- promocja
Instaporadnia - ebook
Instaporadnia - ebook
Magda Chorzewska w rozmowie z Przemkiem Pilarskim odpowiada na autentyczne pytania zadane na TikToku lub Instagramie!
- Kiedy zacząć uprawiać seks?
- Czy masturbacja jest okej?
- Jak zbudować dobry związek?
- Czy wybaczyć zdradę?
- Jak reagować na molestowanie?
To tylko część pytań, które psycholożka Magdalena Chorzewska otrzymała na swoim profilu Instaporadnia w social mediach. Żadne z nich nie zostało bez odpowiedzi. Obserwując ogromne zainteresowanie i ilość osób zgłaszających się ze swoimi problemami, psycholożka postanowiła rozwinąć swoje odpowiedzi.
Nie ma lepszego miejsca na to niż książka – TA książka. Żeby jednak forma nie była zbyt nuda, Magda zaprosiła do współpracy Przemysława Pilarskiego. W rozmowie, której zapisem jest ta publikacja, pochylili się nad najbardziej popularnymi pytaniami i zagadnieniami. Autorzy dyskutowali, poddawali w wątpliwość, drążyli poruszane tematy – tak by najbardziej zainteresowani, czyli WY czytelnicy, otrzymali rzetelne odpowiedzi na swoje pytania.
Ta książka to rodzaj podręcznika, który pomoże wam w rozwiązaniu problemów lub wskaże drogę do ich rozwiązania. Znajdziecie tu odpowiedzi na nurtujące was kwestie. Jest ich cała masa, ale tu odnajdziecie te najważniejsze.
PS Książka zawiera dwa rozdziały, który powinni przeczytać rodzice. Podrzućcie więc im tę lekturę, niech też się czegoś dowiedzą
Najbardziej autentyczna książka związkach, ciele i seksie dla młodych czytelników.
Magdalena Chorzewska – psycholożka, psychoteraputka, trenerka umiejętności psychologicznych, twórczyni internetowa. Od 15 lat pomaga ludziom pokonywać trudności, które blokują ich przed osiągnięciem tego, o czym marzą i czego potrzebują. Uczy ich jak rozumieć siebie, swoje emocje, rozwiązywać problemy i podejmować świadome decyzje. Z potrzeby pomagania i edukowania młodych ludzi, stworzyła Instaporadnię – popularny kanał psychologiczny na Instagramie i Tik Toku, gdzie aktywnie odpowiada na pytania obserwatorów, edukuje z dziedziny psychologii. Jako ekspertka jest częstym gościem w TVN, TVN24, Polsat News, Radio Zet, Chili Zet. Artykuły utworzone przy współpracy z nią można przeczytać w magazynach takich jak „Elle”, „Vogue”, „Twój Styl”, „Newsweek”.
Przemysław Pilarski – dramatopisarz, scenarzysta, dramaturg, dziennikarz. Absolwent polonistyki na UJ oraz kursu scenariuszowego w Warszawskiej Szkole Filmowej.Współautor (z seksuologiem Andrzejem Gryżewskim) książek poradnikowych Sztuka obsługi penisa i Jak facet z facetem. Rozmowy o seksualności i związkach gejowskich. Publikował w „Dialogu”, „Playboyu”, „Machinie”, „Czasie Kultury”, „Ha!arcie”, „Logo” i in. Jest autorem licznych scenariuszy programów i seriali telewizyjnych oraz autorskich monologów stand-up comedy, z którymi występował kiedyś w klubach i w telewizji.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-217-4 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cześć!
MAGDA: To chyba ten moment, kiedy musimy ci wyjaśnić, skąd wzięła się ta książka i dlaczego właśnie ją napisaliśmy. Historia jej powstania zaczyna się w 2019 roku – a więc moja Instaporadnia jeszcze nie istnieje. Podczas pracy przy programie _Love Island_ spotykam Przemka Pilarskiego, dosłownie spotykam go na lotnisku w Maladze, skąd jedziemy jednym autem do hotelu, gdzie będziemy mieszkać kolejne dwa miesiące. Zaprzyjaźniamy się. Przemek jest już wtedy współautorem bestsellera _Sztuka obsługi penisa_. Pod koniec naszego pobytu, po wielu przegadanych godzinach, Przemek proponuje mi wspólne napisanie książki psychologicznej. Jestem zachwycona tym pomysłem, bo jeśli pisanie książki, to tylko z Przemkiem. Ma otwarty umysł, jest bystry, a dodatkowo bardzo go lubię. Wracam do Polski, odkładam pomysł na półkę aż do momentu, kiedy w 2021 roku wracamy do tematu.
Tymczasem wybucha pandemia COVID-19, mamy lockdown, ja zaczynam pracę online i z potrzeby serca oraz miłości do mojego zawodu i pacjentów zaczynam udzielać się na Instagramie. Otwieram kilka razy w tygodniu Instaporadnię, gdzie odpowiadam na wasze pytania. Instaporadnia rozrasta się (dziś mam tam prawie 80 tysięcy obserwatorów), zakładam konto na TikToku i… okazuje się, że po wiedzę psychologiczną sięgają również młodzi ludzie z TikToka! Obserwuje mnie ponad 445 tysięcy osób, mam ponad 12,5 mln polubień moich postów¹.
Codziennie otrzymuję pytania na DM. Postanawiam na najczęstsze z nich odpowiedzieć również tu, na łamach książki, którą macie przed sobą. Mam nadzieję, że nasze wspólne dzieło pomoże wam rozwiązać problemy lub wskaże drogę do ich rozwiązania.
PRZEMEK: Wszystko się zgadza. Poznaliśmy się w Maladze :) . Pomysł na wspólne dzieło powstał szybko, ale dojrzewał i dojrzewał, wreszcie dojrzał – wraz z absolutnie niesamowitą Instaporadnią Magdy. W pewnym sensie jest tak, że bardzo chcieliśmy razem napisać książkę, no bo fajnie (i długo) nam się w tej Hiszpanii rozmawiało, ale dopiero Instaporadnia podpowiedziała, o czym ta książka ma być. A nawet nie Instaporadnia, tylko wy – zgłaszający się do Magdy ze swoimi problemami. Ja te wasze pytania tutaj Magdzie zadaję, starając się jak najdokładniej drążyć każdy temat.
Na końcu książki znajdują się dwa rozdziały dla rodziców. Dajcie im przeczytać, niech też się czegoś dowiedzą.
#hasztagi: _są po to, żeby na pierwszy rzut oka łatwo było rozeznać się w zwartości rozdziału; jak wiadomo, każdy „duży” temat zahacza o rozmaite „mniejsze”; na końcu książki został zamieszczony indeks, książkę można zatem czytać nie tylko od strony pierwszej do ostatniej, ale też kierując się hasztagami._Pokochać siebie
_Temat miłości do siebie przewija się w Instaporadni niemal codziennie. Większość z was słyszała zapewne hasło „pokochaj siebie, a inni też ciebie pokochają”. W tym rozdziale postaramy się pokazać wam, jak to zrobić._
Podobno najtrudniej jest pokochać siebie, tak naprawdę. Z drugiej strony – wszędzie krzyczą, że trzeba to zrobić.
Zgadzam się z tymi, którzy krzyczą, że należy pokochać siebie, mimo że może wydawać się to chwilową modą.
No ale jak to zrobić?
Ludzie myślą, że to jakaś wielka tajemnica albo rzecz nie do osiągnięcia. A tak naprawdę chodzi o to, żebyś dbał o siebie i traktował siebie jako najważniejszą osobę w swoim życiu.
Egoizm?
Zdrowy, jeśli już. Ale ja bym wolała zostać przy słowie „troska”. Miłość do siebie nie powinna kojarzyć się negatywnie.
Więc jak zatroszczyć się o siebie?
Jak ktoś siebie nie kocha, to przejawia autodestrukcyjne zachowania, głodzi się albo przekarmia, sięga po używki, popada w rozmaite nałogi, tnie się, wchodzi w „toksyczne” relacje. Dbaj więc o to, co jesz, o to, jak się ubierasz, jak spędzasz czas, czy nie robisz sobie krzywdy, wikłając się w związki, w których cierpisz, albo zażywając narkotyki, imprezując do upadłego, niszcząc swoje zdrowie. Idź przez życie, stawiając sobie cele, wyzwania. W miłości do siebie chodzi przecież o to, by poprawiać swój byt i się rozwijać, ale też, co ważne, zwracać uwagę na swoje emocje, mieć świadomość swoich potrzeb.
Idąc przed siebie, musisz pokonywać przeszkody. Niekiedy w postaci innych.
Tak, bo miłość do siebie to też asertywność. Czasem trzeba się komuś postawić.
Ale miłość do siebie to także altruizm. Gdy kochasz siebie, jesteś otwarty(-a) na cudze potrzeby.
Zaciekawiło mnie to, co powiedziałaś o imprezowaniu…
W imprezowaniu nie ma nic złego, jednak we wszystkim trzeba znać umiar.
Umiar to jedno. Lecz imprezowicze kojarzą się głównie z osobami, które bardzo dbają o siebie. Przecież nieustannie dostarczają sobie przyjemności. Tymczasem może się okazać, że to nie miłość, a zagłuszanie jakichś swoich problemów czy niedostatków.
Ludzie w różny sposób robią sobie krzywdę, kiedy siebie samych nie kochają.
Wystarczy prześledzić biografie członków Klubu 27².
Mam pacjenta, który był bardzo dobrze zapowiadającym się człowiekiem, takim złotym chłopcem. Wszyscy wróżyli mu wielki sukces. W wieku młodzieńczym wyróżniał się ogromnym potencjałem intelektualnym, miał świetne wyniki w nauce, wygrywał olimpiady. Miał też bardzo wielu znajomych.
Domyślam się, że będzie jakieś „ale”.
Będzie. Ale gdy poszedł na studia, odkrył, że kierunek, który wybrali mu rodzice, jest dla niego mało interesujący. Zaczęły się więc konflikty z rodzicami. Stało się wtedy oczywiste, że ich miłość jest warunkowa.
Albo będzie tak, jak oni chcą, albo wyjdzie na niewdzięcznika, który nie zasługuje na uczucie?
Tak właśnie było. Chłopak nie poradził sobie z odrzuceniem, ale przede wszystkim – zaczął siebie nienawidzić i uciekać w imprezy, alkohol i używki. Dziś jest od alkoholu uzależniony, nie udało mu się stworzyć żadnych długotrwałych relacji, a z rodzicami nie ma kontaktu. Jest na szczęście szansa dla niego, bo sięgnął po pomoc.
Jak odróżnić miłość od niemiłości? Bo zakładam, że warunkowa miłość rodziców twojego pacjenta była niemiłością właśnie.
Czym jest ta miłość właściwie? Trzeba wyjść od takiego pytania. Jeśli kogoś kocham, to dopytuję, jak się czuje, dbam o niego, chcę się przytulać, czekam, aż wróci z pracy, ze szkoły, cieszę się każdą chwilą z tą osobą. Chcę dla niej jak najlepiej. A co z miłością do siebie? Po czym poznam, że siebie kocham? Jeśli nie wiesz, jak odpowiedzieć, podstaw kogoś innego w miejsce siebie.
To znaczy?
Jest taka fajna technika: wyobraź sobie osobę, którą kochasz najmocniej na świecie. Zapisz po kolei, co w niej kochasz, na przykład: „Kocham twój głos, poczucie humoru, piegi, lojalność” i tym podobne.
Kiedy skończysz, zamień „twój” na „mój” i zaznacz te zdania, które są dla ciebie nadal prawdziwe.
Chodzi o to, żeby zadać sobie pytania na przykład o to, czy cieszę się każdą chwilą, jaką ze sobą spędzam?
Tak. Oraz by zastanowić się, co dla siebie robisz. Czy zauważasz, kiedy ci dobrze, kiedy źle? W jakich sytuacjach czujesz się dobrze, a w jakich źle? Co jest w tobie fajnego, za co siebie lubisz, za co możesz siebie pochwalić? Szukaj, bo to na pewno jest!
Niektórym może być trudno to znaleźć.
Może być trudno, bo osoby, które siebie nie kochają, zauważają zazwyczaj wady i to wywołuje w nich bardzo dużo negatywnych emocji. Tu może okazać się pomocne kolejne ćwiczenie. Pomyśl przez chwilę, co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłeś. Zapisz to na kartce i sprawdź, czy jesteś usatysfakcjonowany, czy nie było tego za mało. Wsłuchuj się w siebie, w swoje potrzeby, i rób sobie dobrze, dbając o siebie. To właśnie jest miłość. Kiedy kogoś kochasz, nie wyrządzasz tej osobie krzywdy. Pilnuj więc, by nie krzywdzić siebie.
Kocham siebie za samo to, że jestem.
Tak. A niektórzy mają poczucie, że trzeba zasługiwać na miłość. Wynika to zazwyczaj z tego, czego o miłości nauczyli się w domu rodzinnym. Jeśli na przykład mama lub tata chwalili cię i okazywali ci miłość wyłącznie w chwilach związanych z sukcesem, a nie wspierali i nie okazywali ci miłości, gdy miewałeś problemy, to nie zachowywali się wobec ciebie w porządku. Chcę tu wyraźnie powiedzieć: KAŻDY ZASŁUGUJE NA MIŁOŚĆ! Ty również!
Co jeśli ktoś tak jednak nie myśli?
Zastanów się, czy nie jesteś dla siebie zbyt surowy i zbyt krytyczny. A następnie poszukaj źródła tego samokrytycyzmu. Zastanów się, czy to, co o sobie myślisz, aby na pewno jest prawdziwe. Poszukaj rzeczy, które w sobie lubisz, które ci się w sobie podobają, z których możesz być dumny.
Tak, dumny od razu.
Jestem absolutnie przekonana, że każdy znajdzie w swoim życiu coś, z czego może odczuwać dumę. Każdy zdał jakiś egzamin, skończył jakąś szkołę albo dostał się do jakiejś szkoły, znalazł pracę. To niemożliwe, by na świecie była choć jedna osoba, której życie byłoby jednym wielkim pasmem porażek. Nigdy w to nie uwierzę.
Ja też nie.
Nikt nie jest do końca zły, tak jak nikt nie jest do końca dobry. Każdy może być z czegoś dumny. A porażki? Trzeba je akceptować i iść dalej.
Brzmi nieźle, ale dużo osób skupia się właśnie na porażkach.
Wielu moich pacjentów uzależnia poczucie własnej wartości i miłość do siebie od czynników zewnętrznych. Jeden z nich mówi tak: jak mi coś wyjdzie w szkole, jak dostanę piątkę, to jestem super, to się uwielbiam. Ale jak zawalę jakąś klasówkę, to jestem beznadziejny. A powinno być tak, i to jest celem terapii, by on pomimo popełnionego błędu, tego, że coś mu nie wyszło, nadal uważał, że jest w porządku. Jesteś w porządku, tylko po prostu popełniłeś błąd.
_A ty ile razy uważałeś(-aś) się za beznadziejną osobę? Wykonaj ćwiczenia, które pomogą ci spojrzeć na siebie łaskawszym okiem._
Ćwiczenie nr 1
_Bardzo dobrym ćwiczeniem na miłość do siebie jest wyobrażenie sobie spotkania z małym sobą. Wyobraź sobie, że idziesz na bardzo ważne spotkanie. Ubierasz się najlepiej, jak potrafisz, wybierasz miejsce, w którym czujesz się dobrze. Docierasz tam i widzisz czekające na ciebie pięcioletnie dziecko. To ty, kiedy byłeś mały. Popatrz na siebie małego. Posłuchaj, czego mały ty potrzebuje, przytul go i powiedz, że jest wspaniałym, kochanym małym… (tu wstaw imię). Że jest mądry i zdolny. Że zasługuje na wszystko, co najlepsze._
_Przytul go mocno i zapamiętaj moment, w którym on czy ona mówi, czego tak naprawdę chce._
_Zapisz sobie na kartce to, co mały ty tobie powiedział, i postaraj się każdego dnia spełniać prośbę małego ciebie._
Ćwiczenie nr 2 (alternatywnie)
_Wyobraź sobie, że wygrałeś(-aś) dzień z twoim idolem; kimś, kto jest dla ciebie bardzo, bardzo ważny. Masz przygotować swój pokój czy mieszkanie na wizytę gościa. Masz zrobić pyszne śniadanie lub obiad, masz ubrać się pięknie, tak żebyś czuł(-a) się wyjątkowo._
Pomyśl o tym, co zrobisz, co przygotujesz, w co się ubierzesz, jak będzie wyglądał twój dzień z tą ważną osobą. Czy dokądś pójdziecie? Co będziecie robić? Opracuj i zapisz plan.
A teraz uwaga: ta ważna osoba, z którą się spotkasz, to ty :)
Koniecznie zrób choć jedną rzecz z planu, który przygotowałeś(-aś).
Powtarzasz często: pokochasz kogoś dopiero wtedy, gdy pokochasz siebie.
Bo kiedy uważasz, że jesteś beznadziejny, wręcz nienawidzisz siebie, no to jak możesz wykrzesać z siebie miłość do kogoś? Będziesz tylko brał. Z drugiej strony, jeśli nie kochasz siebie, to nawet jeśli ktoś obdarzy cię miłością, możesz ją odrzucić.
Albo będziesz szukał miłości pod błędnym adresem.
Zgadza się. Kiedy ktoś ma dużo deficytów: nie wierzy w siebie, myśli o sobie jak najgorzej, nie dba o wygląd zewnętrzny lub dba o niego przesadnie, nie rozwija się, nie radzi sobie na studiach, w szkole… to taki człowiek, u którego generalnie wszystko leży, szuka drugiej osoby po to, żeby dała wszystko to, czego on nie ma. Taki związek będzie skazany na porażkę, bo nie rozwinie się tam partnerstwo, tylko relacja dawca–biorca.
A powinna być równowaga.
W takim związku powstaje problem, bo osoba, która jest biorcą, staje się zależna. Bez dawcy sobie nie poradzi, rozsypie się. My po to mamy kochać siebie, by w ramach tej miłości zaspokajać wszystkie swoje ważne potrzeby. W relacji zaś zaspokajamy potrzeby swoje i potrzeby drugiej osoby.
Być może jesteś w związku albo marzysz o tym, żeby w nim być. Myślałeś(-aś) kiedyś dlaczego? Właśnie po to, żeby coś otrzymać – miłość, wsparcie, troskę, uwagę, czas i tym podobne. Ale w zamian podzielić się czymś z tą drugą osobą.
Co to są „potrzeby w relacji” i czym różnią się od innych potrzeb?
Każdy człowiek ma swoje osobiste potrzeby, potrzeby podstawowe, fizjologiczne: jedzenie, spanie, oddychanie… i potrzeby wyższego rzędu, takie jak miłość, akceptacja, samorealizacja i tak dalej. Nie każdy jednak jest ich świadomy. Ponadto, wchodząc w związki, mamy wiele dodatkowych potrzeb.
No właśnie: jakich?
Sam powinieneś umieć je nazwać. Jeśli nie potrafimy nazwać tego, czego chcemy, bardzo trudno będzie drugiej osobie odpowiedzieć na nasze potrzeby. A chcemy być ważni, wysłuchani, kochani, ważniejsi od gier, kolegów czy koleżanek. Pragniemy czułości, czasem kwiatów i upominków, czasu spędzanego razem… i wielu innych rzeczy. Najczęściej pojawiającą się potrzebą w związkach moich pacjentów jest potrzeba bycia kimś najważniejszym dla wybranka czy wybranki. Pewnie brzmi znajomo.
Oj tak… Ale idąc w ślad za tym, co mówisz, zgaduję, że taką potrzebę zgłaszają jasno przede wszystkim ci, którzy są ważni dla samych siebie, bo sami siebie kochają.
Ci, którzy siebie nie kochają, też mają taką potrzebę, ale komunikują ją w niezdrowy sposób.
Czyli jaki?
Mam taką nastolatkę w terapii. Co jakiś czas szuka chłopaka i zazwyczaj, gdy już kogoś pozna, staje się od niego bardzo zależna emocjonalnie. Uważa, że bez niego świat się skończy, a ona będzie nikim. O sobie myśli zaś, że jest beznadziejna. Zjadają ją kompleksy i niska samoocena. Jej wybrankami są za to popularni chłopcy, odnoszący sukcesy w sporcie, w nauce. Ona jest o te sukcesy potwornie zazdrosna. Za każdym razem, kiedy oni robią krok do przodu, ona zamyka się w sobie i trzeba się nią zajmować. Te związki szybko się przez to kończą.
Nie dziwię się tym chłopakom, że dziękują jej za współpracę.
Gdyby była partnerką, która kocha siebie i jego, toby cieszyła się szczęściem swojego chłopaka. Ale nie, sabotuje go – ponieważ nie chce, żeby on szedł do przodu.
W sumie dlaczego?
Boi się, że ją zostawi. Próbuje go stłamsić, byle jej się nie wywinął gdzieś, nie spotkał kogoś ciekawszego. Czuje przecież, że nie jest dla niego ciekawa. A dlaczego nie jest ciekawa? Bo nie rozwija się, nie inwestuje w siebie. Karmi się złym zdaniem o sobie oraz obawami. To są objawy braku miłości do siebie. I to jest toksyczne.
Jeszcze sobie wyobraziłem, że osoba, która siebie nie kocha, by potwierdzić to swoje „bycie nikim”, znajdzie kogoś, kto będzie nią pomiatał.
Taki scenariusz też jest możliwy. Tu mamy do czynienia z potwierdzeniem schematu: jestem beznadziejna, nie zasługuję na miłość. Wybieram partnera, który będzie mnie traktował tak, że nie będę miała wątpliwości, że to, w co wierzę, jest prawdą.
Ale można też przy odrobinie szczęścia trafić na kogoś, kto pomoże nam siebie pokochać.
Tak, w dobrej relacji można nauczyć się miłości do siebie. I od razu rozpoznać, jak to u nas jest z miłością własną. Ktoś ci okazuje mnóstwo ciepła, a ty myślisz: ale ja przecież nie zasługuję…
Tu powinna zapalić się czerwona lampka.
Przychodzą do mnie tacy pacjenci. „Niby jest super, ale czuję, że coś jest nie tak. On(-a) ciągle powtarza, że mnie kocha. Tak bez powodu? Na pewno czegoś ode mnie chce!” To podejrzenie wypływa z braku miłości do siebie. Są osoby sabotujące relacje, w których dostają ciepło, i z uporem maniaka szukają czegoś znajomego dla siebie, ale niemającego wiele wspólnego ze zdrowym związkiem. Warto mieć tego świadomość i przyglądać się swoim wyborom.
Jako osobnik z tatuażami nasłuchałem się o dysmorfofobii, czyli nieakceptowaniu swojego ciała. To też może być efekt braku miłości do siebie, prawda?
Twoje tatuaże – twoja sprawa. Ale faktem jest, że z braku miłości do siebie ludzie często nadmiernie o siebie dbają. Myślą, że jeszcze muszą coś zrobić, żeby zasłużyć na miłość. Że ich ciało nie jest samo w sobie dość dobre. Efektem tego jest nieustanne upiększanie się, ekstremalnie dużo tatuaży, piercingu, botoksu i tak dalej.
Albo jeszcze jedno osiągnięcie, jeszcze jedna najlepsza ocena. Bo i tak można. Aż do zupełnego wyczerpania baterii.
Pamiętam pacjentkę, która jako dziecko była odtrącana przez rodziców. Czuła się najmniej ważna z trójki rodzeństwa. Przy okazji była też takim typowym „brzydkim kaczątkiem”. Niezauważona, zawsze w cieniu ładniejszych koleżanek. Obiecała sobie, że jak dorośnie, będzie miała wszystko – żeby udowodnić ludziom, że jest wartościowa. Wpadła przez to w wir operacji plastycznych, wierząc, że gdy będzie idealnie piękna, nikt jej nie odrzuci.
Jak to, w wir? Robiła jedną operację za drugą?
Tak. I za każdym razem obiecywała sobie, że to już ostatni raz. Bała się jednak, że kiedy przestanie, jej partner znajdzie kogoś lepszego, koleżanki przestaną się z nią spotykać, straci klientów w pracy… Takie przekonania i myślenie nakręcały spiralę lęku, później złości, a na sam koniec, żeby te emocje rozładować, szukała kolejnego sposobu na „upiększenie”, licząc, że tym razem pomoże już ostatecznie.
Matko, to już nałóg. Wróćmy jednak do źródła tych wszystkich problemów. Skąd bierze się brak miłości do siebie? Wspomniałaś przed chwilą o odtrąceniu przez rodziców…
Nie każdy ma ciepły dom, troskliwych rodziców. W rodzinach dzieją się różne rzeczy.
Ze strony rodziców pada dużo słów krytyki, wyrażane są nierealistyczne oczekiwania, następuje porównywanie do innych dzieci w szkole. Wtedy rodzi się w dzieciach przekonanie, że trzeba zasługiwać na miłość. Brak miłości do siebie wynika też z przemocy rodziców wobec dziecka. Ono zaczyna myśleć: „Jestem nikim i zawsze zasługuję na karę” lub: „Jak można mnie w ogóle kochać? Jeśli moi rodzice mnie biją, to oznacza, że jestem najgorszy”.
To smutne.
Ale i mniej drastyczne sytuacje mogą zostawić swoje piętno.
Często jest rywalizacja w rodzeństwie o to, kogo rodzice pokochają bardziej. To również odbija się na miłości do siebie tego, które taką rywalizację „przegrywa”.
Bywa, że rodzice uzależniają od postępowania dzieci swój nastrój. „O, przez ciebie mamusia będzie smutna” lub jeszcze gorsze: „Do grobu mnie wpędzisz”.
To zostaje, ale nie w rodzinie, tylko w naszej psychice.
No właśnie, o to chodzi, że wszystko zostaje! „Mamusia jest przeze mnie smutna. Jestem złym człowiekiem”. W głowie pozostaje tak zwany krytyczny rodzic lub wadliwe dziecko. I uprzykrzają nam życie.
Albo „nie zjesz, to mamusia będzie płakać”. To też chore.
Tak. Albo „ja się zabiję przez ciebie”. „Ty mnie do grobu wpędzisz”. Ty jako nastolatek słuchasz tego i chłoniesz jak gąbka. Rodzice nie powinni tak mówić.
To są sytuacje może nie dla wszystkich oczywiste, ale kiedy mowa o przemocy: fizycznej, seksualnej, psychicznej, to chyba nikt nie ma wątpliwości co do jej szkodliwego wpływu.
Gdy jako młoda osoba doświadczasz przemocy, myślisz, że to ty jesteś winny. I przestajesz się kochać, bo uważasz, że coś z tobą jest nie tak. Stąd bierze się choćby samookaleczanie w okresie nastoletnim.
Również ze strony starszego rodzeństwa dochodzi do aktów przemocy czy nawet do molestowania seksualnego.
Miałam pacjenta, którego siostra zimą zamykała na balkonie, kiedy rodzice byli w pracy. On stał tam w kapciach i płakał. Był dużo młodszy od niej, a ona się nad nim znęcała. Mam też pacjentkę, która była notorycznie molestowana przez swojego starszego brata. Nikt tego nie zauważył, a ona bała się prosić o pomoc. Nie można po takim doświadczeniu odczuwać miłości do siebie, trzeba przejść psychoterapię, żeby przepracować traumę.
Przemoc psychiczna to także wykorzystywanie dzieci w konfliktach między rodzicami.
Wielokrotnie trafiają do mnie na terapię osoby, które w dzieciństwie były lub są obarczane problemami dorosłych. Rodzice wciągają dzieci w swoje spory. Tworzą pseudozwiązki przeciwko drugiemu partnerowi, bardzo często na przykład matka z synem przeciwko „złemu ojcu”. Zdarzają się także pacjenci, którzy stali pomiędzy rodzicami a dziadkami.
Ojciec może jest zły, ale ta symbioza też jest zła.
Zła, szkodliwa, toksyczna. Gdy jesteś młody(-a) i doświadczasz takiej sytuacji, nie rozwijasz się prawidłowo. Obarczony nadmiarem oczekiwań, masz nieustanne poczucie, że jesteś nie dość dobry, nie dość silny, nie zasługujesz na miłość. Do tego dochodzi jeszcze jedna sprawa: w jaki sposób masz zaspokoić potrzeby matki, ojca czy innej osoby, jeśli sam masz swoje potrzeby do spełnienia? Często takie dzieciaki rezygnują z zaspokajania swoich potrzeb właśnie dla rodziców. Często są obrońcami jednego z rodziców w jego konflikcie z drugim. Płacą za to depresją, zaburzeniami lękowymi… bo jest im za ciężko z taką odpowiedzialnością. Bo nie powinno ich to spotykać! Pamiętaj: masz prawo do swoich potrzeb, a swoje konflikty rodzice powinni rozwiązywać sami.
Środowisko, w jakim dorastamy, też może wpłynąć na naszą samoocenę. Mam tu na myśli nie tylko rodzinę, ale i kolegów z podwórka czy szkoły.
Oczywiście. Miałam pacjenta, którego rówieśnicy wyzywali „Kupa”. Był odtrącany, wyśmiewany, bity. Rodzice mówili: obroń się, nie bądź pipą. I on dorastał w przekonaniu, że zasługuje na to, co go spotyka, bo nie potrafi się obronić. Tymczasem rodzice są od tego, żeby chronić cię i dać ci odpowiednie wsparcie, a nie jeszcze ci dokładać za to, że nie radzisz sobie z przemocą rówieśniczą. Masz prawo domagać się od nich pomocy.
A co z hejtem internetowym?
To zmora naszych czasów. Hejt wiąże się z szeregiem poważnych negatywnych skutków, to znaczy: depresją, wycofaniem, zaburzeniami lękowymi, niską samooceną… Jeśli jesteś ofiarą hejtu, koniecznie zgłoś to osobie dorosłej (mamie, tacie, cioci, wujkowi, babci, dziadkowi, nauczycielce, psychologowi). Jeśli doświadczasz hejtu, a nikt ci w tym nie pomoże, w przyszłości możesz czuć się gorszy od innych. Pamiętaj, że hejt jest ściganym prawnie przestępstwem.
Wróćmy do tych, którzy uważają, że trzeba zasłużyć na miłość. Rodzice wtłaczają w nich na siłę ambicje. Musisz być najlepszy w sporcie. Musisz iść na medycynę. Dziecko posłali do klasy biol-chem z powodu medycyny i ono tłucze tę biologię, choć tego nienawidzi, ale wydaje mu się, że dzięki temu zdobędzie miłość rodziców.
Miłość rodziców, jak zresztą każda miłość, powinna być bezwarunkowa. Nie da się na nią zasłużyć. Rodzice powinni cię przede wszystkim kochać i akceptować. Powinni cię uczyć i pokazywać ci wspaniały świat. Oczywiście też stawiać granice, ale z szacunkiem do ciebie.
Jak wiele zależy od tych rodziców, na których wybór nie mamy wpływu…
Jeżeli rodzice otaczają cię ciepłem, miłością, stawiają zdrowe granice, ale jednocześnie dają ci dużo pozytywnego feedbacku, akceptują i okazują to, przejawiając także troskę i zainteresowanie, no to pomimo różnych zawirowań w życiu będziesz wierzył w siebie. Wiadomo, bywa różnie, ale dzięki takiej postawie rodziców wykształcisz w sobie mechanizmy działania w różnych sytuacjach i nie będziesz się obrzucał błotem, kiedy coś ci nie wyjdzie. Będziesz otaczał się przyjaciółmi, których sam sobie wybierzesz i którzy będą cię szanować i wspierać.
A jeśli rodzice nie otaczają ciepłem albo dzieją się inne złe rzeczy, o których wspominałaś? Czy są jakieś mechanizmy obronne do zastosowania „tu i teraz”, zamiast dopiero po latach, nie kochając siebie, zacząć chodzić na terapię i próbować to wszystko wyprostować? Mam dopiero siedemnaście lat i już teraz chcę dobrze żyć, a nie za lat dziesięć.
Wróćmy do tych podstawowych pytań: czy lubię siebie? Czy siebie szanuję? Czy traktuję siebie jak ważną dla siebie osobę? Czy robię rzeczy, które mi służą, które mi sprzyjają? Następnie trzeba zastanowić się: jakich emocji doświadczam? Bo jeśli ktoś siebie nie lubi, towarzyszą mu negatywne emocje. Warto mieć świadomość tych emocji i pomyśleć, skąd się one biorą. Więc czy to, co o sobie myślę, jest na pewno prawdziwe? Skąd mam pewność, że jestem beznadziejny? Może ktoś mi to usiłuje wmówić?
Toksyczni rodzice, toksyczni rówieśnicy, toksyczni nauczyciele.
Właśnie. Tak jak już powiedzieliśmy, brak miłości do siebie bierze się z negatywnego myślenia na swój temat. A ono ma gdzieś swoje zatrute źródło. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że każde dziecko powinno mieć przynajmniej jednego dorosłego po swojej stronie.
Wbrew pozorom może być niekiedy o to trudno…
Trzeba rozejrzeć się po środowisku, w jakim funkcjonujemy. I uświadomić sobie, że nie jest ono dane raz na zawsze, zwłaszcza w młodym wieku. Szkoła się skończy. Wyprowadzimy się z domu rodzinnego. Zresztą nawet w tym okresie, w którym jesteśmy „skazani” na rodzinę, mamy wpływ na to, z kim spędzamy czas poza domem. To ty decydujesz o tym, kogo dopuszczasz do siebie. Zawsze mówię o tym moim nastoletnim pacjentom, że żaden okres w życiu tak się nie dłuży, jak ten między dwunastym a osiemnastym rokiem życia. Ale on minie, a o części problemów zapomnisz. Inne możesz rozwiązywać jako już dorosły człowiek.
Strategia na przeczekanie?
Trochę tak. Bo nic nie trwa wiecznie, na szczęście i na nieszczęście. To moje ulubione powiedzenie. Czasem trzeba coś przetrwać, przeczekać po prostu. Niekiedy ktoś mnie pyta w Instaporadni: „Co mam zrobić, moi rodzice są toksyczni?”.
I co odpowiadasz?
No dziś się nie wyprowadzisz, bo nie jesteś dorosły i nie zarabiasz pieniędzy. Ale możesz się uczyć, rozwijać, marzyć, planować swoją przyszłość. To jest twoja droga do wolności.
Droga przez wyobraźnię.
A żebyś wiedział. Mam pacjentkę, która wychowywała się w patologicznej rodzinie i kiedy było źle, przenosiła się w świat fantazji. Wyobrażała sobie różne rzeczy. I rzeczywiście, teraz, w dorosłym życiu, wiele z tych fantazji jej się spełniło, ponieważ dążyła do ich realizacji.
Czyli co się spełniło?
Teraz pisze książki.
WOW. Supermotywująca historia. Zresztą w biografiach znanych ludzi często można znaleźć wątek dorastania w trudnych okolicznościach.
To nie jest tak, że co pomyślisz, to się stanie, ale jeśli masz determinację i jakiś cel i wierzysz w coś, to rób jak najwięcej w tym kierunku, żeby to zrealizować. A czy ty masz jakiś cel? W co wierzysz? Zastanów się nad tym.
To wymaga siły.
Dużej.
Ale inaczej nie da rady. Kiedy jesteś chory(-a), ledwo trzymasz się na nogach, i tak musisz się zdobyć na siły, żeby iść do lekarza. To jest w twoim interesie. Szukaj alternatyw i myśl o przyszłości.
Dobrze jest też mieć sojuszników. Człowiek w pojedynkę jest słabszy.
Ten wątek pojawia się w Sex Education, do którego to serialu wielokrotnie będę tutaj nawiązywał i bardzo go wszystkim polecam. Mieszkającą w przyczepie i cieszącą się niezbyt dobrą sławą Maeve ciągnie za uszy nauczycielka, która dostrzega jej niepospolitą inteligencję.
Taka jest rola nauczycieli, trenerów, ale też dużej pracowitości takiego dziecka. Ktoś jednak musi najpierw zaszczepić w tobie wiarę w siebie, pokazać, że inne życie jest w ogóle możliwe.
Jeśli nie widzimy wsparcia blisko, warto poszukać dalej. W szkole nie znajduję zrozumienia? Ale w domu kultury organizują różne warsztaty, może tam poznam fajnych ludzi. Wielu ludzi czerpie siłę z książek, filmów, seriali, zatapiając się w świat fantazji lub biorąc przykład z ludzi, którzy jako dzieci przechodzili podobne trudności.
Albo chodząc na jakiś trening czy kurs tańca.
Na przykład. Trzeba do tego podejść w otwarty sposób. Mam taką nastoletnią pacjentkę, która pochodzi z niezbyt dobrego domu, ale znalazła wsparcie wśród ludzi z grupy tanecznej i ci ludzie dają jej siłę.
Podsumowując: mogę iść po szkole do koleżanki, zamiast wracać na to nieszczęsne podwórko, gdzie mnie prześladują. Potem poprosić matkę czy ojca, żeby mnie zabrali samochodem, jak będą wracać z pracy, i w ich towarzystwie pojechać do domu. A jeżeli mam rodziców, z którymi się nie dogaduję albo którzy stosują wobec mnie przemoc, mogę spróbować nawiązać bliższą więź z ciotką albo z kimś innym dorosłym.
Jedna z moich pacjentek, kiedy miała szesnaście lat, przeprowadziła się do dziadków, bo uznała, że nie wytrzyma w domu. Jej rodzice żyli w nieustannym konflikcie. Ojciec pił. Dziadkowie zaś dali jej dużo ciepła i miłości. Więc ona w ten sposób zadbała o siebie.
Inna z kolei w wieku czternastu lat sama zgłosiła się do domu dziecka, bo matka ją biła. Spakowała się, przyjechała i powiedziała, że nie ruszy się stamtąd oraz że nie ma mowy o powrocie do domu. Ojciec był po rozwodzie z matką, nie miał z córką kontaktu, ale jakoś tak szczęśliwie się ułożyło, że ją po jakimś czasie z tego domu dziecka zabrał i zamieszkali razem.
Bardzo dojrzale zachowały się te dziewczyny.
Kiedy cierpisz, szukaj pomocy u dorosłej osoby, choćby w szkole: u wychowawcy, psychologa szkolnego, pedagoga, ulubionego nauczyciela. U kogoś, przed kim łatwo ci będzie się otworzyć. Na szczęście, z tego, co obserwuję, młodzi ludzie coraz częściej znają swoje prawa i coraz częściej wiedzą, gdzie poszukiwać pomocy.
Wyjście jest, trzeba go poszukać.
Znam mnóstwo osób, które wychodząc z patologicznych sytuacji, osiągnęły dużo właśnie dlatego, że nie chciały cierpieć i chciały mieć w życiu lepiej.
I te osoby kochają siebie?
Tak, ale najpierw musiały zweryfikować swoje przekonania, myślenie o sobie.
Czy jestem toksyczny(-a)? Czy jestem zaburzony(-a)?
_Przychodzi taki moment w życiu większości z nas, kiedy zaczynamy zadawać sobie pytanie, kim jesteśmy i jak nas odbierają inni. Patrzymy na siebie w relacjach, gdy przeżywamy w nich trudności, i zadajemy sobie pytanie, czy wszystko z nami okej. To dobrze, jeśli ty również się nad tym zastanawiasz. Można z takiej autorefleksji wyciągnąć ogromną naukę na swój temat, a także skorygować rozmaite zachowania, które nie sprzyjają budowaniu dobrych relacji międzyludzkich. Jeśli jesteś w związku czy w przyjaźni i widzisz, że reagujesz nieadekwatnie, wykazując nadmierną zazdrość, kontrolę, albo że manipulujesz bliską osobą, zostań z nami. (Uwaga! To jeden z dwóch rozdziałów na temat toksyczności!)_
Gdy ludzie myślą, że coś jest z nimi albo z kimś innym nie tak, używają często przymiotnika „toksyczny”.
To słowo oznacza wszystko i nic – przez to, że bywa obecnie nadużywane.
A gdybyś jednak spróbowała podać jakąś jego definicję? Ci, którzy uważają, że ktoś jest toksyczny, zazwyczaj sądzą tak na jakiejś podstawie.
Bycie toksycznym to bycie zaburzonym w relacji. To oczekiwania niewspółmierne do sytuacji, nadmierna zazdrość, kontrolowanie, manipulacja, celowe wpędzanie w poczucie winy, wymaganie jakiejś bezwzględnej, wyidealizowanej miłości, to jest też często ogromny krytycyzm w stosunku do partnera czy partnerki i brak zauważania niepoprawnych, nieadekwatnych reakcji u siebie. Taka osoba zawsze obarcza winą drugą osobę.
Bycie toksycznym to umniejszanie partnera, znęcanie się nad nim psychiczne, fizyczne, seksualne, to przemoc ekonomiczna, manipulacje, zastraszanie, wymuszanie, obniżanie czyjegoś poczucia własnej wartości. Przy osobie „toksycznej” możesz się czuć dosłownie pozbawiony energii.
Jak przy wampirze.
Zgadza się. Bycie toksycznym to wreszcie cały zestaw różnych zachowań manipulacyjnych, na czele z próbami samobójczymi na pokaz lub stosowaniem szantażu, że się samobójstwo popełni. To są wszystkie te sytuacje, kiedy ktoś próbuje zakończyć relację, a druga osoba zatrzymuje go za wszelką cenę, grożąc, że sobie zrobi krzywdę.
„Jak mnie zostawisz, to się zabiję”.
Właśnie o tym mówię. Miałam pacjentkę, która żeby zatrzymać przy sobie chłopaka, pojechała do szpitala, położyła się na łóżku i wysłała mu zdjęcie z informacją, że jest ciężko chora. Inna udawała, że ma nowotwór, tylko po to, żeby chłopak się nią opiekował.
To są jaskrawe przykłady, ale też chyba często nie widzi się, że jest się z taką toksyczną osobą. Tak na co dzień. Olśnienie przychodzi dopiero po jakimś czasie.
Często się tego nie widzi, bo mamy w głowach wyidealizowany obraz związku, w którym jest miejsce na wielką miłość, a więc i wielką zazdrość. Ludzie odczytują takie zachowania jako oznakę tego, że komuś zależy.
Jakie zachowania? Szantaże, próby samobójcze? Przecież tu od razu powinien włączyć się sygnał do ewakuacji.
Wyobraź sobie, że szantaże i próby samobójcze też bywają przez niektórych interpretowane jako dowód dużego zaangażowania. Skupmy się jednak na zachowaniach mniejszego kalibru, czyli na scenach zazdrości, wydzwanianiu, wiecznej kontroli („gdzie jesteś?”), jeżdżeniu za kimś po mieście, nieustannych pretensjach i płaczach. Jeśli przypomina ci ten opis relację, w której obecnie jesteś, wiedz, że zdrowy związek tak nie wygląda. Nawet jeśli ludzie się pokłócą, co się zdarza, dają sobie czas na ochłonięcie, na zrozumienie tego, co się stało, i na rozwiązanie problemu. A potem żyją długo i szczęśliwie, bez ciągłego wywoływania konfliktów i szukania dziury w całym.
Jest też coś takiego jak zdrowa zazdrość.
To jest normalne, kiedy ci na kimś zależy. To jest mechanizm ewolucyjny (pilnujesz w końcu tego, co twoje). Ale to nie znaczy, że masz kontrolować, śledzić, sprawdzać, instalować komuś po kryjomu lokalizator albo podsłuch. Związki budujemy, opierając się na zaufaniu. Dopiero kiedy ktoś go nadużyje, możemy włączyć podejrzliwość i mechanizmy kontroli, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
Odnoszę wrażenie, że osoby nastoletnie podejrzewają toksyczność u siebie lub innych na podstawie zachowań, które nie są aż tak drastyczne. Tak jak powiedziałaś, bycie toksycznym oznacza wszystko i nic. Jest to bardzo łatwo przypinana łatka. Zazwyczaj innym, niekiedy też sobie. Pewnie bardzo często zupełnie bez pokrycia z rzeczywistością.
Ludzie zaczynają siebie o to podejrzewać najczęściej wtedy, kiedy mają feedback. Sam z siebie raczej nie wiesz. Ale kiedy w kolejnym związku ktoś ci mówi, że jakiś jesteś, to trzeba się zastanowić, na bazie jakich zachowań on(-a) ciebie tak ocenia. I gdy te „toksyczne” zachowania dostrzeżesz u siebie, no, to już jest pora, żeby zacząć nad sobą pracę.
Najtrudniej jest dostrzec coś negatywnego u siebie.
No to słuchaj feedbacku. Jeśli kolejny partner ci mówi, że jesteś chorobliwie zazdrosny(-a), zastanów się, czy nie ma w tym racji. Bo to przecież nie może być przypadek. Raczej się przeciwko tobie nie zmówili.
To fakt. Czyli nadmierna zaborczość i zazdrość to bezsporne oznaki toksyczności.
Zaborczość, przywłaszczanie sobie drugiej osoby, decydowanie o niej, manipulacja, pogrywanie. Wszystko to, co nie jest partnerską relacją, z czego nie przebija szacunek dla drugiej osoby i jej wolności.
Mam młodą pacjentkę, której chłopak codziennie rano każe wysłać zdjęcie w ubraniu, w jakim ona zamierza wyjść do szkoły. I oczywiście mówi jej: nie, tak nie wyjdziesz, to zbyt wyzywające.
I ona się na to godzi?
Zdrowa osoba nie wejdzie w związek z nikim zaburzonym, bo nie chce nikogo leczyć. Ci, którzy decydują się na relacje z toksycznymi, często sami potrzebują terapii. Zaborczy człowiek potrzebuje uległego – po to, aby realizować swoją wizję siebie, związku, życia. Uległy często uważa, że nie ma racji, nie ma siły przebicia, nie zasługuje na miłość, sympatię… i z lęku przed utratą godzi się na złe traktowanie.
Załóżmy więc, że usłyszałem kilka razy od różnych osób, że przesadzam z podejrzliwością, a to obudziło we mnie – nomen omen – podejrzenie, że mogę być osobą toksyczną. Mówisz: pracować nad sobą. Jak?
Jeśli już wiesz, że przejawiasz zachowania, które mogą być trudne dla innych, to jest połowa sukcesu. Dalej jest potrzebna terapia. Bo to wcale nie są żarty. Kiedy jesteś osobą nastoletnią, która reaguje często nieadekwatnie, nie radzi sobie z emocjami, krzywdzi innych i tak dalej, może to być dowód na to, że kształtują się w tobie zaburzenia osobowości. Te wprawdzie diagnozuje się z całą pewnością dopiero po dwudziestym, dwudziestym piątym roku życia, gdyż do tego czasu osobowość się kształtuje, ale właśnie dzięki temu, że ona się teraz kształtuje, możemy spróbować mieć na nią wpływ.
To jak z chorobą – nie ignorujmy pierwszych objawów, bo może to się źle dla nas skończyć.
Brak reakcji, brak podjęcia terapii zaowocuje tym, że będziesz wiecznie popełniał(-a) te same błędy, a one będą wpływać na twoje funkcjonowanie w relacjach z ludźmi i w związkach, ale przede wszystkim będą rzutowały na to, jak się będziesz czuł.
Nie każdego nastolatka stać na terapię. Zresztą rodzice mogą się nie zgodzić albo ich samych może nie stać.
Najważniejsze jest obserwowanie siebie, słuchanie tego, co mają nam do powiedzenia inni, wyciąganie wniosków, chęć zmiany i praca nad zmianą. Sprawdź, w jakie bliskie relacje wchodzisz. Czy jesteś konfliktowy? Czy masz skłonności do agresji, ryzyka? Czy czasem ryzykujesz, czy przestrzegasz zasad, norm? Jak traktujesz innych ludzi? Jak o nich myślisz? Jak myślisz o sobie? Warto też sobie spisać swoje przekonania na temat związku. Co ktoś powinien, co ja powinnam, powinienem. Często ludzie już na poziomie przekonań mają jakieś zniekształcenia, a cała reszta jest tego konsekwencją. Na przykład jeżeli jedna osoba jest z domu, w którym ojciec zdradza matkę albo matka ojca, może wejść w życie związkowe z myśleniem, że kobiety są niewierne lub że mężczyznom nie należy ufać.
Może nawet nie wiedzieć, że ma się jakieś przekonanie, ale to się ujawni w zachowaniu.
Zgadza się. Toksyczność to są wszystkie zachowania, które w jakiś sposób uderzają w kogoś albo w ciebie. Doświadczając ich albo przysparzając ich komuś, warto się zastanowić, co się za nimi kryje.
I nagle: niespodzianka! Okazuje się, że kierują tobą przekonania, o których nie miałeś(-aś) pojęcia.
Kiedy odkrywasz takie przekonania w sobie, warto zapytać osobę, z którą jesteś w relacji: czy robię coś, co ciebie rani? A jeśli tak, to co to jest? To pozwoli nam więcej zrozumieć. Tylko trzeba mieć odwagę, żeby słuchać.
A przede wszystkim odwagę, by zapytać.
Masz rację, to kluczowe. A później przychodzi czas na zapytanie samego siebie: dlaczego tak robię? Dlaczego na przykład, kiedy moja dziewczyna nie odbierała telefonu, a ja do niej wydzwaniałem kilkanaście razy, to kiedy wreszcie odebrała, powiedziałem „pierdol się”? Czy to była słuszna reakcja? I dlaczego tak ostro? Może dlatego, że poczułem się odrzucony? A przecież ona mogła być u dentysty, u pedikiurzystki, w łazience. Mogła mieć wyciszony ten telefon.
Mogła wreszcie nie mieć ochoty na rozmowy.
Pewnie. To prawo każdego. Trzeba pamiętać: inni ludzie mają swoje prawa. Ktoś może po prostu nie lubić rozmawiać przez telefon.
A teraz zastanów się, jakie prawa w twoim związku ma twoja partnerka czy twój partner według ciebie. Możesz to nawet sobie spisać. A potem zapytaj ją/jego o to. Czy zgadzacie się we wszystkich punktach? Jeśli nie, macie o czym dyskutować.
Skupmy się na tej sytuacji z telefonem. Co zrobić, by do niej powtórnie nie doszło? Trzeba czekać, aż w toku terapii zmienią się nam przekonania?
Następnym razem, gdy ona znów nie będzie odbierać, możesz spróbować odroczyć działanie i zastanowić się nad tym, co czujesz – to po pierwsze, co myślisz – to po drugie, a po trzecie – poszukaj dowodów na prawdziwość twoich myśli. Jeśli ich nie znajdziesz, zastanów się, czy te myśli są słuszne. Podam ci przykład. Dzwonisz, ona nie odbiera. Myślisz: „Olewa mnie, nie liczy się ze mną, powinna zawsze odbierać telefon ode mnie”. Takie myśli mogą wywołać złość, smutek, poczucie bycia nieważnym. Jaka będzie twoja reakcja? Może się obrazisz, może następnym razem, w odwecie, sam nie odbierzesz, gdy zadzwoni. A co by było, gdybyś pomyślał: „Nie odbiera, bo pewnie jest zajęta, ale na pewno oddzwoni lub napisze, kiedy zobaczy, że dzwoniłem”? Co możesz po tym poczuć? Spokój. Jaka może być twoja reakcja, gdy wreszcie usłyszysz ukochaną? „Fajnie, że oddzwaniasz. Co ciekawego robiłaś?”
Mogę się powstrzymać jeden, drugi raz, ale za trzecim razem się nie powstrzymam. Bo przecież te przekonania pewnie są silniejsze ode mnie.
Jak się nie powstrzymasz, trudno. Zaliczasz upadek, a potem dalej walczysz. Rozmowa z własnymi myślami to świetna strategia na panowanie nad emocjami i na adekwatne reagowanie. To cenna umiejętność, jedna z podstawowych technik terapii poznawczo-behawioralnej.
No tak. Ale wydaje mi się, że w tej sytuacji praca jest do wykonania po obu stronach. Mam na myśli partnerkę, partnera. Musi wykazać się cierpliwością i wyrozumiałością, kiedy widzi, że ta druga osoba jednak próbuje.
Z jednej strony: tak. Ale trzeba jasno powiedzieć, że praca jest do wykonania przede wszystkim po stronie tej osoby, która „nawala”. Nie jest to niemożliwe. Ile razy słyszymy od kogoś: „No i on mi powiedział coś tam. Ja się powstrzymałam, ale miałam ochotę mu nawrzucać”. Miała ochotę mu nawrzucać, ale się powstrzymała! Wskazówką może być odroczenie rozmowy w chwili, kiedy czujesz silną złość. Poczekaj, aż emocje opadną, i dopiero wtedy wyjaśniaj.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki