Fotograf utraconych wspomnień - ebook
Fotograf utraconych wspomnień - ebook
Witajcie w zaświatach! Jak tam jest? Może właśnie tak…
Gdzieś między światami znajduje się studio fotograficzne, do którego ludzie trafiają po śmierci. Zanim jednak odejdą w dalszą drogę, czeka ich ostatnie zadanie. Otrzymują stos zdjęć, po jednym z każdego dnia życia, i z nich muszą wybrać po jednym z każdego przeżytego roku. Mogą też cofnąć się w czasie, aby sfotografować jeden szczególny dla nich moment. Gdy zdjęcia są już wybrane, Hirasaka przygotowuje specjalny pokaz, podczas którego każda osoba ogląda swoje życie, zanim w spokoju odejdzie do wieczności.
Poznajemy trzech gości tego wyjątkowego zakładu fotograficznego. Starsza kobieta chce wrócić do ruin powojennego Tokio. Mężczyzna w średnim wieku, członek jakuzy, wraca do momentu, w którym czuł radość i wdzięczność. Z kilkuletnią dziewczynką Hirasaka chce spędzić dzień na beztroskiej zabawie. Ale nie można bezkarnie ingerować w przyszłe losy…
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67555-53-1 |
Rozmiar pliku: | 7,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
STARUSZKA I FOTOGRAFIA AUTOBUSU
W starym zegarze szafkowym nie poruszają się ani wskazówki, ani wahadło. Hirasaka w skupieniu nadstawia uszu. W studiu fotograficznym nie słychać żadnych odgłosów, cisza aż dzwoni w uszach. Skórzane buty zapadają się łagodnie w stary czerwony dywan.
Dotyka delikatnie palcami płatków kwiatu goryczki w malutkiej ikebanie stojącej na biurku w recepcji. Poprawia odrobinę kąt ustawienia kompozycji.
Dwuskrzydłowe drzwi w głębi są otwarte na oścież, widać wnętrze studia. Pod przyćmionym światłem rozwieszone jest tło fotograficzne, a przed nim stoi samotnie wspaniały szezlong z oparciem na łokieć z jednej strony. Widać też umieszczony na statywie wielki aparat fotograficzny z harmonijką. I aparat, i statyw to solidne konstrukcje drewniane, tak wielkie, że nawet dorosły nie objąłby ich ramionami; klienci często się dziwią: „Ależ olbrzymi ten aparat! Jak drewniana skrzynia”. Zaś ci, którzy się znają na sprzęcie fotograficznym, rzucają: „O, stary dobry anthony!” i zaczyna się dyskusja o aparatach.
Za oknem mignął cień i natychmiast rozległ się głos wołający:
– Przesyłka, panie Hirasaka, przesyłka!
Puk, puk – słychać przyjemny odgłos pukania. Choć robi w kółko to samo, ten chłopak wydaje się zawsze zadowolony – pomyślał Hirasaka, otwierając drzwi. Za nimi stał młodzieniec w stroju kuriera. Czapkę założył daszkiem do tyłu, jak zawsze pchał przed sobą wózek. Patrząc na wielki pakunek na wózku, uśmiechnął się nieco zakłopotany: Niesamowite!
Z przodu na bluzie ma logo firmy Biały Kot, na identyfikatorze widnieje nazwisko Yama. Ogolona głowa bardzo dobrze wygląda przy opaleniźnie.
– Następny klient to młoda dziewczyna – oznajmił, trzymając w jednej ręce segregator.
– Proszę nie żartować!
Hirasaka z gorzkim uśmiechem pokwitował odbiór przesyłki.
– Panie Hirasaka, bagaż dziś ciężki, sam nie dam rady, pomoże mi pan przenieść? Dawno nie miałem tak wielkiej przesyłki dla pana. Tyle zdjęć to musi być chyba ze stu lat.
I mężczyźni, pokrzykując „hoops”, wnieśli ogromny bagaż i postawili go na biurku w recepcji. Westchnęli na koniec, tak ciężkie były zdjęcia.
– Panie Hirasaka, i jak, zmienił pan zdanie? Wspominał pan coś, że mógłby już zrezygnować z tego zajęcia – spytał Yama z uśmiechem.
– No tak, ale zamierzam jeszcze trochę to pociągnąć.
– Cały pan Hirasaka! – powiedział Yama i poprawił czapkę na głowie. – Na mnie już czas, muszę dostarczyć kolejne przesyłki. Codziennie mamy pełne ręce roboty, i pan, i ja. Uważajmy, żeby nie umrzeć z przepracowania.
– Śmierć z przepracowania? Tego z pewnością nie musimy się obawiać.
Yama pomachał ręką, wziął segregator pod pachę i ruszył przed siebie, pchając wózek.
Hirasaka zaś zajął się przygotowaniem studia dla następnej klientki – pani Hatsue Yagi. Oby udało mi się zorganizować dla niej godne „pożegnanie”, obym mógł obrobić pięknie jej zdjęcie.
I wreszcie:
Oby udało mi się spotkać kiedyś tego kogoś, kogo szukam – marzy Hirasaka.
***
– Pani Hatsue Yagi, pani Hatsue Yagi!
Słyszy głos mężczyzny.
Wywołana po imieniu spokojnym głosem, Hatsue otwiera oczy.
Cóż to za miejsce? Leży na sofie, nad głową ma nieznany sufit, jakiś mężczyzna wpatruje się w nią z zatroskaną twarzą.
Ostatnio zrobiło się nagle upalnie, pewnie dostała udaru cieplnego, poszukuje w pamięci ostatnich wydarzeń, ale uświadamia sobie, że jej pamięć jest niewyraźna, jakby zasnuta mgłą. Nazywam się Hatsue, mam dziewięćdziesiąt dwa lata, urodziłam się w dzielnicy Toshima, w porządku, nie mam jeszcze demencji, raczej.
Zniecierpliwiona, przygląda się mężczyźnie. Zna moje imię Hatsue, to by znaczyło, że to znajomy. Ale kim jest ten człowiek...? Nie, pewnie zobaczył moje imię na rzeczach, które miałam przy sobie, jak upadłam. Przeszukując pamięć, próbuje podnieść się na sofie. Uważając na biodra, powoli napina mięśnie, unosi plecy. Jak na to, że upadłam, jestem w całkiem niezłym stanie.
Ale kto to jest, u licha. Zdarzało się już, że na ulicy ktoś nagle do niej zagadał, ale szybko orientowała się, kto to taki, i pytała: „Pan taki-a-taki, prawda?”, a jej rozmówca zdawał się bardzo uradowany. To okropne, że na starość umysł tępieje – myślała.
– Witam serdecznie. Czekałem na panią.
Wskazała palcem na swój nos: Chodzi o mnie? W odpowiedzi mężczyzna kiwnął głową.
– Pani Hatsue, prawda?
– Tak, ale…
Spojrzała szybko do góry na mężczyznę. Ubrany był porządnie, w szarą koszulę ze stójką. Sprawiał wrażenie spokojnego, jak pastor albo ksiądz. Fryzurę też miał schludną. Wyglądał na miłego, ale miał też w sobie coś trudnego do określenia. Jego uroda nie zwalała z nóg, ale nie można też powiedzieć, że był brzydalem, jego twarz jakby mi kogoś przypominała, ale nie wiem kogo, w każdym razie nie robiła większego wrażenia.
– Nazywam się Hirasaka. Prowadzę ten zakład fotograficzny od dawna.
Tak się mężczyzna przedstawił.
Aha, nie ma laski, z którą zawsze chodzę. Musiałam upuścić, jak upadałam.
Zaczęła rozglądać się po pokoju, a wtedy Hirasaka wyjaśnił jej, co to za miejsce.
– Na lewo od wejścia w głębi po tej stronie jest studio, w którym robi się zdjęcia. Można też fotografować się na patio. Po prawej jest salonik i ciemnia. Oprowadzę panią.
Hatsue, kiedy tylko coś ją zaniepokoiło, chciała natychmiast pytać; zawsze taka była.
„Czekałem na panią” – co to niby miało znaczyć? Jakąż to sprawę może mieć właściciel zakładu fotograficznego do kogoś takiego jak ja? A przede wszystkim, jak się tu znalazłam? Niczego nie pamiętam.
– Tędy, proszę – powiedział Hirasaka, więc choć miała masę pytań, najpierw spróbowała ostrożnie wstać. Wieki całe nie poruszała się bez laski. Trzymając się sofy i opierając ciężar ciała na przedramionach, zaczęła powoli iść. Czuła się lepiej niż zwykle, nawet biodra nie bolały. Powolutku szła za Hirasaką. Mężczyzna wyciągnął do niej rękę.
W saloniku, do którego ją zaprowadził, panował kojący spokój. Skórzana sofa nosiła oznaki zużycia, ale była pięknie wypolerowana, również stare wysłużone drewniane biurko ładnie wyglądało. Pomyślała, że choć to młody człowiek, ma dobry gust. Nie wyglądało to na zamiłowanie do antyków, które kupuje się za duże pieniądze, raczej na dbałość o rzeczy.
Malutkie patio, widoczne przez szybę, było delikatnie oświetlone, przy omszałych kamiennych latarniach i drzewie sakury o zwieszających się gałęziach rosły pięknie skomponowane krzewy, wśród nich ligularia; idealne tło dla zdjęć w kimonie.
W kącie saloniku stała ozdobna półeczka, a na niej między innymi czajnik, szklany ekspres ciśnieniowy i filiżanki do kawy. Chyba lubi sprzątać, bo nie widać ani jednego pyłku – pomyślała z podziwem. A na biurku stało jakieś ogromne pudło i to ją zaniepokoiło.
– Zaraz podam herbatę – powiedział Hirasaka, odwrócił się tyłem i wprawnymi ruchami zaczął przygotowywać imbryczek i wszystko, co potrzeba. Hatsue zagadnęła zdecydowanym tonem do jego pleców.
– Przepraszam pana…
Odwrócił się, słysząc jej słowa.
– Przepraszam za głupie pytanie, ale…
– Tak? – odparł Hirasaka w oczekiwaniu na dalsze słowa.
– No więc, czy ja… przypadkiem nie umarłam?
Hirasaka otworzył nieco szerzej oczy.
– No właśnie… przed chwilą. Powinienem zacząć od wyjaśnienia tej sprawy, ale zdarzają się osoby – wprawdzie bardzo rzadko – które same sobie to uświadamiają.
Ta oczywista odpowiedź wprawiła ją w trudny do określenia stan ducha, poczuła ulgę, a jednocześnie zdumienie, poczuła też, że jej zdolność do rozumienia sytuacji została doceniona.
Herbata była idealna, nie za mocna ani nie za słaba.
Myślałam, że jak człowiek umrze, to otacza go bardziej śmiertelna atmosfera. Na przykład głowę przykrywają mu trójkątną chustą albo staje się przeźroczysty. A przecież mam nogi, jak miałam. Czuję, że piję wrzątek, czuję smak herbaty, nic się nie zmieniło.
Hirasaka usiadł naprzeciwko i wpatrywał się w nią bez ruchu.
Hatsue się zamyśliła.
– Ale, ale. Wyobrażałam sobie, że to mama, tata albo mąż wyjdzie mi na powitanie na tamtym świecie. Właśnie tak myślałam!
A tymczasem to jakiś Hirasaka, którego nie znała nawet z widzenia, wyszedł jej na spotkanie. Pewnie miała nieco smutną minę, bo Hirasaka wyjaśnił:
– Ależ tutaj jest tylko punkt tranzytowy.
– A może, na przykład, nazywa się pan Hirasaka w nawiązaniu do Yomotsu Hirasaka – Płaskowyżu Ciemności z Księgi dawnych wydarzeń? Płaskowyżu, na który udało się powrócić mitologicznemu Izanamiemu, gdy uciekał z krainy zmarłych – spytała Hatsue po krótkim namyśle.
Hirasakę wyraźnie zaskoczyło pytanie kobiety. Płaskowyż Ciemności to miejsce, gdzie świat żywych graniczy z krainą ciemności, w której mieszkają zmarli.
– O, pani dużo wie!
Hatsue zawsze lubiła czytać, pragnęła dowiedzieć się wielu rzeczy, więc była mocna z takiej wiedzy ogólnej. Pomyślała z satysfakcją: Jeszcze mi całkiem umysł nie stępiał.
– No tak, szybko robimy postępy. Faktycznie tutaj jest granica między życiem a śmiercią.
– I pan wyszedł mnie powitać?
– Tak, ale to punkt przejściowy…
– Czyli to jeszcze nie jest tamten świat?
– Właśnie.
– No dobra, a pan, panie Hirasaka, jest, dajmy na to, władcą buddyjskich piekieł, czy może wysłannikiem Pana Boga? Buddą? W takim razie…
Biorąc spokój łagodnie uśmiechniętego Hirasaki za dobrą monetę, Hatsue poczuła przemożną ochotę na żarty (w takim razie, wcale pan nie wygląda). Ta atmosfera, picie herbaty – wszystko jest takie na wskroś ludzkie.
– Jestem tylko przewodnikiem. Staram się ograniczyć do minimum szok, jakiego ludzie tu doznają, bo często zdarza się, że słysząc nagle: „Pan lub pani już nie żyje”, zaczynają płakać, popadają w przygnębienie, a nawet przerażenie. Z tego samego powodu nasze studio fotograficzne również zaaranżowane jest tak, by kojarzyło się ze światem doczesnym.
Hatsue rozgląda się wokół. Tego, co widzi, nie można uznać za nic innego niż zwyczajne studio fotograficzne. Tak, gdyby znalazła się nagle przed Enmą – władcą buddyjskich piekieł, pewnie trzęsłaby się ze strachu, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa.
– I właśnie dlatego, pani Hatsue, przybyła tu pani w ubraniu, które zwykle nosiła. Wygląda pani tak, że sama siebie rozpoznaje, to wygląd, do jakiego jest pani przyzwyczajona.
– O, kolano się poprawiło, nieźle! – Hatsue pomachała prawą nogą, na co Hirasaka z zadowoleniem pokiwał głową.
– Gdyby chciała pani tutaj pobiegać, będzie się pani tak samo pocić i tracić dech. Odczucia fizyczne pozostały takie same jak za życia, to się nie zmieniło.
Hatsue zacisnęła i rozprostowała dłoń. Faktycznie, jak za życia, nie zmieniło się. Nie do wiary, że już nie ma tego ciała, naprawdę nie ma.
– Czyli ja się stąd gdzieś przeniosę, zgadza się? Na tak zwany tamten świat?
Jak trzeba iść, pójdzie. Chciałaby jednak się dowiedzieć, jakie ma perspektywy na przyszłość. Nie mając zielonego pojęcia, co ją czeka, odczuwa niepokój.
– Tak będzie, oczywiście. Jednak zanim to nastąpi, chciałbym panią o coś poprosić.