Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Bad mother - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
14 listopada 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bad mother - ebook

Autorka bestsellerów „New York Timesa”, Mia Sheridan, przedstawia pełną niespodziewanych zwrotów akcji historię pościgu pewnej detektywki za seryjnym mordercą, który ciągle z niej drwi...

Kiedy Sienna Walker zostaje zwolniona z nowojorskiej policji, ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewa, jest druga szansa w miejscu, do którego przysięgła nigdy nie wracać. Nie może sobie jednak pozwolić na odrzucenie oferty pracy, nawet jeśli bolesna przeszłość rodzinna i zerwane zaręczyny sprawiają, że w Reno nie czuje się już jak w domu.

Sytuację pogarsza pierwsza prowadzona przez nią sprawa – dotycząca seryjnego mordercy, który ma obsesję na punkcie Sienny. Zabójca zostawia przy ofiarach zagadkowe wskazówki i zaadresowane do niej mrożące krew w żyłach listy, w których szczegółowo opisuje morderstwa popełnione rzekomo przez jego matkę. Sprawa staje się coraz bardziej osobista, gdy zabójca wciąga w swoją grę również jej byłego narzeczonego. Sienna nabiera pewności, że ten, kto stoi za makabrycznymi morderstwami, to ktoś… bliski.

W pewnej chwili będzie musiała zmierzyć się ze swoimi skomplikowanymi uczuciami i zrozumieć, że bez względu na to, jak daleko uciekamy od swojej przeszłości, ona zawsze w końcu nas dogania.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-562-8
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Roz­dział pierw­szy

Reno, Nevada, jedyne miej­sce na ziemi, do któ­rego przy­się­gła ni­gdy nie wra­cać. Nie­stety z tą przy­sięgą poszło coś nie tak i było to wyni­kiem dziw­nego połą­cze­nia zrzą­dze­nia losu i jej wła­snych decy­zji podej­mo­wa­nych pod wpły­wem emo­cji.

„Zmie­ni­ła­byś to?” Sienna zadała sobie to pyta­nie po raz setny.

I po raz setny wciąż nie była pewna odpo­wie­dzi.

Tylko że… Wła­ści­wie to była pewna. Gdyby miała wybór, zro­bi­łaby to raz jesz­cze.

Gdy otwie­rała drzwi komi­sa­riatu, roz­cią­gało się nad nią bez­chmurne pustynne niebo – jaskra­wo­nie­bie­skie i bez­kre­sne. Po chwili weszła w bło­go­sła­wiony chłód kli­ma­ty­zo­wa­nego budynku.

– W czym mogę pomóc? – zapy­tała z uśmie­chem kobieta w recep­cji.

Sienna uśmiech­nęła się także, choć nie aż tak sze­roko.

– Jestem Sienna Wal­ker, przy­szłam na spo­tka­nie z sier­żantką Dah­len.

– Och, cześć! Jesteś tą nową detek­tywką z Nowego Jorku, prawda? Chelle Lopez, miło cię poznać. Podoba ci się w Reno?

– Cześć, Chelle, mnie też miło cię poznać. Tak naprawdę to jestem z Reno. To zna­czy, stąd pocho­dzę.

Na okrą­głej twa­rzy recep­cjo­nistki poja­wiło się zasko­cze­nie.

– W takim razie witamy w domu.

Sienna powstrzy­mała się przed zro­bie­niem zde­gu­sto­wa­nej miny, choć pod wpły­wem słów Chelle żołą­dek skrę­cił jej się w supeł. Patrzyła, jak kobieta pod­nosi słu­chawkę i infor­muje sier­żantkę Dah­len, że ma gościa.

– Za chwilę przyj­dzie.

– Świet­nie, dzięki – powie­działa Sienna, a Chelle ode­brała tele­fon.

Wkrótce zaśmiała się z cze­goś, co powie­działa osoba na linii, i zni­żyła głos, co ozna­czało, że to roz­mowa oso­bi­sta.

Sienna led­wie zdą­żyła usiąść, gdy do holu weszła bar­dzo wysoka, rzu­ca­jąca się w oczy kobieta po pięć­dzie­siątce z krótko obcię­tymi, ster­czą­cymi nie­mal bia­łymi wło­sami. Sku­piła się na gościu.

– Sienna Wal­ker?

– Tak. Sier­żantka Dah­len? Miło poznać panią oso­bi­ście – odrze­kła Sienna, wsta­jąc.

Kobieta miała na sobie czarny spodnium, czarną koszulę i czer­wone szpilki. Pode­szła do niej i szybko uści­snęła jej dłoń, pod­czas gdy Sienna unio­sła pod­bró­dek, bez­sku­tecz­nie pró­bu­jąc spoj­rzeć jej w oczy.

– Zapra­szam tędy.

Sier­żantka Dah­len pro­wa­dziła Siennę przez poste­ru­nek tęt­niący popo­łu­dniową aktyw­no­ścią zapra­co­wa­nych poli­cjan­tów. Sta­wiała tak dłu­gie kroki, że Sienna pra­wie za nią bie­gła. Kiedy weszły do gabi­netu, Dah­len zamknęła za nimi drzwi, gestem wska­zała krze­sło przed biur­kiem i obie usia­dły. Następ­nie pod­nio­sła słu­chawkę sto­ją­cego na biurku tele­fonu i popro­siła kogoś, żeby do niej przy­szedł. Sienna szybko omio­tła wzro­kiem nie­ska­zi­tel­nie czy­sty pokój – wyda­wał się tak samo upo­rząd­ko­wany jak kobieta, która go zaj­mo­wała.

Dah­len odło­żyła słu­chawkę, odchy­liła się do tyłu, skrzy­żo­wała nogi i zaczęła przy­glą­dać się Sien­nie.

– Pani kapi­tan i ja jeste­śmy wete­ra­nami armii – powie­działa wresz­cie.

– Tak, pro­szę pani, Dar­rin mówił mi o tym.

– Ingrid. – Urwała, a jej oczy zwę­ziły się lekko. – Nie ma takiej rze­czy, któ­rej bym nie zro­biła dla moich towa­rzy­szy broni.

Sienna poki­wała głową. Czuła zde­ner­wo­wa­nie.

– Dar­rin powie­dział to samo.

„Gdyby sopel mógł zamie­nić się w czło­wieka, wyglą­dałby jak sier­żantka Dah­len” – pomy­ślała Sienna. „Piękna, ale w zimny, ostry spo­sób”.

Dah­len, a wła­ści­wie Ingrid, unio­sła pod­bró­dek, jakby czy­tała w myślach Sienny i się z nią zga­dzała.

– Mimo to nie potrze­buję ani nie chcę kło­po­tli­wej bun­tow­niczki przy­pra­wia­ją­cej mnie o ból głowy i przy­spa­rza­ją­cej zbęd­nej papier­ko­wej roboty. Nie­na­wi­dzę zbęd­nej papier­ko­wej roboty.

– Nie, pro­szę pani, nie zamie­rzam spra­wiać temu wydzia­łowi, a zwłasz­cza pani, żad­nych pro­ble­mów. To, co wyda­rzyło się w Nowym Jorku, było… sytu­acją wyjąt­kową. Już się nie powtó­rzy. – Głos Sienny brzmiał słabo, nawet w jej uszach. Skoro więc głos ją zawiódł, wypro­sto­wała się, pró­bu­jąc poka­zać, że jest silna. Miała gra­ni­czące z pew­no­ścią prze­czu­cie, że Dah­len nie tole­ruje sła­be­uszy.

Sier­żantka jesz­cze przez chwilę przy­glą­dała się Sien­nie, a ona oparła się poku­sie, by się skrzy­wić. Jeśli ta kobieta pod­czas prze­słu­chań patrzy tak na podej­rza­nych, wydział musi mieć nie­sa­mo­wi­cie wysoki wskaź­nik roz­wią­za­nych spraw. Pod wpły­wem tego lodo­wa­tego wzroku każdy by się zała­mał. Wresz­cie spoj­rzała w stronę okna, a Sienna cicho wes­tchnęła.

– W poli­cji w Reno mamy obec­nie poważne braki kadrowe, kiedy więc Dar­rin popro­sił o prze­nie­sie­nie cię, sprawa była dość pro­sta.

Sienna powstrzy­mała się przed wzdry­gnię­ciem.

– Ale – cią­gnęła Dah­len – Dar­rin powie­dział mi też, że kiedy nie tra­cisz nad sobą pano­wa­nia, jesteś cho­ler­nie dobrą detek­tywką i że każdy wydział chciałby mieć cię na pokła­dzie.

„Dzię­kuję, Dar­ri­nie. Za to i za wiele innych rze­czy”.

– Zro­bię wszystko, co w mojej mocy, by spro­stać temu wspa­nia­łemu opi­sowi, pani sier­żant.

– Mam taką nadzieję.

Sienna odwró­ciła się, bo ktoś nagle zastu­kał w szybę w drzwiach. Po chwili do gabi­netu zaj­rzała ciem­no­włosa kobieta.

– Wejdź, Kat – rzu­ciła Ingrid.

Kobieta o imie­niu Kat usia­dła obok Sienny. Miała włosy upięte w cia­sny kok i pełne czer­wone usta. Przy­po­mi­nała Sien­nie dziew­czynę Bonda w gar­ni­tu­rze – o ile dziew­czyna Bonda w ogóle mogłaby się poka­zać w gar­ni­tu­rze, choćby tak mod­nym i dobrze leżą­cym jak ten Kat.

– Kate­rino Kozlov, to jest Sienna Wal­ker, twoja nowa part­nerka.

Kat odwró­ciła się i zaczęła bez skrę­po­wa­nia mie­rzyć Siennę oce­nia­ją­cym, ale nie nie­życz­li­wym wzro­kiem.

– Dzięki Bogu udział pro­cen­towy testo­ste­ronu w tym miej­scu wła­śnie zmniej­szył się o kolejny uła­mek – powie­działa i lekko się pochy­liła. – A naj­więk­szym dostawcą wspo­mnia­nego testo­ste­ronu jest oczy­wi­ście Ingrid. – Uśmiech­nęła się do Dah­len.

Ta lekko unio­sła brwi, poza tym jed­nak nie wyda­wała się roz­ba­wiona. Sienna pró­bo­wała powstrzy­mać uśmiech, bo nie chciała spra­wić wra­że­nia, że już pierw­szego dnia pracy drwi ze swo­jej sze­fo­wej.

Kat wycią­gnęła rękę.

– Witamy w wydziale zabójstw. Mów mi Kat.

Sienna uści­snęła jej dłoń.

– Cześć, Kat, miło cię poznać.

– No to skoro uprzej­mo­ści mamy już za sobą, może zapro­wa­dzisz Siennę do jej biurka i ze wszyst­kim ją zapo­znasz.

Kat wstała.

– Chodź, part­nerko, pokażę ci naj­waż­niej­sze pomiesz­cze­nie w tym budynku, czyli to, w któ­rym trzy­mamy kawę.

Sienna podzię­ko­wała Dah­len i ruszyła za swoją nową kole­żanką.

Pokój socjalny był mały, ale w sam raz, z kuchenką w rogu i usta­wio­nym z boku sto­łem, przy któ­rym aku­rat nikt nie sie­dział. Kat wyjęła papie­rowy kubek i mach­nęła nim w stronę Sienny, uno­sząc pyta­jąco brwi.

– Dzięki, chęt­nie – odparła Sienna.

Kat nalała dwie kawy i podała jedną Sien­nie, po czym odwró­ciła się i oparła o blat.

– No więc co takiego prze­skro­ba­łaś? – spy­tała.

Sienna zaśmiała się zasko­czona i upiła łyk cien­kiej kawy. Nie spo­dzie­wała się tak bez­po­śred­niego pyta­nia tak szybko, choć dobrze wie­działa, że wśród gli­nia­rzy plotki roz­cho­dzą się z pręd­ko­ścią świa­tła.

– Nie wyko­na­łam roz­ka­zów.

Kat wyglą­dała na lekko roz­cza­ro­waną.

– Nie­sub­or­dy­na­cja? Cho­lera, mia­łam nadzieję, że poszło o romans z sze­fem albo coś rów­nie soczy­stego.

Sienna krótko zachi­cho­tała. „Gdyby tylko…”

– Cóż, to było tro­chę bar­dziej skom­pli­ko­wane, ale nie­zbyt soczy­ste. Roz­kazy, które zlek­ce­wa­ży­łam, wydał bur­mistrz.

Kat unio­sła brwi.

– Ach. – Naj­wy­raź­niej ana­li­zo­wała tę infor­ma­cję. – Wyświad­czyli ci więc przy­sługę i wywa­lili cię z mia­sta, zanim bur­mistrz zdą­żył zażą­dać two­jej rezy­gna­cji lub zwol­nie­nia.

– Widać nie bez powodu jesteś detek­tywką.

Kat uśmiech­nęła się, ski­nęła głową w stronę drzwi i wyrzu­ciła kubek do śmieci.

– Pokażę ci twoje biurko. Będziemy spę­dzały ze sobą dużo czasu. Jeśli zde­cy­du­jesz, że masz ochotę opo­wie­dzieć mi szcze­góły tej histo­rii, nie będziesz musiała iść daleko.

Sienna ruszyła za Kat do ich miej­sca pracy, gdzie pry­wat­ność zapew­niała jedy­nie cienka ścianka dzia­łowa. Stały tam dwa stan­dar­dowe meta­lowe biurka, takie same jak te w Nowym Jorku. Otwo­rzyła szu­fladę, traf­nie zga­du­jąc, że usły­szy zgrzyt. Zna­jomy mebel wyda­wał się jedyną rze­czą w jej życiu, która się nie zmie­niła. „Witamy na komi­sa­ria­cie w Reno, Sienno”.

***

Sienna była zasko­czona, że osie­dle przy­czep wygląda nieco mniej nędz­nie, niż zapa­mię­tała. Być może było to spo­wo­do­wane zło­ci­stym świa­tłem zacho­dzą­cego słońca, które zmięk­czało kon­tury roz­pa­da­ją­cych się przy­czep i wypa­lo­nej trawy. A może to dla­tego, że w pamięci wyol­brzy­miła obskur­ność tego miej­sca. A może dla­tego, że w pew­nym momen­cie poja­wił się ktoś, kto pró­bo­wał odno­wić osie­dle przy­czep „Raj­ski Zaką­tek” – trudno chyba o bar­dziej nie­ade­kwatną nazwę – i odniósł pewien, choć mini­malny suk­ces.

A być może była to mie­szanka wszyst­kich tych rze­czy.

W każ­dym razie miała przed sobą dokład­nie taki sam układ ele­men­tów, choć dziew­czyna, którą kie­dyś była i która tu dora­stała, stała się już kimś innym. Gdy spo­glą­dała w stronę miej­sca, gdzie daw­niej miesz­kała, miała dziwne poczu­cie braku rów­no­wagi – mimo że sie­działa w samo­cho­dzie i patrzyła przez okno – zupeł­nie jakby grunt pod jej nogami lekko się prze­su­nął.

„Dla­czego cię tu przy­gnało?” Po spo­tka­niu z nową sze­fową i part­nerką poje­chała wła­śnie w tym kie­runku – ale nie pod­jęła tej decy­zji świa­do­mie, czuła się, jakby kie­ro­wała nią wyłącz­nie pamięć mię­śniowa.

„Serce rów­nież jest mię­śniem”. Tak, i może to wła­śnie tego mię­śnia uży­wała. Wycho­wała się na tym osie­dlu przy­czep. Każ­dego ranka aż do dnia, w któ­rym ukoń­czyła liceum, wyru­szała stąd do szkoły. Prze­żyła tu jedne ze swo­ich naj­szczę­śliw­szych, a także naj­gor­szych chwil.

Tu się zako­chała. Gdy zwró­ciła głowę w prawo i spoj­rzała w miej­sce, w któ­rym stała jego przy­czepa, poczuła, że ści­ska jej się serce. Oczy­wi­ście przy­czepa już do niego nie nale­żała. Ani do jego matki Mira­belle. Sienna była pewna, że teraz mieszka tu ktoś inny. A on odniósł wielki suk­ces. I cho­ciaż oka­zało się, że nie wie­działa o nim tak dużo, jak jej się kie­dyś wyda­wało, w głębi serca była pewna, że pierw­szą rze­czą, na którą wydałby zaro­bione pie­nią­dze, byłby dom dla matki. Praw­dziwy dom, a nie przy­czepa z pla­sti­ko­wymi ścia­nami koły­sząca się nawet przy lek­kim wie­trze.

Na myśl o Mira­belle poczuła skurcz pod most­kiem i nie­świa­do­mie pod­nio­sła rękę, by roz­ma­so­wać to miej­sce. Tęsk­niła za nią. Na­dal. Mira­belle była jedyną praw­dziwą matką, jaką Sienna kie­dy­kol­wiek miała, bo jej wła­sna przy­po­mi­nała raczej nasiąk­niętą alko­ho­lem sko­rupę czło­wieka i nie zwra­cała uwagi na ist­nie­nie córki. Kobieta, po któ­rej Sienna odzie­dzi­czyła zie­lone oczy i włosy w odcie­niu zło­ci­stego blond, i na szczę­ście nie­wiele wię­cej, zmarła pięć lat temu. Kiedy Sienna się o tym dowie­działa, poczuła jedy­nie prze­lotny smu­tek, który może towa­rzy­szyć świa­do­mo­ści, że kolejne zmar­no­wane życie dobie­gło końca.

Wysłała ojcu czek, aby pomóc w pokry­ciu kosz­tów kre­ma­cji, i prze­ka­zała w imie­niu matki daro­wi­znę na rzecz lokal­nej orga­ni­za­cji cha­ry­ta­tyw­nej, która poma­gała uza­leż­nio­nym od nar­ko­ty­ków i alko­holu w powro­cie do zdro­wia. To było dla niej wystar­cza­jące zamknię­cie roz­działu. Ojciec bar­dzo szybko zre­ali­zo­wał czek i od tam­tej pory z nim nie roz­ma­wiała.

Opu­ściła to miej­sce jede­na­ście lat temu, nie żegna­jąc się z żad­nym z rodzi­ców. Bolało ją tylko roz­sta­nie z Mira­belle, jed­nak ten ból został zagłu­szony przez inny, o wiele sil­niej­szy, i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jej żałoba ma war­stwy.

Wpa­try­wała się nie­wi­dzą­cym wzro­kiem w to, co kie­dyś było jej domem. I cof­nęła się w cza­sie.

***

Mira­belle otwo­rzyła drzwi przy­czepy i wytarła dło­nie w ścierkę do naczyń.

– Sienna? Co się stało, skar­bie?

Dziew­czynka zaszlo­chała cicho i pozwo­liła Mira­belle wcią­gnąć się do przy­czepy, zapro­wa­dzić do kra­cia­stej sofy i posa­dzić. Kobieta zajęła miej­sce obok niej, obró­ciła się tak, że sie­działy kolano w kolano, wzięła dło­nie Sienny w swoje i ści­snęła je deli­kat­nie. Sienna poczuła zapach cytryn i kon­wa­lii, który przy­niósł jej uko­je­nie, zanim Mira­belle zdą­żyła wypo­wie­dzieć choćby słowo.

Nabrała powie­trza i zadrżała.

– Dosta­łam zapro­sze­nie na uro­dziny do Amy­beth Hor­ton, a tata powie­dział, że przy­nie­sie do domu tro­chę pie­nię­dzy, żebym mogła kupić jej pre­zent, ale tego nie zro­bił i teraz nie mogę iść.

Prawdę mówiąc, ojciec może o tym nie zapo­mniał. Praw­do­po­dob­nie w ogóle ni­gdy nie zamie­rzał tego zro­bić i nawet nie zwró­cił uwagi na jej prośbę. Tam­tego popo­łu­dnia wró­cił do domu pijany, a ona mu nie przy­po­mniała, ponie­waż gdy był w takim sta­nie, naj­le­piej było w ogóle do niego nie pod­cho­dzić. Zawsze był zło­śliwy i okrutny, a alko­hol tylko potę­go­wał te cechy. Sienna się skrzy­wiła, a roz­cza­ro­wa­nie wywo­łane tym, że tak bar­dzo cie­szyła się na coś, w co została włą­czona, a rodzice znowu ją zawie­dli, wydo­było na wierzch całą jej nędzę. Nie mogła pójść tam bez pre­zentu. To byłoby upo­ka­rza­jące. Inne dziew­czyny, z któ­rymi trzy­mała Amy­beth, też nie były bogate, ale miały wię­cej niż rodzina Sienny. I to pod każ­dym wzglę­dem.

Sienna żało­wała, że była tego aż tak bar­dzo świa­doma, lecz miała czter­na­ście lat, nie była już dziec­kiem i po pro­stu zauwa­żała wszystko. Od zawsze. Nie tak jak wiecz­nie szczę­śliwy, nie­przej­mu­jący się niczyim zda­niem Gavin. Kiedy chciał, też potra­fił być spo­strze­gaw­czy, jed­nak to, co widział, naj­wy­raź­niej nie raniło go tak bar­dzo jak jej.

Gavina nie było teraz w domu. Wie­działa o tym i tylko dla­tego tu przy­szła. Nie chciała, żeby widział, jak pła­cze, ale potrze­bo­wała matki. Potrze­bo­wała Mira­belle.

Kobieta ścią­gnęła brwi i wytarła kciu­kiem poli­czek Sienny, gdy z jej oka spły­nęła łza.

– Och, kocha­nie, tak bar­dzo mi przy­kro. – Na jej ślicz­nej twa­rzy poja­wił się wyraz po czę­ści smutku, po czę­ści zło­ści, zaci­snęła jed­nak usta i prze­chy­liła w zamy­śle­niu głowę. – Kiedy te uro­dziny?

– Dzi­siaj – odparła Sienna i nabrała powie­trza, gdy poczu­cie nie­szczę­ścia zaczy­nało słab­nąć.

Wciąż była roz­cza­ro­wana, lecz sie­działa w schlud­nej i wysprzą­ta­nej przy­cze­pie, a Mira­belle słu­chała z taką uwagą, jakby ból Sienny naprawdę miał zna­cze­nie. Przy­szła do niej jedy­nie po pocie­sze­nie, wie­działa, że kobieta też nie ma pie­nię­dzy. Pra­co­wała jako asy­stentka magika o imie­niu Argus, życz­li­wego Greka, który nazy­wał Siennę „Sien­no­ulla” i cza­sami przy­no­sił w bia­łym pudełku z czarną wstążką domo­wej roboty baklawę, a Sienna i Gavin zaja­dali się nią, aż mieli pełne brzu­chy i usta pokryte mio­dem. Występy magika nie były jed­nak zbyt popu­larne i Mira­belle led­wie mogła opła­cić rachunki. Argus mawiał jed­nak, że radość, jaką przy­nosi ludziom ich przed­sta­wie­nie, jest warta znacz­nie wię­cej niż bogac­two.

Sienna wie­działa, że to nie­winne kłam­stewko, ponie­waż Argus pozwa­lał Gavi­nowi, który rewe­la­cyj­nie grał w karty, grać w pokera online pod swoim nazwi­skiem, a potem dzie­lili się zyskami, co ukry­wali przed Mira­belle. Sienna nie lubiła mieć tajem­nic przed Mira­belle, ale wie­działa, że dodat­kowe pie­nią­dze, o któ­rych Argus mówił, że pocho­dzą ze sprze­daży bile­tów, oszczę­dzają jej tro­chę stresu i pozwa­lają im opła­cić wszyst­kie rachunki, nawet jeśli pod koniec mie­siąca za dużo nie zostaje.

Była już na tyle doro­sła, by wie­dzieć, że sztuczki, które wyko­ny­wali, były tylko sztucz­kami, nie potra­fiła jed­nak powstrzy­mać się od patrze­nia, jak Argus i Mira­belle ćwi­czą. Czuła wtedy w sercu czy­sty zachwyt i aż zapie­rało jej dech z rado­ści, gdy coś im się uda­wało.

W samych ich ruchach, gdy per­fek­cyj­nie wyko­ny­wali numer, było coś urze­ka­ją­cego i pięk­nego.

– Dzi­siaj… – powtó­rzyła Mira­belle.

Sienna otwo­rzyła usta, by coś powie­dzieć, lecz Mira­belle chwy­ciła ją za rękę i pocią­gnęła za sobą.

– Chodź ze mną. Mam pomysł.

– Pomysł? Mira­belle…

Poszły do sypialni z tyłu przy­czepy. Mira­belle puściła rękę Sienny i pode­szła do komody sto­ją­cej obok drzwi. W tym pokoju pach­niało kon­wa­liami jesz­cze inten­syw­niej, a na łóżku leżała koł­dra w żółte róże. Mira­belle otwo­rzyła górną szu­fladę komody, wyjęła małe drew­niane pudełko, unio­sła wieczko i się­gnęła do środka. Sienna zauwa­żyła plik zdjęć, lecz Mira­belle zakryła je dło­nią, zanim dziew­czyna zdą­żyła zoba­czyć, kto na nich jest. Jej rodzina? Mira­belle ni­gdy o niej nie wspo­mi­nała. W domu nie wisiały żadne zdję­cia – z wyjąt­kiem por­tre­tów Gavina – no i w święta ni­gdy nie odwie­dzali żad­nych krew­nych, ale może mieli z nimi jakiś zatarg.

Sienna zapra­gnęła o to zapy­tać, nie chciała jed­nak naru­szać pry­wat­no­ści Mira­belle.

Kobieta wyjęła coś z pudełka i unio­sła. Sienna zamru­gała. Była to piękna, deli­katna, srebrna bran­so­letka z bla­do­fio­le­to­wymi kamie­niami.

– Myślisz, że spodo­ba­łaby się two­jej przy­ja­ciółce?

Dziew­czynka spoj­rzała jej w oczy.

– Czy by się spodo­bała? Och, tak, ale nie mogła­bym…

– Możesz i zro­bisz to. – Mira­belle ujęła dłoń Sienny i wci­snęła w nią bran­so­letkę. Cały czas trzy­ma­jąc dziew­czynę za rękę, spu­ściła wzrok, jakby roz­wa­żała kolejne słowa. – Wiem, że ni­gdy dotąd nie mówi­łam o ojcu Gavina – zaczęła nie­pew­nie, napo­ty­ka­jąc zacie­ka­wione spoj­rze­nie Sienny – ale to nie był dobry czło­wiek. Bru­talny i okrutny, więc zabra­łam Gavina i od niego ode­szłam.

– Och – szep­nęła Sienna. – Tak mi przy­kro.

Ale Mira­belle się uśmiech­nęła.

– Nie­po­trzeb­nie, kocha­nie. Nasze życie jest lep­sze bez niego. – Coś jed­nak zmie­niło się w wyra­zie jej twa­rzy, jakby nie była do końca pewna tego, co powie­działa.

– No i… No i masz Argusa – powie­działa Sienna, chcąc spra­wić, by ta dziwna mina znik­nęła z twa­rzy Mira­belle.

– Tak. Tak, mam Argusa – odrze­kła z deli­kat­nym uśmie­chem, puściła dłoń Sienny, a ta roz­warła palce.

Bran­so­letka rzu­cała blask wprost na jej twarz.

– To nie jest droga rzecz – zastrze­gła szybko Mira­belle. – Ale cho­dzi o coś wię­cej. O zwią­zane z nią trudne wspo­mnie­nia. Powin­nam była oddać ją dawno temu. – Przez kilka chwil wpa­try­wała się zmar­twiona w bran­so­letkę, po czym jakby się otrzą­snęła, a jej twarz roz­ja­śnił uśmiech. – To musi być prze­zna­cze­nie, że ją zacho­wa­łam i że teraz będzie nale­żała do Amy­beth. Niech two­rzy nowe wspo­mnie­nia. Dobre.

Pełna wąt­pli­wo­ści Sienna zaczęła roz­wa­żać pro­po­zy­cję. Bran­so­letka była śliczna. No i lubiła Amy­beth. Chęt­nie dałaby jej taki pre­zent, nie była jed­nak pewna, czy powinna pozwo­lić Mira­belle, by oddała coś, co – wbrew temu, co powie­działa – wyglą­dało na cenne.

Ale gdyby rze­czy­wi­ście takie było, to Mira­belle chyba by ją sprze­dała? Sienna kilka razy widziała, jak kobieta zała­muje ręce i zmar­twiona prze­gląda rachunki.

– Ja…

– Och! Mam też ide­alne pudełko – powie­działa z uśmie­chem Mira­belle i przy­cią­gnęła Siennę do sie­bie. – Zgódź się, Sienno, idź na uro­dziny i baw się dobrze. Nic nie ucie­szy­łoby mnie bar­dziej.

Sienna odwza­jem­niła uśmiech i poczuła taką miłość i wdzięcz­ność, że z tru­dem mogła oddy­chać.

– Dobrze, Mira­belle. Dzię­kuję. Tak bar­dzo ci dzię­kuję.

***

Uwagę Sienny przy­cią­gnął mały chło­piec i ode­rwał ją od wspo­mnień, przez które zbie­rało jej się na płacz. Boże, już od tak dawna nie pozwa­lała sobie na tak zupełne zanu­rze­nie się w myślach o prze­szło­ści. Dziecko wybie­gło zza jed­nej z przy­czep i scho­wało się za drze­wem, zasła­nia­jąc usta dło­nią, jakby chciało stłu­mić gło­śny śmiech. Troje innych dzieci skrę­ciło za ten sam róg co ono i każde scho­wało się za drze­wem lub werandą. Bawiły się w cho­wa­nego. Na tę jedną zabawę Mira­belle ni­gdy nie pozwa­lała. Powta­rzała, że boi się, że któ­reś z dzieci utknie w miej­scu, w któ­rym się scho­wało. Gdy to mówiła, wyglą­dała na szcze­rze prze­jętą, więc Sienna i Gavin jej słu­chali. Przy­naj­mniej do czasu, aż wyszła z domu.

Sienna lekko roz­chy­liła usta i zdu­siła emo­cje. Obser­wo­wała tę nie­winną zabawę, a odnaj­dy­wane dzieci pisz­czały ze szczę­ścia. Te dzie­ciaki były jesz­cze takie małe. Pełne opty­mi­stycz­nej rado­ści. Za małe, by zda­wać sobie sprawę, że z powodu ich pocho­dze­nia inni będą patrzyli na nie z góry. Nie przej­mo­wały się swo­imi zno­szo­nymi ubra­niami ani zepsu­tym samo­cho­dem rodzi­ców, który praw­do­po­dob­nie wybuch­nie gdzieś na dro­dze, przez co ludzie znaj­du­jący się w pobliżu rzucą się w krzaki w oba­wie, że jakiś sza­le­niec strzela do tłumu.

Jej uśmiech znik­nął, gdy powie­działa sobie, że lepiej by było nie prze­no­sić swo­jej nie­pew­no­ści i wsty­dli­wych wspo­mnień na te dzieci. Może będą na tyle silne, by nie pozwo­lić, żeby pocho­dze­nie je defi­nio­wało. A może ich rodzice – choć biedni – trosz­czą się o nie? „Może mają matki takie jak Mira­belle, a nie takie jak moja”.

Jęk­nęła z fru­stra­cji, prze­krę­ciła klu­czyk w sta­cyjce i uru­cho­miła sil­nik. Nie miała teraz czasu na takie rze­czy, zresztą w niczym jej nie poma­gały. Nie wie­działa, po co tu przy­je­chała – może tylko po to, by udo­wod­nić samej sobie, że da radę. No dobrze. A więc zoba­czyła osie­dle, sta­wiła mu czoła, prze­trwała to i mogła żyć dalej ze świa­do­mo­ścią, że cho­ciaż jest teraz bli­żej niego, to ono nie ma nad nią praw­dzi­wej wła­dzy. To tylko miej­sce. Nie żyje i nie oddy­cha.

Skrę­ciła i wci­snęła gaz do dechy, aż koła zaczęły obra­cać się w miej­scu, a kłęby kurzu eks­plo­do­wały w postaci ziar­ni­stej chmury.

„Skoro nie żyje i nie oddy­cha, to dla­czego przed nim ucie­kasz, jakby mogło cię w jakiś spo­sób ści­gać?” Posta­no­wiła nie słu­chać tego szeptu, bo wie­działa, że nie znaj­dzie dobrej odpo­wie­dzi.ROZDZIAŁ DRUGI

Roz­dział drugi

– Nie ma to jak od razu rzu­cić się w wir pracy – powie­działa Kat, gdy wciąż lekko oszo­ło­miona Sienna wysia­dła z samo­chodu.

Spo­dzie­wała się, że na sku­tek emo­cji, które prze­ta­czały się przez nią tego pierw­szego wie­czoru po powro­cie do rodzin­nego mia­sta, będzie całą noc prze­wra­cała się z boku na bok, jed­nak po roz­pa­ko­wa­niu się i zje­dze­niu kanapki na wynos zapa­dła w ciężki, pozba­wiony snów sen. Kiedy więc jej nowa part­nerka zadzwo­niła o trze­ciej czter­na­ście nad ranem, Sienna z tru­dem wyma­cała dzwo­niącą komórkę na pod­ło­dze obok łóżka.

Sienna szła z Kat w stronę pustej ulicy pod wia­duk­tem, gdzie stało kilku poli­cjan­tów. Naprze­ciwko nich wzno­sił się duży budy­nek wyglą­da­jący na zakład pro­duk­cyjny, a na rogu dostrze­gła pusty przy­sta­nek auto­bu­sowy. Spoj­rzała w górę, gdzie reflek­tor świe­cił jasno ze szczytu pochy­ło­ści opa­da­ją­cej ku auto­stra­dzie.

– Ekipa kry­mi­na­li­styczna już tu jest. Wkrótce zapa­kują ofiarę, więc cie­szę się, że będziesz mogła zoba­czyć, w jakiej pozy­cji została zna­le­ziona. Zadzwo­ni­łam też do Dah­len. Jest już w dro­dze, dotrze pew­nie za mniej wię­cej pół godziny. – Kat się­gnęła do kie­szeni, wyjęła dwie pary ochra­nia­czy na buty i wrę­czyła jedną Sien­nie.

Dwóch poli­cjan­tów pil­nu­ją­cych miej­sca zda­rze­nia spoj­rzało przez ramię, gdy zbli­żały się do stóp pochy­ło­ści. Ski­nęli gło­wami Kat i patrzyli zacie­ka­wieni na Siennę. Nie zadała sobie trudu, by się przed­sta­wić, zamiast tego skie­ro­wała się pro­sto do miej­sca na górze, gdzie pra­co­wali tech­nicy kry­mi­na­li­styczni. Schy­liła głowę, bo zaczy­nało robić się stromo, i skle­pie­nie wia­duktu było coraz niżej.

Zbli­żyw­szy się do miej­sca zbrodni, przy­sta­nęły, zało­żyły ochra­nia­cze na buty, po czym pode­szły tam, gdzie pra­co­wało troje człon­ków ekipy – dwoje zgar­bio­nych z powodu braku miej­sca i jedna klę­cząca przed kobietą umiesz­czoną na czymś, co wyglą­dało na drew­niane krze­sło. Pła­ska powierzch­nia na szczy­cie pochy­ło­ści była dosta­tecz­nie wysoka i sze­roka, aby ofiara zmie­ściła się w pozy­cji sie­dzą­cej.

„Co to ma być, do cho­lery? Krze­sło pod wia­duk­tem? To ewi­dent­nie zostało zain­sce­ni­zo­wane”.

Sienna przyj­rzała się uważ­niej. Star­sza kobieta z prze­chy­loną na bok głową. W ustach miała kne­bel. Oczy otwarte, wzrok przy­gnę­biony, bez kresu. Jeden z człon­ków ekipy poru­szył się lekko, by zdjąć coś pęsetą z uda kobiety, i Sienna zoba­czyła, że ofiara ubrana jest w strój typowy dla pra­cu­ją­cych w kasy­nach bar­ma­nek: krótką czarną spód­niczkę i białą koszulę, cho­ciaż bez żad­nego cha­rak­te­ry­stycz­nego logo ani kolo­rów, które pomo­głyby ziden­ty­fi­ko­wać lokal. Być może ta kobieta miała kie­dyś na sobie kami­zelkę lub inny ele­ment stroju, który pomógłby w usta­le­niu tego, gdzie pra­co­wała, ale teraz niczego takiego nie było. Gdy Sienna pode­szła bli­żej, dostrze­gła dwie małe dziurki na koszuli w miej­scu, w któ­rym powi­nien być przy­pięty iden­ty­fi­ka­tor z imie­niem, albo więc został usu­nięty, albo odpadł. Ręce kobiety były skrę­po­wane taśmą nało­żoną luźno i nie­dbale, wyko­rzy­staną raczej do przy­mo­co­wa­nia jej do dłoni kart do gry niż do ogra­ni­cze­nia ruchów. „Dziwne”. Nogi zostały przy­kle­jone do krze­sła taśmą kle­jącą, na szyi miała fio­le­towe i czer­wone ślady. Sienna, któ­rej krew osty­gła o kilka stopni, przy­su­nęła się nieco bli­żej, prze­krzy­wiła głowę i pochy­liła się, by spoj­rzeć ofie­rze w oczy.

Obok roz­bły­sły fle­sze, gdy jeden z człon­ków ekipy zro­bił kilka zdjęć.

– Widać wybro­czyny? – spy­tała sto­jąca za jej ple­cami Kat, która naj­wy­raź­niej wie­działa, czego Sienna szuka: spe­cy­ficz­nych czer­wo­nych kro­pek na gał­kach ocznych, które wska­zy­wa­łyby na to, że kobieta została udu­szona.

Sienna kiw­nęła głową. Szybko odzy­skała jasność umy­słu dzięki połą­cze­niu jasnych świa­teł, chłod­nego, noc­nego powie­trza i przy­pływu adre­na­liny od sta­nię­cia twa­rzą w twarz z ofiarą, która zgi­nęła gwał­towną śmier­cią.

Osza­co­wała, że kobieta ma jakieś sześć­dzie­siąt lat. Jej far­bo­wane, brą­zowe włosy z dwoma cen­ty­me­trami siwych odro­stów były zwią­zane w koń­ski ogon, który czę­ściowo się roz­sy­pał, praw­do­po­dob­nie gdy wal­czyła o życie. Życie, które tak tra­gicz­nie stra­ciła. Sienna zauwa­żyła jej szorstką, nad­mier­nie pomarsz­czoną i zwiot­czałą skórę i pomy­ślała, że mogło to być cięż­kie życie. Spoj­rze­nie detek­tywki prze­nio­sło się na cęt­ko­waną szyję ofiary.

– Wygląda na to, że użyto garoty – powie­działa, uważ­nie oglą­da­jąc ślady.

– Tak. – Kat wska­zała miej­sce po lewej stro­nie. – Tutaj widać, w któ­rym miej­scu zabójca prze­ciął skórę. Rana lekko krwawi. Kobieta jesz­cze wtedy żyła, ale już nie­zbyt długo.

Sienna miała nadzieję, że była to szybka śmierć. W każ­dym razie cier­pie­nie ofiary dobie­gło już końca. Ale smu­tek Sienny i tak nie prze­cho­dził. Nie­za­leż­nie, czy to wszystko stało się szybko, czy nie, kobieta musiała być prze­ra­żona.

– Art, lekarz medy­cyny sądo­wej, to potwier­dzi.

Jedna z człon­kiń ekipy kry­mi­na­li­stycz­nej, młoda kobieta o pro­stych czar­nych wło­sach i dużej wadzie zgryzu, która nada­wała jej nieco kró­li­czy wygląd, ostroż­nie wyjęła z rąk ofiary karty, ode­rwała taśmę i wycią­gnęła je w stronę Sienny i Kat.

– Wydaje się, że w któ­rymś momen­cie jej ręce zostały przy­mo­co­wane do opar­cia krze­sła. – Ruchem głowy wska­zała w tamtą stronę. – Są tam resztki kleju, a na nad­garst­kach widać siniaki.

Tak, Sienna dostrze­gła je teraz – różo­wo­czer­wone cętki w miej­scu, w któ­rym kobieta była skrę­po­wana.

– Dla­czego więc, do cho­lery, roz­wią­zał ją i wło­żył jej w ręce karty do gry?

Kobieta naj­wy­raź­niej wie­działa, że Sienna nie ocze­kuje odpo­wie­dzi, więc spoj­rzała tylko na karty i deli­kat­nie je roz­ło­żyła.

– Jest ich sześć lub sie­dem.

– Możesz je odwró­cić? – popro­siła Sienna.

Czy ofiara wygrała w jakąś grę i roz­wście­czyła prze­ciw­nika? Poli­cjant powie­dział, że pra­co­wała w kasy­nie, ale prze­cież nie gra­łaby w miej­scu zatrud­nie­nia. Hazard pod­czas pracy był zabro­niony, praw­do­po­dob­nie ist­niały też zasady zaka­zu­jące pra­cow­ni­kom gra­nia w ogóle. Nie, gdyby to robiła, zauwa­żono by to na moni­to­ringu, prze­słu­chano by ją i pew­nie zwol­niono, a karty zosta­łyby skon­fi­sko­wane. Ochro­nie kasyna nic ni­gdy nie umyka, więc może kobieta skoń­czyła pracę i grała w karty z przy­ja­ciółmi? Ale jeśli tak, to dla­czego wcze­śniej się nie prze­brała?

– Te karty to wia­do­mość – mruk­nęła Sienna.

– Pozo­sta­wiona przez zabójcę – dodała Kat.

– Tak – zgo­dziła się Sienna. – Ale dla­czego?

Tech­niczka odwró­ciła je i roz­ło­żyła jesz­cze sze­rzej. Było ich sie­dem. Ósemka pik, dzie­wiątka kier, walet kier, piątka karo, walet pik, as trefl i dwójka karo. Jeżeli w kar­tach ukryto jakąś wia­do­mość, to Sienna jej nie dostrze­gała. Ale prze­cież ni­gdy nie była dobra w grze w karty. Potra­fiła tylko taso­wać, a i to bar­dzo nie­zgrab­nie.

Jeśli karty sta­no­wiły jakąś wia­do­mość lub wizy­tówkę, to na pierw­szy rzut oka prze­sła­nie było nie­czy­telne. Przy­naj­mniej dla niej.

– Rozu­miesz coś z tego? – zwró­ciła się do Kat.

Poli­cjantka przy­glą­dała im się przez chwilę, po czym pokrę­ciła głową.

– Nie, ale żadna ze mnie kar­ciara. No chyba że cho­dzi o uno. To moja spe­cjal­ność.

Sienna przy­gry­zła wargę, lecz się nie roze­śmiała. Zawsze czuła, że to nie­wła­ściwe śmiać się przy zwło­kach ofiary mor­der­stwa. Inni poli­cjanci róż­nie do tego pod­cho­dzili – wielu z nich żar­to­wało – ale wie­działa, że to mecha­nizm radze­nia sobie z trudną sytu­acją i ich za to nie osą­dzała.

– Zapa­kuj je nam, Malindo – popro­siła Kat. – A tak przy oka­zji, to jest Sienna Wal­ker, moja nowa part­nerka – zwró­ciła się do trojga człon­ków ekipy kry­mi­na­li­stycz­nej i wska­zała wszyst­kich po kolei. – Malinda Lu, Abbott Daley i Gina Marr.

Sienna mruk­nęła coś powi­ta­nie.

– Macie sza­cun­kowy czas zgonu? – zapy­tała Malindę, która stała naj­bli­żej.

– Zmarła zale­d­wie kilka godzin temu – odparła Malinda. Mówiła bar­dzo cicho i z lek­kim akcen­tem, któ­rego Sienna nie potra­fiła ziden­ty­fi­ko­wać. – Stę­że­nie pośmiertne dopiero co się roz­po­częło. Zga­duję, że to cztery godziny. Nie wię­cej niż sześć.

Sienna zmarsz­czyła czoło i zwró­ciła się do Kat:

– Kto ją zna­lazł?

– Bez­domny, który cza­sem tu nocuje. Był nawa­lony i zacho­wy­wał się agre­syw­nie w sto­sunku do funk­cjo­na­riu­szy. Zabrali go do aresztu. Póź­niej spi­szę jego zezna­nie i spraw­dzę, czy pamięta coś jesz­cze, ale chyba przy­szedł tutaj, zoba­czył ją, posta­no­wił napić się przed snem i ruszył tyłek do sklepu spo­żyw­czego kilka prze­cznic dalej. To wszystko działo się około godziny temu. Wezwano nas ze sklepu. Na razie nie ma powodu, by uwa­żać go za podej­rza­nego. Led­wie był w sta­nie cho­dzić, a co dopiero dźwi­gać krze­sło i ciało pod górę, jed­no­cze­śnie nio­sąc sobie flaszkę. – Wska­zała miej­sce, gdzie leżała roz­bita butelka, a na beto­nie wid­niały ślady roz­la­nego taniego alko­holu. Kat spoj­rzała za sie­bie, na ulicę poni­żej. – Tą drogą jeź­dzi auto­bus, z któ­rego byłby bez­po­średni widok na to miej­sce. Dowiem się, o któ­rej jest ostatni kurs, i skon­tak­tuję się z kie­rowcą. Uwa­żam jed­nak, że została zabita gdzie indziej, a tutaj mor­derca tylko odpo­wied­nio ją upo­zo­wał.

„Upo­zo­wał”.

– Ale dla­czego? Po co posa­dził ofiarę na krze­śle? – wyszep­tała Sienna i pochy­liła się, by spraw­dzić, co jest za krze­słem. Tylko żwir. – Dla­czego jej po pro­stu nie porzu­cił?

– Nie wiem – odparła Kat. – Ale skoro już nie żyła, to z pew­no­ścią nie cho­dziło o zapew­nie­nie jej kom­fortu.

– I dla­czego tutaj? – Sienna wska­zała głową zbo­cze. – To dziwne. – Spoj­rzała na ciemny budy­nek po dru­giej stro­nie ulicy. – A może tam był jakiś pra­cow­nik albo ktoś inny? Może coś widział?

– Spraw­dzi­łam firmę. To Arm­strong and Sons, pro­du­kują narzę­dzia, w soboty mają zamknięte.

Sienna znów popa­trzyła na kobietę. Po krę­go­słu­pie prze­biegł jej lekki dreszcz. Karty zostały już zapa­ko­wane, ale prze­ana­li­zo­wała w myślach ich układ. Wyglą­dało na to, że nie dało się z nimi wygrać. Kobieta sie­dząca przed nią, zimna i mil­cząca, prze­grała wię­cej niż raz.ROZDZIAŁ CZWARTY

Roz­dział czwarty

Cho­lera, to był ciężki dzień. Gavin rzu­cił kurtkę na krze­sło w salo­nie, polu­zo­wał kra­wat, pod­szedł do mini­barku i nalał sobie obfi­cie bur­bona.

Mieli aktu­ali­za­cję sys­te­mów i schrza­niło się wszystko, co tylko mogło się schrza­nić. Nie wspo­mi­na­jąc o tym, że przez więk­szość czasu był zamknięty w małym pokoju bez okien, co nie popra­wiało mu nastroju. Wypił tak potrzebny mu łyk alko­holu i pocze­kał na zna­jome pie­cze­nie w gar­dle. Nie pamię­tał, kiedy ostat­nio potrze­bo­wał moc­nego drinka, by roz­luź­nić napię­cie w ramio­nach po dniu pracy, ale ten dzień był dosta­tecz­nie trudny, by to uza­sad­nić. Stał przy oknie swo­jego miesz­ka­nia na ostat­nim pię­trze, z któ­rego roz­ta­czał się wspa­niały widok na pano­ramę Reno i pusty­nię. Resztka trunku spły­nęła gładko. „Wszystko dobre, co się dobrze koń­czy”. Posta­wił pustą szklankę na sto­liku obok i skrę­cił szyję naj­pierw w lewo, a potem w prawo. Napię­cie w mię­śniach tro­chę zelżało. Czuł się lepiej.

Oczy­wi­ście mama powie­działa mu, że musi zna­leźć dobrą kobietę, która będzie robiła mu masaż bar­ków, żeby nie musiał zawsze łago­dzić stresu szkla­neczką bur­bona lub pół­go­dzin­nym poby­tem w sau­nie, którą zbu­do­wał w łazience.

Moż­liwe. I być może pew­nego dnia zacznie szu­kać na poważ­nie. Do tej pory nie spo­tkał jed­nak nikogo, kto by utrzy­mał jego zain­te­re­so­wa­nie na dłu­żej, mie­wał tylko krót­kie, nie­skom­pli­ko­wane związki. O ile „związki” to w ogóle wła­ściwe słowo. Wes­tchnął i roz­ma­so­wał ostat­nie napięte mię­śnie karku.

Jego myśli błą­dziły, a bur­bon wywo­łał przy­jemne odrę­twie­nie. Pro­blem pole­gał na tym, że wszyst­kie kobiety porów­ny­wał do niej. I żadna nie dora­stała jej do pięt. Co na tym eta­pie było już nie­do­rzeczne. W swo­jej gło­wie posta­wił ją na pie­de­stale, ponie­waż miał poczu­cie winy. A jeśli dodać do tego, że była jego pierw­szą miło­ścią, jego pierw­szym wszyst­kim, to oczy­wi­ste, że sta­no­wiła ogromną kon­ku­ren­cję. Tak dzia­łała psy­cho­lo­gia i musiał się z tym pogo­dzić. Wresz­cie pójść do przodu. Dać jakiejś innej kobie­cie szansę na strą­ce­nie tam­tej z miej­sca, które wciąż zaj­mo­wała w jego sercu.

Potarł grzbiet nosa, by zła­go­dzić tępy ból głowy, któ­rego począ­tek już wyczu­wał.

Jezu, dla­czego w ogóle teraz o niej myśli? Nie robił tego od dłuż­szego czasu. Przy­naj­mniej nie świa­do­mie.

– To stres – mruk­nął pod nosem, odwró­cił się od okna, wziął szklankę i pod­szedł do mini­barku. – Kilka drin­ków po dłu­gim dniu jesz­cze ni­gdy nikomu nie zaszko­dziło. – Wziął pilota, włą­czył zamon­to­wany na ścia­nie pła­ski tele­wi­zor, opadł na kanapę i upił łyk dru­giego drinka, zapa­da­jąc się w miękką jak masło skórę.

Poło­żył nogi na pufie przed sobą i zmie­niał kanały, aż zna­lazł wia­do­mo­ści. Chęt­nie obej­rzałby jakiś mecz lub coś innego, przy czym łatwiej byłoby mu się wyci­szyć, ale nic takiego nie leciało. Sta­rał się jed­nak być na bie­żąco z aktu­al­nymi wyda­rze­niami w swoim mie­ście – dla bez­pie­czeń­stwa zawsze dobrze było wie­dzieć, co się dzieje – więc zde­cy­do­wał się na wia­do­mo­ści.

„Prze­cho­dzimy teraz do kon­fe­ren­cji pra­so­wej na żywo w komi­sa­ria­cie w Reno. Poli­cja prosi o pomoc w ziden­ty­fi­ko­wa­niu zamor­do­wa­nej zeszłej nocy kobiety”.

Gdy spoj­rzał na wyświe­tloną na ekra­nie podo­bi­znę, szybko dopił drinka i ścią­gnął brwi. Nie od razu wydała mu się zna­joma, ale może to dla­tego, że nie miała żad­nych cech szcze­gól­nych. Była mniej wię­cej w wieku jego matki, wyglą­dała na nieco zmę­czoną, co zwy­kle ozna­czało, że życie nie było dla niej łaskawe lub że doko­ny­wała złych wybo­rów na tyle kon­se­kwent­nie, by pozo­sta­wiły ślad.

Ale… to czy­jaś matka… a może bab­cia, sio­stra lub żona. To musi być straszne dowie­dzieć się z wie­czor­nych wia­do­mo­ści, że uko­chana osoba została zamor­do­wana. Wyda­wało mu się, że poli­cja rzadko wybiera ten spo­sób, chyba że była to sprawa wyma­ga­jąca jak naj­szyb­szego roz­wią­za­nia, ponie­waż w nie­bez­pie­czeń­stwie znaj­do­wały się rów­nież inne osoby.

Kamera na chwilę prze­su­nęła się w bok i Gavin wypro­sto­wał się gwał­tow­nie, po omacku odsta­wia­jąc szklankę na puf.

Nie tra­fił, szklanka spa­dła na pod­łogę, ale nie roz­trza­skała się na gru­bym dywa­nie. Zosta­wił ją tam i się­gnął po pilota, żeby pod­krę­cić dźwięk. „To nie­moż­liwe”.

Kąt kamery znów się roz­sze­rzył, a Gavin gapił się w tele­wi­zor. „O cho­lera”. Sienna Wal­ker. Był oszo­ło­miony, jakby w jakiś spo­sób przy­cią­gnął ją myślami, ponie­waż czuł w pobliżu jej obec­ność. Zer­k­nął na logo sta­cji tele­wi­zyj­nej, zasta­na­wia­jąc się, czy może włą­czył jakąś ogól­no­kra­jową, a Sienna tak naprawdę jest na kon­fe­ren­cji pra­so­wej nowo­jor­skiej poli­cji, gdzie prze­cież jesz­cze nie­dawno pra­co­wała. Ale nie, była tutaj, w Reno, stała wśród miej­sco­wych poli­cjan­tów, któ­rych mun­dury tak dobrze znał, ponie­waż cza­sami pra­co­wał z nimi nad tą czy inną sprawą zwią­zaną z bez­pie­czeń­stwem. A jesz­cze czę­ściej musiał wzy­wać ich do kasyna do pija­nych i agre­syw­nych klien­tów, któ­rych trzeba było usu­nąć siłą.

Znów cały się spiął, ale wresz­cie opadł na opar­cie kanapy i słu­chał infor­ma­cji przed­sta­wia­nych przez poli­cjantkę, która pro­siła opi­nię publiczną o kon­takt, jeśli w ciągu ostat­nich tygo­dni lub dni zagi­nęła jakaś kobieta podobna do tej ze zdję­cia. Naj­wy­raź­niej na razie nie było żad­nych podej­rza­nych ani przy­pad­ków zagi­nięć, które paso­wa­łyby do ofiary.

Zakrę­ciło mu się w gło­wie, sku­pił się na Sien­nie. Robiła osza­ła­mia­jące wra­że­nie nawet z zacze­sa­nymi do tyłu wło­sami, w pro­stych sza­rych spodniach i bia­łej bluzce. Była piękna jede­na­ście lat temu, a teraz była jesz­cze pięk­niej­sza. Potra­fił być wobec sie­bie na tyle szczery, by przy­znać, że to poru­sze­nie w jego wnę­trzu to tęsk­nota. Ude­rzyło go to jak młot kowal­ski.

Ni­gdy nie odpu­ścił.

Nawet gdy zyskał pew­ność, że ona już nie będzie jego.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: