Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Głos ciała - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
21 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Głos ciała - ebook

Głos ciała to zbiór wykładów Alexandra Lowena, twórcy analizy bioenergetycznej.

W dziesięciu rozdziałach autor przedstawia bioenergetyczne podejście do różnorodnych zagadnień, takich jak współzależność schorzeń fizycznych i psychicznych, teoria przyjemności oparta na naturalnych rytmach ciała, wpływ autoekspresji na zdrowie psychiczne, deformacje myślenia pod wpływem emocji jako mechanizm obronny, ewolucyjne spojrzenie na ludzką seksualność. Wyjaśnia również, w jaki sposób wola życia i pragnienie śmierci mogą stanowić przeszkodę na drodze do spełnienia, a także prezentuje różnice pomiędzy agresją a okrucieństwem i rolę, jaką odgrywa w tych emocjach nasze ciało. Na koniec analizuje osobowość psychopatyczną, wskazując na związek pragnienia władzy z frustracją i pustką życiową.

Alexander Lowen (1910-2008) to amerykański psychoterapeuta, ojciec bioenergoterapii. Początkowo uczeń Wilhelma Reicha, po powrocie ze studiów medycznych na Uniwersytecie w Genewie zaczął rozwijać wraz z Johnem Pierrakosem swoje własne podejście terapeutyczne, zwane bioenergetyką lub analizą bioenergetyczną, której poświęcił ponad 60 lat życia. Opierał się na założeniu, że problemy psychologiczne mają znaczący wpływ na stan fizyczny organizmu i vice versa. Lowen napisał kilkanaście książek czytanych przez specjalistów i pasjonatów na całym świecie. Był twórcą Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-747-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Dok­tor medy­cyny Ale­xan­der Lowen jest twórcą ana­lizy bio­ener­ge­tycz­nej, nowa­tor­skiego podej­ścia do psy­cho­te­ra­pii, łączą­cego oddzia­ły­wa­nie psy­cho­lo­giczne z fizycz­nym. Pod­czas tego rodzaju tera­pii infor­ma­cje dostar­czane przez ciało pacjenta, takie jak wzorce napię­cia mię­śnio­wego, są wyko­rzy­sty­wane do celów dia­gno­stycz­nych, nato­miast inter­wen­cje fizyczne mają na celu zwięk­sze­nie u pacjenta świa­do­mo­ści kon­flik­tów, które prze­ja­wiają się tymi napię­ciami, oraz ich roz­ła­do­wa­nie. Dane psy­cho­lo­giczne rów­nież wspie­rają pro­ces dia­gno­styczny, a inter­wen­cje psy­cho­lo­giczne mają powo­do­wać fizyczne zmiany w ciele pacjenta i utrwa­lać zmiany w jego psy­chice uzy­skane dzięki pracy fizycz­nej. Z tego względu ana­liza bio­ener­ge­tyczna jest praw­dzi­wie huma­ni­styczną tera­pią ciała i umy­słu, która hono­ruje zarówno fizyczne, jak i psy­chiczne aspekty istoty ludz­kiej.

Lowen uczył się zawodu u słyn­nego psy­cho­ana­li­tyka Wil­helma Reicha, który z kolei był uczniem samego Zyg­munta Freuda. Ten ostatni czę­sto pod­kre­ślał, że ego w zasa­dzie przy­na­leży do ciała, ale roz­wi­jana przez niego psy­cho­ana­liza poświę­cała ciału nie­wiele uwagi. Nato­miast Reich, wycho­dząc od wglądu Freuda w rolę ciała w psy­cho­pa­to­lo­gii, posu­nął się dalej i opra­co­wał róż­no­rodne metody tera­peu­tyczne opie­ra­jące się na pracy z cia­łem pacjenta. Two­rząc ana­lizę bio­ener­ge­tyczną, Lowen prze­dłu­żył tę tra­dy­cję.

Niniej­szy tom zawiera zbiór nie­pu­bli­ko­wa­nych dotąd arty­ku­łów i wykła­dów Lowena, które od wielu lat były znane prak­ty­kom bio­ener­ge­tyki pod nie­for­malną nazwą „mono­gra­fii Lowena”. Krą­żyły w pry­wat­nym obiegu w postaci bro­szur dostęp­nych w Mię­dzy­na­ro­do­wym Insty­tu­cie Bio­ener­ge­tyki. Zawie­rają one część naj­waż­niej­szych i naj­bar­dziej wni­kli­wych kon­cep­cji autora. Dzięki zebra­niu ich wszyst­kich w jed­nym tomie zli­kwi­do­wana zostaje poważna wyrwa w lite­ra­tu­rze przed­miotu. Aby książka była przy­stępna także dla nie­fa­cho­wego czy­tel­nika, tek­sty nie są uło­żone chro­no­lo­gicz­nie. Tema­tyka bar­dziej spe­cja­li­styczna została prze­su­nięta na koniec.

W roz­dziale zaty­tu­ło­wa­nym _Stres a cho­roba z bio­ener­ge­tycz­nego punktu widze­nia_ Lowen szki­cuje teo­rię cho­roby obja­śnia­jącą to, co zazwy­czaj było postrze­gane albo jako scho­rze­nie fizyczne, albo psy­chiczne. Demon­struje nie­ade­kwat­ność takiego duali­zmu, podziału na dwie wyklu­cza­jące się kate­go­rie. Przed­sta­wia cho­robę jako zja­wi­sko psy­cho­so­ma­tyczne, zawsze łączące w sobie ele­menty umy­słowe i cie­le­sne. Oma­wia psy­cho­lo­giczne zmienne mające zna­cze­nie przy lecze­niu wielu tak zwa­nych cho­rób fizycz­nych i zapo­bie­ga­niu im, pod­kre­śla­jąc wagę zuni­fi­ko­wa­nego obrazu umy­słu i ciała.

W _Ryt­mie życia_ autor zaj­muje się przy­jem­no­ścią w odnie­sie­niu do ciała. Zauważa, że pod­czas gdy cho­roba jest zwy­kle postrze­gana jako zja­wi­sko mate­rialne, przy­jem­ność ucho­dzi za coś niemate­rialnego i ulot­nego. Przed­sta­wia zarys teo­rii przy­jem­no­ści opie­ra­ją­cej się na ryt­mach ciała, która defi­niuje to zja­wi­sko jako coś znacz­nie szer­szego niż tylko brak cier­pie­nia, Jego roz­wa­ża­nia obej­mują rów­nież teo­rię emo­cji, sku­pia­jąc się na zgub­nych kon­se­kwen­cjach ich tłu­mie­nia, a na koniec poru­szają kwe­stię pola ener­ge­tycz­nego, które ota­cza nas wszyst­kich i łączy ze sobą.

W roz­dziale _Oddy­cha­nie, ruch i uczu­cia_ Lowen roz­wija kon­cep­cję ryt­mów ciała, sku­pia­jąc się na odde­chu i poru­sza­niu się, dwóch fun­da­men­tal­nych ryt­micz­nych pro­ce­sach życio­wych deter­mi­nu­ją­cych odczu­wa­nie. Pre­zen­tuje wiele ćwi­czeń tera­peu­tycz­nych słu­żą­cych pogłę­bie­niu uczuć i pod­kre­śla zna­cze­nie wyra­ża­nia wypar­tych uczuć nega­tyw­nych jako punktu wyj­ścia tera­pii.

Wątek ten jest kon­ty­nu­owany w roz­dziale _Auto­ek­spre­sja. Postępy w tera­pii bio­ener­ge­tycz­nej._ Autor zazna­cza z naci­skiem, że auto­ek­spre­sja jest przede wszyst­kim ruchem. Zwraca też uwagę na zna­cze­nie oczu zarówno w auto­ek­spre­sji, jak i w nawią­zy­wa­niu kon­taktu z innymi ludźmi. Dys­ku­sja obej­muje psy­cho­lo­giczną teo­rię zabu­rzeń wzroku, a także sta­no­wi­sko Lowena w kwe­stii zdro­wia emo­cjo­nal­nego, któ­rego mier­ni­kiem jest zdol­ność do wyra­ża­nia uczuć, także przez pod­trzy­my­wa­nie kon­taktu wzro­ko­wego z innymi ludźmi.

W roz­dziale _Myśle­nie a odczu­wa­nie. Bio­ener­ge­tyczna ana­liza myśli_ Lowen zgłę­bia rolę myśle­nia w odnie­sie­niu do emo­cji, w tym jego funk­cję adap­ta­cyjną i moż­li­wość jego znie­kształ­ce­nia przez mecha­ni­zmy obronne. Pod­kre­śla zna­cze­nie myśli wspie­ra­ją­cej kry­tyczny racjo­na­lizm i wzmac­nia­ją­cej aser­tyw­ność jed­nostki. Bada rów­nież rela­cję myśle­nia do prawdy i piękna.

W _Sek­sie i oso­bo­wo­ści_ autor pre­zen­tuje spoj­rze­nie na sek­su­al­ność wypro­wa­dzone z prze­biegu ewo­lu­cji czło­wieka. Według niego ma ona fun­da­men­talne zna­cze­nie dla prze­ła­ma­nia poczu­cia izo­la­cji i osa­mot­nie­nia zaszcze­pio­nego nam w pro­ce­sie indy­wi­du­ali­za­cji. Roz­wija ten wątek, porów­nu­jąc dyna­mikę homo­sek­su­ali­zmu z hete­ro­sek­su­ali­zmem. Wpro­wa­dza też teo­rię doświad­cze­nia orga­zmicz­nego, znaj­du­ją­cego odmienny wyraz u kobiet i męż­czyzn.

W szkicu _Wola życia a pra­gnie­nie śmierci_ Lowen roz­waża, w jaki spo­sób obie te siły mogą sta­no­wić prze­szkodę w osią­gnię­ciu życio­wego speł­nie­nia. Oczy­wi­stą prze­szkodą jest orien­ta­cja na dąże­nie do śmierci, wyra­ża­jąca się w idei samo­bój­stwa; autor wska­zuje jed­nak, że także wola życia może stwa­rzać trud­ność, gdyż powo­duje nego­wa­nie ludz­kich dyle­ma­tów. Pod­kre­śla­jąc zna­cze­nie agre­sji w służ­bie speł­nie­nia, pro­po­nuje spo­sób roz­strzy­gnię­cia tych dyle­ma­tów.

Temat walki życia ze śmier­cią kon­ty­nu­uje w roz­dziale _Zgroza: obli­cze nie­rze­czy­wi­sto­ści i auto­ek­spre­sja a zdol­ność prze­ży­cia._ Zgroza, zde­fi­nio­wana jako odczu­cie szoku, jest przed­sta­wiona jako ende­miczne w naszej kul­tu­rze zja­wi­sko zagłu­sza­jące uczu­cia. Autor widzi w auto­ek­spre­sji śro­dek zarad­czy na otę­pie­nie emo­cjo­nalne wywo­łane przez zgrozę.

W _Agre­sji i prze­mocy jed­nostki_ Lowen odróż­nia agre­sję i prze­moc od okru­cień­stwa. Przed­sta­wia kon­cep­cję „zawie­sze­nia”, pole­ga­ją­cego na odcię­ciu się jed­nostki od dol­nej połowy wła­snego ciała, czyli wnętrz­no­ści i geni­ta­liów, oraz rolę tej dol­nej czę­ści w agre­sji i prze­mocy.

Na koniec w roz­dziale _Zacho­wa­nie psy­cho­pa­tyczne a oso­bo­wość psy­cho­pa­tyczna_ Lowen roz­waża rolę wła­dzy i siły w kon­tek­ście pustego, fru­stru­ją­cego i auto­de­struk­cyj­nego stylu życia. Psy­cho­patę postrzega jako jed­nostkę skon­cen­tro­waną na mani­pu­la­cji i wywyż­sza­niu samej sie­bie, bez zwra­ca­nia uwagi na szko­dli­wość środ­ków słu­żą­cych temu celowi.

Niniej­szy zbiór pism Lowena pre­zen­tuje bio­ener­ge­tyczne podej­ście do wielu zagad­nień, które nie były oma­wiane w dotych­czas opu­bli­ko­wa­nych jego pra­cach, a tematy, poru­szone przez autora już wcze­śniej, zostały pogłę­bione i przed­sta­wione w szer­szym uję­ciu. Bły­sko­tliwe wglądy Lowena będą wielce przy­datne każ­demu czy­tel­ni­kowi poważ­nie zain­te­re­so­wa­nemu ana­lizą bio­ener­ge­tyczną czy szer­szą dzie­dziną tera­pii umy­słu i ciała (cza­sem zwa­nych soma­tycz­nymi). Zbiór ten jest szcze­gól­nie na cza­sie teraz, nie­długo po opu­bli­ko­wa­niu od dawna ocze­ki­wa­nej auto­bio­gra­fii Lowena _Hono­ring the Body_ (Cześć dla ciała). Chciał­bym w tym miej­scu podzię­ko­wać Ale­xan­drowi Lowe­nowi za udo­stęp­nie­nie tych tek­stów do publi­ka­cji, a dr. Rober­towi Gla­ze­rowi, pre­ze­sowi Flo­rydz­kiego Towa­rzy­stwa Ana­lizy Bio­ener­ge­tycz­nej, za zapro­po­no­wa­nie mi funk­cji ich redak­tora.

dr Har­ris Fried­man, redak­tor książki

eme­ry­to­wany pro­fe­sor Say­brook Gra­du­ate School

pro­fe­sor Uni­wer­sy­tetu Flo­rydy (gościn­nie)

cer­ty­fi­ko­wany tera­peuta bio­ener­ge­tyczny i psy­cho­log z licen­cją stanu Flo­rydaPOCHO­DZE­NIE WYKŁA­DÓW

_Wykład wygło­szony w hotelu Bilt­more_
_w Nowym Jorku_

1965 – Oddy­cha­nie, ruch i uczu­cia. Pod­stawy ana­lizy bio­ener­ge­tycz­nej

_Wykłady wygło­szone w Kościele Wspól­no­to­wym_
_w Nowym Jorku_

1962 – Seks a oso­bo­wość. Stu­dium poten­cji orga­zmicz­nej

1966 – Rytm życia. Omó­wie­nie rela­cji pomię­dzy przy­jem­no­ścią a ryt­micz­nymi czyn­no­ściami ciała

1967 – Myśle­nie a odczu­wa­nie. Bio­ener­ge­tyczna ana­liza myśli

1968 – Auto­ek­spre­sja. Postępy w tera­pii bio­ener­ge­tycz­nej

1969 – Agre­sja i prze­moc jed­nostki

1972–1973 – Zgroza: obli­cze nie­rze­czy­wi­sto­ści i auto­ek­spre­sja a zdol­ność prze­ży­cia

1975 – Zacho­wa­nie psy­cho­pa­tyczne a oso­bo­wość psy­cho­pa­tyczna

_Inne wykłady_

1980 – Stres a cho­roba z bio­ener­ge­tycz­nego punktu widze­nia

1982 – Wola życia a pra­gnie­nie śmierci1.

STRES A CHO­ROBA Z BIO­ENER­GE­TYCZ­NEGO PUNKTU WIDZE­NIA

Natura cho­roby

Wykład ten jest owo­cem mojego zain­te­re­so­wa­nia scho­rze­niami psy­cho­so­ma­tycz­nymi, takimi jak artre­tyzm, owrzo­dze­nie okręż­nicy, cho­roba wień­cowa, liszaj, łusz­czyca czy migrena. Przez wiele lat z pew­nym powo­dze­niem leczy­łem cier­pią­cych na nie pacjen­tów. Było jed­nak rów­nież wiele nie­po­wo­dzeń, które zmu­siły mnie do zasta­no­wie­nia się nad naturą tych cho­rób. Szcze­gólne wra­że­nie zro­biła na mnie pewna obser­wa­cja. Nie­które osoby są bar­dziej podatne na scho­rze­nia soma­tyczne, pod­czas gdy inne – na scho­rze­nia psy­chiczne. Wydaje się, że te dwa rodzaje reak­cji na traumę lub stres są w jakimś stop­niu roz­łączne. Długo jed­nak trzy­ma­łem się poglądu, że wszyst­kie cho­roby mają naturę psy­cho­so­ma­tyczną, ponie­waż psy­che i soma to tylko dwie różne strony funk­cjo­no­wa­nia orga­ni­zmu. Tę widoczną sprzecz­ność może tłu­ma­czyć teza Wil­helma Reicha mówiąca, iż psy­che i soma są sobie prze­ciw­stawne, a zara­zem funk­cjo­nal­nie toż­same. Funk­cjo­nują iden­tycz­nie na pozio­mie ener­ge­tycz­nym i na tym wła­śnie pozio­mie naj­ła­twiej zro­zu­mieć reak­cje ciała na stres.

Twier­dze­nie, że wszyst­kie cho­roby można postrze­gać jako reak­cję na stres, nie jest nowym pomy­słem. Rolę stresu w etio­lo­gii pew­nych prze­wle­kłych scho­rzeń pięk­nie wyka­zał Hans Seyle, pio­nier tej dzie­dziny. Aby jed­nak uza­sad­nić tę tezę, musimy roz­sze­rzyć poję­cie stresu, żeby objęło rów­nież takie sytu­acje, jak zaka­że­nie orga­ni­zmami cho­ro­bo­twór­czymi lub paso­ży­tami, a nawet nie­szczę­śliwe wypadki. Dla przy­kładu, jeśli ktoś zwich­nął nogę w kostce, jest nie­wąt­pli­wie chory (nie czuje się dobrze), gdyż opu­chli­zna i ból nie pozwa­lają mu swo­bod­nie cho­dzić. W tym wypadku stres to uszko­dze­nie stawu, na które orga­nizm reaguje opu­chli­zną i bólem. Uraz jest źró­dłem stresu, a ten z kolei wywo­łuje reak­cję, którą postrze­gamy jako scho­rze­nie. Jeśli uraz jest zni­komy i nie powo­duje bólu ani opu­chli­zny, to nie będziemy takiej osoby uzna­wać za chorą.

Bak­te­rie cho­ro­bo­twór­cze też są stre­so­rem, kiedy wdzie­rają się do orga­ni­zmu. Rów­nież w tym wypadku stres może być łagodny i wywo­ły­wać zni­komą reak­cję ciała. Ale może też być cał­kiem poważny, jeśli bak­te­rie są zja­dliwe i powo­dują cho­robę prze­ja­wia­jącą się gorączką, sta­nem zapal­nym i osła­bie­niem. Gdy ciało radzi sobie ze stre­sem wywo­ła­nym przez któ­ryś z tych czyn­ni­ków i funk­cjo­nuje przy tym w miarę nor­mal­nie, nie mówimy o cho­ro­bie. W tym rozu­mie­niu cho­roba ozna­cza zabu­rze­nie nor­mal­nych funk­cji ciała. Zawsze jest to oznaka jego nie­zdol­no­ści do radze­nia sobie ze stre­sem.

A oto kolejny przy­kład. Nie­dawno popa­rzył mnie tru­jący bluszcz¹. Oczy­wi­ście nie zosta­łem przez niego zaata­ko­wany. Po pro­stu dotkną­łem pędów tej rośliny, która wydziela olejki o lekko tok­sycz­nym dzia­ła­niu na ludzką skórę. Po paru dniach moje przed­ra­miona zare­ago­wały opu­chli­zną, wysypką i nie­zno­śnym swę­dze­niem. Rów­nież na innych czę­ściach ciała wystą­piły obszary podraż­nione i sil­nie swę­dzące. W końcu zaży­łem dawkę kor­ty­zonu, co szybko zli­kwi­do­wało opu­chli­znę, ale swę­dze­nie ustę­po­wało stop­niowo. W tym wypadku cho­roba była reak­cją ciała na stres spo­wo­do­wany przez tok­syczną wydzie­linę blusz­czu, sta­no­wiącą stre­sor. Wysypka, opu­chli­zna i swę­dze­nie to były prze­jawy wysił­ków orga­ni­zmu mają­cych na celu prze­zwy­cię­że­nie lub usu­nię­cie stre­sora oraz napra­wie­nie wyrzą­dzo­nych przez niego szkód. Ale zda­rzało mi się rów­nież zetknąć się z tru­ją­cym blusz­czem bez żad­nych przy­krych kon­se­kwen­cji. W tych wypad­kach ciało radziło sobie ze stre­sem, nie naru­sza­jąc mojego dobrego samo­po­czu­cia.

Zwra­cam uwagę, że reak­cja na stres zawsze wystę­puje z pew­nym opóź­nie­niem po poja­wie­niu się stre­sora. To zja­wi­sko wymaga wyja­śnie­nia. Czy zauwa­ży­li­ście, że kiedy ska­le­czy­cie się jakimś ostrym narzę­dziem, nie czu­je­cie w tym momen­cie bólu? Ból poja­wia się po kilku sekun­dach. To dla­tego, że uraz przy­pra­wia orga­nizm o chwi­lowy szok. Rana zaczyna boleć dopiero wtedy, gdy szok ustę­puje i ciało reaguje wydzie­la­niem płynu ustro­jo­wego mają­cego zale­czyć ska­le­cze­nie. Wydzie­lina następ­nie się zagęsz­cza, zakry­wa­jąc uszko­dze­nie powierzchni orga­nizmu. Póź­niej zamie­nia się w strup. W tym wypadku ból wiąże się z ciśnie­niem powsta­ją­cym, kiedy napływ płynu, krwi i ener­gii napo­tyka opór rany. Należy go postrze­gać jako pozy­tywny prze­jaw życia. Ago­nia i śmierć nie są bole­sne. To walka orga­nizmu ze śmier­cią prze­jawia się jako ból. Aby lepiej zro­zu­mieć, że ból jest skut­kiem star­cia sił życio­wych z opo­rem lub blo­kadą, zwróćmy uwagę na bóle poro­dowe, które wystę­pują, kiedy głowa nowo­rodka prze­ci­ska się przez cia­sną szyjkę macicy. Podobna sytu­acja zacho­dzi, gdy obfita i twarda masa kału jest wypy­chana przez wąski otwór odbytu. Sama blo­kada czy zwę­że­nie nie powo­dują bólu, dopóki nie zosta­nie prze­ciwko nim użyta siła. Jeśli jed­nak siła nie spo­tyka się z opo­rem, swo­bodny prze­pływ jest wręcz przy­jemny. Naj­lep­szą ilu­stra­cją będzie tu odmro­że­nie. Zmro­żona część ciała nie boli. Ból poja­wia się, kiedy zaczyna się ona ogrze­wać. Wiąże się to z ciśnie­niem wywie­ra­nym przez krew napły­wa­jącą do zamar­z­nię­tych i zwę­żo­nych naczyń. Ogrze­wa­nie odmro­żo­nych pal­ców lub dłoni trzeba prze­pro­wa­dzać bar­dzo powoli, aby unik­nąć sil­nego bólu oraz uszko­dzeń tka­nek. Natych­mia­stową reak­cją na każdy uraz jest szok, który może dopro­wa­dzić nawet do utraty przy­tom­no­ści. Dopiero kiedy szok ustę­puje i ciało zaczyna celowo reago­wać na traumę, poja­wia się ból. To samo można powie­dzieć o sta­nach zapal­nych.

W cho­ro­bie powin­ni­śmy zatem widzieć podej­mo­wany przez ciało wysi­łek przy­wró­ce­nia inte­gral­no­ści po jakie­goś rodzaju trau­mie. Po raz pierw­szy zetkną­łem się z tym punk­tem widze­nia pod­czas stu­diów medycz­nych. Wyra­ził go mój wykła­dowca pato­lo­gii. Póź­niej prze­ko­na­łem się, że w dzie­więt­na­sto­wiecz­nej medy­cy­nie było to podej­ście powszechne. Wywo­dziło się z kon­cep­cji Claude’a Ber­narda, który uwa­żał cho­robę za próbę zacho­wa­nia przez ciało home­ostazy, w sytu­acji gdy adap­to­wa­nie się do nisz­czą­cej siły nie jest wła­ściwą reak­cją. Uwa­żam to za pod­sta­wową kon­cep­cję medy­cyny. Ter­min „trauma” obej­muje tu każde uszko­dze­nie orga­ni­zmu. Ozna­cza przy­tła­cza­jący stres, nie­za­leż­nie od natury stre­sora. Jeśli ciało nie zdoła pora­dzić sobie ze stre­sem, cho­roba koń­czy się śmier­cią.

Stres nie musi koniecz­nie pro­wa­dzić do cho­roby. W ciągu życia jeste­śmy pod­da­wani wielu stre­som, które potra­fimy wziąć na swoje barki. Nasz orga­nizm radzi sobie z codzien­nymi stre­sami i nie docho­dzi do zabu­rzeń jego nor­mal­nego funk­cjo­no­wa­nia. Kiedy pod­no­simy jakiś cię­żar, nasze ciało doznaje stresu, a prze­cież stale nosimy różne cięż­kie rze­czy i nie mamy z tym żad­nego pro­blemu. Cza­sem jed­nak cię­żar jest zbyt wielki lub nie­po­ręczny i wtedy wyrzą­dzamy sobie krzywdę. Stres jest wów­czas zbyt silny, byśmy mogli się z nim upo­rać. Nie­dawno przy­da­rzyło mi się coś takiego.

Chcia­łem zmie­nić koła w samo­cho­dzie i moco­wa­łem się z jedną ze śrub. Czu­jąc, że się zablo­ko­wała, z całej siły szarp­ną­łem klucz do góry. Nakrętka nie drgnęła i cały samo­chód nie­mal ode­rwał się od ziemi, a ja poczu­łem, jak chrup­nęło mi w ple­cach. Zda­wa­łem sobie sprawę, że coś sobie zro­bi­łem, ale nie czu­łem bólu, więc pra­co­wa­łem dalej. Polu­zo­wa­łem w końcu śrubę, sta­jąc na klu­czu nogą, więc udało mi się zmie­nić wszyst­kie koła. Kiedy skoń­czy­łem, czu­łem sztyw­ność w grzbie­cie, ale mogłem się roz­pro­sto­wać i poru­szać bez odczu­wa­nia bólu. Przez dobry tydzień byłem nieco usztyw­niony w krzyżu, ale zara­dziły temu ćwi­cze­nia bio­ener­ge­tyczne. Jakieś trzy tygo­dnie póź­niej poja­wiły się bar­dzo nie­przy­jemne kłu­jące dozna­nia w dol­nej czę­ści mied­nicy. Trwało to pół­tora dnia. Jesz­cze parę dni póź­niej zaczęło mnie boleć prawe bio­dro.

Przez trzy kolejne mie­siące ile­kroć stą­pa­łem prawą nogą, czu­łem ból w bio­drze. Bolało mnie też, kiedy wypy­cha­łem mied­nicę do tyłu, jak przy sek­sie. Ból wyda­wał się zlo­ka­li­zo­wany głę­boko w pra­wym pośladku i roz­prze­strze­niał się w górę, ku oko­licy lędź­wiowo-krzy­żo­wej. Z tru­dem prze­wra­ca­łem się w łóżku na drugi bok. Kiedy wsta­wa­łem rano, bałem się stąp­nąć prawą stopą. Przy cho­dze­niu nie­kiedy lekko uty­ka­łem. Roz­strój i ból były zawsze sil­niej­sze z rana, ale ćwi­cze­nia bio­ener­ge­tyczne przy­no­siły ulgę i mogłem poru­szać się w miarę swo­bod­nie. Na­dal uczęsz­cza­łem na kurs ćwi­czeń bio­ener­ge­tycz­nych, ale musia­łem zacho­wy­wać ostroż­ność przy cho­dze­niu. Kiedy ból się nasi­lał, zatrzy­my­wa­łem się. Bra­łem też masaże, ale mniej regu­lar­nie, bo aku­rat były waka­cje. Raz popro­si­łem masa­żystkę, żeby moc­niej potrak­to­wała prawy pośla­dek, ale rezul­tat oka­zał się kata­stro­falny – dwa dni póź­niej ból zna­cząco się nasi­lił. Sądzi­łem, że ten zabieg roz­luźni napięte mię­śnie, ale nie pomógł. Doświad­cze­nie to prze­ko­nało mnie jed­nak, że mię­śnie dna mied­nicy są w sta­nie skur­czu i potrze­bują dłuż­szego odpo­czynku. W rze­czy­wi­sto­ści pro­blem doty­czył całej pra­wej połowy mojego ciała. Napię­cie było wyczu­walne wszę­dzie, od rejonu nerek aż po stopę.

Nie posze­dłem z tym do leka­rzy, gdyż nie spo­dzie­wa­łem się, żeby zdo­łali roz­po­znać naturę moich dole­gli­wo­ści. Byłem w miarę sprawny, więc nie mia­łem ochoty odda­wać się w ich ręce. Bar­dzo nie lubię dzie­lić się z kimś innym odpo­wie­dzial­no­ścią za swoje ciało. Dopóki mogłem się poru­szać, ufa­łem, że ciało samo się wyle­czy. Nie prze­ra­żał mnie też ból, bo zda­wa­łem sobie sprawę, że jest to część pro­cesu zdro­wie­nia. Kiedy jed­nak nie nastę­po­wała zna­cząca poprawa, zgło­si­łem się kolejno do dwóch krę­ga­rzy. Bio­rąc pod uwagę dźwięk, który usły­sza­łem w chwili wypadku, przy­pusz­cza­łem, że doszło u mnie do nie­wiel­kiej dys­lo­ka­cji krę­gów. Pierw­szy z tych fachow­ców prze­pro­wa­dził kilka prób, które wyka­zały jego zda­niem, że mogę mieć prze­pu­klinę pomię­dzy krę­gami L4 i L5. Poło­żył mnie na stole zabie­go­wym i wyko­nał kilka ostroż­nych ruchów, ale wyda­wało się, że więk­szą ulgę przy­nosi mi ogrze­wa­nie bole­snego obszaru w pośladku. Po tej wizy­cie poczu­łem się nieco lepiej, ale następ­nego dnia ból powró­cił. Nie posze­dłem już do tego krę­ga­rza na kolejne zabiegi, cho­ciaż mówił, że są potrzebne. Według jego opi­nii cier­pia­łem na rwę kul­szową spo­wo­do­waną uci­skiem nerwu kul­szo­wego. Zga­dza­łem się z jego dia­gnozą, a ponie­waż dole­gli­wo­ści nie ustały, mie­siąc póź­niej posze­dłem do innego pole­ca­nego mi krę­ga­rza. Potwier­dził on dia­gnozę kolegi, ale jego zda­niem prze­su­nięty mia­łem dysk pomię­dzy L5 i S1. Pod­czas zabiegu pchnął prawą stronę mojej mied­nicy do tyłu, co wywo­łało lek­kie klik­nię­cie. Znowu poczu­łem się nieco lepiej. Rów­nież ten spe­cja­li­sta zale­cał dal­sze lecze­nie, ale nie zde­cy­do­wa­łem się na nie.

Kon­ty­nu­owa­łem ćwi­cze­nia i masaże i stop­niowo ból zaczął słab­nąć. W paź­dzier­niku byłem u dok­tora McIn­tyre’a. Powie­dział mi, że sły­szał od kilku orto­pe­dów, iż ucisk nerwu kul­szo­wego powo­du­jący ból w nodze wynika z przy­kur­czu mię­śnia poślad­ko­wego śred­niego, który ciśnie na nerw prze­cho­dzący przez otwór kul­szowy w mied­nicy. Wła­śnie w tym miej­scu czu­łem zawsze naj­sil­niej­szy ból. Dok­tor dodał, że zaleca się skłony do przodu z nogami pro­stymi w kola­nach, co roz­ciąga mię­śnie kul­szowo-gole­niowe. Przy­po­mi­nało to wyko­ny­wane przeze mnie ćwi­cze­nia bio­ener­ge­tyczne. Wycho­dziło na to, że potrzeba mi jedy­nie pchnię­cia mied­nicy do tyłu, by skurcz się roz­szedł. I to miały zała­twić skłony. Ale kiedy pew­nego dnia pod­czas seksu cof­ną­łem mied­nicę, poczu­łem, że coś odpu­ściło w miej­scu wcze­śniej naj­bar­dziej bole­snym. Od tego czasu nic mnie nie bolało, ani plecy, ani pośladki, ani nogi. Czu­łem się nawet bar­dziej roz­luź­niony w tych oko­li­cach, dzięki temu, że byłem zmu­szony poświę­cić im szcze­gólną uwagę.

Gdy prze­my­śla­łem sytu­ację, która wywo­łała u mnie rwę kul­szową, uświa­do­mi­łem sobie, że to nie był zwy­kły przy­pa­dek. Prze­cież dobrze wie­dzia­łem, jak powi­nie­nem postę­po­wać. Mia­łem świa­do­mość, że pod­no­sząc duży cię­żar lub szar­piąc coś w górę, powi­nie­nem mieć nogi ugięte w kola­nach. Nasu­wał się więc jedyny moż­liwy wnio­sek, że moje dzia­ła­nie było nie­świa­do­mie ukie­run­ko­wane na zro­bie­nie sobie krzywdy. Ale dla­czego? Cóż, pomimo całej bio­ener­ge­tycz­nej pracy z wła­snym cia­łem, w pew­nym sen­sie nie mia­łem kon­taktu z napię­ciem w dol­nej czę­ści moich ple­ców. Uraz przy­cią­gnął moją uwagę do tego obszaru i skło­nił mnie do bar­dziej inten­syw­nego zaję­cia się nim. Sta­łem się rów­nież bar­dziej świa­domy swo­jej skłon­no­ści do roz­wią­zań siło­wych. Jestem zde­cy­do­wa­nie pra­wo­ręczny i pra­wo­stronny. Ból w pra­wej nodze zmu­sił mnie do prze­no­sze­nia cię­żaru na lewą nogę, co pomo­gło w zacho­wy­wa­niu rów­no­wagi ciała i oso­bo­wo­ści. Nie każdy uraz przy­nosi takie korzystne kon­se­kwen­cje, nie­mniej jed­nak więk­szość ludzi słabo kon­taktuje się z wła­snym cia­łem i wła­sną oso­bo­wo­ścią. Ból ich prze­raża, więc uni­kają jakiej­kol­wiek zwią­za­nej z nim sytu­acji. Nie doce­niają faktu, że ból jest pozy­tywną reak­cją ciała na stres.

Kiedy ciało jest PRZE­CIĄ­ŻONE dzia­ła­niem stre­sora, jego pierw­szą reak­cją jest szok, któ­rego skład­ni­kiem jest odpływ ener­gii i krwi z powierzchni ciała – ze skóry, błon ślu­zo­wych i mię­śni prąż­ko­wa­nych. Szok ten może być zlo­ka­li­zo­wany, jak w wypadku drob­nych ska­le­czeń, ale naj­czę­ściej jest reak­cją uogól­nioną. Utrata ener­gii tłu­ma­czy, dla­czego włosy mogą posi­wieć pod wpły­wem wstrząsu. Ciem­nieją ponow­nie, kiedy ener­gia wraca do cebu­lek wło­so­wych. Ta sekwen­cja szoku (wyco­fa­nia ener­gii) i odbi­cia (powrotu ener­gii) jest moim zda­niem typowa dla wstęp­nej fazy wszyst­kich cho­rób. Naj­wy­raź­niej jest widoczna przy zwy­kłym prze­zię­bie­niu. U mnie zaczyna się ono czę­sto od bólu gar­dła (zapa­le­nia gór­nych dróg odde­cho­wych). Kładę się wtedy do łóżka i sta­ram się wypo­cić cho­robę. Zaży­wam aspi­rynę, piję gorącą her­batę i sta­ran­nie się okry­wam. Kiedy ból gar­dła ustę­puje, poja­wia się katar, który może potrwać kilka dni. Przez cały czas leje mi się z nosa.

Prze­zię­biam się zawsze za sprawą jed­nego z dwóch czyn­ni­ków. Pierw­szym jest prze­mę­cze­nie. Wystar­czy, że zmar­znę w chwili, gdy jestem zmę­czony, i od razu łapię prze­zię­bie­nie. Nie zda­rza się to, gdy jestem wypo­częty. Zmę­cze­nie ozna­cza obni­żoną zdol­ność opie­ra­nia się cho­ro­bie; moja ener­gia cza­sowo się wyczer­puje. Drugi czyn­nik to stres. Jego źró­dłem może być wychło­dze­nie fizyczne (prze­by­wa­nie w niskiej tem­pe­ra­tu­rze) lub emo­cjo­nalne, albo też spe­cjalny wysi­łek, taki jak wystą­pie­nie publiczne. Jaką rolę odgrywa w tym wirus? Sądzę, że jest on obecny w naszym ciele cały czas, od chwili gdy po raz pierw­szy zetknę­li­śmy się z nim w nie­mow­lęc­twie lub dzie­ciń­stwie. Zazwy­czaj nie jest aktywny. Mówimy wtedy, że ktoś ma wysoką odpor­ność.

Na ogół mija parę dni pomię­dzy wysta­wie­niem na dzia­ła­nie stre­sora a roz­wi­nię­ciem się cho­roby. Co się dzieje w tym cza­sie? Mówi się, że jest to okres inku­ba­cji. Myślę, że mogę podać lep­sze wyja­śnie­nie. Prze­zię­bie­nie zaczyna się w chło­dzie, a koń­czy w cie­ple. Chłód ozna­cza obni­że­nie tem­pe­ra­tury ciała. Orga­nizm może prze­ciw­sta­wić się temu za pomocą gorączki. Ja pró­buję pod­nieść tem­pe­ra­turę za pomocą środ­ków zewnętrz­nych. Ochło­dze­nie jest skut­kiem szoku, odpływu krwi i ener­gii z zewnętrz­nych powłok ciała, w tym także ślu­zówki gór­nych dróg odde­cho­wych. Komórki błony ślu­zo­wej kur­czą się i wychła­dzają. Gdy w ciele nastę­puje odbi­cie po szoku, krew i ener­gia napły­wają ponow­nie do ślu­zówki gar­dła, wywo­łu­jąc „eks­plo­zję” wychło­dzo­nych komó­rek. (Palący ból sil­nie prze­zię­bio­nego gar­dła przy­po­mina podobny ból odmro­żo­nych pal­ców, gdy zbyt szybko się je ogrzewa). Komórki roz­pa­dają się i zostają zastą­pione nowymi. Ich pozo­sta­ło­ści muszą być usu­nięte, two­rzą one ropną wydzie­linę z gar­dła. Śmierć i roz­pad wychło­dzo­nych komó­rek wiąże się z roz­prze­strze­nia­niem wirusa.

W świe­tle powyż­szego prze­zię­bie­nie ma dwa etapy. Przed wystą­pie­niem obja­wów tkanki są w sta­nie zamro­że­nia, a ciało prze­żywa szok. Potem nastę­puje odwilż, poja­wiają się objawy, z nosa zaczyna ciek­nąć. Przy­po­mina to wio­senne top­nie­nie zamar­z­nię­tego potoku. Zamro­że­nie i taja­nie odpo­wia­dają szo­kowi i odbi­ciu po szoku. Czy zauwa­ży­łeś, że po prze­zię­bie­niu czu­jesz się jak odno­wiony? Po czę­ści zawdzię­czamy to wymu­szo­nemu przez cho­robę odpo­czyn­kowi, ale ener­ge­tyczne odbi­cie po szoku rów­nież ma zna­cze­nie. Jeśli usu­wamy symp­tomy, ryzy­ku­jemy, że stan zmę­cze­nia się utrzyma i będziemy bar­dziej podatni na poważ­niej­sze scho­rze­nia.

Pospo­lite prze­zię­bie­nie wiele mówi bada­czowi cho­rób psy­cho­so­ma­tycz­nych. Po pierw­sze, wydaje się, że prze­zię­bie­nie i depre­sja w jakimś stop­niu wza­jem­nie się wyklu­czają. Ja łatwo się prze­zię­biam, ale rzadko bywam w depre­sji. Wspól­nym ele­men­tem obu tych reak­cji jest stan obni­żo­nej ener­gii (zmę­cze­nie, wyczer­pa­nie). Póź­niej odpo­wiem na pyta­nie, dla­czego u jed­nych osób skut­kuje to prze­zię­bie­niem, a u innych depre­sją. Kolej­nym god­nym uwagi aspek­tem prze­zię­bie­nia jest fakt, że rzadko dotyka ono cier­pią­cych na schi­zo­fre­nię. Kiedy taka osoba się prze­ziębi, jest to zwy­kle oznaka poprawy jej zdro­wia psy­chicz­nego.

Widoczna odpor­ność schi­zo­fre­nika na prze­zię­bie­nie tłu­ma­czy się tym, że pozo­staje on stale w szoku. Opi­sy­wa­łem wcze­śniej jego sytu­ację jako stan „zamro­że­nia”. Z tego powodu nie reaguje on na zimno czy mróz tak jak inni ludzie. Ład­nie to ilu­struje przy­pa­dek mło­dej kobiety, która przy­szła do mojego gabi­netu przez zasy­pane śnie­giem ulice Nowego Jorku, mając na nogach tylko płó­cienne pan­to­fle. Obu­wie to było cał­kiem prze­mo­czone, a stopy pacjentki posi­niały z zimna. Ona jed­nak zupeł­nie tego nie czuła, gdyż nie miała kon­taktu z wła­snym cia­łem. Była zamro­żona. Tra­fiła do szpi­tala psy­chia­trycz­nego z roz­po­zna­niem schi­zo­fre­nii. Inna osoba na jej miej­scu skoń­czy­łaby w zwy­kłym szpi­talu z zapa­le­niem płuc. Kiedy schi­zo­fre­nik zaczyna wycho­dzić ze stanu ogól­nego zamro­że­nia, czyli rośnie jego wraż­li­wość, wtedy pod wpły­wem zmę­cze­nia i wychło­dze­nia może się prze­zię­bić.Natura stresu

W poprzed­niej czę­ści wykładu mówi­łem o stre­sie w spo­sób ogólny. Jeśli mamy odnieść nasze bio­ener­ge­tyczne kon­cep­cje do rela­cji mię­dzy stre­sem a cho­robą, to rów­nież stres musimy zde­fi­nio­wać w kate­go­riach ener­ge­tycz­nych. Naj­pierw jed­nak przyj­rzyjmy się potocz­nemu jego rozu­mie­niu, które wywo­dzi się z mecha­niki. W fizyce stres ozna­cza oddzia­ły­wa­nie siły na ciało lub przed­miot, powo­du­jące jego ugię­cie lub defor­ma­cję². Harold G. Wolfe, autor opu­bli­ko­wa­nej w 1953 r. książki _Stress and Dise­ase_ (Stres a cho­roba), defi­niuje stres jako „INTE­RAK­CJĘ pomię­dzy śro­do­wi­skiem zewnętrz­nym a orga­ni­zmem”. W jej rezul­ta­cie w orga­ni­zmie poja­wia się napię­cie. „Jego wiel­kość – pisze dalej – i zdol­ność orga­ni­zmu do sta­wia­nia mu oporu decy­dują o tym, czy home­ostaza zosta­nie przy­wró­cona, czy też doj­dzie do zała­ma­nia i śmierci”³.

Według Wolfe’a rodzaj reak­cji orga­ni­zmu na stres zależy od jego wcze­śniej­szych doświad­czeń. U jed­nej osoby przy­tła­cza­jący stres może więc wywo­łać artre­tyzm, a u innej roz­wi­nie się owrzo­dze­nie okręż­nicy. Nieco inny pogląd wyra­żał Hans Seyle, który rów­nież badał reak­cję orga­ni­zmu na stres. Twier­dził on, że reak­cja ta nie jest spe­cy­ficzna, czyli że orga­nizm reaguje tak samo na każdy stre­sor, nie­za­leż­nie od jego natury. Reak­cja polega na nad­mier­nej akty­wi­za­cji kory nad­ner­czy, osła­bie­niu gra­sicy i węzłów lim­fa­tycz­nych oraz roz­woju wrzo­dów układu pokar­mo­wego. Nazy­wał to reak­cją alar­mową. Odpo­wied­nio do tego defi­nio­wał stres jako stan ciała „prze­ja­wia­jący się spe­cy­ficz­nym zespo­łem obej­mu­ją­cym wszyst­kie nie­spe­cy­ficzne wymu­szone zmiany w ukła­dzie bio­lo­gicz­nym”⁴. Nie uwa­żam, by te dwa punkty widze­nia były fun­da­men­tal­nie nie­zgodne. Sądzę, że reak­cja na stres bywa zarówno spe­cy­ficzna, jak i uogól­niona. Można sku­pić się na każ­dym z tych aspek­tów.

Przed­sta­wiony wyżej punkt widze­nia Seyle’a zakłada, że stres jest zja­wi­skiem nega­tyw­nym. Jest to jed­nak pogląd zbyt wąski, ponie­waż życie nie ist­nieje i nie może ist­nieć bez stre­sów. W 1974 r. w książce _Stress without Distress_ (Stres bez roz­stroju)⁵ Seyle zmo­dy­fi­ko­wał swoje sta­no­wi­sko. Roz­róż­nia­jąc stres i roz­strój (ang. _distress_), utoż­sa­miał to dru­gie zja­wi­sko z pato­lo­gią. Stres bez roz­stroju – stwier­dzał – nie wyrzą­dza szkody orga­ni­zmowi i może być nawet wyko­rzy­stany kon­struk­tyw­nie. Więk­szość z nas przy­sta­łaby na to roz­róż­nie­nie. Akcep­tu­jemy wiele stre­su­ją­cych sytu­acji, gdyż są eks­cy­tu­jące i sta­no­wią wyzwa­nie. Sta­wie­nie im czoła czę­sto daje nam głę­boką satys­fak­cję. Na przy­kład ktoś może uwa­żać, że pły­wa­nie łodzią żaglową przy burz­li­wej pogo­dzie, cho­ciaż pełne stresu, jest wspa­nia­łym prze­ży­ciem i sprzyja dobremu samo­po­czu­ciu. Ktoś inny jed­nak może być tym prze­ra­żony i czuć, że takie doświad­cze­nie go prze­ra­sta. Jeśli radzimy sobie ze stre­su­jącą sytu­acją w miarę łatwo, to natu­ral­nie efekt jest pozy­tywny. W prze­ciw­nym razie jest to doświad­cze­nie trau­ma­tyczne, pro­wa­dzące do roz­stroju. Uwzględ­nia­jąc to roz­róż­nie­nie, Seyle zmo­dy­fi­ko­wał swoją wcze­śniej­szą defi­ni­cję stresu i przy­jął, że jest to „nie­spe­cy­ficzna reak­cja ciała na jakie­kol­wiek sta­wiane mu wyma­ga­nia”⁶.

Ta nie­spe­cy­ficzna reak­cja to nic innego niż wydat­ko­wa­nie przez orga­nizm ener­gii w odpo­wie­dzi na wyma­ga­nia zewnętrzne. Natu­ralne siły śro­do­wi­ska, takie jak cią­że­nie ziem­skie czy zmiany pogody, stale wyma­gają od orga­nizmu zuży­wa­nia ener­gii. Jest ona nie­zbędna nawet dla zwy­kłego pod­trzy­my­wa­nia funk­cji życio­wych. Ener­gii potrzeba, by serce pom­po­wało krew, mię­śnie się napi­nały, nerki wyda­lały szko­dliwe sub­stan­cje itp. Jak zauwa­żył Albert Szent-Gyor­gyi, maszy­ne­ria życia wymaga zasi­la­nia. W pew­nym sen­sie jeste­śmy więc przez cały czas pod­da­wani stre­sowi. Żywe ciało potrafi jed­nak radzić sobie z tymi i innymi stre­sami, ponie­waż za sprawą pro­ce­sów meta­bo­licz­nych stale pro­du­kuje ener­gię. W isto­cie do czasu osią­gnię­cia sta­ro­ści orga­nizmy wytwa­rzają nawet nad­miar ener­gii, wyko­rzy­sty­wany do wzro­stu, repro­duk­cji oraz gro­ma­dze­nia zapa­sów. Dopóki ciało ma dość ener­gii, by speł­niać sta­wiane mu wyma­ga­nia, dopóty jest wolne od roz­stroju. Docho­dzi do niego, kiedy sytu­acja wymaga wydat­ko­wa­nia więk­szej ener­gii, niż jest aku­rat dostępna. Z tego samego powodu zewnętrzna siła zabu­rza­jąca zdol­ność ciała do wytwa­rza­nia ener­gii może stać się przy­czyną roz­stroju. Tak więc na przy­kład poważne utrud­nie­nie oddy­cha­nia natych­miast wywo­łuje wra­że­nie roz­stroju.

Wiel­kim wkła­dem Seyle’a w nasze zro­zu­mie­nie stresu było sfor­mu­ło­wa­nie poję­cia ogól­nego zespołu adap­ta­cyj­nego (_gene­ral adap­ta­tion syn­drome,_ GAS). W licz­nych eks­pe­ry­men­tach wyka­zał on, że orga­nizm wysta­wiony na przy­tła­cza­jący stres reaguje – jak to już było powie­dziane – nadak­tyw­no­ścią kory nad­ner­czy, osła­bie­niem gra­sicy i węzłów lim­fa­tycz­nych oraz roz­wo­jem wrzo­dów układu pokar­mo­wego. Tę pierw­szą reak­cję nazwał alar­mową. Jeśli stres się prze­dłuża, orga­nizm zaczyna mu się prze­ciw­sta­wiać. Reak­cja alar­mowa zanika. Adap­ta­cja do stre­su­ją­cej sytu­acji może się wyda­wać wła­ściwa. Tę drugą reak­cję Seyle nazwał fazą oporu. Jeśli jed­nak sytu­acja pozo­staje bez zmian, opór orga­nizmu może się zała­mać. Po wyczer­pa­niu rezerw ener­gii, zwa­nej przez Seyle’a „adap­ta­cyjną”, nastę­puje śmierć. Ta trze­cia faza GAS to faza wyczer­pa­nia. Seyle wyka­zał, że każdy rodzaj stresu (przy­tła­cza­ją­cego), nie­za­leż­nie od natury stre­sora, wywo­łuje tę samą sekwen­cję wyda­rzeń. Kiedy na przy­kład zwie­rzę labo­ra­to­ryjne zosta­nie umiesz­czone w bar­dzo zim­nym pomiesz­cze­niu, obser­wuje się u niego reak­cję alar­mową. Jeśli potrwa to dłu­żej, nastę­puje adap­ta­cja i zwie­rzę wydaje się zno­sić zimno bez szkody dla zdro­wia. Jego tole­ran­cja jest jed­nak ogra­ni­czona. Z cza­sem zdol­ność do oporu słab­nie i docho­dzi do zgonu.

GAS jest pro­ce­sem ener­ge­tycz­nym. Jeśli jed­nak mamy ująć go w kate­go­riach ener­ge­tycz­nych, musimy spre­cy­zo­wać sekwen­cję zda­rzeń towa­rzy­szą­cych w pierw­szych chwi­lach stre­sowi lub trau­mie. Zja­wi­ska te sta­no­wią zagro­że­nie dla inte­gral­no­ści orga­ni­zmu, który reaguje na nie szo­kiem. Przy­czyną szoku jest odpływ ener­gii i krwi z zewnętrz­nych powłok ciała lub tylko z zagro­żo­nego bądź zaata­ko­wa­nego obszaru. Bez kon­cep­cji szoku trudno byłoby zro­zu­mieć nad­mierną na pozór reak­cję ciała na pewne dość nie­winne bodźce, takie jak kon­takt z aler­ge­nami lub roz­mowa o pro­ble­mach emo­cjo­nal­nych. Jeśli trauma jest bar­dzo poważna, szok może być nawet śmier­telny. W innym razie nastę­puje odbi­cie z szoku i ciało podej­muje wysi­łek na rzecz zmiany stre­su­ją­cej sytu­acji lub odzy­ska­nia nad nią kon­troli. Fizjo­lo­giczną odpo­wie­dzią na szok jest reak­cja alar­mowa. Ciało mobi­li­zuje ener­gię, żeby prze­ciw­sta­wić się zagro­że­niu. Ener­gia i krew napły­wają ponow­nie do obszaru, w któ­rym doszło do traumy, powo­du­jąc stan zapalny i ból. Rów­nież gorączka jest prze­ja­wem mobi­li­za­cji ener­gii.

Jeśli sytu­acji będą­cej źró­dłem roz­stroju nie uda się zli­kwi­do­wać ani opa­no­wać, orga­nizm adap­tuje się do niej, zuży­wa­jąc zapasy ener­gii. W ten spo­sób znika dozna­nie roz­stroju, ale ciało pozo­staje pod wpły­wem stresu i jeśli nawet nie osu­nie się w cho­robę, to w każ­dym razie nie jest roz­luź­nione. Ponie­waż rezer­wowa ener­gia służy do pod­trzy­my­wa­nia adap­ta­cji, dodat­kowy szok może spo­wo­do­wać cho­robę. Bądź co bądź, moż­li­wo­ści oporu są ogra­ni­czone. Gdy skoń­czą się zapasy ener­gii, nastę­puje faza wyczer­pa­nia, która czę­sto pro­wa­dzi do cho­roby ter­mi­nal­nej.

W mojej wcze­śniej­szej pracy, _Bio­ener­ge­tyce,_ wska­zy­wa­łem, że główną funk­cją gru­czo­łów nad­ner­cza jest mobi­li­za­cja rezerw ener­gii w celu prze­ciw­sta­wie­nia się stre­sowi czy roz­stro­jowi. Adre­na­lina wydzie­lana przez wewnętrzną część gru­czołu przy­nosi natych­mia­stowy efekt. Kor­ty­ko­ste­ro­idy z kory nad­ner­czy dzia­łają wol­niej, ale dłu­żej.

W niniej­szym wykła­dzie zaj­muję się przede wszyst­kim stre­sem emo­cjo­nal­nym oraz jego wpły­wem na roz­strój i na roz­wój cho­roby. W natu­ralny spo­sób nasuwa się pyta­nie: czym różni się stres emo­cjo­nalny od fizycz­nego? Jego oddzia­ły­wa­nie na ciało jest podobne, gdyż także stwa­rza warunki wyma­ga­jące roz­dy­spo­no­wa­nia dodat­ko­wej ener­gii. Pewną róż­nicę widzę w tym, że wiel­kość kon­kret­nego stresu emo­cjo­nal­nego jest nie­mie­rzalna. Prze­pro­wa­dzono jed­nak bada­nia nad związ­kiem wyda­rzeń życio­wych z cho­ro­bami, z któ­rych wynika, że pewne fakty są sil­niej­szymi stre­so­rami niż inne i z więk­szym praw­do­po­do­bień­stwem pro­wa­dzą do scho­rzeń fizycz­nych. Mam tu na myśli prace Tho­masa H. Hol­mesa zre­fe­ro­wane w książce _Psy­cho­so­ma­tics_⁷. Na pod­sta­wie tych badań stwo­rzono tabelę zmian życio­wych upo­rząd­ko­waną według ich donio­sło­ści. Obej­muje ona 43 zda­rze­nia, od śmierci współ­mał­żonka, któ­rej przy­pi­sano war­tość 100, poprzez utratę pracy (42), po święta Bożego Naro­dze­nia (12) i otrzy­ma­nie man­datu (11). Autor twier­dzi, że „odno­to­wano kore­la­cję pomię­dzy pew­nymi cho­ro­bami a naj­wy­żej punk­to­wa­nymi zda­rze­niami”. A ponadto, „jeśli ktoś w ciągu roku nazbiera ponad 300 punk­tów zmian życio­wych i w bli­skiej przy­szło­ści zacho­ruje, to z więk­szym praw­do­po­do­bień­stwem cho­robą tą będzie cukrzyca, schi­zo­fre­nia, zawał serca lub rak niż migrena, mono­nu­kle­oza, stan lękowy czy astma”⁸. Zmiany w życiu mogą być sil­nie stre­su­jące nie tylko z powodu emo­cji, jakie wywo­łują, lecz także i głów­nie dla­tego, że upo­ra­nie się z nimi wymaga wydat­ko­wa­nia zwięk­szo­nej ilo­ści ener­gii.

Hol­mes odkrył, że stres zwią­zany z sytu­acjami życio­wymi ma bli­ski zwią­zek z cho­robą. Dla przy­kładu, kiedy czło­wieka cier­pią­cego na katar sienny wpro­wa­dzono do pomiesz­cze­nia nasy­co­nego pył­kami kwia­to­wymi, poja­wiły się u niego łagodne objawy kataru. Po dwu­dzie­stu minu­tach popro­szono go, żeby opo­wie­dział o swo­jej sytu­acji domo­wej, i oka­zało się, że jest pełna kon­flik­tów. Jego katar zna­cząco się wtedy nasi­lił. W innym wypadku ból głowy wzmógł się u pacjenta pod­czas roz­mowy na draż­liwe tematy. Hol­mes podaje: „Kiedy roz­po­czę­li­śmy wywiad, zaob­ser­wo­wa­li­śmy wzrost napię­cia mię­śnio­wego ujaw­niony na mio­gra­mie, a wkrótce potem wystą­pił ból głowy. Kiedy prze­szli­śmy w roz­mo­wie na tematy neu­tralne, napię­cie mię­śni osła­bło, a ból znik­nął⁹.

Bada­nia te wpraw­dzie wia­ry­god­nie wyka­zały bez­po­średni zwią­zek stresu emo­cjo­nal­nego z cho­robą, ale pozo­sta­wiły bez odpo­wie­dzi kilka bar­dzo waż­nych pytań. Donio­słość zmian życio­wych nie jest jedy­nym czyn­ni­kiem mają­cym zna­cze­nie. Nawet spo­śród osób prze­ży­wa­ją­cych naj­po­waż­niej­sze zmiany roz­cho­ro­wało się tylko 80 pro­cent. Ale nie­do­ma­gań fizycz­nych doznało 30 pro­cent osób o nisko punk­to­wa­nych zmia­nach życio­wych. Pierw­sze z pytań brzmi: dla­czego nie­któ­rzy ludzie cho­rują, pod­czas gdy inni w tej samej sytu­acji zacho­wują zdro­wie? Oczy­wi­sta odpo­wiedź brzmi, że ci dru­dzy mają więk­szą zdol­ność radze­nia sobie ze zda­rze­niami, które u innych wywo­łują roz­strój. Mówiąc ogól­nie, róż­nica musi leżeć w ilo­ści dostęp­nej ener­gii. Dru­gie pyta­nie doty­czy rodzaju nie­do­ma­gań, które roz­wi­jają się u ludzi pod wpły­wem stresu emo­cjo­nal­nego. U osoby z bólem głowy nie wystą­piły objawy kataru sien­nego. Jak zauwa­żył Hol­mes, „postawa pacjenta z bólem głowy wobec jego sytu­acji życio­wej była zupeł­nie inna niż tego, który się roz­pła­kał; chciał się od niej uwol­nić, (…) ale nie potra­fił nic przed­się­wziąć; pozo­sta­wał bez ruchu, mimo że jego mię­śnie szkie­le­towe były gotowe do akcji”¹⁰. Sądzę, że nie­zdol­ność do pła­czu czy szlo­chu pre­dys­po­nuje czło­wieka do kło­po­tów z zato­kami i kataru sien­nego. Ogól­niej, pre­dys­po­zy­cja do pew­nych cho­rób wynika z nasta­wie­nia pacjenta czy też tego, co nazy­wamy struk­turą cha­rak­teru.

Aby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób struk­tura cha­rak­teru zwięk­sza życiowy stres, musimy postrze­gać stres jako „siłę, która ogra­ni­cza albo napę­dza”. Ter­min ten wywo­dzi się z łaciń­skiego słowa _stric­tus_ ozna­cza­ją­cego ogra­ni­cze­nie. Z ogra­ni­cze­niami jeste­śmy za pan brat w bio­ener­ge­tyce. Każde prze­wle­kłe napię­cie mię­śniowe sta­nowi dla orga­ni­zmu ogra­ni­cze­nie. Może ono defor­mo­wać ciało, a co za tym idzie, sta­nowić źró­dło stresu. Roz­wój takich napięć jest funk­cją for­mo­wa­nia się super­ego i sta­nowi soma­tyczny odpo­wied­nik uwew­nętrz­nio­nych naka­zów i zale­ceń rodzi­ców. Tak więc zasada: „Nie pod­noś ręki na swo­jego ojca” może utrwa­lić się w ciele jako chro­niczne napię­cie mię­śni ramie­nia, co sku­tecz­nie unie­moż­li­wia pacjen­towi pełne unie­sie­nie ręki. Takie zako­rze­nione w super­ego nakazy i zakazy są czę­ścią wycho­wa­nia każ­dego dziecka. Przy­swaja je sobie do tego stop­nia, że stają się czę­ścią jego cha­rak­teru. „Nie płacz”, „Nie pod­noś głosu”, „Nie baw się swoim cia­łem”, „Trzy­maj ręce przy sobie”, „Wcią­gaj brzuch” – to wszystko powszech­nie kie­ro­wane do dzieci żąda­nia, któ­rych speł­nie­nie wymaga dodat­ko­wej ener­gii, więc jest źró­dłem stresu. Ener­gia jest wydat­ko­wana na sku­tek akcji mię­śni, nie­zbęd­nej do zablo­ko­wa­nia jakie­goś impulsu (siła ogra­ni­cza­jąca) albo przy­ję­cia wła­ści­wej postawy (siła napę­dza­jąca).

Trzeba jed­nak zauwa­żyć, że neu­ro­tyczna struk­tura cha­rak­teru nie kształ­tuje się pod wpły­wem wyma­gań rodzi­ców, chyba że wyma­ga­niom tym towa­rzy­szy groźba kary, wyra­żona wprost lub doro­zu­miana. W więk­szo­ści wypad­ków kara, czy to wymie­rzana fizycz­nie, czy w postaci odmowy miło­ści i bli­sko­ści, wystar­cza, by dziecko postrze­gało groźbę jako realną. Ale za karą lub jej groźbą kryje się wro­gość rodzi­ców, która każe dziecku oba­wiać się o prze­ży­cie, jeśli nie zasto­suje się do ich żądań. Zazwy­czaj rodzic nie zdaje sobie sprawy z tej wro­go­ści, gdyż racjo­na­li­zuje swoje zacho­wa­nie. Ale dla dziecka jest ona naj­bar­dziej stre­su­ją­cym ele­men­tem sytu­acji. Wro­gość może być wyra­żana spoj­rze­niem, chłod­nym spo­so­bem bycia albo agre­sją fizyczną. Dziecko doznaje lęku, nawet prze­ra­że­nia. Doświad­cze­nie lęku w rela­cji z rodzi­cami jest dla jego orga­ni­zmu szo­kiem. Prze­ra­że­nie to w isto­cie stan szoku. Dodam jesz­cze, że jest nim rów­nież pod­świa­domy lęk przed kastra­cją zwią­zany z sytu­acją edy­palną.

Zja­wi­sko szoku wska­zuje na obec­ność przy­tła­cza­ją­cego stresu, traumy wpra­wia­ją­cej ciało w stan roz­stroju. Odpo­wie­dzią ciała jest reak­cja alar­mowa w ramach GAS. Ale stre­su­jąca sytu­acja nie ulega zmia­nie, więc dziecko jest zmu­szone do adap­ta­cji w for­mie super­ego. Wska­zuje to, że znaj­duje się obec­nie w fazie oporu i nie doświad­cza już roz­stroju. Ale nie zna­czy to, że stres został wyeli­mi­no­wany. Dziecko radzi sobie z tym poło­że­niem siłą woli, wyko­rzy­stu­jąc rezerwy ener­gii swo­jego orga­ni­zmu. Stres trwa w postaci chro­nicz­nego napię­cia mię­śni defor­mu­ją­cego ciało.

Napię­cie mię­śni nie dopusz­cza nie­do­zwo­lo­nych, nie­bez­piecz­nych impul­sów do świa­do­mo­ści i nie pozwala im się mani­fe­sto­wać. Są zablo­ko­wane, więc nie trzeba świa­do­mie tra­cić ener­gii na ich zwal­cza­nie. Przy­po­mina to sytu­ację groź­nego prze­stępcy, któ­rego nie trzeba już tak pie­czo­ło­wi­cie pil­no­wać, kiedy znaj­dzie się w zamknię­tej celi. Ale nie ma takiego wię­zie­nia, z któ­rego ucieczka byłaby zupeł­nie nie­moż­liwa. I podob­nie żadne super­ego, nawet naj­moc­niej­sze, nie wyklu­cza cał­ko­wi­cie moż­li­wo­ści, że tłu­miony impuls wyrwie się na powierzch­nię. Impuls ten jest mani­fe­sta­cją siły życio­wej, stale zatem szuka ujścia. Jaka­kol­wiek szcze­lina w struk­tu­rze obron­nej, powstała pod wpły­wem dodat­ko­wego stresu lub innej siły zewnętrz­nej, może stwo­rzyć oka­zję do jego uwol­nie­nia. Ta ewen­tu­al­ność jest wystar­cza­jąco praw­do­po­dobna, by obu­dzić pier­wotny lęk i ponow­nie wpra­wić ciało w roz­strój. Wła­śnie dla­tego oma­wia­nie kon­flik­tów emo­cjo­nal­nych jest dla wielu osób tak sil­nie stre­su­jące. Jeśli tego rodzaju szok powta­rza się czę­sto i jest dosta­tecz­nie inten­sywny, to zakłóca adap­ta­cję, pod­ko­puje siły obronne orga­ni­zmu i czyni jed­nostkę bez­bronną wobec cho­roby.

Bez­po­śred­nim skut­kiem tłu­mie­nia impul­sów jest ogra­ni­cze­nie moż­li­wo­ści życio­wych jed­nostki. Chro­niczne napię­cie mię­śniowe przy­po­mina kaftan bez­pie­czeń­stwa, który utrud­nia oddy­cha­nie i blo­kuje ener­gię. Jed­no­cze­śnie czło­wiek pozo­staje pod kul­tu­rową pre­sją, żąda­jącą osią­ga­nia celów zapew­nia­ją­cych mu miłość, któ­rej potrze­buje. Nie tylko więc jego ener­gia jest ogra­ni­czona, lecz ponadto sta­wia się mu wyma­ga­nia, które może speł­nić, tylko wydat­ku­jąc dodat­kową ener­gię. Więk­szość ludzi prze­żywa w tej sytu­acji wyjąt­kowo silny stres. To za jego sprawą skarżą się na zmę­cze­nie i brak sił. Prze­waż­nie mimo to potra­fią wysił­kiem woli na­dal funk­cjo­no­wać. W rezul­ta­cie, jak to poka­zał Seyle, faza oporu nie­uchron­nie prze­cho­dzi w fazę wyczer­pa­nia. Osoba wyzbywa się rezerw ener­gii i nie może posu­wać się dalej. Zaczyna cho­ro­wać. Cho­roba może być łagodna lub poważna. Może to być zwy­kłe prze­zię­bie­nie lub jakie­kol­wiek inne scho­rze­nie psy­cho­so­ma­tyczne w rodzaju artre­ty­zmu, zabu­rzeń żołąd­ko­wych, nad­ci­śnie­nia krwi, zabu­rzeń krą­że­nia, raka, liszaja, migreny itp. Jeśli jed­nak ktoś ma pre­dys­po­zy­cje do scho­rzeń psy­chicz­nych, może wpaść w ciężką depre­sję albo prze­żyć epi­zod psy­cho­tyczny. Cho­roba na ogół wyrywa czło­wieka z pier­wot­nej sytu­acji stresu, więc stwa­rza mu warunki do odzy­ska­nia sił i odbu­do­wa­nia zaso­bów ener­gii. Oczy­wi­ście zara­zem poja­wia się nowe źró­dło stresu w postaci pro­cesu cho­ro­bo­wego. W następ­nej czę­ści wykładu omó­wię pewne aspekty rela­cji mię­dzy tymi cho­ro­bami a struk­turą cha­rak­teru pacjenta i rodza­jem stresu.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Cho­dzi o Toxi­co­den­dron pube­scens, nie­ma­jący obec­nie pol­skiej nazwy gatun­ko­wej (dawna nazwa: sumak jado­wity) (przyp. tłum.).

2.

W języku pol­skim ter­min „stres” funk­cjo­nuje tylko w kon­tek­ście psy­cho­lo­gicz­nym, przez co tego frag­mentu nie da się ade­kwat­nie prze­ło­żyć (przyp. tłum.).

3.

Wolfe Harold G., Stress and Dise­ase, Char­les C. Tho­mas, Spring­field, Ill. 1953, s. 4.

4.

Seyle Hans, The Stress of Life, McGraw-Hill, New York 1956, s. 54.

5.

Seyle Hans, Stress Without Distress, New Ame­ri­can Library, New York 1975 (wyd. pol­skie: Stres okieł­znany, wyd. II, PIW, War­szawa 1978).

6.

Ibi­dem, s. 14.

7.

Hol­mes Tho­mas H., Life Situ­ations, Emo­tions and Dise­ase “Psy­cho­so­ma­tics” 1979, t. 19, nr 12, gru­dzień, s. 747–754.

8.

Ibi­dem, s. 753.

9.

Ibi­dem, s. 748.

10.

Ibi­dem, s. 748.

11.

Ibi­dem, s. 753.

12.

W ory­gi­nale nie­prze­tłu­ma­czalna gra słów. Con­sump­tion to w języku angiel­skim dawna nazwa gruź­licy, ale także „kon­sump­cja”, stąd fraza: „boha­terka zże­rana przez tęsk­notę” (przyp. tłum.).

13.

Sige­rist Henry E., cyto­wany w H.G. Wolfe, Stress and Dise­ase, op.cit., s. 2.

14.

Seyle H., The Stress of Life, s. 165.

15.

Pełne omó­wie­nie lęku kastra­cyj­nego czy­tel­nik znaj­dzie w mojej książce The Fear of Life (wyd. pol­skie: Lęk przed życiem, Cen­trum Pracy z Cia­łem 2014).

16.

Wolfe Harold G., op. cit., s. 86.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: