężona tak mężnie przezeń była tylko chwilowym przelotnym nastrojem. Nie wielkieby to było zwycięstwo. Nie. Całą osobę Fernanda otoczył ognisty długotrwały płaszcz chuci. W tem się zgadzają wszyscy jego biografowie, jak również wszyscy sławią jednogłośnie jego męstwo: Żył czysty i gorzał tylko tem pragnieniem, aby się Bogu podobać; pragnął być uczestnikiem wymownym powiedzenia mędrca: A byłem dziecięciem dowcipnem i dostała mi się dusza dobra. A gdym był jeszcze lepszym, przyszedłem do ciała niepokalanego.
Złote słowa! Ileż obroku duchowego kryją one dla nas; dla nas, dla których zwycięstwo nad najmniejszą namiętnością jest takie trudne.
Lecz owa lilia kwitnąca na grzędzie portugalskiej nie mogta pozostać długo na pustyni świata. Możeby była uschnęła. Zresztą sam Fernando nie byłby się mogł oprzeć zarysom opatrzności.
A opatrzność chciała w nim mieć świętego od cudów. –
Każdy człowiek ma swoje krytyczne chwile. Lecz istnieje także w ciągu życia chwila jedyna, która rozstrzyga o całym losie; ta chwila uchwycona w czas słowem: stój! prowadzi do wielkości, pogardzona wtrąca w nicość. Jestto tak zwane powołanie.
Ta ważna rozstrzygająca chwila przybliżyła się i do Fernanda: albo Cudotwórca albo nicość!
Ale tę nicość on był już poznał; bo nie napróżno odwiedzał Pana w świątyniach i rozmyślał i wiódł żywot niepokalany. Poznał nicość świata i ruinę, do której jego obietnice prowadzą. I widząc przepaść przeraźliwą, do której spadają dusze świata, zadrżał, cofnął się ze wstrętem, iść tym szlakiem do przepaści nie mogł, nie chciał.
Postanowił porzucić świat.
Dla takiej duszy jak Fernando nie mogła istnieć rzecz przyjemniejsza i piękniejsza nad życie zakonne. Żyć zdala od wszelkiego złego, jednoczyć się ciągle z Bogiem za pomocą modlitwy, być otoczonym braćmi, podnosić myśl do kontemplacyi mistycznych, służyć ojczyźnie, uszczęśliwiać, aby samemu być szczęśliwym… czyż to nie życie podbić mogące każdą duszę a cóż dopiero duszę Fernanda!
Nie daleko od Lisbony trochę na Wschód podnosił się majestatycznie klasztor św. Wincentego Kanoników regularnych od św. Augustyna, wzniesiony w r. 1147 przez Alfonsa I na podziękowanie za odebranie Maurom Lisbony. Tę pustelnię właśnie wybrał: sobie młodzieniec w piętnastym roku swojego życia, aby umrzeć światu, a źyć Chrystusowi na ołtarzu umartwienia i pokuty chrześciańskiej.
Może niejeden z tych, którzy się o postanowieniu Fernanda dowiedzieli, poczytał go za obłąkanego; bo jakżeż młodzieniec szlachetny bogaty, któremu się otwierał świat cały, mogł się zamknąć w murach i zaprzeć siebie samego! Może niejeden bolał nad nim, skoro mogł zasłynąć w społeczeństwie i pozostawić po sobie chwalebne imię w Lisbonie, w Portugallii a może w świecie całym!
Tak. Co świat poczytywał za wzgardę, to się dla Fernanda przemieniło w źródło chwały nieśmiertelnej i otoczyło go podwójnym wieńcem; bo świat sam go powitał apostołem wieku XIII, a niebo go umieściło w szeregach błogosławionych. Podwójna chwała, którejby z pewnością nie był osiągnął, żyjąc śródświata. Wszelako dwa tylko lata pozostał Fernando w klasztorze św. Wincentego. Wyżej szybowała jego spragniona dusza. –
Bliskość Lisbony niepokoiła go. Prześladowała go miłość krewnych i przyjaciół, którzy odwiedzając go często, przynosili ze sobą niepokój świata i odrywali go od słodyczy i zachwytów bożych. Bojąc się niebezpieczeństwa z tej strony grożącego, zamierzył opuścić ziemię rodzinną i przenieść się do innego klasztoru tej samej reguły. Pozwolono mu, choć z trudnością, bo go dla jego wdzięku i świętości kochali wszyscy bardzo.
Pewnego dnia roku 1212 znalazł się Fernando nad cudnym brzegiem Mondega. Zapukał młodzieniaszek do bramy potężnego opactwa św. Krzyża w Koimbrze, w którego ciemnych grotach i sklepieniach przelatywał duch królewskich przodków i fundatorów leżących tam kamiennym snem.
Zmienił miejsce pobytu, nie zmienił sposobu' życia. Znalazłszy spokój, którego nie było w mieście rodzinnem, poświęcił się z wzrastającą gorliwością świątobliwości i naukom. Pobyt jego w klasztorze królewskim św. Krzyża, w którym się kształcili przyszli mistrze sławnego uniwersytetu w Koimbrze, przedstawia się jak jednolita wstęga utkana z dwóch złotych pasm: z modlitwy i nauki.
Niechaj dalej opowiada biograt Fernandom współczesny: Ponieważ według powiedzenia świętego nie tyle chwalebną jest rzeczą być w Jerozolimie, ile raczej tamże żyć święcie, więc i Fernando okazał się wkrótce tak wzorowy, że dla wszystkich było jasnem, iż tylko w tym celu szukał innego klasztoru, aby się łacniej wzbić na szczyt mistycznej drabiny doskonałości. Drżący ze wzruszenia na wszystko, co przypominało krzyż i Ukrzyżowanego, pragnął pogłębić polotem swojego bystrego umysłu tajemnice krzyża, zaprzepaścił się w ich rozmyślaniu.
Jego zajęciem ćiągłem – pisze dalej biograf jeszcze wiarogodniejszy naoczny – było rozmyślanie o rzeczach niebieskich i ni dniem ni nocą nie zaprzestał według możności modlitwy i nauki. Jego umysł z natury potężny mężniał przez to ćwiczenie się i stawał się niepowszednim. Czytając historyę, wzmacniał swoją wiarę; pogłębiając zdania Pisma świętego, otaczał się ogniem miłości Boga i cnoty, zabezpieczał się od powiewów nacierających błędów i budował gmach swojej przyszłej wiedzy; co zaś przeczytał i przemedytował, to pozostało na zawsze w jego pamięci tak trwałej, że wkrótce płynęła z ust Fernanda tak szczególna uczoność, która wszystkich zdumiewała, bo się rozlewała jak z ust mędrca i proroka.