Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

30 lat za kratami. Osobista opowieść dyrektorki polskiego więzienia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
41,90

30 lat za kratami. Osobista opowieść dyrektorki polskiego więzienia - ebook

„Stojący przede mną mężczyzna wykonuje gwałtowny ruch i nagle widzę przed oczyma gruby, zaostrzony szpikulec o długości mniej więcej dwudziestu centymetrów. Siedzę na fotelu. Osadzony stoi tyłem do drzwi, trzymając ostrze na wysokości moich oczu. Dzieli nas odległość wąskiego biurka. Robi mi się gorąco. Pokój zaczyna tańczyć wokół mnie. Strach. Tak, zawsze twierdziłam, że tylko głupiec się nie boi.

(…)

– Denerwuje się pani?

– Tak.

– Boi się pani? – dopytuje dalej.

Potwierdzam, a wtedy on wyciąga w moją stronę szpikulec i kładzie go w mojej wyciągniętej dłoni. Cały czas patrzy mi w oczy”.

Kobieta na stanowisku zastępcy dyrektora w Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce, więzieniu gromadzącym największych zbrodniarzy w historii? Czy to aby na pewno dobry pomysł? Pokonując nieufność osadzonych i kolegów funkcjonariuszy, Danuta Augustyniak udowodniła, że zawód funkcjonariusza Służby Więziennej nie ma płci. Z wielką wrażliwością, a jednocześnie bardzo stanowczo podejmowała trudne decyzje o losach ludzi znajdujących się za kratami. Starała się przy tym dostrzec okruchy dobra nawet u tych osadzonych, którzy mieli na koncie wielokrotne morderstwa czy gwałty na nieletnich, twierdząc, że za swoje czyny zostali już ukarani. Dewiza pani dyrektor o równym traktowaniu tych, którzy jej podlegali, bywała jednak wielokrotnie wystawiana na ciężką próbę, jak tego dnia,  kiedy dowiedziała się, że do jej więzienia trafił sprawca wypadku, w którym zginął jej mąż i ojciec dwójki ich dzieci.

W tej książce, odsłaniającej świat ukryty za murami zakładów karnych, nie zabraknie mrożących krew w żyłach historii o samookaleczeniach wśród więźniów, aktach przemocy osadzonych wobec siebie nawzajem czy zemście więziennej społeczności na funkcjonariuszach. Znajdziesz w niej także fascynujące opisy więziennej codzienności i kodów komunikacji wykorzystywanych przez osadzonych.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8225-097-8
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SZOK

Zakła­dam mun­dur. Kiedy wizy­tuję oddziały miesz­kalne osa­dzo­nych, zawsze jestem w mun­durze. To budzi respekt zarówno wśród osa­dzo­nych, jak funk­cjo­na­riu­szy. Wia­domo, kto jest kto.

Idę szyb­kim kro­kiem przez wię­zie­nie. Wokół panuje głę­boka cisza. Mam wra­że­nie, że sły­szę jej dźwięk. Ta cisza zupeł­nie nie pasuje do roz­mia­rów ota­cza­ją­cej mnie prze­strzeni. Prze­cież to naj­więk­sze wię­zie­nie w Pol­sce.

Wcho­dzę w dłu­gie pod­ziemne kory­ta­rze, łączące wyso­kie, czte­ro­kon­dy­gna­cyjne budynki, w któ­rych znaj­dują się pawi­lony miesz­kalne osa­dzo­nych. Jest zimno i ciemno. Świa­tło zapala się po wykry­ciu ruchu, punk­towo. Z naprze­ciwka nikt nie idzie, nie ma takiej moż­li­wo­ści. Tunele są zapro­jek­to­wane tak, aby można się było nimi prze­miesz­czać tylko w jed­nym kie­runku. Jak ulice jed­no­kie­run­kowe, pomię­dzy któ­rymi znaj­duje się gruby beto­nowy mur. Tylko na wyso­ko­ści wejść do pawi­lo­nów mur na chwilę się urywa. Zastę­pują go kraty. Ruch w tych miej­scach i w kolej­nych odcin­kach tunelu jest moni­to­ro­wany przez funk­cjo­na­riu­sza na sta­no­wi­sku dowo­dze­nia. Takie roz­wią­za­nie unie­moż­li­wia kon­tak­to­wa­nie się osa­dzo­nych ze sobą i zwięk­sza bez­pie­czeń­stwo. Eli­mi­nuje rów­nież ryzyko pomie­sza­nia się osa­dzo­nych.

Naci­skam dzwo­nek i kie­ruję twarz w stronę kamery. Po chwili otwie­rają się cięż­kie meta­lowe drzwi pro­wa­dzące na pawi­lon drugi. Wcho­dzę w kolejny kory­tarz. Ten jest już zde­cy­do­wa­nie inny. Ma okna. Co prawda można przez nie zoba­czyć jedy­nie wysoki mur oddzie­la­jący place spa­ce­rowe, ale już sam widok błę­kit­nych obło­ków na nie­bie znacz­nie zmie­nia atmos­ferę panu­jącą w tune­lach. W pod­zie­miach pawi­lonu dru­giego znaj­duje się maga­zyn depo­zy­towy. Wcho­dzę tam tylko na chwilę. Oddaję roz­pa­trzone przeze mnie prośby osa­dzo­nych o wyda­nie rze­czy z maga­zynu. Ponow­nie wcho­dzę w pod­ziemne tunele. Mijam wej­ścia do kolej­nych pawi­lonów. Wszę­dzie ta sama pro­ce­dura moni­to­ro­wa­nia dostępu do kolej­nego odcinka tunelu. Kie­ruję się do pawi­lonu pią­tego, szkol­nego. Schody na oddział, brzęk klu­czy i zgrzyt otwie­rającej się wię­zien­nej kraty.

– Pani dyrek­tor, mel­duję, że na oddziale panuje spo­kój.

– Dzię­kuję.

Wcho­dzę do pierw­szej celi, roz­ma­wiam z osa­dzo­nymi. Pytam, czy mają jakieś wnio­ski, skargi. Ktoś zgła­sza pro­blem z gło­śni­kiem, ktoś inny pyta, dla­czego nie wyra­zi­łam mu zgody na dłuż­sze widze­nie. Moją uwagę przy­kuwa jed­nak zacho­wa­nie innego męż­czy­zny.

Wysoki, krótko ostrzy­żony chło­pak cho­dzi ner­wowo po celi.

– Pani dyrek­tor, żona jest w ciąży. Dener­wuję się. Czy mógł­bym wyko­nać dodat­kowy tele­fon?

Zga­dzam się. Janusz L. to spo­kojny osa­dzony, bar­dzo tęskni za rodziną. Czę­sto opo­wiada o swo­jej żonie. Ma już jedno dziecko, chłopca. Teraz ocze­kuje dziew­czynki. Bar­dzo prze­żywa poród żony. Odbywa karę pięt­na­stu lat pozba­wie­nia wol­no­ści za zabój­stwo. Pozo­stało mu już tylko pięć. Stara się o warun­kowe przed­ter­mi­nowe zwol­nie­nie. Wycho­dzi na prze­pustki do domu. Myślę, że mu się uda.

Kolejna cela. Osa­dzony zgła­sza, że chciałby sko­rzy­stać z biblio­teki.

– Wymiana ksią­żek będzie po spa­ce­rach – odpo­wiada oddzia­łowy, nie cze­ka­jąc na moje wyja­śnie­nie.

O tej porze więk­szość osa­dzo­nych prze­bywa na boisku, więc wizy­to­wa­nie oddziału prze­biega dość szybko.

– Osa­dzony Paweł K. prosi o roz­mowę indy­wi­du­alną – mel­duje mi oddzia­łowy, gdy kie­ruję się już do wyj­ścia.

– Pro­szę dopro­wa­dzić osa­dzo­nego do pokoju wycho­wawcy – decy­duję.

– Wycho­wawca wyszedł. Chce pani klucz?

– Tak, popro­szę.

Maleń­kie pomiesz­cze­nie, w któ­rym pra­cuje wycho­wawca, jest usy­tu­owane w środ­ko­wej czę­ści oddziału miesz­kal­nego osa­dzo­nych. Drzwi do pokoju otwie­rają się bez­po­śred­nio na dyżurkę oddzia­ło­wego. Stoi przy nich meta­lowa szafa na akta osa­dzo­nych, jest wie­szak i mała półka z książ­kami. Pośrodku pomiesz­cze­nia znaj­duje się nie­wiel­kie biurko, po jed­nej stro­nie biurka fotel wycho­wawcy, po dru­giej krze­sło dla osa­dzo­nych.

Roz­lega się puka­nie.

– Osa­dzony Paweł K., syn Sta­ni­sława, cela numer sześć.

Do pokoju wcho­dzi nie­wy­soki blon­dyn, za nim w drzwiach stoi oddzia­łowy. Ubez­pie­cza mnie w ten spo­sób.

– Słu­cham, w jakiej spra­wie chciał pan roz­ma­wiać?

Osa­dzony zaczyna spo­koj­nie przed­sta­wiać swoją sytu­ację rodzinną. Mówi o tym, że rodzina ma pro­blemy finan­sowe, że bar­dzo chciałby im pomóc, że nie wie, kiedy będzie miał ape­la­cję od wyroku.

Roz­lega się dzwo­nek do kraty wej­ścio­wej na oddział. To osa­dzeni wra­cają ze spa­ceru. Oddzia­łowy pyta wzro­kiem, czy może się odda­lić, zosta­wia­jąc mnie samą z osa­dzo­nym. Wycho­wawcy na­dal nie ma.

– Idź – wydaję pole­ce­nie oddzia­ło­wemu.

Wiem, że nie będzie go dłuż­szy czas. Całą grupę trzeba prze­szu­kać, wpu­ścić do cel, to tro­chę potrwa.

Paweł K. też to wie. Wie­dział rów­nież, że grupa spa­ce­rowa będzie wra­cać. Na kory­ta­rzu robi się gwarno. Osa­dzeni zaglą­dają do pokoju wycho­wawcy przez uchy­lone drzwi.

– Paweł kabluje – stwier­dza jeden z nich.

– Parówa! – rzuca ktoś inny.

– Cwel!

– Kapuś!

Okrzyki i śmiech osa­dzo­nych stop­niowo przy­ci­chają, w miarę jak odda­lają się oni w stronę swo­ich cel.

Wtedy sto­jący przede mną męż­czy­zna wyko­nuje gwał­towny ruch i nagle widzę przed oczyma gruby, zaostrzony szpi­ku­lec o dłu­go­ści mniej wię­cej dwu­dzie­stu cen­ty­me­trów. Sie­dzę na fotelu. Osa­dzony stoi tyłem do drzwi, trzy­ma­jąc ostrze na wyso­ko­ści moich oczu. Dzieli nas odle­głość wąskiego biurka. Robi mi się gorąco. Pokój zaczyna tań­czyć wokół mnie. Strach. Tak, zawsze twier­dzi­łam, że tylko głu­piec się nie boi.

W ciągu sekundy przez moją głowę prze­la­tuje tysiąc myśli i obra­zów. Pierw­sza myśl wiąże się oczy­wi­ście z moimi dziećmi.

Reset, prze­cież im nic nie grozi.

To ja jestem w nie­bez­pie­czeń­stwie. Tylko co mam robić?

Pod biur­kiem jest przy­cisk, tak zwana przy­zy­wówka, ale czy zadziała? A jeśli zadziała, to ile czasu upły­nie, zanim ktoś się pojawi? Praw­do­po­dob­nie będę wtedy miała już szpi­ku­lec w oku.

Przez uchy­lone drzwi sły­szę kroki oddzia­ło­wego.

– Wszystko w porządku? – pyta zza ściany i nie cze­ka­jąc na odpo­wiedź, prze­cho­dzi dalej.

– Tak – odpo­wia­dam pustce na kory­ta­rzu. Cały czas towa­rzy­szy mi myśl, że Paweł K. będzie szyb­szy.

Drzwi do pokoju wycho­wawcy są teraz zamknięte. Nie wiem, czy przy­mknął je oddzia­łowy, pro­wa­dząc grupę osa­dzo­nych, czy też zro­bił to któ­ryś z więź­niów.

Osa­dzony patrzy przed sie­bie tępym wzro­kiem, jego twarz nie wyraża żad­nych emo­cji. Tak mi się przy­naj­mniej wydaje. Nie wiem, czego się spo­dzie­wać. Przy­cho­dzą mi do głowy same czarne sce­na­riu­sze. Zakład­niczka, szpi­ku­lec w oku, roze­rwana aorta albo dźgnię­cie w serce.

Wycią­gam nie­śmiało rękę.

– Oddaj mi to. – Sta­ram się mówić spo­koj­nym gło­sem.

Cisza.

– Po co ci to wszystko?

Cisza.

– Dla­czego to robisz?

Cisza.

Patrzymy na sie­bie.

W myślach prze­rzu­cam kartki jego akt. Arty­kuł 280 kk, czyli roz­bój. Przy­je­chał skądś z Pol­ski, ze skie­ro­wa­niem do szkoły. Nie­stety czę­sto tak bywa, że jed­nostka pozbywa się w ten spo­sób trud­nego osa­dzo­nego. To wła­śnie ten przy­pa­dek. Paweł K. z całą masą wnio­sków o uka­ra­nie wylą­do­wał na Bia­ło­łęce. Tutaj też spra­wia kło­poty. Dla­tego czę­sto się spo­ty­kamy, zwy­kle w związku z wymie­rza­niem kary.

Wszyst­kie te myśli nie popra­wiają mi humoru. I jesz­cze ten dziwny, zimny, pozba­wiony wyrazu wzrok. Brak jakiej­kol­wiek reak­cji osa­dzo­nego i wymie­rzony we mnie szpi­ku­lec są prze­ra­ża­jące.

Sta­ram się nawią­zać roz­mowę. Wró­cić do tego, o czym mówił. Pytam o rodzinę, plany. Nie­skład­nie rysuję jego przy­szłość.

– Nie­długo skoń­czysz szkołę, będziesz miał zawód, będzie łatwiej o pracę – wspo­mi­nam.

Coś tam jesz­cze mówię, ale sama nie wiem, czy to ma jakiś sens.

Cisza.

– Paweł, roz­wa­lasz sobie życie.

– Nie.

Uff, zaczyna mówić.

– Dener­wuje się pani?

– Tak.

– Boi się pani? – dopy­tuje dalej.

Potwier­dzam, a wtedy on wyciąga w moją stronę szpi­ku­lec i kła­dzie go w mojej wycią­gnię­tej dłoni. Cały czas patrzy mi w oczy.

– Bar­dzo cenię w pani szcze­rość. Chcia­łem pani tylko poka­zać, że nie jest pani bez­pieczna i że ten oddzia­łowy nadaje się do pasa­nia krów.

Cisza.

– Panie oddzia­łowy, pro­szę odpro­wa­dzić osa­dzo­nego do celi – wydaję pole­ce­nie spo­koj­nym gło­sem.

Nie­ba­wem Paweł K. znika wraz z funk­cjo­na­riu­szem za drzwiami.

Wsu­wam szpi­ku­lec pod mun­dur. Zacho­wam go na pamiątkę.KOBIETA W MĘSKIM ŚWIE­CIE

Pięcio­oso­bowy pokój, meta­lowe łóżka usta­wione bli­sko sie­bie, mała szafka przy każ­dym z nich, szafa na mun­dury, stół i pięć krze­seł. Szare koce, nie­róż­niące się niczym od tych, które widzia­łam w celach dla osa­dzo­nych. Pięć dziew­czyn z róż­nych jed­no­stek, z róż­nych dzia­łów. Szkoła pod­ofi­cer­ska w Kali­szu. Tra­fi­łam tu po nie­malże roku od momentu roz­po­czę­cia służby na Gro­cho­wie. Fakt, że męż­czyźni nie cze­kali tak długo, ale i tak bar­dzo się ucie­szy­łam. Ukoń­cze­nie szko­le­nia zawo­do­wego w for­mie szkoły pod­ofi­cer­skiej było warun­kiem nada­nia pierw­szego stop­nia pod­ofi­cer­skiego – kaprala Służby Wię­zien­nej.

– Zbiórka przed kom­pa­nią! – Na kory­ta­rzu roz­legł się głos.

Wybie­gli­śmy przed budy­nek.

– W dwu­sze­regu zbiórka. Kolejno odlicz.

Pole­ce­nia wyda­wał młody porucz­nik, który przed­sta­wił się jako szef kom­pa­nii. Podzie­lił nas na plu­tony. Plu­ton gospo­dar­czy, w któ­rym się zna­la­złam, liczył trzy­dzie­ścioro funk­cjo­na­riu­szy, w tym dwie kobiety. Ucie­szy­łam się, że jest nas dwie. Prze­cież spę­dzimy tutaj trzy mie­siące.

– Chętni na dowódcę plu­tonu są? – zapy­tał porucz­nik.

Nikt się nie ode­zwał. Sta­li­śmy w zwar­tym szyku i obser­wo­wa­li­śmy prze­cha­dza­ją­cego się przed nami porucz­nika. Miał groźną minę. Zatrzy­mał się przed sto­jącą obok mnie dziew­czyną. Popa­trzył na nią bez słowa, po czym ruszył dalej. Zatrzy­mał się o krok przede mną. Mia­łam wra­że­nie, że jego wzrok prze­szywa mnie na wylot. Po chwili znowu ruszył do przodu.

– Nazwi­sko. – Wska­zał ręką w kie­runku jed­nego z nas.

– Sier­żant Ste­fan M.

– O pro­szę, mamy sier­żanta. Masz sto­pień z woj­ska?

– Tak, oby­wa­telu porucz­niku.

– Zosta­nie­cie dowódcą plu­tonu gospo­dar­czego.

– Tak jest – odpo­wie­dział sier­żant.

Do zwro­tów w licz­bie mno­giej, kie­ro­wa­nych do poje­dyn­czej osoby, już się zdą­ży­łam przy­zwy­czaić, ale na początku, sły­sząc: „Safiań­ska, weź­cie” albo jesz­cze zabaw­niej: „Oby­wa­telko Safiań­ska, weź­cie”, mia­łam ochotę prze­kor­nie zapy­tać, z kim mam wziąć, prze­cież jestem sama.

– Sier­żan­cie, zapro­wa­dzi­cie plu­ton do maga­zynu, pobie­rze­cie mun­dury. O godzi­nie osiem­na­stej kola­cja.

– Tak jest.

– Jesz­cze jedno. Panie korzy­stają z łazienki na par­te­rze po lewej stro­nie. Jak będzie wolna, mogą z niej korzy­stać rów­nież pano­wie. Nie chcę mieć żad­nych pro­ble­mów dam­sko-męskich. Czy to jasne? – zapy­tał porucz­nik, pod­no­sząc głos.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: