Dieta dla zdrowia psychicznego. Jak jeść, kiedy męczą cię: mgła mózgowa, natrętne myśli, depresja, ADHD, stany lękowe, bezsenność i wiele innych - ebook
Dieta dla zdrowia psychicznego. Jak jeść, kiedy męczą cię: mgła mózgowa, natrętne myśli, depresja, ADHD, stany lękowe, bezsenność i wiele innych - ebook
Dieta silnie i wieloaspektowo wpływa na naszą psychikę
• Zmagasz się ze stanami lękowymi lub depresją?
• Nie możesz spać?
• Męczy cię mgła mózgowa?
• A może cierpisz na inne poważne schorzenia psychiczne i zastanawiasz się, jak sobie pomóc?
Psychiatrzy przepisują swoim pacjentom leki, psychologowie kierują ich na różnego rodzaju terapie, jedni i drudzy jednak rzadko udzielają porad na temat tego, co powinno pojawiać się na talerzu. Ostatnie, przełomowe badania nad związkiem mikrobioty z mózgiem wykazały jednak, że dieta oddziałuje na naszą psychikę, a z kolei nasza kondycja psychiczna znajduje odzwierciedlenie w tym, co ląduje w naszym żołądku. Uzbrojona w wiedzę z zakresu psychiatrii, dietetyki i sztuk kulinarnych, dr Uma Naidoo wyczerpująco i przystępnie wyjaśnia te związki i pokazuje, w jaki sposób zdrowa dieta może pomóc w rozwiązaniu problemów, z którymi zmaga się nasz umysł.
Każdy rozdział w tej książce jest poświęcony innej powszechnie występującej dolegliwości. Pojawiają się tu zarówno zagadnienia związane z bezsennością i spadkiem libido, jak i z depresją, zaburzeniami lękowymi, ADHD, otępieniem i mgłą mózgową, zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi, PTSD, a nawet ze schizofrenią i zaburzeniami afektywnymi dwubiegunowymi. Jeśli cierpisz z powodu któregoś z tych problemów, znajdziesz tu najnowsze odkrycia naukowe na ten temat, sporo praktycznych zaleceń odnośnie do szkodliwych i wskazanych składników diety, a także historie ludzi, którzy zmagali się z podobnymi trudnościami. Dieta dla zdrowia psychicznego zawiera także garść przepisów na pyszne, zdrowe dla mózgu potrawy.
Kategoria: | Zdrowie i uroda |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8225-069-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
Nie wydaje się, jakoby dietetyka i psychiatria mogły idealnie do siebie pasować. Kiedy wyobrażamy sobie doktora Freuda, rozpartego na skórzanym fotelu i pykającego fajkę, raczej nie widzimy go przepisującego komuś recepturę na pieczonego łososia. Z mojego doświadczenia wynika, że psychiatrzy odsyłają swoich pacjentów z receptami na leki lub skierowaniami na różnego rodzaju terapie, zamiast udzielać im porad na temat tego, jak w rozwiązaniu problemów mogłaby im pomóc zmiana diety. Wielu z nas jest świadomych, jak wybory żywieniowe wpływają na środowisko, pracę naszego serca, a przede wszystkim na naszą figurę. Nie zastanawiamy się jednak nad tym, jak dieta oddziałuje na mózg.
Chociaż na pierwszy rzut oka nie widać wyraźnego związku pomiędzy żywieniem a zdrowiem psychicznym, uświadomienie go sobie pozwala zrozumieć przyczyny podwójnej epidemii trapiącej współczesny system opieki zdrowotnej. Pomimo stałego rozwoju techniki i wiedzy medycznej problemy psychiczne i fizyczne spowodowane złymi nawykami żywieniowymi nadal występują z niepokojącą częstotliwością. Każdego roku co piąty dorosły Amerykanin cierpi na rozpoznawalne zaburzenie psychiczne, natomiast 46 procent wszystkich obywateli Stanów Zjednoczonych chociaż raz w ciągu swojego życia spełnia kryteria rozpoznania zaburzenia psychicznego. Aż 37 procent Amerykanów jest otyłych, a dodatkowe 32,5 procent ma nadwagę. Zatem w wypadku niemal 70 procent całej populacji Stanów Zjednoczonych waga ciała przekracza optymalne zalecenia zdrowotne. Ponad 23 miliony Amerykanów ma zdiagnozowaną cukrzycę, a szacuje się, że u kolejnych 7 milionów choroba ta występuje nierozpoznana. To łącznie ponad 30 milionów ludzi i prawie 10 procent całej populacji Stanów Zjednoczonych.
Ponieważ istnieje skomplikowana zależność pomiędzy działaniem przewodu pokarmowego i mózgu, będąca przedmiotem niniejszej książki, dieta oraz zdrowie psychiczne są nierozerwalnie ze sobą związane, ich oddziaływanie jest zaś wzajemne: w wyniku nieodpowiedniej diety zaostrzają się problemy psychiczne, a występowanie zaburzeń psychicznych prowadzi do złych nawyków żywieniowych. Dopóki nie sprawimy, że ludzie będą odżywiać się prawidłowo, dopóty nie będziemy w stanie powstrzymać wzbierającej fali problemów ze zdrowiem psychicznym – poleganie wyłącznie na rozwiązaniach farmakologicznych i psychoterapii jest niewystarczające.
Naprawienie relacji między dietą i zdrowiem psychicznym byłoby bez wątpienia korzystne z punktu widzenia społeczeństwa, ale miałoby także istotny wpływ na funkcjonowanie jednostek, i to nie tylko tych, które cierpią na rozpoznane zaburzenia psychiczne. Każdego z nas, niezależnie od tego, czy korzystał kiedykolwiek z pomocy psychiatry lub psychologa czy też nie, czasem dopada smutek lub lęk. Każdy z nas, w mniejszym bądź większym stopniu, doświadczył obsesyjnych myśli lub traumatycznych zdarzeń. Wszyscy chcemy w późnym wieku cieszyć się dobrą pamięcią i zdolnością skupiania uwagi. Potrzebujemy też się wysypiać i prowadzić zadowalające życie seksualne.
W książce tej przedstawię sposoby na to, jak za pomocą odpowiedniej diety troszczyć się o każdy aspekt własnego dobrostanu psychicznego.
Kiedy ludzie dowiadują się, że jestem psychiatrą, dietetyczką i szefową kuchni, zwykle zakładają, że gotowaniem zajmowałam się od dziecka, a dopiero z czasem zainteresowałam się medycyną. Tymczasem gotować nauczyłam się stosunkowo późno. Wychowywałam się w dużej południowoazjatyckiej rodzinie, otoczona przez kobiety, które były wybitnymi kucharkami: babcie i ciotki oraz mamę i teściową. Nie musiałam gotować. Moja mama, lekarka z podwójną specjalizacją i świetna kucharka z talentem do wypieków, zainteresowała mnie pieczeniem, a niezbędna do tego zajęcia precyzja w odmierzaniu składników ostatecznie przerodziła się w moje zamiłowanie do nauki. Pozostałe kuchenne obowiązki ku mojej radości wykonywali inni.
Po przeprowadzce do Bostonu, gdzie podjęłam studia medyczne, specjalizując się w psychiatrii, czułam się oderwana od miłości i ciepła domu rodzinnego oraz pysznego jedzenia, które z nim utożsamiałam. Zrozumiałam, że muszę nauczyć się gotować, żeby to nowe miejsce stało się dla mnie drugim domem. Chociaż mój wspaniały, utalentowany mąż potrafił gotować, wygnałam go z kuchni (a przynajmniej tak on sam określa to w żartach – tak naprawdę zawsze służył mi radą i był szczerym aż do bólu degustatorem) i zaczęłam wypróbowywać pojedyncze znane mi przepisy.
Inspiracji szukałam we wspomnieniach z czasów, które spędziłam z babcią z Pinetown, jak nazywaliśmy babcię ze strony mamy. Kiedy moja mama była na studiach medycznych, spędzałam dnie pod opieką babci, podpatrując, jak gotuje. W wieku trzech lat przyglądałam się uważnie jej pracy z progu kuchni – nie wolno mi było zbliżać się do rozgrzanego pieca ani kuchenki. Zaczynałyśmy dzień od pójścia do ogródka po świeże warzywa, z których potem przygotowywałyśmy obiad, następnie nakrywałyśmy do stołu i opowiadałyśmy sobie różne historyjki, aż w końcu ucinałyśmy popołudniową drzemkę.
Początkowo w Bostonie, kiedy z mężem dopiero próbowaliśmy stanąć na własne nogi, kablówka była dla nas nieosiągalnym luksusem. Oglądając telewizję publiczną, natrafiłam wtedy na program kulinarny fenomenalnej Julii Child, upuszczającej omlety¹ i uczącej sekretów francuskiej kuchni. Dzięki niej nabrałam wiary we własne kulinarne umiejętności. Dotrzymywała mi też towarzystwa podczas długich, samotnych godzin, gdy mój mąż był zajęty zdobywaniem specjalizacji. Gotowanie powoli stawało się częścią mojej osobowości, a kuchnia miejscem, w którym mogłam rozładować stres towarzyszący mi podczas rezydentury.
Ponieważ moje zamiłowanie do gotowania nie zmniejszyło się, nawet kiedy zaczęłam pracować jako psychiatra, mąż zasugerował, żebym zapisała się do Culinary Institute of America, prywatnej szkoły kulinarnej w Nowym Jorku. Uwielbiałam chodzić na ich zajęcia, ale niestety nie byłam w stanie pogodzić dojazdów ze stałą pracą w Bostonie. Zapisałam się więc do Cambridge School of Culinary Arts, znakomitej lokalnej szkoły kulinarnej, i obiecałam sobie, że będę realizować obydwie swoje pasje – gotowanie i praktykowanie psychiatrii – z takim samym zapałem.
Szybko zdałam sobie sprawę, że o ile popularne seriale medyczne kreują obraz praktyki lekarskiej niemający wiele wspólnego z rzeczywistością, o tyle programy telewizyjne dość rzetelnie pokazują, jak wygląda praca kucharzy i kucharek.
Pracownicy gastronomii również muszą znosić krzyki i ponaglenia ze strony swoich szefów kuchni, chociaż większość tych ostatnich nie zachowuje się aż tak ordynarnie jak Gordon Ramsay. Mimo że nie brak w tej pracy stresujących sytuacji, nad zdenerwowaniem bierze górę satysfakcja z upieczenia idealnej bezy, ugotowania wyśmienitego _consommé_ o bogatym aromacie czy zrobienia pasztetu, który przed stężeniem ma kremową konsystencję.
Wszystkiego tego musiałam nauczyć się, jednocześnie pracując na pełen etat w szpitalu. Wracając pamięcią do tego okresu w moim życiu, zastanawiam się, jak w ogóle udało mi się tego dokonać. Często zdarzało mi się jeść kolację przy książkach, bo musiałam uczyć się na pisemne egzaminy kulinarne. A po zajęciach czekały na mnie zaległe obowiązki: praca, maile do napisania, recepty do wystawienia i telefony do wykonania. Udało mi się jednak przez to wszystko przejść. Sił dodawała mi moja pasja do obydwu tych dziedzin – praca psychiatry daje mi tyle samo satysfakcji co gotowanie.
W tym czasie zaczęło mnie fascynować to, jaką wartość odżywczą mają określone produkty. Uświadamiałam swoich pacjentów, ile śmietanki i cukru jest w dużej kawie ze Starbucksa, kiedy ci winę za problemy z nadwagą zrzucali na antydepresanty. Żeby poszerzyć swoją wiedzę o prawidłowym odżywianiu i w większym zakresie włączać porady żywieniowe do swojej praktyki klinicznej, po studiach kulinarnych ukończyłam także kurs z dietetyki.
Uzbrojona w wiedzę z zakresu psychiatrii, dietetyki i sztuk kulinarnych, kontynuowałam wzbogacanie swojej praktyki klinicznej kolejnymi technikami skupionymi na zmianie nawyków żywieniowych i stylu życia moich pacjentów, doskonaląc w ten sposób stworzone przez siebie holistyczne i zintegrowane podejście do psychiatrii. Metoda ta stała się podstawą całej mojej pracy, a jej kulminacją było stworzenie programu badawczego z dziedziny psychiatrii żywienia i stylu życia (z ang. _Nutritional and Lifestyle Psychiatry_) w Massachusetts General Hospital, pierwszym szpitalu klinicznym tego typu w Stanach Zjednoczonych.
Pomimo wielu lat spędzonych na studiach i doświadczenia zdobytego w trakcie pracy w zawodzie moja edukacja nie zakończyła się, dopóki osobiście nie doświadczyłam wpływu żywienia na stan psychiczny. Kilka lat temu byłam w ekskluzywnym pokoju hotelowym w Beverly Hills. Miałam tam okazję przyglądać się promykom słońca tańczącym na ścianie pokoju i przypomnieć sobie, jak błogim uczuciem jest oddać się czytaniu książki i popołudniowej drzemce. Wspólnie z mężem spędzaliśmy weekend na wyczekanym, w pełni zasłużonym urlopie, podczas którego mieliśmy świętować jego urodziny – z czasem to wydarzenie przerodziło się w coroczną okazję do oderwania się od pracy i złapania oddechu.
Układając się do drzemki, przesunęłam trzymaną książkę na bok i zahaczyłam nią o miejsce na mojej piersi, którego zwykle nie dotykałam. Poczułam zgrubienie. Początkowo wydawało mi się, że po prostu jestem zmęczona, ale kiedy dokładnie je sprawdziłam, aż podskoczyłam na łóżku w osłupieniu. To z pewnością był guzek. Rak. Chciałam wątpić w trafność swojego rozpoznania, ale nie potrafiłam.
W ciągu siedmiu dni od mojego powrotu do Bostonu stwierdzono u mnie nowotwór piersi. Cały tydzień minął w szaleńczym tempie, wypełniony kolejnymi badaniami i wizytami u specjalistów. Byłam niezwykle wdzięczna za to, że mogłam liczyć na najlepszą opiekę medyczną na świecie. Pomimo nieocenionego wsparcia ze strony przyjaciół i znajomych z pracy po raz pierwszy w moim życiu stawiałam czoła nieprzewidzianym okolicznościom. Nikt nie budzi się z myślą, że to jest ten dzień, kiedy zachoruje na raka. Czułam się całkowicie bezradna. Wciąż zastanawiałam się, co powinnam była zrobić inaczej, żeby tego uniknąć. Hinduskie korzenie pozwoliły mi jednak spojrzeć na moją sytuację z odmiennej perspektywy. Jak moja babcia i mama zwykły mawiać, kiedy dorastałam: „Wszystko to jest częścią karmy, której musimy godnie stawić czoła. Miej Boga w sercu, a sprawy potoczą się dobrze”. Chociaż wszyscy w rodzinie byliśmy zdruzgotani i nie mogliśmy powstrzymać łez, słowa te brzmiały bardziej prawdziwie niż kiedykolwiek.
Nadal zmagałam się jednak ze swoimi emocjami. Doświadczenie pracy w zawodzie psychiatry nie pomogło mi zapanować nad wzburzonym morzem uczuć i myśli, szalejącym w moim umyśle. Po raz pierwszy w swojej karierze nie byłam w stanie pokierować przebiegiem choroby. Nie miałam na nią żadnego wpływu. Jedyne, co mogłam robić, to poddawać się kolejnym badaniom krwi i mierzyć się ze świadomością, że czekają mnie duże dawki chemioterapii dożylnej w bolusie. Z paniki i desperacji przeszłam w stan emocjonalnego zawieszenia. Nie płakałam ani nie śmiałam się. Nie czułam smutku ani radości. Wypełniała mnie otępiająca, lodowata obojętność.
Pierwszy dzień chemioterapii postanowiłam zacząć od kubka kojącej herbaty z kurkumy. Stale wracałam myślami do tego, jak moje życie nagle zrobiło zwrot o 180 stopni. Byłam roztrzęsiona i pełna obaw, ale starałam się robić dobrą minę do złej gry. Wiedziałam doskonale, jak traumatyczne potrafią być skutki uboczne leczenia, nawet jeżeli ostatecznie okaże się ono skuteczne. W trakcie parzenia herbaty doznałam olśnienia: „Potrafię gotować i wiem, czego potrzebuje moje ciało. Mogę pomóc sobie przejść przez ten trudny czas, odpowiednio się odżywiając”. Może się wydawać, że to nieszczególnie odkrywcza myśl jak na kogoś, kto pracuje jako psychiatra żywienia, ale leczenie innych zdecydowanie różni się od bycia pacjentką, a ja po raz pierwszy zostałam postawiona w roli osoby chorej. Zdecydowałam jednak, że zadbam o własne ciało i umysł, odżywiając się odpowiednio, niezależnie od tego, co przyniesie mi choroba.
Przez następne 16 miesięcy odbyłam serię intensywnych zabiegów: chemioterapii, operacji chirurgicznych i radioterapii. Podczas każdej chemioterapii onkolog, który wykonywał zabieg, pytał, co tym razem zabrałam ze sobą do jedzenia. Wyciągałam wtedy z torby śniadaniowej odżywcze smoothie przygotowane na bazie bogatego w probiotyki jogurtu, owoców, mleka migdałowego, kefiru i gorzkiej czekolady. Dzięki swojej diecie nigdy nie doświadczałam mdłości. Miałam wahania wagi spowodowane skutkami ubocznymi różnych leków, które raz zwiększały, a raz zmniejszały mój apetyt, ale zawsze jadłam to, co sprawiało mi przyjemność, nawet kiedy lekarstwa zmieniały smak jedzenia.
Pomimo tego onkologicznego szturmu na moje ciało byłam w zaskakująco dobrej formie i zawsze udawało mi się znaleźć rezerwy energii, bez względu na to, jak wyczerpujące były kolejne zabiegi. Większym wyzwaniem było utrzymanie dobrej kondycji psychicznej. Jednak i w tym pomagała mi dieta: dzięki właściwie dobranemu jedzeniu łatwiej było mi zachować równowagę psychiczną i pozytywne spojrzenie na życie. Ograniczyłam kawę i przestałam pić wino; jadłam dużo świeżych owoców, które myłam i przygotowywałam sama w domu. Gotowałam zupę z soczewicy (dal), która odznacza się wysoką zawartością białka i błonnika, z dodatkiem bogatego w foliany szpinaku – idealne danie na ukojenie podrażnionego żołądka (zob. s. 357). Każdego czwartku robiłam sobie wieczorem przepyszną gorącą czekoladę domowej roboty, żeby w trakcie zabiegów móc sięgnąć myślami do czegoś pozytywnego, co pozwoli mi wytrwać. Starałam się uważnie komponować wszystkie posiłki, unikając produktów pełnych niezdrowych kalorii. Byłam zbyt zmęczona po zabiegach, żeby ćwiczyć albo uprawiać sport, więc regularnie chodziłam na żwawe spacery. Gdy zbliżały się czwartkowe sesje chemioterapii, a w Bostonie panowała ponura zimowa aura, jadłam to, co pomagało mi się uporać z lękiem i podnosiło mnie nieco na duchu.
Nabierałam otuchy, widząc, jak mój stan psychiczny poprawia się po stosowaniu się do tych samych zaleceń, które dotychczas dawałam swoim pacjentom. Po raz pierwszy zaczęłam przekuwać swoje słowa w czyn. Musiałam przekonać się, czy rekomendowane przeze mnie techniki rzeczywiście uśmierzą mój lęk, utulą mnie do snu i poprawią mi nastrój. Nie byłam pewna sukcesu, ale wiedziałam, że muszę przynajmniej spróbować. Byłam to winna sobie i swoim pacjentom.
Pod wpływem choroby nowotworowej zwróciłam się także ku praktykowaniu uważności (ang. _mindfulness_) i głębszemu namysłowi nad stylem życia. Dorastałam w rodzinie, w której medytacja była powszechną praktyką – uprawiali ją m.in. moi rodzice – a zasady ajurwedy stosowano na co dzień. Balet i ćwiczenia fizyczne również należały do codzienności. Jednak dopiero choroba nowotworowa uświadomiła mi, że w trakcie lat spędzonych nad książkami i w pracy niektóre z tych dobrych nawyków znikły z mojego życia. Moja mama przypomniała mi o zaletach regularnej medytacji, a mój mąż i najlepszy przyjaciel przypomnieli mi o tym, jak przed laty tańczyłam w balecie. Pomogło mi to wrócić na zajęcia z baletu dla dorosłych i zapisać się na barre, program fitness inspirowany baletem. Stres, który towarzyszył latom wytężonej pracy, ujawnił się u mnie na poziomie komórkowym, więc doskonale rozumiałam potrzebę prowadzenia zdrowego stylu życia oraz to, jakie techniki mogą pomóc w osiągnięciu tego celu. I nie chodzi tutaj o jeden aspekt życia czy jedną drobną zmianę; wszyscy jesteśmy ludźmi, złożonymi konstelacjami wielu fizycznych i psychicznych czynników, a zatem nasz dobrostan wymaga holistycznego podejścia. Mimo że psychiatria żywieniowa odgrywa główną rolę w procesie leczenia, kwestie związane ze stylem życia są również istotne.
Zanim przelałam swoje myśli na papier, nie mówiłam głośno o moich zmaganiach z rakiem. W momencie pisania tych słów moja terapia dobiegła końca, moje włosy odrosły (na szczęście!), a ja mam już za sobą te wszystkie dni, podczas których marzyłam o tym, żeby być już po reemisji nowotworu. Nie zapominam jednak o tym, czego nauczyło mnie to doświadczenie: to, co jem, wpływa na moje samopoczucie.
Wszystko to – moje pochodzenie, wykształcenie, doświadczenie kliniczne, czas spędzony w kuchni i czas choroby – zainspirowało mnie do napisania tej książki. Mam nadzieję, że będzie ona dla ciebie, drogi czytelniku lub droga czytelniczko, nie tylko dobrym wprowadzeniem do ekscytującej dziedziny, jaką jest psychiatria żywieniowa, ale przede wszystkim użytecznym poradnikiem pokazującym, jak jeść, żeby ten niesamowity narząd, jakim jest twój mózg, pracował bez zarzutu.ROZDZIAŁ DRUGI. DEPRESJA. PROBIOTYKI, KWASY OMEGA-3 I DIETA ŚRÓDZIEMNOMORSKA
ROZDZIAŁ DRUGI
DEPRESJA
Probiotyki, kwasy omega-3 i dieta śródziemnomorska
Sama pani doktor przyzna, że nie ma takiego problemu, w którym nie pomogłoby dobre jedzenie – powiedział Ted podczas pierwszej wizyty w moim gabinecie.
Miał wtedy 39 lat i był odnoszącym sukcesy biznesmenem, który zmagał się z depresyjnymi myślami. Nie był zadowolony ze swojej wagi, a praca i liczne obowiązki domowe były dla niego źródłem stresu. Choć był w stanie normalnie funkcjonować na co dzień, jego nastrój był stale obniżony. Złe samopoczucie zagłuszał jedzeniem. Każdego wieczoru, po długim dniu pracy, jadł obiad, a na deser serwował sobie miseczkę lodów. Później siadał przed telewizorem i oglądając wiadomości, zajadał się czekoladą lub takimi słodyczami, jakie akurat udało mu się podebrać z kuchennej szafki. Popijał to lampką wina albo dwiema. A czasem nawet trzema.
Kiedy podczas wizyty kontrolnej u lekarza rodzinnego wspomniał o swoich objawach psychicznych, ten zasugerował mu przyjmowanie fluoksetyny. Ted był otwarty na terapię antydepresantami, ale najpierw chciał sprawdzić, czy alternatywne rozwiązania, takie jak zmiana nawyków żywieniowych, pozwolą mu poczuć się lepiej. I wtedy właśnie zgłosił się do mnie.
Wydaje mi się, że Ted był zaskoczony, kiedy ze współczuciem przyznałam mu, iż rozumiem, jak trudno może być oprzeć się „zajadaniu” złego humoru niezdrowym jedzeniem. Jestem lekarką, ale i zwykłym człowiekiem, więc nieobce mi są takie pokusy. Mam też jednak świadomość, że chwilowe poprawianie sobie nastroju śmieciowym jedzeniem zawsze okupione jest zdrowiem fizycznym i psychicznym. Wpływ wywołanego depresją objadania się był w przypadku Teda wyraźnie widoczny: przytył ponad 10 kilogramów, mimo że starał się, by jego główne posiłki były zbilansowane. Jednak to skutki psychiczne jego objadania się były najbardziej niepokojące. Choć niezdrowe jedzenie z pozoru pomagało mu w radzeniu sobie z depresją, tak naprawdę jedynie pogłębiało objawy choroby.
Ted miał rację co do jednej rzeczy: jedzenie może być potężnym remedium. Jeżeli dokonujemy właściwych wyborów żywieniowych, dobry posiłek rzeczywiście może pomóc w niemal każdym problemie. Może nawet zmienić to, jak postrzegamy siebie i swoje życie. W tym rozdziale dokładnie omówię sposoby, w jakie jedzenie może pogorszyć lub poprawić samopoczucie, oraz to, jak się odżywiać, żeby wieść szczęśliwe życie.
Depresja a jelita
Kiedy stres daje się nam we znaki i czujemy się źle, zupełnie naturalnym odruchem jest zwrócenie się ku _comfort food_, czyli „jedzeniu na pocieszenie”. Wielu z nas idzie wówczas w ślady Teda, zalegając na kanapie przed telewizorem z tabliczką czekolady, kubkiem lodów lub paczką chipsów w ręku. Nie powinno być zatem zaskoczeniem, że badanie przekrojowe z roku 2018 przeprowadzone wśród studentów cierpiących na depresję wykazało, iż 30,3 procent badanych spożywało smażone produkty, 49 procent piło napoje słodzone cukrem, a 51,8 procent spożywało produkty zawierające cukier od 2 do 7 razy w ciągu tygodnia¹⁵. Kobiety uczestniczące w badaniu były nawet bardziej podatne na spożywanie niezdrowego jedzenia w odpowiedzi na depresję niż mężczyźni.
Oczywiście nie każdy, kto ma depresję, objada się śmieciowym jedzeniem, ponieważ choroba ta ma zróżnicowany wpływ na łaknienie¹⁶. U niektórych osób depresja powoduje brak apetytu, u innych zaś objawia się wzmożonym uczuciem głodu. Wielu pacjentów z depresją pomija posiłki, a kiedy już decyduje się coś zjeść, dokonuje złych wyborów żywieniowych. Ma to związek ze spadkiem stężenia neuroprzekaźników biorących udział w procesie regulacji emocji, takich ja serotonina. Dlatego też dbanie o siebie, na przykład poprzez przygotowywanie sobie zdrowych posiłków, może być dla osób z depresją dużym wyzwaniem. Jedyne, o czym myślą, to jak poprawić swoje samopoczucie, a śmieciowe jedzenie, takie jak batoniki czy chipsy, jest na wyciągnięcie ręki i zdaje się działać, przynajmniej przez jakiś czas.
Sęk jednak w tym, że to tylko złudzenie. W dalszej części tego rozdziału pokażę, jak nadmierne spożycie cukru może przyczyniać się do wystąpienia depresji lub pogorszenia jej przebiegu, a także do zwiększenia ryzyka nawrotów depresji. Na szczęście istnieją produkty spożywcze, które mogą poprawić nastrój. W jaki sposób to robią? Swoje działanie zawdzięczają po części fascynującemu i złożonemu związkowi pomiędzy jelitami a mózgiem. Gdy w rozmowach z pacjentami poruszam temat roli jelit w depresji, często mówię o „smutnych jelitach”, próbując w nieco żartobliwy sposób oswoić ten poważny problem.
Jak wyjaśniałam w rozdziale 1, jedzenie wywołuje zmiany ilościowe w populacjach bakterii tworzących mikrobiotę jelitową. Niewłaściwa dieta może zmniejszyć różnorodność bakteryjną w jelitach, tym samym tworząc przestrzeń dla rozwoju szkodliwych bakterii i wywołując wiele problemów zdrowotnych. Jedzenie może także wpływać na sygnały chemiczne wysyłane przez te bakterie do mózgu poprzez nerw błędny – sygnały, które mogą sprawić, że będziemy czuć się przygnębieni i wycieńczeni lub podbudowani i pełni energii.
Na hipotezę, że mikrobiota jelitowa u osób z depresją różni się od tej u osób zdrowych, naukowcy wpadli po raz pierwszy za sprawą badań na zwierzętach. Okazało się na przykład, że myszy, którym usunięto chirurgicznie główny ośrodek mózgowy odpowiedzialny za zmysł węchu, przejawiają zachowanie zbliżone do depresyjnego. Badacze zauważyli jednak także, że tym zmianom behawioralnym towarzyszą zmiany w mikrobiocie jelitowej. Innymi słowy, wywołana u gryzoni depresja wpłynęła na pracę ich jelit i zamieszkujące je bakterie.
Badania na ludziach zdają się potwierdzać tę hipotezę. W roku 2019 psychiatra Stephanie Cheung i jej współpracownicy dokonali systematycznego przeglądu piśmiennictwa na temat pracy jelit u osób z depresją, uogólniając wyniki sześciu wcześniejszych badań¹⁷. Ich analiza wykazała, że u chorych cierpiących na tzw. dużą depresję (ang. _major depressive disorder_) co najmniej 50 taksonów bakteryjnych wykazywało różnice w porównaniu z grupą kontrolną złożoną z osób bez zaburzeń depresyjnych. Najnowsze badania wskazują, że gatunki bakterii, których obecność jest skorelowana z wyższą jakością życia, nie występują w jelitach osób cierpiących na depresję. Natomiast liczebność bakterii z gatunków, które powodują stany zapalne, często jest u nich zwiększona. To pokazuje, że istnieje ścisły związek pomiędzy stanami zapalnymi a depresją.
Zwalczanie depresji probiotykami i prebiotykami
Jak przywrócić mikrobiotę jelitową do stanu równowagi i tym samym wesprzeć się w walce z depresją wywołaną niewłaściwą pracą jelit? Kluczem do sukcesu jest włączenie do diety probiotyków i prebiotyków. Probiotyki to żywe kultury bakterii, których doustne przyjmowanie ma dobroczynny wpływ na zdrowie. Produkty bogate w probiotyki zawierają pożyteczne bakterie, wspomagające pracę ciała i mózgu. Zgodnie z wynikami badania z 2017 roku przeprowadzonego w University of Virginia School of Medicine, szczepy bakterii _Lactobacillus_, powszechnie używane do wyrobu jogurtów, niwelują objawy depresji u szczurów. Kultury tych bakterii są częstym składnikiem suplementów probiotycznych dostępnych w aptekach. Podobne wyniki udało się uzyskać także w niedawnych badaniach na ludziach.
Prebiotyki to zasadniczo pożywka dla pożytecznych bakterii – pewne rodzaje błonnika, którego ludzki organizm nie trawi, ale z którym radzą sobie bakterie w jelitach. Skuteczność probiotyków zależy w dużej mierze od tego, czy w jelitach znajdują się prebiotyki, mogące posłużyć im za źródło energii. Probiotyki rozkładają prebiotyki, wytwarzając krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, które pomagają zmniejszyć stan zapalny oraz powstrzymać rozwój komórek nowotworowych i wesprzeć rozwój zdrowych komórek.
W 2010 roku Michael Messaoudi i jego współpracownicy przeprowadzili badania na 55 zdrowych osobach, losowo przydzielając każdego uczestnika lub uczestniczkę do jednej z dwóch grup: grupy otrzymującej przez 30 kolejnych dni dzienną dawkę probiotyku lub grupy, która w tym samym okresie dostawała placebo¹⁸. Przed rozpoczęciem terapii oraz po jej zakończeniu uczestnicy wypełniali ankietę, na podstawie której oceniano ich samopoczucie. W ramach badania pobrano także próbki moczu ochotników w celu określenia poziomu kortyzolu, głównego hormonu stresu w ludzkim ciele.
W porównaniu z grupą kontrolną uczestnicy przyjmujący probiotyki wykazywali mniej objawów depresyjnych, a stężenia kortyzolu w ich moczu były niższe. Ich mózgi były zatem nie tylko mniej przygnębione, ale też mniej zestresowane.
Skąd takie wyniki? Niektóre gatunki bakterii jelitowych potrafią zwiększać ilość wytwarzanych przez mózg związków chemicznych, takich jak kwas gamma-aminomasłowy, które mogą przynieść szybką ulgę osobom cierpiącym na depresję i inne przypadłości psychiczne¹⁹.
Choć probiotyki są dostępne w formie suplementów, to lepszym sposobem na zwiększenie liczby przyjaznych bakterii w jelitach jest odpowiednia dieta. Do bardzo dobrych źródeł probiotyków należą jogurty z aktywnymi kulturami bakterii; należy jednak unikać jogurtów owocowych z wysoką zawartością dodanych cukrów. Bogate w probiotyki są także: tempeh, miso i natto (produkty ze sfermentowanych ziaren soi); kapusta kiszona; kefir i maślanka; kimchi (koreańskie danie z kiszonych warzyw); kombucza (napój ze sfermentowanej herbaty); oraz niektóre rodzaje serów, takie jak cheddar, mozzarella i gouda. Wśród produktów zawierających duże ilości prebiotyków można wymienić m.in.: fasolę i inne rośliny strączkowe, owies, banany, owoce jagodowe, czosnek, cebulę, liście mniszka lekarskiego, szparagi, topinambur oraz por.
Dobroczynne działanie probiotyków najlepiej obrazuje przypadek Rosy, jednej z moich pacjentek. Rosa dowiedziała się o moim programie psychiatrii żywieniowej z artykułu poświęconego probiotykom w „Wall Street Journal” i poprosiła swojego pulmonologa o skierowanie na wizytę do mnie. Cierpiała na astmę o ciężkim przebiegu i wymagała częstych hospitalizacji z powodu poważnych bakteryjnych, wirusowych i grzybiczych infekcji dróg oddechowych, ale zajmujący się nią lekarze nie potrafili usunąć problemu. Rosa była leczona licznymi antybiotykami i innymi lekami, które, jak twierdziła, zaburzyły równowagę jej mikrobioty.
Mimo że Rosa nie była śmiertelnie chora, trafiła do mnie w bardzo złym stanie psychicznym: słaba, emocjonalnie wyczerpana i bez chęci do życia. Nie miała apetytu, straciła na wadze, a przebywając w szpitalu, nie potrafiła się zmusić do tamtejszego jedzenia. Ponieważ przyjmowane przez nią leki na infekcje płuc najprawdopodobniej zaburzyły proporcje bakterii jelitowych, zaleciłam jej włączenie do codziennej diety produktów bogatych w probiotyki i prebiotyki oraz spożywanie większej ilości świeżych owoców i warzyw.
Śniadaniowego croissanta z czekoladą zamieniła na naturalny jogurt grecki z owocami jagodowymi, cynamonem i odrobiną miodu. Na drugie śniadanie przyrządzała sobie pożywną zieloną sałatkę z fasolą, liśćmi mniszka lekarskiego i rzodkiewką, doprawioną kremowym sosem na bazie kefiru z mojego przepisu. Do wszystkich potraw warzywnych dodawała cebulę i czosnek, a do zup pora. Piła kombuczę, a na obiad jadła pieczonego łososia (zob. s. 333) z batatami w glazurze z miso według mojego przepisu (zob. s. 365). Pasta miso tak bardzo jej posmakowała, że zaczęła używać jej jako składnika we wszystkich warzywnych dodatkach do dań głównych (jej ulubionym były grillowane szparagi), wzbogacając w ten sposób swoją dietę o kolejne źródło probiotyków.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Nagrania programu kulinarnego Julii Child nie były edytowane przed emisją, więc wpadki, które zdarzały się jej w trakcie gotowania, trafiały na wizję. Sama Child nalegała na niewycinanie tego typu sytuacji, żeby podkreślić, że błędy w trakcie gotowania zdarzają się każdemu, i pokazać, jak sobie z nimi radzić (przyp. tłum.)
2.
Więcej informacji o poglądach na temat zdrowia psychicznego panujących przed XVII wiekiem można znaleźć w książce Michela Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987).
3.
Miller I., The gut-brain axis: historical reflections, „Microbial Ecology in Health and Disease” 2018, t. 29, z. 2, s. 1542921, doi:10.1080/16512235.2018.1542921.
4.
Tamże.
5.
Carabotti M., Scirocco A., Maselli M.A., Severi C., The gut-brain axis: inter- actions between enteric microbiota, central and enteric nervous systems, „Annals of Gastroenterology” 2015, t. 28, z. 2, s. 203–209.
6.
Simrén M., Barbara G., Flint H.J. i in.,, Intestinal microbiota in functional bowel disorders: a Rome foundation report, „Gut” 2012, t. 62, z. 1, s. 159–176, doi:10.1136/gutjnl-2012-302167.
7.
Giau V., Wu S., Jamerlan A., An S., Kim S., Hulme J., Gut microbiota and their neuroinflammatory implications in Alzheimer’s disease, „Nutrients” 2018, t. 10, z. 11, s. 1765, doi:10.3390/nu10111765; Shishov V.A., Kirovskaia T.A., Kudrin V.S., Oleskin A.V., Amine neuromediators, their precursors, and oxidation products in the culture of Escherichia coli K-12, „Prikladnaia Biokhimiia i Mikrobiologiia” 2009, t. 45, z. 5, s. 550–554.
8.
Galley J.D., Nelson M.C., Yu z. i in.,, Exposure to a social stressor disrupts the community structure of the colonic mucosa-associated microbiota, „BMC Microbiology” 2014, t. 14, z. 1, s. 189, doi:10.1186/1471-2180-14-189.
9.
Valles-Colomer M., Falony G., Darzi Y. i in.,, The neuroactive potential of the human gut microbiota in quality of life and depression, „Nature Microbiology” 2019, t. 4, z. 4, s. 623–632, doi:10.1038/s41564-018-0337-x.
10.
Ercolini D., Fogliano V., Food design to feed the human gut microbiota, „Journal of Agricultural and Food Chemistry” 2018, t. 66, z. 15, s. 3754–3758, doi:10.1021/acs.jafc.8b00456.
11.
New State Rankings Shines Light on Mental Health Crisis, Show Differences in Blue, Red States, 18.10.2016, https://www.mhanational.org/new-state-rankings-shines-light-mental-health-crisis-show-differences-blue-red-states , dostęp: 29.09.2019.
12.
Mental Health and Mental Disorders, https://www.healthypeople.gov/2020/topics-objectives/topic/mental-health-and-mental-disorders , dostęp: 29.09.2019.
13.
Liang S., Wu X., Jin F., Gut-brain psychology: rethinking psychology from the microbiota–gut–brain axis, „Frontiers in Integrative Neuroscience” 2018, z. 12, doi:10.3389/fnint.2018.00033.
14.
Sarris J., Logan A.C., Akbaraly T.N. i in.,, Nutritional medicine as mainstream in psychiatry, „Lancet Psychiatry” 2015, t. 2, z. 3, s. 271–274, doi:10.1016/s2215-0366(14)00051-0.
15.
Lazarevich I., Irigoyen Camacho M.E., Velázquez-Alva M.C., Flores N.L., Nájera Medina O., Zepeda Zepeda M.A., Depression and food consumption in Mexican college students, „Nutrición Hospitalaria” 2018, t. 35, z. 3, s. 620–626.
16.
Rao T.S., Asha M.R., Ramesh B.N., Rao K.S., Understanding nutrition, depression and mental illnesses, „Indian Journal of Psychiatry” 2008, t. 50, z. 2, s. 77–82.
17.
Cheung S.G., Goldenthal A.R., Uhlemann A.C., Mann J.J., Miller J.M., Sublette M.E., Systematic review of gut microbiota and major depression, „Frontiers in Psychiatry” 2019, z. 10, s. 34, doi:10.3389/fpsyt.2019.00034.
18.
Messaoudi M., Lalonde R., Violle N. i in., Assessment of psychotropic-like properties of a probiotic formulation (Lactobacillus helveticus R0052 and Bifidobacterium longum R0175) in rats and human subjects, „British Journal of Nutrition” 2010, t. 105, z. 5, s. 755–764, doi:10.1017/s0007114510004319.
19.
Clapp M., Aurora N., Herrera L., Bhatia M., Wilen E., Wakefield S., Gut microbiota’s effect on mental health: the gut-brain axis, „Clinical Practice” 2017, t. 7, z. 4, s. 987.