Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ciszo, przemów. Szukając W.G. Sebalda - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
29 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
109,99

Ciszo, przemów. Szukając W.G. Sebalda - ebook

Pierwsza, najpełniejsza i jedyna możliwa biografia W.G. Sebalda – jednego z najbardziej oryginalnych i tajemniczych pisarzy XX wieku. Przedwczesna śmierć w wypadku odebrała mu szansę na literackiego Nobla.

Podpisywał się tylko inicjałami, bo wstydził się imienia ojca nazisty. Gdy miał 22 lata na zawsze opuścił rodzinne Niemcy. To, co najbardziej wpłynęło na jego życie, zdarzyło się zanim się urodził. Wychował się w cieniu tragedii i przemilczanych traum XX wieku – Holocaustu i bombardowań niemieckich miast. Stworzył nowy gatunek literacki – fikcję splecioną z faktami, która najpełniej oddaje prawdę o losach zapomnianych ofiar historii. Przez całe życie krył się w zmyśleniach snutych w wywiadach, kreował dokumentalne fikcje i podkradał życiorysy poznanych osób, by stworzyć z nich bohaterów swoich książek.

Carole Angier to badaczka i doświadczona biografka, która osobiście znała bohatera swojej książki. W niezwykle wciągającym i znakomicie udokumentowanym śledztwie odwraca grę Sebalda. W fikcji szuka faktów i wykonuje pracę rasowej reporterki; dociera do bliskich pisarza: sióstr, przyjaciół z młodości, pierwowzorów postaci z jego prozy. Jako pierwsza rozmawia z tymi, do których inni badacze Sebalda nie dotarli, m.in. z Marie – ostatnią miłością pisarza.

To biografia, której wydania W.G. Sebaldmógłby zakazać. Angier uparcie próbuje jednak zrobić dla niego to, co on starał się zrobić dla swoich bohaterów – opisać i poznać prawdziwego człowieka i jego los. Jej książka pozwala także lepiej zrozumieć niepokojącą i pełną zagadek twórczość pisarza. Idąc tym krętym tropem, biografka szuka odpowiedzi na najtrudniejsze pytanie: kim pan był, panie Sebald?

Książka w brawurowym tłumaczeniu Macieja Stroińskiego.

Błyskotliwa i przenikliwa książka o pisarzu, którego kariera jest wciąż przedmiotem sporów.

“The New York Times”

Wielka rzecz. Carole Angier ukazuje potężny geniusz Sebalda i wystrzega się uproszczeń. Przedstawia pisarza żywo, wszechstronnie i w wielu odcieniach. Ci, którzy go znali, mogą poświadczyć, że to wierny portret.

Alberto Manguel

Angier skrupulatnie śledzi, skąd Sebald czerpał postaci i scenerię swoich książek oraz jak przetwarzał materiał źródłowy na własne potrzeby. Solidny, rzetelny i przekonujący opis życia i twórczości.

„The Wall Street Journal”

Zachęcająca i wnikliwa książka, która dowodzi, że Sebald, pomimo swojej tragicznej i przedwczesnej śmierci, był absolutnym mistrzem najwyższej literatury.

Javier Marías

Najlepsza biografia, jaką czytałem od lat.

Philippe Sands

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8367-793-4
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Pisanie biografii zawsze jest jak tkanie sieci, łączenie kolejnych dziur, które tworzą się z powodów omawianych też w dorobku samego W. G. Sebalda: z winy zawodnej pamięci, śmierci lub nieobecności świadków i niejasnej roli, którą odgrywa narrator. Z tego rodzaju trudnościami mierzy się każdy biograf, lecz zwłaszcza biograf Sebalda, bo historia życia pisarza jest bardzo dziurawą siecią.

Największa z białych plam to jego życie rodzinne, wdowa po pisarzu nie chce bowiem ujawniać osobistych spraw męża. Nie wolno bez jej zgody przytaczać prywatnych źródeł, na przykład niektórych listów, wolno tylko je omawiać. Nawet materiały ogólnie dostępne, to znaczy książki Sebalda i udzielone przezeń wywiady, mam prawo cytować wyłącznie we fragmentach, zgodnie z dozwolonym użytkiem publicznym.

To nie koniec luk w tej biografii. Skupię się na czterech głównych Sebaldowskich dziełach prozą, znacznie mniej miejsca poświęcę natomiast jego pismom naukowym i utworom poetyckim, doskonale omówionym przez badacza Uwego Schüttego1, którego dorobek na razie jest dostępny tylko po niemiecku, czekamy więc na przekłady.

Niewiele się dowiemy o jednej z istotniejszych przyjaźni Sebalda i o współpracy z jego ostatnim angielskim redaktorem, ponieważ obaj panowie, i przyjaciel, i redaktor, nie zdecydowali się na rozmowę ze mną2. Najbardziej żałuję jednak największego przemilczenia wynikającego ze wspomnianej na początku przeszkody w pisaniu o życiu mego bohatera. Chciałabym zrozumieć, dlaczego mimo długoletniego i trwałego związku małżeńskiego i mimo uczucia, jakim darzył córkę, Sebald czuł się tak samotny. Jego dzieła przepełnia poczucie osamotnienia wyśmiewane przez niektórych krytyków: dlaczego w jego opisach ulic i krajobrazów ciągle powraca nieprawdopodobna pustka? Ale tak naprawdę nie było tu nic do śmiechu. Oprócz pesymizmu – który nawet przychylniejsi odbiorcy traktują z dużym dystansem – przez większość życia nawiedzało pisarza głębokie wyobcowanie. Towarzyszyło jego urokowi osobistemu, poczuciu humoru, zdolności współodczuwania, lecz w każdej chwili mogło wyłonić się z głębi duszy i ściąć jego nastrój lodowatym chłodem. Dość rzadko się to zdarzało, gdy był jeszcze młody, nigdy przy bliskich albo przyjaciołach, lecz z wiekiem skłonność ta się nasilała i wracała coraz częściej. Wieloletni okres twórczy pisarz spędził w kleszczach samotności, a ci, których kochał, pewnie czuli się podobnie.

Czemu zatem się uparłam, żeby napisać biografię Sebalda pomimo licznych utrudnień? Wytrwałam w swoim zamiarze, ponieważ W. G. Sebald to najwybitniejszy ze znanych mi ludzi pióra; ponieważ uważam, że prawo wdowy do ochrony prywatności jej świętej pamięci męża nie powinno blokować badań nad korzeniami jego dorobku twórczego; ponieważ jestem po prostu okropnie uparta. Jednak główny powód mojego uporu ma naturę osobistą i wynika z mojego własnego uwarunkowania.

Czytelnicy Sebalda coraz częściej twierdzą, że jego dorobku nie należy sprowadzać do tematu żydowskiej i niemieckiej tragedii Zagłady: uważają, że mrok Sebaldowskiej wizji świata sięga znacznie dalej, obejmując sobą historię w ogóle, a nawet przyrodę. To prawda. W tym miejscu wychodzi jednak na jaw moja własna perspektywa: jestem córką Żydów, którzy musieli uciekać przed nazizmem. Do Sebalda przyciągnęło mnie w pierwszej kolejności to, że był pisarzem niemieckim, który szczególnie mocno mierzył się z brzemieniem niemieckiej odpowiedzialności za zbrodnię Zagłady. Ten wymiar jego twórczości do dzisiaj budzi mój podziw i głęboko mnie porusza. W. G. Sebald nie chciał, żeby widziano w nim „pisarza Zagłady”, więc go tak nie nazwę. Dla niego, Niemca i syna żołnierza armii hitlerowskiej, Holokaust stanowił tragedię wprawdzie nie jedyną, ale własną, _osobistą_. Dla mnie, potomkini wiedeńskich Żydów, którzy ledwo uszli z życiem, też jest to prywatny dramat. Sądzę, że wolno uważać Zagładę za środek ciężkości dorobku Sebalda. Jeżeli zbyt mocno podkreślam ten temat, wiedzą już Państwo dlaczego.

*

W. G. Sebald słynie nie tylko z literackiej wartości swej prozy i z głębokiego – bodaj najgłębszego wśród niemieckich ludzi pióra – utożsamienia z losem ofiar własnego narodu. Największą sławę przynosi mu to, że jego dzieł nie sposób sztywno zaklasyfikować. Czy przynależą do literatury pięknej, czy do literatury faktu? Czy powiemy o nich, że są książkami podróżniczymi, eseistycznymi, historycznymi (albo z dziedziny historii naturalnej), biograficznymi, autobiograficznymi, encyklopedycznymi albo sylwicznymi? Pierwszy brytyjski wydawca Sebalda, Christopher MacLehose, nie był pewien, jak określić _Pierścienie Saturna_ i _Czuję. Zawrót głowy_, opatrzył je więc potrójną etykietą gatunkową „powieści podróżniczo-historycznych”. (Rozszerzyłby to określenie o jeszcze jeden przymiotnik, gdyby miał taką możliwość)3. Niepewność genologiczna dotycząca tej twórczości trwa zresztą do dzisiaj. Literaturoznawcy i krytycy – a nawet wydawcy i księgarze – w końcu słusznie uznali zaskakującą prawdę: Sebald stworzył osobny gatunek prozy mieszczący się w spektrum między prawdą a zmyśleniem. W jego ślady poszło wielu młodych twórców, od Brytyjczyka Roberta Macfarlane’a, przez Amerykanina o nigeryjskich korzeniach Teju Cole’a, po Niemca Stephana Wackwitza. Walter Benjamin stwierdził, że każdy wielki pisarz tworzy nową odmianę pisarstwa. W XX wieku tę szaloną próbę talentu najlepiej przeszedł właśnie W. G. Sebald4.

Drugim jego tytułem do sławy jest sposób równoważenia fikcji i faktów: przeplatanie prozy fotografiami i materiałami archiwalnymi. Książki Sebalda na pierwszy rzut oka przypominają biografie: obok zdjęć Edwarda FitzGeralda i Rogera Casementa, czyli postaci historycznych, znajdujemy wizerunki Paula Bereytera i Ambrosa Adelwartha, a tytułowy Jacques Austerlitz trafia nawet na okładkę. Czytelnik może pomyśleć, że ma przed sobą prozę autobiograficzną, gdy w _Pierścieniach Saturna_ patrzy na zdjęcie autora wspartego o drzewo lub gdy w _Czuję. Zawrót głowy_ ogląda jego przekreśloną fotografię z unieważnionego paszportu. Wrażenie autobiograficzności potęguje narracja podążająca krok w krok za losami samego Sebalda, od narodzin na wsi na południu Niemiec do mieszkania w Norfolku i wykładania na angielskim uniwersytecie.

FitzGerald i Casement – tak jak W. G. Sebald, przynajmniej na zdjęciach – nie budzą naszych podejrzeń. Odruchowo wierzymy również w Bereytera, Adelwartha i Austerlitza. Dołączone fotografie ukazują nam ich wierniej nawet niż mistrzowskie zdania pisarza. Ich widzialna, niemal cielesna obecność przydaje opowieści jakiegoś niewymiernego pierwiastka. Jakby pozwalała nam zajrzeć im prosto w oczy, o ile wytrzymamy ich spojrzenie.

Lecz w miarę lektury powoli tracimy tę pierwotną pewność. Obsesyjnie powracające obrazy cierpienia psychicznego i fizycznego są zbyt ponure i złowrogie, aby uznać je za zapis czystej obserwacji. Przynoszą raczej pewną wizję życia albo, ściślej mówiąc, pewną wizję śmierci. Czytelnik z wolna zauważa literackość tych obrazów, w których można dostrzec wpływ innych pisarzy. Na przykład książkę _Czuję. Zawrót głowy_ spaja motyw z Kafki, a dzieło _Wyjechali_ – zdjęcie Nabokova.

Oba te teksty, tak jak inne dzieła Sebalda, zasadzają się na fikcji. Wszyscy ich bohaterowie, od dra Henry’ego Selwyna do Jacques’a Austerlitza, mieli pierwowzory pozaliterackie, ale autor tak je przetworzył, by ulepić z nich postaci fikcyjne. W tym właśnie momencie natykamy się na pewną osobliwość. Powstaje mianowicie pytanie, co począć z fotografiami i archiwaliami, które tak żywo ukazują nam opisywane osoby. Jeżeli bohaterowie, o których czytamy, to wytwory wyobraźni, _kogo w takim razie widzimy na zdjęciach_? Nagle staje nam przed oczami coś całkiem innego. Fotografie, które jeszcze przed chwilą tworzyły aurę niesamowitej bliskości, oto wprowadzają dystans. Zamiast czuć żywą więź ze sportretowanymi na nich ludźmi, zaczynamy pytać w myślach: „Kim wy jesteście?”. To, co miało urealnić twory literackie, zaczyna je odrealniać bardziej niż zwykła narracja, która wygląd bohaterów pozostawia wyobraźni czytelnika. W ten zaklęty krąg wpada sam Sebald wraz z paroma swoimi bliskimi. Moja książka również porusza się w owym kręgu. Jeśli czyta się Sebalda bez podejrzliwości i całkowicie poddaje opowieści i wzruszeniu – pisarz osiąga swój cel. Moim zadaniem natomiast, jako biografki, jest ukazać prawdę. To dlatego literaci zazwyczaj nie życzą sobie, by pisano ich życiorysy, i mam pełną świadomość, że Sebald nie byłby w tej sprawie wyjątkiem. Gdybym mogła, powiedziałabym mu: „Niesłusznie pan sądzi”. Sebald zawsze pragnął, żeby wierzono jego opowieściom. Gdy czytelnik pozna prawdę, paradoksalnie uwierzy w nie jeszcze mocniej.

Grze pozorów podlega u Sebalda nie tylko związek postaci ze zdjęciem, lecz również relacja autora i narratora – a nawet stosunek Sebalda do osób zadających mu pytania podczas wywiadów.

Wkrótce po ukazaniu się w Wielkiej Brytanii książki _Wyjechali_ przeprowadziłam wywiad z jej autorem. Był uprzejmy, posępny, ale zarazem zabawny. Odpowiadał powoli i poważnie swą wspaniałą angielszczyzną, a ja we wszystko wierzyłam. Pojęłam własną naiwność, przygotowując niniejszą biografię. Sebald mówił szczerze, gdy mówił o sobie, szokująco szczerze, gdy mówił o swych rodzicach, gdy zaś rozmowa schodziła na temat jego twórczości, zaczynał ochoczo zmyślać5. To, co mi powiedział, weszło do tekstu wywiadu i od tego czasu uchodzi za prawdę. Sama zatem odpowiadam za jedną z dziur w biografii W. G. Sebalda. Z pewnością ubawiłoby go to.

1 US wykłada na Aston University w Birmingham i jest najważniejszym sebaldoznawcą zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Niemczech, autorem kilku książek o twórczości i życiu WGS. Ostatnio, w 2019 r., ogłosił tom _Annäherungen_. Moja książka wiele zawdzięcza jego ustaleniom. US wydał po angielsku wprowadzenie do dzieła i biografii Sebalda: W & __ TW .

2 Wspomnianym przyjacielem jest JPT, który poznał WGS w czasach szkolnych i z którym zżył się w latach 70., z kolei wydawcą – Simon Prosser z wydawnictwa Hamish Hamilton. Prosser opublikował interesujące zapiski nt. WGS: _An A–Z of W. G. Sebald_ (https://fivedials.com/fiction/z-w-g-sebald/), z których korzystam w rozdz. 19.

3 Wspomina o tym w filmie Granta Gee _Patience (After Sebald)_ z 2012 r. nt. PS.

4 WGS miał pełną świadomość, że proponuje oryginalną formę prozatorską. Zapytany w kwestionariuszu wydawnictwa Harvill, czy istnieją utwory zbliżone do W (kwestionariusze wydawnicze zawsze zawierają tego rodzaju pytania), odpowiedział, że nie zna podobnych dzieł literackich. (Wypełniony kwestionariusz przechowuje DLA w materiałach do W). Opinię te poparła Susan Sontag, pisząc w słynnej recenzji W: „Czegoś podobnego nigdy wcześniej nie czytałam” (zob. rozdz. 24, przyp. 2). Ali Smith twierdzi, że WGS „wynalazł wcześniej nieznaną postać prozy. Paroma dziełami, które – na nasze szczęście – zdążył stworzyć, wstrząsnął wyobraźnią literacką” (cyt. za: S. Prosser, _An A–Z of W. G. Sebald_, „Five Dials”, 23 VII 2016).

5 Te same bajeczki opowiedział w wywiadzie Jamesowi Woodowi, wpływowemu krytykowi literackiemu i promotorowi swojej twórczości. Nie tylko ja odpowiadam zatem za rozpowszechnienie mylnych informacji.NOTA OD AUTORKI

Wszystkie swoje książki W. G. Sebald pisał po niemiecku. Jego biografia powstaje w języku angielskim, a jej czytelnicy znają dorobek autora przeważnie z przekładów, dlatego na nich się skupiam. Liczę w tej kwestii na wyrozumiałość. Sebald mieszkał w Anglii i wykładał po angielsku przez prawie czterdzieści lat, czynnie współtworząc angielskie przekłady swoich dzieł, walnie się przyczyniając do ich finalnego kształtu.

Mimo że nie znosił nowoczesnej technologii, czerpał z jej owoców we własnej twórczości, zamieszczając zdjęcia, fotokopie dokumentów i reprodukcje dzieł sztuki. Jeszcze dwie formy ekspresji były dlań równie istotne jak sztuka i fotografia: muzyka i film. Odniesienia do nich oznaczam sztyletem (†). Znak ten kieruje czytelników na towarzyszącą książce stronę internetową w języku angielskim z materiałami dodatkowymi do odsłuchania albo obejrzenia (bloomsbury.com/speak-silence). Można tam również znaleźć odnośniki do paru kluczowych wywiadów z Sebaldem, jeżeli ktoś chciałby zapoznać się z nimi w całości.1

W.G. Sebald

Jak daleko w przeszłość trzeba się zagłębić, by cofnąć się do początku? – pytał Sebald w poemacie _Nach der Natur_ (Po naturze lub Zgodnie z naturą). I sam odpowiedział: niewykluczone, że aż do poranka 9 stycznia 1905 roku, gdy jego dziadkowie zajechali landem do pobliskiego miasteczka, ażeby wstąpić w związek małżeński.

Oto fundament bytu społecznego zwanego W. G. Sebaldem – może nawet więcej, skoro dziadek w poemacie to przodek ze strony matki, Josef Egelhofer, ukochany towarzysz dzieciństwa Sebalda, a kto wie, czy nie najważniejszy człowiek w całym jego życiu. Tymczasem podwaliny pisarstwa Sebalda mogą tkwić gdzie indziej, nie w kolebce szczęścia i bezpieczeństwa (nawet jeśli utraconej), ale na ich antypodach. Jak powiada siostra pisarza Gertrud: „Pisze się wyłącznie wtedy, gdy nie ma się wyjścia”1. Sebald pisał dlatego, że nie miał innego wyjścia. To znaczy dlaczego? Jeśli odpowiemy na to istotne pytanie, odnajdziemy źródło jego twórczości: wyżej wspomniany początek.

Sebald dorastał i pisał w poczuciu, że „gdzieś tam czai się pustka”2. Już jako dziecko uważał, że „coś tutaj się nie zgadza”. Wątpliwości wzbudzało w nim nawet jego własne imię, Winfried, które od początku jakoś mu nie pasowało. (W tym miejscu przypomina się nam, rzecz jasna, Austerlitz). Często wyobrażał sobie „bezdźwięczną katastrofę”3. Nie pojmował swoich przeczuć, a nie było nikogo, kto by mu w tym pomógł.

W czasach, gdy przyszedł na świat, wydarzyły się aż dwie katastrofy: ludobójstwo na narodzie żydowskim i zbombardowanie niemieckich miast. Cisza po tych dwóch masakrach przyzywała Sebalda, który czuł wewnętrzny przymus, by zgłębić jej tajemnicę.

Cisza była tak zupełna, że przez pierwsze osiem lat życia, które Sebald spędził w wiosce Wertach, i przez parę następnych, które przeżył w miasteczku Sonthofen, w ogóle nie słyszał o tych dwóch tragediach. Nie mówiło się o Żydach ani w domu, ani w szkole. Nikt się nie zająknął o losie Żydów w Europie lub w Niemczech, lub nawet w Sonthofen, choć przed wojną nawet tutaj, w zapadłym kącie na południu Bawarii, żyło ich kilkoro. Na przykład Georg Goldberg, inżynier w hucie żelaza, którego córka wyjechała z Niemiec, gdzie nie pozwolono jej dokończyć studiów stomatologicznych. Albo doktor Kurt Weigert, dyrektor miejscowego szpitala, w 1935 roku wyrzucony z pracy za pochodzenie. Przetrwawszy wojnę, w 1945 wrócił do miasteczka i ponownie objął posadę w szpitalu. Trzydzieści lat później, po śmierci Weigerta, rada miejska postawiła mu na cmentarzu oficjalny pomnik. Sonthofen więc poniewczasie postanowiło zadośćuczynić za wyrządzone krzywdy4.

Oberstdorf, gdzie Sebald chodził do szkoły, był znacznie mniejszy od Sonthofen, ale wśród jego mieszkańców również znalazło się paru Żydów, przeważnie majętnych emerytów, zdolnych zapewnić sobie bezpieczne schronienie. Julius Löwin, żydowski dentysta, który nie mógł sobie pozwolić na życie na uboczu bez zatrudnienia, nie ustrzegł się prześladowań. W 1938 roku oberstdorfscy naziści ochoczo wygnali Löwina wraz z żoną i synem5.

„O jednego Żyda mniej!” „Allgäuer Anzeigeblatt” w sierpniu 1938 roku donosi o wyjeździe z Oberstdorfu rodziny Juliusa Löwina. Notatkę prasową kończą słowa: „Szczerze się cieszymy, że opuścił nas kolejny członek »narodu wybranego«. Tylko paru Żydów jeszcze pozostało w okolicy Sonthofen. Niechaj biorą dobry przykład z wyjazdu państwa Löwinów”6

*

Löwinowie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, więc, tak jak doktor Weigert, wymknęli się śmierci, którą niosła wojna. „Paru Żydów”, którzy „pozostali w okolicy” – na przykład matka dramatopisarza Carla Zuckmayera – nie wzięło jednak przykładu z rodziny pana Löwina. Mimo to oni również zdołali przeżyć, jak się bowiem okazało, burmistrz Oberstdorfu z czasów wojny, a zarazem _Kreisleiter_ (naczelnik) okręgu sonthofeńskiego, o którym jeszcze pomówimy, był nazistą z ludzką twarzą. Bezlitosna propaganda antysemicka robiła tymczasem swoje, więc jak wszyscy starozakonni, którzy pozostali w Niemczech, oberstdorfscy Żydzi spędzili w kleszczach nieustającego lęku dwanaście lat istnienia Tysiącletniej Rzeszy.

W obu miasteczkach Sebalda wszystko to popadło w głuche zapomnienie, jakby wcale się nie wydarzyło. Nie wyjaśniono chłopcu, że jego ukochany nauczyciel stracił pracę w szkole za bycie ćwierćkrwi Żydem, co później stało się kanwą opowieści o Paulu Bereyterze w książce _Wyjechali_. Żydzi zniknęli i z pamięci, i z powierzchni ziemi. Ostali się tylko doktor Weigert i parę staruszek w Oberstdorfie – z wiadomych powodów. Mały Winfried zatem przez całe dzieciństwo nie widział na oczy ani jednej osoby o żydowskim pochodzeniu7, tak samo jak jego siostra, która przyznaje: „Nie miałam nawet pojęcia, kto to w ogóle są Żydzi”.

Coś zmieniło się w tej sprawie, gdy podczas projekcji w szkole siedemnastoletni Winfried obejrzał film o obozach koncentracyjnych (Gertrud również go widziała8). Zamierzano zapewne spokojnie omówić ukazane zagadnienie, jednak to nagłe wtargnięcie śmierci na szkolne zajęcia – bez zapowiedzi, po latach milczenia – przerosło Sebalda. Dzień był wiosenny i ładny, po południu chłopcy grali w piłkę nożną, Sebald tymczasem, jak przyznał w wywiadzie, „nie wiedział, co z sobą zrobić”9. Nie on jeden zresztą: jego szkolni koledzy, których o to zapytałam, zachowali mgliste – jeśli jakiekolwiek – wspomnienie o tamtym seansie. Przełamane tabu poraziło młode i chłonne umysły, nie były bowiem gotowe na takie przeżycie, co potwierdzi każdy (niekoniecznie Żyd czy Niemiec), kto widział wspomniany film dokumentalny. Młodzież doznała więc czegoś, z czego Sebald uczyni koronny temat swojego pisarstwa: urazu, którego nie sposób ani sobie przyswoić, ani przypomnieć.

Przyszły lata sześćdziesiąte i nastroje się zmieniły. Młodzi Niemcy z pewnym niepokojem zaczęli dociekać, co też ich rodzice robili za czasów niedawnej wojny. W mniej więcej siedemnastym roku życia w Winfriedzie również rozpoczęła się przemiana. Od zawsze wybitnie bystry, teraz jeszcze bardziej odsuwał się od swoich znajomych z klasy. Pogrążył się w zachłannej lekturze, a książki dobierał według własnego, oryginalnego klucza. Coraz odważniej podważał to, co mu wpojono: wiarę katolicką, podstawę władzy rodzicielskiej i nauczycielskiej.

Najpewniej za sprawą wszechstronnego oczytania, jak uważa Gertrud, Winfried pierwszy, przed starszą o trzy lata siostrą, zaczął się przeciwstawiać panującej w domu zmowie milczenia. Nic jednak nie wskórał. Atakował zbyt otwarcie i bezceremonialnie. Ojciec uporczywie powtarzał: „Nie pamiętam. Nie pamiętam”, a konfrontacja zwykle kończyła się dziką awanturą. Powracanie do tematu na nic się nie zdawało. Młody Sebald nie potrafił nakłonić rodziców, aby opowiedzieli mu o swojej przeszłości10. Jeśliby się to udało, kto wie, czy w ogóle zostałby pisarzem. Tak właśnie wygląda geneza jego twórczości: Sebald musiał pisać, bo mimo publicznych niemieckich „rozrachunków z przeszłością” u niego w domu milczano.

Mierzył się też z inną przemilczaną kwestią: ciężkim losem swych rodaków pod koniec drugiej wojny światowej. O tym również pisał – znowu przełamując tabu, Niemcom bowiem nie wypadało narzekać na własną niedolę, skoro innym przysporzyli nieporównywalnie straszniejszych cierpień. Jednak Sebald sprzeciwiał się wszelkim okrucieństwom, nie oglądając się na to, kto jest sprawcą, a kto ofiarą.

To przemilczenie sięgało jeszcze głębiej niż cisza o Żydach, przełamana w końcu seansem filmowym. O alianckich bombardowaniach, które pustoszyły Niemcy od 1942 do 1945 roku, nie wspominano nawet podczas lekcji. Rana była wciąż zbyt świeża, za bardzo bolesna i poniżająca. Niemcy, rasa panów, tępili robactwo toczące ojczyznę – a nagle ich samych potraktowano jak robactwo11, zepchnięto do piwnic, gdzie musieli się żywić wydartymi szczurom zgniłymi resztkami. Jak radzić sobie z czymś takim? Czegoś takiego nie chce się pamiętać. O czymś takim się nie mówi. Niemcy zatem skupiły się na mnożeniu dobrobytu i na tym, by zostać najczystszym krajem w Europie. Sebald do końca życia uważał wielkie bogactwo i wielki porządek za podejrzane właśnie z tego powodu, że w jego ojczyźnie służyły za wielką przykrywkę.

Wertach było małą wioską położoną w Alpach, a okoliczne miasta i miasteczka nie odgrywały aż tak istotnej roli, by stać się celem bombardowań (choć na początku 1945 roku urządzono krótki nalot na Sonthofen). Monachium natomiast srogo ucierpiało i przez parę lat po wojnie przypominało jedno wielkie gruzowisko. W roku 1947 Georg Sebald, który właśnie wrócił z francuskiego obozu jenieckiego, zabrał dzieci do dziadków w Plattling nad Dunajem. Przejeżdżali przez Monachium12. Mały Winfried pierwszy raz w życiu zobaczył to miasto. Patrzył w osłupieniu na wysokie zabudowania i na kupy gruzu, którym przyglądał się z jednaką uwagą. Ojciec nie komentował, a Winfried przeczuwał, że lepiej nie pytać. Potem przez wiele lat sądził, że „tak właśnie zazwyczaj wyglądają miasta, złożone z budynków na przemian z gruzami”13. Przedziwne miasto Monachium bez wątpienia utrwaliło mu się w pamięci jako następstwo bezdźwięcznej katastrofy, którą przy braku wskazówek należało sobie wyobrazić samodzielnie.

_Pamięci, przemów_ Nabokova14, jedna z ukochanych książek Sebalda, zaczyna się następująco: „Kołyska buja się nad otchłanią, a zdrowy rozum podpowiada, że nasze istnienie jest tylko wąską szczeliną światła między dwiema wiecznościami ciemności. Słyszałem o pewnym młodym chronofobie, który wpadł niemal w popłoch, kiedy oglądał po raz pierwszy domowe filmy kręcone na kilka tygodni przed jego urodzeniem”15 – to znaczy wtedy, gdy nie było go na świecie, jak gdyby już umarł.

Gdy Sebald wysyłał przyjaciółce Marie wykonane pół roku przed jego narodzeniem zdjęcie, na którym widać jego siostrę Gertrud i przyjaciela Seppa Willersa, nawiązywał do Nabokova. Napisał: zobacz, im wcale mnie nie brakuje, to oburzające!16 W _Nach der Natur_ zanotował istotniejszy przebłysk światła wśród wiecznych ciemności sprzed własnych narodzin: nagłe załamanie czasu.

Jak opisuje, 28 sierpnia 1943 roku jego matka wracała do domu z Bambergu, gdzie odwiedziła męża przebywającego na przepustce. Podczas nocnej podróży nad jej głową przeleciały setki samolotów kierujących się na Norymbergę, by ją zbombardować.

Matka

dotarła tylko do

Fürth. Stamtąd

oglądała płonącą Norymbergę,

lecz już nie pamięta,

jak wyglądało miasto w płomieniach,

ani co czuła,

patrząc na nie17.

Sebald nie wyjaśnia – bo nigdy tego nie robi – lecz nietrudno się domyślić, że podaje tutaj kolejny przykład urazu, którego się nie przyswaja ani nie pamięta. Opisuje traumę założycielską dla swojego życia. Owego dnia bowiem jego matka dowiedziała się, że jest w ciąży, a jej przyszłym dzieckiem był właśnie Winfried. Kiedy lata później Sebald ujrzał w Wiedniu płonącą Sodomę na obrazie Altdorfera, napisał:

Miałem przedziwne wrażenie,

jakbym już to widział

wcześniej, a trochę później,

przechodząc przez Most Pokoju

do dzielnicy Floridsdorf,

niemal postradałem rozum18.

Może to tylko, jak nierzadko u Sebalda, nawiązanie literackie, po prostu ukłon w stronę Nabokova? Jednak jego matka Rosa faktycznie jechała w stronę Norymbergi 27 (nie 28) sierpnia 1943 roku i zatrzymała się w Fürth. W nocy z 27 na 28 sierpnia rzeczywiście przeprowadzono zmasowany nalot na miasto, podczas którego zrzucono bomby o łącznej masie tysiąca pięciuset ton i zabito tysiące cywili. Noc była bezchmurna i szczególnie ciemna z powodu nowiu Księżyca, lecz pożoga biła w niebo jaskrawoszkarłatną łuną, oświetlając nawet przelatujące bombowce19. Rosa wielokrotnie opowiadała dzieciom tę niewątpliwie prawdziwą historię. Sebald zmienił tylko jeden szczegół: matka nie podróżowała sama, bo oprócz nienarodzonego Winfrieda towarzyszyła jej trzyletnia córeczka Gertrud. Gertrud pamiętała tylko opowieść matki o tym zdarzeniu – podobnie jak brat, rzecz jasna. Lecz owym bratem był sam W. G. Sebald, czyli przyszły pisarz, którego wyobraźnia będzie przesiąknięta krwią przelaną na wojnie. Pomimo że w sierpniu 1943 roku stanowił zlepek komórek, kiedyś w przyszłości tamte wspomnienia nieomal przypłaci szaleństwem.

Sebald pierwszy raz zetknął się z ogniem, gdy płonęła Norymberga, której patronem jest Święty Sebald. Sebaldowska proza zajęła się płomieniami, żywioł ognia szalał w wielu jego książkach – od _Zawrotu głowy_, który kończy się wielkim pożarem Londynu, do _Pierścieni Saturna_ i kolejnego, nigdy nieogłoszonego utworu. W wielu wywiadach Sebald wracał do tego tematu, mówiąc, że najbardziej boi się pożaru20. Źródłem jego lęku było dzieciństwo na wsi, gdzie wciąż budowano z drewna, a niejeden dom spłonął aż do gołej ziemi. Sebald miał też głębsze powody, żeby obawiać się ognia, i odczuwał silną potrzebę, aby o nich pisać. Łączyła je cisza przychodząca po spaleniu. Chodziło o piece obozów zagłady i płonące miasta.

Tekst _Nach der Natur_ uwiecznia moment jeszcze wcześniejszy niż ten w duchu Nabokova: dzień poprzedzający, 26 sierpnia. Rosa i Georg Sebaldowie wciąż przebywają w Bambergu i spacerują po ogrodzie botanicznym. Autor poematu ma w swych zbiorach zdjęcie, które zrobiono rodzicom, gdy stali przy stawie, w tle spokojnie płynął łabędź odbijający się w wodzie. Zaskakujące, powiada Sebald, że wyglądają na tak rozluźnionych; takich ich nigdy w życiu nie widział.

W 2001 roku przekazał dziennikarzowi inne zdjęcie z tamtego spaceru w mieście. Oglądamy na nim radosną, beztroską parę, mimo że Georga wkrótce wyślą do Francji, skąd może już nie powrócić. Nie widać natomiast stawu ani łabędzia na wodzie – tak jak wielu innych rzeczy. Nie widać na zdjęciu przeszłości Bambergu, gdzie zamieszkiwała spora społeczność żydowska. Nie widać teraźniejszości najeżonej obozami zagłady i miastami w ogniu. Nie widać również przyszłego poety. Lecz to wszystko zawiera się już w tej fotografii21.

Biografia tego człowieka ma również całkiem zwyczajny początek: W. G. Sebald urodził się 18 maja 1944 roku, w święto Wniebowstąpienia Pańskiego. Data ta przewija się w twórczości pisarza jak nić w labiryncie. Na przykład pod koniec dzieła _Wyjechali_ stajemy na żydowskim cmentarzu w Bad Kissingen nad grobem Meiera Sterna, zmarłego 18 maja 1889 roku. W Sebaldowskiej wyobraźni człowiek ów płynnie przemienia się w Maksa Sterna, który na ostatniej stronie _Austerlitza_ wydrapuje swoje imię i nazwisko na ścianie Fortu IX w pobliżu Kowna, gdzie umarło ponad trzydzieści tysięcy deportowanych: „Max Stern, Paryż, 18.5.44”. Pierwowzór Jacques’a Austerlitza przyszedł na świat w przededniu urodzin autora, 17 maja, tak jak matka człowieka, z którego Sebald ulepił Maksa Ferbera w _Wyjechali_, jego fikcyjnej rodzicielce Luisie przypisując właśnie tę datę urodzin. I tak dalej, i tak dalej.

Sebald zdawał sobie sprawę, że w szarym, prozaicznym świecie tego rodzaju zbiegi okoliczności o niczym nie świadczą lub nie sposób dowieść, że są jakkolwiek znaczące22. Jednakże w pomysłach literackich, twierdził, liczą się piękno ich formy i ich sugestywność, jak też aura tajemnicy, która – zdaniem E. M. Forstera – jest najważniejszym składnikiem powieści23. Innymi słowy, zbieg okoliczności wspaniale sprawdza się w sztuce, co dla Sebalda rozstrzygało sprawę. Lecz koincydencje były dlań ważne też w życiu i z czasem przeszły nieomal w obsesję. Sądził, że zbiegi okoliczności ukazują niepojęte dla nas powiązania w bycie, przeto nie należy ich lekceważyć. Można przynajmniej powiedzieć, że spełniają ludzką potrzebę „znajdowania w świecie sensu, którego, jak wiemy, bynajmniej tam nie ma”24.

Przypadkowe sploty zdarzeń zapładniały wyobraźnię Sebalda, zwłaszcza te związane z datą jego urodzenia, 18 maja 1944 roku, która zbiegła się w czasie z wypadkami w Trzeciej Rzeszy. Jeśli coś motywowało Sebalda, by pisać – bardziej nawet niż milczenie, bardziej niż nieprawdopodobna wizja płonącej Norymbergi oglądanej z łona matki – to właśnie ta jednoczesność. Ciągle to powtarzał na różne sposoby: podczas gdy się rodził w odległym, nietkniętym wojną zakątku Alp i gdy wożono go w dziecięcym wózeczku na spacery pośród kwietnych łąk, do Auschwitz wieziono siostrę Franza Kafki razem z setkami tysięcy więźniów z Węgier, Korfu i krajów śródziemnomorskich25. „Równoczesność błogiego dzieciństwa i tych potwornych wydarzeń zdaje mi się dzisiaj całkiem niepojęta – powiedział. – Wiem już, że te sprawy kładą się długim cieniem na całym mym życiu”26. „W fakcie, że było mi dane dorastać w cichej dolince, dostrzegam niesprawiedliwość, jeśli mogę tak powiedzieć. I zupełnie nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem”27.

Gdy czytam te słowa, myślę, że właściwie wszyscy Niemcy powinni mieć podobne odczucia. Tak powinien czuć się każdy, komu się zdarzyło żyć w okropnych czasach i kto miał szansę coś zdziałać lub niczego zdziałać nie mógł – jak mały Winfriedek w wózku. Sebald to jedyny znany mi przypadek kogoś, kogo dręczą wyrzuty sumienia, choć jego jedyną „winą” jest przetrwanie wojny, której nawet nie pamięta.

Pierwsze lata życia Winfried spędził wśród ułożonej, osiadłej rodzinki. Mieszkał wraz z dziadkami, mamą oraz siostrą i niczego więcej nie chciał. Na początku 1947 roku przeżył wielki wstrząs: w domu pojawił się jakiś nieznajomy, który „twierdził, że jest moim ojcem”28.

Często wspominał ten szok. Sebald zwykł powiadać, że nie ojciec go wychował29. Wrócił na łono rodziny, gdy syn miał trzy latka, a przez kolejne trzy pojawiał się w domu wyłącznie w niedziele. W pierwszych sześciu latach życia Winfrieda Sebalda ojcem był mu dziadek i tak już zostało aż do śmierci dziadka, który umarł sześć lat później.

Ta ważna opowieść o wczesnym dzieciństwie jest po części wymyślona. Gdy Georg wrócił z obozu, pierwszy rok pracował w starej hucie w Wertach, zanim znalazł lepiej płatne zajęcie w miasteczku Sonthofen30. Jednak uczuciowy wydźwięk tej historii – jak to u Sebalda – w pełni odpowiada faktom. Nigdy nie zaakceptował ojca. Zaczął zarzucać mu nazizm oraz wojskowy zamordyzm dopiero jako nastolatek, lecz żywił do niego urazę już wcześniej. Od kiedy zawitał w domu, Georg był ojcem despotą. Winfried go nie cierpiał, co daje komiczny efekt na rodzinnej fotografii, którą wykonano parę miesięcy po powrocie ojca. Rodzice wystroili się w odświętne ubrania przysłane przez siostry Rosy z samej Ameryki, dzieci stoją zaś w ślicznych strojach, które zrobiła im mama. Gertrud wyraźnie się cieszy, że tata nareszcie jest w domu, ale spójrzmy na Winfriedka.

Tak jak wielu innych ojców nieobecnych podczas dorastania dzieci Georg Sebald nie mógł liczyć na ciepłe uczucia syna, co później przyczyniło się do buntu młodzieży w pokoleniu powojennym. Smutna to prawda, powiada Gertrud, że zwykle najlepiej wiodło się rodzinom, których ojcowie nie wrócili z wojny.

Spójrzmy ponadto na drugą stronę medalu: na związek Winfrieda z ukochanym dziadkiem, o którym Sebald wspominał prawie tak często, jak o zbiegach okoliczności. Dziecięce lata przeżył pod opieką dziadka. „On nauczył mnie wszystkiego. Co dzień go wspominam”31. To dziadek nauczył go czytać i kochać literaturę. Dwie największe pasje, piesze wędrówki i obcowanie z przyrodą, wpoił Sebaldowi również Josef. Sebald pielęgnował żywą pamięć o nim w sposobie chodzenia, w trosce o florę i faunę, w wąsach zapuszczonych w dziewiętnastym roku życia, w tym, jak spoglądał na niebo, kiedy wychodził na zewnątrz. Możliwe, że dziadek przetrwał także w poczuciu humoru wnuka, skoro Josef Egelhofer uwielbiał opowiadać z pełną powagą niestworzone historie, na przykład o ciężarówce rozwożącej dziury do sera. Prosił też wnuczęta, żeby mu kupiły nasionek na szpilki za dziesięć fenigów.

Dziadek Sebalda, jak przyznał wnuk, był „wyjątkowo dobrodusznym człowiekiem”. „Przy nim czułem się bezpieczny. Gdy miałem dwanaście lat, zmarł, czego nigdy tak naprawdę do końca nie przebolałem”32. Sebaldowskie skupienie na śmierci i zmarłych ma źródło w „chwili, kiedy stracił kogoś, kogo nie mógł odżałować”. Wiele się wtedy zmieniło, w tym stan zdrowia chłopca: „Nabawiłem się przypadłości skórnej trwającej potem latami”. Choroba wracała przez całe jego życie. Dziennikarce Marii Alvarez wyznał: „Po śmierci dziadka została mi dziura w sercu. To już czterdzieści pięć lat, od kiedy nie żyje, a ja nadal za nim tęsknię”33. Alvarez dodaje, że kiedy pisarz mówił te słowa, „głos lekko mu się załamał”. Tak pięćdziesięciosiedmioletni mężczyzna przeżywał nieszczęście sprzed czterdziestu pięciu lat.

Należy przyznać, że to dość niezwykłe. Dziadek był dla wnuków kimś najważniejszym na świecie, co potwierdza Gertrud. Jego łagodność stała w jaskrawym kontraście z surowością Georga. Jednak „zimny chów” nie jest czymś niespotykanym, a Gertrud wyjaśnia, że ojcowskie dyscyplinowanie bynajmniej nie wykraczało poza powszechnie wtedy przyjęte środki wychowawcze: podnoszenie głosu i kary cielesne. Choć Sebald miał skłonność do dramatyzowania, nie zwykł skarżyć się na ojca. Pomimo ponurego usposobienia nie dostrzegał w swym dzieciństwie „szczególnych okropieństw”: „Wychowano mnie zwyczajnie”34. Nie mamy powodów, żeby mu nie wierzyć. Usłyszałam kiedyś, że czasami do nieszczęścia niewiele potrzeba: wystarczy być wrażliwym dzieckiem, które przyszło na świat pośród prostych ludzi35. To ostatni z początków biografii Sebalda: wrodzona wrażliwość. Dziadek zdawał sobie sprawę, że wnuczek jest kruchym chłopcem. Nazywał go _Mändle_, „chłopaczkiem”, „chucherkiem”, i żartował sobie z faktu, że Winfried jest taki chudy: „Jak tak dalej pójdzie, będziesz mógł się schować za kijem od miotły”36.

Winfried z dziadkiem, około 1947 lub 1948 roku

Mówię w tym wypadku o „ostatnim początku”, bo w dwunastym roku życia Winfrieda Sebalda Josef Egelhofer umarł. Można jednak wspomnieć o jeszcze jednym otwarciu biografii artysty, wcześniejszym o siedem lat. Wymieniam je na końcu tej wątpliwej listy (przyznaję, że jest wątpliwa, kto bowiem potrafi wskazać punkt startowy czegokolwiek, a zwłaszcza czegoś tak nieprzeniknionego jak dusza pisarza, chociaż właśnie jej genezy, niczego innego, próbuję tu dociec) jako największą zagadkę. Sebald wspomniał o tym epizodzie Arthurowi Lubowowi w sierpniu 2001 roku, na cztery miesiące przed tym, gdy auto pisarza zjechało z pasa ruchu i zderzyło się z ciężarówką. Podczas wywiadu przeglądał wraz z dziennikarzem swój album rodzinny z 1933 roku. Wskazał w pewnej chwili na fotografię, którą zrobił ojciec. Przedstawiała martwego młodego mężczyznę leżącego na katafalku, patrzącego w górę niewidzącym wzrokiem. Był to kolega Georga, jego kompan z wojska, wspomina Gertrud. Wyglądał blado i pięknie. Winfried miał pięć lat, kiedy po raz pierwszy zobaczył to zdjęcie. „Przypuszczam, że wtedy wszystko się zaczęło – stwierdził. – Ujrzałem wielkie nieszczęście, o którym nic nie wiedziałem”37. Czy właśnie to była „milcząca tragedia”, którą przeczuwał nie tylko w dzieciństwie, a która miała jeszcze nadejść? Ojciec opowiadał, że chłopak na katafalku zginął w wypadku samochodowym.

1 Wypowiedzi GAS przytaczam za rozmowami i korespondencją, które prowadziłyśmy w ciągu pięciu lat.

2 Cytaty w tym akapicie: wywiady, których WGS udzielił M. Silverblattowi (w: Schwartz, s. 85) i J. Wittmannowi („Stuttgarter Zeitung” z 27 VI 1997); Bigsby, s. 164; AN, cz. III, _Dark Night Sallies Forth_, wers 2, s. 87. Por. Schwartz, gdzie można znaleźć sześć długich wywiadów z WGS i cztery artykuły na jego temat.

3 Użył tego wyrażenia również w odniesieniu do Roberta Walsera (ON, s. 212).

4 Informacji tej udzielił mi Herr Fritz Ketterle, emerytowany główny archiwista miasta Sonthofen, któremu serdecznie dziękuję.

5 Informacje o latach wojennych w Oberstdorfie uzyskałam od Angeliki Patel i Julii Boyd – autorek książki _A Village in the Third Reich_ (2022), czyli anglojęzycznej wersji opracowania _Oberstdorf, 1918–1952_ autorstwa Patel – oraz od Gabriele Rieber, w której domu rodzinnym wynajmowali mieszkanie państwo Löwinowie. Szczerze dziękuję swoim rozmówczyniom.

6 Wyimek z „Allgäuer Anzeigeblatt”: A. Patel, _Oberstdorf, 1918–1952_, s. 235. Drugim lokalnym organem prasowym partii nazistowskiej było pismo „Schönes Allgäu”, wychodzące od 1933 do 1945 r., uprawiające szokująco tępą propagandę antysemicką. Jeśli uświadomić sobie, że w okolicy nie znalazłoby się ani jednego Żyda choć trochę przypominającego gazetową karykaturę miejskiego domokrążcy lub geszefciarza, można uznać linię „Schönes Allgäu” za wręcz godną politowania.

7 W sprawie nieobecności Żydów w ówczesnym społeczeństwie niemieckim por. J. Cuomo, w: Schwartz, s. 105; Bigsby, s. 161; M. Jaggi, _The Last Word_, „The Guardian”, 21 XII 2001.

8 WGS często opowiadał o tym filmie, który ponoć ukazywał obóz Bergen-Belsen (por. rozdz. 8, przyp. 30). Zob. wywiady udzielone M. Jaggi („The Guardian”, 22 IX i 21 XII 2001); D. Stoisser, w: Hoffmann, s. 226–227; B. Baltzer, w: tamże, s. 80. Tom _Auf ungeheuer dünnem Eis_ pod red. T. Hoffmanna zawiera teksty dwudziestu najważniejszych wywiadów, których WGS udzielił po niemiecku od 1971 do 2001 r. Czerpię z tych źródeł. Osobiście rozmawiałam ze szkolnymi przyjaciółmi WGS: JK, UL i HB, i z jego koleżankami z tamtego okresu: Heidi Nowak (z domu Böck) i Gabriele Rieber. WGS zawsze podkreślał (pewnie zgodnie z prawdą), że po projekcji nie przeprowadzono omówienia ani dyskusji. Zob. rozdz. 8.

9 WGS, rozm. M. Jaggi, „The Guardian”, 22 IX 2001.

10 Por. wywiady, których WGS udzielił mnie (w: Schwartz, s. 67), A. Lubowowi (w: Schwartz, s. 161–220), S. Wassermanowi (w: SM, s. 367) i Bigsby’emu (s. 142). Zob. też rozm. z M. Poltronierim (w: Hoffmann, s. 92) i U. Prallem (w: Hoffmann, s. 259), w których WGS podkreśla, jak zwykle, że publiczne „rozrachunki z przeszłością” nie wystarczą.

11 Por. WGS, rozm. V. Hage (w: Hoffmann, s. 188).

12 WGS powiedział Lubowowi, że pojechał do Monachium z obojgiem rodziców, lecz Hagemu (w: Hoffmann, s. 176–177) przedstawił wersję, w której odbywa tę podróż tylko z ojcem i starszą siostrą, co potwierdza GAS. WGS wspomniał o tym wyjeździe ponadto w rozm. z Bigsbym (s. 142) i w WPL (s. 74–75). _Last but not least_, swoim dziecięcym wyobrażeniem, że gruzy to rzeczy zwyczajna, obdarzył narratora w ZG (s. 166).

13 WGS, rozm. A. Lubow (w: Schwartz, s. 161).

14 O tym, że _Pamięci, przemów_ była jedną z ukochanych książek WGS, wspomina m. in. kanadyjska pisarska i dziennikarka E. Wachtel (w: Schwartz, s. 52). Powinnam w tym miejscu przyznać, że częściowo zainspirowałam się Nabokovem, wymyślając tytuł niniejszej biografii, a w całości przejęłam go ze zbioru esejów Idrisa Parry’ego, manchesterskiego promotora WGS. Jego tom _Speak Silence_, bez wątpienia również nawiązujący do książki Nabokova, ukazał się w r. 1997 w wydawnictwie Carcanet. Proszę Parry’ego, który zmarł w 2008 r., o wybaczenie i dziękuję jego wydawnictwu za zgodę na wykorzystanie tytułu.

15 V. Nabokov, _Pamięci, przemów. Autobiografia raz jeszcze_, tłum. A. Kołyszko, Warszawa 2004, s. 17.

16 WGS, list do M z 27 II 2000.

17 AN, s. 84.

18 AN, s. 85.

19 W sprawie bombardowania Norymbergi zob. _Royal Air Force Bomber Command 60th Anniversary_, http://webarchive.nationalarchives.gov.uk/20070706011932/http:/www.raf.mod.uk/bombercommand/aug43.html; P. Brooker, _Two Brave Bond Uncles: In RAF 196 Squadron, 620 Squadron _– _and D-Day_, http://www.bbc.co.uk/history/ww2peopleswar/stories/08/a2015308.shtml; _The End of a Benign and Ancient City. Six Centuries Lost in an Hour_, http://www.revisionist.net/nuremberg-bombing.html.

20 Np. WGS, rozm. D. Stoisser (w: Hoffmann, s. 248).

21 WGS wręczył tę fotografię w sierpniu 2001 r. amerykańskiemu dziennikarzowi i pisarzowi A. Lubowowi (zob. Schwartz, s. 159–173), któremu dziękuję za przysłanie mi jej kopii. W r. 1933 w Bambergu mieszkało 812 Żydów stanowiących 1,5% ludności miasta. Większość z nich zbiegła, kiedy zaczęły się prześladowania. 300, którzy zostali, wywieziono w 1941 r. Dziś w Bambergu znajduje się pomnik ofiar Zagłady i stała wystawa o życiu lokalnej społeczności żydowskiej. Por. np. _Bamberg_, http://germansynagogues.com/index.php/synagogues-and-communities?pid=70&sid=173:bamberg; International Jewish Cemetery Project: http://www.iajgs.org/cemetery/bayern-bavaria/bamberg.html; _Encycopedia Judaica_: http://www.jewishvirtuallibrary.org/bamberg.

22 W rozm. z J. Woodem WGS stwierdził, że zbiegi okoliczności „niby o niczym nie świadczą, ale jednak są znaczące” („Brick” 1998, no. 59, s. 29). O tym, że koincydencje ukazują ukryty porządek i dlatego są warte uwagi, wspomniał w wywiadzie dla D. Stoisser (w: Hoffmann, s. 232–233). Zbiegi okoliczności stanowiły jeden z głównych tematów jego twórczości. Omawiał je m. in. z P. de Moorem (w: SM, s. 352–353), AI (w: Hoffmann, s. 61), J.-P. Rondasem (w: Hoffmann, s. 213) i N. Amat („ABC Cultural. Madrid”, 30 IX 2000, https://nuriaamat.com/wp-content/uploads/2016/05/Sebald.-Entrevista-ABC-Cultural.pdf). Zob. rozdz. 24.

23 WGS, rozm. C. Krauthausen, „Babelia”, 14 VII 2001, https://elpais.com/cultura/2016/10/27/babelia/1477566485_771964.html.

24 WGS, rozm. z Cuomo (w: Schwartz, s. 97).

25 O siostrze Kafki wspomniał w rozm. z M. Jaggi, natomiast o Żydach z Korfu, Węgier i krajów śródziemnomorskich – w rozm. z C. Bigsbym, M. Poltronierim, R. Schockiem i W. Krausem (Bigsby, s. 144; Hoffmann, s. 88, 101 i 138). US uważa, że milczenie i „niezawiniona wina” (_unverschuldete Schuld_), podobna do grzechu pierworodnego, to główne siły napędowe pisarstwa WGS (_Ein_, s. 46).

26 Bigsby, s. 144.

27 WGS, rozm. W. Kraus (w: Hoffman, s. 138).

28 WGS, rozm. M. Jaggi, „The Guardian”, 22 IX 2001.

29 Np. Bigsby, s. 142, gdzie znajduje się relacja WGS nt. powrotu ojca. V. Hagemu pisarz powiedział, że ojciec wrócił w 1948 r., lecz to błąd albo przesada (Hoffmann, s. 176–177).

30 O tym, że Georg Sebald mieszkał i pracował w Wertach przez rok po powrocie i że WGS nie zaakceptował go, wiem od GAS. Por. MA, „Literaturen” 2006, nr 7–8, s. 36 (artykuł także oparty na wypowiedziach GAS). MA umieszcza problem „dwóch ojców” WGS w centrum swoich wywodów. Por. tenże, _Wo die Schrecken der Kindheit verborgen sind. W. G. Sebalds Dilemma der zwei Väter_, http://www.wgsebald.de/vaeter.html (ww. artykuł z „Literaturen”); rozdz. _A Childhood in the Allgäu_, w: SM, s. 32; _Five „crucial events” in the Life of W. G. Sebald_, „Kosmopolis”, 23 II 2015, http://kosmopolis.cccb.org/en/sebaldiana/post/cinc-esdeveniments-a-la-vida-de-w-g-sebald/.

31 WGS, rozm. S. Kafatou, „Harvard Review” 1998, no. 15. WGS przyznał ponadto, że wychował go dziadek (Bigsby, s. 142).

32 WGS, rozm. M. Jaggi, „The Guardian”, 22 IX 2001. Stamtąd również dwa następne przytoczenia.

33 WGS, rozm. M. Alvarez, „The Daily Telegraph”, 24 IX 2001.

34 WGS, rozm. R. Just, „Süddeutsche Zeitung Magazin” 1990, nr 40, cyt. za: Loquai 1997, s. 29. Przyjaciele WGS, którzy nie przypominają sobie żadnych drastycznych opowieści związanych z jego ojcem: UL, JK, HB, Rainer Galaske i M.

35 Słowa Albrechta Raschego, który zaprzyjaźnił się z WGS we Fryburgu Bryzgowijskim.

36 MA, „Literaturen” 2006, nr 7–8, s. 35.

37 WGS, rozm. A. Lubow (w: Schwartz, s. 171).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: