Harry i Meghan. Chcemy być wolni - ebook
Harry i Meghan. Chcemy być wolni - ebook
MIĘDZYNARODOWY BESTSELLER * BESTSELLER „NEW YORK TIMESA” * NUMER 1 NA LIŚCIE BESTSELLERÓW „SUNDAY TIMESA”
JAK NAPRAWDĘ FUNKCJONUJE RODZINA KRÓLEWSKA?
WYDARZENIA, KTÓRE POKAZAŁY JEJ PRAWDZIWE OBLICZE
Uwielbiany brytyjski książę, syn kochanej na całym świecie księżnej Diany, i piękna czarnoskóra amerykańska aktorka. Ich ślub był pierwszym wstrząsem, który zafundowali światu i rodzinie królewskiej książę Harry i Meghan.
Kolejnym było wycofanie się z królewskiego życia i pójście własną, niezależną drogą.
Od pierwszych doniesień o kiełkującym romansie para była na celowniku międzynarodowych mediów. Nagłówki gazet donosiły o każdym szczególe z ich życia – zaręczynach, ślubie, narodzinach syna – jednak niewielu zdołało poznać prawdziwą historię Harry'ego i Meghan.
Autorzy książki, dwójka królewskich dziennikarzy Omid Scobie i Carolyn Durand, dają nam rzadką możliwość zajrzenia za pałacowe mury i przyjrzenia się relacjom w najbardziej znanej rodzinie świata. Jako pierwsi ujawniają prawdziwe szczegóły wspólnego życia Harry’ego i Meghan oraz rozwiewają krążące wokół nich plotki. Na podstawie własnych obserwacji i rozmów z najbliższymi osobami z otoczenia pary książęcej tworzą prawdziwy portret pary, która nie boi się zerwać z tradycją i podążać swoją drogą z dala od królewskiego blichtru.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7930-8 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Łatwo było przegapić tę chwilę. Gdy patrzyliśmy, jak Meghan wygładza śnieżnobiały płaszcz marki Line the Label i odgarnia kosmyk przysłaniający oczy, ona zerknęła na zdenerwowanego Harry’ego* i położyła mu rękę na plecach, kilka razy pocierając ten sam punkt. Przywykł do wystąpień medialnych, ale tym razem sytuacja była inna. Nie orędował za żadną organizacją charytatywną ani nie przynaglał przywódców, aby poważnie potraktowali zmiany klimatyczne, tym razem dzielił się czymś osobistym: wieściami o zaręczynach z Meghan. Trzymając się za ręce, przecisnęli się przez ciżbę oczekujących w pobliżu fotografów.
– Dasz sobie radę – szepnęła do księcia, gdy wyszli przez małą bramę z boku pałacu Kensington i pięli się długą, zadaszoną ścieżką do ogrodu Sunken. Tutejsza tafla ozdobnej sadzawki posiana liliami oraz pełne kolorów bratki, tulipany i begonie sprawiły, że było to jedno z ulubionych miejsc księżnej Diany w całej posiadłości, którą niegdyś nazywała domem.
Była to wielka fotograficzna sesja zaręczynowa pary narzeczonych, na którą przyjechałem zaledwie kilka minut przed czasem po tym, jak pędziłem na łeb na szyję przez wariactwo panujące na autostradzie w hrabstwie Oxfordshire po długim weekendzie. Carolyn przybyła przede mną i już zajęła miejsce wśród niewielkiej grupki korespondentów, którzy na co dzień współpracują bezpośrednio z członkami rodziny królewskiej. Należeliśmy do tego grona od wielu lat, więc otrzymaliśmy tajne informacje, w końcu podążaliśmy śladem starszych członków brytyjskiej rodziny królewskiej w kraju i za granicą.
Przywilejem tak bliskiego kontaktu z rodziną królewską jest to, że uczestniczyliśmy we wszystkich ważnych wydarzeniach jej życia. Staliśmy na schodach szpitala Lindo Wing, kiedy przyszli na świat George, Charlotte i Louis. Łatwo nie doceniać takich chwil, które pewnego dnia trafią do podręczników historii. Lecz gdy Harry szeroko uśmiechnął się do Meghan, która obiema dłońmi obejmowała jego rękę, a sympatycy zgromadzeni w ogrodach Kensington wiwatowali „hip, hip, hurra!”, nawet najbardziej zawzięci dziennikarze się uśmiechnęli. Nie dało się nie odczuć magii tej chwili.
Carolyn i ja uważnie śledziliśmy działania rodziny królewskiej na długo przed dołączeniem Meghan do tak zwanej Firmy. Od lat podróżowaliśmy z Williamem, Kate i Harrym po całym świecie. Od Singapuru po Wyspy Salomona, od Lesoto po Indie, od Stanów Zjednoczonych po Nową Zelandię lataliśmy z młodym pokoleniem królewskim na pokładach tych samych samolotów trasami przyprawiającymi o zawrót głowy. Królewskie podróże zawsze kojarzyły mi się ze szkolnymi wycieczkami lub obozami, ponieważ tak samo jak wtedy podróżowaliśmy ściśnięci, a potem głośno domagaliśmy się najlepszych pokoi w hotelu. Łączyło nas koleżeństwo, i mam na myśli nie tylko dziennikarzy, obsługę i ochroniarzy, ale też samych członków rodziny królewskiej.
Niech za przykład posłuży sytuacja z moim paszportem w São Paulo w Brazylii. Gdy się zorientowałem, że zgubiłem dokument, i rozgorączkowany przeszukiwałem torbę na lotnisku, odebrałem telefon od jednego z pałacowych doradców. W tle słyszałem charakterystyczny śmiech Harry’ego. Okazało się, że znaleźli mój paszport na podłodze i nie chcąc wystawiać mnie do wiatru i zatrzymywać w Brazylii, książę posłał inspektora ochrony z paszportem w ręku do mojego terminala, żebym mógł na czas dostać się do Chile. Jednak gdy następnym razem zobaczyłem Harry’ego, pominął moje imię i nazwał mnie „Paszportem”. My, Angole, mówimy, że książę lubi sobie robić jaja.
Przebywając z dala od domu, poza kontrolą i naciskami, mieliśmy także sposobność porozmawiać od serca. Podczas tej samej podróży Harry zwierzył mi się w trakcie kameralnego spotkania przy drinkach w hotelu, że naprawdę chciałby być „normalnym gościem”, który może się spakować i spędzić rok w Brazylii, realizując własne pasje. Przyznał, że nienawidzi ciągle wycelowanych w niego smartfonów, że trzask migawki profesjonalnego aparatu czasami przyprawia go o dreszcze.
Razem z Carolyn zawsze wiedzieliśmy, że Harry marzył o życiu poza ścianami pałacu, ale podczas podróżowania z księciem, zwłaszcza po wiejskich okolicach, zauważyliśmy, że jego pragnieniu brania udziału w codziennym życiu wsi często towarzyszył smutek. Choć było to niemożliwe, to Harry chciał poznać lokalnych mieszkańców w sytuacji innej niż zamieszanie, które jego przybycie niezmiennie wywoływało.
Teraz – tak samo jak wcześniej – Harry głęboko łaknie normalności, takiej, jaką próbowała stworzyć mu matka, Diana, podczas wycieczek do parków rozrywki i McDonalda. (Jakie to zabawne, że dziecko urodzone pośród niewyobrażalnego bogactwa i przywilejów najbardziej cieszyło się z Happy Meala, ponieważ wraz z nim dostawało tanią plastikową zabawkę).
Harry różni się od swojego brata Williama, który przypomina zdyscyplinowaną i pragmatyczną babcię, królową. Harry jest uczuciowy i kurczowo trzyma się utopijnych ideałów, jednak robi to, niejako budząc podziw. Pragnienie życia poza pałacową bańką – pod każdym względem, od bycia „przytulaskiem” podczas oficjalnych zaręczyn po upór, że będzie służył w wojsku na pierwszej linii frontu jako członek sił zbrojnych – to pozytywne cechy, nawet jeśli czasami sprawiają kłopoty reszcie rodziny królewskiej.
Wrodzona serdeczność pozwoliła mu zacząć nowy rozdział w historii królewskiej, gdy zakochał się w Meghan Markle.
Bycie Brytyjczykiem mieszanej rasy sprawiło, że podobnie jak wiele młodszych, demograficznie zróżnicowanych osób, które stały się królewskimi obserwatorami księcia i księżnej Sussexu, mnie też fascynował fakt, że amerykańska aktorka poprzez małżeństwo dołącza do dynastii Windsorów. Dziwnym trafem spotkałem Meghan, jeszcze zanim poznali się z Harrym. W 2015 roku po raz pierwszy uciąłem sobie z nią pogawędkę podczas Tygodnia Mody w Toronto po tym, jak udzieliła wywiadu dziennikarzom na czerwonym dywanie. Nikt nie był tak zdumiony jak ja, kiedy rok później Meg (jak ją nazywają przyjaciele oraz mąż) zdobyła serce najbardziej pożądanego kawalera po tej stronie oceanu.
Już na początku związku było jasne, że Harry odnalazł kobietę, która obudziła w nim poczucie celu. Stało się tak dzięki jej umiłowaniu filantropii, które odzwierciedlało jego własną determinację do wspierania osób z marginesu społecznego. Świat patrzył w osłupieniu, jak prędko rozwijała się ich relacja. Carolyn i ja też przyglądaliśmy się temu, jak wiele szmatławców nieustannie oskarżało Meghan, że jest wymagającą i trudną parweniuszką. Część brytyjskiej prasy nawet się nie starała ukryć rasistowskich podtekstów w kąśliwych komentarzach i nagłówkach.
Wyłaniająca się narracja w największym stopniu zaskoczyła Meghan, która jako najnowsza członkini rodziny królewskiej wniosła do charytatywnego zapału i oficjalnych zaręczyn to samo energiczne podejście, które zostało w niej z czasów, kiedy jako jedenastolatka pisała listy protestacyjne do światowych liderów, w tym do Hillary Clinton, z powodu seksistowskiej reklamy płynu do mycia naczyń. Nie było jej obce zarywanie nocy przed ważnymi wydarzeniami, ponieważ zbierała informacje na własną rękę i sporządzała notatki, choć miała od tego ludzi. „Tylko w ten sposób dowiem się, jak to robić” – wyznała mi. Między innymi właśnie dlatego książę ogłosił, że znalazł „koleżankę z drużyny”, której zawsze szukał.
Zatem chwila mocnego uścisku pożegnalnego w jednej z sal recepcyjnych pałacu Buckingham w marcu 2020, gdy Meghan zakończyła ostatnie samodzielne wystąpienie w królewskiej roli, wydała mi się surrealistyczna. Wraz z Harrym podjęli trudną decyzję, że ustępują z pozycji wysokich rangą członków rodziny królewskiej, próbując chronić rodzinę. Do luksusowego pokoju 1844 trafialiśmy tylko z radosnych okazji, takich jak zaręczyny królowej czy przyjęcie dla dziennikarzy. Teraz nawet malachitowe kandelabry oświetlające portrety rzucały posępne światło na osoby, które dopiero przed chwilą wstąpiły do rodziny królewskiej, a teraz żegnały się nie tylko ze służbą, ale też z całym stylem życia.
Carolyn i ja towarzyszyliśmy Meghan podczas ostatniego wystąpienia, ale wciąż trudno było uwierzyć, że następnego już nie będzie. Pracownicy, którzy towarzyszyli parze od samego początku, opłakiwali koniec tego, co miało być szczęśliwą historią: dwoje ludzi zakochuje się w sobie, bierze ślub, ma dziecko, z oddaniem służy królowej, kurtyna. Zamiast tego wyjeżdżali z kraju. Gdy Meghan ostatecznie uściskała mnie na pożegnanie, powiedziała: „To nie musiało się tak skończyć”.
Tak, wspólnie z Carolyn byliśmy świadkami wielu prywatnych i publicznych trudów, których Harry i Meghan zaznali w pierwszych dwóch latach małżeństwa. A mimo to nie takie miało być zakończenie książki, którą chcieliśmy napisać – ani życia tej pary.
Zazwyczaj żaden członek brytyjskiej rodziny królewskiej nie może oficjalnie autoryzować biografii. Jednak wraz z Carolyn otrzymaliśmy szeroki dostęp do najbliższych osób z otoczenia pary książęcej hrabstwa Sussex: przyjaciół, zaufanych doradców, starszych dworzan. Towarzyszyliśmy też Harry’emu i Meghan, gdy wypełniali setki swoich zadań, odbywali niezliczone podróże służbowe i wycieczki od Irlandii po Tonga, a wszystko po to, by stworzyć intymny i wierny portret prawdziwie nowoczesnej królewskiej pary, która bez względu na to, czy jej decyzje zbierały pochwały czy też krytykę, zawsze pozostała wierna własnym poglądom.
_Omid Scobie i_ _Carolyn Durand, Londyn, 2020 rok_
* W polskich tekstach imiona królów oraz książąt polszczymy, o ile tylko mamy ich rodzime odpowiedniki. Od tej zasady niekiedy spotyka się odstępstwa w wypadku władców współczesnych. Również w tej książce zdecydowano się nie spolszczać imion Harry, Meghan, William, Kate i stosować je w pisowni oryginalnej, powszechnie używanej na polskich portalach internetowych i w polskiej prasie. Podobnie potraktowano zapis imion dzieci, np. George, Charlotte i Louis (przyp. red.).WPROWADZENIE
Kiedy ostatnie pakunki dotarły na liczącą 1,62 hektara posiadłość Mille Fleurs w kanadyjskiej Victorii, gdzie para miała spędzić następne sześć tygodni, Harry i Meghan odetchnęli z ulgą. Większość rzeczy dostarczono do wspaniałych wspólnych garderób liczącej ponad kilometr kwadratowy rezydencji wynajętej od znajomego, jeszcze zanim na miejsce przybyli Meghan i Harry. Teraz byli na drugim końcu świata, z dala od Frogmore Cottage, ich posiadłości w Windsorze, ale wcale się tym nie martwili.
Choć podczas publicznych wystąpień aż do wyjazdu niezmiennie dbali o to, by się uśmiechać, to tygodnie poprzedzające lot na pokładzie linii lotniczej Air Canada z londyńskiego lotniska Heathrow w połowie listopada wcale nie były radosne. Wytoczywszy proces trzem brytyjskim szmatławcom pod zarzutem naruszenia prywatności i podsłuchiwania rozmów telefonicznych, książę i księżna Sussex jeszcze bardziej niż kiedykolwiek znaleźli się na celowniku mediów.
Harry uznał, że tego już za wiele. „Czy królowa nie zasługuje na coś lepszego?” – krzyczał nagłówek „Daily Mail”, który książę przeczytał w internecie. Nie mógł zrozumieć, czemu dziennikarze tak się uparli, żeby ich zniszczyć.
– Ci ludzie to po prostu opłacane trolle – powiedział później przyjacielowi. – Zwykłe trolle… To obrzydliwe.
Przewijając wiadomości na swoim iPhonie, czasami nie potrafił się powstrzymać od czytania komentarzy pod artykułem.
_H&M budzą mój wstręt._
_Przynoszą wstyd rodzinie królewskiej._
_Świat byłby lepszy bez Harry’ego i Meghan._
Ostatni komentarz miał ponad trzy i pół tysiąca polubień.
Harry natychmiast pożałował, że otworzył link. Żołądek zawiązał mu się w supeł, jak za każdym razem, gdy widział podobne komentarze.
– To chora część społeczeństwa, w którym aktualnie żyjemy, i nikt z tym nic nie robi – ciągnął. – A gdzie pozytywne nastawienie? Dlaczego wszyscy są tacy nieszczęśliwi i wściekli?
Nie tylko dziennikarze oraz internetowe trolle zaleźli Harry’emu za skórę. Wkurzała go też instytucja monarchii. Nie było tygodnia, w którym by nie poruszano szczegółów ich prywatnych spraw lub by ich prywatne rozmowy nie wyciekały do prasy i nie były przekręcane. Czuli, że mogą zaufać tylko nielicznym członkom służby pałacowej. Relacja Williama z Harrym, która od pewnego czasu była napięta, ulegała dalszemu pogorszeniu.
Jeśli istniało szczęście w nieszczęściu, było nim potwierdzenie, że decyzja, by zrobić sobie wolne od opinii publicznej i „hałasu”, jak określiła to Meghan, była właśnie tym, czego potrzebowali. Przebywanie na świeżym powietrzu i względne oddalenie od innych zabudowań posiadłości w sąsiedztwie North Saanich na wyspie Vancouver dobrze im zrobi – zwłaszcza po pół roku zamieszania, odkąd w maju powitali na świecie swoje pierwsze dziecko. Świeżo upieczeni rodzice pracowali bez przerwy, przez cały czas znajdując się w bezlitosnym świetle jupiterów, co nieodłącznie towarzyszyło przynależności do brytyjskiej rodziny królewskiej.
Choć Harry’ego i Meghan otaczała dziewicza natura, trudno im było zachować pogodę ducha:
– Ani trochę nie przypominało to „wakacji”.
To, co wydawało się sielankową ucieczką, tak naprawdę było czasem przepełnionym głębokim niepokojem, gdy Harry i Meghan przez długie godziny szkicowali scenariusze na przyszłość. Książę zaczynał się gotować na myśl o sprawach będących w toku, plotkach i poczuciu kręcenia się w kółko.
Ten rok obfitował w wiele osobistych wzlotów pary, z których najbardziej znaczącym były narodziny syna Archiego. Wrześniowy numer brytyjskiego „Vogue’a”, który Meghan gościnnie redagowała, został najszybciej sprzedającym się wydaniem w dziejach, a kolekcja garderoby kapsułowej, którą stworzyła po to, by zebrać pieniądze dla Smart Works, organizacji charytatywnej wspierającej bezrobotne kobiety, natychmiast się wyprzedawała w sieci Marks & Spencer oraz u innych sprzedawców detalicznych. Harry niedawno założył Travalyst, nową globalną inicjatywę zrównoważonej podróży, która – jak liczył – raz na zawsze odmieni oblicze przemysłu turystycznego.
Harry i Meghan planowali nie przerywać pracy podczas pobytu w Kanadzie. Mieli długą listę zadań do wykonania; znalazło się na niej dopracowanie i założenie własnej organizacji non profit i dalsze orędowanie za organizacjami dobroczynnymi, których królewskimi mecenasami byli w kraju. Ale jakoś łatwiej wykonywało się tę pracę w wyłożonym drewnem kanadyjskim gabinecie, którego okna wychodziły na połacie przystrzyżonego świerku białego i brzóz (nawet jeśli w rzeczywistości i tak przez większość czasu pracowali w kuchni, popijając kawę lub herbatę nad swoimi macbookami).
Decyzja, żeby wyjechać za granicę, zostać tam na święta Bożego Narodzenia i nie wracać na tradycyjne świąteczne obchody w Sandringham, wiejskiej posiadłości królowej w Norfolku, wraz z wysokimi rangą członkami rodziny królewskiej – tylko wzmogła negatywną narrację dotyczącą pary w Wielkiej Brytanii. Gazety okrzyknęły ten fakt „poważnym lekceważeniem” królowej, choć tak naprawdę Harry uzgodnił plany z babcią – i szefową – zanim opuścił kraj. Królowa, która regularnie widywała Harry’ego i Meghan, odkąd wszyscy mieszkali w windsorskiej posiadłości, rzeczywiście zachęcała go, by wybrał się w podróż. W końcu przecież spędzili dwie poprzednie Gwiazdki w ustroniu w Norfolku, poza tym inni członkowie rodziny – w tym para książęca Cambridge – też od czasu do czasu pomijali świąteczne wizyty.
Bożonarodzeniowe dekoracje jeszcze nie zawisły. Musieli najpierw pomyśleć o Święcie Dziękczynienia, a matka Meghan, Doria, właśnie przygotowywała się do podróży z domu w Los Angeles do majątku w Victorii. Meghan i jej mama, która nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć Archiego, z przejęciem wymieniały wiadomości przed wyruszeniem w drogę. Wnuk rósł jak na drożdżach i bardzo się zmienił, odkąd widzieli się latem.
– Jest w dziewięćdziesiątym centylu wzrostu – Meghan chwaliła się przyjaciołom, po czym z zapałem wyjmowała telefon, żeby pokazać część licznych zdjęć, które zrobiła chłopcu.
Choć kanadyjski dom był tymczasowy, to Harry i Meghan zrobili wszystko, co w ich mocy, by był przyjazny dzieciom. Ostre krawędzie zabezpieczono gumowymi ochraniaczami, a niektóre meble stwarzające zagrożenie wyniesiono. Mając półroczniaka, który już stał i bardziej człapał wzdłuż mebli, niż raczkował, nie chcieli ryzykować. Próbowali także zabezpieczyć posiadłość przed paparazzi. Zamontowano dodatkowe ogrodzenie wzdłuż granic, żeby ochronić się przed obiektywami długoogniskowymi, które – jak wiedzieli – w końcu się zjawią, przeszkadzając im w codziennych spacerach z Archiem po zalesionych okolicach i piaszczystym nabrzeżu.
Ochrona Archiego i jego prywatności stała się dla pary priorytetem. Zaczęło się od tego, że Harry i Meghan postanowili nie nadawać synowi królewskiego tytułu. Harry, który prędko poznał ciemną stronę dorastania na świeczniku, obserwując matkę nieustannie ściganą przez paparazzi, oraz Meghan, która szybko odebrała tę samą lekcję, chcieli zapewnić synowi możliwość samodzielnego obrania własnego losu, woleli nie zmuszać go do niczego z racji tego, że urodził się w takiej, a nie innej rodzinie.
Harry i Meghan z utęsknieniem czekali na pierwsze dni spędzone w nadmorskim domu, które napełniły ich spokojem. Po raz pierwszy od kilku miesięcy para – która zaczynała dzień od jogi i wspólnego szykowania śniadania – mogła odetchnąć. Ale pomimo otaczającej ich ciszy Harry z Meghan pogrążyli się w chaosie. Wisiała nad nimi trudna decyzja. Po prawie trzech latach stałych ataków ze strony brytyjskich mediów i rodziny, która – jak czuli – nie okazała im wystarczającego wsparcia, coś musiało się zmienić. W jaki sposób i co to oznaczało – to trzeba było jeszcze ustalić, ale wiedzieli, że muszą iść za głosem serca.1
HALO, TU LONDYN
Pierwszego poranka po wylądowaniu w Londynie, w czerwcu 2016 roku, Meghan udała się prosto do luksusowego domu towarowego Selfridges. Młoda amerykańska aktorka miała misję: kupić buty.
W sklepie przy Oxford Street przemierzała liczące ponad 3250 metrów kwadratowych pomieszczenie z półkami butów – największe na świecie – oglądając ulubionych projektantów, w tym Stellę McCartney, Chloé i Marca Jacobsa, sprawdzając, czy uda jej się znaleźć parę, za którą warto będzie zapłacić nieprzyzwoitą sumę widniejącą na metce. Choć hit telewizji kablowej, serial _W garniturach_, w którym występowała, doczekał się już szóstego sezonu, to Meghan wciąż ostrożnie robiła zakupy. Spędziwszy część dzieciństwa w ciasnym mieszkaniu przerobionym z garażu w samym centrum Los Angeles jako jedyna córka rozwiedzionych rodziców, którzy mieli problemy finansowe, nie lubiła wyrzucać pieniędzy w błoto na pościg za trendami, bo te szybko wychodziły z mody. Jeśli miała w coś zainwestować, chciała, by przedmiot był trwały, tak jak jej buty na obcasie marki Sergio Rossi. Wiecznie się zamartwiając jako dziecko, Meghan czasami wciąż żywiła poczucie, że gdy przydarzają jej się dobre rzeczy, mogą zniknąć w mgnieniu oka.
Jednak jeśli Meghan poczuła się ekskluzywnie w otoczeniu drogich szpilek i sandałów tego czerwcowego późnego ranka, można jej to było wybaczyć.
Właśnie wróciła z luksusowego dziewczyńskiego weekendu na greckiej wyspie Hydra – zorganizowała tę podróż, aby uczcić nadchodzące wesele Lindsay Roth, jednej z najlepszych przyjaciółek ze studiów. Meghan wzięła sobie do serca obowiązki druhny i wypełniła dni pieszymi wycieczkami, pływaniem, drzemkami i delektowaniem się lokalną kuchnią na wyspie mieszczącej się dwie godziny rejsu statkiem z Aten, po której można było przemieszczać się jedynie rowerem lub na ośle.
Weekend skrajnie różnił się od typowych wieczorów panieńskich w stylu Vegas, gdzie wsiadało się do limuzyn, upijało w klubach, jednocześnie mając na sobie to, co Meghan nazwała „opaskami fallicznej perswazji”. Zamiast tego kobiety zażywały wytworniejszych przyjemności w śródziemnomorskim słońcu i morzu, kosztowały świeżych greckich sałatek i ryb, sporo wina i cieszyły się swoim towarzystwem.
Pobyt w Grecji był jak Meghan: prosty, ale przyjemny, rozrywkowy, jednak na spokojną i intymną modłę – i przede wszystkim starannie zaplanowany. Od czasów studenckich, próbując pogodzić naukę z pracą, poprzez lata licznych przesłuchań do epizodycznych ról aż po rolę gwiazdy telewizji, która ciągle poszerzała granice swojej kariery, i zakładając popularny portal lifestyle’owy, Meghan zawsze miała plan. Ciężko pracowała nie tylko nad planowaniem, ale też realizacją.
Nie inaczej było z wyprawą do Londynu. Zakup butów był dopiero pierwszym punktem planu podróży, który szczegółowo spisała jeszcze przed przyjazdem. Przygotowała spis restauracji, w których chciała jeść, barów, które chciała odwiedzić, i ludzi, z którymi chciała się spotkać.
To był ekscytujący czas dla trzydziestoczterolatki. Sukces w zmuszającym do rywalizacji świecie show-biznesu, który zaczynał otwierać jej drzwi do przeróżnych sposobności, był efektem pewności siebie, uporu i gotowości do pracowania ciężej od rówieśników – zresztą cechy te wykazywała od wczesnego dzieciństwa.
Rezon Meghan po części wynikał z poświęcenia rodziców na rzecz córki. Matka, Doria Ragland, i tata, Thomas – którzy poznali się na planie _Szpitala miejskiego_, gdzie on był oświetleniowcem, a ona tymczasowo gościła w dziale makijażu – rozstali się po dwóch latach małżeństwa. W wychowaniu jedynego dziecka, które mieli, tworzyli jeden zgodny front – wspólnie dbając o Meghan bez większych zgrzytów, dzieląc się opieką i razem spędzając święta.
Jednak nie było większego dowodu na oddanie Thomasa i Dorii od zaangażowania w edukację Meghan. Żadne z rodziców Meghan nie poszło na studia bezpośrednio po liceum, mimo że Doria należała do klubu utalentowanych uczniów w Liceum Fairfax w Los Angeles. Po ukończeniu szkoły poszła do pracy w sklepie z antykami, który należał do jej ojca, Alvina Raglanda, a także została agentką biura podróży, po czym trudniła się wieloma różnymi zajęciami. Doria trafiła na uczelnię dopiero wiele lat później, ponieważ wcześniej jej rodziny nie było na to stać. I ponieważ na własnej skórze doświadczyła kłopotów finansowych wynikających z braku wyższego wykształcenia, zawsze podkreślała przy Meghan, jak ważna jest edukacja.
W sprawach nauki Meghan zarówno Thomas, jak i Doria chcieli najlepszego – poczynając od Little Red Schoolhouse, małej, prestiżowej prywatnej szkoły podstawowej, która od lat czterdziestych kształciła elitę Hollywood (łącznie z Johnnym Deppem i Scarlett Johansson). Później Meghan uczęszczała do Niepokalanego Serca, katolickiego gimnazjum i liceum dla dziewcząt w Los Feliz.
Mając dojmującą świadomość, ile dali z siebie jej rodzice, by mogła uczęszczać do takich instytucji, Meghan czuła osobistą odpowiedzialność za ten przywilej. „Moi rodzice nie mieli wiele, więc postanowili wiele mi dać… wykonując po cichu akty łaski – mógł to być uścisk, uśmiech czy poklepanie po plecach, aby pokazać potrzebującym, że wszystko będzie dobrze – napisała w 2016 roku na swoim lifestyle’owym blogu _The Tig._ – Widziałam to, dorastając, więc wyrosłam na taką samą osobę”.
Meghan była zdeterminowana. Zawsze pierwsza podnosiła rękę, gdy nauczyciele zadawali pytanie, lub zgłaszała się na ochotnika, by przeczytać coś na głos; miała wybitne wyniki i frekwencję. Poczucie odpowiedzialności wykraczało także poza szkolny grunt. Będąc małą dziewczynką, stając twarzą w twarz z bezdomnym na ulicy, błagała matkę:
– Czy możemy mu pomóc? – Chęć pomocy nie jest niezwykłą reakcją u dzieci, które stykają się z potrzebującymi, ale Meghan wyróżniała się tym, że nie zapominała o sprawie, gdy ruszyły z matką dalej. Nazajutrz i jeszcze długo potem dręczyło ją pytanie: – Co mogę zrobić?
W wieku dziesięciu lat Meghan po raz pierwszy wybrała się za granicę, na Jamajkę, z matką – ta zabrała ją na wycieczkę z kurortów, gdzie zatrzymywała się większość turystów, do slumsów, żeby mogła zobaczyć, jak żyją ci, którym się nie poszczęściło. Będąc trzynastolatką, została ochotniczką w jadłodajni dla ubogich w Skid Row w Los Angeles.
– Pierwszego dnia naprawdę się bałam – opowiadała Meghan. – Byłam młoda, a tam było ciężko, i choć znajdowałam się w zespole wolontariuszy, czułam się po prostu przytłoczona.
Zmagając się z dylematem, czy powinna wrócić do garkuchni, poszukała pomocy u nauczycielki religii w Niepokalanym Sercu, Marii Pollii. Maria, ochotniczka w katolickim ruchu robotniczym, miała sporo doświadczenia w pracy z ludźmi żyjącymi na marginesie społeczeństwa i chciała zainspirować młodą, sumienną uczennicę stojącą przed nią, by zrobiła to samo.
– W życiu chodzi o to, żeby przedkładać potrzeby innych ponad własne strachy –powiedziała Meghan Maria.
Młoda uczennica wróciła do jadłodajni.
– Zapamiętałam to na zawsze – stwierdziła Meghan.
Gotowość Meghan do pomocy innym oraz jej pęd do pokonywania własnych ograniczeń sprawiał, że koleżanki i koledzy z klasy uznawali ją za „fałszywą”, uznając, że to niemożliwe, by ktoś był tak „idealny”. Jednak Meghan nigdy nie sądziła, że jest idealna. Prawdę mówiąc, często czuła, że jeszcze wiele musi udowodnić. Mając dwurasowe pochodzenie i nie zawsze wiedząc, do którego świata pasuje, po części chciała, by ludzie widzieli, że we wszystkim jest świetna. Nie chciała być postrzegana jako słabsza.
W liceum zapał Meghan nie mijał. Wstępowała do wszystkich klubów, od komitetu rocznikowego po trupę teatralną Genesian Players. Została wybrana królową balu. Meghan, urodzona wykonawczyni złakniona pochwał, miała szansę się wykazać.
Gigi Perreau, która przez kilka lat uczyła Meghan aktorstwa, opowiadała:
– Była niesamowicie pracowita. Rzuciła mnie na kolana jej silna etyka pracy, którą miała mimo tak młodego wieku.
Meghan z rozmachem grała nawet najdrobniejsze role, na przykład sekretarki w sztuce _Annie_.
Thomas często pomagał przy scenografii do szkolnych przedstawień Meghan.
– Przychodził na jej występy tak często, jak to było możliwe – przyznała Perreau. – Zawsze widać było jego twarz wśród publiczności, pękał z dumy na widok swojej małej dziewczynki.
Odegrał także zasadniczą rolę w rozwoju feministycznych poglądów Meghan, która nazywa się „orędowniczką kobiet”. Kiedy miała jedenaście lat, razem z klasą oglądali program telewizyjny. Nadawano wtedy reklamę płynu do mycia naczyń opatrzoną hasłem „Kobiety w całej Ameryce zwalczają tłuszcz z garnków i patelni”. Chłopak siedzący obok krzyknął: „Właśnie, miejsce kobiet jest w kuchni!”.
Thomas zachęcał Meghan, którą zdenerwował ten incydent, żeby napisała protest w sprawie reklamy i wysłała korespondencję do „najpotężniejszych ludzi, którzy przyszli jej do głowy”, łącznie z pierwszą damą Hillary Clinton, prezenterką wiadomości na kanale Nickelodeon Lindą Ellerbee oraz producentem płynu do mycia naczyń – i wszyscy jej odpowiedzieli. Dostała list z Białego Domu; Nickelodeon puścił wywiad z Meghan, a producent detergentu zmienił hasło reklamowe na „Ludzie w całej Ameryce zwalczają tłuszcz z garnków i patelni”.
Amatorskie aktorstwo przerodziło się w cel zawodowy Meghan już w liceum, lecz matka – stale skoncentrowana na znaczeniu wyższej edukacji – poradziła córce, żeby najpierw skończyła studia. I chciała, żeby jej dziecko miało inną ścieżkę kariery, na wypadek gdyby z graniem coś nie wyszło. Nie stanowiło to problemu dla Meghan, która postanowiła nie chodzić na profesjonalne przesłuchania do ukończenia liceum i zapewniła sobie miejsce na Uniwersytecie Północnozachodnim.
Zapisała się do prywatnego college’u ulokowanego na przedmieściach Chicago, plasującego się wysoko wśród najlepszych szkół w kraju, gdy dostała angaż do epizodycznej roli w teledysku Tori Amos do piosenki _1000 Oceans_. Wystarczy mrugnąć, by ten epizod przegapić, bo Meghan przechodzi obok zamkniętego szklanego pomieszczenia z piosenkarką w środku i tylko mu się przygląda, ale zarobiła sześćset dolarów i w ciągu kilku tygodni wzięła udział w castingu do innej roli – w klipie Shakiry. (Nie załapała się na występ i nie dostała żadnego innego angażu aż do czasu pojawienia się na planie _Szpitala miejskiego_ w ostatnim roku nauki).
Na Uniwersytecie Północnozachodnim Meghan znów znalazła się w otoczeniu głównie zamożnych studentów z majętnych rodzin. Będąc pracującą studentką, pogodziła pełny program z pracami dorywczymi, żeby pokryć czesne, zakwaterowanie i wyżywienie. Do tego dochodziła opieka nad dziećmi, zapewniająca dodatkowe dochody, poza tym Meghan występowała jako studentka aktorstwa i była wolontariuszką.
– Nie wyobrażam sobie, jak zdążysz wszystko zmieścić w ciągu jednego dnia – powiedziała jej dobra przyjaciółka, która przyszła odebrać Meghan z pracy studenckiej przydzielonej przez sekretariat. Podziwiała umiejętność równoważenia presji i rygoru zajęć akademickich ze wszystkimi pozostałymi działaniami. – Jak to robisz, że znajdujesz na to wszystko czas? – spytała.
Jak? Nie imprezując jak większość normalnych dzieciaków na studiach. Jej przyjaciele nigdy nie wpadliby na Meg, jak ją nazywali, w środku tygodnia w barze. W piątkowe wieczory, gdy wszystkie członkinie siostrzeństwa udawały się na imprezę, Meg ruszała do profesorskich domów, żeby pilnować dzieci. Prowadziła organizację Kappa Kappa Gamma, w końcu mieszkała w żeńskim akademiku i zaprzyjaźniła się blisko ze studentkami, w tym z Genevieve Hillis i wspomnianą Lindsay. Ale nawet studenckie życie Meghan było mniej w stylu _Menażerii_, a bardziej Elle Woods z _Legalnej blondynki_. Jako przewodnicząca komitetu rekrutacyjnego odpowiadała za wprowadzanie nowych osób w szeregi siostrzeństwa i stosowne ich przywitanie. Zbierała także pieniądze na działalność dobroczynną, biorąc udział w maratonie tańca wraz z innymi siostrami ze stowarzyszenia. Kobiety tańczyły przez trzydzieści godzin na rzecz Team Joseph, organizacji non profit starającej się wyleczyć dystrofię mięśniową Duchenne’a.
– Zrobiło się bardzo męcząco – przyznała Meghan.
Do trzeciego roku studiów zebrała większość godzin potrzebnych do zaliczenia, więc z pomocą starszego brata ojca, Micka, postarała się o staż w Ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Buenos Aires. Nikt z rodziny do końca nie wiedział, co robił wujek Mick, czy jego praca w komunikacji w Buenos Aires tak naprawdę była przykrywką dla zatrudnienia w CIA. Bez względu na to, jak brzmiała odpowiedź, jego znajomości pozwoliły dwudziestoletniej w tym czasie Meghan poszerzyć horyzonty.
– Zawsze byłam maniaczką teatru na Uniwersytecie Północnozachodnim. Wiedziałam, że chcę grać, ale nie znosiłam myśli o tym _cliché_, dziewczynie z Los Angeles, która postanawia zostać aktorką – powiedziała Meghan na łamach „Marie Claire”. – Pragnęłam czegoś więcej, od zawsze uwielbiałam politykę, więc zupełnie zmieniłam kierunek studiów i zostałam podwójną absolwentką: teatru i stosunków międzynarodowych.
Meghan podeszła do testu do Służby Zagranicznej, był to niezbędny warunek zatrudnienia w Departamencie Stanu na stanowisku urzędniczki. Kiedy nie zdała bardzo wymagającego sprawdzianu, była skrajnie rozczarowana. Nie przywykła do porażek. Był to potężny cios w pewność siebie, której stale próbowała bronić.
Tym sposobem w 2003 roku po ukończeniu Uniwersytetu Północnozachodniego Meg znalazła się z powrotem w Los Angeles. Zmagała się z przeciwnościami, utrzymywała się pomiędzy przesłuchaniami z dziwacznych prac, także z fuchy adeptki kaligrafii. W 2004 roku zatrudnił ją Paper Source, ekskluzywny sklep papierniczy z Beverly Hills, gdzie przeszła dwugodzinne szkolenie z kaligrafii, a także z pakowania prezentów oraz introligatorstwa. Podczas tej pracy w 2005 roku wykonała zaproszenia na ślub aktorki Pauli Patton z piosenkarzem i autorem tekstów Robinem Thicke.
Pierwsze lata „torowania sobie drogi” do castingów, jak to później opisała, przetykane były długimi okresami bez pracy. A kiedy rzeczywiście otrzymywała role – na przykład „gorącej dziewczyny” w romansie _Zupełnie jak miłość_ z Ashtonem Kutcherem w roli głównej – raczej nie dawały jej szans na zdobycie Oscara.
W 2006 roku została modelką trzymającą walizkę w _Grasz czy nie grasz_, jedną z dwudziestu sześciu kobiet ubranych w pasujące do siebie stroje, trzymających walizki z sumą od jednego centa po milion dolarów. Teleturniej NBC zapewniał nie tylko stabilną płacę, ale także kuszące nowe możliwości. Po premierze w grudniu 2005 roku pierwszy sezon programu miał gigantyczną oglądalność – od dziesięciu do szesnastu milionów widzów. Choć oglądalność kolejnych sezonów spadła, program miał inne zalety i dał początek pokrewnej serii oraz całej masie powiązanych produktów, takich jak gry wideo czy planszowe.
– Witajcie, drogie panie! – gospodarz, Howie Mandel, powiedział do rzędów idealnych modelek z walizkami na planie.
– Cześć, Howie! – odpowiedziały jednogłośnie.
Tak wyglądało wyćwiczone otwarcie trzydziestu czterech odcinków, w których wystąpiła Meghan w latach 2006 i 2007. Będąc modelką walizki numer 24, podobnie jak pozostałe koleżanki modelki, otwierała swoją za każdym razem, gdy uczestnik próbujący wygrać milion dolarów wywoływał jej numer.
Meghan wraz z resztą kobiet nagrywały do siedmiu odcinków dziennie. Kręcenie takiej ilości materiału w ciasnym bloku czasowym oznaczało długie dni pracy. Po pracy inne modelki lubiły gdzieś razem wychodzić, czasem nawet nie czekały na zmycie telewizyjnego makijażu, żeby zdążyć na happy hour. Ale nie Meghan. Choć była przyjazna, nie szalała na mieście z innymi kobietami.
– Była popularna wśród reszty dziewczyn – powiedziała Leyla Milani, modelka i towarzyszka z planu. – Ale gdy tylko kończyliśmy, ona uciekała do innych spraw.
Tak samo jak na studiach Meghan pracowała, gdy jej rówieśnicy się rozluźniali. Zajmowała się czymś nawet w przerwach na planie _Grasz czy nie grasz_.
– Podczas gdy inne dziewczyny plotkowały czy rozmawiały – przyznała Leyla – ona w samotności czytała scenariusze i przygotowywała się do przesłuchań.
Po dwóch sezonach teleturnieju Meghan była gotowa porzucić srebrną walizkę. Przez kolejne trzy lata nie odpuszczała castingów, zapewniając sobie występ w reklamie chipsów i sosów Tostitos i niewielkie role w kilku nowych filmach oraz programach telewizyjnych, łącznie z _Szefami wrogami_, _CSI: Kryminalnymi zagadkami Nowego Jorku_, _Nieustraszonym_, _Bez śladu_ oraz _Dopóki świat nas nie rozłączy_. W dwuodcinkowym ponownym starcie _Beverly Hills 90210_ w telewizji CW w 2008 roku jej postać, Wendy, ściągnęła na siebie kłopoty, gdy przyłapano ją na tym, jak funduje seks oralny szkolnemu playboyowi Ethanowi Wardowi na parkingu. Meghan wahała się, czy wystąpić w tej scenie, ale walcząca o wejście do branży aktorka nie może być wybredna.
Nigdy nie przestała napierać, nawet wtedy, gdy sądziła, że skiepściła przesłuchanie do stałej roli ślicznej i pewnej siebie asystentki prawnej Rachel Zane w serialu _W garniturach_, nowej produkcji USA Network. Meghan nie płakała ani nie poszła do domu, aby zjeść pół litra lodów. Zamiast tego zadzwoniła do agenta:
– Chyba nie spisałam się za dobrze na castingu – powiedziała mu. – Muszę tam wrócić.
– Już nic nie możesz zrobić – odparł. – Skup się na kolejnym przesłuchaniu.