Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Żywoty arcybiskupów gnieźnieńskich, prymasów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, od Wilibalda do Andrzeja Olszowskiego włącznie. Tom 4 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żywoty arcybiskupów gnieźnieńskich, prymasów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, od Wilibalda do Andrzeja Olszowskiego włącznie. Tom 4 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 422 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JAN WĘ­ŻYK.

Rzad­kie w owych cza­sach spo­tka­ło szczę­ście zie­mię Sie­radz­ką, że wie­lu z ro­do­wi­tych zie­mi lej miesz­kań­ców za­sia­da­ło krze­sła Se­na­tor­skie, tak ze sta­nu du­chow­ne­go, jak świec­kie­go, któ­rych po imie­niu wy­li­cza w pięk­nie i ucze­nie na­pi­sa­nym wier­szu: Sie­radź try­um­fu­ją­cy (Se­ra­dia tra­be­ata) Se­we­ryn Kar­wat Zgro­ma­dze­nia Je­zu­so­we­go, bie­gły w na­ukach du­chow­nych i świec­kich, Spo­wied­nik Kró­lew­ski. Pierw­sze po­mię­dzy nimi zaj­mu­je miej­sce Jan Wę­żyk, w upły­nio­nym wie­ku z ro­dzi­ców Hie­ro­ni­ma i Do­ro­ty z Oto­ka Za­le­skiej zro­dzo­ny. Brać­mi stry­jecz­ne­mi Wę­ży­ko­wej byli: Re­mi­gjusz Kasz­te­lan Łę­czyc­ki Re­fe­ren­darz Ko­ron­ny, któ­re­go na­gro­bek znaj­du­je się w Kol­le­gja­cie War­szaw­skiej, Ale­xan­der toż Re­fe­ren­darz Ko­ron­ny i Sta­ni­sław Sę­dzia Sie­radz­ki Za­le­scy bie­gli w pra­wie kra­jo­wem. Po ode­bra­niu po­cząt­ko­we­go wy­cho­wa­nia w domu, ro­dzi­ce nie szczę­dząc kosz­tu, wy­sła­li mło­de­go Jana na na­uki do sław­nej pod­ów­czas szko­ły Je­zu­ic­kiej w Ka­li­szu, póź­niej do Kra­ko­wa, tych od­daw­na kwit­ną­cych Aten Pol­skich, na­osta­tek do Włoch dla na­by­cia za­gra­nicz­ne­go po­lo­ni. Ko­rzyst­nie ob­ró­cił on czas ten na na­by­cie nauk teo­lo­gicz­nych, praw­nych, a na­wet me­dycz­nych. W Rzy­mie siedm lat spę­dził, gdzie nie­mniej sta­rał się o na­by­cie na­uki jak po­boż­no­ści. Żył tam w przy­jaź­nych sto­sun­kach z mę­żem rzad­kiej świą­to­bli­wo­ści Fi­li­pem Ner­ju­szem fun­da­to­rem Zgro­ma­dze­nia Ora­tor­ji, i od nie­go prze­jął się du­chem po­boż­no­ści, któ­rym tchnął do koń­ca ży­cia swo­je­go. Na­byw­szy w Rzy­mie więk­sze­go po­lo­nii świa­tła, po po­wró­cie do Pol­ski, chciał je ob­ró­cić na ko­rzyść kra­ju. Z domu ro­dzi­ciel­skie­go udał się tedy do War­sza­wy, i gdy prze­jeż­dżał przez ma­jęt­ność Ar­cy­bi­sku­pią Ro­goź­no, le­żą­cą w klu­czu Chro­śliń­skim, za­trzy­mał się w domu jed­ne­go wie­śnia­ka dla wzię­cia po­sił­ku, i w po­ufa­łej z nim roz­mo­wie usły­szał od nie­go pro­ro­cze wy­ra­zy, "i ty kie­dyś bę­dziesz Ar­cy­bi­sku­pem." W żart to ob­ró­cił na­ów­czas Wę­żyk, nie spo­dzie­wa­jąc się nig­dy, żeby sło­wa pro­ste­go wie­śnia­ka mo­gły kie­dyś sku­tek otrzy­mać. Lecz póź­niej wy­nie­sio­ny na Ar­cy­bi­sku­pią ka­te­drę tro­skli­wie wy­ba­dy­wał się, aza­li żyje po­mie­nio­ny wie­śniak, i gdy mu do­nie­sio­no że żyje, przy­zwa­ne­go do sie­bie hoj­nie ob­da­rzył i od wszel­kich ro­bót uwol­nił. Sły­sza­łem tę anek­do­tę od wie­lu osób, a szcze­gól­niej od Ale­xan­dra Siel­skie­go Kasz­te­la­na Gnieź­nień­skie­go, czło­wie­ka nie­po­spo­li­tej pra­wo­ści, i dla tego nie wa­ha­łem się przy­to­czyć ją tu­taj. Po przy­by­ciu do War­sza­wy zy­skał wzglę­dy Jana Tar­now­skie­go na­ów­czas Bi­sku­pa Wła­dy­sła­wow­skie­go. Za­chę­cił go Tar­now­ski, aże­by wstą­pił do sta­nu du­chow­ne­go i po­le­cał mu do za­ła­twie­nia in­te­res­sa, któ­re póź­niej mo­gły mu otwo­rzyć dro­gę do dal­szych za­szczy­tów. Sta­ni­sław Łu­bień­ski w uwa­gach swo­ich o na­le­ży­tem speł­nia­niu urzę­du Bi­sku­pie­go, wpro­wa­wa­dza­jąc Ma­cie­ja Pstro­koń­skie­go Bi­sku­pa na­ów­czas Prze­my­śl­skie­go, roz­ma­wia­ją­ce­go z Łu­bień­skie­mi, na­stęp­nie o Wę­ży­ku po­wia­da: "Po­chwa­lam bar­dzo, że nasz Jan Wę­żyk, z któ­rym wy nie tyl­ko je­ste­ście wspól­ne­go po­cho­dze­nia z zie­mi Sie­radz­kiej, ale ra­zem w szko­łach na­uki po­bie­ra­li­ście, nie śpie­szy się do dwo­ru, lecz woli zo­sta­wać przy boku Tar­now­skie­go, Bi­sku­pa Wła­dy­sła­wow­skie­go; sta­wa w jego obro­nie po są­dach i po­ma­ga mu w pi­sa­niu li­stów. Cha­rak­ter jego bar­dzo mi się po­do­ba; mało mó­wią­cy; lecz sko­ro się ode­zwie, lubo nie­co za­ją­kli­wy, co na­le­ży przy­pi­sać ra­czej mło­do­ści, ni­że­li wa­dzie przy­ro­dzo­nej, ła­two do­strzedz jego zdro­wy sąd o rze­czach, grun­tow­ną na­ukę, zna­jo­mość pra­wa Bo­skie­go i ludz­kie­go. Sło­wem, on bę­dzie nie tyl­ko kie­dyś wie­le zna­czą­cym na dwo­rze, ale zaj­mie bez wąt­pie­nia ten sto­pień, na któ­rym do­pie­ro zo­sta­je Tar­now­ski." Zo­sta­wał tedy w to­wa­rzy­stwie i przy­jaź­nych sto­sun­kach z Tar­now­skim, oka­zu­jąc w każ­dym ra­zie swą pra­wość i bie­głość w in­te­res­sach, i za jego wsta­wie­niem się otrzy­mał Ka­non­ję Wła­dy­sła­wow­ską. Póź­niej gdy Tar­now­ski prze­miesz­czo­nym zo­stał na ka­te­drę Ar­cy­bi­sku­pią, po­wziął na­dzie­ję osią­gnie­nia wyż­szych za­szczy­tów, lecz ta go omy­li­ła, gdyż w krót­kim cza­sie Tar­now­ski ży­cie za­koń­czył. Da­ma­le­wicz po­wia­da, że ja­ko­by przy­wiózł z Rzy­mu pal­l­jum dla Tar­now­skie­go; lecz to rzecz wąt­pli­wa, chy­ba że dru­gi raz od­był po­dróż do Rzy­mu, o czem pew­nych do­wo­dów nie­ma.

Po śmier­ci Tar­now­skie­go, wspar­ły pro­tek­cją nie­któ­rych osób, na dwo­rze Kró­lew­skim szu­kał dal­szej kar­je­ry, co mu po­myśl­nie po­szło, gdyż Zyg­munt sprzy­jał lu­dzióm na­uką i zdol­no­ścia­mi ob­da­rzo­nym, i jak po­wia­da zna­ko­mi­ty Bi­skup i Se­na­tor Łu­bień­ski, rzad­ko Król roz­da­wał urzę­da i na­gro­dy tym, któ­rzy w opin­ji pu­blicz­nej nie za­słu­gi­wa­li na to. Stąd tedy i Wę­ży­ko­wi, po­sia­da­ją­ce­mu wie­le środ­ków do uję­cia ła­ski Kró­la, ła­two było za­pew­nić so­bie los po­myśl­ny. Król ce­nił wy­so­ko jego przy­mio­ty; ce­nił bie­głość w spra­wo­wa­niu in­te­res­sów. Po­ru­czyl tedy na­przód jemu pi­sa­nie li­stów pry­wat­nych i uła­twie­nie in­te­res­sów ty­czą­cych się po­sel­stwa Ne­apo­li­tań­skie­go. Oka­zaw­szy w za­ła­twie­niu tych po­le­ceń nie­po­spo­li­te swe zdol­no­ści, otrzy­mał od Kró­la Ka­non­ję Kra­kow­ską, Pro­bó­stwo San­do­mier­skie, Ar­chi­dja­kon­ję Lu­bel­ską. Wkrót­ce po­tem Król otrzy­maw­szy ze­zwo­le­nie Pa­pie­ża, od­dał mu wa­ku­ją­ce na­ów­czas bo­ga­te Opac­two na Ja­snej – Gó­rze, póź­niej wy­niósł go na ka­te­drę Prze­my­śl­ską z za­trzy­ma­niem po­mie­nio­ne­go Opac­twa. Gdy zaś w roku 1623. An­drzej Opa­liń­ski Bi­skup Po­znań­ski ży­cie za­koń­czył, Zyg­munt mia­no­wał Wę­ży­ka jego na­stęp­cą. We dwa lata po ob­ję­ciu rzą­dów tej dje­ce­zji, za­le­d­wo za­jął się od­no­wie­niem i ozdo­bie­niem ko­ścio­ła ka­te­dral­ne­go przez po­żar znisz­czo­ne­go, gdy śmierć Hen­ry­ka Fir­le­ja otwo­rzy­ła mu dro­gę do ka­te­dry Ar­cy­bi­sku­piej. Mia­no­wa­ny przez Kró­la Zyg­mun­ta na tę god­ność, otrzy­mał w roku 1626. po­twier­dze­nie Pa­pie­ża Urba­na VIII., któ­ry mu też przy­słał pal­l­jum me­tro­po­li­tal­ne. W roku 1627. z Po­zna­nia udał się do Gnie­zna i od­pra­wił wstęp uro­czy­sty na ka­te­drę, oto­czo­ny bar­dziej skrom­nym niź­li świet­nym or­sza­kiem. W imie­niu

Ka­pi­tu­ły po­wi­tał go An­drzej Szoł­dr­ski Pro­boszcz Gnieź­nień­ski, Po­znań­ski i Krusz­wic­ki, któ­ry póź­niej po dwó­dzie­stu kil­ku le­ciech umarł bę­dąc Bi­sku­pem Po­znań­skim: wzór hoj­nej dla Ko­ścio­ła szczo­dro­bli­wo­ści, oraz Se­na­tor­skich i oby­wa­tel­skich za­sług. Da­ma­le­wicz po­wia­da, że Wę­żyk ma­jąc wie­lu za­wist­nych, mu­siał wal­czyć z wie­lą prze­ciw­no­ścia­mi, nim osią­gnął Ka­te­drę Ar­cy­bi­sku­pią; ale wzglę­dy ja­kie po­sia­dał u Kró­la, oraz umiar­ko­wa­nie i pra­wość jego cha­rak­te­ru usu­nę­ły prze­szko­dy, tak da­le­ce, że ci któ­rzy mu pier­wej byli nie­życz­li­wi, sta­li się sta­łe­mi przy­ja­ciół­mi.

Pro­wa­dzi­ła na­ów­czas Rzecz­po­spo­li­ta pierw­szą woj­nę ze Szwe­cją, któ­rą Gu­staw Adolf, na­stęp­ca Ka­ro­la Księ­cia Su­der­man­ji na tro­nie Szwedz­kim, wy­dał był Po­la­kom. Za zgo­dą czy też we­zwa­niem Elek­to­ra Bran­de­burg­skie­go, Gu­staw pierw­szych dni Lip­ca 1626. roku wy­lą­do­wał w por­cie Pi­ław­skim z małą garst­ką żoł­nie­rza. Nie­prze­sta­jąc na­tem, że pod­czas woj­ny Tu­rec­kiej z Osma­nem pro­wa­dzo­nej za­jął był Inf­lan­ty, do­pie­ro wbrew wszel­kim trak­ta­tom wpadł zdra­dli­wie do Pruss. Ksią­że Pru­ski zo­sta­ją­cy do­tąd w pod­le­gło­ści Ko­ro­ny Pol­skiej, otwar­cie wy­po­wie­dział jej po­słu­szeń­stwo, gdyż po­stę­pu­ją­ce­mu w głąb Pruss Gu­sta­wo­wi ka­zał do­star­czać orę­ża, koni i wszyst­kie­go co do pro­wa­dze­nia woj­ny po­trzeb­nem było. Gu­staw nie miał wię­cej z sobą jak 6, 000, pie­cho­ty i to ko­pa­czów ra­czej ni­że­li żoł­nie­rzy, kon­ni­cy zaś nie wię­cej na okrę­tach spro­wa­dził jak 30. Lecz wspar­ty po­sił­ka­mi Elek­to­ra na­padł na­przód na Bruns­berg, owe Ate­ny Pru­skie. Str­wo­żo­ne na­głym na­pa­dem wziął to mia­sto bez opo­ru i zo­sta­wiw­szy w niem za­ło­gę, udał się do Frau­en­bur­ga, gdzie się znaj – duje Ko­ściół ka­te­dral­ny Bi­sku­pów War­miń­skich, a za­braw­szy po­zo­sta­łe tam sprzę­ty ko­ściel­ne, ob­ra­zy, dzwo­ny, bi­bl­jo­te­kę, prze­słał na okrę­tach do Szwe­cji, z któ­rych część mo­rze, brzy­dząc się tem świę­to­kradz­twem, w swo­jem ło­nie po­chło­nę­ło. Na­stęp­nie opa­no­wał z ła­two­ścią El­bląg i Ma­rien­burg, któ­re za­ło­ga­mi swo­je­mi opa­trzył. Pia­sec­ki po­wia­da, że El­bląg ra­czej zdra­dą radz­ców mia­sta ni­że­li do­bro­wol­nem pod­da­niem się było opa­no­wa­ne przez Gu­sta­wa, któ­ry cięż­ką póź­niej na to mia­sto na­ło­żył kon­try­bu­cję, ka­zał mu do­star­czać żyw­no­ści i bro­ni dla woj­ska. Wkrót­ce Gu­staw Adolf licz­ną uzbro­ił ka­wa­ler­ję, gdyż z Pruss Ksią­żę­cych za do­zwo­le­niem Elek­to­ra gro­mad­nie zbie­ra­li się ochot­ni­cy pod cho­rą­gwie jego. Chciał opa­no­wać Gdańsk, ale mia­sto to dało do­wód nie­po­szla­ko­wa­nej swej wier­no­ści dla Ko­ro­ny Pol­skiej, i żad­ne­mi na­mo­wa­mi nie dało się skło­nić do pod­da­nia się. Tym­cza­sem Zyg­munt ze­brał na­pręd­ce woj­sko i wy­ru­szył prze­ciw­ko stry­jecz­ne­mu bra­tu swe­mu. Nad Mewą sto­czył bi­twę z nie­przy­ja­cie­lem, lecz sta­now­czej wy­gra­nej nie otrzy­mał. Pia­sec­ki po­wia­da, że w po­cząt­kach tej bi­twy nasi po­myśl­nie wal­czy­li i lewe skrzy­dło Gu­sta­wa po­nió­sł­szy wiel­ką stra­tę było się za­chwia­ło i omal co nie po­szło w roz­syp­kę; lecz Mar­sza­łek Ko­ron­ny, któ­ry w nie­obec­no­ści Het­ma­na do­wo­dził woj­skiem, nie bę­dąc świa­do­my ob­ro­tów wo­jen­nych, ka­zał trą­bić do od­wro­tu. Tym­cza­sem z głę­bi Rusi z pół­ka­mi kwar­cia­ne­mi nad­cią­gnął do Pruss Sta­ni­sław Ko­niec­pol­ski na­ów­czas Wo­je­wo­da San­do­mier­ski Het­man Wiel­ki Ko­ron­ny, w mie­sią­cu Paź­dzier­ni­ku, gdy już nie­przy­ja­ciel ustą­pił i na wy­spie Ma­rien­burg­skiej roz­ło­żył się na leże zi­mo­we. Ko­niec­pol­ski jed­nak przez całą zimę nie prze­sta­wał dzia­łań wo­jen­nych, obiegł Dir­sza­wę i oko­licz­ne miej­sca od na­pa­dów Szwedz­kich bro­nił. Lecz nie tyl­ko Prus­sy były te­atrem woj­ny; Wiel­ko­pol­ska też nie była wol­ną od klęsk po­dob­nych; od­dział woj­ska Szwedz­kie­go, tak na­zwa­ny Mans­fel­da, któ­re­go wo­dze­ni był Bau­dis­sius, wpadł­szy ze Szlą­ska przez zie­mię Ko­steń­ską, wie­le do­mów szla­chec­kich zra­bo­wał i znacz­ne do­stat­ki Mar­ka Łen­tow­skie­go Opa­ta Pa­ra­dy­skie­go za­brał. Przy koń­cu Li­sto­pa­da Król zwo­łał sejm wal­ny do To­ru­nia. Uchwa­lo­ne zo­sta­ły na sejm po­bo­ry dla od­wró­ce­nia gro­żą­cej klę­ski, któ­re dla obro­ny lub od­zy­ska­nia Inf­lant od­mó­wio­ne były. Na tym­że sej­mie Jan Lip­ski her­bu Gra­bie Bi­skup Łuc­ki Kanc­lerz Wiel­ki Ko­ron­ny wniósł, aże­by dla od­wró­ce­nia gro­żą­cej woj­ny, Król wcze­śnie mia­no­wał na­stęp­cą swo­im dru­gie­go syna swe­go Jana Ka­zi­mie­rza. Z wiel­ką nie­chę­cią i obu­rze­niem Sta­ny wnio­sek ten przy­ję­ły i Lip­ski po­cią­gnię­tym­by za­pew­ne zo­stał do od­po­wie­dzial­no­ści we­dle prze­pi­su Ustaw, gdy­by ów­cze­sne oko­licz­no­ści nie zmu­si­ły do za­nie­cha­nia su­row­szych środ­ków i po­kry­cia wszyst­kie­go mil­cze­niem. Znaj­du­je się w tym przed­mio­cie lisi Je­rze­go Księ­cia Zba­raw­skie­go Kaszt. Krak… pe­łen uszczy­pli­wych przy­mó­wek, w któ­rym za­miar len gani, a na­wet Ar­cy­bi­sku­po­wi Wę­ży­ko­wi za­rzu­ca, że zda­nie to po­dzie­lał; lubo rzecz nie­za­wod­na, że on za­mia­ru tego nie po­chwa­lał, owszem ra­dził Kró­lo­wi, żeby przed­się­wzię­cie to, jako trud­ne do wy­ko­na­nia i swo­bo­dy sta­nu ry­cer­skie­go na­ru­sza­ją­ce, za­nie­chał, oraz żeby woj­nę Szwedz­ką tak nie­bez­piecz­ną i dłu­gi czas trwać mo­gą­cą, pod pew­ne­mi ko­rzyst­ne­mi wa­run­ka­mi ukoń­czyć sta­rał się; zwłasz­cza, że Gu­staw nie był da­le­kim od za­war­cia po­ko­ju i zga­dzał się na od­da­nie za­wo­jo­wa­nych pro­win­cji, wy­jąw­szy Rygę, któ­rą do osta­tecz­ne­go roz­strzy­gnie­nia spo­rów o na­stęp­stwo tro­nu Szwedz­kie­go, ma­ją­ce­go na­stą­pić w prze­cią­gu trzy­dzie­sto­let­nie­go ro­zej­mu, chciał za­trzy­mać przy so­bie. Król Zyg­munt jed­nak nie zgo­dził się na za­war­cie tak ko­rzyst­ne­go po­ko­ju, o czem ob­szer­nie opi­su­je Pia­sec­ki, któ­ry rów­nie śmia­ło jak praw­dzi­wie opi­sał ów­cze­sne dzie­je. W roku 1627. na­zna­czo­ny był sejm do War­sza­wy, na któ­rym znaj­do­wał się i Ar­cy­bi­skup, oraz pod­pi­sał uchwa­lo­ną na tym sej­mie usta­wę ma­ją­cą na celu za­bez­pie­cze­nie sta­nu Pań­stwa w cza­sie trwa­ją­cej z Gu­sta­wem Adol­fom woj­ny. W roku na­stęp­nym 1628. zwo­łał So­bór Ar­chi­dje­ce­zal­ny do Ło­wi­cza na­dzień S. Maja, gdzie wie­le zba­wien­nych środ­ków uchwa­lo­no dla utrzy­ma­nia kar­no­ści w. Du­cho­wień­stwie, oraz po­sta­no­wio­no, aże­by na od­wró­ce­nie nie­bez­pie­czeństw za­gra­ża­ją­cych Ko­ścio­ło­wi i Rze­czy­po­spo­li­tej od­pra­wia­ne były Msze śś… i mo­dli­twy po ca­łej Ar­chi­dje­ce­zji, rów­nież ka­zał za­mie­ścić w akta So­bo­ru list Pa­ster­ski jed­ne­go z po­przed­ni­ków swo­ich Kar­dy­na­ła Ber­nar­da Ma­cie­jow­skie­go, któ­ry póź­niej na So­bo­rze pro­win­cjo­nal­nym ca­łe­mu Du­cho­wień­stwu Ko­ro­ny i W. Księ­stwa Li­tew­skie­go za re­gu­łę po­stę­po­wa­nia prze­pi­sa­ny zo­stał. Wkrót­ce po­lem te­goż sa­me­go roku zwo­łał So­bór pro­win­cjo­nal­ny do Piotr­ko­wa dnia 20. Maja i dla za­twier­dze­nia czyn­no­ści ta­ko­we­go So­bo­ru wy­słał do Rzy­mu Jana Foxa Dok­to­ra oboj­ga praw Ar­chi­dja­ko­na Kra­kow­skie­go, męża grun­tow­nej na­uki i do­świad­czo­nej pra­wo­ści cha­rak­te­ru, któ­ry w otrzy­ma­niu ta­ko­we­go po­twier­dze­nia od Pa­pie­ża Urba­na VIII. oka­zał wie­le roz­trop­no­ści i bie­gło­ści.

Tym­cza­sem woj­na w Pru­siech cią­gle trwa­ła, gdzie ry­cer­stwem Pol­skiem do­wo­dził Ko­niec­pol­ski i ode­brał od

Szwe­dów Mewę i Putzk. Pół­ki Szwedz­kie świe­żo przez Gu­sta­wa w Niem­czech i Mar­chji Bran­de­burg­skiej za­cią­gnię­te, w licz­bie 5, 000. pie­cho­ty i 3, 000. jaz­dy, pod do­wódz­twem Stref­fa i Te­üfe­la zo­sta­ją­ce, Ko­niec­pol­ski pod Ha­mer­ste­inem do­ści­gnął i ze wszech stron opa­sał, tak da­le­ce, że nie mo­gąc oprzeć się ani ra­to­wać się uciecz­ką, mu­sia­ły zdać się na ła­skę zwy­cięż­cy. Cały ten rok pra­wie i więk­sza po­ło­wa na­stęp­ne­go prze­szły na cią­głych utarcz­kach Po­la­ków ze Szwe­da­mi. Po­la­cy, czę­ściej zwy­cięż­cy niż zwy­cię­że­ni, od­par­li Szwe­dów od To­ru­nia i Gdań­ska, a Gu­staw cięż­ko ra­nio­ny za­le­d­wo nie był wzię­ty w nie­wo­lę. Obie stro­ny jed­nak znu­żo­ne nie­ustan­ne­mi wal­ka­mi, żą­da­ły za­wie­sze­nia bro­ni. Prze­ciw­ko Elek­to­ro­wi Bran­de­burg­skie­mu po­wsta­ły po­wszech­ne na­rze­ka­nia, że ten do­star­cza­jąc nie­przy­ja­cie­lo­wi po­trzeb wo­jen­nych przy­czy­niał się do prze­dłu­że­nia woj­ny, po­wo­du­jąc się ra­czej pry­wat­nym in­te­re­sem ni­że­li pu­blicz­nem do­brem. Sta­ni­sław Łu­bień­ski Bi­skup Płoc­ki pi­sał w tym wzglę­dzie li­sty do Elek­to­ra, któ­re czy­tać moż­na w dzie­łach jego po­śmiert­nych. Za­war­tym wkoń­cu zo­stał trak­tat za po­śred­nic­twem Kró­lów Fran­cuz­kie­go i An­giel­skie­go. Przy­pro­wa­dzi­li go do skut­ku Ja­kób Za­dzik Bi­skup Cheł­miń­ski W. Kancl. Kor., Ja­kób So­bie­ski, Kraj­czy Kor. Star. Kra­snosl., Je­rzy z Tę­czy­na Osso­liń­ski Pod­sto­li Kor. i Ma­gnus Er­nest Den­boff Siar. Do­rpac­ki. Na mocy ta­ko­we­go trak­ta­tu za­war­te było pod pew­ne­mi wa­run­ka­mi sze­ścio­let­nie za­wie­sze­nie bro­ni, i Gu­staw Adolf we­dle ży­cze­nia po­śred­ni­ków ob­ró­cił swe siły na Ce­sar­stwo i dom Au­str­jac­ki w celu nad­wą­tle­nia jego po­tę­gi. Gdy po­mie­nio­ny trak­tat przed­sta­wio­nym zo­stał na po­twier­dze­nie Sta­nów, Se­nat i koło ry­cer­skie uwa­ża­jąc go za na­der ko­rzyst­ny w tak kry­tycz­nem po­ło­że­niu Pań­stwa, nie wa­ha­li się go po­twier­dzić; Król tyl­ko dłu­gi czas zo­sta­wał w nie­pew­no­ści, aż nim skło­nio­ny od Ar­cy­bi­sku­pa Wę­ży­ka pod­pi­sał go.

Tym­cza­sem klę­ski do­mo­we, po ukoń­cze­niu woj­ny z ob­cym nie­przy­ja­cie­lem, nie prze­sta­wa­ły szar­pać wnę­trza Rze­czy­po­spo­li­tej. Jak po każ­dej pra­wie woj­nie, tak i po tej Pru­skiej wy­pra­wie wy­bu­chło za­bu­rze­nie w woj­sku. Żoł­nie­rze ze­braw­szy się pod mia­stecz­kiem Gli­nia­na­mi zu­chwa­le do­ma­ga­li się opła­ce­nia na­leż­ne­go żoł­du. Ko­niec­pol­ski ma­ją­cy wiel­ką u woj­ska wzię­tość, po­ży­czo­ne­mi u Kró­lo­wej Kon­stan­cji pie­niędz­mi i hoj­ne­mi obiet­ni­ca­mi uśmie­rzył to groź­ne za­bu­rze­nie. Nie dość było Pol­sce na tych nie­szczę­ściach; mo­ro­wa za­ra­za roz­sze­rzy­ła się w niej okrop­nie, mnó­stwo wsi i mia­ste­czek spu­sto­szo­nych przez nią zo­sta­ło. Król z żoną, uni­ka­jąc za­ra­zy, uda­li się do Osie­ka, póź­niej do Ty­ko­ci­na, le­żą­ce­go nie­da­le­ko gra­nic W. Księ­stwa Li­tew­skie­go. Sta­ro­sta tam­tej­szy Krysz­tof Wie­sio­łow­ski Mar­sza­łek Na­dwor­ny póź­niej Wiel­ki W. Księ­stwa Li­tew., dla za­cho­wa­nia w po­tom­ne cza­sy pa­miąt­ki po­by­tu Kró­la w Ty­ko­ci­nie w cza­sie trwa­ją­cej za­ra­zy, ka­zał wia­do­mość o tem wy­ryć na mar­mu­rze i umie­ścić w ko­ście­le nie­opo­dal zam­ku bę­dą­cym XX. Ber­nar­dy­nów. Po­więk­szył jesz­cze tę klę­skę głód i wy­ni­kła stąd dro­ży­zna, tak da­le­ce, że ko­rzec Kra­kow­ski żyta przeda­wa­no po ośm­na­ście zło­tych do­brej ów­cze­snej mo­ne­ty. Stąd uboż­si, któ­rzy nie mie­li za co ku­pić żyta, kar­mi­li się otrę­bia­mi lub mię­ki­ną, a na­wet po­krzy­wą i in­ne­mi tra­wa­mi. Do miast i mia­ste­czek mnó­stwo zbie­ra­ło się bied­nych, któ­rzy śród ogól­ne­go nie­do­stat­ku nie mo­gąc wy­pro­sić jał­muż­ny, pa­da­li po uli­cach i z gło­du umie­ra­li. Śród tak po­wsze­dniej klę­ski, od któ­rej pod­da­ni dóbr Ar­cy­bi­sku­pich wol­ni nie byli, Wę­żyk dal do­wód wiel­kiej li­to­ści nad bied­nym lu­dem. Ka­zał ze spi­chrzów i gu­mien hoj­nie roz­da­wać zbo­że, dla po­ra­to­wa­nia zo­sta­ją­cych w nie­do­stat­ku. Zgłod­nia­łym, któ­rzy do pa­ła­cu tłum­nie się zbie­ra­li, ka­zał da­wać po­do­stat­kiem po­ży­wie­nia. Te i inne cno­tli­we po­stęp­ki Wę­ży­ka, za­pew­ni­ły mu wdzięcz­ną pa­mięć u ziom­ków. W na­stęp­nym 1631. roku usta­ła wresz­cie ta klę­ska, a po­myśl­ny zbiór zbo­ża za­ra­dził po­wszech­ne­mu nie­do­stat­ko­wi. Przy koń­cu tego roku Król zwo­łał sejm, na któ­rym leż znaj­do­wał się Ar­cy­bi­skup. Uchwa­ły tego sej­mu czy­tać moż­na w Zbio­rze praw, oraz w dzie­le Pia­sec­kie­go, któ­ry o nich ob­szer­nie pi­sał. Na­pa­sto­wał w tym cza­sie Kró­la ar­try­tyzm, ale po­mi­mo do­zna­wa­nych do­le­gli­wo­ści, nie prze­sta­wał zaj­mo­wać się zwy­czaj­nym po­rząd­kiem spra­wa­mi Pań­stwa. Miał on we zwy­cza­ju w pew­nych ozna­czo­nych go­dzi­nach zaj­mo­wać się spra­wa­mi Pań­stwa, pod­pi­sa­mi, są­da­mi, da­wa­niem au­djen­cji. Cho­ro­ba ar­ty­tycz­na nie­zmier­nie mu utru­dza­ła pod­pi­sy­wa­nie przy­wi­le­jów i re­skryp­tów wy­cho­dzą­cych z kan­cel­lar­ji obu na­ro­dów; ja­ko­wą pra­cę, gdy był zdro­wym, zwykł był pręd­ko za­ła­twiać wnet po wy­słu­cha­niu Mszy ś. Lecz gdy cho­ro­ba co­raz się po­więk­sza­ła, ra­dzo­no Kró­lo­wi (jak o tem wy­czy­ta­łem w li­stach zna­ko­mi­tych w owym cza­sie mę­żów) przy­wró­cić daw­ny zwy­czaj pod­pi­sy­wa­nia wszyst­kich przy­wi­le­jów przez Kanc­le­rzów za wie­dzą i roz­ka­zem Kró­la, ja­ko­wy zwy­czaj zniósł był Zyg­munt Au­gust, roz­gnie­wa­ny na Wa­len­te­go Dem­biń­skie­go Kanc­le­rza Wiel­kie­go Ko­ron­ne­go za to, że pod­stęp­nie i prze­ciw woli jego pod – pi­sy­wał nie­któ­re akta i po­sta­no­wił nadal aże­by przy­wi­le­je wy­cho­dzą­ce z kan­cel­la­ryi Kró­lew­skiej, wy­jąw­szy w nie­któ­rych umiej waż­nych oko­licz­no­ściach, nie in­a­czej mia­ły wa­lor, jak za pod­pi­sem sa­me­go Kró­la. Król Zyg­munt jed­nak nie ze­zwo­lił na ta­ko­wy pro­jekt i do­tąd przy­wi­le­je wy­cho­dzą z wła­sno­ręcz­ny­mi pod­pi­sa­mi Kró­la, co po­łą­czo­ne jest z wie­lu nie­do­god­no­ścia­mi.

Tym­cza­sem dwór i Pań­stwo po­nio­sło wiel­ką stra­tę w oso­bie Kró­lo­wej Kon­stan­cji, któ­ra po skoń­czo­nym sej­mie i przy­wró­co­nym po­ko­ju w Rze­czy­po­spo­li­tej, ży­cie za­koń­czy­ła. Po­boż­na ta Pani, jak wszyst­kie Księż­nicz­ki z domu Au­str­jac­kie­go, to­wa­rzy­sząc uro­czy­stej Pro­ces­sji w dzień Bo­że­go Cia­ła, prze­szedł­szy do ty­sią­ca kro­ków w wiel­ki upał, bę­dąc przy­tem dość oty­łą, do­sta­ła za­pa­le­nia, a nie­umie­jęt­ni le­ka­rze przez nie­traf­ne środ­ki wpę­dzi­li w go­rącz­kę, z któ­rej w dni kil­ka w nocy, dnia 10. Czerw­ca, kie­dy nikt o gro­żą­cem nie­bez­pie­czeń­stwie nie do­my­ślał się, du­cha wy­zio­nę­ła. Król Zyg­munt ską­di­nąd nie­umie­ją­cy pa­no­wać nad sobą w spo­ty­ka­ją­cych go nie­szczę­ściach, nie­zmier­nie był zmar­twio­nym po zgo­nie ulu­bio­nej mał­żon­ki. Wiek po­de­szły, osła­bio­ne zdro­wie, któ­re Kró­lo­wa za ży­cia swe­go tro­skli­wie pie­lę­gno­wa­ła, po­mna­ża­ły wiel­kość jego stra­ty.

W na­stęp­nym 1632. roku, pierw­szych dni Kwiet­nia, Król zwo­łał sejm wal­ny do War­sza­wy, na któ­rym szcze­gól­niej rzecz się to­czy­ła o po­więk­sze­niu do­cho­dów młod­szych sy­nów Kró­lew­skich, co z ła­two­ścią przez Kró­la otrzy­ma­nem zo­sta­ło i wszyst­kie wa­ku­ją­ce Sta­ro­stwa w Ko­ro­nie i W. Księ­stwie Li­tew­skiem po­sta­no­wio­no po­mię­dzy nich roz­dzie­lić, jak o tem czy­tać moż­na w Kon­sty­tu­cjach tego sej­mu. Przy­tem Jan Al­bert za zgo­dą Sta­nów prze­miesz­czo­nym zo­stał z Ka­te­dry War­miń­skiej na Kra­kow­sko., któ­ra na­ów­czas nie­za­ję­tą była po śmier­ci An­drze­ja Lip­skie­go her­bu Gra­bie. Król chcąc się wy­wdzię­czyć Sta­nom za ta­ko­wa, przy­chyl­ność dla jego fa­mil­ji oka­za­ny, ustą­pił pra­wa swo­je­go bi­cia mo­ne­ty Rze­czy­po­spo­li­tej, w chwa­leb­nym celu, aże­by na przy­szłość mo­ne­ta bez żad­ne­go sfał­szo­wa­nia od­bi­ja­ni) była; gdyż jak Pia­sec­ki po­wia­da, Prze­ło­że­ni Kró­lew­scy nad men­ni­cą, do­pusz­cza­li się czę­sto nad­użyć mie­sza­jąc miedź ze sre­brem. Lecz po­mi­mo zrze­cze­nia się lego pra­wa przez Kró­la, nad­uży­cia ta­ko­we nie usia­ły i do­tąd z wiel­kim uszczerb­kiem na­ro­du trwa­ją, gdyż zło­to i sre­bro pra­wie zu­peł­nie z obie­gu wy­szło, a na­to­miast sfał­szo­wa­na mo­ne­ta za­la­ła kraj cały ze szko­dą wie­lu, a po­żyt­kiem ma­łej licz­by osób. O klę­sce (ej kra­jo­wej ni­żej ob­szer­niej mó­wić bę­dzie­my. Po skoń­czo­nym sej­mie, zdro­wie Kró­la, któ­re zda­wa­ło się po­pra­wiać, zno­wu się po­gor­szy­ło. W tym­że mie­sią­cu ro­biąc przy­go­to­wa­nia do od­by­cia ob­rzę­du po­grze­bo­we­go po Kró­lo­wej i ma­jąc się w tym celu udać do Kra­ko­wa, dla spró­bo­wa­nia sił swo­ich, czy po­do­ła tej utru­dza­ją­cej po­dró­ży, udał się do Opa­ło­wa ma­jęt­no­ści dzie­dzicz­nej Opac­kie­go, daw­ne­go słu­gi Kró­lew­skie­go, któ­ry był póź­niej Wo­je­wo­dą Do­rpac­kim i tam do­staw­szy cięż­kie­go ka­ta­ru, do któ­re­go się przy­łą­czy­ło cier­pie­nie ar­try­tycz­ne, ze wszel­ką ozna­ką świą­to­bli­wo­ści, ży­cie za­koń­czył, w roku 66. wie­ku swo­je­go a 45. pa­no­wa­nia. Pió­ra zna­ko­mi­tych au­to­rów od­da­ły mu wiel­kie i za­słu­żo­ne po­chwa­ły. Był­to Mo­nar­cha po­boż­ny i po­sia­da­ją­cy wszyst­kie przy­mio­ty po­trzeb­ne pa­nu­ją­ce­mu. Twarz i całą po­stać miał peł­ną uj­mu­ją­cej po­wa­gi, po­dob­ny zresz­tą do dzia­da swo­je­go mat­czy­ne­go Zyg­mun­ta I. Uro­dy był śred­niej, ry­sów twa­rzy re­gu­lar­nych, cery bia­łej, ru­mień­cem okra­szo­nej, nosa or­le­go, oczu sza­rych, wło­sów, nim osi­wiał, ciem­nych. W ry­sach jego twa­rzy i ca­łem uło­że­niu oka­zy­wa­ła się ja­kaś ma­je­sta­tycz­na po­wa­ga, któ­ra skła­nia­ła do od­da­wa­nia po­win­nej czci nie­tyl­ko kra­jow­ców, ale cu­dzo­ziem­ców. He­re­zję w ci­cho­ści po­tłu­mił i dał nie­ma­ły do­wód swo­jej po­boż­no­ści w przy­wró­ce­niu do daw­ne­go sia­nu za­chwia­nej wia­ry Ka­to­lic­kiej. Przy wstą­pie­niu jego na tron więk­sza część Se­na­tu skła­da­ła się z róż­no­wier­ców, przy zgo­nie zaś dwóch tyl­ko znaj­do­wa­ło się: Zyg­munt Gru­dziń­ski Wo­je­wo­da Ka­li­ski i Ra­fał Lesz­czyń­ski Wo­je­wo­da Bełz­ki; pierw­szy ta­jem­ną ja­kąś wy­zna­wał sek­tę i tę przed śmier­cią po­rzu­cił przy­jąw­szy Sa­kra­men­ta śś., dru­gi był zwo­len­ni­kiem Kal­wi­na, ale oby­wa­te­lem wiel­kich cnót i ko­cha­ją­cym oj­czy­znę. Słusz­nie Zyg­mun­to­wi wdzięcz­na po­tom­ność za po­tłu­mio­ną he­re­zję wznio­sła wspa­nia­ły po­mnik w War­sza­wie. Praw­dzi­wie po­boż­ny, w cią­gu ca­łe­go swo­je­go pa­no­wa­nia oka­zał nie­ma­łą gor­li­wość w roz­sze­rze­niu wia­ry Ka­to­lic­kiej; ko­ścio­ły wiel­kim kosz­tem sta­wiał, kol­le­gja, klasz­to­ry dla za­kon­ni­ków fun­do­wał, spra­wie­dli­wość wszyst­kim wy­mie­rzał, we­dle chę­ci tych, któ­rzy łak­ną i pra­gną spra­wie­dli­wo­ści. W roz­da­wa­niu urzę­dów i na­gród nie po­wo­do­wał się oso­bi­stą ko­rzy­ścią, ale za­słu­gą. Nie po­stę­po­wał nig­dy wbrew za­war­tym ukła­dom, da­ne­go sło­wa nie ła­mał, prze­zna­czo­nych komu na­gród lub za­szczy­tów dru­gim nie udzie­lał. Po­stę­po­wał za­wsze we­dle prze­stro­gi Izo­kra­te­sa da­nej Kró­lo­wi Ni­ko­me­do­wi, aże­by usil­nie sta­rał się o to, iżby sło­wu jego więk­szą wia­rę da­wa­no ni­że­li in­nych przy­się­gom. Prócz tego, pa­no­wa­nie swo­je na­mięt­ną ła­ska­wo­ścią i do­bro­tli­wo­ścią od­zna­czył, tak da­le­ce, że dla zbun­to­wa­nych, zwy­cię­żo­nych i w nie… wolę wzię­tych pod­da­nych ła­ska­wym się oka­zy­wał i na­wet do­bro­dziej­stwy ich swe­mi osy­py­wał: woj­ny szczę­śli­wie pro­wa­dził i try­um­fy czę­ste od­no­sił, o któ­rych dzie­jo­pi­so­wie ob­szer­nie świad­czą. Jed­ną tyl­ko stra­tę kraj po­niósł za pa­no­wa­nia jego w ode­rwa­niu Inf­lant, któ­re Szwe­dzi pod­stęp­nie na Po­la­kach zdo­by­li. Zna­ko­mi­ci au­to­ro­wie: Sta­ni­sław Łu­bień­ski Bi­skup Płoc­ki i Jan Lip­ski Re­fe­ren­darz Ko­ron­ny, póź­niej Bi­skup Cheł­miń­ski i Ar­cy­bi­skup Gnieź­nień­ski temu po­boż­ne­mu i świę­te­mu Kró­lo­wi od­da­li za­słu­żo­ne po­chwa­ły, god­ne pa­mię­ci póź­nych po­lo­ni­ków. Pa­weł Pia­sec­ki Bi­skup Prze­my­śl­ski w swo­jej Kro­ni­ce dzie­jów Eu­ro­pej­skich opi­sał ze wszel­ką do­kład­no­ścią czyn­no­ści wiel­kie­go Kró­la.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: