- promocja
Klitajmestra - ebook
Klitajmestra - ebook
Nowa wersja znanego greckiego mitu o okrytej złą sławą królowej Klitajmestrze.
Zachwyci wielbicieli Jennifer Saint i Natalie Haynes.
Potępiona przez Homera i greckich poetów jako niewierna żona i podstępna morderczyni, Klitajmestra dotąd nie miała prawa głosu. Nikt nie dostrzegał jej siły i inteligencji, rozpaczy i gniewu. Olśniewający debiut Constazy Casati to nie tylko kolejny przykład tego, że kobiety cierpiały z powodu wojen – to opowieść o tym, jak kobiety prowadziły własne wojny. Bo Klitajmestra zrozumiała to, co rozumiało niewielu: Jeżeli władza nie jest ci dana, musisz sama ją zdobyć.
Rewelacyjna, pełna napięcia opowieść o władzy i przepowiedniach, nienawiści i miłości, o niezapomnianej królowej, która zgładziła tych, którzy ją skrzywdzili.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2728-1 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tyndareos: król Sparty, syn Gorgofony, mąż Ledy
Leda: królowa Sparty, córka króla Etolii Tiestesa; jej dzieci to:
Kastor i Polideukes: bliźnięta, znani jako Tyndarydzi (synowie Tyndareosa), a później jako Dioskurowie (w mitologii rzymskiej)
Klitajmestra: królewna spartańska, później królowa Myken
Helena: królewna i królowa Sparty, później znana jako Helena Trojańska; w mitologii była córką Zeusa, który pod postacią łabędzia uwiódł królową Ledę
Timandra: królewna spartańska, później królowa Arkadii
Fojbe i Filonoe
Ikarios: król Akarnanii, brat Tyndareosa, mąż Polikasty; jego córka to:
Penelopa: królewna Akarnanii, później królowa Itaki
Hippokoon: brat przyrodni Tyndareosa i Ikariosa, zabity przez Heraklesa
Afareus: drugi brat przyrodni Tyndareosa i Ikariosa; jego dzieci to:
Idas i Linkeus: królewicze Mesenii
Fojbe i Hilajra: królewny meseńskie, znane jako Leukippidy (Córki Białego Konia), zaręczone z Linkeusem i Idasem, „ukradzione” przez Kastora i Polideukesa
Ród Atrydów
Atreus: syn Pelopsa i Hippodamei, król Myken; starszy brat Tiestesa i brat przyrodni Chrysipposa; jego ród zasłynął z wyjątkowego okrucieństwa i zepsucia; jego dzieci to:
Agamemnon: król Myken, „Wszechwładny”, mąż Klitajmestry, dowódca greckiej floty podczas wojny trojańskiej
Menelaos: król Sparty, mąż Heleny
Tiestes: po zamordowaniu swojego brata i odebraniu mu tronu został królem Myken; miał trzech synów, których zabił Atreus; wieszczka przepowiedziała, że syn, którego spłodzi z własną córką, zabije Atreusa; dziecko z kazirodczego związku Tiestesa i jego córki to:
Ajgistos: zabójca swojego wuja Atreusa, kuzyn Agamemnona i Menelaosa, kochanek Klitajmestry
Aerope: córka króla Krety Katreusa, żona Atreusa, kochanka swojego brata Tiestesa
Inni
Tezeusz: król Aten, grecki bohater, który porwał Helenę
Pejritoos: królewicz Lapitów i przyjaciel Tezeusza
Kyniska: jedna ze spartiatek; pierwsza kobieta, która wygrała w starożytnych igrzyskach olimpijskich
Chryzanta: Spartanka, kochanka Timandry
Tantal: król Maionii, pierwszy mąż Klitajmestry
Kalchas: wieszcz greckiej armii
Leon: obrońca i doradca Klitajmestry w Mykenach
Aileen: służąca i powiernica Klitajmestry w Mykenach
Polimedes, Kadmos, Likomedes: członkowie rady starszych w Mykenach
Erebus: kupiec
Kasandra: królewna trojańska, kapłanka Apolla, córka Hekabe i Priama; po wojnie trojańskiej została konkubiną króla Agamemnona
Odyseusz: królewicz, potem król Itaki, syn Laertesa, polutropos, kuzyn herosa Achillesa
Teukros: brat przyrodni Ajaksa
Ajaks Mniejszy: bohater z Lokrydy
Nestor: król Pylos
Filoktet: król Tesalii, słynny łucznik
Menesteusz: król Aten
Diomedes: król Argos
Idomeneus: król Krety
Elpenor: bohater bitwy na wyspie Eubea
Machaon: syn Asklepiosa; biegły w sztuce uzdrawiania1. POLOWANIE
Klitajmestra spogląda na dno stromego wąwozu, ale nie widzi ani śladu trupów. Szuka wzrokiem strzaskanych czaszek, połamanych kości, ciał nadjedzonych przez dzikie psy i rozdziobanych przez sępy – nic nie znajduje. Tylko kilka dzielnych kwiatków, które wyrastają z pęknięć w ścianach wąwozu. Na ciemnym tle ich płatki wyglądają na białe. Dziewczyna zastanawia się, jak tym roślinom udaje się żyć w miejscu, w którym wszystko jest martwe.
Kiedy była dzieckiem, nie rosły tam żadne kwiaty. Schowana za drzewami, patrzyła, jak członkowie rady starców ciągną po ścieżce przestępców i chore dzieci, a potem strącają wszystkich do tego wąwozu, zwanego przez Spartan Ceadas. Jego dno jest śliskie jak surowa ryba i najeżone kamieniami ostrymi niczym świeżo wykuty miecz z brązu. W swojej kryjówce Klitajmestra modliła się o tych ludzi skazanych na powolną i bolesną śmierć. Za dzieci nie potrafiła się modlić: sama myśl o nich wywoływała w niej zbyt wielki niepokój. Kiedy podchodziła do krawędzi urwiska, czuła na ciele lekkie podmuchy powietrza. Raz matka powiedziała jej, że wiatr niesie głos martwych noworodków, spoczywających na dnie Ceadas. Słyszała ich szept, nie mogła jednak rozróżnić słów. Podnosiła więc głowę i błądziła myślami gdzie indziej, patrząc na promienie słońca przebijające się między liściastymi gałęziami.
Nad lasem zapada dziwna cisza. Klitajmestra wie, że jest śledzona. Szybko schodzi ze wzgórza i zostawia za sobą wąwóz. Uważa, żeby się nie potknąć na kamienistej i śliskiej ścieżce. Wiatr staje się chłodniejszy, niebo ciemnieje. Kiedy przed kilkoma godzinami wykradała się z pałacu, wschodzące słońce ogrzewało jej skórę, a pod stopami czuła mokrą trawę. Matka już siedziała w sali tronowej, jej twarz lśniła w pomarańczowej poświacie. Klitajmestra szybko wymknęła się na zewnątrz, nikt nie zdążył jej zauważyć.
Za drzewami coś nagle się porusza; słychać chrzęst liści pod czyimiś stopami. Dziewczyna potyka się i rozcina sobie skórę dłoni o ostrą krawędź skały. Kiedy podnosi głowę, gotowa się bronić, widzi nad sobą dwoje wielkich ciemnych oczu. To tylko jeleń. Klitajmestra zaciska dłoń w pięść, potem wyciera ją w tunikę, żeby nie zostawić śladów krwi, po których można by ją wytropić.
Z oddali słyszy wycie wilków, przełamuje się i idzie dalej. Chłopcy w jej wieku uczą się walczyć w parach z wilkami i panterami. Kiedyś ogoliła sobie głowę, żeby wyglądać jak chłopak, i poszła do gimnazjonu, by nauczyć się przygotowań do polowania. Na wieść o tym matka przez dwa dni nie dawała jej jeść. „Częścią szkolenia jest głodzenie chłopców dotąd, aż w końcu muszą kraść”, powiedziała. Klitajmestra pokornie poddała się tej karze – wiedziała, że na nią zasłużyła.
Strumień prowadzi do źródła i małego wodospadu. Ponad nim widać szczelinę w skale – wygląda na wejście do jaskini. Klitajmestra zaczyna się wspinać po omszałych kamieniach na brzegu źródła. Skaleczona dłoń pulsuje bólem. Dziewczyna ślizga się po powierzchni stoku. Łuk ma zarzucony na plecy, sztylet przytroczony do pasa, na udzie czuje jego rękojeść.
Na górze przystaje na chwilę, żeby złapać oddech. Odrywa kawałek tuniki, moczy go w czystej źródlanej wodzie i owija nim krwawiącą dłoń. Zapada zmierzch, korony dębów stapiają się z ciemniejącym niebem. Ma tak zmęczone oczy, że wszystko jej się rozmazuje. Wie, że stojąc na ziemi, jest za bardzo widoczna. „Im wyżej się wespniesz, tym lepiej”, jak często powtarza ojciec.
Wdrapuje się więc na najwyższe drzewo, siada okrakiem na gałęzi i zaczyna nasłuchiwać, mocno ściskając rękojeść sztyletu. Księżyc wisi wysoko, zimny, o wyraźnych konturach, niczym srebrna tarcza. Ciszę wokół zakłóca jedynie chlupot wody ze źródła na dole.
Rozlega się trzask gałęzi i w mroku przed nią pojawia się dwoje złotych oczu, uważnie się w nią wpatrują. Klitajmestra ani drgnie, czuje, jak krew tętni jej w skroniach. Na drzewie naprzeciwko z cienia wyłania się jakiś srebrny kształt. Po chwili widać gęste futro i spiczaste uszy. Ryś.
Zwierzę skacze, po czym ląduje na jej drzewie. Od siły uderzenia Klitajmestra traci równowagę. Łapie się konara, lecz paznokcie się łamią, dłonie ześlizgują – w końcu spada na błotnisty grunt. Na sekundę traci wzrok i oddech. Ryś próbuje na nią skoczyć; dziewczyna błyskawicznie sięga po łuk i strzały. Wypuszcza jedną, przewraca się na bok. Krzyczy z bólu, kiedy pazury rysia orzą skórę na jej plecach.
Zwierzę podnosi się i staje tyłem do wąskiej szczeliny prowadzącej do jaskini. Przez chwilę oboje wpatrują się w siebie, po czym, błyskawicznie jak atakujący wąż, Klitajmestra rzuca w rysia sztyletem. Trafia go w bark. Zwierzę wydaje z siebie wrzask, a ona wymija je biegiem i wpada w mrok jaskini. Ledwo udaje jej się wcisnąć w wąski otwór. Ociera się głową i biodrami o skały, wtapia w ciemność i czeka, modląc się w duchu, żeby w pieczarze nie było drugiego wejścia i innego gościa.
Wzrok powoli przyzwyczaja się do mroku. Dziewczyna odkłada na ziemię łuk i strzały, które w większości są całe. Zdejmuje zakrwawioną tunikę, opiera się plecami o zimny kamień. Jej dyszenie odbija się echem w wilgotnym powietrzu, co brzmi tak, jakby sama jaskinia oddychała. Czy bogini Artemida ją teraz widzi? Bardzo by tego chciała, chociaż ojciec zawsze mówi, żeby nie zawracała sobie głowy bogami. Natomiast matka wierzy, że lasy skrywają boskie tajemnice. Jaskinie to dla niej schronienia, ale też myślące istoty, które żyją życiem stworzeń zamieszkujących w nich przez lata. Ale może to ojciec ma rację: ta pieczara wydaje się pusta jak świątynia w nocy. Ciszę przerywa jedynie jęk rannego rysia – zwierzę próbuje odczołgać się od jaskini.
Kiedy kot umiera, Klitajmestra ostrożnie wygląda na zewnątrz. Nic się nie porusza po błotnistym terenie. Dziewczyna z powrotem zakłada tunikę; wzdryga się, kiedy tkanina przywiera do poranionych pleców. Wreszcie wychodzi z ukrycia, znowu ocierając się o gładkie skały.
Ryś leży blisko źródła, kałuża krwi rozlewa się jak wino po pomarańczowych liściach. Klitajmestra, utykając, podchodzi i wyjmuje sztylet ze sztywniejącego ciała. Oczy zwierzęcia są otwarte, odbija się w nich jasny księżyc. Wciąż widać w nich zaskoczenie i smutek. Niewiele się różnią od oczu martwego człowieka. Klitajmestra przywiązuje jego łapy do kołczanu i rusza przed siebie. Ma nadzieję, że do rana uda jej się wrócić do domu.
Matka będzie z niej dumna.2. JEDNA DZIEWCZYNA ZWYCIĘŻA,
DRUGA – PRZEGRYWA
Klitajmestro, wolniej! Artemida mnie zabije, jeżeli znowu będę druga!
Klitajmestra wybucha śmiechem, który rozchodzi się po równinie jak ptasi śpiew.
– Nie zabije. Matka cię nastraszyła, żebyś biegła szybciej!
Ścigają się między rzędami drzew oliwnych i figowych, włosami zaczepiają o liście i depczą bosymi stopami po owocach, które spadły na ziemię. Klitajmestra jest szybsza. Ręce ma pokryte skaleczeniami i siniakami, w jej oczach widać determinację, pragnie dobiec do rzeki jako pierwsza. Za nią Helena dyszy ciężko i woła do siostry. Za każdym razem, kiedy słońce pada na jej głowę, włosy lśnią jak pobliskie owoce.
Klitajmestra wypada z gaju na spaloną słońcem równinę. Ziemia parzy w stopy, więc dziewczyna przeskakuje na żółtą trawę. Zatrzymuje się dopiero wtedy, gdy znajduje się już nad rzeką. Patrzy na swoje odbicie w wodzie: jest brudna i rozczochrana.
– Zaczekaj na mnie! – krzyczy Helena.
Klitajmestra się odwraca. Jej siostra zatrzymała się na skraju sadu; stoi w tunice mokrej od potu i spogląda gniewnym wzrokiem.
– Dlaczego tak się śpieszysz? – pyta.
Klitajmestra się uśmiecha. Spartanie traktują Helenę jak boginię, ale dla niej to po prostu towarzyszka zabaw.
– Bo gorąco – odpowiada. Zrzuca z siebie odzienie i wskakuje do rzeki. Długie włosy unoszą się wokół niej niczym wodorosty.
Rześkie powietrze wczesnego poranka ustępuje miejsca letniemu skwarowi. Na brzegach Eurotasu, płynącego przez wyschnięte równiny i surowe góry, kwitną nieliczne krwistoczerwone anemony. W pobliżu, niczym promień słońca na zachmurzonym niebie, rozciąga się pas żyznej ziemi, obsadzonej drzewami oliwnymi i figowymi. Helena zatrzymuje się przy brzegu, woda sięga jej zaledwie do ud. Zawsze wchodzi do rzeki wolno i najpierw się ochlapuje.
– No, śmiało. – Klitajmestra podpływa i obejmuje ją w talii.
– Zimna – jęczy Helena, ale wchodzi głębiej. Kiedy Klitajmestra próbuje ją puścić, siostra czepia się jej ciepłego ciała, przywiera do niego z całych sił.
– Marna z ciebie Spartanka. – Klitajmestra kręci głową z uśmiechem.
– W przeciwieństwie do ciebie. Gdybyś była mężczyzną, na pewno zostałabyś jednym z najpotężniejszych wojowników w Grecji.
– Już teraz należę do najmądrzejszych Spartan. – Klitajmestra uśmiecha się od ucha do ucha.
– Nie powinnaś się tak chełpić. – Helena marszczy brwi. – Pamiętaj, co matka mówiła nam o hybris.
– „Duma kroczy przed upadkiem” – recytuje siostra znudzonym głosem. – Ojciec często się chwali, że nie ma w Sparcie dzielniejszego wojownika niż on, a jednak nikt go nigdy nie ukarał.
– Nasz ojciec jest królem. My nie, więc nie wywołujmy gniewu bogów, dobrze? – upiera się Helena.
Klitajmestra parska śmiechem. Nieodmiennie bawi ją to, że dla siostry życie stanowi uciążliwą wędrówkę w ciemności przez grzęzawiska.
– Skoro ty jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, ja mogę być najmądrzejszą. Nie rozumiem, dlaczego bogowie mieliby się o to na mnie gniewać, przecież i tak zawsze będą najmądrzejsi i najpiękniejsi.
Helena zamyśla się na chwilę. Klitajmestra płynie do plamy słońca na powierzchni rzeki, a siostra wkrótce do niej dołącza. Obie unoszą się na wodzie, z twarzami zwróconymi ku słońcu niczym kwiaty słoneczników.
Do gimnazjonu docierają punktualnie na codzienny trening. Słońce pali niemiłosiernie, więc szybkim krokiem idą w cieniu drzew otaczających dziedziniec. Dziewczęta już ćwiczą nago na placu wysypanym piaskiem. W tym miejscu spartiatki – córki najwybitniejszych i najszlachetniejszych wojowników Sparty – trenują z plebejuszami i będą to robić, dopóki nie założą rodziny. Ich ciała lśnią od oliwy, stare blizny jaśnieją na opalonej skórze.
Klitajmestra wchodzi na dziedziniec, tuż za nią podąża Helena. Piach parzy je w stopy jak metalowe ostrze, rozgrzane do białości, zapach potu przesyca powietrze. Trener – jeden z wojowników ich ojca – podaje im dyski i włócznie, a gdy zaczynają nimi rzucać, koryguje postawy. Słońce wspina się coraz wyżej. Dziewczęta skaczą, ścigają się i biegają. Bolą je ręce i nogi, gardła mają wyschnięte od suchego, gorącego powietrza.
W końcu nadchodzi pora na taniec. Klitajmestra kątem oka widzi, że Helena się do niej uśmiecha – to jej ulubiona część treningu. Rozlega się dźwięk bębnów; panny zaczynają tańczyć. Bosymi stopami tupią w piaszczyste podłoże, ich sylwetki migoczą w powietrzu rozedrganym od skwaru, włosy falują niczym języki ognia. Klitajmestra pląsa z zamkniętymi oczami, silnymi nogami wybija rytm. Helena wykonuje takie same ruchy, tyle że z wdziękiem i większym spokojem, jakby się bała, że straci nad sobą panowanie. Stopy stawia lekko i precyzyjnie, jej ręce są jak skrzydła. Wygląda niczym ptak, który za chwilę wzbije się w powietrze, odleci wysoko i zniknie wszystkim z oczu. Nie może jednak tego zrobić, więc pozostaje jej tylko delikatnie wirować na ziemi.
Klitajmestra tańczy dla siebie, Helena – dla innych.
Woda w basenie jest zimna, przyjemnie chłodzi rozgrzaną skórę. Tylko Helenie, Klitajmestrze i spartiatkom wolno kąpać się w tym niedużym zbiorniku w kącie dziedzińca. Pozostałe: plebejuszki i nie-Spartanki, zmywają z siebie pot w rzece.
Klitajmestra opiera głowę o kamienną ścianę i patrzy na Helenę, która właśnie wychodzi z basenu, złociste włosy oblepiają jej ramiona. Obie mają po szesnaście lat. Ich ciała się zmieniają, twarze stają się szczuplejsze, a rysy się wyostrzają. Klitajmestrę to przeraża, woli o tym nie rozmawiać. Od razu jej się przypomina, że w tym wieku ich matka już wyszła za mąż i opuściła swoją ojczyznę.
Leda przybyła do Sparty z Etolii, spalonej słońcem, górskiej krainy na północy Grecji – z terenów słynących z dzikich zwierząt, bogów natury i duchów. Jak każda etoliańska królewna Leda była myśliwym, sprawnie posługiwała się toporem i łukiem, czciła boginię gór Reę. Tyndareos pokochał Ledę za waleczną naturę i ją poślubił, chociaż Grecy uważali plemiona Etolii za prymitywne i rozpuszczali plotki, że tamtejsze ludy żywią się surowym mięsem, jak zwierzęta. Kiedy żona Tyndareosa – silna kobieta o kruczoczarnych włosach i oliwkowej cerze – urodziła Helenę – dziewczynę o jasnej skórze i włosach barwy miodu – wszyscy w Sparcie zaczęli podejrzewać, że Leda była kochanką Zeusa. Bóg ten słynął z upodobania do pięknych, młodych kobiet i lubił wcielać się w różne postacie, żeby posiąść swoje wybranki. Jako byk porwał fenicką królewnę Europę, przemienił się w złoty deszcz, żeby popieścić piękną Danae, i stał się ciemną chmurą, by uwieść kapłankę Io.
Nie inaczej postąpił z Ledą. Siedziała samotnie na brzegu Eurotasu. Jej włosy były czarne i lśniące jak pióra kruka, a oczy pełne smutku i zagubienia. Zeus pod postacią łabędzia pofrunął w jej ramiona, a kiedy zaczęła głaskać jego skrzydła, wziął ją gwałtem. Plotki, które potem się pojawiły, obfitowały w drastyczne szczegóły. Spartanie powiadali, że Leda walczyła jak lwica, ale on przytrzymywał ją skrzydłami i ranił dziobem. Krążyła też druga wersja: po tym zbliżeniu Leda była zarumieniona i zdyszana z rozkoszy.
– To jasne, że jej się podobało – powiedział kiedyś w gimnazjonie pewien chłopiec. – Królowa jest inna niż my… Jej lud to barbarzyńcy – stwierdził. Klitajmestra uderzyła go wtedy kamieniem w twarz, ale nie powtórzyła tych słów matce.
Takie pogłoski rodziły się z zazdrości. Leda była piękna, a Spartanie jej nie ufali. Trudno jednak całkiem ignorować złośliwe uwagi; nawet sam król powoli zaczynał wierzyć, że Helena nie jest jego dzieckiem. W niczym go nie przypominała: uwielbiała muzykę i taniec, płakała na widok rannego żołnierza.
Ale Klitajmestra wie, że Helena jest jej siostrą. To pewne, bo chociaż w dzieciństwie dziewczynka sprawiała wrażenie delikatnej i wrażliwej, to jednak zawsze cechowała je taka sama stanowczość. Kiedy były małe, Helena stawała obok niej i porównywała wszystkie, nawet najdrobniejsze szczegóły ich ciał, aż z satysfakcją stwierdzała, że są niemal identyczne. Często powtarzała, że obie mają gęste rzęsy, szczupłe palce i długie szyje. Kiedy Klitajmestra zauważała, że jej włosy są ciemniejsze, mają barwę ziemi, Helena tylko prychała z niezadowoleniem.
– Niedługo przyjdą chłopcy.
Klitajmestra podnosi wzrok. Pozostałe dziewczyny już wyszły z gimnazjonu. Helena spogląda na nią, przechylając głowę. Wygląda jak zaciekawiona sarna. Klitajmestra chce spytać, czy ona też boi się przyszłości, lecz z jakiegoś powodu te słowa nie chcą jej przejść przez gardło, więc wstaje i mówi tylko:
– Chodźmy więc.
Tego wieczora w jadalni nie ma mężczyzn. W sali rozbrzmiewa śmiech kobiet, w powietrzu unosi się zapach pieczonego mięsa. Kiedy Klitajmestra i Helena wchodzą, ich matka już siedzi u szczytu stołu i mówi coś do kilku służących, a Timandra, Fojbe i Filonoe – młodsze siostry – nakładają sobie na talerze podpłomyki i oliwki. Zajadają z uśmiechem, usmarowane tłuszczem z mięsa. Helena i Klitajmestra zajmują dwa wolne miejsca po obu stronach matki.
Sala jest ogromna i niemal pusta, wysokie okna wychodzą na równinę. Na ścianach wisi tylko kilka sztuk starej broni, a na środku stoi długi drewniany stół z odrapanym, wyblakłym blatem, przy którym mężczyźni i kobiety zwykle jedzą razem.
– Pilnujcie, żeby złodzieje nie zakradli się do spichlerza – nakazuje Leda służącym. – I zostawcie trochę wina na powrót króla z podróży. – Odprawia ich machnięciem ręki, a oni wymykają się z pomieszczenia; poruszają się cicho jak ryby w wodzie.
Fojbe wyciera ręce w brązową tunikę i wychyla się w stronę matki.
– Kiedy wraca ojciec? – pyta. Ona i Filonoe są jeszcze dziećmi. Po matce mają ciemnozielone oczy i oliwkową cerę.
– Ojciec i wasi bracia wrócą z igrzysk w nocy – odpowiada Leda, rozkoszując się smakiem sera. Wuj Klitajmestry zorganizował w Akarnanii zawody, na które ściągnęło wielu młodych mężczyzn ze wszystkich greckich miast.
„Siostrzyczko, igrzyska są tak samo nudne jak posiedzenia rady starszych”, powiedział Klitajmestrze przed wyjazdem Kastor. „Polowania i pomaganie matce w zarządzaniu pałacem to o wiele lepsza zabawa”, dodał i musnął ustami jej czoło. Rozbawiło ją to kłamstwo. Kastor po prostu dobrze wiedział, jak bardzo chciała tam pojechać.
– Jak myślicie, czy Kastor i Polideukes zdobyli jakąś nagrodę? – pyta Filonoe.
– Na pewno – odpowiada Timandra, po czym wbija zęby w soczystą wieprzowinę. Ma trzynaście lat i surowe, niezbyt atrakcyjne rysy twarzy; wygląd odziedziczyła po ojcu. – Polideukes jest najsilniejszy w całej Sparcie, za to Kastor biega szybciej od bogów.
Filonoe uśmiecha się z zadowoleniem, a Fojbe ziewa i rzuca kawałek mięsa psom leżącym pod stołem.
– Mamo, może opowiesz nam jakąś historię? – prosi. – Ojciec ciągle powtarza te same.
– Niech Klitajmestra mnie w tym zastąpi – proponuje Leda z uśmiechem.
– Chcecie posłuchać, jak Kastor i ja zabiliśmy wilka? – pyta dziewczyna młodsze siostry.
– Tak, tak! – Fojbe klaszcze w ręce.
Klitajmestra opowiada im więc kilka historii; siostry słuchają z zaciekawieniem. Krew i śmierć nie robią na nich żadnego wrażenia, bo dziewczyny są jeszcze dziećmi. Dorastają w świecie mitów, bogiń i jeszcze nie znają różnicy między prawdą a fantazją.
Na niebie za oknem pojawia się pomarańczowa poświata. Ze wsi dobiega czyjś śpiew, powietrze jest gorące i nasycone słodyczą.
– Timandra jest bardzo podobna do ciebie – mówi Helena, już gotowa do snu.
Ich sypialnia znajduje się na samym końcu gyneceum, części domu przeznaczonej dla kobiet. Ściany są ozdobione prostymi rysunkami: czerwone kwiaty, niebieskie ptaki, złote ryby. Na jedynych dwóch drewnianych stołkach leżą teraz schludnie złożone suknie. Poza tym stoi tu jeszcze tylko miska z wodą i łóżko z egipskiego hebanu – dar, który Helena dostała na czternaste urodziny od Tezeusza z Aten.
Klitajmestra nabiera wody w obie dłonie, żeby umyć twarz.
– Ty też tak myślisz? – dopytuje Helena.
– Hm. Chyba tak.
– Ciągle psoci.
Klitajmestra śmieje się, wycierając czoło.
– To znaczy, że ja też jestem urwisem?
Helena marszczy brwi i przechyla głowę.
– Nie to miałam na myśli.
– Wiem.
Klitajmestra kładzie się w łóżku obok siostry i wbija wzrok w sufit. Niekiedy wyobraża sobie, że są na nim namalowane gwiazdy.
– Czujesz się zmęczona? – zagaduje.
– Nie – odpowiada Helena szeptem. Przez chwilę waha się, po czym głęboko wciąga powietrze. – Ojciec przyjedzie w nocy, a jutro opowie tobie i Timandrze o zawodach. Bardzo cię kocha – dodaje. Klitajmestra milczy. Sięga ręką do blizny na plecach, dotyka poszarpanych brzegów. – Mnie nie kocha. Pewnie dlatego, że nigdy nie zabiłam – ciągnie Helena.
– To nie tak. Dobrze wiesz, że podejrzewa Ledę o zdradę.
– Naprawdę go zdradziła?
Ile to już razy przeprowadzały tę rozmowę? Klitajmestra wzdycha i powtarza tak jak zwykle:
– To nie ma żadnego znaczenia. Jesteś córką Ledy i moją siostrą. Śpijmy.
Helena słyszała te słowa wielokrotnie, ale zawsze reaguje tak, jakby padły po raz pierwszy. Lekko uśmiecha się do siostry i zamyka oczy; wkrótce jej ciało się rozluźnia. Klitajmestra odczekuje parę chwil, a kiedy słyszy równy oddech Heleny, odwraca się twarzą do niej. Patrzy na nieskazitelną skórę siostry, gładką jak amfora gotowa do pomalowania, i zastanawia się: Kiedy zaczęłyśmy okłamywać się nawzajem?
Następnego dnia mają się odbyć zapasy. Służący zamiatają miotłami i uklepują piach na placu, a potem stawiają w cieniu drzew tron z wysokim oparciem. Spartanie gromadzą się w jednym miejscu. Niektórzy są niespokojni, wciąż się schylają i nabierają piach w dłonie, inni stoją cicho i tylko dotykają starych siniaków. Klitajmestra rozciąga mięśnie rąk; Helena w tym czasie związuje siostrze włosy, żeby kosmyki nie opadały na twarz. Jej dotyk jest niezwykle delikatny.
Pałac na wzgórzu tonie w upalnym słońcu. Rzeka i góry naprzeciwko niego są chłodne i zacienione. Na placu, gdzie odbywają się ćwiczenia fizyczne, częściowo osłoniętym przez skały i wysoką trawę, panuje całkowita cisza. Wiosną i jesienią dziewczęta często przychodzą tu na lekcje muzyki i poezji, ale tego dnia żar leje się z nieba. Słońce stoi w zenicie, rozpalone powietrze oblepia skórę niczym mokra tkanina.
Na pylistej ścieżce prowadzącej z pałacu pojawia się grupka mężczyzn. Służący schodzą z dziedzińca i przysiadają za drzewami, Spartanie przerywają rozmowy. Wojownicy zajmują swoje miejsca na dziedzińcu; ojciec Klitajmestry siada na tronie z wysokim oparciem. Tyndareos jest niski, ale silny, ma mocno umięśnione nogi. Jego wzrok, jasny i bystry jak u orła, zatrzymuje się na dziewczętach.
– Żyjecie dla Sparty i jej króla – oznajmia. – Walczycie, by mieć silne, zdrowe dzieci i móc rządzić we własnych domach. Walczycie, by udowodnić swoją lojalność wobec miasta. Walczycie o swoje miejsce w Sparcie. Przetrwanie, odwaga i siła to wasze obowiązki.
– Przetrwanie, odwaga i siła to nasze obowiązki – powtarzają chórem.
– Która z was zacznie? – Król spogląda na Klitajmestrę, ta również patrzy na niego, ale milczy.
Niemądrze od razu rzucać wyzwanie przeciwnikowi. Brat jej to wpoił. Już od kilku lat Klitajmestra walczy ze spartiatkami i za każdym razem dowiaduje się o nich czegoś nowego, poznaje ich sztuczki. Najpierw chce je poobserwować, to bardzo ważne.
Do przodu występuje Eupolia. Wybiera sobie rywalkę – jakąś chudą dziewczynę, Klitajmestra jej nie zna. Zaczyna się walka.
Eupolia jest powolna, lecz bardzo agresywna. Z krzykiem rzuca się na przeciwniczkę i próbuje złapać ją za włosy. Dziewczyna wygląda na przerażoną, nieśpiesznie krąży jak bezdomny kot. Kiedy ponownie zostaje zaatakowana, nie udaje jej się odskoczyć wystarczająco daleko i pięść Eupolii trafia ją w szczękę. Chuda pada na ziemię i nie wstaje. Koniec walki.
Tyndareos wygląda na rozczarowanego. Nieczęsto przychodzi na treningi dziewcząt, a jeśli już mu się to zdarzy, oczekuje dobrego widowiska.
– Następna – woła.
Kiedy do przodu występuje Kyniska, koleżanki rozpierzchają się jak przerażone psy. To córka towarzysza broni Tyndareosa. Jest wysoka, ma garbaty nos i silne nogi. Klitajmestra pamięta, jak przed laty na rynku Kyniska próbowała ukraść jej zabawkę – glinianą figurkę żołnierza.
– Z kim będziesz walczyć? – pyta król.
W oczach dziewczyny pojawia się dziwny błysk. Klitajmestra ma złe przeczucie. Chce zgłosić się na ochotnika, ale wtedy Kyniska odpowiada:
– Z Heleną.
Dziewczęta gwałtownie wciągają powietrze. Do tej pory żadna nie rzuciła wyzwania Helenie. Wiedzą, że bez trudu by z nią wygrały, więc zwycięstwo nie byłoby powodem do dumy. Boją się też, że Tyndareos mógłby faworyzować swoją córkę, chociaż nigdy nikogo nie wyróżnia. Patrzą na niego, czekając na odpowiedź. W końcu kiwa głową.
– Nie. – Klitajmestra bierze siostrę za rękę.
Tyndareos marszczy brwi.
– Helena może walczyć jak każda inna Spartanka.
– Ja stanę do walki – mówi Klitajmestra.
– Zawstydzasz mnie. – Helena odsuwa siostrę i odwraca się do Kyniski. – W porządku. – Trzęsącymi się rękami związuje włosy z tyłu głowy.
Klitajmestra tak mocno przygryza wewnętrzną stronę policzka, że czuje smak krwi. Nie wie, co robić.
Helena idzie na środek placu, Kyniska podąża za nią. Na chwilę wszyscy zastygają w bezruchu. Piasek skrzy się w słońcu, wieje lekki wiatr. Kyniska atakuje Helenę, która jednak odskakuje na bok, z gracją i zwinnością sarny. Kyniska robi krok do tyłu. Porusza się powoli, analizuje kolejny manewr. Klitajmestra wie, że najbardziej niebezpieczny przeciwnik to taki, który myśli. Kyniska szykuje się do ataku, a kiedy rzuca się na Helenę, ta robi unik w niewłaściwą stronę i dostaje cios w szyję. Przewraca się na bok, ale jeszcze w locie łapie rywalkę za nogę i obala ją na ziemię. Kyniska wali Helenę pięścią w twarz, raz za razem.
Klitajmestra najchętniej zamknęłaby oczy, lecz nie tego ją uczono. Patrzy więc i wyobraża sobie, co zrobi Kynisce później w lesie nad rzeką. Przygwoździ ją do ziemi i przytrzyma tak długo, aż twarz dziewczyny zrobi się fioletowa, wtedy podła suka zrozumie, że niektórym osobom nie wolno robić krzywdy.
Kyniska przestaje wymierzać ciosy – Helena z opuchniętą twarzą i zakrwawionymi dłońmi odczołguje się na bok. Leć, uciekaj!, chce zawołać Klitajmestra, ale przecież sarny nie mają skrzydeł, Helena natomiast ledwo mogłaby utrzymać się na nogach. Kyniska nie pozwala jej ochłonąć. Znowu zaczyna łomotać pięścią i kopać, a kiedy Helena próbuje ją odepchnąć, dziewczyna skacze na nią i wykręca jej rękę na plecy.
Klitajmestra odwraca się do Tyndareosa, który z obojętnym wyrazem twarzy obserwuje zmagania. Jest pewna, że ojciec nic nie zrobi.
Kiedy Helena zaczyna krzyczeć, Klitajmestra bez namysłu biegnie na środek placu. Kyniska odwraca się, zaskoczona otwiera usta, ale nie ma czasu na dalszą reakcję. Klitajmestra chwyta ją za włosy i z całej siły rzuca na ziemię. Kyniska próbuje podnieść głowę, Klitajmestra jednak przyciska kolanem jej plecy do pylistego podłoża – tam jej miejsce. Obejmuje ręką szyję swojej ofiary i ciągnie do tyłu. Kątem oka widzi półprzytomną Helenę, która leży tuż obok na zakrwawionym piachu. Koniec walki, myśli Klitajmestra. W tej samej chwili Kyniska chwyta ją za kostkę i mocno wykręca nogę. Klitajmestra przewraca się; rywalka wykorzystuje tę chwilę na to, żeby złapać oddech. Jej oczy nabiegły krwią.
– To nie twoja walka – wykrztusza ochrypłym głosem.
Mylisz się. Klitajmestra czuje ból w nodze, ale to nic. Kiedy Kyniska rzuca się na nią, dziewczyna robi unik i znów przyciska przeciwniczkę do ziemi. Potem staje na jej plecach, całkowicie ją unieruchamia. Dziewczyna przestaje się bronić, dopiero wtedy Klitajmestra odpuszcza; utykając, idzie do siostry i podnosi ją z ziemi. Helena oddycha z trudem. Zarzuca ręce Klitajmestrze na szyję, żeby utrzymać się na nogach; obie schodzą z placu, odprowadzane wściekłym spojrzeniem ojca.
Kostka puchnie. Skóra robi się fioletowa. Klitajmestra powoli traci czucie w stopie. Służąca opatruje ranę. Jej dłonie są drobne, ale szybkie. Ani na chwilę nie podnosi wzroku. Takich jak ona nazywa się helotami. Kiedyś mieszkali w dolinie, lecz Spartanie podbili ich ziemie i zrobili z nich niewolników. W pałacu jest pełno helotów. Twarze mają pozbawione wyrazu, plecy przygarbione.
Klitajmestra opiera głowę o ścianę. Czuje kłębiący się w niej gniew. Chwilami wydaje jej się tak namacalny, że chciałaby móc wyciąć go z siebie nożem. Jest wściekła na Kyniskę za to, że śmiała tknąć jej siostrę, wściekła na ojca, bo dopuścił do pobicia Heleny, wściekła na matkę, która nigdy nie interweniuje, gdy obojętność króla rani jej córkę.
– Skończyłam – oznajmia służąca i jeszcze raz sprawdza opatrunek. – Teraz odpocznij – radzi. Klitajmestra zrywa się jednak na równe nogi. Musi sprawdzić, co z Heleną. – Nie powinnaś chodzić. – Helotka marszczy brwi.
– Przynieś mi laskę mojej babki – nakazuje Klitajmestra.
Dziewczyna kiwa głową i szybko idzie do sali, gdzie Tyndareos trzyma kosztowności i rodzinne pamiątki. Po chwili wraca z piękną drewnianą laską.
Klitajmestra nigdy nie poznała swojego dziadka, Ojbalosa, wie tylko, że był zięciem herosa Perseusza. Natomiast babka, Gorgofona, wyraźnie zapisała się w jej pamięci. Ta wysoka, silna kobieta dwukrotnie wyszła za mąż, co w jej kraju się nie zdarzało. Kiedy zmarł pierwszy mąż – król Mesenii, którego imienia Klitajmestra nie pamięta – Gorgofona poślubiła Ojbalosa. Była od niego starsza, a jednak go przeżyła. Klitajmestra pamięta, jak niedługo przed śmiercią Gorgofona, otulona owczymi skórami, z twarzą poznaczoną zmarszczkami gęstymi jak pajęczyna, powiedziała jej i Helenie, że ich ród to dynastia królowych.
– Ludzie zapamiętają was na dłużej niż waszych braci – oznajmiła niskim głosem. – Tak samo stało się ze mną i moimi drogimi braćmi: Alkajosem, Nestorem i Heliosem… Szlachetni, dzielni mężczyźni, ale czy ktokolwiek ich pamięta? Nie.
– Jesteś tego pewna? – spytała Helena. Miała dopiero dwanaście lat, ale wyraz twarzy poważny jak u dorosłej kobiety.
Gorgofona popatrzyła na nie wzrokiem zamglonym, lecz przytomnym.
– Jesteście odważne i lojalne, ale wyczuwam w was również nieufność. Długo żyłam wśród królów i herosów. Wszystkich rozpierała duma, a kiedy mężczyzna jest zbyt dumny, staje się też zbyt ufny. Wcześniej czy później wpadnie w sidła zdrajcy. – Choć mamrotała niewyraźnie, znaczenie tych słów było jasne i mądre. Klitajmestra uważnie jej słuchała. – Ambicja, odwaga, nieufność. Niedługo zostaniecie królowymi, a wtedy przydadzą się wam te trzy cechy, żeby przeżyć mężczyzn, którzy będą próbowali się was pozbyć. – Parę godzin później Gorgofona wyzionęła ducha.
Od tamtej pory Klitajmestra często wracała w myślach do ostatnich słów babki, smakowała je jak kroplę miodu na języku.
Czuje pulsujący ból w kostce. Podpierając się laską, przechodzi przez kamienne sale i korytarze. Płonące pochodnie na ścianach rzucają cienie, które wyglądają jak czarne postacie namalowane na amforach. Wreszcie, z bólu zaciskając zęby, dociera do gyneceum. Tutaj okna są mniejsze, a wzory na ścianach jaśniejsze. Idzie do łaźni, gdzie odpoczywa Helena. Zanim jednak tam wejdzie, zatrzymuje się na chwilę. Ze środka dobiegają wyraźne głosy.
– Nie powiem ci, która to zrobiła – mówi Helena. – To by było nieuczciwe.
– Nieuczciwe było to, że wyzwała cię do walki. Wiesz, jak to się może skończyć. Jeżeli jedna osoba to zrobiła, w jej ślady mogą pójść i inne. – Głos brata jest ostry jak nóż. Helena milczy. Słychać tylko chlupot wody i odgłosy kroków Polideukesa, który niecierpliwie krąży po pomieszczeniu. – Heleno, mów natychmiast. Inaczej spytam Klitajmestrę.
– Nie ma takiej potrzeby – odzywa się Klitajmestra, wchodząc do łaźni.
Helena leży w wannie z pomalowanej gliny. Do ran na rękach już przyłożono jej zioła; twarz ma poobijaną i pokaleczoną. Jej usta zniekształca opuchlizna, jedno oko jest półprzymknięte, więc jasnoniebieską tęczówkę ledwo widać, niczym skrawek czystego nieba w pochmurny dzień. Polideukes się odwraca – szczupły jak Klitajmestra, tyle że wyższy; jego skóra barwą przypomina płynny miód. Chłopak ma dwadzieścia lat, więc niedługo zakończy naukę i pójdzie na wojnę.
– To Kyniska rzuciła wyzwanie Helenie – zaczyna Klitajmestra. Polideukes krzywi się i rusza do wyjścia, ale siostra łapie go za rękę. – Nic nie rób. Już się z nią rozprawiłam.
Polideukes spogląda na jej nogę. W jego oczach pojawia się błysk, który Klitajmestra zna aż nadto dobrze: brat ma ognisty temperament, w każdej chwili jest gotów do walki.
– Źle postąpiłaś. – Strząsa z ręki jej dłoń. – Ojciec będzie się gniewał.
– Na mnie, nie na ciebie. – Wie, jak bardzo brat nie chciałby zawieść ojca.
– Stanęła w mojej obronie – wtrąca Helena. – Myślałam, że Kyniska mnie zabije – tłumaczy głosem pełnym żalu. Polideukes zaciska dłonie w pięści. Helena zawsze była jego ulubienicą. – Nie miała wyboru – ciągnie dziewczyna powoli, z bólem. Polideukes kiwa głową i otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale chwilę później opuszcza łaźnię, niemal bezszelestnie stawiając stopy na kamiennej podłodze. Helena zamyka oczy i opiera głowę o brzeg wanny. – Tak mi wstyd – szepcze. Nie widać, czy płacze. Światła są przyćmione, w powietrzu unosi się zapach krwi.
– Przynajmniej nie zginęłaś – pociesza siostrę Klitajmestra. Tyndareos, tak jak każdy Spartanin, uważa, że życie w hańbie jest gorsze od bohaterskiej śmierci, ona jednak ma inne zdanie. Woli żyć. Na chwałę może zasłużyć sobie później.
Ojca znajduje w ogromnym, pięknie oświetlonym megaronie; król rozmawia z Kastorem i Ledą. Klitajmestra, kuśtykając, idzie do tronu wzdłuż ścian pokrytych freskami. Postacie obok niej, namalowane farbami jaskrawymi jak poranne słońce, biegną, polują i walczą. Przerażony dzik, ujadające psy, herosi z włóczniami, ich długie włosy niczym morskie fale. Po rozświetlonych równinach pędzą konie, nad nimi lecą klucze gęsi i łabędzi.
Tyndareos zajmuje miejsce na tronie przy palenisku, w dłoni ma kielich wina. Obok, na mniejszym tronie, przykrytym jagnięcymi skórami, siedzi Leda. Kastor opiera się o kolumnę, jak zwykle w rozluźnionej pozie. Uśmiecha się na widok siostry.
– Ciągle pakujesz się w tarapaty, siostrzyczko – zagaduje pierwszy. Rysy jego twarzy, tak samo jak u Polideukesa, już nabierają twardości i męskości.
– Kyniska niedługo wróci do zdrowia – odzywa się Tyndareos.
– Cieszę się. – Klitajmestra czuje na plecach rozbawiony wzrok brata. Kastor nade wszystko lubi, kiedy ktoś inny ma kłopoty. Z przyjemnością patrzy wtedy, jak ojciec beszta winowajcę.
– Całe szczęście, że to tylko dziewczyna – ciągnie król. Klitajmestra wie, do czego zmierza ojciec. Dzieci króla mogą podpalać domy, gwałcić, kraść i zabijać, ale nie wolno im skrzywdzić syna innego spartiaty.
– Ojcze, Kyniska obraziła twoją córkę.
Król z niezadowoleniem marszczy brwi.
– Ty zaś obraziłaś Kyniskę. Nie walczyłaś z nią uczciwie.
– Znasz zasady – dodaje Leda. – Jedna dziewczyna wygrywa, druga przegrywa – przypomina.
To prawda, Klitajmestra doskonale o tym pamięta, ale nie zawsze łatwo się z tym pogodzić. Leda od małego wbijała im do głowy, że w każdej walce są zwycięzcy i pokonani i że nic nie może tego zmienić. Co jednak, jeżeli przegrywa twoja ukochana siostra, a ty musisz bezczynnie patrzeć na jej upadek? Co, jeżeli nie zasługuje na to, żeby inna dziewczyna ją pobiła i wdeptała w ziemię? Kiedy w dzieciństwie Klitajmestra zadawała takie pytania, matka zawsze kręciła głową i odpowiadała: „Nie jesteś boginią. W takich sytuacjach interweniować mogą tylko bogowie”.
– Ona zabiłaby Helenę. – Klitajmestra powtarza słowa siostry, chociaż wie, że to nieprawda. Kyniska tylko zrobiłaby przeciwniczce poważną krzywdę.
– Nikogo by nie zabiła – zaprzecza Tyndareos.
– Znam ją – wtrąca Kastor. – Jest bardzo agresywna. Raz widziałem, jak zatłukła helotę na śmierć.
– Skąd ją znasz? – pyta Leda z ironią, ale Kastorowi nawet powieka nie drgnie.
Wszyscy dobrze znają jego upodobania. Już od kilku lat Klitajmestra słyszy jęki i szepty dochodzące zza zamkniętych drzwi sypialni Kastora. Przez łóżka jej braci przewinęło się wiele służących czy córek wojowników. I te orgie nie ustaną, dopóki Kastor i Polideukes nie postanowią się ożenić. Czasem, kiedy Klitajmestra chodzi po pałacu i widzi służące – akurat nalewają wino, kroją mięso albo szorują podłogę – to zastanawia się, z którymi spał Kastor. Pewnie z większością. Łatwiej się domyślić, które wybrał Polideukes: te podobne do Heleny, z jasnymi włosami, porcelanową skórą, oczami jak dwa jeziora. Nie jest ich zbyt wiele.
– Ojcze – zwraca się Klitajmestra do króla; władca Sparty wygląda na zmęczonego albo lekko odurzonego winem. – Zrobiłam tylko to, co żołnierze robią na wojnie. Jeżeli widzą, że obok umiera ich przyjaciel, śpieszą mu na ratunek.
Tyndareos mocniej zaciska palce wokół kielicha.
– Co ty wiesz o wojnie? – Te słowa przez chwilę wybrzmiewają w ciszy. – Co ty w ogóle wiesz o życiu?
– W końcu ktoś dał Kynisce to, na co zasłużyła – rzuca wesoło Kastor, kiedy wychodzą z megaronu. Niesie siostrę na barana, jego włosy falują w rytm kroków.
Klitajmestra pamięta, że w dzieciństwie bawili się tak samo: Kastor brał na barana ją, a Polideukes Helenę, potem ganiali się, szturchali, przewracali i śmiali do rozpuku.
– Chciałam ją zabić – przyznaje.
– Zawsze byłaś porywcza – prycha rozbawiony. – I zawsze bardziej troszczyłaś się o innych niż o siebie.
– Nieprawda.
– Ależ prawda. Oczywiście nie twierdzę, że troszczysz się o wszystkich. Tylko o swoją rodzinę.
Docierają do stajni, blisko dolnej części pałacu, gdzie ziemia jest równiejsza i mniej skalista. Grupa młodych mężczyzn trenuje, inni karmią konie.
– Chodź, pojeździmy – proponuje Kastor.
Oboje dosiadają mocno zbudowanego ogiera, któremu na cześć boga wojny nadano imię Ares, i jadą przez równinę w stronę wód Eurotasu. Mijają drzewa figowe, przemierzają spaloną słońcem ziemię, tu i ówdzie nakrapianą żółtymi i czerwonymi kwiatkami. Coraz bardziej zbliżają się do rzeki. Spod kopyt galopującego Aresa wzbijają się tumany pyłu i piachu. Kastor gwiżdże i się śmieje, Klitajmestra mocno trzyma się brata. Twarz ma rozgrzaną od słońca, noga nadal ją boli. Kiedy się zatrzymują, Kastor pomaga siostrze zejść z konia; oboje siadają na brzegu. Ziemię wokół porastają kępy trawy i kwiaty, ale niekiedy można się natknąć na cuchnące, gnijące zwłoki.
– Wiesz, że ojciec ma rację – odzywa się Kastor. Leży na plecach, trawa otacza jego głowę niczym korona. – Kyniska miała prawo pobić Helenę.
– Nie miała prawa. Helena jest wyjątkowa.
– Każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy.
Patrzą sobie prosto w oczy.
– Wiesz, co mam na myśli.
Chłopak uśmiecha się z ironią.
– Nie powinnaś aż tak bardzo chronić siostry. Nie doceniasz jej. Gdybyś nie przerwała Kynisce, następnym razem Helenie poszłoby lepiej.
– A jeśliby zginęła?
Młodzieniec z rozbawieniem unosi brew.
– Ludzie od zawsze walczą ze sobą. Najsilniejsi przeżywają wzloty i upadki, słabsi przychodzą i odchodzą. A niektórzy tkwią w miejscu. – Przez chwilę bawi się źdźbłem trawy, po czym je rozrywa. – Odziedziczyłaś siłę po ojcu i matce, ale Helena też jest silna. Słodka i delikatna, lecz przebiegła. Nie zdziwiłbym się, gdyby nas wszystkich przeżyła.
Klitajmestra pławi się w blasku Kastora. Jej życie zawsze tak wyglądało: przyjemności i smutki, igrzyska i wyścigi, brat zawsze gotowy odsłonić przed nią tajniki świata, a potem je wyśmiać.
Przez chwilę zastanawia się, jak to będzie, kiedy zostanie bez niego.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji