Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza - ebook

Świeża pościel. Parujący kubek herbaty. Ulice miasta opustoszałe w długi weekend. Przeczekiwanie deszczu. Pocałunki. Szelest jesiennych liści. Ustawianie statusu „poza biurem“.

A TOBIE CO SPRAWIA PRZYJEMNOŚĆ?

Hannah Jane Parkinson, felietonistka „Guardiana“, to ekspertka od smakowania życia. Jej zbiór krótkich, błyskotliwych tekstów jest jak pudełko czekoladek – a każda z nich okazuje się cudowną, bezpretensjonalną lekcja tego, jak czerpać przyjemność z najzwyklejszych rzeczy.

Cała radość życia to suma drobnych przyjemności. Każda kolejna strona tej książki odkryje przed wami cuda, które są na wyciągnięcie ręki.

Marzena Rogalska

Jedyne na co możemy stawiać w trudnych czasach, to drobne przyjemności, a ta książka pomaga wyostrzyć na nie zmysły, odnotować je i docenić. Niezależnie od tego czy uniwersalne, czy skrajnie indywidualne, czy bliskie wam, czy zupełnie obce, przypomnicie sobie, że szczęście tkwi w błahostkach i tam trzeba go poszukać.

Aleksandra Kwaśniewska

Ta książka jest jak balsam dla duszy – pięknie napisana, czuła, mądra, zabawna i pełna ciepła. Miejcie ją zawsze przy sobie, by sięgać po nią, gdy tylko będziecie potrzebowali poczuć, że świat jest lepszym miejscem.

Nigella Lawson

Uwielbiam to, jak pisze Parkinson – zawsze zabawnie, szczerze i z dużą wnikliwością.

David Nicholls

Parkinson ma dar patrzenia na codzienne sprawy zupełnie świeżym okiem. Jej książka to idealna lektura na każdy dzień.

Jojo Moyes

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9256-7
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

J. B. Priestleya kojarzycie zapewne głównie jako autora sztuk teatralnych, między innymi _Pan inspektor przyszedł_. Napisał on jednak również wiele powieści i scenariuszy oraz opracował teorię czasu (a także, jak z zaskoczeniem odkryłam, mieszkał w tym samym domu w Highgate w północnym Londynie, w którym rezydowali Samuel Taylor Coleridge czy Kate Moss).

Ja jednak najbardziej cenię go za zbiór krótkich esejów o różnych rzeczach, ludziach, miejscach i uczuciach, które cieszyły go najbardziej, zatytułowany _Delight_ i będący odpowiedzią na zarzuty, jakoby Priestley był zdeklarowanym malkontentem. Uwielbiam wszystko, co opisuje w tej książce! Są tam między innymi fontanny, odwoływanie planów, aby zostać w domu (o, tak!), czytanie o okropnej pogodzie pod ciepłym kocykiem…

Ktoś dał mi tę książkę w dość trudnym dla mnie okresie mojego życia; pomogła mi ona wziąć się w garść i dojść do siebie. Dzięki niej zaczęłam doceniać drobiazgi, które dają radość mnie: kas­kady pasaży ośmiominutowego utworu kończącego album, nieznaną trasę nowego autobusu, ożywczą kąpiel w zimnej wodzie.

Rok 2018 był dla mnie szczególnie trudny (nie wiedziałam wówczas, co przyniosą kolejne!). Es­kalujące spory w mediach społecznościowych, dzień w dzień trumpizm, okreś­lający na nowo definicję dna, coraz mniej pewny grunt brexitowych „negocjacji”… Lekarstwem było dla mnie ponowne sięgnięcie po spis rzeczy, które zachwycały Priestleya. On szukał swoich w roku 1949, gdy nastroje w Wielkiej Brytanii były zdecydowanie dalekie od euforii – powojenny okres reglamentacji i polityka zacis­kania pasa przypominały to, czego doświadczamy obecnie. Stwierdziłam, że skoro ten zrzędliwy Yorkshirczyk mógł znaleźć czas na pisanie o swoich codziennych radościach, to dlaczego ja, osoba dość cynicznie nastawiona wobec otaczającego ją świata, nie miałabym spróbować tego samego w mojej rzeczywistości? Niezależnie od tego, co jest źródłem moich frustracji: zawirowania na skalę globalną czy też codzienne, małe uciążliwości (ludzie słuchający głośno muzyki z telefonów, zbiorowe e-maile, knajpy, w których można płacić tylko gotówką…).

Poniższe felietony są czymś w rodzaju próby wskazania czytelnikowi kwiatów w gąszczu chwastów, zwrócenia jego uwagi na zachwycający fiolet szarej godziny, wygodę znoszonych butów. Inspiracją, która pozwoli przetrwać dzień bez konieczności przesyłania przyjacielowi gifa z płonącym śmietnikiem ani identyfikowania się z osobą przedstawioną na obrazie _Krzyk_ Muncha.IDEALNY SZLAFROK

Jedno z moich ulubionych obcojęzycznych słów (oprócz niemiec­kiego _Schwimmflügel_, rękawki do pływania, dosłownie „skrzydła do pływania”) to rosyjskie халатность (c_hałatnost_ʹ). To piękne słowo zostało wprowadzone do języka przez Iwana Gonczarowa w _Obłomowie_, ulubionej powieści Lwa Tołstoja.

Oznacza ono tyle co niechlujstwo, jednak dawniej (powieść ukazała się drukiem w 1859 roku) mianem _chałatnost_ʹ okreś­lano po prostu leniwe spędzanie czasu na czytaniu gazet, snuciu się bez celu po domu i ogólnie niezajmowaniu się niczym szczególnym. Zawierało ono w sobie odrobinę znudzenia, ździebko rozmarzenia – czy też może zamyślenia? To kwintesencja życia okutanej w szlafroki arystokracji: Obłomow jest ziemianinem, który przez pierwsze pięćdziesiąt stron książki Gonczarowa nie opuszcza swojej sypialni.

Człon _chałat_ w _chałatnost_ʹ ma bardzo duże znaczenie – to po rosyjsku dosłownie szlafrok. W życiu trzeba podejmować różne ważne decyzje: mieć dzieci czy nie? Gdzie zapuścić swoje korzenie? Dla mnie jednak równie ważna jest kwestia znalezienia idealnego szlafroka. Albo, jeśli pochodzisz z północy Wielkiej Brytanii i osiągnąłeś już pewien wiek, podomki. A jeśli jesteś prawdziwym racjonalistą – płaszcza kąpielowego (jednak wszyscy doskonale wiemy, że to określenie ogranicza jego potencjał).

Dajcie mi obszerny, puchaty szlafrok, którego założenie przypomina zanurzenie się w obłoczku albo kąpiel w piankach! Szlafrok, którego pasek owiniesz wokół siebie dla bezpieczeństwa trzy razy. Z głębokimi kieszeniami, w których zmieszczą się drobiazgi całego świata (a w święta papierki po czekoladkach After Eight). Szlafrok z kapturem, który da ci poczucie, że stawisz czoło całemu światu – i wygrasz. Szlafrok w kolorze łososiowym, w którym możesz czytać „Financial Timesa”. Długą do ziemi białą podomkę, kojarzącą się z fantastycznym seksem w drogich hotelach… Lub frotowy, odrobinę przyciasny szlafroczek w kolorze czerwieni Liverpool F. C. – ten, który masz na sobie, oglądając o świcie powtórkę wieczornych wiadomości sportowych. Eleganc­ką szlafrokową marynarkę w tłoczone wzory (z dopasowanymi kapciami do kompletu), w której siedzisz na eleganc­kiej sofie chesterfield przy buzującym na kominku ogniu, z kieliszkiem brandy w dłoni. Satynowe letnie kimono, które aż błaga o to, by jego właścicielka nosiła seksowniejszą bieliznę nocną.

Gdy większość ludzi myśli o „inwestowaniu” w elementy garderoby, oznacza to zazwyczaj kupno drogich torebek czy szalików. Ja natomiast wyobrażam sobie szlafrok (co, oczywiście, nie wyklucza kupna szalika Burberry). Dobry szlafrok, który przetrwa całe dziesięcio­lecia, niczym mnisi habit. Jedna z pierwszych pisemnych wzmianek o szlafroku pochodzi z lat sześćdziesiątych XVII wieku, z pamiętników angielskiego urzędnika Samuela Pepysa. Pisze on: „mój nowy szlafrok z fioletowej tkaniny, lamowany złotem, bardzo piękny”. O, tak – Pepys zdecydowanie wiedział coś na temat znaczenia szlafroków.

Ja już znalazłam swój idealny szlafrok i z pewną przykrością melduję, iż nabyłam go w Soho Home, sprzedającej wyposażenie domu filii Soho House¹. Kosztował sześćdziesiąt pięć funtów, ale jest wart każdego pensa. Mogłam wydać te pieniądze na wieczór, z którego nic bym nie pamiętała… a w dodatku nie miałabym szlafroka, w którym mogłabym dochodzić do siebie następnego ranka. Wybrałam właściwie.

Niektórzy Straszni Ludzie (szczególnie mężczyźni) próbowali zdeprecjonować rolę szlafroka (że wymienię chociażby Hefnera, Trumpa czy Weinsteina), lecz ja nie zamierzam na to pozwolić. W dzisiejszym świecie dobrze jest wiedzieć, że na drzwiach sypialni mam koło ratunkowe w postaci komfortowego kocyka z rękawami.

1 Sieć prywatnych klubów, pierwotnie zrzeszających osoby ze świata sztuki, polityki i mediów (wszystkie przypisy, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumaczki).PATRZENIE W GÓRĘ

Chciałabym wam dać pewną radę: zawsze patrzcie do góry. Och, te wszystkie niezwykłe gzymsy i okapy, które wcześniej przegapiliście! Latawce zaplątane wśród gałęzi! Wysocy, przystojni obcy, o długich, gładkich szyjach… Chmury w kształcie świń… a może niedźwiedzi? Albo w kształcie Zjednoczonego (jeszcze) Królestwa. Stare hasła ułożone z cegły w jaśniejszym kolorze na ścianach wiktoriań­skich budynków. Niespodziewanie błyskotliwe graffiti na moście kolejowym. Wznoszące się ku górze węże żelaznych balustrad.

Jeśli mieszkasz na wsi, zadrzyj głowę i zapatrz się w gwiazdy i konstelacje albo szukaj w oknach domów regałów zastawionych od góry do dołu książkami. Jeżeli mieszkasz w mieście, podziwiaj piętrzące się ku niebu szkło i stal. Ja lubię nawet ostry kształt londyń­skiego wieżowca Shard. Jeśli przebywasz za granicą i idziesz dokądś wąską, pylistą uliczką, spójrz w górę i przyjrzyj się wzorom na dywanach wywieszanych do wytrzepania na poręczach balkonów.

Patrzenie w dół nie daje tyle satysfakcji. Te same stopy, które oglądasz przez całe swoje życie (nawet jeśli obute w wyjątkowe obuwie). Może nieco niesamowitych jesiennych liści w fantastycznych kolorach, ale jeśli spojrzysz w górę, zobaczysz ich więcej. Patrzenie w górę odkrywa przed tobą bezustannie nowe skarby i niespodzianki.

Minęło ładnych kilka lat, nim dostrzegłam na dachu Exeter College w Oxfordzie rzeźbę Antony’ego Gorm­leya²! Dopiero gdy zaczęłam jeździć na górnych poziomach piętrowych autobusów (najlepszy sposób obserwacji tego, co w górze!), zauważyłam w dzielnicy Camberwell w południowym Londynie murale przedstawiające motyle (później dowiedziałam się, że powstały one na cześć rusałki żałobnika, którego angielska nazwa – Camberwell Beau­ty – faktycznie wiąże się z tym rejonem; patrząc w górę dostrzeżesz też prawdziwe motyle!). Podczas wędrówki po górach Walii skupiałam się na kafejce na szczycie góry Snowdon, aby zmotywować się do wspinaczki po skalnym rumowis­ku, podczas gdy maleńkie kamyczki wpijały mi się w gołe kolana. Potknęłam się o drzewo podczas spaceru w samym centrum Londynu, w Hyde Parku – zamieszkują go fantastyczne, jaskrawozielone papużki aleksandretty; jeśli poczęstujesz je kawałkiem jabłka, sfruną do ciebie, żeby się nim posilić. W Liverpoolu, z którego pochodzę, znajdziesz też inne ptaki: dwa miedziane kormorany³ o wysokości pięciu i pół metra i rozpiętości skrzydeł ponad siedmiu metrów, zwane Bertie i Bella, wieńczące Royal Liver Building i strzegące miasta oraz morza.

W Berlinie spójrz ku dachom magazynów i podziwiaj bauhausowskie latarnie (jeśli lubisz takie rzeczy; ja lubię). W Moskwie na placu Czerwonym znajdziesz słynne zdobne sufity na stacji metra, będące jedną z tamtejszych atrakcji turystycznych. Podnieś czoło, żeby przetrwać trudny bieg. Daj mięśniom ramion odpocząć od spinania ich podczas prowadzenia rozmowy telefonicznej przy biurku; zrób coś pożytecznego w trakcie bezcelowego sterczenia na chodniku. Czasem, aby stanąć mocno na ziemi, wystarczy tylko odchylić głowę na plecy i wejrzeć w bezmiar rozciągającego się nad nami nieba.

2 Brytyjski rzeźbiarz i autor instalacji, laureat Nagrody Turnera, przyznawanej przez Tate Britain.

3 Ang. _liver bird_ – mityczne ptaki, symbol Liverpoolu.SZTUKI BEZ PRZERW

Pewnego dnia, około szesnastej, zastanawiałam się w biurze, czy powinnam po pracy iść do teatru na jakąś sztukę – szukałam czegoś na wieczór, szczególnie że dni robiły się coraz krótsze, a noce mroczniejsze. Chodzenie w pojedynkę do teatru – co z upodobaniem kultywuję – ma tę zaletę, że nierzadko na pojedyncze miejsca są zniżki. Nigdy nie planuję takich wypraw z wyprzedzeniem. Mam to szczęście, że od możliwości obejrzenia najlepszych produkcji na świecie dzieli mnie zaledwie dwadzieścia minut drogi.

Prawdziwą radość sprawia mi oglądanie sztuk bez antraktów. Brytyjski scenarzysta Steven Moffat wzywał kiedyś do zlikwidowania przerw, co moim zdaniem zasługuje na owację na stojąco. Są zupełnie niepotrzebne: zaburzają ciąg narracji, kolejki do toalet ciągną się kilometrami (osobiście często chodzę po prostu do męs­kich; mam gdzieś, co ludzie pomyś­lą), a moi towarzysze z sąsiednich miejsc nieskończenie ś­lamazarnie z nich wstają i na nie wracają (podczas jednej z takich mijanek w rzędzie, w którym siedziałam, zobaczyłam w teatrze Vince’a Cable’a⁴, ale potem uświadomiłam sobie, że niemal wszyscy wyglądają tu jak Vince Cable). Przerwy robią się również coraz dłuższe, całkiem jak filmy Marvela.

Żądamy przerwy od przerw! Niestety, to prawdo­podobnie marzenie ściętej głowy, bo teatry są nastawione na zysk, który przynoszą mikroskopijne kubeczki lodów w cenie pięć funtów za porcję. Obrońcy przerw powiedzą wam, że to doskonała okazja do porozmawiania na temat gry aktorskiej (kto wybiera się do klubu książki w połowie czytania powieści?). Będą mówili o szansie na rozprostowanie nóg – jakby właśnie odbywali dwudziestoczterogodzinny lot i groziła im zakrzepica.

Szekspir pisał swoje sztuki bez antraktów. To reżyserowie je dodają, psując przyjemność z ich odbioru. Rozumiem, że czasem zmiana scenografii wymaga nieco czasu, a aktorzy chcą odpocząć. Wolałabym jednak spędzić ten czas, siedząc w ciemności, pełna oczekiwania, niż przestępować z nogi na nogę na lepkiej podłodze lobby, z kubkiem odgazowanej coli (pepsi, jeśli chodzi o ścisłość) w dłoni.

Zamiast tego dajcie mi wieczór w nowym, nieznanym świecie, w który mogę wsiąknąć bez reszty. Nie wódźcie mnie na pokuszenie zatonięcia w telefonie na czterdzieści pięć minut, aby moją głowę znów wypełniły polityka i praca. Wybawcie mnie od scrollowania. Po opuszczeniu budynku chcę ze zdumieniem spostrzec, że pogoda zmieniła się nie do poznania. Chcę, by aktorzy byli w najwyższej formie, podczas gdy ja będę chłonęła każdą zmianę w ich ekspresji i ruchu. Dajcie mi przedstawienie, które zmieni mój nastrój i opinię. Dajcie mi Pintera⁵ bez przerw i dialogi, które inspirują. Zgaście światła i nie zapalajcie ich, dopóki wszyscy naraz nie wstaniemy do gromkich oklas­ków.

4 Brytyjski polityk, należący do partii Liberalnych Demokratów, pełniący w latach 2010–2015 funkcję ministra.

5 Harold Pinter, brytyjski dramaturg, pisarz, scenarzysta i reżyser teatralny, laureat Literac­kiej Nagrody Nobla w 2005 roku.POCAŁUNKI

Czy pamiętacie najlepszy pocałunek w waszym życiu? Och, jestem pewna, że tak. To pytanie z pewnością przywołuje wiele wspomnień – i właśnie dlatego pewna ciesząca się szacunkiem gazeta („The Guardian”) regularnie zadaje je swoim gościom w cosobotnim kwestionariuszu.

Inna wersja brzmi: czy pamiętasz swój pierwszy pocałunek? To jednak nic takiego – często po prostu wygłupy z przyjaciółką albo dziecięce zabawy podczas nocowania lub przygoda gdzieś w parku, w deszczu, na moście. Ma się rozumieć, to również magiczne przeżycie. Wyjątkowe. Kształtujące. Ale dla większości ludzi prawdo­podobnie nie najcudowniejszy moment w całym życiu.

Niewiele jest rzeczy lepszych od fantastycznego pocałunku. Mam tu na myśli pocałunki romantyczne – to, co nazywamy (brr!) migdaleniem się. Cóż za pogardliwe słowo na tak piękną czynność. Sprawdziłam w słowniku etymologię pas­kudnie brzmiącego określenia „uderzyć w ślinę” i niestety nie znalazłam żadnych informacji o jego pochodzeniu – pewnie dlatego, że nikt nie chce się przyznać, iż to on stoi za ukuciem tego terminu.

Nie wiem, czy istnieje coś bardziej seksownego niż sytuacja, gdy spotykacie kogoś i jeszcze przed pierwszym pocałunkiem wasze oczy wędrują mimowolnie, tęsknie ku ustom tej drugiej osoby. Nie mam pojęcia, kto wpadł na pomysł zbliżania do siebie twarzy i łączenia warg, ale to naprawdę genialne. Nie mogłabym spotykać się z kimś, kto kiepsko się całuje. Albo może: kto nie umie całować mnie. Podobnie nie rozumiem ludzi, którzy nie całują się podczas uprawiania seksu. To jego fundamentalna część!

Jednak całowanie może być przyjemne i bez seksu – również bez jego perspektywy. Niektórzy ludzie są tak biegli w sztuce całowania – czy może raczej tak umiejętnie dostosowują się do oczekiwań innych – że pocałunek z nimi może być wspaniały, nawet jeśli prawdo­podobnie nie mielibyście ochoty się z nimi przespać. Działa na zasadzie współ­dzielonej, cichej intymności.

Nie ma jednego, podręcznikowego sposobu całowania. Każdy pocałunek jest inny, w zależności od uczestniczących w nim osób i od sytuacji. Może być namiętny, taki, w którym się zatracamy – albo łagodny, nieśpieszny. W swoim najlepszym wydaniu całowanie się jest harmonijnym, poetyc­kim aktem – najwyższą formą komunikacji, językiem fizycznym.

Najlepszy pocałunek w moim życiu? Nie chcę się dzielić tym wspomnieniem. Ale to było niemal jak rozmowa – w tym przypadku nieprzetłumaczalna.

CZCIONKI

W chwili obecnej czytacie słowa zapisane czcionką ­Aldus LT Std Roman⁶, wybraną przez moją redaktorkę i mnie. Niewykluczone, że zupełnie was to nie obchodzi, ale mnie – bardzo. W rzeczywistości czcionka to określenie znaku drukarskiego, a w tym kontekście powinniśmy używać terminu font, ale nie jestem w tej kwestii pedantką, więc będę używała w tym wpisie terminu powszechnie przyjętego.

Czcionki są ważne w naszym życiu. Zawierają litery i cyfry. Nawet jeśli wydaje wam się, że nie macie ulubionego kroju pisma, zapewniam was, że po prostu nie zdajecie sobie z tego sprawy. On istnieje, chociaż bylibyście przekonani, że nie istnieje taka czcionka, która zmusiłaby was do przejścia na drugą stronę ulicy albo odwrócenia wzroku w autobusie, byle tylko na nią nie patrzeć. Jesteśmy nierozerwalnie związani z czcionkami, które wpuszczamy do naszych serc i umysłów – zarówno świadomie, jak i nieświadomie.

Kilka lat temu Helvetica stała się tak wszechobecna, że na jej temat napisano wiele artykułów; doczekała się nawet wystawy w nowojorskim muzeum sztuki nowoczesnej oraz filmu dokumentalnego. Korzystają z niej m. in. American Airlines, Toyota i Nestlé. W pewien sposób traumatyczne jest to, że stosował ją również brytyjski rząd. Być może właśnie to stało się gwoździem do jego trumny, jako że Helvetica padła ofiarą tak zwanego syndromu wysokiego maku (osoby wyróżniające się w otoczeniu i społeczeństwie zaczynają budzić niechęć i negatywne odczucia). Czy ktoś uważa, że Chris Grayling albo Matt Hancock (członkowie brytyjskiego parlamentu) są fajni? Raczej nie.

W ujęciu korporacyjnym czcionki inspirują lojalność wobec marki.

Można zauważyć, że czasem gdy firmy zmieniają czcionkę w swoim logo, konsumenci się buntują, więc nierzadko zdarza się, iż owe firmy wracają do dawnej wersji swojego znaku firmowego. Sieć odzieżowa Gap próbowała przejść kiedyś z dobrze znanej wszystkim Helvetiki na inną czcionkę, umieszczoną na tle gradientowego kwadratu. Całość wyglądała jak nagłówek szkolnej pracy w Wordzie. Wrócili do poprzedniego wariantu. Podobnie było w przypadku producenta napojów Tropicana.

Bibliofile, tacy jak ja, żywo interesują się wyglądem okładek, ale i użytych na nich czcionek. Czy kiedykolwiek, czytając książkę, mieliście wrażenie, że litery są w niej denerwująco ciasno zbite, co bardzo utrudnia lekturę? Albo że ich ostentacyjność rozprasza? Czy zdarzyło wam się przeglądać grzbiety na księgarnianej półce i natrafić na taki, który szczególnie zwrócił waszą uwagę?

Czcionki mają różne osobowości – i to właśnie dlatego nigdy nie czytaliście nekrologu sporządzonego Comic Sans. Ani graffiti na moście kolejowym wymalowanego Times New Roman. Reżimy autorytarne raczej nie używają kreskówkowej czcionki zwanej High Jinkies. Zawsze bawiło mnie, że mogę napisać coś Arialem, stwierdzić, że jest do bani, po czym zmienić czcionkę na EB Garamond i pomyśleć: rany, to wprost genialne! To idealny przykład na to (i sądzę, że wszyscy się ze mną zgodzicie), jak wielką moc może mieć czcionka.

6 A właściwie Aldine, którą wybraliśmy do polskiego wydania ze względu na dostępność polskich znaków. Mamy nadzieję, że czytanie książki złożonej tym fontem będzie nie mniej przyjemne – przyp. red.COVERY

Covery są jak białe wino: mogą być albo fantastyczne, albo pas­kudne. Do tej ostatniej grupy należą między innymi piosenki grane przez kiepskich gitarzystów noszących kamizelki na T-shirtach i zarzynających każdy kawałek wydany w ciągu trzech ostatnich dziesięcioleci. Lub instrumentalne „sambowe” wersje hitów, puszczane w kółko w kafejkach.

Dobre covery bywają z kolei naprawdę niesamowite. Zmieniają piosenkę nie do poznania, są niczym dwustronna kurtka, ukazująca całkiem nowe oblicze po przewleczeniu na lewą stronę: ten sam krój, ale coś nieprawdopodobnie świeżego. Możesz ją nosić na sposób popowy, jazzowy, taneczny albo rockandrollowy. Słuchanie ulubionego kawałka w nowej odsłonie wywołuje całkiem nowe emocje.

Najbardziej uwidacznia się to w przypadku całkowitej zmiany stylu muzycznego, gdy możemy dostrzec, jak bardzo dana wersja odpowiada skrajnie różnym nastrojom. Smętne kawałki szwedzkiej piosenkarki Robyn stają się hiciorami, bo często udaje jej się zawrzeć w jednej piosence diametralnie różne emocje. Jednak podczas gdy jej energetyzująca piosenka Dancing On My Own trafiła na moją listę ulubionych numerów nastrajających mnie przed wyjściem, zespół Kings of Leon nagrał jej wolną wersję, przygnębiającą jak cholera i idealną do użalania się nad sobą. Podobnie nie mogłam sobie wyobrazić Patti Smith wykonującej Stay Rihanny. A jednak.

Wiele czasu spędziłam, oglądając na YouTubie sesje Live Lounge Radio 1, dostarczające uroczych coverów z nutką komizmu, której przydaje kartka A4 z tekstem, przyklejona do podłogi studia pod wszystkimi tymi zaścielającymi ją kablami. Wersja Love Machine Girls Aloud w wykonaniu Arctic Monkeys zawsze poprawia mi nastrój (podobnie jak ich wykonanie Diamonds are Forever Shirley Bassey w Glastonbury). Jest coś cudownego w możliwości doświadczania, jak różni artyści doceniają nawzajem swoje dokonania.

Istnieją covery zys­kujące większą popularność od oryginalnych wykonań – w takim przypadku słuchacze są przekonani, iż to dzieła osób, które w istocie po prostu je odtwarzają. Respect, najbardziej chyba znany kawałek Arethy Franklin, to w rzeczywistości utwór Otisa Reddinga, który napisał tę piosenkę i nagrał ją w 1965 roku, dwa lata przed tym, jak wykonała ją Franklin. A czy ktoś mógłby przypuszczać, że First Time Ever I Saw Your Face to cover, który oryginalnie powstał jako folkowy kawałek, napisany przez Ewana MacColla dla jego przyszłej żony, Peggy Seeger?

Partie wokalne Amy Winehouse w Valerie Marka Ronsona zawsze zwalają mnie z nóg. Oryginał The Zutons – nie. I wcale nie musi. Wersja Winehouse jest tym bardziej przejmująca, że artystka nie zmienia w niej zaimków, co nadaje tej piosence o miłości całkiem nowy wymiar. To doskonałe podsumowanie mojego uwielbienia dla coverów: osobie nienasyconej, takiej jak ja, ofiarowują one całkiem nowy kawałek życia.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: