- promocja
Dwie samotności. Dialog mistrzów - ebook
Dwie samotności. Dialog mistrzów - ebook
„Ten dialog mistrzów, który łączył życie i literaturę (…) stopniowo przesiąkał narracyjną magią Garcíi Marqueza i Vargasa Llosy, i nikt z obecnych nie zauważał, że przeznaczony nań czas dobiega końca”.
Abelardo Oquendo
Ponad pół wieku temu, w 1967 roku, w Krajowej Wyższej Szkole Inżynierii w Limie odbyło się spotkanie dwóch młodych pisarzy latynoamerykańskich: Maria Vargasa Llosy i Gabriela Garcíi Marqueza. W kilkugodzinnej rozmowie przyszli mistrzowie poruszyli temat ludzkiej samotności, roli powieściopisarza oraz genezy, prawdy i fantazji w Stu latach samotności. Snując rozważania o kondycji powieści w Ameryce Łacińskiej, zastanawiali się nad istotą tak zwanego boomu latynoamerykańskiego w literaturze, zjawiska, które wybuchło w owym czasie, stając się symbolem przebojowej tożsamości kontynentu.
Książka zawiera nie tylko zapis tej nigdy niepublikowanej w Polsce rozmowy, lecz wspomnienia znanych pisarzy, krytyków i dziennikarzy, którzy jako naoczni świadkowie opisują okoliczności tego wyjątkowego wydarzenia i starają się oddać atmosferę, w jakiej toczył się ten intelektualny dialog. Całości dopełniają wywiady z Gabrielem Garcíą Marquezem oraz refleksje Maria Vargasa Llosy na temat życia i twórczości Kolumbijczyka.
Miłośnicy twórczości obu pisarzy będą usatysfakcjonowani.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-1637-7 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To jeden z najskuteczniejszych sposobów na lekturę tego dialogu mistrzów. Dla nas – latynoamerykańskich czytelników i powieściopisarzy – słowa, którymi posługiwano się w 1967 roku dla wyjaśniania kluczowych kwestii, już nie istnieją, zużyły się i z czasem ponownie ukształtowały, lecz dzisiaj nie używamy ich w takim samym znaczeniu, jak obaj pisarze wówczas. Gdy García Márquez mówi o samotności jako o temacie swoich książek, obawia się, że to zbyt „metafizyczne”, a przez to „zachowawcze”; gdy Vargas Llosa mówi o „odpowiedzialności” pisarza albo gdy podejmuje dyskusję o poziomie „zaangażowania” w różnych powieściach swojego rozmówcy, czujemy lub intuicyjnie wyczuwamy intensywność ich zmagań z ciążącym im rozedrganym światem polityki. Inne były także realia literackie. Starając się określić i zdefiniować głębokie nowatorstwo Stu lat samotności – starając się, jak byśmy powiedzieli, przyszpilić żółtego motyla – Vargas Llosa odnosi się najpierw do realizmu, potem do zdarzeń niemożliwych lub poetyckich, później rozważa możliwość, że w gruncie rzeczy chodzi o powieść fantastyczną. García Márquez w odpowiedzi upiera się przy swej kondycji pisarza realisty, dowodząc, że owa fantastyczność stanowi nierozerwalną część latynoamerykańskiej rzeczywistości, i sugeruje, z godną podziwu przenikliwością, że ten realizm może wnieść coś nowego do literatury powszechnej. Jednakże w tej dyskusji czegoś wyraźnie brakuje i ten brak rzuca się nam w oczy: w żadnej chwili, w żaden sposób nie pada wyrażenie, którego czytelnik się spodziewa, które wisi w powietrzu, lecz pozostaje jeszcze nieodkryte: „realizm magiczny”. I w sumie może na tym zasadza się problem tego dialogu: wówczas, w 1967 roku, świat był jeszcze tak młody, że wiele rzeczy nie miało nazwy.
A jednak dla pewnego zjawiska nazwa zaczynała już funkcjonować: na początku kontrowersyjna, z czasem zadomowiła się w naszym intelektualnym pejzażu. Z ust Vargasa Llosy pada raz, w pytaniu, co García Márquez sądzi o latynoamerykańskim boomie. Boom, co oczywiste, w tamtym czasie również nie oznaczał tego, co dziś; jedną z cudownych chwil tego dialogu mistrzów jest możliwość obserwowania uczestników owego literackiego zjawiska w momencie, gdy zaczyna ono przybierać określony kształt. Czytelnicy latynoamerykańscy długo dyskutowali, kiedy się to wszystko rozpoczęło. Kiedy do tego doszło? Czy po przyznaniu Nagrody Biblioteca Breve barcelońskiego wydawnictwa Seix Barral powieści Miasto i psy w 1962 roku? Czy wraz z nieprzewidzianym sukcesem Stu lat samotności? Jakkolwiek by było, ten limski dialog pisarzy stanowi coś w rodzaju szyfru dla zjawiska. Cztery krzesła w boomie, w klasyfikacji pół żartem, pół serio, którą kilka lat później zaproponował José Donoso, miały być zajęte przez tych właśnie dwóch autorów, którzy w Limie snuli rozważania o Cortazarze i Fuentesie; tuż za tą czwórką umiejscowili się Borges, Onetti i Rulfo (Onetti w jednym z wywiadów powiedział podobno: „Zostałem wciągnięty przez boom”). Proza XX wieku nigdy już nie miała pozostać taka sama po zawojowaniu jej przez te nazwiska, dlatego jest coś rozczulającego w spektaklu, w którym García Márquez i Vargas Llosa rozprawiają o czymś, w czym sami uczestniczą, z prostotą i lekkim zdziwieniem, niczym dwa młode pterodaktyle zastanawiające się, czym u diabła jest ta ewolucja. Jak to dla nas dziwnie brzmi: rozmawiać sobie o Stu latach samotności jako o książce, która wciąż leży na półce z nowościami. I na ile frapujące, że Vargas Llosa, komentując książkę kolegi po piórze, pewną ręką maluje krytykę tak przenikliwą i dobitną, że jego Historia de un deicidio („Historia pewnego bogobójstwa”), studium opublikowane cztery lata później, mogłaby się wydać li tylko pogłębieniem lub rozszerzeniem opinii wyrażonych w Limie.
Mielibyśmy zatem z jednej strony Vargasa Llosę: pisarza i krytyka, przedstawiciela niespokojnego sumienia swego zawodu, nieustannie ze skalpelem w ręce. Z drugiej – Garcíę Marqueza, usiłującego obronić własny obraz pisarza kierującego się instynktem niemalże pierwotnym, z alergią na teorię, kiepskiego interpretatora samego siebie czy swoich książek. Ale oczywiście to nie tak. García Márquez świetnie wiedział, do czego służy każdy śrubokręt w jego skrzynce z narzędziami. Opanował także doskonale, jak każdy wielki pisarz, sztukę czytania: słowa, które poświęca w rozmowie wpływom Williama Faulknera bądź jego obecności w nowej powieści latynoamerykańskiej, mają wartość pracy naukowej liczącej setki stron. A zatem ten dialog mistrzów oznacza również przedstawienie dwóch całkowicie przeciwstawnych interpretacji zawodu pisarza. Skoro zaś sposób wypowiedzi to jedna z form, w jakich ujawnia się temperament, czytelnik dostrzeże ewidentny kontrast: z jednej strony intelektualną hojność gestu Vargasa Llosy, gotowego podjąć się roli prowadzącego wywiad i oddać pole Garcíi Marquezowi, mimo że w jego walizce leży jeszcze ciepła Nagroda im. Rómulo Gallegosa, z drugiej – nieśmiałość Garcíi Marqueza, przejawiającą się w notorycznych boutades, śmiałych dowcipach i nie do końca uzasadnionej przesadzie. Gdy na przykład García Márquez zapewnia, że już w młodości miał gotowy pierwszy rozdział Stu lat samotności brzmiący dokładnie tak samo jak ten, który otwiera powieść, wiemy, że kłamie. Lecz to kłamstwo stanowi wyraz jego własnej literackiej zachłanności, pragnienia, by od zaraz – i starannie – budować własną legendę.
Zapis rozmowy O powieści w Ameryce Łacińskiej przez wiele lat pozostawał poza oficjalnym obiegiem, pojawiał się jedynie w edycjach pirackich, wątpliwego pochodzenia, lub czarnorynkowych. Ja sam byłem jednym z ich użytkowników i ponoszę winę za ten stan rzeczy. Miałem dwadzieścia jeden lat i moją jedyną obsesją było nauczyć się pisać powieści, kiedy pewien bogotański księgarz specjalizujący się w rzadkich drukach wspomniał mi o tej pozycji, dodając tonem nieomal modlitewnym, że więcej tam cennych lekcji na temat zawodu pisarza niż na jakimkolwiek wydziale literatury. Twierdził, że zapis nie ukazał się drukiem; wobec mojej rozterki zaoferował się, że sporządzi mi kopię własnego egzemplarza. Każdy, kto w wieku dwudziestu jeden lat odczuwał dojmujące powołanie, zrozumie, że przyjąłem dar, albowiem nigdy nie wiadomo, skąd spłynie objawienie, by zmienić nas w tego, kim być pragniemy, i jedyne wyjście to wkraczać na każdą ścieżkę, wyczerpać wszelkie możliwości. Teraz, ćwierć wieku później, mam wewnętrzną satysfakcję, że mogę zaprezentować te odzyskane słowa, słowa, które jawią się obecnie niczym wyratowane z jakiejś morskiej katastrofy. Czynię to z przekonaniem, że okażą się tak oświecające i stymulujące dla każdego czytelnika – może przyszłego pisarza – jak wówczas dla mnie.
Maj 2019 r.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersjiObszernie o sprawie Herberta Padilli pisze Urszula Ługowska w: Mario Vargas Llosa, Warszawa 2012, PIW, rozdz. 6. Jeżeli nie jest zaznaczone inaczej, przypis pochodzi od tłumaczki.
J.L. Borges, Fikcje, tłum. A. Sobol-Jurczykowski i S. Zembrzuski, Warszawa 1972, PIW.
„Mario Vargas Llosa związany jest z drugim okresem boomu. Wiele hałasu wywołało w roku 1962 przyznanie temu 24-letniemu wówczas pisarzowi Nagrody Biblioteki Małych Form barcelońskiego wydawnictwa Seix Barral. Fakt ten natychmiast i z wielką pompą rozsławił nazwisko Vargasa Llosy (a przy okazji i wydawnictwo Seix Barral) w całym hiszpańskim świecie. O jego książce Miasto i psy (La ciudad y los perros) mówili wszyscy, jak kontynent długi i szeroki ” – J. Donoso, Moja osobista historia boomu, tłum. E. Komarnicka, Kraków 1977, Wydawnictwo Literackie, s. 54 i 63–64.
Mowa o Mojej osobistej historii boomu, Barcelona 1972, Editorial Anagrama, wyd. polskie: Kraków 1977, Wydawnictwo Literackie.
Fragmenty opublikowano w tłumaczeniu na język polski w „Literaturze na świecie” 1983, nr 9.
Obronione jako praca doktorska MVL na Uniwersytecie Complutense w Madrycie.