Jak uwolnić się od ciężaru dysfunkcyjnej rodziny. Wsparcie dla dorosłych dzieci z trudnych domów - ebook
Jak uwolnić się od ciężaru dysfunkcyjnej rodziny. Wsparcie dla dorosłych dzieci z trudnych domów - ebook
Niniejsza książka dotyczy dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych i została napisana specjalnie dla nich przez autorów, którzy również należą do tej grupy. (…) Napisaliśmy ją, aby przypomnieć tym z nas, którzy zdrowieją, na czym to zdrowienie polega, i że jest ono procesem, nie wydarzeniem. To także książka dla tych spośród nas, którzy wciąż błądzą w mroku – są sceptyczni, odczuwają złość lub czują się zagubieni i poszukują odpowiedzi na pytanie, dlaczego towarzyszą im właśnie takie emocje.
Trudno ci wchodzić w głębsze relacje z otoczeniem? Nie potrafisz stworzyć zdrowego związku? Nie radzisz sobie z rozwiązywaniem konfliktów? Jeśli chociaż na niektóre z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, być może przyszło ci dorastać w dysfunkcyjnej rodzinie.
Wielu z nas wiąże swoje kłopoty w dorosłym życiu z dorastaniem w domach alkoholików. Ale przecież istnieją też rodziny na inne sposoby szkodliwe dla rozwijających się w nich dzieci: tworzą je pracoholicy, przemocowcy, osoby borykające się z chorobami, również psychicznymi, perfekcjoniści, narcyzi… W tych rodzinach problemy takie jak chłód uczuciowy, znęcanie się oraz emocjonalne lub fizyczne zaniedbywanie determinują rzeczywistość dzieci, stając się z czasem niechcianym dziedzictwem.
Jeśli wychowałeś się w takim domu, jest bardzo prawdopodobne, że dziś nie potrafisz nawiązywać zdrowych relacji i masz zniekształcony obraz siebie. Być może stale odczuwasz złość, czujesz zagubienie, cierpisz z powodu uzależnienia czy depresji, nie umiesz zrozumieć targających tobą uczuć albo je wypierasz. Ale niestabilność emocjonalna rodzinnego domu, choć z pewnością odcisnęła na tobie piętno, nie musi prześladować cię przez całe życie. Dzięki tej książce możesz rozpoznać źródło swoich dzisiejszych problemów, a następnie, jak piszą autorzy, terapeuci John i Linda Frielowie, „wejść na drogę zdrowienia”. Być może właśnie ta książka będzie dla ciebie początkiem tego procesu.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8225-101-2 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa
Przykłady i studia przypadków wykorzystane w tej książce stanowią kompilacje historii osób i rodzin, z którymi pracowaliśmy w ciągu wielu lat naszej praktyki. Szczegółowe informacje, takie jak miejsce zamieszkania, imiona i zawody bohaterów, zostały zmienione w celu zachowania anonimowości. Pod każdym innym względem przedstawione historie są bardzo typowe dla dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych.
W książce staraliśmy się podawać przykłady ukazujące różne objawy i uzależnienia, aby uzmysłowić czytelnikowi wielorakość niezdrowych stylów życia, które prowadzą dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Z pewnością nie udało nam się tu przedstawić wszystkich możliwych dysfunkcyjnych objawów i stylów funkcjonowania. Prawdą jest bowiem, że jest tyle stylów, ilu ludzi.
Jak wielokrotnie wskazujemy w dalszej części książki, zdrowienie to proces, którego nie można przeprowadzić samodzielnie; w wielu przypadkach konieczna jest specjalistyczna pomoc. Napisaliśmy tę książkę, aby dostarczyć czytelnikowi informacji, które naszym zdaniem mogą być przydatne jako część bardziej rozbudowanego, kompleksowego planu zdrowienia.
Pragniemy zaznaczyć, że paradoksalnie od czytania poradników również można się uzależnić. W pewnym momencie po prostu trzeba rozpocząć żmudną pracę nad zmianą sposobu życia, zamiast wciąż tylko rozmyślać i uczyć się o tym, jak nasze życie mogłoby wyglądać.
Na koniec chcielibyśmy z całą mocą podkreślić, że ta książka jest dla _ciebie_. Nie dla twojego męża, twojej żony lub kochanki, twoich dzieci, szefów albo podwładnych. Jedna z naszych definicji współuzależnienia mówi, że jest ono syndromem „pogoni za małżonkiem dookoła domu z poradnikiem psychologicznym w ręku”. Zdrowienie z problemów dorosłego dziecka z rodziny dysfunkcyjnej jest osobistym doświadczeniem. Aby jak najlepiej pomagać innym, musisz sam wejść na tę drogę. Stanie się to, kiedy naprawdę uwierzysz, że dawanie przykładu jest najpotężniejszym sposobem pomagania.
John C. Friel
Linda D. Friel1. Wstęp
1
Wstęp
W lipcu 1985 roku tysiące ludzi z całego świata przybyło do Montrealu, aby świętować 50. rocznicę jednej z najskuteczniej działających organizacji międzynarodowych, jakie kiedykolwiek powstały. Organizacja ta nie ma formalnego kierownictwa ani żadnych afiliacji politycznych. Została założona przez dwóch „nieudaczników” i z czasem odniosła największy sukces spośród wszystkich tego typu grup w historii. Nigdy nie przyjmowała i wciąż nie przyjmuje żadnego wsparcia finansowego z zewnątrz – od fundacji czy korporacji. Mimo to zrzesza miliony członków w ponad 135 krajach. Nie korzysta z żadnych form reklamy. Nie zatrudnia specjalistów od marketingu. Nie zezwala swoim członkom na wykorzystywanie nazwy organizacji do osobistej promocji.
Wszyscy jej członkowie muszą pozostawać anonimowi z przyczyn praktycznych. W jednym z oficjalnych dokumentów organizacji stwierdzają oni: „Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie na reklamowaniu; musimy zawsze zachowywać osobistą anonimowość wobec prasy, radia i filmu. Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od osobowości”². Ta świetnie działająca organizacja to, jak można się domyślić, Anonimowi Alkoholicy.
Historia AA jest fascynującym przykładem dla każdego, kogo interesują odnoszące sukcesy ruchy społeczne i organizacje, niezależnie od tego, czy osoba ta „kupuje” specyficzną filozofię AA. Pomimo niezwykle szybkich zmian kulturowych, jakich doświadczyliśmy od roku 1935, ruch AA zdołał przetrwać i zwiększyć swój zasięg. Przetrwał on „dobre czasy” lat 50., niepokoje lat 60., rewolucję seksualną lat 70., a także indywidualizację społeczeństwa zachodzącą od lat 80. Jak komórki raka toczące ludzkie ciało, wciąż zwiększa zasięg i zmienia swój kształt.
Oryginalna zasada 12 kroków AA była modyfikowana i dostosowywana do potrzeb osób, które doświadczyły różnych innych dysfunkcyjnych stylów życia. Korzystają z niej Anonimowi Hazardziści, Anonimowi Narkomani, Anonimowi Kokainiści, Anonimowi Bulimicy, Anonimowi Zakupoholicy, Anonimowi Rodzice (zdrowiejący sprawcy nadużyć wobec dzieci), Anonimowi Palacze, Anonimowi Pracoholicy, Anonimowi Dłużnicy, Anonimowi Fundamentaliści (osoby próbujące wyzwolić się z destrukcyjnych orientacji religijnych), Anonimowi Współuzależnieni oraz Anonimowe Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych (DDD).
Czy są to tylko przemijające trendy? Czy grupy AA istnieją obecnie dlatego, że mamy określoną wiedzę na temat uzależnień od substancji? Czy znikną, gdy znajdziemy nowe sposoby rozwiązywania problemów emocjonalnych i behawioralnych spowodowanych nadużywaniem narkotyków albo opracujemy nowe metody modyfikowania ludzkich zachowań?
Prawdopodobnie nie. W społeczności AA mówi się: „Nie naprawiaj tego, co działa”. Trudno podważyć znaczenie sukcesu trwającego od kilkudziesięciu lat. Uważamy, że ruch AA przetrwa, ponieważ grupy wsparcia i programy tworzone na ich wzór odpowiadają na podstawową ludzką potrzebę, której zaspokojenia pragną wszyscy – potrzebę zdrowej bliskości. Potrzebę posiadania miejsca, w którym można mówić o sobie, rozmawiać, słuchać, uczyć się od innych, a po godzinie po prostu wyjść bez zobowiązań. Miejsca, gdzie nie ma polityki. Nie ma obowiązków. I nikt nie mówi: „No dobrze, ja dałem ci to, więc jesteś mi winien tamto”.
Idea grup AA lub innych grup działających na zasadzie 12 kroków sprawdza się bardzo dobrze z kilku powodów. Takie grupy _oferują_ (zamiast narzucać) prosty plan życia, który w dłuższej perspektywie czasowej pomaga naprawić niszczące nawyki, jakich nabraliśmy, aby przetrwać, dorastając w naszych rodzinach. Bolesne nawyki, które nasi rodzice przejęli od swoich rodziców, a ci z kolei od swoich.
Po 50 latach od powołania ruchu AA w Stanach Zjednoczonych powstała nowa organizacja. Celem Narodowego Stowarzyszenia na rzecz Dzieci Osób Uzależnionych, tworzącego grupy dla Dorosłych Dzieci Alkoholików oparte na programie 12 kroków AA, jest dawanie nadziei i udzielanie pomocy dzieciom _oraz_ dorosłym, którzy wychowywali się w systemach rodzinnych z problemem uzależnienia od alkoholu lub innych substancji. Organizacja ta rozwija się w kosmicznym tempie.
Jednym z bestsellerów roku 1985 była osobista książka o nałogu podejmująca także temat zmagań sławnych ludzi z wyniszczającym uzależnieniem od substancji (_The Courage to Change_ Dennisa Wholeya). Popularne artykuły prasowe koncentrują się na uzależnieniach od substancji psychoaktywnych oraz dynamice funkcjonowania systemów rodzinnych wynikającej z dysfunkcyjnych i niezdrowych relacji zależności. Nasza książka jest poświęcona temu ostatniemu zagadnieniu.
Liczna grupa specjalistów w naszej dziedzinie zaczyna wreszcie zauważać, że alkoholik czy kokainista nie jest jedynym członkiem rodziny, który doświadcza problemu. Co więcej, nawet jeśli w rodzinie nie występuje zjawisko uzależnienia od substancji psychoaktywnych, może ona funkcjonować tak samo jak rodzina z problemem alkoholowym, jeśli zasady rządzące systemem są dysfunkcyjne. Innymi słowy, nie tylko dorosłe dzieci alkoholików mogą skorzystać z udziału w spotkaniach grup opartych na zasadzie 12 kroków. Takie grupy są pomocne dla dorosłych dzieci z wszystkich rodzin dysfunkcyjnych.
Niniejsza książka dotyczy dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych i została napisana specjalnie dla nich przez autorów, którzy również należą do tej grupy. Powstała w odpowiedzi na powtarzające się pytania naszych klientów: „Czy jest jakaś książka, w której to zjawisko jest opisane tak, jak mi je wyjaśniliście?”.
Napisaliśmy ją, aby przypomnieć tym z nas, którzy zdrowieją, na czym to zdrowienie polega, i że jest ono _procesem_, nie wydarzeniem. To także książka dla tych z nas, którzy wciąż błądzą w mroku – są sceptyczni, odczuwają złość lub czują się zagubieni i poszukują odpowiedzi na pytanie, dlaczego towarzyszą im właśnie takie emocje.
Przede wszystkim zaś książka powstała, aby rzucić światło na dynamikę funkcjonowania rodziny, która doprowadziła tak wielu z nas do dorosłości naznaczonej uzależnieniami, depresją, zaburzeniami kompulsywnymi, niezdrową zależnością od innych, nadmiernym stresem, niezadowoleniem ze związków i życiem w skrywanym poczuciu desperacji.2. Dwie opowieści
2
Dwie opowieści
Rodzina „subtelnie” dysfunkcyjna
Frank Davis to 35-letni dyrektor wykonawczy dużej firmy elektronicznej w Kalifornii. Uzyskał licencjat z informatyki na Uniwersytecie Kalifornijskim, pracował przez pięć lat jako analityk systemowy, a następnie wrócił na studia, aby zdobyć tytuł magistra w zakresie administracji i biznesu. Niedługo po rozpoczęciu pierwszej pracy u obecnego pracodawcy poznał Tinę, również studentkę administracji i biznesu, z którą łączyło go wiele wspólnych zainteresowań.
Pod koniec studiów Frank i Tina byli już małżeństwem. Trzy lata później mieli dwoje małych dzieci i trzecie w drodze. Tina postanowiła, że odroczy podjęcie pracy, zostanie w domu i będzie wychowywać dzieci, a tymczasem Frank zaczął robić zawrotną karierę. Para miała wszystko, o czym udane młode małżeństwo mogłoby zamarzyć – dom w hrabstwie Marin, domek letniskowy nad jeziorem Tahoe, dwa BMW w garażu i członkostwo w ekskluzywnym lokalnym klubie. Frank i Tina regularnie uczęszczali do kościoła i udzielali się w lokalnej społeczności. Wszyscy postrzegali ich jako idealne małżeństwo.
Frank miał na pierwszy rzut oka dość spokojne dzieciństwo. Był trzecim z pięciorga dzieci i urodził się, kiedy kariera jego ojca, chirurga, nabierała rozpędu. Chłopak przejawiał duże zdolności do nauki, szczególnie matematyczne, co cieszyło jego rodziców. Uprawiał sport, był atrakcyjny i popularny wśród rówieśników. Matka Franka była wówczas doskonałą żoną chirurga – piękną, pewną siebie, czarującą kobietą i podporą lokalnej społeczności. Chociaż rodzina zatrudniała gosposię, pani domu nie spędzała czasu bezczynnie. Prowadziła chłopięce i dziewczęce drużyny skautowe, pracowała jako wolontariuszka w szpitalu i razem z mężem uczestniczyła w spotkaniach kółka parafialnego. Frank był dumny z bycia częścią swojej odnoszącej sukcesy, religijnej i znanej w okolicy rodziny. Wiedział, że jego własny sukces ściśle wiązał się z rodzinną tradycją doskonałości.
Ojca Franka najtrafniej określało słowo „solidny”. Był to stateczny, opanowany, poważny mężczyzna, a przy tym – jak wielu chirurgów – perfekcjonista. Czasami matka Franka żartowała, że jej mąż jest tak „przewidywalny”, iż mogłaby wyrzucić wszystkie zegary i odczytywać godzinę na podstawie regularnych czynności wykonywanych przez niego podczas pobytu w domu. Davisowie uważali się za kochającą rodzinę, choć nieczęsto okazywali sobie uczucia, tłumacząc to norweskimi korzeniami babci Franka ze strony ojca oraz jego dziadka ze strony matki. To jednak nie było ważne. Rodzice wiedzieli, że się kochają, i to im wystarczało.
Frank odnosił kolejne sukcesy w nauce, świetnie sobie radząc w liceum i na studiach. Każde jego dokonanie pociągało za sobą jeszcze więcej pochwał i oznak podziwu ze strony rodziny. „Bez wątpienia odziedziczyłeś geny Davisów” – mawiał z dumą ojciec. Zanim Frank poznał Tinę, osiągnął stabilną pozycję zawodową i czuł się gotowy do kultywowania rodzinnych tradycji jako głowa własnej rodziny. Tina była dumna, że może w tym uczestniczyć, i grzała się w blasku chwały po narodzinach każdego z trojga dzieci. Jednak w wieku 33 lat, po sześciu latach małżeństwa i stworzeniu bezpiecznego domu dla żony i dzieci, życie Franka zaczęło się zmieniać.
Początkowo zmiany były nieznaczne. Frank i Tina przypisywali je „kryzysowi trzydziestolatków”, o którym czytali w popularnych książkach i czasopismach. Prowadzili przecież bardzo aktywne, pełne wyzwań życie niemal od dnia ślubu. Mimo to zmiany nadeszły i nie chciały przeminąć.
Zaczęło się od sporadycznego uczucia ścisku w żołądku podczas podróży do pracy, kiedy umysł Franka buzował pomysłami na realizację nowego projektu. Mężczyzna szybko ignorował dyskomfort i rzucał się w wir pracy, a dreszcz sukcesu skutecznie zagłuszał drobne wątpliwości i niepokoje, które co pewien czas przedostawały się do jego świadomości. Po skończonym dniu pracy w spokoju spożywał wraz z żoną kolację, następnie planował zadania na kolejny dzień, brał prysznic i zasypiał w czułych objęciach Tiny.
Taki schemat powtarzał się przez kilka miesięcy: niepokojące uczucie ścisku w żołądku poprzedzające dreszczyk emocji związanych z pracą, a potem spokojny wieczór w domu z Tiną. Weekendy Davisów wypełniały zwykle spotkania towarzyskie i wycieczki z dziećmi nad jezioro. Nieprzyjemne doznania jednak nie znikały. Ich uporczywość nie dawała Frankowi spokoju. Jego sny stały się niepokojące. Zaczął doświadczać trudności z koncentracją. Coraz częściej był poirytowany, co szczerze go przerażało. Jako członek klanu Davisów nie mógł przecież pozwolić, by jego głowę zaprzątały drobiazgi, a co dopiero uporczywe emocje.
W początkowej fazie kryzysu Tina przyjęła postawę wspierającej, tolerancyjnej żony. Zajmowała się domem, pracowała na rzecz lokalnej społeczności, odgrywała rolę uroczej gospodyni, a wieczorami spokojnie doglądała męża. W końcu jednak to, co gryzło Franka, zaczęło podgryzać także Tinę.
Chociaż Frank nie potrafił zidentyfikować źródła niepokoju, jego żona je znała. Świadomość przyczyn kryzysu dodatkowo ją przerażała. Przez wiele miesięcy Tina zamiatała problemy pod dywan, aż przestała wytrzymywać napięcie. Czuła niechęć do Franka, ale wciąż powtarzała sobie, że to niemożliwe. A ponieważ nie pozwalała sobie na myślenie o tym – postrzegała przecież swoje małżeństwo jako doskonałe i miała wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła – podążała za Frankiem wprost do pułapki. Oboje coraz bardziej zbliżali się do miejsca, gdzie wspólnie mieli wpaść w sidła, które zacisnęły się na ich ściśle ze sobą splecionych życiorysach.
Tina szła za przykładem męża – angażowała się w życie społeczne, organizowała wycieczki i zajęcia dla dzieci oraz wszystkich znajomych rodziny. Otrzymywała kolejne pochwały od przyjaciół i liderów społeczności. Była wybierana do lokalnych rad i komitetów. Jej życie stało się oszałamiającym pasmem sukcesów wspaniałej matki, oddanej przyjaciółki i pomysłowej działaczki społecznej.
W końcu najstarszy syn Davisów, Jason, wpadł w pułapkę wraz z rodzicami. W wieku siedmiu lat zaczął doświadczać trudności w szkole i stwarzać problemy. Był inteligentny i o tym wiedział; wiedzieli o tym też jego nauczyciele. Mimo to coraz częściej zapominał o pracach domowych. Zaczął się znęcać nad innymi dziećmi i rozrabiać w klasie. Starał się zwrócić na siebie uwagę na wiele sposobów, ale niewiele z tych zachowań przynosiło pożądany skutek.
Kiedy szkoła wreszcie skontaktowała się z Tiną, kobieta zareagowała chłodno i spokojnie, stwierdzając, że _jej_ syn nie zachowywałby się w taki sposób, gdyby nie brak empatii u nauczycieli. W ciągu kilku dni przeniosła Jasona do szkoły prywatnej, w dużej części dofinansowanej przez firmę elektroniczną Franka, i wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą.
Gdzieś w głębi umysłu Tiny odezwał się cichy głosik. Był to głos małej dziewczynki, niewinny i spontaniczny. Brzmiał czysto i jasno jak diament, ale był bardzo słaby. Wciąż powtarzał: „Tino, coś jest nie tak. Coś jest nie w porządku”.
Pomimo głośnych pochwał za liczne osiągnięcia, które Tina otrzymywała od przyjaciół, rodziny i członków miejscowej społeczności, cichy głosik w jej głowie stawał się coraz silniejszy. Spowodowało to wewnętrzną walkę, a w końcu – pewnego czwartkowego wieczoru, gdy Tina wraz z trojgiem dzieci w ciszy jadła kolację – nastąpił emocjonalny wybuch.
Frank wszedł do domu przepełniony entuzjazmem z powodu podpisanego w tym dniu nowego kontraktu, w chwili gdy Jason gwałtownie i z brzękiem przewrócił szklankę pełną mleka, trącając młodszą siostrę w ramię. Na ułamek sekundy wszystko zamarło w surrealistycznym bezruchu. Szeroko otwarte oczy Tiny znieruchomiały. Kobieta rzuciła krótkie spojrzenie na Jasona i na mleko, a następnie lodowatym, nieruchomym wzrokiem niemal przeszyła Franka. Jej dłonie i twarz poczerwieniały, gdy poczuła we wnętrzu wybuch prymitywnej furii.
Wszyscy domownicy spojrzeli na Tinę, która wstała od stołu, uniosła swój talerz z jedzeniem i cisnęła nim w męża. Talerz zadrasnął czoło Franka, a szparagi z sosem holenderskim wylądowały na jego garniturze i w przedpokoju za jego plecami. Tina krzyknęła z taką wściekłością, o jaką nie podejrzewałaby ani siebie, ani nikogo innego: „Nigdy więcej nie waż się wejść do domu z tym głupim uśmieszkiem na twarzy!”.
Na kolejny ułamek sekundy nastała absolutna cisza, po czym Tina zwinęła się w kłębek na podłodze w salonie i wydała z siebie rozdzierający szloch, pochodzący z tego samego miejsca, z którego w głębi nocy mówiła do niej i nawoływała złowieszczo mała dziewczynka. Tina leżała na podłodze i szlochała – szlochała tak, jakby miała szlochać przez wieczność, aż w końcu wstała, poszła na górę i weszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Dzieci zaczęły płakać ze strachu i bezsilności. Po raz pierwszy widziały, jak jedno z rodziców wyraża emocje intensywniej niż podczas sporadycznych sprzeczek, które zdarzają się w każdym małżeństwie. Frank stał jak sparaliżowany w przedpokoju, nie wierząc własnym oczom. Pętla zacisnęła się wokół całej rodziny wiele miesięcy wcześniej – dopiero teraz jednak wszyscy poczuli ból. Cierpienie stało się rzeczywiste. Czuli jego zapach i smak, widzieli je i nim oddychali. Odtąd wszystko miało być inaczej, nikt jednak nie wiedział, czy to początek, czy koniec.
Frank starał się uspokoić dzieci najlepiej, jak potrafił. Później próbował dostać się do sypialni, aby porozmawiać z Tiną, jednak drzwi pozostały zamknięte przez resztę nocy. „Zostaw mnie w spokoju” – mówiła zmienionym od płaczu głosem za każdym razem, gdy pukał.
Tej nocy Frank spał na kanapie w salonie, budząc się wielokrotnie ze ściśniętym żołądkiem.
Rano Tina zeszła do kuchni i przygotowała śniadanie dla męża i dzieci. Podczas posiłku nikt nic nie mówił, a sztućce uderzały o porcelanę z głośnym, głuchym brzękiem. Frank wyszedł do pracy oszołomiony, zmęczony i niepewny. Dzieci poszły do szkoły z bólem brzucha, który utrzymywał się przez cały dzień.
Tina płakała przez większość poranka, samotna i zdezorientowana. Jej wewnętrzne dziecko przerodziło się w potwora, a ona nie wiedziała, co z tym zrobić. W akcie zupełnej desperacji sięgnęła po książkę telefoniczną i wyszukała nazwisko psychoterapeutki. Długo walczyła sama ze sobą, zastanawiając się, czy zadzwonić, czy nie. Późnym popołudniem, kiedy zbliżała się chwila powrotu dzieci ze szkoły, chwyciła za telefon i wybrała numer.
„Nie wiem, co się ze mną dzieje – powiedziała Frankowi i dzieciom tego wieczoru – ale zamierzam z pomocą specjalisty się tego dowiedzieć. Coś jest zdecydowanie nie w porządku i nie mogę dłużej tak żyć”.
Istnieją niezliczone szkoły psychoterapii i teorie mówiące o tym, dlaczego ludzie popadają w szaleństwo bez wyraźnego powodu. Oficjalna diagnoza, którą psycholożka Tiny wpisała na formularzu dla ubezpieczyciela, była zgodna z klasyfikacją zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (ang. Diagnostic and Statistical Manual of the American Psychiatric Association, DSM), ale krótka notatka wpisana na jej karcie pacjenta przedstawiała najtrafniejszy obraz sytuacji:
„Kobieta rasy białej, lat 33, od 7 lat mężatka, 3 dzieci. Mąż pracoholik; pacjentka wykazuje poważne oznaki współuzależnienia: złość, przygnębienie, poczucie winy, utrata własnej tożsamości po wielu miesiącach kompulsywnego działania i kilku latach aktywnego negowania problemu”.
Frank był pracoholikiem, a Tina zrobiła jedyną rzecz, jaką potrafiła zrobić w obliczu uzależnienia ukochanego – pozwoliła, by jej własne uzależnienie się pogłębiało.
Na początku była uzależniona od Franka. Czekała na niego, kiedy notorycznie spóźniał się do domu po pracy, odgrzewała posiłki przygotowane wiele godzin wcześniej, wspierała go i podsycała jego uzależnienie, jednocześnie negując narastającą w niej powoli niechęć do męża, która ostatecznie ujawniła się jako wybuch wściekłości.
W końcu Tina popadła w uzależnienie wraz z Frankiem i sama pracowała coraz więcej, próbując zagłuszyć przerażające uczucia, które wciąż wydostawały się na powierzchnię, oraz ukryć to, że nikt nigdy nie nauczył jej, jak radzić sobie z samą sobą. To nie przypadek, że kiedy małe dziecko w jej wnętrzu dochodziło do głosu, jej biologiczne dziecko także dało o sobie znać. Jason w jedyny znany sobie sposób – poprzez prowokujące działanie (ang. _acting-out_) w szkole i w domu – wyrażał niewypowiedziane, nierozpoznane napięcia między członkami rodziny.
Był to dopiero początek historii Davisów. Tina rozpoczęła długotrwałą terapię – proces odkrywania i uczenia się siebie, niezbędny do unikania pułapek uzależnienia w przyszłości. Frank i dzieci uczestniczą razem z nią w terapii rodzinnej.
Świadomość Franka dotycząca ukrytych schematów zależności w jego życiu jest wciąż mglista. Chociaż nie mówi o tym otwarcie, wciąż uważa, że to Tina ma problem. Rodzinne zasady i więzi, które stopniowo doprowadziły mężczyznę do uzależnienia od pracy ukierunkowanej na osiąganie sukcesów, są kuszące i bardzo silne. Z kolei mechanizm zaprzeczenia uruchomiony przez rodzinę, której członkowie „wiedzą, że się kochają”, ale nie potrafią tego spontanicznie wyrażać, jest bardzo głęboko zakorzeniony.
Kiedy w systemie rodzinnym pojawia się uzależnienie, głęboko doświadczają go wszyscy jego członkowie. Aby nowy system powstający w wyniku kryzysu, takiego jak wyżej opisany był prawdziwie zdrowy i trwały, każdy jego członek musi się zmienić.
Czasami, gdy tylko jeden lub dwoje spośród członków zdrowieje, jedyną szansą na utrzymanie zdrowia jest opuszczenie systemu.
Rodzina „bezsprzecznie” dysfunkcyjna
Sandy Dorset, najstarsza z piątki rodzeństwa, dorastała na przedmieściach Bostonu. Jej ojciec zaczął nałogowo pić wkrótce po tym, jak poślubił jej matkę, a zanim Sandy pojawiła się na świecie, został zwolniony z pracy w sklepie z częściami zamiennymi z powodu problemów finansowych firmy. Chociaż miał tytuł licencjata zdobyty na małej stanowej uczelni, nierozwiązane konflikty emocjonalne i nieleczony alkoholizm utrudniały mu znalezienie przyzwoitej pracy.
Matka Sandy, licencjonowana pielęgniarka, zaczęła pracować w niepełnym wymiarze godzin, aby pomóc w utrzymaniu rodziny, podczas gdy jej mąż wielokrotnie zmieniał zatrudnienie, szukając „swojego miejsca”.
W ciągu kolejnych sześciu lat do rodziny Dorsetów dołączyło jeszcze czworo dzieci, a połączenie trudności finansowych i wychowawczych sprawiło, że atmosfera w domu stała się napięta i wyczerpująca emocjonalnie. Zanim Sandy skończyła pięć lat, ojciec zaczął stosować przemoc fizyczną wobec matki i rzucać w dzieci wyzwiskami.
Sandy pamięta, jak kuliła się ze strachu w kącie pokoju dziennego, przytulając do siebie młodsze rodzeństwo, kiedy ojciec się awanturował, krzyczał, a potem bił matkę. Po takich zdarzeniach zwykle przychodziło kilka dni, a nawet tygodni względnego spokoju; następnie cykl się powtarzał.
Pewnego razu matka Sandy próbowała uzyskać pomoc dla rodziny, rozmawiając ze znajomą, która należała do AA i której mąż w tamtym czasie wychodził z uzależnienia od alkoholu. Niestety, jej inicjatywa tak rozwścieczyła ojca, że nigdy więcej nie odezwała się do tej znajomej ze strachu przed tym, co mogłoby się stać jej lub dzieciom, gdyby znów to zrobiła.
Rodzina Dorsetów była więc uwięziona w pułapce przemocy przez całe dzieciństwo Sandy. Okresy chaosu przeplatały się z okresami pełnej napięcia ciszy, podczas których wszyscy wstrzymywali oddech i chodzili na paluszkach, mając nadzieję, że sytuacja się poprawi – co jednak nigdy nie nastąpiło.
Sandy nauczyła się żyć w dysfunkcyjnym systemie, wznosząc wokół siebie barierę ochronną. Kiedy była mała, godzinami bawiła się samotnie w swoim pokoju, wyobrażając sobie lepszy świat pełen wymyślonych przyjaciół i miejsc. Gdy podrosła, było jej łatwiej odcinać się od cierpienia – przebywała po prostu jak najdłużej poza domem. Pozostając z dala, czuła się jednak rozdarta, ponieważ jednocześnie pragnęła być na miejscu, aby opiekować się młodszymi braćmi i siostrami.
Jak wiele dzieci z rodzin alkoholowych, bardzo dobrze się uczyła i doskonale ukrywała rodzinną tajemnicę. Wszyscy wiedzieli, że w jej rodzinie się nie przelewa, ale Sandy zawsze miała świeżo uprasowaną bluzkę, była grzeczna i uczynna. Nigdy nikomu nie wspomniała o okropnych zdarzeniach, które rozgrywały się w jej domu. W końcu honor rodziny jest najważniejszy, niezależnie od tego, co się dzieje.
W liceum Sandy zaczęła przybierać na wadze i nie udawało jej się zrzucić nadmiarowych kilogramów. Kiedy zaczęła naukę w dwuletnim studium pielęgniarskim, miała 45 kg nadwagi, ale nigdy nie pozwoliła, by ją to dobiło. Świetnie radziła sobie w szkole i dostała pracę na pełny etat zaledwie trzy tygodnie po jej ukończeniu.
W wieku 25 lat Sandy Dorset zaczęła się spotykać z młodym mężczyzną. Miała wrażenie, że został jej zesłany z nieba – był czuły, delikatny i wspierający. Studiował psychologię, aby w przyszłości zostać terapeutą. Nigdy nie rozmawiali o jej problemach z wagą, ale Sandy podświadomie obawiała się, że w końcu spowodują one, iż ukochany ją porzuci. Mimo to po kilku miesiącach randkowania para postanowiła się pobrać.
Dwa lata po ślubie Sandy urodziła córeczkę. Jej mąż spędzał wówczas długie godziny na pracy z młodzieżą w trudnej sytuacji życiowej, więc ona zmniejszyła wymiar zatrudnienia do pół etatu, aby poświęcić więcej czasu dziecku. W tym samym okresie mąż Sandy wdał się w romans z ich wspólną znajomą. Chociaż Sandy od lat zarzekała się, że nigdy nie weźmie do ust alkoholu, zaczęła pić, aby w ten sposób ukoić cierpienie związane z rozpadaniem się jej życia na kawałki.
Ponieważ w małżeństwie działo się coraz gorzej, Sandy piła coraz więcej, aby poradzić sobie ze świadomością, że _schemat z jej dzieciństwa właśnie się powtarza_. Czuła, że jest w beznadziejnej sytuacji, i próbowała popełnić samobójstwo. Miała dużo szczęścia – personel szpitala, do którego trafiła po zażyciu dużej dawki tabletek nasennych, bardzo szybko zajął się jej uzależnieniem.
Zrozpaczona Sandy odetchnęła z ulgą w poczuciu, że wreszcie ktoś otoczył ją taką opieką, jakiej potrzebowała, gdy była dzieckiem. Chętnie zastosowała się do zaleceń lekarzy, które obejmowały rozpoczęcie terapii uzależnień. To wtedy jej życie zaczęło się na nowo.
Droga do wyzdrowienia okazała się wyboista. Dla wielu alkoholików samo zaprzestanie picia jest stosunkowo łatwe – dla Sandy nie było ono nawet w połowie tak trudne, jak się spodziewała. Prawdziwym wyzwaniem okazało się poradzenie sobie z pierwotnymi zależnościami (schematami zachowania wynikającymi ze współuzależnienia). Konfrontowanie się z potwornie trudnymi emocjami, jakich doświadczała, dorastając w rodzinie z problemem alkoholizmu i przemocy, oraz przyswajanie sobie nowych nawyków wydawały jej się czasem zadaniami ponad siły. Mąż się z nią rozwiódł, lecz mimo tego Sandy pracowała zawodowo, jednocześnie walcząc z własnymi lękami, złością i cierpieniem.
Oprócz uczestnictwa w mityngach AA zaczęła uczęszczać na spotkania grup wsparcia dla dorosłych dzieci alkoholików. Stopniowo, ale konsekwentnie wspinała się ku górze, chcąc wydobyć się z otchłani rozpaczy i zagubienia. Z każdym nowym krokiem wychodziła z ciemności i znajdowała coraz zdrowszych przyjaciół. Jej nadwaga, która w kulminacyjnym momencie kryzysu wynosiła około 70 kg, powoli zaczęła się zmniejszać. Córka Sandy wyrastała na szczęśliwą, dobrze przystosowaną społecznie dziewczynkę. Przez pierwsze kilka lat po zakończeniu terapii Sandy co prawda zdarzało się umawiać na randki, nigdy jednak nie nawiązała poważnej relacji. Miała pracę, opiekowała się córką i zajmowała własnym zdrowieniem. Niedługo po trzydziestce poznała mężczyznę, który różnił się od tych spotykanych przez nią do tej pory. Był opiekuńczy, ale nie brał odpowiedzialności za jej problemy. Od czasu do czasu bywał marudny, ale nic więcej. Kłócili się o różne sprawy, ale zawsze rozwiązywali spory i żyli dalej, nie żywiąc do siebie urazy. Oboje lubili spędzać czas zarówno samotnie, jak i ze sobą nawzajem. Każde z nich chodziło na swoje spotkania AA.
Sandy i jej drugi mąż są małżeństwem już od 15 lat. Chociaż jak każda para mieli swoje wzloty i upadki, koszmar pierwszego życia kobiety ustąpił miejsca spokojowi, wygodzie i spełnieniu. Mimo że złe wspomnienia nigdy jej nie opuszczą, obecnie zajmują realistyczne miejsce w przeszłości, wciąż przypominając o tym, że jeśli Sandy doświadcza zbyt silnego stresu, czuje się niepewnie lub przytłaczają ją emocje, zawsze znajdzie się zdrowy sposób na poradzenie sobie z trudnościami. Sandy Dorset nareszcie żyje szczęśliwie.