Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
Wydawnictwo:
Data wydania:
17 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Instaporadnia - ebook

Magda Chorzewska w rozmowie z Przemkiem Pilarskim odpowiada na autentyczne pytania zadane na TikToku lub Instagramie!

  • Kiedy zacząć uprawiać seks?
  • Czy masturbacja jest okej?
  • Jak zbudować dobry związek?
  • Czy wybaczyć zdradę?
  • Jak reagować na molestowanie?

To tylko część pytań, które psycholożka Magdalena Chorzewska otrzymała na swoim profilu Instaporadnia w social mediach. Żadne z nich nie zostało bez odpowiedzi. Obserwując ogromne zainteresowanie i ilość osób zgłaszających się ze swoimi problemami, psycholożka postanowiła rozwinąć swoje odpowiedzi.

Nie ma lepszego miejsca na to niż książka – TA książka. Żeby jednak forma nie była zbyt nuda, Magda zaprosiła do współpracy Przemysława Pilarskiego. W rozmowie, której zapisem jest ta publikacja, pochylili się nad najbardziej popularnymi pytaniami i zagadnieniami. Autorzy dyskutowali, poddawali w wątpliwość, drążyli poruszane tematy – tak by najbardziej zainteresowani, czyli WY czytelnicy, otrzymali rzetelne odpowiedzi na swoje pytania.

Ta książka to rodzaj podręcznika, który pomoże wam w rozwiązaniu problemów lub wskaże drogę do ich rozwiązania. Znajdziecie tu odpowiedzi na nurtujące was kwestie. Jest ich cała masa, ale tu odnajdziecie te najważniejsze.

PS Książka zawiera dwa rozdziały, który powinni przeczytać rodzice. Podrzućcie więc im tę lekturę, niech też się czegoś dowiedzą

Najbardziej autentyczna książka związkach, ciele i seksie dla młodych czytelników.

 

Magdalena Chorzewska – psycholożka, psychoteraputka, trenerka umiejętności psychologicznych, twórczyni internetowa. Od 15 lat pomaga ludziom pokonywać trudności, które blokują ich przed osiągnięciem tego, o czym marzą i czego potrzebują. Uczy ich jak rozumieć siebie, swoje emocje, rozwiązywać problemy i podejmować świadome decyzje. Z potrzeby pomagania i edukowania młodych ludzi, stworzyła Instaporadnię – popularny kanał psychologiczny na Instagramie i Tik Toku, gdzie aktywnie odpowiada na pytania obserwatorów, edukuje z dziedziny psychologii. Jako ekspertka jest częstym gościem w TVN, TVN24, Polsat News, Radio Zet, Chili Zet. Artykuły utworzone przy współpracy z nią można przeczytać w magazynach takich jak „Elle”, „Vogue”, „Twój Styl”, „Newsweek”.

Przemysław Pilarski – dramatopisarz, scenarzysta, dramaturg, dziennikarz. Absolwent polonistyki na UJ oraz kursu scenariuszowego w Warszawskiej Szkole Filmowej.Współautor (z seksuologiem Andrzejem Gryżewskim) książek poradnikowych Sztuka obsługi penisa i Jak facet z facetem. Rozmowy o seksualności i związkach gejowskich. Publikował w „Dialogu”, „Playboyu”, „Machinie”, „Czasie Kultury”, „Ha!arcie”, „Logo” i in. Jest autorem licznych scenariuszy programów i seriali telewizyjnych oraz autorskich monologów stand-up comedy, z którymi występował kiedyś w klubach i w telewizji.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-217-4
Rozmiar pliku: 12 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Cześć!

MAGDA: To chyba ten moment, kiedy musimy ci wyja­śnić, skąd wzięła się ta książka i dla­czego wła­śnie ją napi­sa­li­śmy. Histo­ria jej powsta­nia zaczyna się w 2019 roku – a więc moja Insta­po­rad­nia jesz­cze nie ist­nieje. Pod­czas pracy przy pro­gra­mie _Love Island_ spo­ty­kam Prze­mka Pilar­skiego, dosłow­nie spo­ty­kam go na lot­ni­sku w Mala­dze, skąd jedziemy jed­nym autem do hotelu, gdzie będziemy miesz­kać kolejne dwa mie­siące. Zaprzy­jaź­niamy się. Prze­mek jest już wtedy współ­au­to­rem best­sel­lera _Sztuka obsługi penisa_. Pod koniec naszego pobytu, po wielu prze­ga­da­nych godzi­nach, Prze­mek pro­po­nuje mi wspólne napi­sa­nie książki psy­cho­lo­gicz­nej. Jestem zachwy­cona tym pomy­słem, bo jeśli pisa­nie książki, to tylko z Prze­mkiem. Ma otwarty umysł, jest bystry, a dodat­kowo bar­dzo go lubię. Wra­cam do Pol­ski, odkła­dam pomysł na półkę aż do momentu, kiedy w 2021 roku wra­camy do tematu.

Tym­cza­sem wybu­cha pan­de­mia COVID-19, mamy lock­down, ja zaczy­nam pracę online i z potrzeby serca oraz miło­ści do mojego zawodu i pacjen­tów zaczy­nam udzie­lać się na Insta­gra­mie. Otwie­ram kilka razy w tygo­dniu Insta­po­rad­nię, gdzie odpo­wia­dam na wasze pyta­nia. Insta­po­rad­nia roz­ra­sta się (dziś mam tam pra­wie 80 tysięcy obser­wa­to­rów), zakła­dam konto na Tik­Toku i… oka­zuje się, że po wie­dzę psy­cho­lo­giczną się­gają rów­nież mło­dzi ludzie z Tik­Toka! Obser­wuje mnie ponad 445 tysięcy osób, mam ponad 12,5 mln polu­bień moich postów¹.

Codzien­nie otrzy­muję pyta­nia na DM. Posta­na­wiam na naj­częst­sze z nich odpo­wie­dzieć rów­nież tu, na łamach książki, którą macie przed sobą. Mam nadzieję, że nasze wspólne dzieło pomoże wam roz­wią­zać pro­blemy lub wskaże drogę do ich roz­wią­za­nia.

PRZE­MEK: Wszystko się zga­dza. Pozna­li­śmy się w Mala­dze :) . Pomysł na wspólne dzieło powstał szybko, ale doj­rze­wał i doj­rze­wał, wresz­cie doj­rzał – wraz z abso­lut­nie nie­sa­mo­witą Insta­po­rad­nią Magdy. W pew­nym sen­sie jest tak, że bar­dzo chcie­li­śmy razem napi­sać książkę, no bo faj­nie (i długo) nam się w tej Hisz­pa­nii roz­ma­wiało, ale dopiero Insta­po­rad­nia pod­po­wie­działa, o czym ta książka ma być. A nawet nie Insta­po­rad­nia, tylko wy – zgła­sza­jący się do Magdy ze swo­imi pro­ble­mami. Ja te wasze pyta­nia tutaj Mag­dzie zadaję, sta­ra­jąc się jak naj­do­kład­niej drą­żyć każdy temat.

Na końcu książki znaj­dują się dwa roz­działy dla rodzi­ców. Daj­cie im prze­czy­tać, niech też się cze­goś dowie­dzą.

#hasz­tagi: _są po to, żeby na pierw­szy rzut oka łatwo było roze­znać się w zwar­to­ści roz­działu; jak wia­domo, każdy „duży” temat zaha­cza o roz­ma­ite „mniej­sze”; na końcu książki został zamiesz­czony indeks, książkę można zatem czy­tać nie tylko od strony pierw­szej do ostat­niej, ale też kie­ru­jąc się hasz­ta­gami._Pokochać siebie

_Temat miło­ści do sie­bie prze­wija się w Insta­po­radni nie­mal codzien­nie. Więk­szość z was sły­szała zapewne hasło „poko­chaj sie­bie, a inni też cie­bie poko­chają”. W tym roz­dziale posta­ramy się poka­zać wam, jak to zro­bić._

Podobno naj­trud­niej jest poko­chać sie­bie, tak naprawdę. Z dru­giej strony – wszę­dzie krzy­czą, że trzeba to zro­bić.

Zga­dzam się z tymi, któ­rzy krzy­czą, że należy poko­chać sie­bie, mimo że może wyda­wać się to chwi­lową modą.

No ale jak to zro­bić?

Ludzie myślą, że to jakaś wielka tajem­nica albo rzecz nie do osią­gnię­cia. A tak naprawdę cho­dzi o to, żebyś dbał o sie­bie i trak­to­wał sie­bie jako naj­waż­niej­szą osobę w swoim życiu.

Ego­izm?

Zdrowy, jeśli już. Ale ja bym wolała zostać przy sło­wie „tro­ska”. Miłość do sie­bie nie powinna koja­rzyć się nega­tyw­nie.

Więc jak zatrosz­czyć się o sie­bie?

Jak ktoś sie­bie nie kocha, to prze­ja­wia auto­de­struk­cyjne zacho­wa­nia, gło­dzi się albo prze­kar­mia, sięga po używki, popada w roz­ma­ite nałogi, tnie się, wcho­dzi w „tok­syczne” rela­cje. Dbaj więc o to, co jesz, o to, jak się ubie­rasz, jak spę­dzasz czas, czy nie robisz sobie krzywdy, wikła­jąc się w związki, w któ­rych cier­pisz, albo zaży­wa­jąc nar­ko­tyki, impre­zu­jąc do upa­dłego, nisz­cząc swoje zdro­wie. Idź przez życie, sta­wia­jąc sobie cele, wyzwa­nia. W miło­ści do sie­bie cho­dzi prze­cież o to, by popra­wiać swój byt i się roz­wi­jać, ale też, co ważne, zwra­cać uwagę na swoje emo­cje, mieć świa­do­mość swo­ich potrzeb.

Idąc przed sie­bie, musisz poko­ny­wać prze­szkody. Nie­kiedy w postaci innych.

Tak, bo miłość do sie­bie to też aser­tyw­ność. Cza­sem trzeba się komuś posta­wić.

Ale miłość do sie­bie to także altru­izm. Gdy kochasz sie­bie, jesteś otwarty(-a) na cudze potrzeby.

Zacie­ka­wiło mnie to, co powie­dzia­łaś o impre­zo­wa­niu…

W impre­zo­wa­niu nie ma nic złego, jed­nak we wszyst­kim trzeba znać umiar.

Umiar to jedno. Lecz impre­zo­wi­cze koja­rzą się głów­nie z oso­bami, które bar­dzo dbają o sie­bie. Prze­cież nie­ustan­nie dostar­czają sobie przy­jem­no­ści. Tym­cza­sem może się oka­zać, że to nie miłość, a zagłu­sza­nie jakichś swo­ich pro­ble­mów czy nie­do­stat­ków.

Ludzie w różny spo­sób robią sobie krzywdę, kiedy sie­bie samych nie kochają.

Wystar­czy prze­śle­dzić bio­gra­fie człon­ków Klubu 27².

Mam pacjenta, który był bar­dzo dobrze zapo­wia­da­ją­cym się czło­wie­kiem, takim zło­tym chłop­cem. Wszy­scy wró­żyli mu wielki suk­ces. W wieku mło­dzień­czym wyróż­niał się ogrom­nym poten­cja­łem inte­lek­tu­al­nym, miał świetne wyniki w nauce, wygry­wał olim­piady. Miał też bar­dzo wielu zna­jo­mych.

Domy­ślam się, że będzie jakieś „ale”.

Będzie. Ale gdy poszedł na stu­dia, odkrył, że kie­ru­nek, który wybrali mu rodzice, jest dla niego mało inte­re­su­jący. Zaczęły się więc kon­flikty z rodzi­cami. Stało się wtedy oczy­wi­ste, że ich miłość jest warun­kowa.

Albo będzie tak, jak oni chcą, albo wyj­dzie na nie­wdzięcz­nika, który nie zasłu­guje na uczu­cie?

Tak wła­śnie było. Chło­pak nie pora­dził sobie z odrzu­ce­niem, ale przede wszyst­kim – zaczął sie­bie nie­na­wi­dzić i ucie­kać w imprezy, alko­hol i używki. Dziś jest od alko­holu uza­leż­niony, nie udało mu się stwo­rzyć żad­nych dłu­go­trwa­łych rela­cji, a z rodzi­cami nie ma kon­taktu. Jest na szczę­ście szansa dla niego, bo się­gnął po pomoc.

Jak odróż­nić miłość od nie­mi­ło­ści? Bo zakła­dam, że warun­kowa miłość rodzi­ców two­jego pacjenta była nie­mi­ło­ścią wła­śnie.

Czym jest ta miłość wła­ści­wie? Trzeba wyjść od takiego pyta­nia. Jeśli kogoś kocham, to dopy­tuję, jak się czuje, dbam o niego, chcę się przy­tu­lać, cze­kam, aż wróci z pracy, ze szkoły, cie­szę się każdą chwilą z tą osobą. Chcę dla niej jak naj­le­piej. A co z miło­ścią do sie­bie? Po czym poznam, że sie­bie kocham? Jeśli nie wiesz, jak odpo­wie­dzieć, pod­staw kogoś innego w miej­sce sie­bie.

To zna­czy?

Jest taka fajna tech­nika: wyobraź sobie osobę, którą kochasz naj­moc­niej na świe­cie. Zapisz po kolei, co w niej kochasz, na przy­kład: „Kocham twój głos, poczu­cie humoru, piegi, lojal­ność” i tym podobne.

Kiedy skoń­czysz, zamień „twój” na „mój” i zaznacz te zda­nia, które są dla cie­bie na­dal praw­dziwe.

Cho­dzi o to, żeby zadać sobie pyta­nia na przy­kład o to, czy cie­szę się każdą chwilą, jaką ze sobą spę­dzam?

Tak. Oraz by zasta­no­wić się, co dla sie­bie robisz. Czy zauwa­żasz, kiedy ci dobrze, kiedy źle? W jakich sytu­acjach czu­jesz się dobrze, a w jakich źle? Co jest w tobie faj­nego, za co sie­bie lubisz, za co możesz sie­bie pochwa­lić? Szu­kaj, bo to na pewno jest!

Nie­któ­rym może być trudno to zna­leźć.

Może być trudno, bo osoby, które sie­bie nie kochają, zauwa­żają zazwy­czaj wady i to wywo­łuje w nich bar­dzo dużo nega­tyw­nych emo­cji. Tu może oka­zać się pomocne kolejne ćwi­cze­nie. Pomyśl przez chwilę, co dobrego ostat­nio dla sie­bie zro­bi­łeś. Zapisz to na kartce i sprawdź, czy jesteś usa­tys­fak­cjo­no­wany, czy nie było tego za mało. Wsłu­chuj się w sie­bie, w swoje potrzeby, i rób sobie dobrze, dba­jąc o sie­bie. To wła­śnie jest miłość. Kiedy kogoś kochasz, nie wyrzą­dzasz tej oso­bie krzywdy. Pil­nuj więc, by nie krzyw­dzić sie­bie.

Kocham sie­bie za samo to, że jestem.

Tak. A nie­któ­rzy mają poczu­cie, że trzeba zasłu­gi­wać na miłość. Wynika to zazwy­czaj z tego, czego o miło­ści nauczyli się w domu rodzin­nym. Jeśli na przy­kład mama lub tata chwa­lili cię i oka­zy­wali ci miłość wyłącz­nie w chwi­lach zwią­za­nych z suk­ce­sem, a nie wspie­rali i nie oka­zy­wali ci miło­ści, gdy mie­wa­łeś pro­blemy, to nie zacho­wy­wali się wobec cie­bie w porządku. Chcę tu wyraź­nie powie­dzieć: KAŻDY ZASŁU­GUJE NA MIŁOŚĆ! Ty rów­nież!

Co jeśli ktoś tak jed­nak nie myśli?

Zasta­nów się, czy nie jesteś dla sie­bie zbyt surowy i zbyt kry­tyczny. A następ­nie poszu­kaj źró­dła tego samo­kry­ty­cy­zmu. Zasta­nów się, czy to, co o sobie myślisz, aby na pewno jest praw­dziwe. Poszu­kaj rze­czy, które w sobie lubisz, które ci się w sobie podo­bają, z któ­rych możesz być dumny.

Tak, dumny od razu.

Jestem abso­lut­nie prze­ko­nana, że każdy znaj­dzie w swoim życiu coś, z czego może odczu­wać dumę. Każdy zdał jakiś egza­min, skoń­czył jakąś szkołę albo dostał się do jakiejś szkoły, zna­lazł pracę. To nie­moż­liwe, by na świe­cie była choć jedna osoba, któ­rej życie byłoby jed­nym wiel­kim pasmem pora­żek. Ni­gdy w to nie uwie­rzę.

Ja też nie.

Nikt nie jest do końca zły, tak jak nikt nie jest do końca dobry. Każdy może być z cze­goś dumny. A porażki? Trzeba je akcep­to­wać i iść dalej.

Brzmi nie­źle, ale dużo osób sku­pia się wła­śnie na poraż­kach.

Wielu moich pacjen­tów uza­leż­nia poczu­cie wła­snej war­to­ści i miłość do sie­bie od czyn­ni­ków zewnętrz­nych. Jeden z nich mówi tak: jak mi coś wyj­dzie w szkole, jak dostanę piątkę, to jestem super, to się uwiel­biam. Ale jak zawalę jakąś kla­sówkę, to jestem bez­na­dziejny. A powinno być tak, i to jest celem tera­pii, by on pomimo popeł­nio­nego błędu, tego, że coś mu nie wyszło, na­dal uwa­żał, że jest w porządku. Jesteś w porządku, tylko po pro­stu popeł­ni­łeś błąd.

_A ty ile razy uwa­ża­łeś(-aś) się za bez­na­dziejną osobę? Wyko­naj ćwi­cze­nia, które pomogą ci spoj­rzeć na sie­bie łaskaw­szym okiem._

Ćwi­cze­nie nr 1

_Bar­dzo dobrym ćwi­cze­niem na miłość do sie­bie jest wyobra­że­nie sobie spo­tka­nia z małym sobą. Wyobraź sobie, że idziesz na bar­dzo ważne spo­tka­nie. Ubie­rasz się naj­le­piej, jak potra­fisz, wybie­rasz miej­sce, w któ­rym czu­jesz się dobrze. Docie­rasz tam i widzisz cze­ka­jące na cie­bie pię­cio­let­nie dziecko. To ty, kiedy byłeś mały. Popatrz na sie­bie małego. Posłu­chaj, czego mały ty potrze­buje, przy­tul go i powiedz, że jest wspa­nia­łym, kocha­nym małym… (tu wstaw imię). Że jest mądry i zdolny. Że zasłu­guje na wszystko, co naj­lep­sze._

_Przy­tul go mocno i zapa­mię­taj moment, w któ­rym on czy ona mówi, czego tak naprawdę chce._

_Zapisz sobie na kartce to, co mały ty tobie powie­dział, i posta­raj się każ­dego dnia speł­niać prośbę małego cie­bie._

Ćwi­cze­nie nr 2 (alter­na­tyw­nie)

_Wyobraź sobie, że wygra­łeś(-aś) dzień z twoim ido­lem; kimś, kto jest dla cie­bie bar­dzo, bar­dzo ważny. Masz przy­go­to­wać swój pokój czy miesz­ka­nie na wizytę gościa. Masz zro­bić pyszne śnia­da­nie lub obiad, masz ubrać się pięk­nie, tak żebyś czuł(-a) się wyjąt­kowo._

Pomyśl o tym, co zro­bisz, co przy­go­tu­jesz, w co się ubie­rzesz, jak będzie wyglą­dał twój dzień z tą ważną osobą. Czy dokądś pój­dzie­cie? Co będzie­cie robić? Opra­cuj i zapisz plan.

A teraz uwaga: ta ważna osoba, z którą się spo­tkasz, to ty :)

Koniecz­nie zrób choć jedną rzecz z planu, który przy­go­to­wa­łeś(-aś).

Powta­rzasz czę­sto: poko­chasz kogoś dopiero wtedy, gdy poko­chasz sie­bie.

Bo kiedy uwa­żasz, że jesteś bez­na­dziejny, wręcz nie­na­wi­dzisz sie­bie, no to jak możesz wykrze­sać z sie­bie miłość do kogoś? Będziesz tylko brał. Z dru­giej strony, jeśli nie kochasz sie­bie, to nawet jeśli ktoś obda­rzy cię miło­ścią, możesz ją odrzu­cić.

Albo będziesz szu­kał miło­ści pod błęd­nym adre­sem.

Zga­dza się. Kiedy ktoś ma dużo defi­cy­tów: nie wie­rzy w sie­bie, myśli o sobie jak naj­go­rzej, nie dba o wygląd zewnętrzny lub dba o niego prze­sad­nie, nie roz­wija się, nie radzi sobie na stu­diach, w szkole… to taki czło­wiek, u któ­rego gene­ral­nie wszystko leży, szuka dru­giej osoby po to, żeby dała wszystko to, czego on nie ma. Taki zwią­zek będzie ska­zany na porażkę, bo nie roz­wi­nie się tam part­ner­stwo, tylko rela­cja dawca–biorca.

A powinna być rów­no­waga.

W takim związku powstaje pro­blem, bo osoba, która jest biorcą, staje się zależna. Bez dawcy sobie nie pora­dzi, roz­sy­pie się. My po to mamy kochać sie­bie, by w ramach tej miło­ści zaspo­ka­jać wszyst­kie swoje ważne potrzeby. W rela­cji zaś zaspo­ka­jamy potrzeby swoje i potrzeby dru­giej osoby.

Być może jesteś w związku albo marzysz o tym, żeby w nim być. Myśla­łeś(-aś) kie­dyś dla­czego? Wła­śnie po to, żeby coś otrzy­mać – miłość, wspar­cie, tro­skę, uwagę, czas i tym podobne. Ale w zamian podzie­lić się czymś z tą drugą osobą.

Co to są „potrzeby w rela­cji” i czym róż­nią się od innych potrzeb?

Każdy czło­wiek ma swoje oso­bi­ste potrzeby, potrzeby pod­sta­wowe, fizjo­lo­giczne: jedze­nie, spa­nie, oddy­cha­nie… i potrzeby wyż­szego rzędu, takie jak miłość, akcep­ta­cja, samo­re­ali­za­cja i tak dalej. Nie każdy jed­nak jest ich świa­domy. Ponadto, wcho­dząc w związki, mamy wiele dodat­ko­wych potrzeb.

No wła­śnie: jakich?

Sam powi­nie­neś umieć je nazwać. Jeśli nie potra­fimy nazwać tego, czego chcemy, bar­dzo trudno będzie dru­giej oso­bie odpo­wie­dzieć na nasze potrzeby. A chcemy być ważni, wysłu­chani, kochani, waż­niejsi od gier, kole­gów czy kole­ża­nek. Pra­gniemy czu­ło­ści, cza­sem kwia­tów i upo­min­ków, czasu spę­dza­nego razem… i wielu innych rze­czy. Naj­czę­ściej poja­wia­jącą się potrzebą w związ­kach moich pacjen­tów jest potrzeba bycia kimś naj­waż­niej­szym dla wybranka czy wybranki. Pew­nie brzmi zna­jomo.

Oj tak… Ale idąc w ślad za tym, co mówisz, zga­duję, że taką potrzebę zgła­szają jasno przede wszyst­kim ci, któ­rzy są ważni dla samych sie­bie, bo sami sie­bie kochają.

Ci, któ­rzy sie­bie nie kochają, też mają taką potrzebę, ale komu­ni­kują ją w nie­zdrowy spo­sób.

Czyli jaki?

Mam taką nasto­latkę w tera­pii. Co jakiś czas szuka chło­paka i zazwy­czaj, gdy już kogoś pozna, staje się od niego bar­dzo zależna emo­cjo­nal­nie. Uważa, że bez niego świat się skoń­czy, a ona będzie nikim. O sobie myśli zaś, że jest bez­na­dziejna. Zja­dają ją kom­pleksy i niska samo­ocena. Jej wybran­kami są za to popu­larni chłopcy, odno­szący suk­cesy w spo­rcie, w nauce. Ona jest o te suk­cesy potwor­nie zazdro­sna. Za każ­dym razem, kiedy oni robią krok do przodu, ona zamyka się w sobie i trzeba się nią zaj­mo­wać. Te związki szybko się przez to koń­czą.

Nie dzi­wię się tym chło­pa­kom, że dzię­kują jej za współ­pracę.

Gdyby była part­nerką, która kocha sie­bie i jego, toby cie­szyła się szczę­ściem swo­jego chło­paka. Ale nie, sabo­tuje go – ponie­waż nie chce, żeby on szedł do przodu.

W sumie dla­czego?

Boi się, że ją zostawi. Pró­buje go stłam­sić, byle jej się nie wywi­nął gdzieś, nie spo­tkał kogoś cie­kaw­szego. Czuje prze­cież, że nie jest dla niego cie­kawa. A dla­czego nie jest cie­kawa? Bo nie roz­wija się, nie inwe­stuje w sie­bie. Karmi się złym zda­niem o sobie oraz oba­wami. To są objawy braku miło­ści do sie­bie. I to jest tok­syczne.

Jesz­cze sobie wyobra­zi­łem, że osoba, która sie­bie nie kocha, by potwier­dzić to swoje „bycie nikim”, znaj­dzie kogoś, kto będzie nią pomia­tał.

Taki sce­na­riusz też jest moż­liwy. Tu mamy do czy­nie­nia z potwier­dze­niem sche­matu: jestem bez­na­dziejna, nie zasłu­guję na miłość. Wybie­ram part­nera, który będzie mnie trak­to­wał tak, że nie będę miała wąt­pli­wo­ści, że to, w co wie­rzę, jest prawdą.

Ale można też przy odro­bi­nie szczę­ścia tra­fić na kogoś, kto pomoże nam sie­bie poko­chać.

Tak, w dobrej rela­cji można nauczyć się miło­ści do sie­bie. I od razu roz­po­znać, jak to u nas jest z miło­ścią wła­sną. Ktoś ci oka­zuje mnó­stwo cie­pła, a ty myślisz: ale ja prze­cież nie zasłu­guję…

Tu powinna zapa­lić się czer­wona lampka.

Przy­cho­dzą do mnie tacy pacjenci. „Niby jest super, ale czuję, że coś jest nie tak. On(-a) cią­gle powta­rza, że mnie kocha. Tak bez powodu? Na pewno cze­goś ode mnie chce!” To podej­rze­nie wypływa z braku miło­ści do sie­bie. Są osoby sabo­tu­jące rela­cje, w któ­rych dostają cie­pło, i z upo­rem maniaka szu­kają cze­goś zna­jo­mego dla sie­bie, ale nie­ma­ją­cego wiele wspól­nego ze zdro­wym związ­kiem. Warto mieć tego świa­do­mość i przy­glą­dać się swoim wybo­rom.

Jako osob­nik z tatu­ażami nasłu­cha­łem się o dys­mor­fo­fo­bii, czyli nie­ak­cep­to­wa­niu swo­jego ciała. To też może być efekt braku miło­ści do sie­bie, prawda?

Twoje tatu­aże – twoja sprawa. Ale fak­tem jest, że z braku miło­ści do sie­bie ludzie czę­sto nad­mier­nie o sie­bie dbają. Myślą, że jesz­cze muszą coś zro­bić, żeby zasłu­żyć na miłość. Że ich ciało nie jest samo w sobie dość dobre. Efek­tem tego jest nie­ustanne upięk­sza­nie się, eks­tre­mal­nie dużo tatu­aży, pier­cingu, botoksu i tak dalej.

Albo jesz­cze jedno osią­gnię­cie, jesz­cze jedna naj­lep­sza ocena. Bo i tak można. Aż do zupeł­nego wyczer­pa­nia bate­rii.

Pamię­tam pacjentkę, która jako dziecko była odtrą­cana przez rodzi­ców. Czuła się naj­mniej ważna z trójki rodzeń­stwa. Przy oka­zji była też takim typo­wym „brzyd­kim kacząt­kiem”. Nie­zau­wa­żona, zawsze w cie­niu ład­niej­szych kole­ża­nek. Obie­cała sobie, że jak doro­śnie, będzie miała wszystko – żeby udo­wod­nić ludziom, że jest war­to­ściowa. Wpa­dła przez to w wir ope­ra­cji pla­stycz­nych, wie­rząc, że gdy będzie ide­al­nie piękna, nikt jej nie odrzuci.

Jak to, w wir? Robiła jedną ope­ra­cję za drugą?

Tak. I za każ­dym razem obie­cy­wała sobie, że to już ostatni raz. Bała się jed­nak, że kiedy prze­sta­nie, jej part­ner znaj­dzie kogoś lep­szego, kole­żanki prze­staną się z nią spo­ty­kać, straci klien­tów w pracy… Takie prze­ko­na­nia i myśle­nie nakrę­cały spi­ralę lęku, póź­niej zło­ści, a na sam koniec, żeby te emo­cje roz­ła­do­wać, szu­kała kolej­nego spo­sobu na „upięk­sze­nie”, licząc, że tym razem pomoże już osta­tecz­nie.

Matko, to już nałóg. Wróćmy jed­nak do źró­dła tych wszyst­kich pro­ble­mów. Skąd bie­rze się brak miło­ści do sie­bie? Wspo­mnia­łaś przed chwilą o odtrą­ce­niu przez rodzi­ców…

Nie każdy ma cie­pły dom, tro­skli­wych rodzi­ców. W rodzi­nach dzieją się różne rze­czy.

Ze strony rodzi­ców pada dużo słów kry­tyki, wyra­żane są nie­re­ali­styczne ocze­ki­wa­nia, nastę­puje porów­ny­wa­nie do innych dzieci w szkole. Wtedy rodzi się w dzie­ciach prze­ko­na­nie, że trzeba zasłu­gi­wać na miłość. Brak miło­ści do sie­bie wynika też z prze­mocy rodzi­ców wobec dziecka. Ono zaczyna myśleć: „Jestem nikim i zawsze zasłu­guję na karę” lub: „Jak można mnie w ogóle kochać? Jeśli moi rodzice mnie biją, to ozna­cza, że jestem naj­gor­szy”.

To smutne.

Ale i mniej dra­styczne sytu­acje mogą zosta­wić swoje piętno.

Czę­sto jest rywa­li­za­cja w rodzeń­stwie o to, kogo rodzice poko­chają bar­dziej. To rów­nież odbija się na miło­ści do sie­bie tego, które taką rywa­li­za­cję „prze­grywa”.

Bywa, że rodzice uza­leż­niają od postę­po­wa­nia dzieci swój nastrój. „O, przez cie­bie mamu­sia będzie smutna” lub jesz­cze gor­sze: „Do grobu mnie wpę­dzisz”.

To zostaje, ale nie w rodzi­nie, tylko w naszej psy­chice.

No wła­śnie, o to cho­dzi, że wszystko zostaje! „Mamu­sia jest przeze mnie smutna. Jestem złym czło­wie­kiem”. W gło­wie pozo­staje tak zwany kry­tyczny rodzic lub wadliwe dziecko. I uprzy­krzają nam życie.

Albo „nie zjesz, to mamu­sia będzie pła­kać”. To też chore.

Tak. Albo „ja się zabiję przez cie­bie”. „Ty mnie do grobu wpę­dzisz”. Ty jako nasto­la­tek słu­chasz tego i chło­niesz jak gąbka. Rodzice nie powinni tak mówić.

To są sytu­acje może nie dla wszyst­kich oczy­wi­ste, ale kiedy mowa o prze­mocy: fizycz­nej, sek­su­al­nej, psy­chicz­nej, to chyba nikt nie ma wąt­pli­wo­ści co do jej szko­dli­wego wpływu.

Gdy jako młoda osoba doświad­czasz prze­mocy, myślisz, że to ty jesteś winny. I prze­sta­jesz się kochać, bo uwa­żasz, że coś z tobą jest nie tak. Stąd bie­rze się choćby samo­oka­le­cza­nie w okre­sie nasto­let­nim.

Rów­nież ze strony star­szego rodzeń­stwa docho­dzi do aktów prze­mocy czy nawet do mole­sto­wa­nia sek­su­al­nego.

Mia­łam pacjenta, któ­rego sio­stra zimą zamy­kała na bal­ko­nie, kiedy rodzice byli w pracy. On stał tam w kap­ciach i pła­kał. Był dużo młod­szy od niej, a ona się nad nim znę­cała. Mam też pacjentkę, która była noto­rycz­nie mole­sto­wana przez swo­jego star­szego brata. Nikt tego nie zauwa­żył, a ona bała się pro­sić o pomoc. Nie można po takim doświad­cze­niu odczu­wać miło­ści do sie­bie, trzeba przejść psy­cho­te­ra­pię, żeby prze­pra­co­wać traumę.

Prze­moc psy­chiczna to także wyko­rzy­sty­wa­nie dzieci w kon­flik­tach mię­dzy rodzi­cami.

Wie­lo­krot­nie tra­fiają do mnie na tera­pię osoby, które w dzie­ciń­stwie były lub są obar­czane pro­ble­mami doro­słych. Rodzice wcią­gają dzieci w swoje spory. Two­rzą pseu­do­związki prze­ciwko dru­giemu part­ne­rowi, bar­dzo czę­sto na przy­kład matka z synem prze­ciwko „złemu ojcu”. Zda­rzają się także pacjenci, któ­rzy stali pomię­dzy rodzi­cami a dziad­kami.

Ojciec może jest zły, ale ta sym­bioza też jest zła.

Zła, szko­dliwa, tok­syczna. Gdy jesteś młody(-a) i doświad­czasz takiej sytu­acji, nie roz­wi­jasz się pra­wi­dłowo. Obar­czony nad­mia­rem ocze­ki­wań, masz nie­ustanne poczu­cie, że jesteś nie dość dobry, nie dość silny, nie zasłu­gu­jesz na miłość. Do tego docho­dzi jesz­cze jedna sprawa: w jaki spo­sób masz zaspo­koić potrzeby matki, ojca czy innej osoby, jeśli sam masz swoje potrzeby do speł­nie­nia? Czę­sto takie dzie­ciaki rezy­gnują z zaspo­ka­ja­nia swo­ich potrzeb wła­śnie dla rodzi­ców. Czę­sto są obroń­cami jed­nego z rodzi­ców w jego kon­flik­cie z dru­gim. Płacą za to depre­sją, zabu­rze­niami lęko­wymi… bo jest im za ciężko z taką odpo­wie­dzial­no­ścią. Bo nie powinno ich to spo­ty­kać! Pamię­taj: masz prawo do swo­ich potrzeb, a swoje kon­flikty rodzice powinni roz­wią­zy­wać sami.

Śro­do­wi­sko, w jakim dora­stamy, też może wpły­nąć na naszą samo­ocenę. Mam tu na myśli nie tylko rodzinę, ale i kole­gów z podwórka czy szkoły.

Oczy­wi­ście. Mia­łam pacjenta, któ­rego rówie­śnicy wyzy­wali „Kupa”. Był odtrą­cany, wyśmie­wany, bity. Rodzice mówili: obroń się, nie bądź pipą. I on dora­stał w prze­ko­na­niu, że zasłu­guje na to, co go spo­tyka, bo nie potrafi się obro­nić. Tym­cza­sem rodzice są od tego, żeby chro­nić cię i dać ci odpo­wied­nie wspar­cie, a nie jesz­cze ci dokła­dać za to, że nie radzisz sobie z prze­mocą rówie­śni­czą. Masz prawo doma­gać się od nich pomocy.

A co z hej­tem inter­ne­to­wym?

To zmora naszych cza­sów. Hejt wiąże się z sze­re­giem poważ­nych nega­tyw­nych skut­ków, to zna­czy: depre­sją, wyco­fa­niem, zabu­rze­niami lęko­wymi, niską samo­oceną… Jeśli jesteś ofiarą hejtu, koniecz­nie zgłoś to oso­bie doro­słej (mamie, tacie, cioci, wuj­kowi, babci, dziad­kowi, nauczy­cielce, psy­cho­lo­gowi). Jeśli doświad­czasz hejtu, a nikt ci w tym nie pomoże, w przy­szło­ści możesz czuć się gor­szy od innych. Pamię­taj, że hejt jest ści­ga­nym praw­nie prze­stęp­stwem.

Wróćmy do tych, któ­rzy uwa­żają, że trzeba zasłu­żyć na miłość. Rodzice wtła­czają w nich na siłę ambi­cje. Musisz być naj­lep­szy w spo­rcie. Musisz iść na medy­cynę. Dziecko posłali do klasy biol-chem z powodu medy­cyny i ono tłu­cze tę bio­lo­gię, choć tego nie­na­wi­dzi, ale wydaje mu się, że dzięki temu zdo­bę­dzie miłość rodzi­ców.

Miłość rodzi­ców, jak zresztą każda miłość, powinna być bez­wa­run­kowa. Nie da się na nią zasłu­żyć. Rodzice powinni cię przede wszyst­kim kochać i akcep­to­wać. Powinni cię uczyć i poka­zy­wać ci wspa­niały świat. Oczy­wi­ście też sta­wiać gra­nice, ale z sza­cun­kiem do cie­bie.

Jak wiele zależy od tych rodzi­ców, na któ­rych wybór nie mamy wpływu…

Jeżeli rodzice ota­czają cię cie­płem, miło­ścią, sta­wiają zdrowe gra­nice, ale jed­no­cze­śnie dają ci dużo pozy­tyw­nego feed­backu, akcep­tują i oka­zują to, prze­ja­wia­jąc także tro­skę i zain­te­re­so­wa­nie, no to pomimo róż­nych zawi­ro­wań w życiu będziesz wie­rzył w sie­bie. Wia­domo, bywa róż­nie, ale dzięki takiej posta­wie rodzi­ców wykształ­cisz w sobie mecha­ni­zmy dzia­ła­nia w róż­nych sytu­acjach i nie będziesz się obrzu­cał bło­tem, kiedy coś ci nie wyj­dzie. Będziesz ota­czał się przy­ja­ciółmi, któ­rych sam sobie wybie­rzesz i któ­rzy będą cię sza­no­wać i wspie­rać.

A jeśli rodzice nie ota­czają cie­płem albo dzieją się inne złe rze­czy, o któ­rych wspo­mi­na­łaś? Czy są jakieś mecha­ni­zmy obronne do zasto­so­wa­nia „tu i teraz”, zamiast dopiero po latach, nie kocha­jąc sie­bie, zacząć cho­dzić na tera­pię i pró­bo­wać to wszystko wypro­sto­wać? Mam dopiero sie­dem­na­ście lat i już teraz chcę dobrze żyć, a nie za lat dzie­sięć.

Wróćmy do tych pod­sta­wo­wych pytań: czy lubię sie­bie? Czy sie­bie sza­nuję? Czy trak­tuję sie­bie jak ważną dla sie­bie osobę? Czy robię rze­czy, które mi służą, które mi sprzy­jają? Następ­nie trzeba zasta­no­wić się: jakich emo­cji doświad­czam? Bo jeśli ktoś sie­bie nie lubi, towa­rzy­szą mu nega­tywne emo­cje. Warto mieć świa­do­mość tych emo­cji i pomy­śleć, skąd się one biorą. Więc czy to, co o sobie myślę, jest na pewno praw­dziwe? Skąd mam pew­ność, że jestem bez­na­dziejny? Może ktoś mi to usi­łuje wmó­wić?

Tok­syczni rodzice, tok­syczni rówie­śnicy, tok­syczni nauczy­ciele.

Wła­śnie. Tak jak już powie­dzie­li­śmy, brak miło­ści do sie­bie bie­rze się z nega­tyw­nego myśle­nia na swój temat. A ono ma gdzieś swoje zatrute źró­dło. Ktoś kie­dyś mądrze powie­dział, że każde dziecko powinno mieć przy­naj­mniej jed­nego doro­słego po swo­jej stro­nie.

Wbrew pozo­rom może być nie­kiedy o to trudno…

Trzeba rozej­rzeć się po śro­do­wi­sku, w jakim funk­cjo­nu­jemy. I uświa­do­mić sobie, że nie jest ono dane raz na zawsze, zwłasz­cza w mło­dym wieku. Szkoła się skoń­czy. Wypro­wa­dzimy się z domu rodzin­nego. Zresztą nawet w tym okre­sie, w któ­rym jeste­śmy „ska­zani” na rodzinę, mamy wpływ na to, z kim spę­dzamy czas poza domem. To ty decy­du­jesz o tym, kogo dopusz­czasz do sie­bie. Zawsze mówię o tym moim nasto­let­nim pacjen­tom, że żaden okres w życiu tak się nie dłuży, jak ten mię­dzy dwu­na­stym a osiem­na­stym rokiem życia. Ale on minie, a o czę­ści pro­ble­mów zapo­mnisz. Inne możesz roz­wią­zy­wać jako już doro­sły czło­wiek.

Stra­te­gia na prze­cze­ka­nie?

Tro­chę tak. Bo nic nie trwa wiecz­nie, na szczę­ście i na nieszczę­ście. To moje ulu­bione powie­dze­nie. Cza­sem trzeba coś prze­trwać, prze­cze­kać po pro­stu. Nie­kiedy ktoś mnie pyta w Insta­po­radni: „Co mam zro­bić, moi rodzice są tok­syczni?”.

I co odpo­wia­dasz?

No dziś się nie wypro­wa­dzisz, bo nie jesteś doro­sły i nie zara­biasz pie­nię­dzy. Ale możesz się uczyć, roz­wi­jać, marzyć, pla­no­wać swoją przy­szłość. To jest twoja droga do wol­no­ści.

Droga przez wyobraź­nię.

A żebyś wie­dział. Mam pacjentkę, która wycho­wy­wała się w pato­lo­gicz­nej rodzi­nie i kiedy było źle, prze­no­siła się w świat fan­ta­zji. Wyobra­żała sobie różne rze­czy. I rze­czywiście, teraz, w doro­słym życiu, wiele z tych fan­ta­zji jej się speł­niło, ponie­waż dążyła do ich reali­za­cji.

Czyli co się speł­niło?

Teraz pisze książki.

WOW. Super­mo­ty­wu­jąca histo­ria. Zresztą w bio­gra­fiach zna­nych ludzi czę­sto można zna­leźć wątek dora­sta­nia w trud­nych oko­licz­no­ściach.

To nie jest tak, że co pomy­ślisz, to się sta­nie, ale jeśli masz deter­mi­na­cję i jakiś cel i wie­rzysz w coś, to rób jak naj­wię­cej w tym kie­runku, żeby to zre­ali­zo­wać. A czy ty masz jakiś cel? W co wie­rzysz? Zasta­nów się nad tym.

To wymaga siły.

Dużej.

Ale ina­czej nie da rady. Kiedy jesteś chory(-a), ledwo trzy­masz się na nogach, i tak musisz się zdo­być na siły, żeby iść do leka­rza. To jest w twoim inte­re­sie. Szu­kaj alter­na­tyw i myśl o przy­szło­ści.

Dobrze jest też mieć sojusz­ni­ków. Czło­wiek w poje­dynkę jest słab­szy.

Ten wątek poja­wia się w Sex Edu­ca­tion, do któ­rego to serialu wie­lo­krot­nie będę tutaj nawią­zy­wał i bar­dzo go wszyst­kim pole­cam. Miesz­ka­jącą w przy­cze­pie i cie­szącą się nie­zbyt dobrą sławą Maeve cią­gnie za uszy nauczy­cielka, która dostrzega jej nie­po­spo­litą inte­li­gen­cję.

Taka jest rola nauczy­cieli, tre­ne­rów, ale też dużej pra­co­wi­to­ści takiego dziecka. Ktoś jed­nak musi naj­pierw zaszcze­pić w tobie wiarę w sie­bie, poka­zać, że inne życie jest w ogóle moż­liwe.

Jeśli nie widzimy wspar­cia bli­sko, warto poszu­kać dalej. W szkole nie znaj­duję zro­zu­mie­nia? Ale w domu kul­tury orga­ni­zują różne warsz­taty, może tam poznam faj­nych ludzi. Wielu ludzi czer­pie siłę z ksią­żek, fil­mów, seriali, zata­pia­jąc się w świat fan­ta­zji lub bio­rąc przy­kład z ludzi, któ­rzy jako dzieci prze­cho­dzili podobne trud­no­ści.

Albo cho­dząc na jakiś tre­ning czy kurs tańca.

Na przy­kład. Trzeba do tego podejść w otwarty spo­sób. Mam taką nasto­let­nią pacjentkę, która pocho­dzi z nie­zbyt dobrego domu, ale zna­la­zła wspar­cie wśród ludzi z grupy tanecz­nej i ci ludzie dają jej siłę.

Pod­su­mo­wu­jąc: mogę iść po szkole do kole­żanki, zamiast wra­cać na to nie­szczę­sne podwórko, gdzie mnie prze­śla­dują. Potem popro­sić matkę czy ojca, żeby mnie zabrali samo­cho­dem, jak będą wra­cać z pracy, i w ich towa­rzy­stwie poje­chać do domu. A jeżeli mam rodzi­ców, z któ­rymi się nie doga­duję albo któ­rzy sto­sują wobec mnie prze­moc, mogę spró­bo­wać nawią­zać bliż­szą więź z ciotką albo z kimś innym doro­słym.

Jedna z moich pacjen­tek, kiedy miała szes­na­ście lat, prze­pro­wa­dziła się do dziad­ków, bo uznała, że nie wytrzyma w domu. Jej rodzice żyli w nie­ustan­nym kon­flik­cie. Ojciec pił. Dziad­ko­wie zaś dali jej dużo cie­pła i miło­ści. Więc ona w ten spo­sób zadbała o sie­bie.

Inna z kolei w wieku czter­na­stu lat sama zgło­siła się do domu dziecka, bo matka ją biła. Spa­ko­wała się, przy­je­chała i powie­działa, że nie ruszy się stam­tąd oraz że nie ma mowy o powro­cie do domu. Ojciec był po roz­wo­dzie z matką, nie miał z córką kon­taktu, ale jakoś tak szczę­śli­wie się uło­żyło, że ją po jakimś cza­sie z tego domu dziecka zabrał i zamiesz­kali razem.

Bar­dzo doj­rzale zacho­wały się te dziew­czyny.

Kiedy cier­pisz, szu­kaj pomocy u doro­słej osoby, choćby w szkole: u wycho­wawcy, psy­cho­loga szkol­nego, peda­goga, ulu­bio­nego nauczy­ciela. U kogoś, przed kim łatwo ci będzie się otwo­rzyć. Na szczę­ście, z tego, co obser­wuję, mło­dzi ludzie coraz czę­ściej znają swoje prawa i coraz czę­ściej wie­dzą, gdzie poszu­ki­wać pomocy.

Wyj­ście jest, trzeba go poszu­kać.

Znam mnó­stwo osób, które wycho­dząc z pato­lo­gicz­nych sytu­acji, osią­gnęły dużo wła­śnie dla­tego, że nie chciały cier­pieć i chciały mieć w życiu lepiej.

I te osoby kochają sie­bie?

Tak, ale naj­pierw musiały zwe­ry­fi­ko­wać swoje prze­ko­na­nia, myśle­nie o sobie.

Czy jestem toksyczny(-a)? Czy jestem zaburzony(-a)?

_Przy­cho­dzi taki moment w życiu więk­szo­ści z nas, kiedy zaczy­namy zada­wać sobie pyta­nie, kim jeste­śmy i jak nas odbie­rają inni. Patrzymy na sie­bie w rela­cjach, gdy prze­ży­wamy w nich trud­no­ści, i zada­jemy sobie pyta­nie, czy wszystko z nami okej. To dobrze, jeśli ty rów­nież się nad tym zasta­na­wiasz. Można z takiej auto­re­flek­sji wycią­gnąć ogromną naukę na swój temat, a także sko­ry­go­wać roz­ma­ite zacho­wa­nia, które nie sprzy­jają budo­wa­niu dobrych rela­cji mię­dzy­ludz­kich. Jeśli jesteś w związku czy w przy­jaźni i widzisz, że reagu­jesz nie­ade­kwat­nie, wyka­zu­jąc nad­mierną zazdrość, kon­trolę, albo że mani­pu­lu­jesz bli­ską osobą, zostań z nami. (Uwaga! To jeden z dwóch roz­dzia­łów na temat tok­sycz­no­ści!)_

Gdy ludzie myślą, że coś jest z nimi albo z kimś innym nie tak, uży­wają czę­sto przy­miot­nika „tok­syczny”.

To słowo ozna­cza wszystko i nic – przez to, że bywa obec­nie nad­uży­wane.

A gdy­byś jed­nak spró­bo­wała podać jakąś jego defi­ni­cję? Ci, któ­rzy uwa­żają, że ktoś jest tok­syczny, zazwy­czaj sądzą tak na jakiejś pod­sta­wie.

Bycie tok­sycz­nym to bycie zabu­rzo­nym w rela­cji. To ocze­ki­wa­nia nie­współ­mierne do sytu­acji, nad­mierna zazdrość, kon­tro­lo­wa­nie, mani­pu­la­cja, celowe wpę­dza­nie w poczu­cie winy, wyma­ga­nie jakiejś bez­względ­nej, wyide­ali­zo­wa­nej miło­ści, to jest też czę­sto ogromny kry­ty­cyzm w sto­sunku do part­nera czy part­nerki i brak zauwa­ża­nia nie­po­praw­nych, nie­ade­kwat­nych reak­cji u sie­bie. Taka osoba zawsze obar­cza winą drugą osobę.

Bycie tok­sycz­nym to umniej­sza­nie part­nera, znę­ca­nie się nad nim psy­chiczne, fizyczne, sek­su­alne, to prze­moc eko­no­miczna, mani­pu­la­cje, zastra­sza­nie, wymu­sza­nie, obni­ża­nie czy­je­goś poczu­cia wła­snej war­to­ści. Przy oso­bie „tok­sycz­nej” możesz się czuć dosłow­nie pozba­wiony ener­gii.

Jak przy wam­pi­rze.

Zga­dza się. Bycie tok­sycz­nym to wresz­cie cały zestaw róż­nych zacho­wań mani­pu­la­cyj­nych, na czele z pró­bami samo­bój­czymi na pokaz lub sto­so­wa­niem szan­tażu, że się samo­bój­stwo popełni. To są wszyst­kie te sytu­acje, kiedy ktoś pró­buje zakoń­czyć rela­cję, a druga osoba zatrzy­muje go za wszelką cenę, gro­żąc, że sobie zrobi krzywdę.

„Jak mnie zosta­wisz, to się zabiję”.

Wła­śnie o tym mówię. Mia­łam pacjentkę, która żeby zatrzy­mać przy sobie chło­paka, poje­chała do szpi­tala, poło­żyła się na łóżku i wysłała mu zdję­cie z infor­ma­cją, że jest ciężko chora. Inna uda­wała, że ma nowo­twór, tylko po to, żeby chło­pak się nią opie­ko­wał.

To są jaskrawe przy­kłady, ale też chyba czę­sto nie widzi się, że jest się z taką tok­syczną osobą. Tak na co dzień. Olśnie­nie przy­cho­dzi dopiero po jakimś cza­sie.

Czę­sto się tego nie widzi, bo mamy w gło­wach wyide­ali­zo­wany obraz związku, w któ­rym jest miej­sce na wielką miłość, a więc i wielką zazdrość. Ludzie odczy­tują takie zacho­wa­nia jako oznakę tego, że komuś zależy.

Jakie zacho­wa­nia? Szan­taże, próby samo­bój­cze? Prze­cież tu od razu powi­nien włą­czyć się sygnał do ewa­ku­acji.

Wyobraź sobie, że szan­taże i próby samo­bój­cze też bywają przez nie­któ­rych inter­pre­to­wane jako dowód dużego zaan­ga­żo­wa­nia. Skupmy się jed­nak na zacho­wa­niach mniej­szego kali­bru, czyli na sce­nach zazdro­ści, wydzwa­nia­niu, wiecz­nej kon­troli („gdzie jesteś?”), jeż­dże­niu za kimś po mie­ście, nie­ustan­nych pre­ten­sjach i pła­czach. Jeśli przy­po­mina ci ten opis rela­cję, w któ­rej obec­nie jesteś, wiedz, że zdrowy zwią­zek tak nie wygląda. Nawet jeśli ludzie się pokłócą, co się zda­rza, dają sobie czas na ochło­nię­cie, na zro­zu­mie­nie tego, co się stało, i na roz­wią­za­nie pro­blemu. A potem żyją długo i szczę­śli­wie, bez cią­głego wywo­ły­wa­nia kon­flik­tów i szu­ka­nia dziury w całym.

Jest też coś takiego jak zdrowa zazdrość.

To jest nor­malne, kiedy ci na kimś zależy. To jest mecha­nizm ewo­lu­cyjny (pil­nu­jesz w końcu tego, co twoje). Ale to nie zna­czy, że masz kon­tro­lo­wać, śle­dzić, spraw­dzać, insta­lo­wać komuś po kry­jomu loka­li­za­tor albo pod­słuch. Związki budu­jemy, opie­ra­jąc się na zaufa­niu. Dopiero kiedy ktoś go nad­użyje, możemy włą­czyć podejrz­li­wość i mecha­nizmy kon­troli, oczy­wi­ście w gra­ni­cach zdro­wego roz­sądku.

Odno­szę wra­że­nie, że osoby nasto­let­nie podej­rze­wają tok­sycz­ność u sie­bie lub innych na pod­sta­wie zacho­wań, które nie są aż tak dra­styczne. Tak jak powie­dzia­łaś, bycie tok­sycz­nym ozna­cza wszystko i nic. Jest to bar­dzo łatwo przy­pi­nana łatka. Zazwy­czaj innym, nie­kiedy też sobie. Pew­nie bar­dzo czę­sto zupeł­nie bez pokry­cia z rze­czy­wi­sto­ścią.

Ludzie zaczy­nają sie­bie o to podej­rze­wać naj­czę­ściej wtedy, kiedy mają feed­back. Sam z sie­bie raczej nie wiesz. Ale kiedy w kolej­nym związku ktoś ci mówi, że jakiś jesteś, to trzeba się zasta­no­wić, na bazie jakich zacho­wań on(-a) cie­bie tak oce­nia. I gdy te „tok­syczne” zacho­wa­nia dostrze­żesz u sie­bie, no, to już jest pora, żeby zacząć nad sobą pracę.

Naj­trud­niej jest dostrzec coś nega­tyw­nego u sie­bie.

No to słu­chaj feed­backu. Jeśli kolejny part­ner ci mówi, że jesteś cho­ro­bli­wie zazdro­sny(-a), zasta­nów się, czy nie ma w tym racji. Bo to prze­cież nie może być przy­pa­dek. Raczej się prze­ciwko tobie nie zmó­wili.

To fakt. Czyli nad­mierna zabor­czość i zazdrość to bez­sporne oznaki tok­sycz­no­ści.

Zabor­czość, przy­własz­cza­nie sobie dru­giej osoby, decy­do­wa­nie o niej, mani­pu­la­cja, pogry­wa­nie. Wszystko to, co nie jest part­ner­ską rela­cją, z czego nie prze­bija sza­cu­nek dla dru­giej osoby i jej wol­no­ści.

Mam młodą pacjentkę, któ­rej chło­pak codzien­nie rano każe wysłać zdję­cie w ubra­niu, w jakim ona zamie­rza wyjść do szkoły. I oczy­wi­ście mówi jej: nie, tak nie wyj­dziesz, to zbyt wyzy­wa­jące.

I ona się na to godzi?

Zdrowa osoba nie wej­dzie w zwią­zek z nikim zabu­rzo­nym, bo nie chce nikogo leczyć. Ci, któ­rzy decy­dują się na rela­cje z tok­sycz­nymi, czę­sto sami potrze­bują tera­pii. Zabor­czy czło­wiek potrze­buje ule­głego – po to, aby reali­zo­wać swoją wizję sie­bie, związku, życia. Ule­gły czę­sto uważa, że nie ma racji, nie ma siły prze­bi­cia, nie zasłu­guje na miłość, sym­pa­tię… i z lęku przed utratą godzi się na złe trak­to­wa­nie.

Załóżmy więc, że usły­sza­łem kilka razy od róż­nych osób, że prze­sa­dzam z podejrz­li­wo­ścią, a to obu­dziło we mnie – nomen omen – podej­rze­nie, że mogę być osobą tok­syczną. Mówisz: pra­co­wać nad sobą. Jak?

Jeśli już wiesz, że prze­ja­wiasz zacho­wa­nia, które mogą być trudne dla innych, to jest połowa suk­cesu. Dalej jest potrzebna tera­pia. Bo to wcale nie są żarty. Kiedy jesteś osobą nasto­let­nią, która reaguje czę­sto nie­ade­kwat­nie, nie radzi sobie z emo­cjami, krzyw­dzi innych i tak dalej, może to być dowód na to, że kształ­tują się w tobie zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści. Te wpraw­dzie dia­gno­zuje się z całą pew­no­ścią dopiero po dwu­dzie­stym, dwu­dzie­stym pią­tym roku życia, gdyż do tego czasu oso­bo­wość się kształ­tuje, ale wła­śnie dzięki temu, że ona się teraz kształ­tuje, możemy spró­bo­wać mieć na nią wpływ.

To jak z cho­robą – nie igno­rujmy pierw­szych obja­wów, bo może to się źle dla nas skoń­czyć.

Brak reak­cji, brak pod­ję­cia tera­pii zaowo­cuje tym, że będziesz wiecz­nie popeł­niał(-a) te same błędy, a one będą wpły­wać na twoje funk­cjo­no­wa­nie w rela­cjach z ludźmi i w związ­kach, ale przede wszyst­kim będą rzu­to­wały na to, jak się będziesz czuł.

Nie każ­dego nasto­latka stać na tera­pię. Zresztą rodzice mogą się nie zgo­dzić albo ich samych może nie stać.

Naj­waż­niej­sze jest obser­wo­wa­nie sie­bie, słu­cha­nie tego, co mają nam do powie­dze­nia inni, wycią­ga­nie wnio­sków, chęć zmiany i praca nad zmianą. Sprawdź, w jakie bli­skie rela­cje wcho­dzisz. Czy jesteś kon­flik­towy? Czy masz skłon­no­ści do agre­sji, ryzyka? Czy cza­sem ryzy­ku­jesz, czy prze­strze­gasz zasad, norm? Jak trak­tu­jesz innych ludzi? Jak o nich myślisz? Jak myślisz o sobie? Warto też sobie spi­sać swoje prze­ko­na­nia na temat związku. Co ktoś powi­nien, co ja powin­nam, powi­nienem. Czę­sto ludzie już na pozio­mie prze­ko­nań mają jakieś znie­kształ­ce­nia, a cała reszta jest tego kon­se­kwen­cją. Na przy­kład jeżeli jedna osoba jest z domu, w któ­rym ojciec zdra­dza matkę albo matka ojca, może wejść w życie związ­kowe z myśle­niem, że kobiety są nie­wierne lub że męż­czy­znom nie należy ufać.

Może nawet nie wie­dzieć, że ma się jakieś prze­ko­na­nie, ale to się ujawni w zacho­wa­niu.

Zga­dza się. Tok­sycz­ność to są wszyst­kie zacho­wa­nia, które w jakiś spo­sób ude­rzają w kogoś albo w cie­bie. Doświad­cza­jąc ich albo przy­spa­rza­jąc ich komuś, warto się zasta­no­wić, co się za nimi kryje.

I nagle: nie­spo­dzianka! Oka­zuje się, że kie­rują tobą prze­ko­na­nia, o któ­rych nie mia­łeś(-aś) poję­cia.

Kiedy odkry­wasz takie prze­ko­na­nia w sobie, warto zapy­tać osobę, z którą jesteś w rela­cji: czy robię coś, co cie­bie rani? A jeśli tak, to co to jest? To pozwoli nam wię­cej zro­zu­mieć. Tylko trzeba mieć odwagę, żeby słu­chać.

A przede wszyst­kim odwagę, by zapy­tać.

Masz rację, to klu­czowe. A póź­niej przy­cho­dzi czas na zapy­ta­nie samego sie­bie: dla­czego tak robię? Dla­czego na przy­kład, kiedy moja dziew­czyna nie odbie­rała tele­fonu, a ja do niej wydzwa­nia­łem kil­ka­na­ście razy, to kiedy wresz­cie ode­brała, powie­dzia­łem „pier­dol się”? Czy to była słuszna reak­cja? I dla­czego tak ostro? Może dla­tego, że poczu­łem się odrzu­cony? A prze­cież ona mogła być u den­ty­sty, u pedi­kiu­rzystki, w łazience. Mogła mieć wyci­szony ten tele­fon.

Mogła wresz­cie nie mieć ochoty na roz­mowy.

Pew­nie. To prawo każ­dego. Trzeba pamię­tać: inni ludzie mają swoje prawa. Ktoś może po pro­stu nie lubić roz­ma­wiać przez tele­fon.

A teraz zasta­nów się, jakie prawa w twoim związku ma twoja part­nerka czy twój part­ner według cie­bie. Możesz to nawet sobie spi­sać. A potem zapy­taj ją/jego o to. Czy zga­dza­cie się we wszyst­kich punk­tach? Jeśli nie, macie o czym dys­ku­to­wać.

Skupmy się na tej sytu­acji z tele­fo­nem. Co zro­bić, by do niej powtór­nie nie doszło? Trzeba cze­kać, aż w toku tera­pii zmie­nią się nam prze­ko­na­nia?

Następ­nym razem, gdy ona znów nie będzie odbie­rać, możesz spró­bo­wać odro­czyć dzia­ła­nie i zasta­no­wić się nad tym, co czu­jesz – to po pierw­sze, co myślisz – to po dru­gie, a po trze­cie – poszu­kaj dowo­dów na praw­dzi­wość two­ich myśli. Jeśli ich nie znaj­dziesz, zasta­nów się, czy te myśli są słuszne. Podam ci przy­kład. Dzwo­nisz, ona nie odbiera. Myślisz: „Olewa mnie, nie liczy się ze mną, powinna zawsze odbie­rać tele­fon ode mnie”. Takie myśli mogą wywo­łać złość, smu­tek, poczu­cie bycia nie­waż­nym. Jaka będzie twoja reak­cja? Może się obra­zisz, może następ­nym razem, w odwe­cie, sam nie odbie­rzesz, gdy zadzwoni. A co by było, gdy­byś pomy­ślał: „Nie odbiera, bo pew­nie jest zajęta, ale na pewno oddzwoni lub napi­sze, kiedy zoba­czy, że dzwo­ni­łem”? Co możesz po tym poczuć? Spo­kój. Jaka może być twoja reak­cja, gdy wresz­cie usły­szysz uko­chaną? „Faj­nie, że oddzwa­niasz. Co cie­ka­wego robi­łaś?”

Mogę się powstrzy­mać jeden, drugi raz, ale za trze­cim razem się nie powstrzy­mam. Bo prze­cież te prze­ko­na­nia pew­nie są sil­niej­sze ode mnie.

Jak się nie powstrzy­masz, trudno. Zali­czasz upa­dek, a potem dalej wal­czysz. Roz­mowa z wła­snymi myślami to świetna stra­te­gia na pano­wa­nie nad emo­cjami i na ade­kwatne reago­wa­nie. To cenna umie­jęt­ność, jedna z pod­sta­wo­wych tech­nik tera­pii poznaw­czo-beha­wio­ral­nej.

No tak. Ale wydaje mi się, że w tej sytu­acji praca jest do wyko­na­nia po obu stro­nach. Mam na myśli part­nerkę, part­nera. Musi wyka­zać się cier­pli­wo­ścią i wyro­zu­mia­ło­ścią, kiedy widzi, że ta druga osoba jed­nak pró­buje.

Z jed­nej strony: tak. Ale trzeba jasno powie­dzieć, że praca jest do wyko­na­nia przede wszyst­kim po stro­nie tej osoby, która „nawala”. Nie jest to nie­moż­liwe. Ile razy sły­szymy od kogoś: „No i on mi powie­dział coś tam. Ja się powstrzy­ma­łam, ale mia­łam ochotę mu nawrzu­cać”. Miała ochotę mu nawrzu­cać, ale się powstrzy­mała! Wska­zówką może być odro­cze­nie roz­mowy w chwili, kiedy czu­jesz silną złość. Pocze­kaj, aż emo­cje opadną, i dopiero wtedy wyja­śniaj.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: