Antyk w malarstwie. XV-XXI wiek - ebook
Antyk w malarstwie. XV-XXI wiek - ebook
Antyk w malarstwie to kolejna publikacja Bożeny Fabiani. Autorka tym razem sięga do tradycji mitologicznej w europejskiej sztuce nowożytnej. Przybliża dorobek kultury klasycznej na przykładach malarstwa, a niekiedy także rzeźby. Pokazuje trwałość tradycji, ciągłość wątków, które trafiły do sztuki głównie w okresie renesansu i zadomowiły się w niej na kilka następnych wieków. Autorka skupia się na objaśnieniu tego, co przedstawiają dzieła, jednak nie pomija także samych artystów, którzy je tworzyli. Wszystko po to, by ocalić choć cząstkę światowego dorobku malarstwa – bez znajomości mitologii nie można bowiem zrozumieć tysięcy obrazów wchodzących w skład kanonu sztuki europejskiej.
Poza śledzeniem tradycji mitologicznej w sztuce nowożytnej autorka opowiada także o zabytkach pompejańskich oraz kulturze antycznej na wyspie Capri – rozdziały im poświęcone mogą posłużyć Czytelnikom jako krótkie przewodniki po tych miejscach. Epilog z kolei stanowi wspomnienie zmarłego niedawno Igora Mitoraja, polskiego rzeźbiarza światowej sławy, który zaszczycił autorkę swoją przyjaźnią i przekonał ją do sztuki współczesnej, czerpiącej piękno z odległej przeszłości.
„Wyobraźnię Greków i Rzymian zaludniały tłumy najrozmaitszych duchów – dobrych i złych – bóstw, bogów, półbogów, nimf, a wszystkie te istoty były w przekonaniu większości ówczesnych realne i należało żyć z nimi w zgodzie. Mitologia, przekazywana przez wieki z pokolenia na pokolenie, stała się żywą częścią religii i egzystencji tych ludzi. Kiedy dziś bierzemy do ręki mity greckie i rzymskie, traktujemy je jak każdy inny wyraz literatury pięknej, a naukowiec dodatkowo widzi w nich źródło historyczne. Ale dla starożytnych Greków i Rzymian opowieści o bogach zawarte w tych dziełach były czymś więcej niż literaturą, stanowiły w pewnym sensie wyznanie wiary. Poznawali je już jako dzieci podczas wysłuchiwania opowieści – Homera i innych autorów recytowano przecież na placach – a także podczas świątynnych uroczystości, które były ważną częścią ich religii”.
Ze wstępu
Kategoria: | Malarstwo |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-19374-4 |
Rozmiar pliku: | 25 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najpierw konkurs wygrał Pierre-Charles Jombert obrazem Diana i Apollo atakują dzieci Niobe. Jasna kolorystyka, zza obłoków wychylają się Diana i Apollo, każde z łukiem w ręku, i kierują strzały w stronę dorosłych dzieci Niobe. Matka podnosi głowę i patrzy na to, co się za chwilę stanie. Jedna z córek tuli się do niej, szukając ratunku. Obraz w miarę powściągliwy, klasycyzujący; dziś w Luwrze.
A teraz ten sam temat w wykonaniu Davida. (Tytuł francuski: Diana i Apollo przeszywają strzałami dzieci Niobe). Rdzawy koloryt, szalony zgiełk, jeźdźcy na koniach, rycerze w zbroi i leżące pokotem martwe dzieci. Niobe w długiej białej sukni podnosi rękę w niemej prośbie o litość. Wszystko wygląda jak pobojowisko, tłoczno i teatralnie. Przeładowanie, zgiełk – ten obraz ma w sobie jeszcze wiele elementów baroku. Powstał w okresie, kiedy David głosił, że antyk nigdy go nie uwiedzie. I to się jury nie spodobało. Nie minęło jednak kilka lat, a antyk jednak go uwiódł i to do tego stopnia, że malarz został jego głównym przedstawicielem w sztuce francuskiej. Obraz zakupiło w 2008 roku Museum of Art w Dallas.
AFRODYTA/WENUS I HEFAJSTOS
Afrodyta to według Homera także córka Zeusa, choć według Hezjoda – Uranosa. Bo oto kiedy Kronos okaleczył ojca i wrzucił do morza jego części rodne, z piany wokół nich zrodziła się – choć nie brzmi to zachęcająco – niezwykle urodziwa kobieta, uosobienie kobiecego czaru, patronka piękna, miłości i płodności. Ktokolwiek był jej ojcem, wszyscy są zgodni, że wyłoniła się z piany, bo aphros to po grecku piana, a Afrodyta – to zrodzona z piany. Następnie Zefir przygnał ją przez morze na Cypr, gdzie powitały ją radośnie Hory/Pory Roku, trzy boginie, też córki Zeusa. Piękne dziewczyny czekały na przyrodnią siostrę z kwiatami, ustroiły ją w niebiańskie szaty i klejnoty, głowę ozdobiły wieńcem. Podróżowała w rydwanie, który ciągnęły po niebie łabędzie (według innej wersji gołębie), a towarzyszyły im wróble.
W sztuce
Najsłynniejszy ze wszystkich obraz Narodziny Wenus Sandra Botticellego powstał na zlecenie Giovanniego di Piero Francesco Mediciego około roku 1485. Jest duży, ma 1,72 x 2,78 m, i znajduje się w zbiorach Uffizi we Florencji. Przedstawia moment, gdy Wenus, gnana przez Zefira i jego małżonkę Chloris, dopływa na gigantycznej muszli do wybrzeży Cypru, gdzie Hora niczym baletnica podbiega do niej na paluszkach, by narzucić na nagą boginię płaszcz haftowany w kwiaty. Obie bohaterki mają niebywale bujne włosy, które rozwiewa wiatr. Morze jest spokojne, a w dali na powierzchni widać jakby pianę, z której wynurzyła się Wenus. Urodę bogini zapożyczył Botticelli od Simonetty Vespucci, żony Marka Vespucciego, a kochanki Giulia Mediciego, uznawanej wtedy powszechnie za najpiękniejszą kobietę. Kiedy malował ją jako Wenus, już nie żyła, bo zmarła w 1476 roku na zapalenie płuc, przeżywszy zaledwie 23 lata. Była ulubioną modelką malarza, przedstawiał ją zarówno jako Madonnę, jak i antyczną boginię.
Mężem Afrodyty z woli ojca został kulawy Hefajstos, bóg ognia, syn Hery i Zeusa, zwany przez Rzymian Wulkanem. Zrodziła go wyobraźnia Greków właśnie pod wrażeniem wybuchów wulkanów. Z okazji ślubu z Hefajstosem, może na pociechę, Afrodyta dostała od Zeusa magiczną przepaskę, która sprawiała, że każdy się w niej kochał. Jeśli chodzi o kalectwo jej męża, sprawa nie jest całkiem jasna. Homer w Iliadzie podaje dwie różne wersje. Według pierwszej okulał dlatego, że ojciec podczas kłótni z Herą rozzłościł się na niego, ponieważ stanął po stronie matki, i zrzucił go z Olimpu. Spadał cały dzień, złamał obie nogi, odtąd kulał i wspierał się na złotych laskach. Według drugiej wersji urodził się kaleki, a matka wrzuciła go do morza, żeby ukryć niesprawne dziecko. Uratowały go dwie boginie, Tethys z córką Eurynome, i ukryły pod wodą. Tam, w grocie, miał wspaniałą kuźnię, bo był kowalem. Nawiasem mówiąc, Kubiak pisze, że w pierwotnych społeczeństwach kulawi mężczyźni mieli bardzo silne ręce i nie nadając się do pracy na roli czy myślistwa, wybierali właśnie zawód kowala. Hefajstos był ponadto artystą, wyrabiał piękne rzeczy, między innymi kobiece ozdoby. Kiedy Hera, strojnisia, zobaczyła u Tetydy cudowną broszkę i dowiedziała się, że zrobił ją jej syn, spowadziła go na Olimp. Ale on zemścił się na matce: wykuł dla niej złoty tron pułapkę. Tron miał tę właściwość, że przykuwał łańcuchami tego, kto na nim zasiadł, i Hera dała się złapać. Długo była uwięziona, dopóki Dionizos nie odnalazł Hefajstosa i nie wybłagał jej uwolnienia.
Ten pan żywiołu ognia, najzręczniejszy ze wszystkich kowali, genialny wynalazca i artysta, potrafiący wykonać roboty ze złota w postaci mówiących kobiet, które mu pomagały w pracy, i złote trójnogi, które same biegły na spotkanie bogów, choć nie był urodziwy, zawsze cieszył się względami u kobiet. Afrodytę jednak dał mu za żonę Zeus, nie zapytawszy jej o zgodę, a ona go nie kochała. Darzyła uczuciem Marsa, boga wojny, choć nienawidzili go wszyscy nieśmiertelni, gdyż był uosobieniem gniewu i przemocy, cieszył się z ludzkiego cierpienia i często pił. Spłodził z Afrodytą troje dzieci – Lęk, Postrach i – o dziwo – piękną Harmonię. Ale tę miłość wypatrzył Feb, bóg słońca, i natychmiast doniósł o niej zdradzonemu mężowi. Hefajstos zemścił się okrutnie. Oto jak opisał to Owidiusz: „Oburzył się małżonek, młot wypuścił z ręki. I zaraz zaczął kować z miedzi cieniutkie łańcuszki i siatkę tak misterną, że mogła zmylić oczy”. Była równie delikatna jak nić pajęcza. Oplótł nią łoże tak, „by za najlżejszym dotknięciem opadła”. I jak wcześniej uwięził matkę, tak teraz „sidła przemyślnie przez zdradzonego męża zastawione uwięziły oboje w bezwstydnym uścisku”. Na domiar złego Wulkan zaprosił wszystkich bogów na świadków i ci długo dworowali sobie z kochanków.
Sandro Botticelli, Narodziny Wenus, Florencja, Galeria Uffizi
W sztuce
Jest w Prado duży obraz pędzla Diega Velázqueza pod tytułem W kuźni Wulkana (233 x 290 cm). Artysta namalował go w 1630 roku, a za treść wybrał właśnie ten moment, w którym Wulkan, zajęty wykuwaniem zbroi dla Marsa, dowiaduje się o zdradzie żony i wprost zamiera z wrażenia. Donosicielem jest tu Apollo, nie bóg słońca, Feb, jak w poemacie Owidiusza, ale Apollina ze słońcem utożsamiano już od V wieku p.n.e. Zakrawa to trochę na szyderstwo, ponieważ wokół głowy dobrego boga, określanego w Iliadzie jako Jasny, Promienny, otoczonej wieńcem laurowym poety, malarz stworzył piękną aureolę, niczym wokół głowy świętego, a tu Apollo wystąpił w takiej nieciekawej roli. W dodatku nie można powiedzieć, żeby zachował się delikatnie – donosi o małżeńskiej zdradzie przy świadkach.
Diego Velázquez, W kuźni Wulkana, Madryt, Prado
Z kolei romans Wenus z Marsem uwiecznił Sandro Botticelli, raz jeszcze portretując Simonettę Vespucci. Nie jest to jednak scena miłosna – to alegoria pokoju. Oboje kochankowie leżą na łące, a towarzyszą im rozbawione rogate fauny. Mars z odrzuconą do tyłu piękną głową śpi nagi, a rozrzucone wokół części jego zbroi służą faunom za zabawki. Wenus, w długiej białej sukni, z powagą wpatruje się w twarz śpiącego i nad czymś duma. Skoro bóg wojny śpi, świat jest bezpieczny, miłość go ocala. Że i tym razem Wenus ma rysy Simonetty, potwierdzają osy latające nad głową Marsa, wokół gniazda w ułamanym konarze; po włosku osa to vespa, a zatem aluzja do nazwiska Vespucci. Obraz namalowany w 1483 roku na desce o wymiarach 69 x 173 cm prawdopodobnie stanowił część pięknie zdobionej skrzyni, tak zwanej cassone. Obecnie znajduje się w National Gallery w Londynie.
Sandro Botticelli, Wenus i Mars, Londyn, National Gallery
Ale oprócz romansu z Marsem Wenus miała jeszcze liczne inne i urodziła wiele dzieci. Z Hermesem miała syna, Hermafrodytę, istotę dwupłciową. Najgorętszym uczuciem zapałała jednak do Adonisa i tu trzeba wtrącić inny mit, by wyjaśnić, kim był ten piękny chłopiec, i przy okazji pokazać kunszt opowieści rzymskiego poety.
AFRODYTA I ADONIS
Historię tę zamieścił Owidiusz w księdze X, uprzedziwszy, że będzie straszliwa. Oto Galatea, rzeźba Pigmaliona, ożywiona cudowną mocą Afrodyty (o czym opowiem dokładniej nieco dalej), urodziła córkę imieniem Pafos. Ta z kolei miała syna, Cynyrasa (Kinyrasa), króla Cypru. Jego żona przechwalała się, że ich córka Myrra (Smyrna) jest piękniejsza od Wenus. Zresztą Myrra także pyszniła się swoją urodą. Dotknięta do żywego bogini zaplanowała okrutną zemstę: spowodowała, że Myrra zakochała się we własnym ojcu. O rękę królewny starali się najznamienitsi młodzieńcy, ją jednak opanowała namiętność do rodzica. Była świadoma – pisze Owidiusz – swojej występnej miłości. „Zaklinam was, bogowie, i ciebie, miłości rodzinna, i was, święte prawa rodzicielskie, oddalcie ode mnie ten grzech i ocalcie mnie od tej zbrodni!”, błagała bogów, ale Wenus pozostała nieugięta. Myrra przeżywała głębokie rozterki. Poeta tak to opisuje:
„Była północ, sen zmorzył ludzkie ciała i ukoił troski. Ale córka Cyrynasa nie mogła usnąć, trawiła ją nieokiełznana namiętność. Na nowo zanosiła swe szaleńcze modły i raz pogrążała się w rozpaczy, to znowu chciała podjąć próbę, wstydziła się i pożądała, i nie wiedziała, co począć. Postanowiła więc umrzeć. Podniosła się z łoża, zdecydowana, by się powiesić, przywiązała swoją przepaskę wysoko na odrzwiach i rzekła: – Żegnaj drogi Cynyrasie i dowiedz się, dlaczego umieram!
Po tych słowach zarzuciła sobie sznur na pobladłą szyję”.
Usłyszała to wierna piastunka, czuwająca za progiem komnaty. Weszła, odcięła sznur i zmusiła królewnę do wyznania tajemnicy. Kiedy Myrra wydusiła z siebie prawdę, „piastunka zadrżała z przerażenia i siwe włosy zjeżyły się jej na głowie. Starała się na wszelki sposób odwieść ją od tej strasznej miłości”. Ale potem właśnie ona ułatwiła córce schadzkę z ojcem. Skorzystała z okazji, kiedy król był podpity, i powiedziała, że kocha się w nim pewna piękna dziewczyna w wieku jego córki. Król rozkazał ją przyprowadzić. Nadeszła ciemna noc. „Srebrzysty księżyc skrył się na niebie, a czarne chmury zasłoniły gwiazdy Myrra trzy razy potykała się i zatrzymywała, trzy razy rozlegał się złowieszczy krzyk puszczyka. A jednak poszła”. Sama piastunka podprowadziła ją do ojcowskiego łoża. Schadzki powtarzały się przez kilka następnych nocy. Aż król „pragnąc poznać kochankę po tylu miłosnych spotkaniach, przyniósł światło i naraz ujrzał swoją zbrodnię i córkę. Oniemiały z bólu wyrwał błyszczący miecz z pochwy. Myrra jednak zdołała zbiec”.
Tułała się przez dziewięć miesięcy, dźwigając brzemię dziecka. Słała błagania do bogiń, żeby „odmówiły jej i życia, i śmierci”. I jakieś bóstwo jej wysłuchało. „Kiedy jeszcze mówiła, jej nogi przykryła ziemia, z paznokci wyrosły zakrzywione korzenie, które podtrzymują wysoki pień, kości stały się twardym drewnem, szpik został w środku, krew zmieniła się w soki, ramiona w długie konary, palce w małe gałązki, skóra stwardniała w korę”. Zamieniła się w drzewo, a kiedy zapłakała, ciepłe krople zaczęły się z niego sączyć; to „łzy Mirry”, czyli mirra, gumożywica używana do balsamowania zwłok oraz jako kadzidło. A drzewo, jęcząc z bólu jak rodząca kobieta, rozpękło się i wydało żywego chłopca. Według innej wersji – ojciec dogonił córkę i ciął mieczem drzewo, wywołując poród.
Dzieckiem był właśnie Adonis, który wyrósł na pięknego mężczyznę i wzbudził miłość Wenus. Bogini, żałując swego postępku, ukryła chłopca w skrzyni i dała na przechowanie Persefonie, królowej zmarłych. Ta otworzyła skrzynię, zakochała się w ślicznym chłopcu i wychowała go w swoim pałacu, ale potem nie chciała go Wenus oddać, ponieważ był już jej kochankiem. Wenus zwróciła się ze skargą do Jowisza, on jednak przekazał sprawę Kaliope. Muza zdecydowała, że chłopiec z każdą z zakochanych bogiń będzie pozostawać przez jedną trzecią roku, a pozostały czas spędzi, gdzie sam zechce. Tymczasem Adonis czas wolny spędzał także z Wenus, ponieważ magiczna przepaska trzymała go przy niej. A ona była w nim tak zakochana, pisze Owidiusz, że przestała troszczyć się o wybrzeża Cytery (wyspy, miejsca kultu Afrodyty). Trzymała młodzieńca przy sobie, stała się jego nieodłączną towarzyszką i ostrzegała go przed dzikimi zwierzętami, prosząc o rozwagę na polowaniu.