- W empik go
Edyp w Kolonie - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Edyp w Kolonie - ebook
Edyp w Kolonie, Edyp w Kolonos – ostatni utwór napisany przez Sofoklesa. Jeden z trzech jego dramatów, przedstawiających tragedię Edypa; dwa pozostałe to „Król Edyp” i „Antygona”. Nie tworzyły one trylogii, bo w różnych czasach pojawiły się na scenie jako samodzielne sztuki. (za Wikipedią).
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-991-1 |
Rozmiar pliku: | 197 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Edyp w Kolonie.
Tragedyę Edypa i jego rodu przedstawił Sofokles w trzech dramatach, Edypie królu, Edypie kolonejskim i Antygonie. Nie tworzyły one trylogii, bo w rozmaitych czasach jako samodzielne sztuki pojawiły się na scenie. Druga z nich prowadzi oślepionego króla-wygnańca do Aten, gdzie według dawnej tradycyi grób jego na przedmieściu, Kolonos zwanem, się znajdował. Miejsce to rodzinne Sofoklesa, a to nadało tragedyi jakieś szczególne ciepło osobiste, na które poeta jeszcze w starości zdobyć się umiał. Sofokles wraz z swoim bohaterem sławił w tej sztuce i wielbił serdecznem pożegnaniem Ateny i życie. Gdzie jednak grób Edypa w Kolonie się znajdował, nie było wiadomem, bo zniknięcie bohatera osłoniła jakaś tajemnica, czepiająca się chętnie zgonów świętych i wielkich postaci. Słusznie przypomniano słowa z Deuteronomium , —, dotyczące śmierci Mojżesza: I umarł tam Mojżesz, sługa Pański w ziemi Moabskiej na rozkazanie Pańskie. I pogrzebał go w dolinie ziemi Moabskiej przeciwko Phogor: a nie dowiedział się człowiek o grobie jego aż do teraźniejszego dnia. — Ale dla Aten miało to być w każdym razie błogosławieństwem, zastawem i zadatkiem pomyślności, że w obrębie ich kraju bohater legendy znalazł gościnny spokój i wyzwolenie.
W opuszczonych przez Edypa Tebach zanosi się tymczasem na bratobójczą walkę. I Kreon, który tam objął rządy i Polyneikes, który z obczyzny przygotowywa zamach na Teby i brata Eteoklesa, chciałby Edypa, szukającego przytułku w Atenach, do Teb uprowadzić, bo ujęcie dawnego króla zapewniało każdej ze stron walczących powodzenie sprawy. A grób starego bohatera, byłby według odwiecznej wiary i przekonania, dla ludzi, którzy by mogli przy nim cześć oddawać zmarłemu, źródłem siły, dla tych przeciwnie, którzyby o tę mogiłę się nie troszczyli i troszczyć nie mogli, przekleństwem.
Edyp jednak odpiera z gniewem wszelkie zamysły Kreona i Polyneikesa i miota przy tem na swych następców i gród tebański złorzeczenia, które wypełniają znaczną część tragedyi i wytwarzają czarne tło, na którem tem jaśniej się odbija życzliwość króla ateńskiego Tezeusza i szlachetna Aten gościnność, zapewniająca Edypowi bezpieczeństwo i w końcu wypoczynek już wieczny. — Edyp chce w życiu i po zgonie błogosławić Atenom. Kiedy Sofokles pisał swą tragedyę, cudowna moc, płynąca z grobu bohatera, może się odświeżyła dobitnie we wierze i pamięci współczesnych. Niedawno przecie, podczas wojny peloponeskiej, wtargnęła w r. beocka jazda aż pod same Ateny i może pod Kolonem poniosła klęskę ze strony jazdy ateńskiej. Ten epizod wielkiej domowej wojny odbił się według mniemania niektórych uczonych donośnem echem w tragedyi Sofoklesa . Jak Erinye ścigające Orestesa zamieniły się w Atenach na bóstwa dobrotliwe — Eumenidy, tak i klątwą obciążony, gniewny Edyp, przyjęty w ziemi attyckiej, miał być zakładnikiem i dobrą wróżbą dla szczęsnej Aten przyszłości a grób jego świętą strażnicą, o którąby się rozbijały wrogie nieprzyjaciół zamachy. Błogosławieństwa z grobów płynące przyniosły tu poecie ciepłe natchnienia i poddały słowa wymowne.
Powstanie tej tragedyi oplotły później nadzwyczaj bujnie opowieści literackie, w których jest pewnie jakieś jądro autentycznej prawdy. Zbiegają się one w jednozgodnem twierdzeniu, że Edyp w Kolonie był utworem późnej poety sędziwości. Perypatetyk Satyros opowiadał prócz tego, że syn poety Iofon pozwał zestarzałego ojca przed sąd o nieprawidłowe rozporządzanie majątkiem i obłęd umysłowy, że jednak Sofokles, aby ten zarzut odeprzeć, odczytał Edypa kolonejskiego przed sędziami , którzy w uniesieniu nad tym utworem uznali rzekomo oskarżenie Iofona nieusprawiedliwionem. Wreszcie doszła nas wiadomość, dotycząca przedstawienia tej tragedyi, a wiadomość ta opiewa, że sztukę tę dopiero po śmierci poety, w r. przed Chr., wnuk Sofoklesa tego samego imienia wprowadził na scenę. Jest więc prawdopodobnem, że Sofokles w ostatnich latach przedzgonnych nad tym dramatem pracował. Dziwnej świeżości i sprężystości serca i myśli byłby on dowodem; tylko wyjątkowym i uprzywilejowanym naturom, jak n. p. Verdi’emu, sprzyjają tak Muzy i Charyty do ostatnich chwil życia. Wyrażono zaś już w dawniejszych czasach przypuszczenie, odświeżone w nowem dziele Roberta, że cały epizod tragedyi, odnoszący się do sporu między Edypem i Polyneikesem, był odgłosem tych niesnasków rodzinnych i że go poeta do wątku dramatu pod wrażeniem własnych przeżyć wtłoczył i doczepił. — Pewnem jednak to zdanie nie jest; natomiast pewnem nieomal, że posiadamy w tej tragedyi ostatnie dzieło poety. To też czytając je, przywtórzymy słowom Cycerona, twierdzącego z zachwytem: Manent ingenia senibus...
Na dnie podań o Edyposie, które kilkakrotnie powracały w dramatach Sofoklesa, leżała jakaś wiara w chtoniczne bóstwo, które z matki ziemi urodzone, jak każdy płód ziemi z nią się następnie łączy i żeni, ciągle się odnawia i usuwa przeszłość, t. j. dawny rok, a więc własnego ojca. To ziemskie bóstwo morduje więc corocznie swego rodzica i poślubia własną matkę. Fantazya Greków zamieniła matkę-ziemię w śmiertelną kobietę, a jej syna-małżonka w króla i bohatera, ubierając ich losy w tysiączne barwy i różnorodne zdarzenia. A z człowiekiem dostały się do starej religijnej opowieści o przełomach w naturze zbrodnia i występek, które tak złowrogo zaciężyły na biednym, nieświadomym winy, Edypie.
Od tłomacza.
Wygnany szedłeś w dalekie ostępy
Z twarzą, na której znak klęski widnieje,
Z duszą nieszczęściem starganą na strzępy,
Na trud nie bacząc, na głód i zawieje.
I szedłeś naprzód znękany, lecz dumny,
Choć dawne grozy cię gnały jak jędze,
Szukając w dali i grobu i trumny,
Aby w nich złożyć twe nędze.
Lecz cię owiła jak skrzydłem anioła
Wierna twa dziewka, Antygona biała,
Ona, gdy przeszłość klątwami ci woła,
W kir twej żałoby łzy serca dzierzgała,
Ona, gdyś klęską żywota zmęczony
I twą tułaczką, ustawał pod znojem,
Miłośnie ciebie wspierała ramiony,
Kwiatem ci była, powojem.
I wnet znalazłeś jałmużnicę drugą,
Która do męża, co bojem się łamie,
Z ostatnią raźnie przystąpi usługą,
Mroźnej litości wydłuży swe ramię,
By ulgę przynieść i zetrzeć pot z czoła
I precz cię wywieść z upaleń i znoju
Nad niepamięci strumienie i sioła,
W senne królestwo pokoju.
W Atenach przyszło dokonać ci miary
Dni i nieszczęścia. Wieszcz Aten przy zgonie
Zaklął swą pieśnią wsze ziemi swej czary,
Cienie swych gajów i kwiatów swych wonie,
I śpiew słowików, co cię ukołysze
Na wieczną ciszę,
Więc jakby hołdem podzwonnym rozbrzmiały
Aten ci chwały.
Żegnając ciebie, wieszcz żegnał się z niemi,
Bo czuł, że nad nim też chyli się słońce,
Że z wszystkiem, co tu pokochał na ziemi,
Rozstać się przyjdzie wnet w śmierci rozłące.
To też gdy wielbi te cuda i życie,
Jakaś mu żałość blask Aten przysłania,
Znać, że już drgały w miłosnym zachwycie
Łzy pożegnania.
I w swym ojczystym roztworzył Kolonie
Grób dla Edypa... Tak uczcił on siły,
Które od duchów, co ziemia pochłonie,
Życiem i męstwem powioną z mogiły.
Wierzył w moc grobów.
Ja wespół z nim wierzę,
Bo gdy mym krajem targają dziś burze,
Gdy co dnia biją weń krzywdy, grabieże,
Wiem, że pod ziemią śpią skarbów mych straże,
A śnią i baczą, by serce me biło.
Więc, choć mi dusza dziś krwawi się żalem,
Krzepię ja męstwo nad ojców mogiłą,
Nad zmarłych moich świętem Jeruzalem
I w śmierć ja wierzę, co z głębi podziemi
Życiem, miłością się plemi.
Osoby dramatu.
EDYP.
ANTYGONA.
KOLONEJCZYK.
CHÓR STARCÓW ATEŃSKICH.
ISMENA.
TEZEUSZ.
KREON.
POLYNEIKES.
POSŁANIEC.
EDYP.
Ciemnego starca dziecię, Antygono,
Do jakiej ziemi przyszliśmy i grodu?
Któż dziś błędnego Edypa uraczy
Drobną daniną? O mało on prosi,
A gdy chce mało, mniej jeszcze otrzyma;
Lecz to mi starczy, bo dawne cierpienia
I czas przydługi, duch wreszcie wrodzony,
Jako się godzić z losem mnie poucza.
Ale, o dziecię, jeżeli siedzibę
Widzisz ty jaką na miejscu nieświętem,
Lub w bożych gajach, to przystań, daj spocząć,
Aby się zwiedzieć, gdzieśmy się znaleźli.
Obcym trza pytać się ludzi tutejszych,
A co usłyszym, wykonać bez zwłoki.
ANTYGONA.
O biedny ojcze Edypie, opodal
Wieże na miasto wskazywać się zdają,
Świętem zaś chyba to miejsce, bo buja
Bluszczu, oliwek i winnic zielenią
I brzmi wszechpieniem słowików skrzydlatych.
Skłoń więc tu członki na szorstkim tym głazie,
Na starca długą masz drogę za sobą.
EDYP.
Posadź mnie tedy i pilnuj ciemnego.
ANTYGONA.
Czas długi sprawił, iż zbędne zlecenia.
EDYP.
Czy więc rzec możesz, dokąd los nas zagnał?
ANTYGONA.
Wiem, że do Aten; czem ostęp ten, nie wiem.
EDYP.
Tamto, co jeden nam mówił wędrowiec.
ANTYGONA.
Czem więc to miejsce, pójść może się zwiedzieć?
EDYP.
Tak, dziecię, jeśli ten okręg nie pusty.
ANTYGONA.
O, tu mieszkają ludzie! nie potrzeba
Dalszych wywodów, bo widzę tuż męża.
EDYP.
Czyż idzie ku nam i spiesznie tu zdąża?
ANTYGONA.
Już on przed nami, mów przeto do niego,
O czem na razie byś pragnął się zwiedzieć.
EDYP.
O druhu, od tej ja słysząc, co za mnie,
Jak i za siebie patrzy, żeś tu w porę
Przybył, by nasze rozjaśnić wątpienia...
KOLONEJCZYK.
Nim spytasz więcej, opuść tę siedzibę,
Bo się nie godzi na miejsce to stąpić!
EDYP.
Czem jest to miejsce, czyż boga dziedziną?
KOLONEJCZYK.
Tknąć go i zająć nie wolno, bo dzierżą
Straszne je ziemi i ciemności córy.
EDYP.
Jakaż ich nazwa, bym wezwał je zbożnie?
KOLONEJCZYK.
Eumenid mianem wszechwidnych tutejszy
Lud zwykł je wzywać; inni zwą inaczej.
EDYP.
Niechby przybysza przyjęły życzliwie!
Bo nie ustąpię ja z tego już miejsca.
KOLONEJCZYK.
Cóż więc to znaczy?
EDYP.
Spełnienie mych losów.
KOLONEJCZYK.
Lecz i ja nie śmiem, bez wiedzy mych ziomków
Stąd cię oddalić, nim rady zasięgnę.
EDYP.
A więc, na bogi, nie poskąp przybyszu bo
Słów mnie nędznemu, o które cię błagam.
KOLONEJCZYK.
Mów, bo nie doznasz odemnie odmowy.
EDYP.
Czemże ten ostęp, po którym stąpamy?
KOLONEJCZYK.
Co ja wiem o nim, wraz wszystko usłyszysz.
Ten okręg świętym jest na wskroś, a dzierży
Cny go Posejdon i bóg ognionośny
Tytan Prometheus, a miejsce gdzieś wstąpił
Zwie się tej ziemi miedziostopym progiem,
Aten podłożem; poblizkie polany
Chętnie się szczycą, że jezdny Kolonos
Jest ich praojcem i odeń to miano
Za wspólne swoje przyjęli nazwisko.
Takiem to miejsce przybyszu, nie pieśnią,
Lecz raczej czczone hołdami pobożnych.
EDYP.
Więc tu mieszkają w tym okręgu ludzie?
KOLONEJCZYK.
Owszem, po bogu tym nazwę dzierżący.
EDYP.
Czy mają władcę, czy władza u tłumu?
KOLONEJCZYK.
Królowi miasta ten ostęp podlega.
EDYP.
Któż ten, co słowem i siłą przewodzi?
KOLONEJCZYK.
Zwie się Tezeusz, z Aigeusa się rodzi.
EDYP.
Mógłbyż kto od was pójść z wieścią do niego?
KOLONEJCZYK.
By tu stanąwszy co wyrzekł lub sprawił?
EDYP.
Zyskałby drobną przysługą on wiele.
KOLONEJCZYK.
A cóż za zyski dać może mąż ślepy?
EDYP.
Wszechwidzącemi będą słowa moje.
KOLONEJCZYK.
Bacz, druhu, byś się nie potknął, bo zdajesz
Mi się szlachetnym, choć los cię pogrążył.
Zostań gdzieś przystał, aż podam wiadomość
O tem mieszkańcom, co okręg ten dzierżą,
Nie zaś do miasta; bo tamci rozstrzygną,
Czy ci pozostać, czy odejść należy.
EDYP.
O córko, czyż więc już odszedł ten obcy?
ANTYGONA.
Poszedł, więc możesz, o ojcze, w spokoju
Wszystko powiedzieć; ja sama przy tobie.
EDYP.
Że wasz przybytek, groźnookie dziewy,
Za pierwszą w kraju siedzibę mi służył,
Niech mnie, ni Feba, nie sięgną stąd gniewy,
Tego, co kiedy klęsk nawał mi wróżył,
Orzekł, że kiedyś po czasów szeregu
W kresowej ziemi, na bogiń cnych tronie,
Znajdę przytułek i dokonam biegu
I głowę moją zgnębioną tam skłonię,
Na zysk tym, co mi otwarli ogniska,
A tym na klątwę, co gnali mnie z domu;
Poręczą mi to przyrody zjawiska,
Gdy ziemia zadrży wśród błysku i gromu.
Więc ja wiem teraz, że tą oto drogą
Ptak od was słany iść prosto przeznaczył
I wiódł w te gaje; inaczej bo w progu
Nie byłbym tutaj was pierwszych zobaczył
Ja czczy was, którym niemiłą ciecz wina
I na te twarde nie siadłbym kamienie.
Nuże więc, pomnąc wróżby Apollina,
Dajcie mi dziewy kres i wyzwolenie.
Jeślim wam dość już nieszczęsny, ja, który
Najwyższe męki wśród śmiertelnych znoszę;
Nuże, o słodkie wieczystej mgły córy,
I grodzie wielkiej Pallady, was proszę,
Z miast wy najbardziej czcigodne Ateny,
Spójrzcie na marę znękaną od bólu!
To się zostało po Edypie królu.
ANTYGONA.
Cicho, bo jacyś zbliżają się starcy,
Aby wyśledzić mój ojcze, gdzieś spoczął.
EDYP.
Zmilknę, a ty mnie opodal od drogi
Ukryj wśród gaju, bym wprzódy posłyszał,
Co mówić będą; ostrożna to rada,
Że ktoś przed czynem stan rzeczy wybada.
CHÓR.
—Patrz, kto to był, gdzie jest, gdzie zbiegł
Nad wszystkich ten bezczelny człek.
Bacz, oglądaj, śledź bez tchu!
Chyba on nie zrodzon tu,
Lecz stary był to włóczęga,
Inaczej on nie śmiałby wraz
Wtargnąć w dziewic święty las,
Których niezłomna potęga,
Których imię wspomnieć lęk,
Lęk podnieść ku nim czoła.
Więc tłumiąc wszelki głos i jęk,
Duch w ciszy do nich woła.
Lecz teraz słuch, że jakiś zuch
Śmiał w okręg święty wkroczyć,
Przejrzawszy już go wszerz i wzdłuż
Nie mogę człeka zoczyć.
EDYP.
—Otóż ja tutaj i widzę po głosie,
Co wy mówicie.
CHÓR.
O biada i biada!
Groza go widzieć i słyszeć go groza.
EDYP.
Nie patrzcie, błagam, jakby na zbrodniarza.
CHÓR.
Zeusie obrońco, kim byłby ten starzec?
EDYP.
Chyba nikt nie pozazdrości
Losu mojego, o stróże tej włości.
Obcem ja okiem się wlokę po świecie,
A za podporę to dziecię.
CHÓR.
—O straszny wzrok! Czyś ciemny w świat
Ty wszedł, dziś pełen klęsk i lat?
Nam ciebie strzedz, byś nowych win
Nie spełnił przez występny czyn!
Idziesz, bacz, by cię nie zwiódł
Obłędny krok w zielony jar,
Gdzie wody płyn i słodki miód
Do jednych zbiega czar.
Więc baczność o przybyszu daj,
Spiesz, choć znużony drogą.
Czy słyszysz? opuść święty gaj
Nietknięty świecką nogą.
Milcz! gdy wyjdziesz z tej ostoi
Tam, gdzie mowa wszem przystoi,
Zwierz się duszy mojej.
EDYP.
—Córko, co czynić?
ANTYGONA.
To, co czynią oni.
Słuchać, co trzeba, ustąpić.
EDYP.
Wesprzyj mnie ręką.
ANTYGONA.
Już się stało.
EDYP.
O ludzie, byłem ja krzywdy nie doznał,
Żem ufny wam się oddalił.
CHÓR.
Przenigdy, starcze; z tej oto siedziby
Nikt cię wbrew woli nie wyprze.
EDYP.
Czyż dalej?
CHÓR.
Naprzód.
EDYP.
Czy jeszcze?
CHÓR.
Wiedź naprzód, o dziewczę, ty widzisz.
ANTYGONA.
Idź więc, idź ciemnym krokiem, dokąd wiodę.
CHÓR.
Obcy w obcym goszcząc kraju,
Czyń co czyni gród!
Czcij, co tutaj we czci mają,
Gardź czem gardzi lud.
EDYP.
A więc, dziewczę, prowadź tam,
Kędy stąpić można.
Tam się wraz w rozmowę wdam,
Bo walczyć z prawem zdrożna.
CHÓR.
Oto głaz, a po za nim nie zegnij kolana.
Tragedyę Edypa i jego rodu przedstawił Sofokles w trzech dramatach, Edypie królu, Edypie kolonejskim i Antygonie. Nie tworzyły one trylogii, bo w rozmaitych czasach jako samodzielne sztuki pojawiły się na scenie. Druga z nich prowadzi oślepionego króla-wygnańca do Aten, gdzie według dawnej tradycyi grób jego na przedmieściu, Kolonos zwanem, się znajdował. Miejsce to rodzinne Sofoklesa, a to nadało tragedyi jakieś szczególne ciepło osobiste, na które poeta jeszcze w starości zdobyć się umiał. Sofokles wraz z swoim bohaterem sławił w tej sztuce i wielbił serdecznem pożegnaniem Ateny i życie. Gdzie jednak grób Edypa w Kolonie się znajdował, nie było wiadomem, bo zniknięcie bohatera osłoniła jakaś tajemnica, czepiająca się chętnie zgonów świętych i wielkich postaci. Słusznie przypomniano słowa z Deuteronomium , —, dotyczące śmierci Mojżesza: I umarł tam Mojżesz, sługa Pański w ziemi Moabskiej na rozkazanie Pańskie. I pogrzebał go w dolinie ziemi Moabskiej przeciwko Phogor: a nie dowiedział się człowiek o grobie jego aż do teraźniejszego dnia. — Ale dla Aten miało to być w każdym razie błogosławieństwem, zastawem i zadatkiem pomyślności, że w obrębie ich kraju bohater legendy znalazł gościnny spokój i wyzwolenie.
W opuszczonych przez Edypa Tebach zanosi się tymczasem na bratobójczą walkę. I Kreon, który tam objął rządy i Polyneikes, który z obczyzny przygotowywa zamach na Teby i brata Eteoklesa, chciałby Edypa, szukającego przytułku w Atenach, do Teb uprowadzić, bo ujęcie dawnego króla zapewniało każdej ze stron walczących powodzenie sprawy. A grób starego bohatera, byłby według odwiecznej wiary i przekonania, dla ludzi, którzy by mogli przy nim cześć oddawać zmarłemu, źródłem siły, dla tych przeciwnie, którzyby o tę mogiłę się nie troszczyli i troszczyć nie mogli, przekleństwem.
Edyp jednak odpiera z gniewem wszelkie zamysły Kreona i Polyneikesa i miota przy tem na swych następców i gród tebański złorzeczenia, które wypełniają znaczną część tragedyi i wytwarzają czarne tło, na którem tem jaśniej się odbija życzliwość króla ateńskiego Tezeusza i szlachetna Aten gościnność, zapewniająca Edypowi bezpieczeństwo i w końcu wypoczynek już wieczny. — Edyp chce w życiu i po zgonie błogosławić Atenom. Kiedy Sofokles pisał swą tragedyę, cudowna moc, płynąca z grobu bohatera, może się odświeżyła dobitnie we wierze i pamięci współczesnych. Niedawno przecie, podczas wojny peloponeskiej, wtargnęła w r. beocka jazda aż pod same Ateny i może pod Kolonem poniosła klęskę ze strony jazdy ateńskiej. Ten epizod wielkiej domowej wojny odbił się według mniemania niektórych uczonych donośnem echem w tragedyi Sofoklesa . Jak Erinye ścigające Orestesa zamieniły się w Atenach na bóstwa dobrotliwe — Eumenidy, tak i klątwą obciążony, gniewny Edyp, przyjęty w ziemi attyckiej, miał być zakładnikiem i dobrą wróżbą dla szczęsnej Aten przyszłości a grób jego świętą strażnicą, o którąby się rozbijały wrogie nieprzyjaciół zamachy. Błogosławieństwa z grobów płynące przyniosły tu poecie ciepłe natchnienia i poddały słowa wymowne.
Powstanie tej tragedyi oplotły później nadzwyczaj bujnie opowieści literackie, w których jest pewnie jakieś jądro autentycznej prawdy. Zbiegają się one w jednozgodnem twierdzeniu, że Edyp w Kolonie był utworem późnej poety sędziwości. Perypatetyk Satyros opowiadał prócz tego, że syn poety Iofon pozwał zestarzałego ojca przed sąd o nieprawidłowe rozporządzanie majątkiem i obłęd umysłowy, że jednak Sofokles, aby ten zarzut odeprzeć, odczytał Edypa kolonejskiego przed sędziami , którzy w uniesieniu nad tym utworem uznali rzekomo oskarżenie Iofona nieusprawiedliwionem. Wreszcie doszła nas wiadomość, dotycząca przedstawienia tej tragedyi, a wiadomość ta opiewa, że sztukę tę dopiero po śmierci poety, w r. przed Chr., wnuk Sofoklesa tego samego imienia wprowadził na scenę. Jest więc prawdopodobnem, że Sofokles w ostatnich latach przedzgonnych nad tym dramatem pracował. Dziwnej świeżości i sprężystości serca i myśli byłby on dowodem; tylko wyjątkowym i uprzywilejowanym naturom, jak n. p. Verdi’emu, sprzyjają tak Muzy i Charyty do ostatnich chwil życia. Wyrażono zaś już w dawniejszych czasach przypuszczenie, odświeżone w nowem dziele Roberta, że cały epizod tragedyi, odnoszący się do sporu między Edypem i Polyneikesem, był odgłosem tych niesnasków rodzinnych i że go poeta do wątku dramatu pod wrażeniem własnych przeżyć wtłoczył i doczepił. — Pewnem jednak to zdanie nie jest; natomiast pewnem nieomal, że posiadamy w tej tragedyi ostatnie dzieło poety. To też czytając je, przywtórzymy słowom Cycerona, twierdzącego z zachwytem: Manent ingenia senibus...
Na dnie podań o Edyposie, które kilkakrotnie powracały w dramatach Sofoklesa, leżała jakaś wiara w chtoniczne bóstwo, które z matki ziemi urodzone, jak każdy płód ziemi z nią się następnie łączy i żeni, ciągle się odnawia i usuwa przeszłość, t. j. dawny rok, a więc własnego ojca. To ziemskie bóstwo morduje więc corocznie swego rodzica i poślubia własną matkę. Fantazya Greków zamieniła matkę-ziemię w śmiertelną kobietę, a jej syna-małżonka w króla i bohatera, ubierając ich losy w tysiączne barwy i różnorodne zdarzenia. A z człowiekiem dostały się do starej religijnej opowieści o przełomach w naturze zbrodnia i występek, które tak złowrogo zaciężyły na biednym, nieświadomym winy, Edypie.
Od tłomacza.
Wygnany szedłeś w dalekie ostępy
Z twarzą, na której znak klęski widnieje,
Z duszą nieszczęściem starganą na strzępy,
Na trud nie bacząc, na głód i zawieje.
I szedłeś naprzód znękany, lecz dumny,
Choć dawne grozy cię gnały jak jędze,
Szukając w dali i grobu i trumny,
Aby w nich złożyć twe nędze.
Lecz cię owiła jak skrzydłem anioła
Wierna twa dziewka, Antygona biała,
Ona, gdy przeszłość klątwami ci woła,
W kir twej żałoby łzy serca dzierzgała,
Ona, gdyś klęską żywota zmęczony
I twą tułaczką, ustawał pod znojem,
Miłośnie ciebie wspierała ramiony,
Kwiatem ci była, powojem.
I wnet znalazłeś jałmużnicę drugą,
Która do męża, co bojem się łamie,
Z ostatnią raźnie przystąpi usługą,
Mroźnej litości wydłuży swe ramię,
By ulgę przynieść i zetrzeć pot z czoła
I precz cię wywieść z upaleń i znoju
Nad niepamięci strumienie i sioła,
W senne królestwo pokoju.
W Atenach przyszło dokonać ci miary
Dni i nieszczęścia. Wieszcz Aten przy zgonie
Zaklął swą pieśnią wsze ziemi swej czary,
Cienie swych gajów i kwiatów swych wonie,
I śpiew słowików, co cię ukołysze
Na wieczną ciszę,
Więc jakby hołdem podzwonnym rozbrzmiały
Aten ci chwały.
Żegnając ciebie, wieszcz żegnał się z niemi,
Bo czuł, że nad nim też chyli się słońce,
Że z wszystkiem, co tu pokochał na ziemi,
Rozstać się przyjdzie wnet w śmierci rozłące.
To też gdy wielbi te cuda i życie,
Jakaś mu żałość blask Aten przysłania,
Znać, że już drgały w miłosnym zachwycie
Łzy pożegnania.
I w swym ojczystym roztworzył Kolonie
Grób dla Edypa... Tak uczcił on siły,
Które od duchów, co ziemia pochłonie,
Życiem i męstwem powioną z mogiły.
Wierzył w moc grobów.
Ja wespół z nim wierzę,
Bo gdy mym krajem targają dziś burze,
Gdy co dnia biją weń krzywdy, grabieże,
Wiem, że pod ziemią śpią skarbów mych straże,
A śnią i baczą, by serce me biło.
Więc, choć mi dusza dziś krwawi się żalem,
Krzepię ja męstwo nad ojców mogiłą,
Nad zmarłych moich świętem Jeruzalem
I w śmierć ja wierzę, co z głębi podziemi
Życiem, miłością się plemi.
Osoby dramatu.
EDYP.
ANTYGONA.
KOLONEJCZYK.
CHÓR STARCÓW ATEŃSKICH.
ISMENA.
TEZEUSZ.
KREON.
POLYNEIKES.
POSŁANIEC.
EDYP.
Ciemnego starca dziecię, Antygono,
Do jakiej ziemi przyszliśmy i grodu?
Któż dziś błędnego Edypa uraczy
Drobną daniną? O mało on prosi,
A gdy chce mało, mniej jeszcze otrzyma;
Lecz to mi starczy, bo dawne cierpienia
I czas przydługi, duch wreszcie wrodzony,
Jako się godzić z losem mnie poucza.
Ale, o dziecię, jeżeli siedzibę
Widzisz ty jaką na miejscu nieświętem,
Lub w bożych gajach, to przystań, daj spocząć,
Aby się zwiedzieć, gdzieśmy się znaleźli.
Obcym trza pytać się ludzi tutejszych,
A co usłyszym, wykonać bez zwłoki.
ANTYGONA.
O biedny ojcze Edypie, opodal
Wieże na miasto wskazywać się zdają,
Świętem zaś chyba to miejsce, bo buja
Bluszczu, oliwek i winnic zielenią
I brzmi wszechpieniem słowików skrzydlatych.
Skłoń więc tu członki na szorstkim tym głazie,
Na starca długą masz drogę za sobą.
EDYP.
Posadź mnie tedy i pilnuj ciemnego.
ANTYGONA.
Czas długi sprawił, iż zbędne zlecenia.
EDYP.
Czy więc rzec możesz, dokąd los nas zagnał?
ANTYGONA.
Wiem, że do Aten; czem ostęp ten, nie wiem.
EDYP.
Tamto, co jeden nam mówił wędrowiec.
ANTYGONA.
Czem więc to miejsce, pójść może się zwiedzieć?
EDYP.
Tak, dziecię, jeśli ten okręg nie pusty.
ANTYGONA.
O, tu mieszkają ludzie! nie potrzeba
Dalszych wywodów, bo widzę tuż męża.
EDYP.
Czyż idzie ku nam i spiesznie tu zdąża?
ANTYGONA.
Już on przed nami, mów przeto do niego,
O czem na razie byś pragnął się zwiedzieć.
EDYP.
O druhu, od tej ja słysząc, co za mnie,
Jak i za siebie patrzy, żeś tu w porę
Przybył, by nasze rozjaśnić wątpienia...
KOLONEJCZYK.
Nim spytasz więcej, opuść tę siedzibę,
Bo się nie godzi na miejsce to stąpić!
EDYP.
Czem jest to miejsce, czyż boga dziedziną?
KOLONEJCZYK.
Tknąć go i zająć nie wolno, bo dzierżą
Straszne je ziemi i ciemności córy.
EDYP.
Jakaż ich nazwa, bym wezwał je zbożnie?
KOLONEJCZYK.
Eumenid mianem wszechwidnych tutejszy
Lud zwykł je wzywać; inni zwą inaczej.
EDYP.
Niechby przybysza przyjęły życzliwie!
Bo nie ustąpię ja z tego już miejsca.
KOLONEJCZYK.
Cóż więc to znaczy?
EDYP.
Spełnienie mych losów.
KOLONEJCZYK.
Lecz i ja nie śmiem, bez wiedzy mych ziomków
Stąd cię oddalić, nim rady zasięgnę.
EDYP.
A więc, na bogi, nie poskąp przybyszu bo
Słów mnie nędznemu, o które cię błagam.
KOLONEJCZYK.
Mów, bo nie doznasz odemnie odmowy.
EDYP.
Czemże ten ostęp, po którym stąpamy?
KOLONEJCZYK.
Co ja wiem o nim, wraz wszystko usłyszysz.
Ten okręg świętym jest na wskroś, a dzierży
Cny go Posejdon i bóg ognionośny
Tytan Prometheus, a miejsce gdzieś wstąpił
Zwie się tej ziemi miedziostopym progiem,
Aten podłożem; poblizkie polany
Chętnie się szczycą, że jezdny Kolonos
Jest ich praojcem i odeń to miano
Za wspólne swoje przyjęli nazwisko.
Takiem to miejsce przybyszu, nie pieśnią,
Lecz raczej czczone hołdami pobożnych.
EDYP.
Więc tu mieszkają w tym okręgu ludzie?
KOLONEJCZYK.
Owszem, po bogu tym nazwę dzierżący.
EDYP.
Czy mają władcę, czy władza u tłumu?
KOLONEJCZYK.
Królowi miasta ten ostęp podlega.
EDYP.
Któż ten, co słowem i siłą przewodzi?
KOLONEJCZYK.
Zwie się Tezeusz, z Aigeusa się rodzi.
EDYP.
Mógłbyż kto od was pójść z wieścią do niego?
KOLONEJCZYK.
By tu stanąwszy co wyrzekł lub sprawił?
EDYP.
Zyskałby drobną przysługą on wiele.
KOLONEJCZYK.
A cóż za zyski dać może mąż ślepy?
EDYP.
Wszechwidzącemi będą słowa moje.
KOLONEJCZYK.
Bacz, druhu, byś się nie potknął, bo zdajesz
Mi się szlachetnym, choć los cię pogrążył.
Zostań gdzieś przystał, aż podam wiadomość
O tem mieszkańcom, co okręg ten dzierżą,
Nie zaś do miasta; bo tamci rozstrzygną,
Czy ci pozostać, czy odejść należy.
EDYP.
O córko, czyż więc już odszedł ten obcy?
ANTYGONA.
Poszedł, więc możesz, o ojcze, w spokoju
Wszystko powiedzieć; ja sama przy tobie.
EDYP.
Że wasz przybytek, groźnookie dziewy,
Za pierwszą w kraju siedzibę mi służył,
Niech mnie, ni Feba, nie sięgną stąd gniewy,
Tego, co kiedy klęsk nawał mi wróżył,
Orzekł, że kiedyś po czasów szeregu
W kresowej ziemi, na bogiń cnych tronie,
Znajdę przytułek i dokonam biegu
I głowę moją zgnębioną tam skłonię,
Na zysk tym, co mi otwarli ogniska,
A tym na klątwę, co gnali mnie z domu;
Poręczą mi to przyrody zjawiska,
Gdy ziemia zadrży wśród błysku i gromu.
Więc ja wiem teraz, że tą oto drogą
Ptak od was słany iść prosto przeznaczył
I wiódł w te gaje; inaczej bo w progu
Nie byłbym tutaj was pierwszych zobaczył
Ja czczy was, którym niemiłą ciecz wina
I na te twarde nie siadłbym kamienie.
Nuże więc, pomnąc wróżby Apollina,
Dajcie mi dziewy kres i wyzwolenie.
Jeślim wam dość już nieszczęsny, ja, który
Najwyższe męki wśród śmiertelnych znoszę;
Nuże, o słodkie wieczystej mgły córy,
I grodzie wielkiej Pallady, was proszę,
Z miast wy najbardziej czcigodne Ateny,
Spójrzcie na marę znękaną od bólu!
To się zostało po Edypie królu.
ANTYGONA.
Cicho, bo jacyś zbliżają się starcy,
Aby wyśledzić mój ojcze, gdzieś spoczął.
EDYP.
Zmilknę, a ty mnie opodal od drogi
Ukryj wśród gaju, bym wprzódy posłyszał,
Co mówić będą; ostrożna to rada,
Że ktoś przed czynem stan rzeczy wybada.
CHÓR.
—Patrz, kto to był, gdzie jest, gdzie zbiegł
Nad wszystkich ten bezczelny człek.
Bacz, oglądaj, śledź bez tchu!
Chyba on nie zrodzon tu,
Lecz stary był to włóczęga,
Inaczej on nie śmiałby wraz
Wtargnąć w dziewic święty las,
Których niezłomna potęga,
Których imię wspomnieć lęk,
Lęk podnieść ku nim czoła.
Więc tłumiąc wszelki głos i jęk,
Duch w ciszy do nich woła.
Lecz teraz słuch, że jakiś zuch
Śmiał w okręg święty wkroczyć,
Przejrzawszy już go wszerz i wzdłuż
Nie mogę człeka zoczyć.
EDYP.
—Otóż ja tutaj i widzę po głosie,
Co wy mówicie.
CHÓR.
O biada i biada!
Groza go widzieć i słyszeć go groza.
EDYP.
Nie patrzcie, błagam, jakby na zbrodniarza.
CHÓR.
Zeusie obrońco, kim byłby ten starzec?
EDYP.
Chyba nikt nie pozazdrości
Losu mojego, o stróże tej włości.
Obcem ja okiem się wlokę po świecie,
A za podporę to dziecię.
CHÓR.
—O straszny wzrok! Czyś ciemny w świat
Ty wszedł, dziś pełen klęsk i lat?
Nam ciebie strzedz, byś nowych win
Nie spełnił przez występny czyn!
Idziesz, bacz, by cię nie zwiódł
Obłędny krok w zielony jar,
Gdzie wody płyn i słodki miód
Do jednych zbiega czar.
Więc baczność o przybyszu daj,
Spiesz, choć znużony drogą.
Czy słyszysz? opuść święty gaj
Nietknięty świecką nogą.
Milcz! gdy wyjdziesz z tej ostoi
Tam, gdzie mowa wszem przystoi,
Zwierz się duszy mojej.
EDYP.
—Córko, co czynić?
ANTYGONA.
To, co czynią oni.
Słuchać, co trzeba, ustąpić.
EDYP.
Wesprzyj mnie ręką.
ANTYGONA.
Już się stało.
EDYP.
O ludzie, byłem ja krzywdy nie doznał,
Żem ufny wam się oddalił.
CHÓR.
Przenigdy, starcze; z tej oto siedziby
Nikt cię wbrew woli nie wyprze.
EDYP.
Czyż dalej?
CHÓR.
Naprzód.
EDYP.
Czy jeszcze?
CHÓR.
Wiedź naprzód, o dziewczę, ty widzisz.
ANTYGONA.
Idź więc, idź ciemnym krokiem, dokąd wiodę.
CHÓR.
Obcy w obcym goszcząc kraju,
Czyń co czyni gród!
Czcij, co tutaj we czci mają,
Gardź czem gardzi lud.
EDYP.
A więc, dziewczę, prowadź tam,
Kędy stąpić można.
Tam się wraz w rozmowę wdam,
Bo walczyć z prawem zdrożna.
CHÓR.
Oto głaz, a po za nim nie zegnij kolana.
więcej..