Dziwka - ebook
Dziwka - ebook
Przyciemnione wnętrza, dźwięk lejącego się alkoholu i gęsty zapach intymności unoszący się w powietrzu, ogarniający nabuzowane zmysły. W ten wir nagich ciał, delikatnych kobiecych serc i emocjonalnych uniesień przeznaczenie wrzuca młodego mężczyznę, który ze zdumieniem świetnie się odnajduje za barem przydrożnego lokalu ze striptizem. Nowa praca diametralnie odmienia jego życie i stawia na jego drodze coraz to nowe wyzwania, pchając go ku pożądaniu i miłosnym zawirowaniom. Czy w nowym, pełnym namiętności środowisku bohater pozostanie wierny swoim wartościom? I czy to możliwe, by jedna z klubowych dziwek skradła jego serce?
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66533-59-2 |
Rozmiar pliku: | 766 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skrzypienie bawełnianej szmatki trącej o białe szkło drinkowej szklanicy.
Przez niewielkie okno wpadały promienie wiosennego słońca, w powietrzu unosiły się pyłki kurzu. Z głośników leciał gotycki przebój grupy Nightwitsch, a ja wpatrywałem się w twarz kobiety.
Miała piwnie oczy i bardzo długie rzęsy podkreślone czarnym tuszem. Wąskie usta pomalowała na bladoróżowo. Na ładnej twarzy tej trzydziestokilkulatki nie było śladu pudru. Czarne proste włosy miała ścięte równo do ramion. Śnieżnobiała bluzka z kołnierzem i czarny dopasowany żakiet oraz spódnica do kolan. Oficjalny strój średniozamożnej kierowniczki jakiegoś biura – takie można było odnieść wrażenie, patrząc na moją rozmówczynię.
– Już trzeci dzień próbuję się z nim skontaktować i nic. Wyobrażasz sobie? A mieliśmy pojechać w góry. Zaręczyny i wspólne życie razem, takie wiązałam z nim nadzieje, tyle lat nad nim pracowałam. Jeśli myśli, że dam się tak łatwo spławić, to się grubo myli. Będzie mój, zobaczysz, nie poddam się teraz.
Nie znałem ani nawet nie widziałem faceta, o którym mówiła. Wiedziałem jedynie, że był starym kawalerem i że pracował jako ginekolog, a ona planowała z nim ślub i liczyła na zmiany w życiu. Przepadł trzy dni temu, nie odbierał telefonu. Od wielu lat był stałym klientem Agnieszki, która wcale nie była ułożoną kobietą po trzydziestce, tylko prostytutką, a ostatnio postanowiła zakończyć swoją karierę w tym zawodzie. Mimo że wyglądała młodo i była ładna, to w tym biznesie jedynie „bardzo młode” i świeże dziewczyny tak naprawdę zarabiały dobre pieniądze. W jej wieku pozostawała ranna zmiana i resztki po „młodszych” koleżankach. Tak już było i Agnieszka postanowiła, że zwiąże się z ginekologiem, kończąc tym samym lata spędzone na uprawianiu nierządu.
Niestety, ten wybraniec choć początkowo zachwycony perspektywą wspólnego życia z Agą, nagle się przestraszył i po prostu ulotnił, zostawiając ją na lodzie.
– Dobrze, lecę na miasto, nawet nie wiesz, jak cię lubię. Zawsze masz czas mnie wysłuchać. Szkoda, że tak późno zacząłeś tu pracę. Kilka lat temu byłbyś zachwycony, w jaki sposób potrafię się odwdzięczyć, chłopczyku.
Dopiła kolorowego drinka i z niewielką skórzaną torebką pod pachą wyszła tylnymi drzwiami. Obcisła czarna sukienka podkreślała jej kobiece kształty. Aga prezentowała się lepiej niż niektóre nastolatki.
To była prawda, co powiedziała. Pracowałem tu dopiero od tygodnia. Mój organizm przyzwyczajał się stopniowo do pracy w nocy, a snu w dzień. Cały lokal zajmował pół kamienicy w centrum dużego śląskiego miasta. Wejście znajdowało się za bramą tego zabytkowego budynku. Nad ciężkimi drewnianymi drzwiami wisiał neonowy szyld, a na żeliwnym chwytaku lampa, która święciła się na czerwono. Tuż za progiem mieścił się korytarz, którego ściany były wyłożone ciemną boazerią, a na podłodze leżał jaskrawy czerwony dywan. Czerwień w tym lokalu była wszechobecna: pokrywała obicia loży i użyta została do wszystkich wykończeń. Nie było w tym nic dziwnego, bo był to klub nocny ze striptizem i pokojami na godziny. Były trzy piętra, ja pracowałem na samym dole, w barze. Pośrodku był szereg drzwi prowadzących do pokoi, a na górze sala z rurami do tańca go-go. Na drzwiach głównych wisiały pożółkła ze starości kartka: „Wstęp tylko od osiemnastego roku życia” oraz informacja, że samo wejście do sali z rurami kosztuje trzydzieści złotych.
Przez ten tydzień zdążyłem się oswoić z nagością pracujących tu dziewczyn. Po przyjściu do pracy rozbierają się w garderobie i w lokalu chodzą ubrane jedynie w bieliznę.
Miałem dwadzieścia jeden lat i trafiłem tu przez przypadek. Wcześniej nie chodziłem po takich barach.
***
W dniu, w którym postanowiłem, że poszukam pracy, wysiadłem z autobusu w samym centrum miasta. Idąc między tłumnie przelewającymi się ulicą ludźmi, wyciągnąłem szklaną rurkę, w której była mieszanka tytoniu i marihuany. Nie przejmując się zbytnio zaparkowanym nieopodal samochodem policji, zapaliłem końcówkę, po czym zaciągnąłem się głęboko słodkim dymem. Najciemniej pod latarnią – zawsze byłem tego zdania. Minąłem radiowóz i siedzących w nim mundurowych – tak, jak myślałem, nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Skręciłem w lewo, torami jechał właśnie czerwony tramwaj. Marihuana mnie uspokoiła, wywołując w mym umyśle poczucie odprężenia.
Przechodziłem koło witryn sklepowych, gdy natrafiłem na bramę kamienicy, wewnątrz widać było drzwi baru. Nie zastanawiając się zbyt długo, wszedłem i zapytałem o pracę. Miałem farta. Poprzedni barman został oskarżony o kradzież i właśnie w tym dniu zamierzano zamieścić ogłoszenie w internecie. Przypadek? Zbieg okoliczności? Nie wiem. Sądzę, że po prostu tak miało być.
Szefem okazał się ogolony na łyso, wysoki i dobrze zbudowany facet. Miał na sobie czarną koszulę oraz luźne spodnie dresowe. Odbyliśmy krótką rozmowę, w której napomknąłem, że uważam, że człowiek jest w stanie nauczyć się wszystkiego, musi tylko chcieć... Właściciel przymknął oko na mój brak doświadczenia w zawodzie i kazał zgłosić się do pracy następnego dnia. W ten sposób dostałem posadę barmana w nocnym klubie.
Obowiązywał mnie strój służbowy: elegancka czarna koszula i materiałowe spodnie. W lot pojąłem składniki koktajli z menu. Nie było ich zresztą zbyt wiele. Klientela raczej gustowała w innych dostępnych tu atrakcjach, więc lista serwowanych alkoholi nie była długa. Ceny za to były niemożliwie wyśrubowane: w normalnym barze za tę cenę można by kupić cztery, może pięć dużych piw, a tu jedno małe.
Praca barmana była przyjemna i niezbyt wyczerpująca, ale trzeba ją lubić. Podczas pierwszych nocek zasypiałem na stojąco, jednak w miarę upływu czasu godziny nocne, w których byłem aktywny, wydłużały się jak guma. Polubiłem ochroniarza Marka, z którym już po dwóch dniach paliłem zioło po skończonej pracy. Narkoman narkomana rozpozna wszędzie, więc szybko znaleźliśmy wspólny język.
W związku z nową pracą zamieszkałem w samym centrum, wynajmowałem pokój w mieszkaniu z dwiema studentkami. Gdy ja pracowałem nocą, one spały, a gdy one szły na uczelnię, spałem ja. Nie wchodziliśmy sobie w drogę. Pokój nie był luksusowy, ale za to tani.
Kochałem miejskie życie, gwar rozmów, pełne parki, rozsiane gęsto sklepy i lokale gastronomiczne. Pracę zaczynałem wieczorem, więc dzień miałem dla siebie.
Dziś przyszedłem wcześniej, by wszystko sobie spokojnie poukładać po swojemu. Agnieszka poszła, więc metodycznie czyściłem szkło za barem – ten nawyk wchodził mi w krew.
***
Były lata dziewięćdziesiąte, Polska cieszyła się wolnością. Upadł komunizm, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” miał dużo do powiedzenia. Wraz z upadkiem komuny pojawił się kapitalizm, zapełniając powstałą pustkę. Właśnie tacy młodzi ludzie jak ja obserwowali te zmiany, będąc ich świadkami. Byliśmy wychowywani pół na pół. Nawet w szkole początkowo (jeszcze jako dzieci) uczono nas zgodnie z programem komunistów: Lenin, Stalin... Rosja była naszym wielkim bratem. Uczono nas, że Związek Radziecki był sojusznikiem i przyjacielem Polaków. Dzieci do szkoły chodziły ubrane w mundurki, a na apelach śpiewano hymn narodowy. Uczestniczyliśmy w pochodach pierwszomajowych i innych uroczystościach związanych z komunizmem. To było spokojne i szczęśliwe dzieciństwo.
Nagle na ulicach pojawiły się milicja, czołgi i wojsko. Byliśmy zbyt młodzi, by zrozumieć, co się dzieje. Wszyscy z dnia na dzień cieszyli się z odzyskanej wolności. Prezydentem został Lech Wałęsa – człowiek legenda, przywódca związków zawodowych. Za sąsiednią granicą w Niemczech runął Mur Berliński, a razem z nim jak domek z kart – cały blok komunistyczny, po prostu przestał istnieć. Pomnik Lenina, który stał przed budynkiem szkoły, został publicznie zniszczony przez ciężką maszynę budowlaną przeznaczoną do kruszenia murów. Zmieniono program nauczania i pojawiła się nowa historia. Zamiast języka rosyjskiego zaczęto uczyć angielskiego i niemieckiego.
Dziwne i przełomowe czasy, w których dorastaliśmy. Nasze pokolenie widziało dwa tak różne światy.
Pojawiła się nowa muzyka: amerykański hip-hop, rockowe ciężkie brzmienia takich gigantów jak Nirvana czy Sex Pistols. Przy romantycznych balladach Metalliki chłopacy nieśmiało kradli pierwsze pocałunki nastoletnim dziewczynom. Wraz z muzyką pojawiły się narkotyki. Wcześniejsze pokolenia miały do wyboru jedynie alkohol i ewentualnie kompot z heroiny. My dostaliśmy marihuanę, amfetaminę, tablety, sterydy, to, co nastolatkowie na zachodzie mieli już dawno temu. I tym zachodem zachłysnęliśmy się wszyscy. W sklepach pojawiły się odzież zachodnich marek, jedzenie, samochody.
Całemu temu szaleństwu towarzyszył kryzys gospodarczy, był potworny problem ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy. Tę wadę systemu politycznego rozwiązało otwarcie granic dla chętnych do pracy u zachodnich sąsiadów. Miliony ludzi, w tym wielu moich znajomych, udało się na emigrację. Najwięcej z nich pojechało do Wielkiej Brytanii, Szkocji, Irlandii i Niemiec. Staliśmy się nie tylko pokoleniem przejściowym, ale też nazywanym często w programach telewizyjnych „pokoleniem straconym”.
Osobiście w tym czasie nie miałem planów, by wyjechać za granicę. Cieszył mnie za to odradzający się rynek pracy. Na miejsce tych, którzy wyjechali, mogli wejść ci, którzy nie mieli zbyt wielu szans, by znaleźć jakąkolwiek pracę.
Do nich zaliczałem się właśnie ja. Skończone dwadzieścia lat, młodość i ufność w nadchodzący nowy dzień. Muzyki słuchałem każdej, choć z naciskiem na rockowy „gothic” i hip-hop. Na disco lubiłem tańczyć przy techno, nierzadko pod wpływem wciągniętej w toalecie amfetaminy. Byłem wytworem tamtych czasów, podobnie jak moi rówieśnicy. Starsze pokolenie nas nie rozumiało, oni byli z innego świata, a to do naszego pokolenia należała przyszłość narodu. Dla tych, którzy tęsknili za starym porządkiem, pozostały wspomnienia. Komunizm już nie wróci, demokratyczny świat wessał nasze niewielkie państwo jak oceaniczna ogromna meduza małą rybkę.
Wtedy mój szef, który w czasach komunizmu utrzymywał rodzinę z nielegalnego handlu amerykańskimi dolarami i niemieckimi markami, szukał pomysłu na własny biznes i postanowił otworzyć klub nocny. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ był to pierwszy taki przybytek na całym Śląsku. Przed drzwiami ustawiły się kolejki spragnionych seksualnych wrażeń facetów. Biznesmen, dyrektor czy prosty górnik – wszyscy oni chcieli skosztować zakazanej miłości z prostytutką. Szef zgarniał ogromne sumy, a razem z nim zarabiały też dziewczyny. To przez długi czas była żyła złota, później takich klubów przybyło – w każdym większym mieście prosperował burdel, a jeśli nie, to na trasach wylotowych miast i miasteczek spacerowały skąpo ubrane panie, chętne, by zaspokoić męskie pożądanie.
***
Aga, która właśnie wyszła w poszukiwaniu swojego przyszłego męża, wspomina te czasy z łezką w oku. Stać ją było wtedy, by opłacić kilka taksówek i zabrać znajomych na disco na drugi koniec Polski do nadmorskiej miejscowości.
Te dziewczyny, które myślały, odkładały pieniądze i gdy uzbierała się okrągła sumka, wyjeżdżały do innych miast, żeniły się, otwierały biznesy. Zaczynały życie od nowa, stając się szanowanymi w danym mieście obywatelkami. Te, którym wydawało się, że dobra passa będzie trwać wiecznie, czekał brutalny świat. Kończyła się uroda, klientów ubywało, a o chętnego trzeba było po prostu walczyć. Te, które przyszły po nich, były młode i świeże; starszym pozostawały ochłapy. Te ostatnie już nie mogły wybrzydzać, szły z każdym jak leci, a i tak zarabiały niewielkie pieniądze.
Złoty czas się skończył i świetność mojego klubu również. Tylko na tej samej ulicy były dwa inne, tak więc pracy nie miałem zbyt wiele. Czas mijał na plotkowaniu, a barman, tak samo jak fryzjer, to chyba najbardziej poinformowana osoba w mieście.
Moje miejsce pracy kipiało od plotek. Można było poznać historie życia szefa, dziewczyn, kierowników, właściwie to każdego pracownika czy nawet klienta. Alkohol lał się strumieniami: szef popijał, dziewczyny na trzeźwo nie pracowały, nawet ja miałem ciche pozwolenie, by napić się z klientami, jeśli któryś miał ochotę mi postawić drinka.
Gdy czyściłem szkło, przyszedł Łysy. Pracował tu od powstania tego przybytku, był kierownikiem. Niski łysy starszy pan z alfonsowskim wąsikiem. Zawsze zakładał czarną skórzaną kurtkę. Miał żonę i dwóch synów. Ćwiczył karate – posiadał czarny pas. Jego rządy nad dziewczynami były miękkie – właściwie robiły, co chciały. Nawet jak wydarł się na którąś, to delikwentka się tym nie przejmowała. Jeśli dodatkowo była młoda, mogła się obrazić, a następnie iść do innego lokalu i tam bez problemu świadczyć usługi.
Tu dzielono się „fifty-fifty”: połowę dostawał szef, połowę kasowała prostytutka. Oficjalnie, dla policji, był to lokal z pokojami, dziewczyny przychodziły same i jeśli złapały klienta, to wynajmowali pokój od szefa. Tak to się kręciło.
Łysy początkowo był w stosunku do mnie podejrzliwy. Chłopak, który pracował tu przede mną, przynosił swój alkohol i sprzedawał klientom. Odkryto braki dopiero po kilku miesiącach. Łysy oberwał, bo to on miał kontrolować pracowników, a barman podobno dostał na pożegnanie niezły wpierdol i musiał zaciągnąć kredyt, by spłacić udowodnione braki.
– Co młody, jak leci?
– Wszystko OK.
– Pusto na razie, u góry siedzi jakiś menel i pije z dziewczynami. Wieczorem powinni się zejść jacyś goście, to będziesz mieć co robić.
– Pewnie tak, póki co doprowadzam wszystko do czystości.
– I dobrze, ten brudas przed tobą nic nie robił. Jebany gej.
– Był gejem?
– A co, nic nie wiesz? Chłopie, przyłapaliśmy go, jak jego chłopak w kącie loży go w dupsko ładował. Z dziewczynami mieliśmy polewkę, jak jęczał: „Dobrze ci, kochanie?”, to były jaja... Nikt wcześniej go nie podejrzewał. Nawet mówił, że ma dziewczynę, a koleś, co go ciągle odwiedzał, to przyjaciel. He, he, taki ciepły przyjaciel. Gej i złodziej. Ja to już chyba wszystko, co możliwe do zobaczenia, to widziałem.
– No przez tyle lat na pewno.
– Książkę bym mógł napisać. Praca tutaj mnie nauczyła, by nie wierzyć kobietom, a tym, co tu pracują, to już w nic nie wierzę. Te to kłamią zawodowo, jak tylko któraś otwiera paszczę, to ja tego nie słucham nawet. Dobrze ci radzę, uważaj na nie. One są miłe, ale możesz się na nich przejechać, niejeden był taki mądry. Wpadnę później zobaczyć, jak sobie radzisz. Szef ma być wieczorem, więc się spinaj, młody.
Zostałem sam tylko na chwilę. Wszedł jakiś koleś, zamówił piwo.
– Są jakieś dziewczynki?
Miał dość niepewną minę.
„Amator” – pomyślałem.
– Tak, jasne, są u góry.
– A dużo?
– Wystarczy dla pana na pewno.
Pociągnął spory łyk piwa.
– A ładne, młode?
– Śliczne i młodziutkie, jest w czym wybierać.
– To super, o to mi chodzi. Muszę coś zaruchać, mam chyba z rok przerwy.
– To długo, to nawet niezdrowe.
– Otóż to! Dokąd mam iść? Przyprowadź jakieś.
– Tu jest bar, może się pan napić lub pogadać z dziewczyną. Ale chyba chodzi o coś innego, co nie? Niech pan idzie schodami do góry, tam już one się panem zajmą odpowiednio.
Dziadek się zaśmiał chrapliwie i odsłonił żółte od palenia tytoniu zęby.
– Jak wejdę w cipkę, to ją rozerwę. Ja mam dużego i nie mam się czego wstydzić, każda będzie chciała.
– Też tak sadzę. Dobrej zabawy.
– Pewnie, a kto mi zabroni?
Z butelką piwa w ręce wspinał się po czerwonych schodach. Stopnie skrzypiały jak w tandetnym horrorze.
Rozległ się głośny śmiech kilku dziewczyn naraz. Tak witały dziadka. Płacił za to dużo kasy, więc czemu nie miałby poczuć się należycie ugoszczony i potraktowany?