- promocja
Głos ciała - ebook
Głos ciała - ebook
Głos ciała to zbiór wykładów Alexandra Lowena, twórcy analizy bioenergetycznej.
W dziesięciu rozdziałach autor przedstawia bioenergetyczne podejście do różnorodnych zagadnień, takich jak współzależność schorzeń fizycznych i psychicznych, teoria przyjemności oparta na naturalnych rytmach ciała, wpływ autoekspresji na zdrowie psychiczne, deformacje myślenia pod wpływem emocji jako mechanizm obronny, ewolucyjne spojrzenie na ludzką seksualność. Wyjaśnia również, w jaki sposób wola życia i pragnienie śmierci mogą stanowić przeszkodę na drodze do spełnienia, a także prezentuje różnice pomiędzy agresją a okrucieństwem i rolę, jaką odgrywa w tych emocjach nasze ciało. Na koniec analizuje osobowość psychopatyczną, wskazując na związek pragnienia władzy z frustracją i pustką życiową.
Alexander Lowen (1910-2008) to amerykański psychoterapeuta, ojciec bioenergoterapii. Początkowo uczeń Wilhelma Reicha, po powrocie ze studiów medycznych na Uniwersytecie w Genewie zaczął rozwijać wraz z Johnem Pierrakosem swoje własne podejście terapeutyczne, zwane bioenergetyką lub analizą bioenergetyczną, której poświęcił ponad 60 lat życia. Opierał się na założeniu, że problemy psychologiczne mają znaczący wpływ na stan fizyczny organizmu i vice versa. Lowen napisał kilkanaście książek czytanych przez specjalistów i pasjonatów na całym świecie. Był twórcą Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-747-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Doktor medycyny Alexander Lowen jest twórcą analizy bioenergetycznej, nowatorskiego podejścia do psychoterapii, łączącego oddziaływanie psychologiczne z fizycznym. Podczas tego rodzaju terapii informacje dostarczane przez ciało pacjenta, takie jak wzorce napięcia mięśniowego, są wykorzystywane do celów diagnostycznych, natomiast interwencje fizyczne mają na celu zwiększenie u pacjenta świadomości konfliktów, które przejawiają się tymi napięciami, oraz ich rozładowanie. Dane psychologiczne również wspierają proces diagnostyczny, a interwencje psychologiczne mają powodować fizyczne zmiany w ciele pacjenta i utrwalać zmiany w jego psychice uzyskane dzięki pracy fizycznej. Z tego względu analiza bioenergetyczna jest prawdziwie humanistyczną terapią ciała i umysłu, która honoruje zarówno fizyczne, jak i psychiczne aspekty istoty ludzkiej.
Lowen uczył się zawodu u słynnego psychoanalityka Wilhelma Reicha, który z kolei był uczniem samego Zygmunta Freuda. Ten ostatni często podkreślał, że ego w zasadzie przynależy do ciała, ale rozwijana przez niego psychoanaliza poświęcała ciału niewiele uwagi. Natomiast Reich, wychodząc od wglądu Freuda w rolę ciała w psychopatologii, posunął się dalej i opracował różnorodne metody terapeutyczne opierające się na pracy z ciałem pacjenta. Tworząc analizę bioenergetyczną, Lowen przedłużył tę tradycję.
Niniejszy tom zawiera zbiór niepublikowanych dotąd artykułów i wykładów Lowena, które od wielu lat były znane praktykom bioenergetyki pod nieformalną nazwą „monografii Lowena”. Krążyły w prywatnym obiegu w postaci broszur dostępnych w Międzynarodowym Instytucie Bioenergetyki. Zawierają one część najważniejszych i najbardziej wnikliwych koncepcji autora. Dzięki zebraniu ich wszystkich w jednym tomie zlikwidowana zostaje poważna wyrwa w literaturze przedmiotu. Aby książka była przystępna także dla niefachowego czytelnika, teksty nie są ułożone chronologicznie. Tematyka bardziej specjalistyczna została przesunięta na koniec.
W rozdziale zatytułowanym _Stres a choroba z bioenergetycznego punktu widzenia_ Lowen szkicuje teorię choroby objaśniającą to, co zazwyczaj było postrzegane albo jako schorzenie fizyczne, albo psychiczne. Demonstruje nieadekwatność takiego dualizmu, podziału na dwie wykluczające się kategorie. Przedstawia chorobę jako zjawisko psychosomatyczne, zawsze łączące w sobie elementy umysłowe i cielesne. Omawia psychologiczne zmienne mające znaczenie przy leczeniu wielu tak zwanych chorób fizycznych i zapobieganiu im, podkreślając wagę zunifikowanego obrazu umysłu i ciała.
W _Rytmie życia_ autor zajmuje się przyjemnością w odniesieniu do ciała. Zauważa, że podczas gdy choroba jest zwykle postrzegana jako zjawisko materialne, przyjemność uchodzi za coś niematerialnego i ulotnego. Przedstawia zarys teorii przyjemności opierającej się na rytmach ciała, która definiuje to zjawisko jako coś znacznie szerszego niż tylko brak cierpienia, Jego rozważania obejmują również teorię emocji, skupiając się na zgubnych konsekwencjach ich tłumienia, a na koniec poruszają kwestię pola energetycznego, które otacza nas wszystkich i łączy ze sobą.
W rozdziale _Oddychanie, ruch i uczucia_ Lowen rozwija koncepcję rytmów ciała, skupiając się na oddechu i poruszaniu się, dwóch fundamentalnych rytmicznych procesach życiowych determinujących odczuwanie. Prezentuje wiele ćwiczeń terapeutycznych służących pogłębieniu uczuć i podkreśla znaczenie wyrażania wypartych uczuć negatywnych jako punktu wyjścia terapii.
Wątek ten jest kontynuowany w rozdziale _Autoekspresja. Postępy w terapii bioenergetycznej._ Autor zaznacza z naciskiem, że autoekspresja jest przede wszystkim ruchem. Zwraca też uwagę na znaczenie oczu zarówno w autoekspresji, jak i w nawiązywaniu kontaktu z innymi ludźmi. Dyskusja obejmuje psychologiczną teorię zaburzeń wzroku, a także stanowisko Lowena w kwestii zdrowia emocjonalnego, którego miernikiem jest zdolność do wyrażania uczuć, także przez podtrzymywanie kontaktu wzrokowego z innymi ludźmi.
W rozdziale _Myślenie a odczuwanie. Bioenergetyczna analiza myśli_ Lowen zgłębia rolę myślenia w odniesieniu do emocji, w tym jego funkcję adaptacyjną i możliwość jego zniekształcenia przez mechanizmy obronne. Podkreśla znaczenie myśli wspierającej krytyczny racjonalizm i wzmacniającej asertywność jednostki. Bada również relację myślenia do prawdy i piękna.
W _Seksie i osobowości_ autor prezentuje spojrzenie na seksualność wyprowadzone z przebiegu ewolucji człowieka. Według niego ma ona fundamentalne znaczenie dla przełamania poczucia izolacji i osamotnienia zaszczepionego nam w procesie indywidualizacji. Rozwija ten wątek, porównując dynamikę homoseksualizmu z heteroseksualizmem. Wprowadza też teorię doświadczenia orgazmicznego, znajdującego odmienny wyraz u kobiet i mężczyzn.
W szkicu _Wola życia a pragnienie śmierci_ Lowen rozważa, w jaki sposób obie te siły mogą stanowić przeszkodę w osiągnięciu życiowego spełnienia. Oczywistą przeszkodą jest orientacja na dążenie do śmierci, wyrażająca się w idei samobójstwa; autor wskazuje jednak, że także wola życia może stwarzać trudność, gdyż powoduje negowanie ludzkich dylematów. Podkreślając znaczenie agresji w służbie spełnienia, proponuje sposób rozstrzygnięcia tych dylematów.
Temat walki życia ze śmiercią kontynuuje w rozdziale _Zgroza: oblicze nierzeczywistości i autoekspresja a zdolność przeżycia._ Zgroza, zdefiniowana jako odczucie szoku, jest przedstawiona jako endemiczne w naszej kulturze zjawisko zagłuszające uczucia. Autor widzi w autoekspresji środek zaradczy na otępienie emocjonalne wywołane przez zgrozę.
W _Agresji i przemocy jednostki_ Lowen odróżnia agresję i przemoc od okrucieństwa. Przedstawia koncepcję „zawieszenia”, polegającego na odcięciu się jednostki od dolnej połowy własnego ciała, czyli wnętrzności i genitaliów, oraz rolę tej dolnej części w agresji i przemocy.
Na koniec w rozdziale _Zachowanie psychopatyczne a osobowość psychopatyczna_ Lowen rozważa rolę władzy i siły w kontekście pustego, frustrującego i autodestrukcyjnego stylu życia. Psychopatę postrzega jako jednostkę skoncentrowaną na manipulacji i wywyższaniu samej siebie, bez zwracania uwagi na szkodliwość środków służących temu celowi.
Niniejszy zbiór pism Lowena prezentuje bioenergetyczne podejście do wielu zagadnień, które nie były omawiane w dotychczas opublikowanych jego pracach, a tematy, poruszone przez autora już wcześniej, zostały pogłębione i przedstawione w szerszym ujęciu. Błyskotliwe wglądy Lowena będą wielce przydatne każdemu czytelnikowi poważnie zainteresowanemu analizą bioenergetyczną czy szerszą dziedziną terapii umysłu i ciała (czasem zwanych somatycznymi). Zbiór ten jest szczególnie na czasie teraz, niedługo po opublikowaniu od dawna oczekiwanej autobiografii Lowena _Honoring the Body_ (Cześć dla ciała). Chciałbym w tym miejscu podziękować Alexandrowi Lowenowi za udostępnienie tych tekstów do publikacji, a dr. Robertowi Glazerowi, prezesowi Florydzkiego Towarzystwa Analizy Bioenergetycznej, za zaproponowanie mi funkcji ich redaktora.
dr Harris Friedman, redaktor książki
emerytowany profesor Saybrook Graduate School
profesor Uniwersytetu Florydy (gościnnie)
certyfikowany terapeuta bioenergetyczny i psycholog z licencją stanu FlorydaPOCHODZENIE WYKŁADÓW
_Wykład wygłoszony w hotelu Biltmore_
_w Nowym Jorku_
1965 – Oddychanie, ruch i uczucia. Podstawy analizy bioenergetycznej
_Wykłady wygłoszone w Kościele Wspólnotowym_
_w Nowym Jorku_
1962 – Seks a osobowość. Studium potencji orgazmicznej
1966 – Rytm życia. Omówienie relacji pomiędzy przyjemnością a rytmicznymi czynnościami ciała
1967 – Myślenie a odczuwanie. Bioenergetyczna analiza myśli
1968 – Autoekspresja. Postępy w terapii bioenergetycznej
1969 – Agresja i przemoc jednostki
1972–1973 – Zgroza: oblicze nierzeczywistości i autoekspresja a zdolność przeżycia
1975 – Zachowanie psychopatyczne a osobowość psychopatyczna
_Inne wykłady_
1980 – Stres a choroba z bioenergetycznego punktu widzenia
1982 – Wola życia a pragnienie śmierci1.
STRES A CHOROBA Z BIOENERGETYCZNEGO PUNKTU WIDZENIA
Natura choroby
Wykład ten jest owocem mojego zainteresowania schorzeniami psychosomatycznymi, takimi jak artretyzm, owrzodzenie okrężnicy, choroba wieńcowa, liszaj, łuszczyca czy migrena. Przez wiele lat z pewnym powodzeniem leczyłem cierpiących na nie pacjentów. Było jednak również wiele niepowodzeń, które zmusiły mnie do zastanowienia się nad naturą tych chorób. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie pewna obserwacja. Niektóre osoby są bardziej podatne na schorzenia somatyczne, podczas gdy inne – na schorzenia psychiczne. Wydaje się, że te dwa rodzaje reakcji na traumę lub stres są w jakimś stopniu rozłączne. Długo jednak trzymałem się poglądu, że wszystkie choroby mają naturę psychosomatyczną, ponieważ psyche i soma to tylko dwie różne strony funkcjonowania organizmu. Tę widoczną sprzeczność może tłumaczyć teza Wilhelma Reicha mówiąca, iż psyche i soma są sobie przeciwstawne, a zarazem funkcjonalnie tożsame. Funkcjonują identycznie na poziomie energetycznym i na tym właśnie poziomie najłatwiej zrozumieć reakcje ciała na stres.
Twierdzenie, że wszystkie choroby można postrzegać jako reakcję na stres, nie jest nowym pomysłem. Rolę stresu w etiologii pewnych przewlekłych schorzeń pięknie wykazał Hans Seyle, pionier tej dziedziny. Aby jednak uzasadnić tę tezę, musimy rozszerzyć pojęcie stresu, żeby objęło również takie sytuacje, jak zakażenie organizmami chorobotwórczymi lub pasożytami, a nawet nieszczęśliwe wypadki. Dla przykładu, jeśli ktoś zwichnął nogę w kostce, jest niewątpliwie chory (nie czuje się dobrze), gdyż opuchlizna i ból nie pozwalają mu swobodnie chodzić. W tym wypadku stres to uszkodzenie stawu, na które organizm reaguje opuchlizną i bólem. Uraz jest źródłem stresu, a ten z kolei wywołuje reakcję, którą postrzegamy jako schorzenie. Jeśli uraz jest znikomy i nie powoduje bólu ani opuchlizny, to nie będziemy takiej osoby uznawać za chorą.
Bakterie chorobotwórcze też są stresorem, kiedy wdzierają się do organizmu. Również w tym wypadku stres może być łagodny i wywoływać znikomą reakcję ciała. Ale może też być całkiem poważny, jeśli bakterie są zjadliwe i powodują chorobę przejawiającą się gorączką, stanem zapalnym i osłabieniem. Gdy ciało radzi sobie ze stresem wywołanym przez któryś z tych czynników i funkcjonuje przy tym w miarę normalnie, nie mówimy o chorobie. W tym rozumieniu choroba oznacza zaburzenie normalnych funkcji ciała. Zawsze jest to oznaka jego niezdolności do radzenia sobie ze stresem.
A oto kolejny przykład. Niedawno poparzył mnie trujący bluszcz¹. Oczywiście nie zostałem przez niego zaatakowany. Po prostu dotknąłem pędów tej rośliny, która wydziela olejki o lekko toksycznym działaniu na ludzką skórę. Po paru dniach moje przedramiona zareagowały opuchlizną, wysypką i nieznośnym swędzeniem. Również na innych częściach ciała wystąpiły obszary podrażnione i silnie swędzące. W końcu zażyłem dawkę kortyzonu, co szybko zlikwidowało opuchliznę, ale swędzenie ustępowało stopniowo. W tym wypadku choroba była reakcją ciała na stres spowodowany przez toksyczną wydzielinę bluszczu, stanowiącą stresor. Wysypka, opuchlizna i swędzenie to były przejawy wysiłków organizmu mających na celu przezwyciężenie lub usunięcie stresora oraz naprawienie wyrządzonych przez niego szkód. Ale zdarzało mi się również zetknąć się z trującym bluszczem bez żadnych przykrych konsekwencji. W tych wypadkach ciało radziło sobie ze stresem, nie naruszając mojego dobrego samopoczucia.
Zwracam uwagę, że reakcja na stres zawsze występuje z pewnym opóźnieniem po pojawieniu się stresora. To zjawisko wymaga wyjaśnienia. Czy zauważyliście, że kiedy skaleczycie się jakimś ostrym narzędziem, nie czujecie w tym momencie bólu? Ból pojawia się po kilku sekundach. To dlatego, że uraz przyprawia organizm o chwilowy szok. Rana zaczyna boleć dopiero wtedy, gdy szok ustępuje i ciało reaguje wydzielaniem płynu ustrojowego mającego zaleczyć skaleczenie. Wydzielina następnie się zagęszcza, zakrywając uszkodzenie powierzchni organizmu. Później zamienia się w strup. W tym wypadku ból wiąże się z ciśnieniem powstającym, kiedy napływ płynu, krwi i energii napotyka opór rany. Należy go postrzegać jako pozytywny przejaw życia. Agonia i śmierć nie są bolesne. To walka organizmu ze śmiercią przejawia się jako ból. Aby lepiej zrozumieć, że ból jest skutkiem starcia sił życiowych z oporem lub blokadą, zwróćmy uwagę na bóle porodowe, które występują, kiedy głowa noworodka przeciska się przez ciasną szyjkę macicy. Podobna sytuacja zachodzi, gdy obfita i twarda masa kału jest wypychana przez wąski otwór odbytu. Sama blokada czy zwężenie nie powodują bólu, dopóki nie zostanie przeciwko nim użyta siła. Jeśli jednak siła nie spotyka się z oporem, swobodny przepływ jest wręcz przyjemny. Najlepszą ilustracją będzie tu odmrożenie. Zmrożona część ciała nie boli. Ból pojawia się, kiedy zaczyna się ona ogrzewać. Wiąże się to z ciśnieniem wywieranym przez krew napływającą do zamarzniętych i zwężonych naczyń. Ogrzewanie odmrożonych palców lub dłoni trzeba przeprowadzać bardzo powoli, aby uniknąć silnego bólu oraz uszkodzeń tkanek. Natychmiastową reakcją na każdy uraz jest szok, który może doprowadzić nawet do utraty przytomności. Dopiero kiedy szok ustępuje i ciało zaczyna celowo reagować na traumę, pojawia się ból. To samo można powiedzieć o stanach zapalnych.
W chorobie powinniśmy zatem widzieć podejmowany przez ciało wysiłek przywrócenia integralności po jakiegoś rodzaju traumie. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym punktem widzenia podczas studiów medycznych. Wyraził go mój wykładowca patologii. Później przekonałem się, że w dziewiętnastowiecznej medycynie było to podejście powszechne. Wywodziło się z koncepcji Claude’a Bernarda, który uważał chorobę za próbę zachowania przez ciało homeostazy, w sytuacji gdy adaptowanie się do niszczącej siły nie jest właściwą reakcją. Uważam to za podstawową koncepcję medycyny. Termin „trauma” obejmuje tu każde uszkodzenie organizmu. Oznacza przytłaczający stres, niezależnie od natury stresora. Jeśli ciało nie zdoła poradzić sobie ze stresem, choroba kończy się śmiercią.
Stres nie musi koniecznie prowadzić do choroby. W ciągu życia jesteśmy poddawani wielu stresom, które potrafimy wziąć na swoje barki. Nasz organizm radzi sobie z codziennymi stresami i nie dochodzi do zaburzeń jego normalnego funkcjonowania. Kiedy podnosimy jakiś ciężar, nasze ciało doznaje stresu, a przecież stale nosimy różne ciężkie rzeczy i nie mamy z tym żadnego problemu. Czasem jednak ciężar jest zbyt wielki lub nieporęczny i wtedy wyrządzamy sobie krzywdę. Stres jest wówczas zbyt silny, byśmy mogli się z nim uporać. Niedawno przydarzyło mi się coś takiego.
Chciałem zmienić koła w samochodzie i mocowałem się z jedną ze śrub. Czując, że się zablokowała, z całej siły szarpnąłem klucz do góry. Nakrętka nie drgnęła i cały samochód niemal oderwał się od ziemi, a ja poczułem, jak chrupnęło mi w plecach. Zdawałem sobie sprawę, że coś sobie zrobiłem, ale nie czułem bólu, więc pracowałem dalej. Poluzowałem w końcu śrubę, stając na kluczu nogą, więc udało mi się zmienić wszystkie koła. Kiedy skończyłem, czułem sztywność w grzbiecie, ale mogłem się rozprostować i poruszać bez odczuwania bólu. Przez dobry tydzień byłem nieco usztywniony w krzyżu, ale zaradziły temu ćwiczenia bioenergetyczne. Jakieś trzy tygodnie później pojawiły się bardzo nieprzyjemne kłujące doznania w dolnej części miednicy. Trwało to półtora dnia. Jeszcze parę dni później zaczęło mnie boleć prawe biodro.
Przez trzy kolejne miesiące ilekroć stąpałem prawą nogą, czułem ból w biodrze. Bolało mnie też, kiedy wypychałem miednicę do tyłu, jak przy seksie. Ból wydawał się zlokalizowany głęboko w prawym pośladku i rozprzestrzeniał się w górę, ku okolicy lędźwiowo-krzyżowej. Z trudem przewracałem się w łóżku na drugi bok. Kiedy wstawałem rano, bałem się stąpnąć prawą stopą. Przy chodzeniu niekiedy lekko utykałem. Rozstrój i ból były zawsze silniejsze z rana, ale ćwiczenia bioenergetyczne przynosiły ulgę i mogłem poruszać się w miarę swobodnie. Nadal uczęszczałem na kurs ćwiczeń bioenergetycznych, ale musiałem zachowywać ostrożność przy chodzeniu. Kiedy ból się nasilał, zatrzymywałem się. Brałem też masaże, ale mniej regularnie, bo akurat były wakacje. Raz poprosiłem masażystkę, żeby mocniej potraktowała prawy pośladek, ale rezultat okazał się katastrofalny – dwa dni później ból znacząco się nasilił. Sądziłem, że ten zabieg rozluźni napięte mięśnie, ale nie pomógł. Doświadczenie to przekonało mnie jednak, że mięśnie dna miednicy są w stanie skurczu i potrzebują dłuższego odpoczynku. W rzeczywistości problem dotyczył całej prawej połowy mojego ciała. Napięcie było wyczuwalne wszędzie, od rejonu nerek aż po stopę.
Nie poszedłem z tym do lekarzy, gdyż nie spodziewałem się, żeby zdołali rozpoznać naturę moich dolegliwości. Byłem w miarę sprawny, więc nie miałem ochoty oddawać się w ich ręce. Bardzo nie lubię dzielić się z kimś innym odpowiedzialnością za swoje ciało. Dopóki mogłem się poruszać, ufałem, że ciało samo się wyleczy. Nie przerażał mnie też ból, bo zdawałem sobie sprawę, że jest to część procesu zdrowienia. Kiedy jednak nie następowała znacząca poprawa, zgłosiłem się kolejno do dwóch kręgarzy. Biorąc pod uwagę dźwięk, który usłyszałem w chwili wypadku, przypuszczałem, że doszło u mnie do niewielkiej dyslokacji kręgów. Pierwszy z tych fachowców przeprowadził kilka prób, które wykazały jego zdaniem, że mogę mieć przepuklinę pomiędzy kręgami L4 i L5. Położył mnie na stole zabiegowym i wykonał kilka ostrożnych ruchów, ale wydawało się, że większą ulgę przynosi mi ogrzewanie bolesnego obszaru w pośladku. Po tej wizycie poczułem się nieco lepiej, ale następnego dnia ból powrócił. Nie poszedłem już do tego kręgarza na kolejne zabiegi, chociaż mówił, że są potrzebne. Według jego opinii cierpiałem na rwę kulszową spowodowaną uciskiem nerwu kulszowego. Zgadzałem się z jego diagnozą, a ponieważ dolegliwości nie ustały, miesiąc później poszedłem do innego polecanego mi kręgarza. Potwierdził on diagnozę kolegi, ale jego zdaniem przesunięty miałem dysk pomiędzy L5 i S1. Podczas zabiegu pchnął prawą stronę mojej miednicy do tyłu, co wywołało lekkie kliknięcie. Znowu poczułem się nieco lepiej. Również ten specjalista zalecał dalsze leczenie, ale nie zdecydowałem się na nie.
Kontynuowałem ćwiczenia i masaże i stopniowo ból zaczął słabnąć. W październiku byłem u doktora McIntyre’a. Powiedział mi, że słyszał od kilku ortopedów, iż ucisk nerwu kulszowego powodujący ból w nodze wynika z przykurczu mięśnia pośladkowego średniego, który ciśnie na nerw przechodzący przez otwór kulszowy w miednicy. Właśnie w tym miejscu czułem zawsze najsilniejszy ból. Doktor dodał, że zaleca się skłony do przodu z nogami prostymi w kolanach, co rozciąga mięśnie kulszowo-goleniowe. Przypominało to wykonywane przeze mnie ćwiczenia bioenergetyczne. Wychodziło na to, że potrzeba mi jedynie pchnięcia miednicy do tyłu, by skurcz się rozszedł. I to miały załatwić skłony. Ale kiedy pewnego dnia podczas seksu cofnąłem miednicę, poczułem, że coś odpuściło w miejscu wcześniej najbardziej bolesnym. Od tego czasu nic mnie nie bolało, ani plecy, ani pośladki, ani nogi. Czułem się nawet bardziej rozluźniony w tych okolicach, dzięki temu, że byłem zmuszony poświęcić im szczególną uwagę.
Gdy przemyślałem sytuację, która wywołała u mnie rwę kulszową, uświadomiłem sobie, że to nie był zwykły przypadek. Przecież dobrze wiedziałem, jak powinienem postępować. Miałem świadomość, że podnosząc duży ciężar lub szarpiąc coś w górę, powinienem mieć nogi ugięte w kolanach. Nasuwał się więc jedyny możliwy wniosek, że moje działanie było nieświadomie ukierunkowane na zrobienie sobie krzywdy. Ale dlaczego? Cóż, pomimo całej bioenergetycznej pracy z własnym ciałem, w pewnym sensie nie miałem kontaktu z napięciem w dolnej części moich pleców. Uraz przyciągnął moją uwagę do tego obszaru i skłonił mnie do bardziej intensywnego zajęcia się nim. Stałem się również bardziej świadomy swojej skłonności do rozwiązań siłowych. Jestem zdecydowanie praworęczny i prawostronny. Ból w prawej nodze zmusił mnie do przenoszenia ciężaru na lewą nogę, co pomogło w zachowywaniu równowagi ciała i osobowości. Nie każdy uraz przynosi takie korzystne konsekwencje, niemniej jednak większość ludzi słabo kontaktuje się z własnym ciałem i własną osobowością. Ból ich przeraża, więc unikają jakiejkolwiek związanej z nim sytuacji. Nie doceniają faktu, że ból jest pozytywną reakcją ciała na stres.
Kiedy ciało jest PRZECIĄŻONE działaniem stresora, jego pierwszą reakcją jest szok, którego składnikiem jest odpływ energii i krwi z powierzchni ciała – ze skóry, błon śluzowych i mięśni prążkowanych. Szok ten może być zlokalizowany, jak w wypadku drobnych skaleczeń, ale najczęściej jest reakcją uogólnioną. Utrata energii tłumaczy, dlaczego włosy mogą posiwieć pod wpływem wstrząsu. Ciemnieją ponownie, kiedy energia wraca do cebulek włosowych. Ta sekwencja szoku (wycofania energii) i odbicia (powrotu energii) jest moim zdaniem typowa dla wstępnej fazy wszystkich chorób. Najwyraźniej jest widoczna przy zwykłym przeziębieniu. U mnie zaczyna się ono często od bólu gardła (zapalenia górnych dróg oddechowych). Kładę się wtedy do łóżka i staram się wypocić chorobę. Zażywam aspirynę, piję gorącą herbatę i starannie się okrywam. Kiedy ból gardła ustępuje, pojawia się katar, który może potrwać kilka dni. Przez cały czas leje mi się z nosa.
Przeziębiam się zawsze za sprawą jednego z dwóch czynników. Pierwszym jest przemęczenie. Wystarczy, że zmarznę w chwili, gdy jestem zmęczony, i od razu łapię przeziębienie. Nie zdarza się to, gdy jestem wypoczęty. Zmęczenie oznacza obniżoną zdolność opierania się chorobie; moja energia czasowo się wyczerpuje. Drugi czynnik to stres. Jego źródłem może być wychłodzenie fizyczne (przebywanie w niskiej temperaturze) lub emocjonalne, albo też specjalny wysiłek, taki jak wystąpienie publiczne. Jaką rolę odgrywa w tym wirus? Sądzę, że jest on obecny w naszym ciele cały czas, od chwili gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z nim w niemowlęctwie lub dzieciństwie. Zazwyczaj nie jest aktywny. Mówimy wtedy, że ktoś ma wysoką odporność.
Na ogół mija parę dni pomiędzy wystawieniem na działanie stresora a rozwinięciem się choroby. Co się dzieje w tym czasie? Mówi się, że jest to okres inkubacji. Myślę, że mogę podać lepsze wyjaśnienie. Przeziębienie zaczyna się w chłodzie, a kończy w cieple. Chłód oznacza obniżenie temperatury ciała. Organizm może przeciwstawić się temu za pomocą gorączki. Ja próbuję podnieść temperaturę za pomocą środków zewnętrznych. Ochłodzenie jest skutkiem szoku, odpływu krwi i energii z zewnętrznych powłok ciała, w tym także śluzówki górnych dróg oddechowych. Komórki błony śluzowej kurczą się i wychładzają. Gdy w ciele następuje odbicie po szoku, krew i energia napływają ponownie do śluzówki gardła, wywołując „eksplozję” wychłodzonych komórek. (Palący ból silnie przeziębionego gardła przypomina podobny ból odmrożonych palców, gdy zbyt szybko się je ogrzewa). Komórki rozpadają się i zostają zastąpione nowymi. Ich pozostałości muszą być usunięte, tworzą one ropną wydzielinę z gardła. Śmierć i rozpad wychłodzonych komórek wiąże się z rozprzestrzenianiem wirusa.
W świetle powyższego przeziębienie ma dwa etapy. Przed wystąpieniem objawów tkanki są w stanie zamrożenia, a ciało przeżywa szok. Potem następuje odwilż, pojawiają się objawy, z nosa zaczyna cieknąć. Przypomina to wiosenne topnienie zamarzniętego potoku. Zamrożenie i tajanie odpowiadają szokowi i odbiciu po szoku. Czy zauważyłeś, że po przeziębieniu czujesz się jak odnowiony? Po części zawdzięczamy to wymuszonemu przez chorobę odpoczynkowi, ale energetyczne odbicie po szoku również ma znaczenie. Jeśli usuwamy symptomy, ryzykujemy, że stan zmęczenia się utrzyma i będziemy bardziej podatni na poważniejsze schorzenia.
Pospolite przeziębienie wiele mówi badaczowi chorób psychosomatycznych. Po pierwsze, wydaje się, że przeziębienie i depresja w jakimś stopniu wzajemnie się wykluczają. Ja łatwo się przeziębiam, ale rzadko bywam w depresji. Wspólnym elementem obu tych reakcji jest stan obniżonej energii (zmęczenie, wyczerpanie). Później odpowiem na pytanie, dlaczego u jednych osób skutkuje to przeziębieniem, a u innych depresją. Kolejnym godnym uwagi aspektem przeziębienia jest fakt, że rzadko dotyka ono cierpiących na schizofrenię. Kiedy taka osoba się przeziębi, jest to zwykle oznaka poprawy jej zdrowia psychicznego.
Widoczna odporność schizofrenika na przeziębienie tłumaczy się tym, że pozostaje on stale w szoku. Opisywałem wcześniej jego sytuację jako stan „zamrożenia”. Z tego powodu nie reaguje on na zimno czy mróz tak jak inni ludzie. Ładnie to ilustruje przypadek młodej kobiety, która przyszła do mojego gabinetu przez zasypane śniegiem ulice Nowego Jorku, mając na nogach tylko płócienne pantofle. Obuwie to było całkiem przemoczone, a stopy pacjentki posiniały z zimna. Ona jednak zupełnie tego nie czuła, gdyż nie miała kontaktu z własnym ciałem. Była zamrożona. Trafiła do szpitala psychiatrycznego z rozpoznaniem schizofrenii. Inna osoba na jej miejscu skończyłaby w zwykłym szpitalu z zapaleniem płuc. Kiedy schizofrenik zaczyna wychodzić ze stanu ogólnego zamrożenia, czyli rośnie jego wrażliwość, wtedy pod wpływem zmęczenia i wychłodzenia może się przeziębić.Natura stresu
W poprzedniej części wykładu mówiłem o stresie w sposób ogólny. Jeśli mamy odnieść nasze bioenergetyczne koncepcje do relacji między stresem a chorobą, to również stres musimy zdefiniować w kategoriach energetycznych. Najpierw jednak przyjrzyjmy się potocznemu jego rozumieniu, które wywodzi się z mechaniki. W fizyce stres oznacza oddziaływanie siły na ciało lub przedmiot, powodujące jego ugięcie lub deformację². Harold G. Wolfe, autor opublikowanej w 1953 r. książki _Stress and Disease_ (Stres a choroba), definiuje stres jako „INTERAKCJĘ pomiędzy środowiskiem zewnętrznym a organizmem”. W jej rezultacie w organizmie pojawia się napięcie. „Jego wielkość – pisze dalej – i zdolność organizmu do stawiania mu oporu decydują o tym, czy homeostaza zostanie przywrócona, czy też dojdzie do załamania i śmierci”³.
Według Wolfe’a rodzaj reakcji organizmu na stres zależy od jego wcześniejszych doświadczeń. U jednej osoby przytłaczający stres może więc wywołać artretyzm, a u innej rozwinie się owrzodzenie okrężnicy. Nieco inny pogląd wyrażał Hans Seyle, który również badał reakcję organizmu na stres. Twierdził on, że reakcja ta nie jest specyficzna, czyli że organizm reaguje tak samo na każdy stresor, niezależnie od jego natury. Reakcja polega na nadmiernej aktywizacji kory nadnerczy, osłabieniu grasicy i węzłów limfatycznych oraz rozwoju wrzodów układu pokarmowego. Nazywał to reakcją alarmową. Odpowiednio do tego definiował stres jako stan ciała „przejawiający się specyficznym zespołem obejmującym wszystkie niespecyficzne wymuszone zmiany w układzie biologicznym”⁴. Nie uważam, by te dwa punkty widzenia były fundamentalnie niezgodne. Sądzę, że reakcja na stres bywa zarówno specyficzna, jak i uogólniona. Można skupić się na każdym z tych aspektów.
Przedstawiony wyżej punkt widzenia Seyle’a zakłada, że stres jest zjawiskiem negatywnym. Jest to jednak pogląd zbyt wąski, ponieważ życie nie istnieje i nie może istnieć bez stresów. W 1974 r. w książce _Stress without Distress_ (Stres bez rozstroju)⁵ Seyle zmodyfikował swoje stanowisko. Rozróżniając stres i rozstrój (ang. _distress_), utożsamiał to drugie zjawisko z patologią. Stres bez rozstroju – stwierdzał – nie wyrządza szkody organizmowi i może być nawet wykorzystany konstruktywnie. Większość z nas przystałaby na to rozróżnienie. Akceptujemy wiele stresujących sytuacji, gdyż są ekscytujące i stanowią wyzwanie. Stawienie im czoła często daje nam głęboką satysfakcję. Na przykład ktoś może uważać, że pływanie łodzią żaglową przy burzliwej pogodzie, chociaż pełne stresu, jest wspaniałym przeżyciem i sprzyja dobremu samopoczuciu. Ktoś inny jednak może być tym przerażony i czuć, że takie doświadczenie go przerasta. Jeśli radzimy sobie ze stresującą sytuacją w miarę łatwo, to naturalnie efekt jest pozytywny. W przeciwnym razie jest to doświadczenie traumatyczne, prowadzące do rozstroju. Uwzględniając to rozróżnienie, Seyle zmodyfikował swoją wcześniejszą definicję stresu i przyjął, że jest to „niespecyficzna reakcja ciała na jakiekolwiek stawiane mu wymagania”⁶.
Ta niespecyficzna reakcja to nic innego niż wydatkowanie przez organizm energii w odpowiedzi na wymagania zewnętrzne. Naturalne siły środowiska, takie jak ciążenie ziemskie czy zmiany pogody, stale wymagają od organizmu zużywania energii. Jest ona niezbędna nawet dla zwykłego podtrzymywania funkcji życiowych. Energii potrzeba, by serce pompowało krew, mięśnie się napinały, nerki wydalały szkodliwe substancje itp. Jak zauważył Albert Szent-Gyorgyi, maszyneria życia wymaga zasilania. W pewnym sensie jesteśmy więc przez cały czas poddawani stresowi. Żywe ciało potrafi jednak radzić sobie z tymi i innymi stresami, ponieważ za sprawą procesów metabolicznych stale produkuje energię. W istocie do czasu osiągnięcia starości organizmy wytwarzają nawet nadmiar energii, wykorzystywany do wzrostu, reprodukcji oraz gromadzenia zapasów. Dopóki ciało ma dość energii, by spełniać stawiane mu wymagania, dopóty jest wolne od rozstroju. Dochodzi do niego, kiedy sytuacja wymaga wydatkowania większej energii, niż jest akurat dostępna. Z tego samego powodu zewnętrzna siła zaburzająca zdolność ciała do wytwarzania energii może stać się przyczyną rozstroju. Tak więc na przykład poważne utrudnienie oddychania natychmiast wywołuje wrażenie rozstroju.
Wielkim wkładem Seyle’a w nasze zrozumienie stresu było sformułowanie pojęcia ogólnego zespołu adaptacyjnego (_general adaptation syndrome,_ GAS). W licznych eksperymentach wykazał on, że organizm wystawiony na przytłaczający stres reaguje – jak to już było powiedziane – nadaktywnością kory nadnerczy, osłabieniem grasicy i węzłów limfatycznych oraz rozwojem wrzodów układu pokarmowego. Tę pierwszą reakcję nazwał alarmową. Jeśli stres się przedłuża, organizm zaczyna mu się przeciwstawiać. Reakcja alarmowa zanika. Adaptacja do stresującej sytuacji może się wydawać właściwa. Tę drugą reakcję Seyle nazwał fazą oporu. Jeśli jednak sytuacja pozostaje bez zmian, opór organizmu może się załamać. Po wyczerpaniu rezerw energii, zwanej przez Seyle’a „adaptacyjną”, następuje śmierć. Ta trzecia faza GAS to faza wyczerpania. Seyle wykazał, że każdy rodzaj stresu (przytłaczającego), niezależnie od natury stresora, wywołuje tę samą sekwencję wydarzeń. Kiedy na przykład zwierzę laboratoryjne zostanie umieszczone w bardzo zimnym pomieszczeniu, obserwuje się u niego reakcję alarmową. Jeśli potrwa to dłużej, następuje adaptacja i zwierzę wydaje się znosić zimno bez szkody dla zdrowia. Jego tolerancja jest jednak ograniczona. Z czasem zdolność do oporu słabnie i dochodzi do zgonu.
GAS jest procesem energetycznym. Jeśli jednak mamy ująć go w kategoriach energetycznych, musimy sprecyzować sekwencję zdarzeń towarzyszących w pierwszych chwilach stresowi lub traumie. Zjawiska te stanowią zagrożenie dla integralności organizmu, który reaguje na nie szokiem. Przyczyną szoku jest odpływ energii i krwi z zewnętrznych powłok ciała lub tylko z zagrożonego bądź zaatakowanego obszaru. Bez koncepcji szoku trudno byłoby zrozumieć nadmierną na pozór reakcję ciała na pewne dość niewinne bodźce, takie jak kontakt z alergenami lub rozmowa o problemach emocjonalnych. Jeśli trauma jest bardzo poważna, szok może być nawet śmiertelny. W innym razie następuje odbicie z szoku i ciało podejmuje wysiłek na rzecz zmiany stresującej sytuacji lub odzyskania nad nią kontroli. Fizjologiczną odpowiedzią na szok jest reakcja alarmowa. Ciało mobilizuje energię, żeby przeciwstawić się zagrożeniu. Energia i krew napływają ponownie do obszaru, w którym doszło do traumy, powodując stan zapalny i ból. Również gorączka jest przejawem mobilizacji energii.
Jeśli sytuacji będącej źródłem rozstroju nie uda się zlikwidować ani opanować, organizm adaptuje się do niej, zużywając zapasy energii. W ten sposób znika doznanie rozstroju, ale ciało pozostaje pod wpływem stresu i jeśli nawet nie osunie się w chorobę, to w każdym razie nie jest rozluźnione. Ponieważ rezerwowa energia służy do podtrzymywania adaptacji, dodatkowy szok może spowodować chorobę. Bądź co bądź, możliwości oporu są ograniczone. Gdy skończą się zapasy energii, następuje faza wyczerpania, która często prowadzi do choroby terminalnej.
W mojej wcześniejszej pracy, _Bioenergetyce,_ wskazywałem, że główną funkcją gruczołów nadnercza jest mobilizacja rezerw energii w celu przeciwstawienia się stresowi czy rozstrojowi. Adrenalina wydzielana przez wewnętrzną część gruczołu przynosi natychmiastowy efekt. Kortykosteroidy z kory nadnerczy działają wolniej, ale dłużej.
W niniejszym wykładzie zajmuję się przede wszystkim stresem emocjonalnym oraz jego wpływem na rozstrój i na rozwój choroby. W naturalny sposób nasuwa się pytanie: czym różni się stres emocjonalny od fizycznego? Jego oddziaływanie na ciało jest podobne, gdyż także stwarza warunki wymagające rozdysponowania dodatkowej energii. Pewną różnicę widzę w tym, że wielkość konkretnego stresu emocjonalnego jest niemierzalna. Przeprowadzono jednak badania nad związkiem wydarzeń życiowych z chorobami, z których wynika, że pewne fakty są silniejszymi stresorami niż inne i z większym prawdopodobieństwem prowadzą do schorzeń fizycznych. Mam tu na myśli prace Thomasa H. Holmesa zreferowane w książce _Psychosomatics_⁷. Na podstawie tych badań stworzono tabelę zmian życiowych uporządkowaną według ich doniosłości. Obejmuje ona 43 zdarzenia, od śmierci współmałżonka, której przypisano wartość 100, poprzez utratę pracy (42), po święta Bożego Narodzenia (12) i otrzymanie mandatu (11). Autor twierdzi, że „odnotowano korelację pomiędzy pewnymi chorobami a najwyżej punktowanymi zdarzeniami”. A ponadto, „jeśli ktoś w ciągu roku nazbiera ponad 300 punktów zmian życiowych i w bliskiej przyszłości zachoruje, to z większym prawdopodobieństwem chorobą tą będzie cukrzyca, schizofrenia, zawał serca lub rak niż migrena, mononukleoza, stan lękowy czy astma”⁸. Zmiany w życiu mogą być silnie stresujące nie tylko z powodu emocji, jakie wywołują, lecz także i głównie dlatego, że uporanie się z nimi wymaga wydatkowania zwiększonej ilości energii.
Holmes odkrył, że stres związany z sytuacjami życiowymi ma bliski związek z chorobą. Dla przykładu, kiedy człowieka cierpiącego na katar sienny wprowadzono do pomieszczenia nasyconego pyłkami kwiatowymi, pojawiły się u niego łagodne objawy kataru. Po dwudziestu minutach poproszono go, żeby opowiedział o swojej sytuacji domowej, i okazało się, że jest pełna konfliktów. Jego katar znacząco się wtedy nasilił. W innym wypadku ból głowy wzmógł się u pacjenta podczas rozmowy na drażliwe tematy. Holmes podaje: „Kiedy rozpoczęliśmy wywiad, zaobserwowaliśmy wzrost napięcia mięśniowego ujawniony na miogramie, a wkrótce potem wystąpił ból głowy. Kiedy przeszliśmy w rozmowie na tematy neutralne, napięcie mięśni osłabło, a ból zniknął⁹.
Badania te wprawdzie wiarygodnie wykazały bezpośredni związek stresu emocjonalnego z chorobą, ale pozostawiły bez odpowiedzi kilka bardzo ważnych pytań. Doniosłość zmian życiowych nie jest jedynym czynnikiem mającym znaczenie. Nawet spośród osób przeżywających najpoważniejsze zmiany rozchorowało się tylko 80 procent. Ale niedomagań fizycznych doznało 30 procent osób o nisko punktowanych zmianach życiowych. Pierwsze z pytań brzmi: dlaczego niektórzy ludzie chorują, podczas gdy inni w tej samej sytuacji zachowują zdrowie? Oczywista odpowiedź brzmi, że ci drudzy mają większą zdolność radzenia sobie ze zdarzeniami, które u innych wywołują rozstrój. Mówiąc ogólnie, różnica musi leżeć w ilości dostępnej energii. Drugie pytanie dotyczy rodzaju niedomagań, które rozwijają się u ludzi pod wpływem stresu emocjonalnego. U osoby z bólem głowy nie wystąpiły objawy kataru siennego. Jak zauważył Holmes, „postawa pacjenta z bólem głowy wobec jego sytuacji życiowej była zupełnie inna niż tego, który się rozpłakał; chciał się od niej uwolnić, (…) ale nie potrafił nic przedsięwziąć; pozostawał bez ruchu, mimo że jego mięśnie szkieletowe były gotowe do akcji”¹⁰. Sądzę, że niezdolność do płaczu czy szlochu predysponuje człowieka do kłopotów z zatokami i kataru siennego. Ogólniej, predyspozycja do pewnych chorób wynika z nastawienia pacjenta czy też tego, co nazywamy strukturą charakteru.
Aby zrozumieć, w jaki sposób struktura charakteru zwiększa życiowy stres, musimy postrzegać stres jako „siłę, która ogranicza albo napędza”. Termin ten wywodzi się z łacińskiego słowa _strictus_ oznaczającego ograniczenie. Z ograniczeniami jesteśmy za pan brat w bioenergetyce. Każde przewlekłe napięcie mięśniowe stanowi dla organizmu ograniczenie. Może ono deformować ciało, a co za tym idzie, stanowić źródło stresu. Rozwój takich napięć jest funkcją formowania się superego i stanowi somatyczny odpowiednik uwewnętrznionych nakazów i zaleceń rodziców. Tak więc zasada: „Nie podnoś ręki na swojego ojca” może utrwalić się w ciele jako chroniczne napięcie mięśni ramienia, co skutecznie uniemożliwia pacjentowi pełne uniesienie ręki. Takie zakorzenione w superego nakazy i zakazy są częścią wychowania każdego dziecka. Przyswaja je sobie do tego stopnia, że stają się częścią jego charakteru. „Nie płacz”, „Nie podnoś głosu”, „Nie baw się swoim ciałem”, „Trzymaj ręce przy sobie”, „Wciągaj brzuch” – to wszystko powszechnie kierowane do dzieci żądania, których spełnienie wymaga dodatkowej energii, więc jest źródłem stresu. Energia jest wydatkowana na skutek akcji mięśni, niezbędnej do zablokowania jakiegoś impulsu (siła ograniczająca) albo przyjęcia właściwej postawy (siła napędzająca).
Trzeba jednak zauważyć, że neurotyczna struktura charakteru nie kształtuje się pod wpływem wymagań rodziców, chyba że wymaganiom tym towarzyszy groźba kary, wyrażona wprost lub dorozumiana. W większości wypadków kara, czy to wymierzana fizycznie, czy w postaci odmowy miłości i bliskości, wystarcza, by dziecko postrzegało groźbę jako realną. Ale za karą lub jej groźbą kryje się wrogość rodziców, która każe dziecku obawiać się o przeżycie, jeśli nie zastosuje się do ich żądań. Zazwyczaj rodzic nie zdaje sobie sprawy z tej wrogości, gdyż racjonalizuje swoje zachowanie. Ale dla dziecka jest ona najbardziej stresującym elementem sytuacji. Wrogość może być wyrażana spojrzeniem, chłodnym sposobem bycia albo agresją fizyczną. Dziecko doznaje lęku, nawet przerażenia. Doświadczenie lęku w relacji z rodzicami jest dla jego organizmu szokiem. Przerażenie to w istocie stan szoku. Dodam jeszcze, że jest nim również podświadomy lęk przed kastracją związany z sytuacją edypalną.
Zjawisko szoku wskazuje na obecność przytłaczającego stresu, traumy wprawiającej ciało w stan rozstroju. Odpowiedzią ciała jest reakcja alarmowa w ramach GAS. Ale stresująca sytuacja nie ulega zmianie, więc dziecko jest zmuszone do adaptacji w formie superego. Wskazuje to, że znajduje się obecnie w fazie oporu i nie doświadcza już rozstroju. Ale nie znaczy to, że stres został wyeliminowany. Dziecko radzi sobie z tym położeniem siłą woli, wykorzystując rezerwy energii swojego organizmu. Stres trwa w postaci chronicznego napięcia mięśni deformującego ciało.
Napięcie mięśni nie dopuszcza niedozwolonych, niebezpiecznych impulsów do świadomości i nie pozwala im się manifestować. Są zablokowane, więc nie trzeba świadomie tracić energii na ich zwalczanie. Przypomina to sytuację groźnego przestępcy, którego nie trzeba już tak pieczołowicie pilnować, kiedy znajdzie się w zamkniętej celi. Ale nie ma takiego więzienia, z którego ucieczka byłaby zupełnie niemożliwa. I podobnie żadne superego, nawet najmocniejsze, nie wyklucza całkowicie możliwości, że tłumiony impuls wyrwie się na powierzchnię. Impuls ten jest manifestacją siły życiowej, stale zatem szuka ujścia. Jakakolwiek szczelina w strukturze obronnej, powstała pod wpływem dodatkowego stresu lub innej siły zewnętrznej, może stworzyć okazję do jego uwolnienia. Ta ewentualność jest wystarczająco prawdopodobna, by obudzić pierwotny lęk i ponownie wprawić ciało w rozstrój. Właśnie dlatego omawianie konfliktów emocjonalnych jest dla wielu osób tak silnie stresujące. Jeśli tego rodzaju szok powtarza się często i jest dostatecznie intensywny, to zakłóca adaptację, podkopuje siły obronne organizmu i czyni jednostkę bezbronną wobec choroby.
Bezpośrednim skutkiem tłumienia impulsów jest ograniczenie możliwości życiowych jednostki. Chroniczne napięcie mięśniowe przypomina kaftan bezpieczeństwa, który utrudnia oddychanie i blokuje energię. Jednocześnie człowiek pozostaje pod kulturową presją, żądającą osiągania celów zapewniających mu miłość, której potrzebuje. Nie tylko więc jego energia jest ograniczona, lecz ponadto stawia się mu wymagania, które może spełnić, tylko wydatkując dodatkową energię. Większość ludzi przeżywa w tej sytuacji wyjątkowo silny stres. To za jego sprawą skarżą się na zmęczenie i brak sił. Przeważnie mimo to potrafią wysiłkiem woli nadal funkcjonować. W rezultacie, jak to pokazał Seyle, faza oporu nieuchronnie przechodzi w fazę wyczerpania. Osoba wyzbywa się rezerw energii i nie może posuwać się dalej. Zaczyna chorować. Choroba może być łagodna lub poważna. Może to być zwykłe przeziębienie lub jakiekolwiek inne schorzenie psychosomatyczne w rodzaju artretyzmu, zaburzeń żołądkowych, nadciśnienia krwi, zaburzeń krążenia, raka, liszaja, migreny itp. Jeśli jednak ktoś ma predyspozycje do schorzeń psychicznych, może wpaść w ciężką depresję albo przeżyć epizod psychotyczny. Choroba na ogół wyrywa człowieka z pierwotnej sytuacji stresu, więc stwarza mu warunki do odzyskania sił i odbudowania zasobów energii. Oczywiście zarazem pojawia się nowe źródło stresu w postaci procesu chorobowego. W następnej części wykładu omówię pewne aspekty relacji między tymi chorobami a strukturą charakteru pacjenta i rodzajem stresu.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Chodzi o Toxicodendron pubescens, niemający obecnie polskiej nazwy gatunkowej (dawna nazwa: sumak jadowity) (przyp. tłum.).
2.
W języku polskim termin „stres” funkcjonuje tylko w kontekście psychologicznym, przez co tego fragmentu nie da się adekwatnie przełożyć (przyp. tłum.).
3.
Wolfe Harold G., Stress and Disease, Charles C. Thomas, Springfield, Ill. 1953, s. 4.
4.
Seyle Hans, The Stress of Life, McGraw-Hill, New York 1956, s. 54.
5.
Seyle Hans, Stress Without Distress, New American Library, New York 1975 (wyd. polskie: Stres okiełznany, wyd. II, PIW, Warszawa 1978).
6.
Ibidem, s. 14.
7.
Holmes Thomas H., Life Situations, Emotions and Disease “Psychosomatics” 1979, t. 19, nr 12, grudzień, s. 747–754.
8.
Ibidem, s. 753.
9.
Ibidem, s. 748.
10.
Ibidem, s. 748.
11.
Ibidem, s. 753.
12.
W oryginale nieprzetłumaczalna gra słów. Consumption to w języku angielskim dawna nazwa gruźlicy, ale także „konsumpcja”, stąd fraza: „bohaterka zżerana przez tęsknotę” (przyp. tłum.).
13.
Sigerist Henry E., cytowany w H.G. Wolfe, Stress and Disease, op.cit., s. 2.
14.
Seyle H., The Stress of Life, s. 165.
15.
Pełne omówienie lęku kastracyjnego czytelnik znajdzie w mojej książce The Fear of Life (wyd. polskie: Lęk przed życiem, Centrum Pracy z Ciałem 2014).
16.
Wolfe Harold G., op. cit., s. 86.