Folwark Zwierzęcy - ebook
Folwark Zwierzęcy - ebook
Powieść angielskiego pisarza i publicysty George’a Orwella należy do ścisłego kanonu literatury światowej. W alegoryczny i genialny sposób autor przedstawia reżim totalitarny, jego narodziny, mechanizmy i przemiany. W literackiej wizji Orwella przenośnią do utopijnego systemu jest folwark, z którego zwierzęta zagrodowe wygnały ludzi i w którym zajęły ich miejsce, by rządzić się same. Powieść jest wielkim ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwami, jakie niesie ze sobą wiecznie odradzająca się we współczesnych demokracjach pokusa narzucenia wszystkim utopijnej równości.W znakomitej interpretacji Andrzeja Wasilewskiego, literacka antyutopia George’a Orwella staje nam przed oczyma w całej swojej dramaturgii i grozie. Niezwykły talent aktorski lektora kreuje jak żywych bohaterów powieści, buduje klimat, przenosi nas do świata wielkiej literatury.
Lektura dla szkół średnich
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66620-87-2 |
Rozmiar pliku: | 682 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pan Jones, właściciel Folwarku Dworskiego, pozamykał na noc drzwi kurników, był jednak zanadto pijany, by pamiętać o otworach dla kur. Trzymając w ręku kolebiącą się z boku na bok latarnię, przeszedł, zataczając się, przez podwórze i strząsnął buty przy tylnym wejściu. Następnie, utoczywszy z beczki w składziku ostatnią szklanicę piwa, skierował niepewne kroki do łoża, skąd dochodziło już chrapanie małżonki.
Jak tylko w sypialni zgasło światło, cały folwark ożył i w budynkach gospodarskich zewsząd rozległy się szmery i trzepotanie skrzydeł. Wieść rozeszła się w ciągu dnia, że stary Major, medalowy knur rasy angielska średnia biała, miał dziwny sen poprzedniej nocy i pragnie opowiedzieć go pozostałym zwierzętom. Uradzono, że gdy pan Jones uda się na spoczynek i zrobi się bezpiecznie, wszyscy spotkają się w wielkiej stodole. Stary Major (tak zawsze o nim mówiono, choć na wystawie prezentowany był jako Królewicz z Willingdon) cieszył się na folwarku ogromnym szacunkiem i każdy był gotów poświęcić godzinę snu, by usłyszeć, co ma do powiedzenia.
W końcu wielkiej stodoły, na specjalnym podwyższeniu wymoszczonym świeżą słomą, czekał już, leżąc wygodnie, Major, a nad głową świeciła mu latarnia przywieszona na górnej belce. Liczył sobie dwanaście wiosen i choć ostatnio mocno się zaokrąglił, to i tak zachowywał dostojny wygląd, a ryj jego miał mądry i dobrotliwy wyraz, mimo iż jakoś nigdy nie wycięto mu kłów. Zaraz też zaczęły schodzić się pozostałe zwierzęta, by zająć najodpowiedniejsze dla ich postury miejsca. Najpierw zjawiły się trzy psy, Bluebell, Jessie i Pincher, a po nich trzy świnie, które usadowiły się na słomie bezpośrednio przed podwyższeniem. Kury przycupnęły na parapetach okiennych, gołębie pofrunęły na krokwie, owce i krowy ułożyły się za świniami i po chwili przeżuwały już w najlepsze. Dwa konie pociągowe, Boxer i Clover, przyszły razem, stąpając niezmiernie powoli i stawiając ostrożnie wielkie, włochate kopyta, żeby przypadkiem nie nadepnąć na jakieś małe zwierzątko niewidoczne w słomie. Clover była dorodną klaczą o wyglądzie matrony, wchodzącą w wiek średni, która nigdy nie odzyskała zgrabnej sylwetki po urodzeniu czwartego źrebięcia. Boxer zaś był nie lada okazem, ponad sto osiemdziesiąt centymetrów w kłębie i tak silny, jak dwa zwykłe konie do spółki. Biały pasek u dołu nosa nadawał mu nieco głupawy wygląd, co by się zgadzało, gdyż do orłów intelektu to on nie należał. Niemniej darzono go na folwarku powszechnym szacunkiem za stałość charakteru i ogromną pracowitość. Za końmi przybyła biała koza imieniem Muriel i osioł Benjamin. Był on najstarszym zwierzęciem na folwarku i miał najbardziej nieznośny charakter. Rzadko się odzywał, ale gdy już to zrobił, były to zazwyczaj impertynencje – twierdził na przykład, że Bóg dał mu ogon, żeby mógł się odganiać od much, choć on wolałby raczej nie mieć ogona i much wokół siebie. Ze wszystkich zwierząt tylko on jeden nigdy się nie śmiał. Pytany o przyczynę, odpowiadał, że nie widzi nic, z czego można się pośmiać. Tym niemniej, choć nie przyznawał się do tego otwarcie, był bardzo przywiązany do Boxera. Obaj niedziele spędzali zazwyczaj na niewielkim wybiegu za sadem, stojąc obok siebie w milczeniu i skubiąc zapamiętale trawę.
Ledwie konie ułożyły się wygodnie, gdy do stodoły wtoczyło się gęsiego stadko świeżo wyklutych kaczątek, które straciły matkę. Maluchy popiskiwały cieniutko, kołysząc się na boki w poszukiwaniu miejsca, gdzie nikt ich nie rozdepcze. Clover wystawiła przednią nogę, coś na kształt wału ochronnego, za którym kaczęta ułożyły się ufnie i natychmiast zasnęły. W ostatniej chwili do stodoły tanecznym krokiem wbiegła Mollie, śliczna, głupiutka biała klacz, zaprzęgana przez pana Jonesa do bryczki, która wdzięcząc się i pogryzając kostkę cukru, zajęła miejsce niemal na samym przedzie. Cały czas potrząsała białą grzywą w nadziei, że obecni zwrócą uwagę na wplecione w nią czerwone kokardki. Ostatnia z całego zwierzyńca przybyła kotka, rozejrzała się swym zwyczajem wokoło w poszukiwaniu najcieplejszego kąta, aż w końcu wcisnęła pomiędzy Boxera i Clover i zaległszy tam wreszcie, pomrukiwała z ukontentowaniem, nie słuchając ni słowa z tego, co mówi Major.
Były tam teraz już wszystkie zwierzęta, wyjąwszy oswojonego kruka o imieniu Mojżesz, który spał na żerdzi przy tylnych wrotach. Kiedy Major zobaczył, że wszyscy usadowili się wygodnie i czekają w napięciu, odchrząknął i zaczął tymi słowy:
– Towarzysze, jak zapewne już słyszeliście, miałem tej nocy dziwny sen. Ale o tym śnie będzie nieco później. Najpierw mam wam do powiedzenia coś innego. Nie wydaje się, towarzysze, żebym miał tu z wami pozostać zbyt wiele miesięcy, ale zanim umrę, czuję się w obowiązku przekazać wam tę mądrość, jaką udało mi się zgłębić. Żyłem to wśród was bardzo długo, miałem wiele czasu na rozmyślania, gdy tak leżałem samotnie w moim boksie i wydaje mi się, że pojąłem istotę życia na tej ziemi nie gorzej niż każde inne zwierzę. I o tym właśnie chcę z wami mówić.