Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak nauczyć się szczęścia w każdych warunkach - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
29 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Jak nauczyć się szczęścia w każdych warunkach - ebook

Czy sądzisz, że szczęście jest zawsze równoznaczne z odczuwaniem radości? Czy twoim zdaniem doświadczanie smutku, lęku, tęsknoty i żalu automatycznie pozbawia nas zadowolenia z życia?

To iluzja, której zbyt często ulegamy i która w dodatku uniemożliwia nam czerpanie przyjemności z wielu radosnych chwil. Warto zdać sobie sprawę, że szczęście nie przychodzi do i nie trwa bez końca samo z siebie. Jest konsekwencją naszych zachowań, działań i przekonań, a więc to my sami musimy zadbać o to, by zyskać jego trwałe poczucie, mimo przeciwności losu i trudnych uczuć, z którymi przyszło nam się borykać. Praca nad sobą nie zawsze daje natychmiastową radość, warto jednak spróbować wyjść poza schematy zachowań obronnych, by nie okopywać się w dobrze znanym, lecz szkodliwym mule lęków i wyparcia. Thomas d’Ansembourg, autor „Przestańmy być grzeczni, bądźmy sobą”, w swojej kolejnej książce daje nam narzędzia, dzięki którym lepiej poznamy siebie, a także zrozumiemy, jakich zachowań unikać i jak skupiać się na tym, co da nam trwałe poczucie szczęścia.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8225-095-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

UWAGA

Uwaga

Przy­kłady, które oma­wiam w tej książce, są auten­tyczne. Aby zacho­wać obra­zo­wość, nie wcho­dząc zbyt­nio w szcze­góły, skró­ci­łem zapis przy­ta­cza­nych roz­mów. Zacho­wa­łem tylko klu­czowe momenty uświa­da­mia­nia sobie zna­czą­cych kwe­stii, oczy­wi­ście zmie­nia­jąc te ele­menty, które mogłyby zdra­dzić toż­sa­mość danej osoby. W rezul­ta­cie bywa, że cyto­wana wymiana zdań mie­ści się w dzie­się­ciu linij­kach, choć w rze­czy­wi­sto­ści cały pro­ces mógł trwać nawet dzie­sięć mie­sięcy. Tak daleko posu­nięta skró­to­wość pozwala mi poka­zać efekt domina, typowy dla stop­nio­wego i kaska­do­wego pro­cesu uświa­da­mia­nia.

Okro­jone zapisy roz­mów z kon­kret­nymi pacjen­tami nie oddają zatem całej zło­żo­no­ści pro­cesu doj­rze­wa­nia i roz­wi­ja­nia świa­do­mo­ści, który wymaga czasu i momen­tów ciszy, toczy się bowiem swoim ryt­mem, okre­sowo. Czy­tel­nik, któ­remu obce są realia tego rodzaju pracy, mógłby odnieść wra­że­nie, że tera­pia działa niczym magiczna różdżka. To jed­nak żadna magia, acz­kol­wiek efekty w isto­cie bywają cudowne.

Dokład­nie na tym samym polega urzą­dza­nie ogródka: porząd­ku­jemy teren, prze­ko­pu­jemy zie­mię, sie­jemy nasiona i doglą­damy kieł­ków w ocze­ki­wa­niu na plony. Pew­nego dnia poja­wią się warzywa i owoce; wyobraź­cie sobie waszą pierw­szą czer­woną tru­skawkę czer­piącą życio­dajne soki z czar­nej ziemi! To w rze­czy samej cudowne, ale by­naj­mniej nie magiczne. Za cudem stoją nasza praca i siły natury, co nie umniej­sza cudow­no­ści pro­cesu.

Ana­lo­gicz­nie wszyst­kie przy­to­czone w tej książce przy­kłady są efek­tem pracy wyko­na­nej w zgo­dzie i we współ­pracy z ope­ru­ją­cymi w nas siłami życia.Zaprawdę, Bóg nie zmieni tego, co jest w ludziach, dopóki oni sami tego nie zmie­nią.

KORAN, SURA 13, WER­SET 11
(tłum. M. Çaxarxan Cza­cho­row­ski)

Żaden pro­blem nie może zostać roz­wią­zany na tym samym pozio­mie świa­do­mo­ści, na któ­rym go stwo­rzy­li­śmy.

ALBERT EIN­STEIN

Szczę­śliwi ci, któ­rzy potra­fią śmiać się z samych sie­bie: czeka ich nie­zły ubaw.

JOSEPH FOL­LIET
(1903–1972, pro­fe­sor socjo­lo­gii na Université Catho­li­que de Lyon, dzien­ni­karz, wykła­dowca, ese­ista i poeta)PRZED­MOWA

Przed­mowa

Są goście, któ­rzy star­tują od zera i osią­gają nie­wia­ry­godne rze­czy, ponie­waż kon­se­kwent­nie reali­zo­wali swoje marze­nia. Ale to nie ozna­cza, że przez ten czas ich życie było sie­lanką!

DAVID DOUIL­LET
(czte­ro­krotny mistrz świata w judo)

Gdy kilka lat temu pisa­łem _Prze­stańmy być grzeczni, bądźmy sobą_, było dla mnie jasne, że życie w zgo­dzie ze sobą, z innymi i ze świa­tem nie zawsze bywa wygodne. Jed­no­cze­śnie dostrze­głem, że auten­tycz­ność rela­cji ze sobą, z innymi i ze świa­tem daje – rosnące i pro­mie­niu­jące – poczu­cie głę­bo­kiego szczę­ścia. To zachę­ciło mnie do zba­da­nia tej pozor­nej sprzecz­no­ści: bycie szczę­śli­wym nie zawsze jest kom­for­towe.

Obser­wu­jąc sie­bie w trak­cie kon­fron­ta­cji z roz­ma­itymi, wewnętrz­nymi lub zewnętrz­nymi prze­szko­dami, tar­ciami i napię­ciami, a także towa­rzy­sząc wielu oso­bom w poko­ny­wa­niu ich trud­no­ści, roz­po­zna­łem różne sche­maty myśle­nia i dzia­ła­nia, za sprawą któ­rych bez­wied­nie zapę­dzamy się w kozi róg i które sys­te­ma­tycz­nie unie­moż­li­wiają nam osią­gnię­cie tego, do czego prze­cież wszy­scy dążymy: szczę­ścia. Nazwa­łem te sche­maty nie­uświa­do­mio­nymi _pułap­kami antysz­czę­ścia._

Niniej­szą książkę trak­tuję zatem jako kon­ty­nu­ację _Prze­stańmy być grzeczni, bądźmy sobą_, choć można także czy­tać ją jako odrębną całość. Na kolej­nych stro­nach regu­lar­nie będę odno­sił się do zasad poro­zu­mie­nia bez prze­mocy (_nonvio­lent com­mu­ni­ca­tion_, NVC), metody komu­ni­ka­cji opra­co­wa­nej przez Mar­shalla B. Rosen­berga¹ (którą lubię nazy­wać komu­ni­ka­cją świa­domą i bez­prze­mo­cową), ponie­waż pozwala ona tre­no­wać i sty­mu­lo­wać naszą świa­do­mość; otwie­rać ją na nas, na innych i na życie. Ta metoda jest jak dra­bina. Każda dra­bina służy do tego, żeby można było wspiąć się wyżej i spoj­rzeć dalej, zadzia­łać na innym pozio­mie, poko­nać mury i bariery.

Zarówno w życiu oso­bi­stym, jak i zawo­do­wym – w któ­rym peł­nię rolę słu­cha­cza, towa­rzy­sza (powszech­nie sto­so­wany ter­min to „tera­peuta”) lub tre­nera – czę­sto nacho­dzi mnie nastę­pu­jąca reflek­sja: jeśli czu­jemy się stłam­szeni, zamknięci i ogra­ni­czeni niczym rybka krą­żąca w swoim akwa­rium mię­dzy sztuczną grotą a ozdob­nym, pla­sti­ko­wym wra­kiem statku, to dla­tego że naj­zwy­czaj­niej w świe­cie zapo­mi­namy, iż nasze akwa­rium leży na dnie morza. To od nas zależy, kiedy się wznie­siemy, kiedy zwięk­szymy poziom świa­do­mo­ści, by wydo­stać się poza szklaną kra­wędź, zosta­wić za sobą zamknięty obieg z grotą i wra­kiem i pły­wać w otwar­tym morzu wraz z innymi wol­nymi rybami. A choć po dro­dze cze­kają nas nie­bez­pie­czeń­stwa i nie­wy­gody, ileż szczę­ścia doświad­czymy w zamian!

Odda­jąc w wasze ręce tę książkę, oddaję – i jed­no­cze­śnie uwal­niam – sie­bie. Mimo że bar­dzo cie­szy mnie moż­li­wość podzie­le­nia się spo­strze­że­niami i prze­my­śle­niami będą­cymi owo­cem moich poszu­ki­wań i badań na temat odwa­run­ko­wy­wa­nia, nie jest to dla mnie sytu­acja do końca _kom­for­towa_. Muszę przy­znać, że tro­chę boję się łamać tabu szczę­ścia, oba­wiam się dema­sko­wać doty­czące go zakazy, roz­bra­jać pułapki antyszczę­ścia czy iden­ty­fi­ko­wać dzia­ła­jące w nas siły witalne. Mam obawy przed przy­pię­ciem mi łatki fan­ta­sty, boję się nawet stwier­dze­nia, że mimo tych lęków mogę być szczę­śliwy!

A jed­no­cze­śnie tysiąc­krot­nie mia­łem oka­zję spraw­dzić mecha­ni­zmy owych puła­pek, o któ­rych chciał­bym wam opo­wie­dzieć, a moją jedyną ambi­cją jest prze­ka­zać wam, że przed­tem sam czę­sto topi­łem się w moim cia­snym akwa­rium, ale nauczy­łem się znaj­do­wać szczę­ście w pły­wa­niu nawet na otwar­tym i wzbu­rzo­nym morzu; sądzę więc, że warto podzie­lić się tym, co pomaga mi pły­wać w kąpieli życia i być szczę­śliw­szym.

Miłego pły­wa­nia!ROZ­DZIAŁ 1. ILU­ZJA, RZE­CZY­WI­STOŚĆ I PUŁAPKI ANTYSZ­CZĘ­ŚCIA

Roz­dział 1

Ilu­zja, rze­czy­wi­stość i pułapki antysz­czę­ścia

Jeste­śmy ślep­cami ośle­pio­nymi przez to, co widoczne.

Antoni, metro­po­lita suro­ski (1914–2003)

Idąc przez życie, doświad­czamy całego mnó­stwa nie­przy­jem­no­ści, zarówno natury emo­cjo­nal­nej, jak i psy­chicz­nej, fizycz­nej czy mate­rial­nej. Wędrówka ta może jed­nak stać się jesz­cze uciąż­liw­sza za sprawą pew­nej ułudy: wiary w cukier­kowe szczę­ście na różo­wym obłoczku. Tym­cza­sem prze­ko­na­nie o tym, że szczę­ście „nic nie kosz­tuje”, że przyj­dzie, gdy „wszystko i pod każ­dym wzglę­dem będzie _dobrze_”, jest pułapką, w którą wielu z nas daje się zła­pać.

Ułuda ta w więk­szo­ści przy­pad­ków skła­nia nas do przy­ję­cia jed­nej z trzech postaw: albo despe­racko cze­kamy, aż niebo się roz­ch­mu­rzy, odkła­da­jąc szczę­ście na potem, albo uzna­jemy, że marze­nia są bez­u­ży­teczne, więc roz­sąd­niej jest zre­zy­gno­wać z ocze­ki­wań i ska­pi­tu­lo­wać, albo wresz­cie docho­dzimy do wnio­sku, że nie­by­cie szczę­śli­wym dowo­dzi naszej nie­kom­pe­ten­cji, jest błę­dem lub wręcz prze­wi­nie­niem, w związku z czym _musimy_ zdo­być szczę­ście, apli­ku­jąc sobie mie­szankę palą­cego poczu­cia winy i obo­wiązku. Czę­sto łączymy te postawy w para­li­żu­jące kom­bi­na­cje: „Trzeba osią­gnąć szczę­ście, ale po co marzyć, skoro i tak ni­gdy mi się to nie uda, a nawet jeśli, to dopiero dużo, dużo póź­niej…”.

Wydaje mi się, że w rze­czy­wi­sto­ści życie przy­nosi więk­szo­ści z nas – acz­kol­wiek w bar­dzo róż­nych pro­por­cjach – tro­ski i rado­ści, okresy lęku i wiary, czas żałoby i zmar­twych­wsta­nia. Sądzę także, że pro­mien­nych momen­tów łaski i piękna oraz mrocz­nych momen­tów cier­pie­nia i zagu­bie­nia możemy dozna­wać fazami, naprze­mien­nie. Uwa­żam wresz­cie, że aby głę­biej doświad­czyć przy­jem­nych momen­tów tej cyklicz­no­ści, roz­sma­ko­wać się w nich, czy wręcz roz­cią­gnąć je w cza­sie, wystar­czy tylko chcieć.

Coraz czę­ściej dostrze­gam jed­nak, że wielu z nas nie tylko nie korzy­sta w pełni z przy­jem­nych chwil, lecz twardo obstaje przy doświad­cza­niu trosk, stra­chu, przy­musu czy prze­ciw­no­ści, czę­sto wręcz kreu­jąc trudne momenty, jeśli życie dostar­cza wię­cej rado­ści, niż jeste­śmy gotowi przy­jąć. Nie wydaje mi się, żeby przy­czyną tego był maso­chizm – jest nią raczej nie­wie­dza lub, dokład­niej mówiąc, nie­zna­jo­mość _dwóch zasad funk­cjo­no­wa­nia_ życia oraz roz­ma­itych, nie­uświa­do­mio­nych _puła­pek antysz­czę­ścia._

Dwie zasady funk­cjo­no­wa­nia życia

Przez _zasadę_ rozu­miem for­mułę opi­su­jącą pra­wi­dło­wość, jaką można sfor­mu­ło­wać na pod­sta­wie sys­te­ma­tycz­nej obser­wa­cji danego zja­wi­ska. To prawo życia – nie w sen­sie usta­no­wio­nej reguły, ale raczej zaob­ser­wo­wa­nej sta­łej; na przy­kład cią­że­nie jest pra­wem wyni­ka­ją­cym z zaob­ser­wo­wa­nej pra­wi­dło­wo­ści.

Te dwie zasady nie należą by­naj­mniej do nowych: wydaje się, że są głę­boko zako­rze­nione w róż­nych tra­dy­cjach. Ja jed­nak potrze­bo­wa­łem nie­mal czter­dzie­stu pię­ciu lat, by zdać sobie sprawę z ich ist­nie­nia. Przy­swo­iłem je sobie, eks­tra­hu­jąc je, czę­sto z bole­snym skut­kiem, z moich doświad­czeń życio­wych; w ten spo­sób nie pozo­stały w sfe­rze – tyle sym­pa­tycz­nych, co teo­re­tycz­nych – idei; stały się dostrze­galną i nama­calną rze­czy­wi­sto­ścią, spo­so­bem na kon­kretne prze­ży­wa­nie każ­dej minuty i każ­dej czyn­no­ści. Dzi­siaj zna­cząco poma­gają mi podą­żać z prą­dem życia, zamiast opie­rać mu się lub pró­bo­wać go powstrzy­mać.

Cyklicz­ność

Pierw­szą zasadę można sfor­mu­ło­wać nastę­pu­jąco: _Cyklicz­ność w życiu nie jest przy­pad­kowa – jest skład­ni­kiem życia, jego struk­turą_.

Przez cyklicz­ność rozu­miem znane każ­demu i regu­lar­nie powta­rza­jące się fazy życia: czas ago­nii, gdy wszystko ulega roz­kła­dowi, czas ocze­ki­wa­nia, gdy wszystko hiber­nuje lub doj­rzewa, czas roz­kwitu, gdy wszystko kieł­kuje i wzra­sta, czas obfi­to­ści, gdy wszystko kwit­nie i owo­cuje.

Nawet jeżeli jesień nie zawsze wzbu­dza entu­zjazm, jej nadej­ście nikogo nie dziwi; wszy­scy wiemy, że to przej­ściowa pora roku, po któ­rej nastę­puje zima pod­da­jąca recy­klin­gowi wszystko, co jest konieczne do zapew­nie­nia cią­gło­ści życia, i tak dalej.

Trudny miło­sny zwią­zek może spra­wić, że w ciągu kilku minut będzie nam dane prze­żyć wszyst­kie cztery pory roku, by osta­tecz­nie, wsku­tek roz­sta­nia, ogo­ło­cić nas w pozor­nie nie­koń­czą­cej się jesieni, pod­czas któ­rej zrzu­cimy listek po listku wszyst­kie war­stwy naszego ego i odnaj­dziemy auten­tyczną siłę naszego jeste­stwa. Śmierć bli­skiej osoby może spro­wa­dzić naj­mroź­niej­szą zimę, wpę­dzić nas w długą hiber­na­cję, zanim wykieł­kuje w nas siła nowego życia. Ciężka depre­sja może stać się oka­zją do praw­dzi­wego odro­dze­nia, a jeżeli mamy pro­blem z uza­leż­nie­niami, na przy­kład od alko­holu, gier lub seksu, nową ener­gię oraz zdol­ność wyj­ścia z impasu znaj­dziemy, przy­pusz­czal­nie tylko wycho­dząc sobie na spo­tka­nie w świa­do­mo­ści nałogu.

Widzę więc cyklicz­ność jako struk­tu­ralny ele­ment życia, nie zaś przy­pa­dek lub zrzą­dze­nie losu. Tego rodzaju zgodę na fluk­tu­acje życia ład­nie ujął Kha­lil Gibran: „Godzę się na zmienne pory serca, jak godzę się na te, które prze­cho­dzą nad polami”. Do czego, w chwili wiel­kiej samot­no­ści, doda­wa­łem dla zachęty: „I z pogodą ducha czu­wam w zimie mojego smutku…”. Dzięki owej zimie, choć była długa, udało mi się cał­ko­wi­cie odmie­nić życie, za co jestem jej do dziś ogrom­nie wdzięczny. Życie coraz czę­ściej jawi mi się zatem jako rebus do roz­wią­za­nia.

Nawet jeżeli nie uszczę­śli­wia mnie to, co mi się przy­da­rza, to nie zna­czy, że to, co mi się przy­da­rza, nie jest szczę­śliwe!

Aby zaak­cep­to­wać cyklicz­ność, będziemy musieli wydo­stać się z róż­nych puła­pek lub nauczyć się ich uni­kać, co nie­ko­niecz­nie będzie wygodne (wró­cimy jesz­cze do tej kwe­stii).

Się­gać dalej niż pozory: otwarta teraź­niej­szość

Druga zasada funk­cjo­no­wa­nia życia brzmi nastę­pu­jąco: _Szczę­ście, któ­rego szu­kamy, jego cudow­ność i łaskę, możemy odkryć, odko­do­wać, odszy­fro­wać, się­ga­jąc wzro­kiem poza pozory, poza to, co się dzieje; za kur­tynę ciem­no­ści, prze­ciw­no­ści lub nega­tyw­nych emo­cji._

Towa­rzy­sze­nie oso­bie cho­rej lub znaj­du­ją­cej się w fazie ter­mi­nal­nej może w jed­nej chwili opro­mie­nić nasze życie, wzbo­ga­cić je łaską jed­nego prze­mie­nio­nego spoj­rze­nia. Nawet gdy dozna­jemy trud­no­ści finan­so­wych czy emo­cjo­nal­nych, gdy wszystko się wali i roz­jeż­dża, wciąż możemy jesz­cze doświad­czać ufno­ści, tego wewnętrz­nego prze­ko­na­nia, że wszystko, co nas spo­tyka, jest konieczne i nor­malne, choć nie­szcze­gól­nie kom­for­towe.

Możemy wyko­ny­wać zawód, który nam nie odpo­wiada, i nosić w sobie ożyw­czy pło­mień zmiany. Możemy być wyczer­pani wycho­wy­wa­niem dzieci, doryw­czym zara­bia­niem na chleb, pro­wa­dze­niem domu i zała­twia­niem wszyst­kich zwią­za­nych z tym spraw, a mimo to doce­niać, że jeste­śmy żywi, zdrowi na ciele i umy­śle, nie­osa­mot­nieni; czuć, że nasze życie to nie tylko tro­ska o dzieci, pracę i dom, lecz także to wszystko, co wykra­cza poza ten obszar.

Nawet jeżeli nasze warunki bytowe bywają nie­kom­for­towe, samo życie nie ogra­ni­cza się do owych warun­ków. Nasza teraź­niej­szość nie ogra­ni­cza się do tego, co robimy. Jest ona roz­sze­rzona, otwarta na wszystko to, czym jeste­śmy: isto­tami żywymi, świa­do­mymi, szu­ka­ją­cymi we wszyst­kim sensu życia.

Toteż tego, co „jest poza”, nie trak­tuję jako poję­cia cza­so­prze­strzen­nego okre­śla­ją­cego to, co ma nastą­pić póź­niej, w innym miej­scu, w innym świe­cie. To, co „jest poza”, dzieje się tu i teraz, w chwili, w któ­rej żyję, za tym i na wskroś tego, co prze­ży­wam. To teraź­niej­szość roz­sze­rzona, otwarta na spo­kój wiecz­no­ści nawet wów­czas, gdy codzien­ność daje popa­lić².

Tutaj także, aby utrzy­mać ten poziom świa­do­mo­ści, bez względu na napo­ty­kane prze­szkody, będziemy musieli wydo­stać się z roz­ma­itych puła­pek lub nauczyć się ich uni­kać, co w tym wypadku rów­nież nie­ko­niecz­nie będzie kom­for­towe.

Teraź­niej­szość jest pre­zen­tem. Otwar­tym czy zamknię­tym?

Mimo że wciąż zda­rza mi się doświad­czać trud­nych momen­tów, przy­swo­iw­szy sobie te dwie zasady (och, cza­sem mam jesz­cze chwile sła­bo­ści: stare przy­zwy­cza­je­nia nie rdze­wieją!), a więc pokorne przyj­mo­wa­nie cyklicz­no­ści życia oraz świa­dome prze­ży­wa­nie otwar­tej teraź­niej­szo­ści, zaczą­łem regu­lar­nie dozna­wać uczu­cia _inten­syw­nego_ szczę­ścia.

Obser­wu­jąc moje oto­cze­nie, coraz czę­ściej prze­ko­nuję się, że wiele osób, które wydają mi się szczę­śliwe, w taki czy inny spo­sób, świa­do­mie lub nie, także żyje w myśl tych zasad. Dzięki tej książce chciał­bym spra­wić, że znajdą one jesz­cze szer­sze zasto­so­wa­nie nie tylko w mojej codzien­no­ści, ale także w kon­kret­nej codzien­no­ści wszyst­kich chęt­nych czy­tel­ni­ków i czy­tel­ni­czek. Będziemy mogli zakosz­to­wać wów­czas życia, które będzie zara­zem lżej­sze, głęb­sze, bar­dziej war­to­ściowe i przede wszyst­kim szczę­śliw­sze – nawet jeżeli droga ku niemu bywa nie­wy­godna, zmienna i wyma­ga­jąca!

Nie­uświa­do­mione pułapki antysz­czę­ścia

Na kolej­nych stro­nach tej książki posta­ram się także nazwać i roz­broić nie­które z puła­pek, w które wpa­damy wsku­tek uwa­run­ko­wań kul­tu­ro­wych lub wycho­waw­czych. Pułapki te, czę­sto unie­moż­li­wia­jące nam osią­gnię­cie szczę­ścia, są tym bar­dziej sku­teczne i pro­ble­ma­tyczne, że w więk­szo­ści przy­pad­ków pozo­stają nie­uświa­do­mione. Tym­cza­sem z żad­nej nie można się uwol­nić, nie uświa­do­miw­szy sobie, że w niej tkwimy, i nie zro­zu­miaw­szy, jak w nią wpa­dli­śmy.

Etapy wycho­dze­nia z pułapki

Etap pierw­szy: _uświa­do­mić sobie, że to, co prze­ży­wamy, nie­ko­niecz­nie jest obiek­tywną rze­czy­wi­sto­ścią, lecz być może sta­nowi subiek­tywną i ogra­ni­cza­jącą wizję rze­czy­wi­sto­ści_. Może to brzmieć naiw­nie, lecz ma jed­nak fun­da­men­talne zna­cze­nie. Codzien­nie spo­ty­kam ludzi – sam przez długi czas byłem jed­nym z nich – któ­rzy przy­wią­zują się do swo­jej wizji rze­czy­wi­sto­ści, nie wyobra­ża­jąc sobie, że mogłaby ist­nieć jakaś alter­na­tywa, a jed­no­cze­śnie prze­kli­nają swoje zamknię­cie, naj­czę­ściej obwi­nia­jąc o nie innych. Tkwią twardo w klatce zamknię­tej na cztery spu­sty i cho­wa­jąc klucz w kie­szeni – o ile nie wyrzu­cili go, by mieć pew­ność, że ni­gdy nie odzy­skają wol­no­ści – uskar­żają się na swój los!

Wyobraź­cie sobie, że od dziecka dora­sta­li­ście w celi, może nawet zło­co­nej. Mówiono wam: „Te cztery ściany to prze­strzeń życiowa; ten dach to mak­sy­malna wyso­kość; ten pro­mień wpa­da­jący przez świe­tlik to świa­tło dnia”. Przez całe życie będzie­cie wie­rzyć, że tak wła­śnie wygląda rze­czy­wi­stość – zado­wo­li­cie się nią wedle obo­wią­zu­ją­cego nakazu moral­nego żąda­ją­cego, by cie­szyć się tym, co się ma! Może się jed­nak zda­rzyć, że dojdą do was pewne sygnały świad­czące o ist­nie­niu innych prze­strzeni, innych per­spek­tyw, innych świa­teł, innych ludz­kich wibra­cji.

Niniej­sza książka jest adre­so­wana wła­śnie do tych, któ­rzy poza czte­rema ścia­nami swo­jej celi wyczu­wają jesienny wiatr omia­ta­jący oko­liczne dachy, zapach lata wśli­zgu­jący się prze­cią­giem przez szparę w drzwiach, śpiewne głosy dobie­ga­jące z innych podwó­rek i, oczy­wi­ście, gwiazdy spa­da­jące wysoko ponad zamknię­tym świe­tli­kiem; ta książka jest dla tych, któ­rzy są gotowi, by porzu­cić strefę kom­fortu, zamie­nić bez­pieczną i zna­jomą klatkę na nie­znaną wol­ność.

Etap drugi: _zro­zu­mieć, jak działa (lub zadzia­łała) pułapka, by móc ją roz­broić_. Dopóki nie zro­zu­miemy, jak funk­cjo­nuje pułapka, dopóty będziemy mogli tylko w niej tkwić – nie mamy żad­nej moż­li­wo­ści dzia­ła­nia. Dla popar­cia moich słów na kolej­nych stro­nach opi­szę mecha­nizm roz­ma­itych puła­pek, któ­rych przez długi czas byłem więź­niem i w które, siłą nawyku, wciąż jesz­cze nie­kiedy wpa­dam, a następ­nie wskażę różne pro­cesy wyj­ścia z nich. Uży­wam ter­minu _pro­ces_, ponie­waż nie ist­nieją żadne magiczne roz­wią­za­nia ani cudowne pigułki. Każda chęć prze­miany wymaga pracy, czyli roz­ło­żo­nej w cza­sie kon­cen­tra­cji sił zmie­rza­ją­cej do sumien­nej reali­za­cji zada­nia; co ważne, praca ta odbywa się eta­pami i w indy­wi­du­al­nym tem­pie. To zresztą fakt, że ów pro­ces wymaga pracy – co wię­cej, pracy indy­wi­du­al­nej, intro­spek­tyw­nej i samot­nej – spra­wia, że to nie zawsze bułka z masłem!

Świa­do­mość pułapki i jej mecha­ni­zmu daje wol­ność wyboru. Możemy pod­jąć decy­zję zarówno o uwol­nie­niu się z potrza­sku, jak i pozo­sta­niu w nim, jeżeli dru­go­rzędne korzy­ści okażą się wystar­cza­jąco inte­re­su­jące. „Dru­go­rzęd­nymi korzy­ściami” nazy­wamy nie­oczy­wi­ste zalety danego zacho­wa­nia, prze­ko­na­nia czy spo­sobu myśle­nia. Są one dru­go­rzędne, jako że nie jawią się bez­po­śred­nio w naszej świa­do­mo­ści jako takie. Typo­wymi przy­kła­dami są pra­co­ho­lik i rodzic poświę­ca­jący oso­bi­ste dobro dla dobra pracy czy rodziny; jeden i drugi są zmę­czeni i mają po dziurki w nosie nad­miaru obo­wiąz­ków, a jed­nak nie zmie­niają nic w swoim zacho­wa­niu. Tkwią w pułapce, któ­rej dru­go­rzędną korzy­ścią, oczy­wi­ście nie­uświa­do­mioną, jest poczu­cie dowar­to­ścio­wa­nia wyni­ka­jące z prze­ko­na­nia o tym, że są nie­za­stą­pieni: kim by byli, gdyby prze­stali brać wszystko na swoje barki, gdyby zrzu­cili nieco bala­stu? Mamy tu do czy­nie­nia z pułapką _robie­nia_, która polega na szu­ka­niu toż­sa­mo­ści raczej w tym, co robimy, niż w tym, kim jeste­śmy. W żad­nym wypadku nie doko­nuję tutaj oceny; stwier­dzam po pro­stu, że taka postawa jest czę­sto źró­dłem wiel­kiego cier­pie­nia. Uświa­do­mie­nie sobie jej pozwala pod­jąć decy­zję o pozo­sta­niu w potrza­sku lub uwol­nie­niu się z niego.

W następ­nych roz­dzia­łach przyj­rzymy się więc roz­ma­itym pułap­kom myśle­nia i funk­cjo­no­wa­nia. Naj­pierw jed­nak chciał­bym szybko przy­po­mnieć cztery ele­menty opra­co­wa­nej przez Mar­shalla B. Rosen­berga metody NVC.

Krót­kie przy­po­mnie­nie pod­staw NVC

W mojej poprzed­niej książce _Prze­stańmy być grzeczni, bądźmy sobą_, przy­ta­cza­jąc wiele obra­zo­wych przy­kła­dów, szcze­gó­łowo opi­sa­łem prak­tyczne zasto­so­wa­nie komu­ni­ka­cji bez prze­mocy, zarówno na pozio­mie wyra­ża­nia sie­bie, jak i słu­cha­nia innych. Tutaj pro­po­nuję „stresz­cze­nie stresz­cze­nia”, które uła­twi lek­turę niniej­szej książki.

Neu­tralne spo­strze­że­nia (S): obser­wo­wa­nie bez oce­nia­nia

Rzadko się zda­rza, aby­śmy potra­fili zaob­ser­wo­wać daną sytu­ację, usły­szeć roz­mowę czy uchwy­cić myśl, nie doko­nu­jąc ich natych­mia­sto­wej oceny i inter­pre­ta­cji, a co za tym idzie, byśmy byli w kon­tak­cie z obiek­tywną rze­czy­wi­sto­ścią. O wiele czę­ściej postrze­gamy ją taką, jaką się nam wydaje, lub taką, jaką oba­wiamy się, że jest. Stąd bie­rze się wiele nie­po­ro­zu­mień i agre­sji w naszym spo­so­bie nawią­zy­wa­nia roz­mowy z dru­gim czło­wie­kiem lub wcho­dze­nia w kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią. Praca będzie pole­gać na zdję­ciu fil­tra naszych prze­ko­nań, uprze­dzeń i emo­cji, które czę­sto znie­kształ­cają odbiór ota­cza­ją­cego nas świata.

Przy­kład:

• (ocena) „Znów się spóź­ni­łeś…”.

• (neu­tralne spo­strze­że­nie) „Zano­to­wa­łem sobie, że byli­śmy umó­wieni na 20.00, a jest 20.30”.

Uczu­cie (U): odczu­wa­nie bez inter­pre­to­wa­nia

Czę­sto nie wiemy, jakie są nasze uczu­cia i potrzeby. Co wię­cej, bez­wied­nie i wbrew sobie uży­wamy języka agre­syw­nego lub co naj­mniej takiego, który nie zachęca naszego roz­mówcy do rze­czo­wej odpo­wie­dzi na naszą prośbę.

Przy­kład:

• (odczu­cie pod­szyte inter­pre­ta­cją) „Czuję się przez cie­bie mani­pu­lo­wany i zdra­dzany”.

• (odczu­cie pozba­wione inter­pre­ta­cji) „Czuję się smutny i znie­chę­cony”.

Potrzeba (P): odróż­nie­nie naszych fun­da­men­tal­nych potrzeb od naszych zachcia­nek, pra­gnień, próśb i stra­te­gii dzia­ła­nia

Rzadko zda­jemy sobie sprawę, że mamy potrzeby, które warto jasno for­mu­ło­wać, zamiast ata­ko­wać dru­giego czło­wieka; że nasze potrzeby są nam przy­na­leżne; że druga osoba nie jest jedyną, która może je zaspo­koić; że ist­nieje wiele spo­so­bów, by się o nie zatrosz­czyć.

Przy­kład:

• (potrzeba nie­zro­zu­miana) „Naj­wyż­szy czas, żebyś się zmie­nił i nauczył savoir vivre’u!”.

• (potrzeba zro­zu­miana) „Zależy mi na usza­no­wa­niu mojego czasu oraz na dobrej orga­ni­za­cji pracy. Chciał­bym więc mieć pew­ność, że mogę na cie­bie liczyć tak, jak do tej pory. Chciał­bym też zro­zu­mieć powód, dla któ­rego się spóź­ni­łeś”.

Prośba lub dzia­ła­nie (Pr/D): sfor­mu­ło­wa­nie kon­kret­nej, pozy­tyw­nej, wyko­nal­nej i nego­cjo­wal­nej prośby lub pod­ję­cie dzia­ła­nia, które – jedno i dru­gie – skon­kre­ty­zują naszą potrzebę

Czę­sto ocze­ku­jemy od innych, że odgadną nasze potrzeby, cho­ciaż ich nie wyra­zi­li­śmy, a jeśli wyra­zi­li­śmy, to bez wysto­so­wa­nia jasnej prośby. Nie­jed­no­krot­nie z żalem stwier­dzamy, że nasze potrzeby nie zostały zaspo­ko­jone, mimo że nie pod­ję­li­śmy żad­nych dzia­łań zmie­rza­ją­cych do zatrosz­cze­nia się o nie.

Przy­kład:

• (prośba nie­wy­ra­żona) „…?”. (Ist­nieje nie­wielka szansa, że reak­cja roz­mówcy będzie przy­jemna i w spo­sób satys­fak­cjo­nu­jący odpo­wie na naszą potrzebę).

• (prośba jasno wyra­żona) „Czy zechciał­byś powie­dzieć mi, jakie są twoje odczu­cia i reak­cje odno­śnie do moich potrzeb?”. (Taka postawa pozwala otwo­rzyć roz­mowę bez koniecz­no­ści ata­ko­wa­nia roz­mówcy lub rezy­gno­wa­nia z sie­bie).

W NVC odróż­niamy potrzeby (P) od próśb (Pr) lub dzia­łań (D) zmie­rza­ją­cych do zaspo­ko­je­nia tych potrzeb. Nasze potrzeby pod­sta­wowe – od potrzeby jedze­nia po potrzebę przy­na­le­że­nia, od potrzeby uzna­nia po potrzebę wol­no­ści – są nie­zmienne, nosimy je w sobie bez względu na to, czy zostały zaspo­ko­jone, czy nie. (Odsy­łam czy­tel­nika do listy potrzeb znaj­du­ją­cej się na końcu mojej pierw­szej książki). Zmie­niają się one w zależ­no­ści od oko­licz­no­ści, natury roz­mówcy, naszych pra­gnień czy chwi­lo­wych zachcia­nek.

To dla­tego, mimo że wszy­scy potrze­bu­jemy miło­ści, nie zwra­camy się do każ­dego z prośbą o przy­tu­le­nie, a cza­sem wręcz odczu­wamy prze­możne pra­gnie­nie bycia samemu. Ta sama potrzeba miło­ści może spra­wić, że raz wysto­su­jemy prośbę o bli­skość (roz­mowa lub czu­ło­ści), a raz o dystans (samot­ność lub wyco­fa­nie się). Wszy­scy potrze­bu­jemy pokarmu; nie zawsze jed­nak odczu­wamy łak­nie­nie, a kiedy już naj­dzie nas ochota, żeby coś zjeść, możemy zama­rzyć rów­nie dobrze o kur­czaku, co o cie­ście cze­ko­la­do­wym.

Jako że wszy­scy ludzie mają iden­tyczne potrzeby pod­sta­wowe, lecz by­naj­mniej nie wyra­żają ich za pomocą iden­tycz­nych próśb lub dzia­łań, NVC postu­luje, by naj­pierw zna­leźć teren poro­zu­mie­nia na płasz­czyź­nie potrzeb, a dopiero potem sku­pić się na ade­kwat­nych proś­bach lub dzia­ła­niach. Prze­moc w naszym życiu czę­sto rodzi się dla­tego, że sta­ramy się roz­wi­kłać dany pro­blem za pomocą bły­ska­wicz­nych roz­wią­zań, nie dając sobie czasu, by zawczasu spraw­dzić, jakie potrzeby leżą u jego źró­dła.

Cztery pułapki komu­ni­ka­cji roz­po­znane przez NVC

Teraz chciał­bym w skró­cie przy­po­mnieć cztery pułapki komu­ni­ka­cji roz­po­znane przez NVC i wła­ściwe naszym nawy­kom zwią­za­nym ze spo­so­bem poro­zu­mie­wa­nia się. Sze­rzej oma­wiam je w _Prze­stańmy być grzeczni, bądźmy sobą_, nato­miast tutaj przy­wo­łuję, by zwró­cić uwagę na pewien punkt wspólny – cztery fatalne nawyki, które spra­wiają, że jeste­śmy agre­sywni wbrew sobie i naszym dobrym inten­cjom, unie­moż­li­wiają nam także osią­gnię­cie szczę­ścia.

Pierw­sza pułapka: oce­nia­nie (pozy­tywne lub nega­tywne)

Oce­nia­nie zamyka nas w ogra­ni­czo­nej, sta­tycz­nej wizji rze­czy­wi­sto­ści; tym­cza­sem rze­czy­wi­stość jest dyna­miczna, zawsze w ruchu. Cier­pie­nie wynika czę­sto z faktu, że, doko­nu­jąc ocen, postrze­gamy rze­czy­wi­stość nie taką, jaka fak­tycz­nie jest, lecz taką, jaką sądzimy, że jest. A to dwie bar­dzo różne rze­czy. Oce­nia­nie dru­giego czło­wieka czy pra­wie­nie mu mora­łów bywają czę­sto wygod­niej­sze niż świa­doma ana­liza tego, co dzieje się w nas.

Na jed­nym z warsz­ta­tów szko­le­nio­wych z NVC pra­co­wa­li­śmy nad pierw­szym ele­men­tem pro­cesu, czyli spo­strze­że­niami (S), który polega na obser­wo­wa­niu bez oce­nia­nia. Popro­si­łem uczest­ni­ków, żeby wska­zali trudne zda­rze­nia lub sytu­acje życiowe bez oce­nia­nia ich. Jeanne przy­to­czyła przy­kład z życia oso­bi­stego: „Moja czter­na­sto­let­nia córka jest nasta­wiona do wszyst­kiego nega­tyw­nie”. Uczest­nicy wybuch­nęli śmie­chem. Jeanne nie rozu­miała dla­czego. Jedna z uczest­ni­czek wyja­śniła: „Nie mówisz o fak­tach, ale o ich prze­two­rzo­nej wer­sji, dajesz nam twoją wła­sną ocenę córki”. Jeanne odpo­wie­działa: „Ależ skąd! Zapew­niam was, że to prawda: moja córka ma nega­tywne nasta­wie­nie!”. Potrze­bo­wała dłuż­szej chwili, żeby zdać sobie sprawę, że nazy­wa­jąc rze­czy w ten spo­sób, fak­tycz­nie doko­ny­wała oceny. W tam­tym momen­cie jesz­cze to do niej nie dotarło. Popro­si­łem więc, by nazwała obiek­tywne fakty, które skła­niały ją do takiego oce­nia­ją­cego myśle­nia. Wyznała:

– Od dwóch mie­sięcy moja córka wraca ze szkoły mówiąc: „Szkoła jest do d…. Mam dość tych wszyst­kich debili!”.

– Jeanne, co czu­jesz, sły­sząc, jak twoja córka mówi takie rze­czy?

– Złość. Trzeba myśleć pozy­tyw­nie, mimo wszystko. Ona nie widzi, jakie ma szczę­ście w porów­na­niu z innymi! Więc każę jej iść do pokoju odra­biać lek­cje. Potem ona boczy się przez cały wie­czór, a ja mam z niej zero pożytku w kuchni pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia kola­cji. Nie wiem już, co robić…

– Czu­jesz więc złość (U), ponie­waż chcia­ła­byś, żeby miała w sobie wię­cej entu­zja­zmu i była szczę­śliw­sza (P: potrzeba dzie­le­nia szczę­ścia). Czy tak?

– Tak, ale nie tylko złość. Czuję głów­nie smu­tek i nie­po­koję się o jej przy­szłość.

– Czu­jesz się smutna i zanie­po­ko­jona (U), ponie­waż chcia­ła­byś mieć pew­ność, że pokona ten kry­zys i odnaj­dzie radość życia (P: potrzeba wiary w zasoby dru­giego czło­wieka)?

– Dokład­nie, boję się, że wpad­nie w depre­sję.

– Czy poza twoim pra­gnie­niem, żeby twoja córka była bar­dziej entu­zja­styczna i szczę­śliwa, oraz potrzebą pew­no­ści, że ma w sobie zasoby konieczne, by poko­nać aktu­alne trud­no­ści, nie odczu­wasz potrzeby, by lepiej ją zro­zu­mieć? Wie­dzieć, dla­czego mówi takie rze­czy i reaguje w taki spo­sób?

– Tak, masz rację. (Jeanne uśmie­cha się, zda­jąc sobie sprawę, że nie sta­rała się zro­zu­mieć córki). Chcia­ła­bym zro­zu­mieć.

– Co mogła­byś powie­dzieć lub zro­bić, żeby zaspo­koić swoją potrzebę zro­zu­mie­nia córki?

– Nie wiem… (Waha się). Może zapy­tać ją… (Jeanne znów się uśmie­cha, zda­jąc sobie sprawę, że tak pro­sta rzecz nie przy­szła jej do głowy).

Tydzień póź­niej, na dru­giej czę­ści szko­le­nia, Jeanne poja­wiła się z bły­skiem w oku.

– Prze­pra­co­wa­łam moją sytu­ację empi­rycz­nie! Tym razem, gdy córka wró­ciła ze szkoły i wylała swoje żale, mówiąc: „Ta szkoła mnie wykoń­czy. Teraz uwziął się na mnie facet od mate­ma­tyki. To są praw­dziwi sady­ści!”, powstrzy­ma­łam się przed wysła­niem jej do pokoju. Sku­pi­łam się na mojej potrze­bie zro­zu­mie­nia. Usia­dłam przy stole w kuchni i spy­ta­łam, czy w szkole dzieje się coś, co spra­wia, że tak jej nie znosi. Klap­nęła obok mnie i wyja­śniła, że ma dość bycia pośmie­wi­skiem całej klasy, gdy tylko ośmiela się zadać jakieś pyta­nie. Wyja­wiła mi także, że z tru­dem nadąża na lek­cji, że czuje się osa­mot­niona i że nikt jej nie rozu­mie. Co wię­cej, nauczy­ciel mate­ma­tyki nie chciał znowu prze­ry­wać lek­cji, żeby tłu­ma­czyć coś, co dla reszty klasy było już jasne. Po pół godzi­nie takich zwie­rzeń wyglą­dała, jakby jej ulżyło. Sama z sie­bie powie­działa: „Dzię­kuję, mamo. Idę teraz do pokoju odro­bić lek­cje”. I kto zszedł o siód­mej wie­czo­rem zapy­tać, czy nie potrze­buję pomocy? Moja córka!

Czas, wyczu­cie i czu­łość

Komen­tarz

1. Tak długo, jak Jeanne oce­nia córkę, odcina się od tego, co prze­żywa sama (w tym momen­cie jest to potrzeba zro­zu­mie­nia córki), nawet jeśli nie podoba jej się postawa dziecka. Odcina się także od tego, co prze­żywa córka (potrzeba bycia wysłu­chaną i zro­zu­mianą w swoim bun­cie, podzie­le­nia się uczu­ciami bez bycia kry­ty­ko­waną, odtrą­caną, osą­dzaną i być może bez wysłu­chi­wa­nia nie­chcia­nych porad). Ponie­waż jed­nak to, co dzieje się w tej rela­cji, nie zostaje uznane ani usza­no­wane, rela­cja cierpi i spra­wia ból. Odło­że­nie wszyst­kiego na bok i roz­mowa o tym, co boli, to nie­ko­niecz­nie kom­for­towe wyj­ście.

2. Tylko przy­zna­jąc sobie prawo do wsłu­cha­nia się w sie­bie, Jeanne może otwo­rzyć się na córkę i wysłu­chać jej. Oczy­wi­ście na początku wsłu­cha­nie się w sie­bie nie jest szcze­gól­nie kom­for­towe. Jeanne, uświa­da­mia­jąc sobiec pod­czas warsz­ta­tów fakt, że w ogóle nie wpa­dła na pomysł, by zapy­tać córkę, czy dzieje się coś złego, odkrywa, że zawsze zabra­niała sobie narze­ka­nia: „W mojej rodzi­nie nie wolno kapry­sić ani się skar­żyć!”. Jest więc nie­zdolna do otwar­cia się na cier­pie­nie córki, które uznaje za uża­la­nie się nad sobą. Dzięki warsz­ta­tom stop­niowo doj­dzie do prze­ko­na­nia, że mówie­nie o pro­ble­mach to nie­ko­niecz­nie uskar­ża­nie się.

3. Tego, że w efek­cie córka zaofe­ruje matce pomoc w goto­wa­niu, nie nazwał­bym magią; powie­dział­bym raczej, że to sys­tem naczyń połą­czo­nych. Matka otrzy­muje to, co daje. Postaw­cie się na miej­scu nasto­latki: obu­rza was to, co dzieje się w szkole, macie dość poczu­cia osa­mot­nie­nia i odtrą­ce­nia, jeste­ście bar­dziej niż zdo­ło­wani. Wra­ca­cie do domu, a matka odsyła was do pokoju, mówiąc: „Myśl pozy­tyw­nie, jesteś nie­wdzięczna i nie dostrze­gasz szczę­ścia, jakie masz!”. Cóż, przy­pusz­czam, że będzie ona ostat­nią osobą, jakiej będzie­cie mieli ochotę pomóc: nadą­sani zamknie­cie się w swoim pokoju, a potem z satys­fak­cją będzie­cie słu­chać, jak zdziera sobie gar­dło, woła­jąc was na kola­cję… Ale jeżeli po powro­cie ze szkoły zasta­nie­cie matkę, która będzie auten­tycz­nie zain­te­re­so­wana tym, co prze­ży­wa­cie, która zechce usiąść z wami w kuchni i cier­pli­wie was wysłu­chać bez nie­po­trzeb­nego dra­ma­ty­zo­wa­nia i szu­ka­nia goto­wych roz­wią­zań, wasza reak­cja będzie zgoła inna. Poczu­je­cie się wysłu­chani, zro­zu­miani i zaak­cep­to­wani w swoim bun­cie. Już samo to sprawi, że poczu­je­cie się mniej osa­mot­nieni; przy kuchen­nym stole, obok czło­wieka, przy któ­rym może­cie otwo­rzyć serce, życie odzy­ska nieco bla­sku i smaku. Jaki będzie tego sku­tek? Gdy tylko odro­bi­cie lek­cje, zej­dzie­cie tam, gdzie jest cie­pło i przy­tul­nie, tam, gdzie może­cie otwo­rzyć serce. Rozu­mie­cie, co mam na myśli, mówiąc o naczy­niach połą­czo­nych?

4. Oczy­wi­ście sprawy nie zawsze przy­bie­rają tak dobry obrót. W takiej sytu­acji nasto­latka może uznać nie­ty­pową postawę matki za podej­rzaną, wsku­tek czego jesz­cze bar­dziej zamknie się w sobie, rzu­ca­jąc trudne do prze­tra­wie­nia: „Odpuść sobie to tanie psy­cho­lo­gi­zo­wa­nie!”. Obie strony będą wów­czas potrze­bo­wały czasu, wyczu­cia i czu­ło­ści, by krok po kroku oswoić się ze sobą.

Druga pułapka: prze­ko­na­nia (pozy­tywne lub nega­tywne)

Nasze prze­ko­na­nia także zamy­kają nas – w więk­szo­ści przy­pad­ków w spo­sób nie­uświa­do­miony – w wizji rze­czy­wi­sto­ści, która nie­ko­niecz­nie jest rze­czy­wi­sto­ścią. Ich źró­dłem czę­sto bywa cier­pie­nie, a one same są prze­ja­wem dzia­ła­nia mecha­ni­zmu obron­nego. Weźmy na przy­kład kobietę, która w mło­do­ści doświad­czyła prze­mocy lub zdrady ze strony męż­czy­zny. Przez całe życie będzie postrze­gała każ­dego spo­tka­nego męż­czy­znę jako osobę poten­cjal­nie agre­sywną lub dwu­li­cową. Utknie w pułapce naby­tego prze­ko­na­nia, które przy­pusz­czal­nie unie­moż­liwi jej nawią­za­nie trwa­łej rela­cji part­ner­skiej tchną­cej spo­ko­jem, czu­ło­ścią i ufno­ścią; będzie cier­pieć dopóty, dopóki nie uświa­domi sobie przy­krych zda­rzeń, które akty­wo­wały ów mecha­nizm obronny. Tego rodzaju sytu­acja ni­gdy nie jest kom­for­towa, ponie­waż wymaga powrotu do nie­prze­pra­co­wa­nych zda­rzeń z prze­szło­ści i prze­ży­cia ich na nowo.

Kie­dyś wynaj­mo­wa­łem miesz­ka­nie kobie­cie o imie­niu Chan­tal. Jej umowa najmu dobie­gała końca. Jako że pla­no­wa­łem remont miesz­ka­nia, na które tak czy ina­czej mia­łem inny pomysł, uprze­dzi­łem Chan­tal o zbli­ża­ją­cym się końcu najmu i o tym, że nie będę prze­dłu­żał umowy. Zde­cy­do­wa­łem się powie­dzieć jej o tym oso­bi­ście, po czym dla for­mal­no­ści potwier­dzi­łem nasze usta­le­nia drogą pisemną. Moja loka­torka miała dobrze płatną pracę i nie mia­łaby naj­mniej­szego pro­blemu ze zna­le­zie­niem innego lokum. Ja nato­miast wciąż spła­ca­łem kre­dyt za miesz­ka­nie, więc bar­dzo mi zale­żało na regu­lar­nych płat­no­ściach. Chan­tal jed­nak nie­zwłocz­nie prze­stała uisz­czać czynsz – sześć mie­sięcy przed koń­cem umowy. Nada­rzyła się wspa­niała oka­zja, aby zasto­so­wać w prak­tyce poro­zu­mie­nie bez prze­mocy!

Wysłu­cha­łem jej racji, oka­za­łem empa­tię i szczere zro­zu­mie­nie dla jej żalu powo­do­wa­nego koniecz­no­ścią opusz­cze­nia miesz­ka­nia, _jed­no­cze­śnie_ wska­zu­jąc moje potrzeby: usza­no­wa­nia posta­no­wień i wza­jem­nych zobo­wią­zań zawar­tych w umo­wie oraz poczu­cia bez­pie­czeń­stwa wzglę­dem spła­ca­nego kre­dytu. Wypeł­nia­łem moje zobo­wią­za­nia i liczy­łem, że ona wypełni swoje, co było rów­no­znaczne z pła­ce­niem czyn­szu i opusz­cze­niem lokalu wraz z upły­wem ter­minu najmu.

Po kilku nie­sku­tecz­nych tele­fo­nach zaczą­łem tra­cić cier­pli­wość. Spo­tka­łem się z nią, żeby jasno wyra­zić powody mojej iry­ta­cji i powtó­rzyć, że ocze­kuję jedy­nie pro­stego usza­no­wa­nia zawar­tej umowy i że nie ma w tym nic oso­bi­stego. Tu nastą­pił wybuch: „To napaść! – powie­działa. – Pan się mści i nad­używa swo­jej pozy­cji. Wy, męż­czyźni, wszy­scy jeste­ście tacy sami, wystar­czy mi już w życiu tej męskiej agre­sji!”. Jej złość mnie oświe­ciła: skoro wie­lo­krot­nie doświad­czyła (lub sądziła, że tak było) wro­go­ści ze strony męż­czyzn, to w sytu­acji gdy wcho­dzi­łem w kon­flikt z jej ocze­ki­wa­niami, mogła we mnie widzieć jedy­nie intruza. Myliła roz­bież­ność sta­no­wisk z prze­mocą, aser­tyw­ność z agre­sją. Tym samym pro­jek­to­wała na mnie obraz, który – jak wie­rzyła w swo­jej pod­świa­do­mo­ści – miał ją chro­nić przed kolejną napa­ścią. Tra­giczny w tym prze­ko­na­niu („Muszę wystrze­gać się wszyst­kich męż­czyzn, bo są agre­sywni”) – jak zresztą w każ­dym innym – jest fakt, że stwa­rza ono pro­blem, przed któ­rym ma chro­nić.

„Two­rzymy to, czego się boimy”.

(Nie znam autora tej wiele mówią­cej sen­ten­cji, doce­niam jed­nak jego pomy­sło­wość).

Przy­znaję z całą otwar­to­ścią, że poczu­łem wów­czas w sobie zdol­ność do wiel­kiej agre­sji, a nawet prze­mocy. Oka­zy­wa­łem cier­pli­wość całymi mie­sią­cami, poświę­ci­łem – w moim prze­ko­na­niu zna­czący – czas, aby kon­struk­tyw­nie bro­nić swo­ich rosz­czeń, które wyda­wały mi się ewi­dentne i zasadne, a w efek­cie odpła­cano mi zło­ścią, którą dla uprosz­cze­nia – wybacz­cie osąd – nazwał­bym histe­ryczną. (Tutaj należy się wyja­śnie­nie: kiedy mówię „histe­ryczna”, chcę przez to powie­dzieć, że nie jestem pewien, czy w swo­jej zło­ści Chan­tal była świa­doma, to zna­czy, czy zacho­wała zdol­ność sku­pie­nia na sobie, na swo­ich praw­dzi­wych i fun­da­men­tal­nych potrze­bach – ufno­ści, pew­no­ści sie­bie, sza­cunku dla sie­bie, poczu­cia wewnętrz­nego bez­pie­czeń­stwa, auto­no­mii wzglę­dem oce­nia­ją­cego spoj­rze­nia innych – nie tra­cąc jed­no­cze­śnie zdol­no­ści do sza­no­wa­nia dru­giego czło­wieka i bycia otwar­tym na niego. Uży­wam więc ter­minu „histe­ryczna” dla uprosz­cze­nia, zdaję sobie jed­nak sprawę z tego, że wyra­żam w ten spo­sób moją potrzebę świa­do­mo­ści, co ozna­cza, że pra­gnął­bym, byśmy byli świa­domi zarówno sie­bie, jak i innych, nawet jeśli złość roz­pala nas do bia­ło­ści).

Ponie­waż moje próby dowie­dze­nia swo­ich racji i zosta­nia wysłu­cha­nym nie spo­tkały się ze zro­zu­mie­niem, poczu­łem w sobie nara­sta­jącą agre­sję. W pew­nym momen­cie zda­łem sobie sprawę, że jeste­śmy o krok od ręko­czy­nów. Bio­rąc pod uwagę fakt, że nie potra­fi­li­śmy utrzy­mać odpo­wied­niego poziomu świa­do­mo­ści, nie zdzi­wiło mnie, że w efek­cie na koniec byli­śmy gotowi wza­jem­nie się poza­bi­jać. Musia­łem się zdo­być na spory wysi­łek, wyka­zać się wyczu­ciem oraz empa­tią, żeby świa­do­mie i życz­li­wie usto­sun­ko­wać się do cier­pie­nia tej kobiety, a jed­no­cze­śnie bro­nić swo­ich pozy­cji, nie ule­ga­jąc lito­ści ani agre­sji. Koniec koń­ców, czu­jąc cię­żar emo­cjo­nalny naszej roz­mowy, zapro­po­no­wa­łem, że skon­tak­tuję się z jej adwo­ka­tem, co na szczę­ście uznała za roz­wią­za­nie leżące w inte­re­sie nas obojga. Z praw­ni­kiem mogłem wresz­cie omó­wić pro­blem na spo­koj­niej­szym grun­cie.

Komen­tarz

1. To, że Chan­tal jest ofiarą wła­snych prze­ko­nań na temat męż­czyzn, jest moją inter­pre­ta­cją wysnutą na pod­sta­wie jej słów. Tylko roz­mowa z nią mogłaby potwier­dzić moje przy­pusz­cze­nia; mimo dobrych chęci muszę się pogo­dzić z fak­tem, że w tym przy­padku nie będzie to moż­liwe. Nie­mniej, takie odczy­ta­nie rze­czy­wi­sto­ści spra­wiło, że łatwiej mi było tę rze­czy­wi­stość zaak­cep­to­wać; pozwo­liło mi także prze­łknąć roz­cza­ro­wa­nie spo­wo­do­wane nie­moż­li­wo­ścią bez­po­śred­niego poro­zu­mie­nia oraz zro­zu­mieć, że nie da się żyć w zgo­dzie ze wszyst­kimi.

2. O ile prawdą jest, że pokój w rela­cji z innymi może wyni­kać jedy­nie z pokoju w rela­cji ze sobą, o tyle o ten drugi należy nie­ustan­nie zabie­gać. Kon­flikt z Chan­tal pozwo­lił mi raz jesz­cze dowie­dzieć się cze­goś nowego o sobie oraz ulżyć czę­ści moich wewnętrz­nych bolą­czek. Uświa­do­mi­łem sobie, że wciąż jesz­cze _nało­gowo_ ocze­kuję, że będę wła­ści­wie rozu­miany oraz sza­no­wany. Celowo uży­wam ter­minu „nało­gowo”, ponie­waż dotarło do mnie, że jeżeli owe potrzeby nie były zaspo­ko­jone, czu­łem roz­cza­ro­wa­nie czy wzbu­rze­nie, a nawet robi­łem się agre­sywny, i jak bar­dzo moje samo­po­czu­cie wciąż jesz­cze było uza­leż­nione od czyn­ni­ków zewnętrz­nych: bycia rozu­mianym i sza­no­wanym przez innych. Wiem teraz, że chciał­bym móc być w zgo­dzie ze sobą, nawet jeżeli nie będę rozu­miany ani sza­no­wany przez innych. Zro­zummy się dobrze: nie zamie­rzam zre­zy­gno­wać z mojej potrzeby zro­zu­mie­nia i sza­cunku, po pro­stu chcę być od niej nie­za­leżny. Dzię­kuję, Chan­tal!

3. Dobry spo­sób na roz­po­zna­nie nie­uświa­do­mio­nego prze­ko­na­nia: powta­rza­jący się sce­na­riusz. Jeżeli regu­lar­nie znaj­du­je­cie się w podob­nych – nie­faj­nych, iry­tu­ją­cych lub obu­rza­ją­cych – sytu­acjach, jest cał­kiem moż­liwe, że tkwi­cie w pułapce jakie­goś prze­ko­na­nia. Usiądź­cie wów­czas sam na sam ze sobą, przyj­rzyj­cie się sobie bez taryfy ulgo­wej i odpo­wiedz­cie na pyta­nie, czy nie odgry­wa­cie wyuczo­nej roli. Nie wiem, jaką dokład­nie scenkę odgry­wała Chan­tal, ale przy­bli­żone wyobra­że­nie o niej pomo­gło mi pomimo naszego kon­fliktu nieco bar­dziej ją zro­zu­mieć. W każ­dym razie zro­zu­mia­łem, jaką scenkę odgry­wa­łem ja i jakiemu prze­ko­na­niu ona odpo­wia­dała. Było to coś w rodzaju: „Bycie nie­zro­zu­mia­nym mnie uniesz­czę­śli­wia, więc mogę być szczę­śliwy, tylko będąc zro­zu­mia­nym”. To nie­wąt­pli­wie wyja­śnia, dla­czego piszę drugą książkę: żeby mieć pew­ność, że zosta­łem dobrze zro­zu­miany… Jako że jej pisa­nie spra­wia mi wiele rado­ści, a jed­no­cze­śnie pozwala mi być lepiej zro­zu­mia­nym, mogę tylko stwier­dzić, że z oło­wiu moich ran czer­pię złoto mojej rado­ści.

Trze­cia pułapka: myśl binarna

Binar­ność to nawyk myślowy, który spra­wia, że oddzie­lamy czy wręcz prze­ciw­sta­wiamy sobie kon­cep­cje, idee, war­to­ści, potrzeby i uczu­cia, zamiast łączyć je lub prze­ży­wać w spo­sób inklu­zywny i otwarty jako formy współ­ist­nie­jące, uzu­peł­nia­jące się. Cha­rak­te­ry­styczne dla myśli binar­nej są sfor­mu­ło­wa­nia typu „albo – albo”, które wska­zują na opo­zy­cję lub odręb­ność, oraz powierz­chowne sylo­gi­zmy. Na przy­kład:

• opo­zy­cja lub odręb­ność: _albo_ zaj­mu­jesz się sobą, a to zna­czy, że zapo­mi­nasz i nie dbasz o mnie, _albo_ kochasz mnie i wów­czas trosz­czysz się o mnie na sto pro­cent, zapo­mi­na­jąc o sobie; _albo_ lękam się o bez­pie­czeń­stwo swo­ich dzieci i wszystko kon­tro­luję, _albo_ ufam losowi i pozwa­lam im na wszystko; jeste­śmy uzdol­nieni _albo_ manu­al­nie, _albo_ umy­słowo (jeste­śmy wie­śnia­kiem albo miesz­czu­chem, homo albo hetero, arty­stą albo naukow­cem, racjo­na­li­stą albo marzy­cie­lem itd.);

• powierz­chowne sylo­gi­zmy: jestem spa­ra­li­żo­wany od pasa w dół, więc moje życie jest skoń­czone; odcho­dzi mój part­ner, więc do końca życia będę nie­szczę­śliwy; przy­gnę­bia mnie fakt, że mój ojciec umiera, więc nie cie­szy mnie prze­by­wa­nie z moimi dziećmi; muszę zara­biać na życie, więc nie mogę robić tego, co lubię.

Myśle­nie binarne koja­rzy się z podzia­łami, napię­ciem, kate­go­rycz­no­ścią, ogra­ni­cze­niami, trwa­niem w śle­pym zaułku – by nie powie­dzieć: kost­nicy – z uczu­ciem, że świat jest apteką, w któ­rej odizo­lo­wane i próż­niowo zapa­ko­wane rze­czy­wi­sto­ści stoją stło­czone na półce na z góry przy­pi­sa­nych im miej­scach.

Świa­do­mość inklu­zywna (kom­ple­men­tarna i rozu­mie­jąca) i otwarta wyraża się w for­mu­łach „i – i”, „jed­no­cze­śnie”, „na ten moment…”. Wra­ca­jąc do cyto­wa­nych przy­kła­dów, myśle­nie inklu­zywne wyra­ża­łoby się na przy­kład tak:

• Po spa­ra­li­żo­wa­niu dol­nej czę­ści ciała czuję się i zdru­zgo­tany, i pełny ufno­ści. Chcę wie­rzyć, że potra­fię pod­nieść się po tym wypadku i zmie­nić swoje życie.

• Część mnie ogrom­nie cierpi z powodu utraty ojca. Jed­no­cze­śnie obec­ność dzieci sprawa mi tyle rado­ści!

• Z jed­nej strony cie­szy mnie, że trosz­czysz się o sie­bie, z dru­giej odczu­wam nie­po­kój. Chciał­bym mieć pew­ność, że jestem dla cie­bie ważny i że nasza rela­cja wciąż się dla cie­bie liczy.

• Zależy mi na bez­pie­czeń­stwie dzieci, więc w kon­kret­nych sytu­acjach naka­zuję im to czy tamto. Co do reszty, zdaję się na życie.

• Jestem uzdol­niony umy­słowo w jed­nej inte­re­su­ją­cej mnie dzie­dzi­nie i manu­al­nie w innej.

• Jestem bie­głym mate­ma­ty­kiem na sta­no­wi­sku inży­niera i speł­niam się aktor­sko w ama­tor­skim teatrze.

Świa­do­mość inklu­zywna i otwarta koja­rzy się ze zgodą, jed­no­ścią, per­spek­ty­wami, tole­ran­cją, wol­no­ścią i obfi­to­ścią. Zanu­rza nas w życiu, otwiera furtkę do ogrodu peł­nego zapa­chów i róż­nych form życia, z wido­kiem na oko­liczny pej­zaż.

Czwarta pułapka: język zno­szący odpo­wie­dzial­ność

Mam tutaj na myśli nawyki języ­kowe, które z pozoru wydają się nie­zwy­kle odpo­wie­dzialne i szla­chetne – „należy”, „powi­nie­neś”, „nie ma wyboru”, „zawsze tak było” – a w rze­czy­wi­sto­ści są wyra­zem ule­gło­ści, pod­po­rząd­ko­wa­nia czyn­ni­kom zewnętrz­nym. To język, który nie odzwier­cie­dla świa­do­mego przy­wią­za­nia do pew­nych war­to­ści czy ide­ałów, lecz raczej świad­czy o mecha­nicz­nym wyko­ny­wa­niu zobo­wią­zań. Przy­na­leży bar­dziej ofie­rze³ lub nie­wol­ni­kowi niż archi­tek­towi swo­jego życia czy odpo­wie­dzial­nemu oby­wa­te­lowi. Życie w takim sta­nie świa­do­mo­ści jest trudne, zobo­wią­zu­jące, bole­sne oraz pozba­wione per­spek­tyw i wol­no­ści.

Za każ­dym _należy_ kryje się jakieś _chciał­bym_ albo _naprawdę zależy mi na…,_ które przy­wra­cają łącz­ność z życiem i któ­rych świa­do­mość jest nie­skoń­cze­nie bar­dziej lekka i otwarta, nawet jeśli doj­ście do niej nie jest ani łatwe, ani kom­for­towe. Co prawda nie zawsze robimy to, na co naprawdę mamy ochotę. Nie­mniej świa­do­mość, że w ten spo­sób czy­nimy uży­tek z naszej wol­no­ści oraz swo­body doko­ny­wa­nia wybo­rów, jest wewnętrz­nie pokrze­pia­jąca. Roz­winę ten temat w czę­ści poświę­co­nej obo­wiąz­kom i miło­ści.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Mar­shall B. Rosen­berg – dok­tor psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej, uznany na świe­cie pro­pa­ga­tor pokoju, zało­ży­ciel Cen­trum Poro­zu­mie­nia bez Prze­mocy. Gorąco pole­cam jego książkę _Nonvio­lent Com­mu­ni­ca­tion. A Lan­gu­age of Com­pas­sion_ (w Pol­sce uka­zała się pod tytu­łem _Poro­zu­mie­nie bez prze­mocy. O języku życia_ nakła­dem wydaw­nic­twa Czarna Owca – przyp. tłum.).

2.

W _Prze­stańmy być grzeczni, bądźmy sobą_ (Feeria, Łódź 2020) na stro­nie 92. zamie­ści­łem bajkę chiń­ską o sta­rym wie­śniaku żyją­cym z ufno­ścią w roz­sze­rzoną teraź­niej­szość. Cechuje go otwar­tość zarówno na mono­tonną cią­głość, jak i na zmiany i wszyst­kie moż­liwe sce­na­riu­sze, pod­czas gdy inni wie­śniacy, mio­ta­jąc się, doświad­czają krót­ko­wzrocz­nej, ogra­ni­czo­nej, sta­tycz­nej teraź­niej­szo­ści.

3.

_Ofiary_ nie w sen­sie kla­sycz­nej defi­ni­cji ofiary zabój­stwa lub wypadku, lecz postawy emo­cjo­nal­nej lub psy­chicz­nej pole­ga­ją­cej na cią­głym uskar­ża­niu się oraz nego­wa­niu wła­snej odpo­wie­dzial­no­ści i wybo­rów. Gorąco pole­cam czy­tel­ni­kom książkę Guya Cor­neau _Vic­time des autres, bour­reau de soi-même_ (Ofiara innych, oprawca sie­bie), która bar­dzo wni­kli­wie ana­li­zu­jąc tę kwe­stię, zachęca do porzu­ce­nia postawy ofiary i sta­nia się decy­den­tem oraz współ­twórcą swo­jego życia. Patrz także aneks i mono­log _Lita­nia ofiary_.

4.

O ana­li­zie sys­te­mo­wej napi­sano wiele ksią­żek. Spo­śród licz­nych auto­rów pole­cam oczy­wi­ście Gre­gory’ego Bate­sona i Paula Wat­zla­wicka. Marzy­łoby mi się, aby z klu­czo­wymi poję­ciami tej teo­rii zapo­znał się każdy, kto żyje w związku, w rodzi­nie, ze współ­lo­ka­to­rem lub sta­nowi część zespołu pra­cow­ni­ków czy wspól­noty, tak żeby mógł zyskać narzę­dzia umoż­li­wia­jące lep­sze i świa­dome prze­ży­wa­nie rela­cji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: