- W empik go
Borussia Dortmund. Siła Żółtej Ściany - ebook
Borussia Dortmund. Siła Żółtej Ściany - ebook
Prawdziwa miłość do najgorętszego klubu Europy!
Na początku XXI wieku Borussia Dortmund była na skraju bankructwa, by już kilka lat później dwa razy z rzędu zostać najlepszą drużyną Niemiec. Dziś BVB to jeden z najpopularniejszych i najszybciej rozwijających się klubów piłkarskich na świecie.
Wielki sukces drużyna zawdzięcza jednak nie tylko bramkostrzelnym napastnikom, przebojowym pomocnikom, solidnym obrońcom i charyzmatycznym trenerom. Borussia to przede wszystkim wspaniali kibice, którzy nie odwrócili się od klubu nawet w najtrudniejszych momentach.
Fani z całego świata co dwa tygodnie spotykają się w Dortmundzie, zapominając o lokalnych klubach, by doświadczyć atmosfery Signal Iduna Park, kibicując bezpośrednio z Żółtej Ściany. Jak to możliwe, że klub, który nie wygrał żadnego europejskiego trofeum od ponad dwudziestu lat, tak całkowicie pochłania ludzkie umysły?
Poznaj historię Zagłębia Ruhry, powstania Borussii i budowy Westfalenstadion. Dowiedz się, jak duży wpływ na rozwój klubu z Dortmundu mieli Polacy – nie tylko za sprawą słynnego tria Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek – i daj się wciągnąć w wir czarno-żółtego szaleństwa.
Dla kibiców BVB to będzie mała Biblia, a dla wszystkich fanów Bundesligi lektura obowiązkowa. Bo nie chodzi w niej tylko o samą Borussię i jej pełną wzlotów i upadków historię. Książka pozwala też zrozumieć wiele mechanizmów, które kształtowały Bundesligę przez te wszystkie lata. Wciąga i uzależnia, ale nie mogło być inaczej, skoro tak znakomity autor pisze o tak fantastycznym klubie.
Tomasz Urban, „Piłka nożna” i Eleven Sports
Nikt nie opowiada o niemieckiej piłce tak, jak Hesse. Żaden niemiecki klub nie oferuje tylu historii do opowiedzenia, co Borussia Dortmund. To musiało się udać.
Michał Trela, Przegląd Sportowy
Polonia Dortmund stała się mitem i – jak to mit – już na zawsze będzie miała miejsce w historii naszej piłki, jak Boniek w Juve, Młynarczyk w Porto czy Dudek w Liverpoolu. W Westfalii Błaszczykowski, Lewandowski i Piszczek pokazali, że Polacy mogą być najlepsi nie tylko w niemieckim klubie, ale i w całej Bundeslidze! W moim przekonaniu trio z Dortmundu miało wręcz wymiar kulturotwórczy, który z perspektywy czasu jeszcze bardziej docenimy: Kuba, Robert i Łukasz zmienili postrzeganie Polaków w Niemczech. Ich historia znakomicie wpisała się w wyjątkowe dzieje BVB, które tak ciekawie opisał w tej książce Uli Hesse.
Roman Kołtoń, Polsat Sport
Kategoria: | Sport i zabawa |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8129-343-3 |
Rozmiar pliku: | 8,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest 19 grudnia 1909 roku. Dortmund, piwiarnia Zum Wildschütz. Grupa młodych piłkarzy ze społeczności chrześcijańskiej przy kościele św. Trójcy spotkała się tutaj, aby po kłótni z księdzem opiekunem powołać do życia nowy klub sportowy Ballspielverein Borussia 1909 Dortmund. Nie zdają sobie sprawy, że decyzja, którą za chwilę podejmą, nie tylko na zawsze odmieni historię niemieckiej oraz światowej piłki nożnej, ale również życie milionów ludzi na całym świecie.
Często można spotkać się ze stwierdzeniem, że największym fenomenem Borussii Dortmund jest ogromna więź z kibicami. Niesamowita atmosfera podczas spotkań BVB rozgrywanych w Dortmundzie i wypełniony po brzegi Westfalenstadion to już swego rodzaju norma. Ponad 80 tysięcy osób na każdym meczu ośmiokrotnego mistrza Niemiec, niezależnie od klasy przeciwnika czy sytuacji klubu, także nikogo już nie szokuje. Kibice to Borussia, a Borussia to kibice – tak po prostu jest i ciężko znaleźć tu jakiekolwiek logiczne wytłumaczenie.
W swojej 109-letniej historii westfalski klub wielokrotnie borykał się z przeciwnościami losu. Zmieniały się okoliczności, kondycja finansowa klubu, osiągane rezultaty oraz zawodnicy. Niezmienne pozostało jednak jedno – niesamowite wsparcie kibiców. Kiedy w sezonie 1996/97 BVB pokonało Juventus 3:1 w finale Ligi Mistrzów, wydawało się że dortmundczycy właśnie dobili do bram piłkarskiego raju. Niespełna dekadę później, głównie poprzez złą politykę transferową, klub znalazł się na skraju bankructwa.
Czternastego marca 2005 roku to data, którą kibice Borussii pamiętają do dziś. Tego dnia niespełna 500 udziałowców zadecydowało o tym, że BVB będzie istnieć dalej – dla wielu kibiców i działaczy Borussia Dortmund narodziła się po raz drugi. Wcześniej sympatycy czarno-żółtych zorganizowali marsz pod hasłem „Nie na sprzedaż”. Był to z jednej strony symbol obaw i strachu przed utratą ukochanej drużyny, ale z drugiej – dowód wierności i przywiązania do niej niezależnie od wszystkiego.
Na przestrzeni lat światowa piłka nożna znacząco się zmieniła, a czynnikiem, który w głównej mierze decyduje o sukcesie, stały są kwestie finansowe. W Dortmundzie czas jakby się zatrzymał. Tutaj kluczowe znaczenie mają takie aspekty, jak wierność swoim zasadom, stopniowa realizacja założonego celu i relacje z fanami.
Bezwarunkowa miłość i oparcie w drugiej osobie może wznieść człowieka na wyżyny jego możliwości. Świadomość, że masz obok siebie kogoś bliskiego, kto jest z tobą na dobre i na złe, pozwala łamać wszelkie bariery. W Dortmundzie jest podobnie. Südtribüne – legendarna Żółta Ściana, 25 tysięcy fanów gotowych oddać życie za Borussię Dortmund i regularnie zdzierających sobie dla niej gardła to siła, którą dobrze mieć po swojej stronie.
Krzysztof Przepióra
redaktor naczelny borussia.com.plProlog
Lars Ricken nigdy nie widział na twarzach kibiców takiej rozpaczy – i choć miał wówczas zaledwie dziewięć lat, nie zdarzyło mu się to później ponownie. Odwrócił się, by spojrzeć na trybunę południową. Nie była to jeszcze wtedy ta potężna, imponująca, sławna na całym świecie trybuna, którą stała się potem, gdy Borussia Dortmund, na przekór wszystkim innym klubom, które poszły w plastik i siedziska na całym stadionie, zachowała stojące miejsca, a nawet dobudowała drugi poziom do tego gigantycznego kawałka betonu. Ale już wówczas była to jedna z najsławniejszych trybun w niemieckiej Bundeslidze, znana z wybuchowej i – w zależności od tego, której stronie się kibicowało – albo radosnej, albo przytłaczającej atmosfery tworzonej dzięki pasji znajdujących się tam ludzi.
Choć nie w tamtym momencie.
Z miejsca, gdzie stał Ricken – nieco na prawo za bramką, na poziomie murawy – ściskając małymi dłońmi ogrodzenie, które oddzielało widzów od boiska, wyglądało to tak, jakby na trybunie pojawiła się wolna przestrzeń. Zadziwiające. Miejsca były wyprzedane i choć do końca spotkania pozostała mniej niż minuta, zastanawiał się, dlaczego ludzie opuścili stadion. A później zorientował się, że tego nie zrobili. Po prostu usiedli. Ricken powędrował wzrokiem po trybunie, próbując policzyć fanów, którzy zalegli na stopniach, nie mogąc dłużej na to patrzeć. Były ich dziesiątki. Niektórzy gapili się na boisko, inni okryli głowy flagami i szalami. Widział spuszczone ramiona i zrozumiał, że ludzie szlochają.
Mimo że był tylko dzieckiem, Ricken wiedział, dlaczego opanowało ich całkowite przygnębienie. Drużyna, którą wszyscy tu nazywali po prostu Borussią, na gwałt potrzebowała gola. W przerwie miejscowa telewizja – jak gdyby już do tego doszło – poinformowała, że po raz drugi w historii zespół spadnie z Bundesligi. Komunikat okazał się nieco przedwczesny, ponieważ w drugiej połowie rzut karny wykorzystany przez Michaela Zorca, chłopaka z Dortmundu, dał kopa drużynie i piłkarze w żółtych strojach rzucili się naprzód, mimo dusznej spiekoty nieustannie atakując bramkę stojącą przed trybuną południową. Lecz czas upływał. W kilku różnych znaczeniach.
Ricken miał blade pojęcie o kłopotach finansowych Borussii – a były one tak poważne, że Niemiecki Związek Piłki Nożnej (DFB) zagroził dortmundczykom odebraniem punktów z powodu długów. Członkowie klubu powołali na stanowisko prezesa młodego prawnika Reinharda Rauballa, licząc na to, że zapobiegnie bankructwu. Ale doprowadzenie finansów do porządku byłoby nieomal beznadziejnym zadaniem, gdyby zespół znalazł się w drugiej lidze. Niektórzy czuli, że jeśli Borussia spadnie, już nigdy się nie podniesie.
Trzydzieści sekund przed końcem meczu bramkarz Dortmundu popędził, by zagrać piłkę z piątego metra i rozpocząć ostatni atak. Piłka była w ruchu, gdy zagrywał ją do kolegi z drużyny, ale sędzia przymknął na to oko i nie zagwizdał, by golkiper powtórzył rzut od bramki.
Co niezwykłe jak na tamte czasy, spotkanie było transmitowane w telewizji. Gdy Borussia pospiesznie budowała akcję od tyłu, komentator przywitał przeciwników gospodarzy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zostało zaledwie tyle czasu, by po raz ostatni rozpaczliwie dośrodkować. Ricken dostrzegł kędzierzawą głowę Zorca, gdy ten zgrał piłkę w kierunku lewego słupka, niedaleko miejsca, gdzie stał dziewięciolatek. Przez siatkę w bramce zobaczył, że ktoś w żółtej koszulce dopadł do futbolówki i dośrodkował z pierwszej piłki z bardzo ostrego kąta. Słyszał, jak ludzie wokół gwałtownie oddychają, jak gdyby ze stadionu wyssano powietrze. Ricken szybko obrócił głowę, by śledzić lot piłki, lecz był w stanie dostrzec tylko gmatwaninę białych i żółtych koszulek, zmęczonych graczy maniakalnie odbijających piłkę. A potem usłyszał najgłośniejszy wrzask radości w życiu.
Ludzie skakali, z oczami wciąż zamglonymi udręką, której nie potrafili ukryć. Podczas gdy jedni wspinali się na ogrodzenie, inni już biegli na boisko, by świętować.
Lars Ricken nigdy nie widział na twarzach kibiców takiej radości – i choć miał wówczas zaledwie dziewięć lat, nie zdarzyło mu się to później ponownie.
„Oczywiście, gdy wygrywaliśmy Ligę Mistrzów 11 lat później, byłem na boisku, a nie na trybunach. Nie do końca więc wiem, jak bardzo cieszyli się fani, gdy strzeliłem zwycięskiego gola z Juventusem. Ale nie mogli być bardziej szczęśliwi, niż byliśmy tamtego dnia w 1986 roku”.
A potem popada w zadumę, myśląc o szalonej drodze, którą przebyła Borussia.Wstęp
Borussia Dortmund nie zdobyła żadnego europejskiego trofeum od 1997 roku, kiedy to drużyna z Bundesligi niespodziewanie pokonała w finale Ligi Mistrzów Juventus, którego gwiazdami byli Zinédine Zidane, Christian Vieri i Didier Deschamps. A mistrzostwa kraju nie wygrała od 2012 roku, gdy młody zespół prowadzony przez Jürgena Kloppa wyprzedził po raz drugi z rzędu potężny Bayern Monachium.
Mimo to Borussia jest globalnym fenomenem – magnesem dla futbolowych entuzjastów ze wszystkich zakątków świata i „drużyną drugiego wyboru dla każdego”, jak to określił „Guardian”. W październiku 2014 roku BBC doniosło, że „każdy mecz Dortmundu u siebie przyciąga na trybuny ponad tysiąc fanów z Anglii” (trzeba od razu pospieszyć z wyjaśnieniem, że powinno się przez to rozumieć raczej Brytyjczyków niż Anglików, bo w grę wchodzą takie grupy fanów, jak Edinburgh Borussen, którzy zawsze rzucają się w oczy z powodu kiltów). Miesiąc później, w listopadzie 2014 roku, linie lotnicze Ryanair ogłosiły, że „w dniach meczów wprowadzają specjalne kursy Londyn – Dortmund dla kibiców z Wielkiej Brytanii”.
Przyczyną tego nieodpartego przyciągania jest z pewnością dobra piłka. W rzeczy samej Borussia była jedyną obok Barcelony drużyną, która w ośmiu spotkaniach z Realem Madryt w latach 2012–2016 mogła poszczycić się dodatnim bilansem. Innym powodem jest to, że klub może rywalizować na najwyższym poziomie, choć wciąż należy do swych członków, a nie jest własnością rosyjskich oligarchów, arabskich potentatów naftowych, chińskich konglomeratów czy wreszcie niemieckich producentów samochodów. Niemniej podstawowym powodem, dla którego tak wielu ludzi z zagranicy regularnie przybywa do fabrycznego miasta w Zagłębiu Ruhry (które trudno nazwać malowniczym), jest atmosfera.
Już w 2009 roku „The Times” nazwał dortmundzki obiekt – oficjalnie Signal Iduna Park, od nazwy tamtejszego towarzystwa ubezpieczeniowego, choć większość fanów mówi nań Westfalenstadion – najlepszym stadionem na świecie: „To miejsce zostało wzniesione dla piłki i dla fanów, by mogli się tu wyrazić. Powinny się tu odbywać wszystkie finały europejskich pucharów. Najlepsza atmosfera na kontynencie, biorąc pod uwagę rozgrywane tam mecze”. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 2015 roku „Daily Mirror” opublikowało na stronie internetowej nagranie wideo, na którym fani z Dortmundu wyśpiewywali coś, co gazeta nazwała „najbardziej zadziwiającym wykonaniem Jingle Bells, jakie kiedykolwiek słyszeliście”, i określiła doping tamtejszych kibiców jako „najlepszy w Europie”. Pod nagraniem umieszczono sondaż z pytaniem: „Czy fani z Dortmundu są najlepsi na świecie?”. Siedemdziesiąt trzy procent czytelników odpowiedziało twierdząco.
Powtarzając te opinie w kwietniu 2016 roku, „Telegraph” uznał obiekt Borussii – przez niektórych miejscowych nazywany po prostu „Świątynią” – najwspanialszym stadionem europejskich klubów piłkarskich. W gazecie napisano: „Nic dziwnego, że Jürgen Klopp płakał, gdy opuszczał Borussię Dortmund. Niemiec wiedział, że zostawia za sobą najbardziej spektakularną arenę europejskiego futbolu. Stary Westfalenstadion jest nie tylko ogromny (podczas większości meczów wypełnia go ponad 80 tysięcy kibiców), ale odbywa się też na nim budzący podziw karnawał dźwięków i barw, najżywiej wyrażony w gigantycznych malowidłach, które wznoszą się ze złowieszczym dostojeństwem z trybun słynnej trybuny zwanej Żółtą Ścianą. To widok, którego powinien doświadczyć przed śmiercią każdy piłkarski fan”.
W istocie, wypełniony obiekt sprawia imponujące wrażenie. A nigdy nie jest pusty. Według „Sports Venues 2016”, wydania magazynu eksperckiego „Stadionwelt INSIDE”, Borussię Dortmund wspiera druga co do wielkości rzesza kibiców na ziemi (tylko występujący w NFL Dallas Cowboys przyciągają więcej fanów podczas meczów u siebie). Co aż prosi się o postawienie dwóch oczywistych pytań: dlaczego i jak to się dzieje? Dlaczego i jak Borussia stała się klubem, którego kibice pojawiają się na okładkach międzynarodowych magazynów prawie tak samo regularnie jak gwiazdy tej drużyny? Poza tym, gdy Real Madryt pojechał do Dortmundu we wrześniu 2016 roku, „Marca” nie obwieściła, że Królewscy zmierzą się z mistrzami świata Andre Schürrlem i Mario Götzem oraz ekstrawagancką gwiazdą ataku Pierre-Emerickiem Aubameyangiem. Zamiast tego na okładce znalazły się słowa: „La BBC Contra El Muro Amarillo” – Gareth Bale, Karim Benzema i Cristiano Ronaldo kontra Żółta Ściana. Innymi słowy, dlaczego i jak Borussia stała się tak popularna, zarówno w Niemczech, jak i za granicą?
Cóż, to dłuższa historia. Normalnie zaczyna się od samego początku. W tym przypadku jednak lepiej będzie rozpocząć w momencie, kiedy ludzie zaczęli rozumieć, że dzieje się coś niezwykłego.