Bądź moim szczęściem - ebook
Bądź moim szczęściem - ebook
Heidi Bliss całe życie ciężko pracowała, aby w przyszłości zostać gwiazdą amerykańskiej siatkówki. Gdy dostała szansę na zrealizowanie swojego marzenia, czuła, że los jej sprzyja. Wszystko na wyciągniecie ręki. Wyższe wykształcenie na prestiżowej uczelni, kariera i cudowny chłopak, którego każda jej zazdrościła. Jednak gdy opuściła rodzinne Auburn w stanie Alabama, wszystko zaczęło się komplikować za sprawą nieznajomego ze stacji benzynowej. Heidi nie wiedziała, że w tak krótkim czasie jej życie nabierze zupełnie innych barw… Czy postąpi w imię zasad, czy w imię nowych, niebezpiecznych doznań, jakich doświadczy za sprawą mężczyzny poznanego przypadkiem?
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-68-3 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Koniec sezonu 2018/19
Kwiecień
HEIDI
Chyba to było w tym wszystkim najlepsze. Ta adrenalina, tętniąca krew w żyłach i nic poza boiskiem, drużyną i piłką w moich rękach. Kto by pomyślał, że znów znajdę się w tym miejscu, walcząc z tymi dziewczynami o mistrzostwo stanowe. Co ciekawe, wcale nie tak wiele brakuje nam do osiągnięcia tego drugi raz z rzędu. Nie będę ukrywać, że to była moja szansa na zaistnienie w oczach łowców talentów, siedzących gdzieś na trybunach i przyglądających się bacznie każdej akcji. Na moment zerknęłam w stronę miejsc, które powinni zajmować wszyscy moi najbliżsi. Ba! Jestem pewna, że siedzieli w tej samej kolejności co zawsze. Trybuna A, rząd trzeci, miejsca od cztery do siedem.
Miles Collage we Fairfield, który reprezentuję, miał być kompromisem dla mnie i dla rodziców. Zaledwie dwie godziny drogi od rodzinnego Auburn, ale wystarczająco daleko, żebym mogła odetchnąć i oderwać łatkę córki profesora, która musi odnieść sukces. John Bliss, mój tata, był szanowanym wykładowcą matematyki stosowanej na uniwersytecie w Auburn. Od zawsze marzył, że dołączę do niego na uczelni. Tamtejsza drużyna znajdowała się w drugiej dywizji1. Mimo wszystko nie chciałam wybić się poprzez swoje znane nazwisko na uniwerku. Dlatego wybór padł na Fairfield. Doskonale znałam osiągnięcia tamtejszej drużyny siatkarskiej – Golden Bears. Wiedziałam, że co roku łowcy talentów werbują przynajmniej dwie zawodniczki z pierwszego składu do zespołów z pierwszej dywizji.
Uczelnia w Fairfield, chociaż w małym stopniu, spełniała oczekiwania ojca w kwestii mojego kształcenia. Głównie dlatego wybrałam analizę danych jako swoją specjalizację. Uwielbiam mojego tatę, mimo jego dość surowego podejścia do nauki. Doskonale rozumiałam, jak ważna dla niego jest pozycja profesora na uczelni. Szanowałam go za to i podziwiałam. Nic dziwnego, że mama zdecydowała się przenieść na stałe do Stanów dla ojca. Wyjątkowo łączył w sobie niewyobrażalną inteligencję, charyzmę i urodę. Jaka dziewczyna mogłaby się oprzeć wysokiemu, dobrze zapowiadającemu się profesorowi z burzą brązowych włosów i parą błękitnych oczu. Na swój sposób razem z mamą tworzyli fascynującą i piękną parę. Mimo ich wieku wciąż łatwo można było sobie wyobrazić, jak wyglądali w czasach młodości. Czasem zazdrościłam im łączącego ich uczucia, które przetrwało już prawie trzydzieści lat.
Pozwoliłam sobie na tę chwilę dekoncentracji wyłącznie dlatego, że trener drużyny przeciwnej był zmuszony wziąć czas. Ukradkiem uśmiechnęłam się do mamy i puściłam jej oczko, po czym udałam, że pstrykam palcami. Mama uśmiechnęła się szeroko i zrobiła dokładnie to samo. To nasz mały znak z dzieciństwa, kiedy to jeszcze czułam ogromny stres przed wystąpieniami publicznymi, a potem przed meczami. Wtedy ustaliłyśmy, że wystarczy pstryknąć palcami i wszystko inne zniknie.
Dokładnie tak jak teraz, gdy usłyszałam gwizdek sędziego przywołującego drużyny z powrotem na boisko. Trener Chuck dał ostatnie wskazówki Jess, naszej środkowej, dotyczące, jak miałam nadzieję, akcji kończącej to spotkanie. Na boisko weszłam jako ostatnia i przeszłam za tylną linię. Kątem oka spojrzałam na tablicę wyników. Czternaście trzynaście dla nas. Dwa do dwóch w setach, tie-break. Tylko jeden punkt dzielił nas od drugiego z rzędu mistrzostwa Alabamy. Ostatni raz zerknęłam na trybuny, a potem szybko na trenera, który miał do mnie pełne zaufanie. Delikatne skinienie głową w jego wykonaniu oznaczało przyzwolenie na ryzyko w zagrywce. W tej właśnie chwili wszystko wokół zniknęło, jak za sprawą pstryknięcia palcami, a ja zdałam sobie sprawę, że to ode mnie zależy, jak zakończy się ten mecz…
------------------------------------------------------------------------
1 NCAA (ang. National Collegiate Athletic Association). Żeńska siatkówka w Stanach Zjednoczonych podzielona jest na trzy dywizje (I, II, III). Drużyny rozgrywają mecze w swoich dywizjach. Najlepsze drużyny dostają szansę gry w turnieju NCAA Division I Women’s Volleyball Tournament.ROZDZIAŁ 1
HEIDI
W mojej głowie panował totalny mętlik.
Mój umysł próbował przyswoić wszystkie informacje i wydarzenia, które miały miejsce w przeciągu kilku ostatnich godzin. Jednak chociażbym nie wiem, jak bardzo starała się skupić na podjęciu decyzji, moje myśli krążyły wokół słów wciąż na nowo odtwarzanych w pamięci.
„To twoja szansa. Nie zmarnuj jej”.
Dosłownie parę godzin temu rozegrałam swój najlepszy mecz w życiu, kończąc spotkanie asem serwisowym. Przy całym zamieszaniu, jakie rozegrało się po meczu, krzykach, łzach szczęścia, uściskach i gratulacjach, ja najlepiej zapamiętałam właśnie te słowa. Propozycję złożoną przez samego Mike’a McLouda.
Znałam go z telewizji. Był rozpoznawany przede wszystkim dzięki swoim licznym kontaktom i znajomościom w świecie siatkówki. To dzięki niemu takie gwiazdy jak Carmen Stanford czy Tammy Halleway trafiły na początku swojej kariery do najlepszych klubów. Pomógł im i jako pierwszy zauważył u nich talent, który teraz wszyscy mogli podziwiać przed ekranami telewizorów. Chociażby dlatego, kiedy zobaczyłam go po meczu wstającego z trybun, zamurowało mnie do tego stopnia, że musiałam usiąść na moment na ławce. Dostawałam ataku paniki. Schowałam głowę w dłoniach i próbowałam unormować oddech. Kto by pomyślał, że zagram pięciosetowy mecz o mistrzostwo, a to obecność łowcy talentów wyprowadzi mnie z równowagi. Sam fakt, że McLoud pofatygował się na mecz drużyny drugiej dywizji w stanie Alabama, wystarczyłby, żeby zapisać sobie ten dzień w kalendarzu; a nie tylko tu był, ale zmierzał właśnie w moim kierunku. Byłam przekonana, że pomylił mnie z kimś innym, dopóki nie usłyszałam, jak z jego ust pada moje nazwisko.
– Panno Bliss, nazywam się Mike McLoud i jestem…
Nabrałam powietrza w płuca, które wciąż paliły mnie żywym ogniem, po czym podniosłam się i stanęłam twarzą w twarz z żywą legendą.
– Dzień dobry. Wiem, kim pan jest. Niezmiernie miło mi pana poznać. Mam nadzieję, że mecz drużyn stanu Alabama spełnił pana wygórowane oczekiwania – powiedziałam na jednym wydechu, zbierając się na wyżyny swojej odwagi.
– Cóż, skoro o tym mowa i już nie muszę przedstawiać pani mojego CV, to może przejdziemy do konkretów. Co powiedziałaby pani na okazję trafienia na moją listę gwiazd? Zagrała pani mecz, którego pozazdrościłaby niejedna zawodniczka najwyższej ligi. Mam dla pani pewną propozycję.
W tym właśnie momencie jedyne, co byłam w stanie usłyszeć, to odgłos własnego serca obijającego się o moje żebra. Marzyłam o tym przez całe swoje życie. Odtwarzałam tę scenę każdego dnia przed snem, a kiedy jawa stawała się rzeczywistością, mnie zabrakło języka w gębie. Usłyszałam ciche chrząknięcie tuż za plecami i poczułam czyjąś dłoń delikatnie ściskającą moje ramię. Miałam świadomość, że jedyna osoba, która wiedziała, co właśnie dzieje się w mojej głowie i stara się mnie w ten sposób uspokoić, to mój starszy brat Coby. Przełknęłam więc gulę blokującą moje gardło.
– Zamieniam się w słuch – odpowiedziałam z pełną stanowczością.
– Obecnie prowadzę rekrutację do drużyny Uniwersytetu Detroit Mercy. Byłabyś ostatnim kawałkiem układanki. Zostało nam tylko znaleźć rozgrywającą, a po tym, co dziś pokazałaś, mogę domniemać, że idealnie wpasujesz się w drużynę.
Nie mogłam pozwolić, żeby jego słowa po raz kolejny wyprowadziły mnie z równowagi. Uznałby mnie za wariatkę, a to było ostatnie, czego bym chciała. Tak wiele razy odtwarzałam tę rozmowę w myślach, że tym razem miałam gotową odpowiedź.
– Mimo że jest to dla mnie zaszczyt, nie mogę podjąć tak ważnej decyzji bez wcześniejszego zapoznania się z warunkami proponowanymi przez drużynę z Detroit. – Odetchnęłam w duchu, mając nadzieję, że zabrzmiałam chociaż w połowie tak profesjonalnie, jak zamierzałam.
– Oczywiście rozumiem. Tu jest moja wizytówka. Proszę skontaktować się ze mną do końca tygodnia, by uzgodnić szczegóły. To twoja szansa. Nie zmarnuj jej.
– Ziemia do Heidi…
Przed moimi oczami pojawiła się czyjaś ogromna dłoń. Natychmiast wyostrzyłam spojrzenie na mojego brata stojącego tuż przede mną.
– Gdzieś tak odleciała?
Wystarczyło, żebym na niego spojrzała, a on już wiedział.
– Znów odtwarzasz tę rozmowę? Hei, błagam. Przecież już to przerobiliśmy. Świetnie sobie poradziłaś. – Uśmiechnął się i podał mi piwo.
Mimo że wypadał weekend, w który powinnam odwiedzić Nannę i rodziców w Auburn, nie byłam gotowa na rozmowę z nimi o propozycji gry w Detroit.
Rodzice wypuścili mnie z gniazda tylko pod warunkiem, że raz w miesiącu będę wracać na weekend do rodzinnego Auburn, chociażby ze względu na Nannę. Moja kochana babunia Rita, a dla mnie Nanna, po śmierci dziadka Louisa została całkowicie sama w Hiszpanii. Mama uznała, że najlepiej będzie, jak Nanna zamieszka niedaleko naszego domu, żeby mieć na nią oko. Nie było to wcale łatwe. Babcia uparła się, że Stany są przereklamowane, a wokoło grasuje masa bandytów i złodziei. Dopiero po paru wizytach w naszym domu poszliśmy wszyscy na kompromis. Babcia kupiła malutki domek na naszej ulicy, natomiast uparła się, że dom w Hiszpanii zostaje w rodzinie i za żadne skarby go nie sprzeda. W duchu odetchnęłam, bo szczerze uwielbiałam tamten dom. Wiązała się z nim masa wspomnień.
Odwróciłam się na kanapie do Coby’ego.
– Masz na myśli ten moment, kiedy zapomniałam języka w gębie, czy może kiedy miałam atak paniki? – zapytałam, nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi.
– Jesteś beznadziejną perfekcjonistką.
Zaraz po meczu poprosiłam Coby’ego, żeby zabrał mnie do swojego mieszkania i odwiózł wieczorem do rodziców. Wprawdzie miałam spotkać się z Carterem, ale nie zdążył mi nawet pogratulować, bo musiał jechać załatwić jakąś pilną sprawę z ojcem w firmie. Przestało mnie dziwić, że jest na każde jego zawołanie. Nigdy nie byłam jego priorytetem. Zawsze było coś ważniejszego. Dlatego dzisiaj to ja zmieniłam swoje preferencje i zamierzałam spędzić wieczór ze swoim bratem.
Coby był wyższym sobowtórem naszego ojca. Tak jak ja, odziedziczył latynoską opaleniznę po mamie, ale w przeciwieństwie do mnie, miał ciemnoblond włosy, a jego niebieskie oczy oczarowały niejedną dziewczynę. Wprawdzie miał dopiero dwadzieścia osiem lat, lecz ze swoimi okularami na czubku nosa wyglądał jak rasowy doktor nauk ścisłych. W odróżnieniu ode mnie i taty, Coby’ego zawsze interesowała fizyka. Mimo obiecującej kariery koszykarskiej, jaką przepowiadali mu trenerzy, postanowił w pełni poświęcić się nauce, oczywiście ku radości naszego ojca. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, jednak w pełni szanowałam jego decyzję. Mimo że oboje poszliśmy w dwóch różnych kierunkach, a nasze życia tak znacząco się od siebie różniły, to łączyło nas jedno – upór w realizacji marzeń.
Mieszkanie Coby’ego to moja kryjówka. Mój brat większość dnia spędzał na uczelni, ślęcząc nad badaniami i prowadząc zajęcia, dlatego dostałam osobny komplet kluczy, na wypadek gdyby akurat nie było go w domu. Dwupokojowe mieszkanie, w którym mieszkał kompletnie sam, to typowe kawalerskie gniazdko. Składało się z salonu, małej kuchni, z oknem wychodzącym na park, i sypialni z całkiem sporą łazienką. Panował tu porządek, którego trudno było się spodziewać po samotnym mężczyźnie. W zasadzie nie wiem, czemu Coby nie związał się z nikim po rozstaniu z Leilą. Nigdy nie chciał zdradzić mi, co się między nimi naprawdę wydarzyło, a ja nie drążyłam tematu. Wiedziałam tyle, ile chciał mi powiedzieć. Ich rozstanie miało miejsce w tym samym roku, co jego rezygnacja z koszykówki, czyli jakieś trzy lata temu. Leila po prostu wyjechała, a Coby zaczął układać sobie życie na nowo.
Oboje siedzieliśmy w jego salonie na rozkładanej kanapie, która często bywała moim przejściowym łóżkiem. Na ścianie naprzeciwko znajdował się duży, płaski telewizor z szafką, na której stały konsola PS4 i kolekcja gier. Kupiłam mu ją na dwudzieste czwarte urodziny. Fakt, że się ich nie pozbył, ścisnął mnie za serce. W dniu, w którym wyprowadził się od rodziców, poczułam, jakby ktoś zabrał jakąś część mnie. Mimo że mieszkał niecałe pół godziny drogi od rodzinnego domu, to już nie to samo, co mieszkanie w pokoju obok. Wiem, że skoczyłby za mną w ogień i vice versa, dlatego to z nim musiałam najpierw porozmawiać o propozycji, która mogła zmienić całe moje życie.
Coby siedział ze skrzyżowanymi na piersi rękami i patrzył na mnie spod opuszczonych okularów. Znał mnie, więc czekał, aż będę gotowa z nim porozmawiać, a tym swoim wzrokiem starał się lekko wymusić na mnie jakąś reakcję.
– Dobra, już! Nie musisz na mnie tak patrzeć! – krzyknęłam sfrustrowana.
– Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi, mała. – W jego głosie słychać było rozbawienie, jednak jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny.
– Wiele można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jestem mała. Ty też do niskich nie należysz – odgryzłam się i przybrałam triumfalny wyraz twarzy. Miałam nieco ponad sześć stóp wzrostu. Jak na rozgrywającą może brakowało mi paru cali, ale nauczyłam się świetnie sobie z tym radzić.
– No fakt, ale dziewczyny to lubią – odpowiedział i poruszył porozumiewawczo brwiami.
– Tak, zwłaszcza te, które sięgają ci do pasa…
– Ja wciąż tu widzę same zalety. – Spojrzał dwuznacznie na swoje krocze, a ja włożyłam dwa palce do ust i udałam, że wymiotuję.
– Jesteś obleśny, wiesz?
– Różnie mnie nazywali… Nieziemsko przystojny, szalenie inteligentny, ale obleśny? Nie, to raczej nie przejdzie, ale miło, że próbowałaś.
Walnęłam go pięścią w ramię, na co odpowiedział mi głośnym śmiechem. Coby pokręcił głową, ale nie pozwolił się zbić z tropu.
– Dobra, nie zmieniaj tematu, co zamierzasz zrobić?
– Nie wiem, o czym mówisz. – Odwróciłam wzrok z powrotem w stronę telewizora i pociągnęłam długi łyk piwa. Zanim jednak zdążyłam wymyślić, jak zmienić temat, Coby wyłączył telewizor i rzucił we mnie pilotem, starając się zwrócić moją uwagę.
Jęknęłam przeciągle.
– A jak myślisz… Wyjadę. Wiem, że to zrobię. Wiedziałam, zanim McLoud zdążył wyjść z hali. – Przymknęłam oczy, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. – Codziennie marzyłam o dniu, w którym stanę na boisku z prawdziwymi gwiazdami siatkówki. Po prostu trudno mi wyobrazić sobie, że będę tak daleko od Alabamy. To drugi koniec kraju, Cobs.
– No i? Hei, przecież żyjemy w czasach, kiedy w ciągu jednego dnia możesz znaleźć się na innym kontynencie. Nikt o tobie tu nie zapomni. Pomyśl raz w życiu o sobie i nie staraj się uszczęśliwić wszystkich dookoła.
– Kto by pomyślał, że z ciebie taki filozof. – Zaśmiałam się pod nosem. – Zaimponowałeś mi.
– Jestem przyszłym doktorem, muszę chociaż stwarzać pozory. – Coby puścił mi oczko, poprawiając minimalnie humor. – Czekaj, a myślałaś, co powiesz Carterowi? – zapytał nagle, a ja o mały włos oplułabym się piwem, które właśnie piłam.
Carter Walsh był kapitanem uczelnianej drużyny koszykarskiej, a prywatnie moim facetem. Był dwa lata starszym studentem mechatroniki. Wszyscy w mieście wiedzieli, że po studiach miał przejąć rodzinną firmę Walsh Construction. Jedną z największych firm budowlanych na południowym wybrzeżu. Od dwóch lat, razem z Carterem, tworzyliśmy uczelnianą superparę.
Takiego mężczyznę każda kobieta przyjęłaby z otwartymi ramionami. Dobrze wychowany, elokwentny, szarmancki chłopak z Alabamy, ze stypendium naukowym i sportowym. Mogłabym powiedzieć, że do pełni szczęścia brakowało mi tylko obrączki na palcu, domu z białym płotem, psa i dwójki dzieci. Wiem, że większość kobiet zabiłaby za taką świetlaną przyszłość u boku faceta, o którym mówi się „złoty chłopak”. Problem w tym, że dla Cartera przyszłość zaczynała się i kończyła w Alabamie. Tutaj był powszechnie szanowany i sławny. To tu chciał założyć rodzinę i się ustatkować. A dla mnie? Dla mnie Alabama to za mało. Zawsze wiedziałam, że to nie moje miejsce. Oczywiście, urodziłam się tu i wychowałam, ale żyje się tylko raz i jeżeli chciałam spełnić swoje marzenia, musiałam patrzeć szerzej niż boisko uczelnianej drużyny w Miles Collage.
– Tak, właśnie… Chyba przydałoby się z nim porozmawiać… Ale to może poczekać do jutra, teraz chcę obejrzeć odcinek „Gry o tron” z moim bratem kujonem. – Pokazałam mu język i wyrwałam z rąk paczkę czipsów, które właśnie otwierał.
Coby w żartach pstryknął mnie w ucho. Oboje śmieliśmy się i przepychaliśmy na kanapie, a do mnie dotarło, że to za Cobym będę tęsknić najbardziej.