Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Kłopoty w raju - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
24 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kłopoty w raju - ebook

Światowej sławy filozof Slavoj Žižek wyjaśnia, w jaki sposób możemy znaleźć wyjście z kryzysu kapitalizmu.

To, że kapitalizm ma kłopoty jest jasne. Dlaczego więc nie potrafimy znaleźć innej drogi? Dlaczego wszyscy, od polityków przez intelektualistów aż po zwykłych obywateli, zachowujemy się, jakby ten system był naszą jedyną możliwością.

Kłopoty w raju to diagnoza stanu globalnego kapitalizmu, ideologicznych ograniczeń, z jakimi mamy do czynienia w codziennym życiu, oraz ponurej przyszłości, która nadciąga nieubłaganie. To również, na przekór pesymizmowi otaczającej nas rzeczywistości, poszukiwanie nowych – i nierzadko niebezpiecznych – dróg emancypacji.

Z właściwą sobie swobodą, nonszalancją i zaskakującą wnikliwością Žižek porusza się między pismami Marksa, słowami Gangnam Style i Margaret Thatcher czy Nolanowskim Mrocznym Rycerzem. Wszystko po to, by opisać świat, w którym przyszło nam żyć.

Kategoria: Nauki społeczne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-609-0
Rozmiar pliku: 937 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA DO POL­SKIEGO WYDA­NIA

DLA LEWICY, KTÓRA MA ODWAGĘ UŻY­WAĆ SWO­JEGO IMIE­NIA

Coraz wię­cej zna­ków wska­zuje na to, że potrze­bu­jemy per­spek­tywy komu­ni­stycz­nej. Zwo­len­nicy obec­nego porządku lubią mówić o końcu socja­li­stycz­nego snu, bo każda próba jego reali­za­cji zamie­niła się w kosz­mar (tylko spójrz­cie, co się dzieje w Wene­zu­eli!). Jed­no­cze­śnie wszę­dzie dostrze­gamy objawy nara­sta­ją­cej paniki: jak mamy sobie pora­dzić z glo­bal­nym ocie­ple­niem, z zagro­że­niem cyfrową kon­trolą naszego życia, z napły­wem uchodź­ców… Mówiąc krótko – ze skut­kami kapi­ta­li­stycz­nego triumfu. Nie ma tu nie­spo­dzianki: kiedy kapi­ta­lizm wygrywa, nastę­puje inten­sy­fi­ka­cja jego wewnętrz­nych sprzecz­no­ści.

Wokół nas pełno jest oznak postę­pu­ją­cego sza­leń­stwa anty­oświe­ce­nio­wego. W Kosza­li­nie trzech księży kato­lic­kich spa­liło książki, które ich zda­niem pro­mują magię, w tym jedną z powie­ści o Har­rym Pot­te­rze. Pod­czas cere­mo­nii, którą sfo­to­gra­fo­wali i opu­bli­ko­wali na Face­bo­oku, wynie­śli dzieła z kościoła, usta­wili je na zewnątrz, roz­pa­lili ogni­sko i zaczęli się modlić, obser­wo­wani przez nie­wielką grupę ludzi¹. Niby odosob­niony incy­dent, ale jeśli umie­ścimy go obok innych podob­nych wyda­rzeń, doj­rzymy wyraźny wzór anty­oświe­ce­niowy. Weźmy 106. Indyj­ski Kon­gres Naukowy w Pen­dża­bie (ze stycz­nia 2019 roku), pod­czas któ­rego lokalni naukowcy wysu­nęli wiele twier­dzeń, oto kilka przy­kła­dów: Kau­rava uro­dzili się dzięki tech­no­lo­gii komó­rek macie­rzy­stych; bóg Rama uży­wał „aśtry” i „śastry”, gdy bóg Wisznu rzu­cił swoją Sudar­śa­na­ća­krą, aby ści­gała namie­rzone cele – co poka­zuje, że nauka o napro­wa­dza­nych poci­skach odrzu­to­wych ist­niała w Indiach tysiące lat temu; Rawana nie tylko posia­dał pusz­pakę-wimanę, ale też miał dwa­dzie­ścia cztery typy samo­lo­tów i lot­ni­ska na Lance; fizyka teo­re­tyczna (w tym teo­rie New­tona i Ein­ste­ina) jest cał­ko­wi­cie błędna, fale gra­wi­ta­cyjne zostaną prze­mia­no­wane na fale Naren­dry Modiego, a efekt soczew­ko­wa­nia gra­wi­ta­cyjnego zosta­nie prze­mia­no­wany na efekt Hashvar­dhana; Brahmā odkrył ist­nie­nie dino­zau­rów na Ziemi i wspo­mniał o nich w Wedach². Jest to rów­nież spo­sób na walkę z pozo­sta­ło­ściami zachod­niego kolo­nia­li­zmu, z kolei pale­nie ksią­żek w Pol­sce można postrze­gać jako rodzaj sprze­ciwu wobec zachod­niego kon­sump­cjo­ni­zmu… Połą­cze­nie tych dwóch przy­kła­dów, jed­nego z hin­du­skich Indii, a dru­giego z chrze­ści­jań­skiej Europy, poka­zuje, że mamy do czy­nie­nia ze zja­wi­skiem glo­bal­nym.

Coraz bar­dziej pogrą­żamy się w tym sza­leń­stwie, które bez pro­blemu współ­ist­nieje z kwit­ną­cym ryn­kiem świa­to­wym, a tym­cza­sem nad­cho­dzi praw­dziwy kry­zys. W stycz­niu 2019 roku mię­dzy­na­ro­dowy zespół naukow­ców zapro­po­no­wał „dietę, która może popra­wić zdro­wie, a jed­no­cze­śnie wspo­móc zrów­no­wa­żoną pro­duk­cję żyw­no­ści w celu zmniej­sze­nia dal­szych szkód wyrzą­dza­nych pla­ne­cie. Ta zdrowa dieta pla­ne­tarna polega na zmniej­sze­niu o połowę spo­ży­cia czer­wo­nego mięsa i cukru oraz zwięk­sze­niu spo­ży­cia owo­ców, warzyw i orze­chów”³. Mówimy o rady­kal­nej zmia­nie całej sieci pro­duk­cji i dys­try­bu­cji żyw­no­ści. Jak to zro­bić? „Raport suge­ruje pięć stra­te­gii, które mają pomóc ludziom zmie­nić dietę i wes­przeć w ten spo­sób Zie­mię: zachę­ca­nie do zdrow­szego odży­wia­nia, opar­cie pro­duk­cji na bar­dziej róż­no­rod­nych upra­wach, więk­sza dba­łość o zrów­no­wa­żony roz­wój rol­nic­twa, surow­sze zasady doty­czące zarzą­dza­nia oce­anami i gle­bami, a także walka z mar­no­wa­niem żyw­no­ści”. Dobrze, ale – ponow­nie – jak to zro­bić? Czy nie jest jasne, że potrze­bu­jemy sil­nej ogól­no­świa­to­wej agen­cji, mają­cej upraw­nie­nia do koor­dy­no­wa­nia takich roz­wią­zań? Czy taka agen­cja nie kie­ruje nas w stronę cze­goś, co nazwa­li­śmy kie­dyś „komu­ni­zmem”? I czy tego samego nie dałoby się powie­dzieć na temat innych zagro­żeń dla ludz­ko­ści? Czy glo­balna agen­cja nie jest rów­nież potrzebna, aby pora­dzić sobie z pro­ble­mem nara­sta­ją­cej fali uchodź­ców i imi­gran­tów bądź z pro­ble­mem cyfro­wej kon­troli nad naszym życiem?

Potrze­bu­jemy inter­wen­cji komu­ni­stycz­nych, ponie­waż nasz los nie jest jesz­cze roz­strzy­gnięty – nie w tym pro­stym sen­sie, że wciąż mamy jakiś wybór, ale w bar­dziej rady­kal­nym zna­cze­niu decy­do­wa­nia o wła­snym przezna­cze­niu. Zgod­nie ze stan­dar­do­wym poglą­dem prze­szłość jest usta­lona, co się stało, to się nie odsta­nie, przy­szłość jest zaś otwarta, zależy od nie­prze­wi­dzia­nych zda­rzeń loso­wych. Powin­ni­śmy zapro­po­no­wać odwró­ce­nie tego stan­dar­do­wego poglądu: prze­szłość jest otwarta na retro­ak­tywne rein­ter­pre­ta­cje, pod­czas gdy przy­szłość jest zamknięta, ponie­waż żyjemy w deter­mi­ni­stycz­nym wszech­świe­cie. To nie zna­czy, że nie możemy zmie­nić biegu histo­rii; rzecz w tym, że aby zmie­nić naszą przy­szłość, powin­ni­śmy naj­pierw (nie „zro­zu­mieć”, ale) zmie­nić naszą prze­szłość, zre­in­ter­pre­to­wać ją w taki spo­sób, by otwie­rała się na inną przy­szłość niż ta suge­ro­wana przez domi­nu­jącą wizję prze­szło­ści.

Czy doj­dzie do kolej­nej wojny świa­to­wej? Odpo­wiedź może być tylko para­dok­salna: Jeżeli wybuch­nie nowa wojna, będzie ona konieczna. Tak działa histo­ria – na zasa­dzie dziw­nego odwró­ce­nia opi­sa­nego przez Jean-Pierre’a Dupuya: „jeśli docho­dzi do wyjąt­ko­wego wyda­rze­nia, na przy­kład do kata­strofy, nie mogło do niego nie dojść; nie­mniej jed­nak, jeśli jesz­cze do niego nie doszło, to nie jest ono nie­unik­nione. Tak więc to reali­za­cja wyda­rze­nia – fakt, że zacho­dzi – two­rzy retro­ak­tyw­nie jego koniecz­ność”⁴. To samo doty­czy nowej wojny świa­to­wej: kiedy kon­flikt wybuch­nie (mię­dzy USA i Ira­nem, mię­dzy Chi­nami i Taj­wa­nem), okaże się konieczny, to zna­czy, że będziemy auto­ma­tycz­nie inter­pre­to­wać prze­szłość jako wiele przy­czyn z koniecz­no­ści pro­wa­dzą­cych do wybu­chu kon­fliktu. Jeśli nie doj­dzie do star­cia, zin­ter­pre­tu­jemy histo­rię tak, jak to robimy obec­nie z zimną wojną: jako serię nie­bez­piecz­nych momen­tów, w trak­cie któ­rych unik­nięto kata­strofy, ponie­waż obie strony były świa­dome śmier­tel­nych kon­se­kwen­cji glo­bal­nego kon­fliktu (mamy dziś wielu inter­pre­ta­to­rów, któ­rzy twier­dzą, że ni­gdy nie było rze­czy­wi­stego nie­bez­pie­czeń­stwa wybu­chu III wojny świa­to­wej, obie strony tylko stra­szyły się nawza­jem). To na tym głęb­szym pozio­mie potrzebne są inter­wen­cje komu­ni­styczne.

Ci, któ­rych ta argu­men­ta­cja nie prze­ko­nuje, powinni spoj­rzeć na pożary nisz­czące lasy ama­zoń­skie. Gdy temat znik­nął z nagłów­ków, dowie­dzie­li­śmy się, że dwa dni po tym, jak rząd zaka­zał umyśl­nego spa­la­nia lasów, w Bra­zy­lii wybu­chło pra­wie cztery tysiące nowych poża­rów. Te liczby są alar­mu­jące: czy naprawdę zmie­rzamy w stronę zbio­ro­wego samo­bój­stwa? Nisz­cząc ama­zoń­skie lasy desz­czowe, Bra­zy­lij­czycy zabi­jają „płuca Ziemi”… Ale jeśli chcemy sta­wić czoła poważ­nym zagro­że­niom dla naszego śro­do­wi­ska, powin­ni­śmy uni­kać takich szyb­kich eks­tra­po­la­cji, które fascy­nują naszą wyobraź­nię. Dwie lub trzy dekady temu wszy­scy w Euro­pie mówili o _Wald­ster­ben_, umie­ra­niu lasów, temat był na okład­kach popu­lar­nych tygo­dni­ków. Cho­dziło o sza­cunki, że w ciągu połowy wieku Europa pozo­sta­nie bez lasów… a dziś jest zale­siona bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek w XX wieku, my uświa­da­miamy sobie zaś inne nie­bez­pie­czeń­stwa, na przy­kład to, co dzieje się w głę­bi­nach oce­anów. Musimy trak­to­wać zagro­że­nia eko­lo­giczne bar­dzo poważ­nie, ale powin­ni­śmy pamię­tać, że ana­lizy i pro­gnozy w tej dzie­dzi­nie są nie­pewne – będziemy wie­dzieć, co się dzieje na pewno, dopiero wtedy, gdy będzie już za późno. Szyb­kie eks­tra­po­la­cje dają argu­ment tylko tym, któ­rzy negują glo­balne ocie­ple­nie, dla­tego powin­ni­śmy za wszelką cenę uni­kać pułapki „eko­lo­gii stra­chu”, pochop­nej cho­ro­bli­wej fascy­na­cji nad­cho­dzącą kata­strofą.

Eko­lo­gia stra­chu ma szansę stać się domi­nu­jącą formą ide­olo­gii glo­bal­nego kapi­ta­li­zmu, nowym opium dla mas, zastę­pu­jąc upa­da­jącą reli­gię: przej­muje bowiem pod­sta­wową funk­cję sta­rej reli­gii – usta­na­wia nie­kwe­stio­no­wany auto­ry­tet, który może narzu­cać ogra­ni­cze­nia. Lek­cja wbi­jana nam do głów przez ten rodzaj eko­lo­gii doty­czy naszej skoń­czo­no­ści: jeste­śmy tylko jed­nym z wielu gatun­ków na Ziemi, osa­dzo­nym w bios­fe­rze, która znacz­nie prze­kra­cza nasz hory­zont. Korzy­sta­jąc z zaso­bów natu­ral­nych, zapo­ży­czamy się w przy­szło­ści, dla­tego należy trak­to­wać Zie­mię z sza­cun­kiem, jako Świę­tość, jako coś, co nie powinno być odsło­nięte, lecz pozo­stać na zawsze Tajem­nicą, potęgą, któ­rej trzeba zaufać, a nie pod­da­wać domi­na­cji. Cho­ciaż nie potra­fimy w pełni zapa­no­wać nad naszą bios­ferą, to nie­stety możemy ją popsuć, zabu­rzyć jej rów­no­wagę, tak że straci ona w końcu cier­pli­wość i się nas pozbę­dzie. Dla­tego choć eko­lo­dzy cały czas doma­gają się rady­kal­nej zmiany naszego stylu życia, to u pod­staw tego żąda­nia leży jego sprzecz­ność – głę­boka nie­uf­ność wobec zmian, roz­woju, postępu: każde rady­kale prze­obra­że­nie świata może mieć nie­za­mie­rzoną kon­se­kwen­cję w postaci wywo­ła­nia kata­strofy.

Ten pro­blem jest jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wany. Nawet gdy stwier­dzimy, że jeste­śmy gotowi przy­jąć na sie­bie odpo­wie­dzial­ność za kata­strofy eko­lo­giczne, nasza goto­wość może się oka­zać zawiłą stra­te­gią uni­ka­nia pod­ję­cia real­nych dzia­łań i akcep­ta­cji praw­dzi­wych roz­mia­rów zagro­że­nia. Jest ona bowiem zwod­ni­czo uspo­ka­ja­jąca: lubimy być winni, ponie­waż jeśli jeste­śmy winni, to wszystko zależy od nas, to my pocią­gamy za sznurki kata­strofy, więc cią­gle mamy szansę się ura­to­wać, wystar­czy zmie­nić nasze życie. Naprawdę trudne (przy­naj­mniej dla nas, na Zacho­dzie) jest uzna­nie, że odgry­wamy rolę bier­nego i bez­sil­nego obser­wa­tora, który może tylko sie­dzieć i patrzeć, jaki będzie jego los. Chcąc unik­nąć takiej sytu­acji, mamy skłon­ność do odda­wa­nia się obse­syj­nym aktyw­no­ściom: recy­klin­gowi, kupo­wa­niu żyw­no­ści eko­lo­gicznej, robie­niu cze­go­kol­wiek, byle mieć pew­ność, że dzia­łamy, że mamy swój wkład w walkę – niczym kibic pił­kar­ski, który wspiera swoją dru­żynę przed tele­wi­zo­rem, krzy­cząc i ska­cząc, w prze­sąd­nym prze­ko­na­niu, że wpły­nie to jakoś na wynik…

To prawda, że typową formą wypar­cia pro­ble­mów eko­lo­gicz­nych jest: „Wiem bar­dzo dobrze (że wszy­scy jeste­śmy zagro­żeni), ale tak naprawdę w to nie wie­rzę (więc nie jestem gotowy na poważne dzia­ła­nia, jak zmiana spo­sobu życia)”. Ale ist­nieje rów­nież odwrotna forma wypar­cia: „Wiem bar­dzo dobrze, że tak naprawdę nie potra­fię wpły­nąć na pro­ces, który może dopro­wa­dzić do mojej ruiny (jak wybuch wul­kanu), ale jest to dla mnie zbyt trau­ma­tyczne do zaak­cep­to­wa­nia, więc nie potra­fię się oprzeć poku­sie zro­bie­nia cze­goś, nawet jeśli wiem, że osta­tecz­nie nie ma to zna­cze­nia…”. Czy to nie z tego samego powodu kupu­jemy żyw­ność eko­lo­giczną? Kto naprawdę wie­rzy, że na wpół zgniłe i dro­gie „orga­niczne” jabłka są rze­czy­wi­ście zdrow­sze? Cho­dzi o to, że kupu­jąc je, doko­nu­jemy cze­goś wię­cej niż zakupu i kon­sump­cji pro­duktu – robimy coś zna­czą­cego, poka­zu­jemy naszą tro­skę i glo­balną świa­do­mość, uczest­ni­czymy w dużym zbio­ro­wym pro­jek­cie…

Domi­nu­jąca ide­olo­gia eko­lo­giczna trak­tuje nas jako _a priori_ win­nych, zadłu­żo­nych u matki natury, pod stałą pre­sją super­ego, które zwraca się do nas jako do jed­no­stek: „Co dzi­siaj zro­bi­łeś, aby spła­cić swój dług wobec natury? Czy umie­ści­łeś wszyst­kie gazety w odpo­wied­nim koszu? A butelki po piwie i puszki po coli? Czy korzy­sta­łeś z samo­chodu, kiedy mogłeś wybrać rower lub trans­port publiczny? Czy uży­wa­łeś kli­ma­ty­za­cji, zamiast otwo­rzyć okno?”. Łatwo dostrzec ide­olo­giczną stawkę tej indy­wi­du­ali­za­cji: jestem tak zaafe­ro­wany spraw­dza­niem samego sie­bie, że nie zadaję o wiele waż­niej­szych pytań glo­bal­nych, które doty­czą całej naszej cywi­li­za­cji prze­my­sło­wej.

Eko­lo­gia łatwo pod­daje się misty­fi­ka­cjom ide­olo­gicz­nym: może stać się pre­tek­stem do obsku­ranc­kiego New Age (wychwa­la­ją­cego przed­no­wo­cze­sne „para­dyg­maty” itp.) lub do neo­ko­lo­nia­li­zmu (pre­ten­sje pierw­szego świata, że szybki roz­wój kra­jów trze­ciego świata, takich jak Bra­zy­lia czy Chiny, zagraża nam wszyst­kim); może stać się rów­nież sprawą honoru „zie­lo­nych kapi­ta­li­stów” (kupuj zie­lono, prze­twa­rzaj… tak jakby wzię­cie pod uwagę eko­lo­gii miało uspra­wie­dli­wić kapi­ta­li­styczny wyzysk). Wszyst­kie te napię­cia obja­wiły się w reak­cjach na ostat­nie pożary lasów ama­zoń­skich. Ist­nieje pięć głów­nych stra­te­gii zaciem­nia­nia praw­dzi­wych roz­mia­rów zagro­że­nia eko­lo­gicz­nego: (1) pro­sta igno­ran­cja: to zja­wi­sko mar­gi­nalne, nie­warte naszej uwagi, życie toczy się dalej, natura zaj­mie się sobą; (2) nauka i tech­no­lo­gia mogą nas ura­to­wać; (3) rynek się tym zaj­mie (wyż­sze opo­dat­ko­wa­nie zanie­czysz­czeń itp.); (4) pre­sja super­ego na oso­bi­stą odpo­wie­dzial­ność zamiast na dzia­ła­nia sys­te­mowe: każdy z nas powi­nien robić, co może: prze­twa­rzać czy też kon­su­mo­wać mniej; (5) być może naj­gor­sza z tych wszyst­kich stra­te­gii – pro­mo­wa­nie powrotu do natu­ral­nej rów­no­wagi, do skrom­niej­szego, tra­dy­cyj­nego życia, do wyrze­cze­nia się ludz­kiej pychy i sta­nia się na powrót peł­nymi sza­cunku dziećmi naszej matki natury. Ten cały pogląd o matce natu­rze nisz­czo­nej przez ludzką pychę jest błędny. Fakt, że naszymi głów­nymi źró­dłami ener­gii (ropa, węgiel) są pozo­sta­ło­ści po wcze­śniej­szych kata­stro­fach, jest dobit­nym przy­po­mnie­niem, iż matka natura jest zimną i okrutną suką…

To oczy­wi­ście nie ozna­cza, że powin­ni­śmy się zre­lak­so­wać i spo­glą­dać ze spo­ko­jem w przy­szłość: brak jasno­ści, co się dzieje, czyni sytu­ację jesz­cze bar­dziej nie­bez­pieczną. Widzimy też, że migra­cje (i mury, które mają im zapo­bie­gać) są coraz bar­dziej powią­zane z zabu­rze­niami eko­lo­gicz­nymi, takimi jak glo­balne ocie­ple­nie. Apo­ka­lipsa eko­lo­giczna i apo­ka­lipsa uchodź­cza pokry­wają się ze sobą. Phi­lip Alston, spe­cjalny spra­woz­dawca ONZ, mówi traf­nie o „apar­the­idzie kli­ma­tycz­nym”: „Ryzy­ku­jemy sce­na­riusz apar­the­idu kli­ma­tycz­nego, bogaci płacą, aby unik­nąć pro­ble­mów zwią­za­nych z ocie­ple­niem, gło­dem i kon­flik­tami, pod­czas gdy reszta świata musi cier­pieć”. Osoby naj­mniej odpo­wie­dzialne za glo­balne emi­sje mają rów­nież naj­mniejszą zdol­ność do ochrony sie­bie.

Zosta­jemy zatem z leni­now­skim pyta­niem: co robić? Sytu­acja jest trudna: nie ma pro­stego „demo­kra­tycz­nego” roz­wią­za­nia. Pomysł, że to sami ludzie (a nie tylko rządy i kor­po­ra­cje) powinni decy­do­wać, brzmi sen­sow­nie, ale rodzi ważne pyta­nie: nawet jeśli przyj­miemy, że inte­resy kor­po­ra­cyjne nie wpły­wają na poglądy oby­wa­teli, to jakie mają oni kwa­li­fi­ka­cje do wyda­wa­nia osą­dów w tak deli­kat­nych spra­wach? Rady­kalne środki zale­cane przez nie­któ­rych eko­lo­gów same mogą wywo­łać nowe kata­strofy. Weźmy pomysł SRM (_solar radia­tion mana­ge­ment_ – zarzą­dza­nie pro­mie­nio­wa­niem sło­necz­nym) – masowe roz­pro­wa­dza­nie aero­zoli w naszej atmos­fe­rze, by odbi­jały i pochła­niały świa­tło sło­neczne, a tym samym chło­dziły pla­netę. SRM jest nie­zwy­kle ryzy­kow­nym roz­wią­za­niem: może zmniej­szyć plony, nie­od­wra­cal­nie zmie­nić obieg wody, nie wspo­mi­na­jąc o wielu innych „nie­zna­nych nie­wia­do­mych” – nie potra­fimy sobie nawet wyobra­zić, jak funk­cjo­nuje kru­cha rów­no­waga naszej Ziemi i na jak nie­prze­wi­dy­walne spo­soby taka geo­in­ży­nie­ria ją naru­szy.

Możemy jed­nak przy­naj­mniej usta­lić prio­ry­tety i przy­znać się do absurdu naszych geo­po­li­tycz­nych gier wojen­nych w sytu­acji, gdy zagro­żona jest sama pla­neta, o którą toczą się te spory. Pora zatrzy­mać nie­do­rzeczne gierki, w któ­rych Europa obwi­nia Bra­zy­lię, a Bra­zy­lia obwi­nia Europę. Zagro­że­nia eko­lo­giczne una­ocz­niają nam, że era suwe­ren­nych państw naro­do­wych zbliża się ku koń­cowi – konieczna jest silna agen­cja glo­balna, posia­da­jąca upraw­nie­nia do koor­dy­no­wa­nia nie­zbęd­nych dzia­łań. Wypada powtó­rzyć pyta­nie: czy potrzeba takiej agen­cji nie odsyła do cze­goś, co nazwa­li­śmy kie­dyś komu­ni­zmem? Tylko czy mamy poli­ty­ków, któ­rzy potra­fią zaspo­koić tę potrzebę?

Nie tak dawno temu, w galak­tyce, która dziś wydaje się odle­gła, prze­strzeń publiczna była wyraź­nie oddzie­lona od obsce­nicz­no­ści sfery pry­wat­nej. Ocze­ki­wano, że poli­tycy, dzien­ni­ka­rze i inne oso­bi­sto­ści medialne będą trak­to­wali nas z jakimś mini­mal­nym sza­cun­kiem, roz­ma­wia­jąc i zacho­wu­jąc się tak, jakby ich głów­nym celem było dobro wspólne, bez wul­gar­nych wypo­wie­dzi i nawią­zań do spraw intym­nych. Oczy­wi­ście poja­wiały się pogło­ski o oso­bi­stych przy­wa­rach, ale pozo­sta­wały wła­śnie tym – sprawą oso­bi­stą, przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia co naj­wy­żej bru­kow­ców. Dziś nie tylko możemy prze­czy­tać w mediach o intym­nych szcze­gó­łach oso­bi­sto­ści publicz­nych, ale i sami poli­tycy oddają się bez­wstyd­nej obsce­nicz­no­ści. To w dome­nie publicz­nej krążą „fał­szywe wia­do­mo­ści”, plotki i teo­rie spi­skowe.

Nie należy zapo­mi­nać o tym, co jest naj­bar­dziej zaska­ku­jące w bez­wstyd­nej obsce­nicz­no­ści ruchów _alt-right_, tak dobrze opi­sa­nych przez Angelę Nagle w _Kill All Nor­mies_. Tego rodzaju obsce­nicz­ność miała tra­dy­cyj­nie (a przy­naj­mniej w retro­spek­tyw­nym spoj­rze­niu na tę tra­dy­cję) cha­rak­ter wywro­towy – pod­wa­żała zastane struk­tury domi­na­cji i obdzie­rała Mistrza z jego fał­szy­wej powagi. Pamię­tam z wła­snej mło­do­ści, jak w latach sześć­dzie­sią­tych XX wieku pro­te­stu­jący stu­denci lubili uży­wać nie­przy­zwo­itych słów lub gestów, by zawsty­dzić wła­dzę i, jak twier­dzili, potę­pić jej hipo­kry­zję. Współ­cze­sna obsce­nicz­ność, roz­prze­strze­nia­jąca się w dome­nie publicz­nej, nie pro­wa­dzi jed­nak do znik­nię­cia auto­ry­tetu Mistrza, cho­dzi raczej o jego przy­wró­ce­nie – dosta­li­śmy coś, co kilka dekad temu było nie­wy­obra­żalne: obsce­nicz­nego Mistrza.

Donald Trump jest wzo­ro­wym przy­kła­dem tego zja­wi­ska. Czę­sty argu­ment prze­ciwko niemu – że jego popu­lizm (tro­ska o dobro­byt bied­nych ludzi) jest fał­szywy, że tak naprawdę chroni inte­resy boga­tych – nie wystar­cza. Zwo­len­nicy Trumpa nie dzia­łają „irra­cjo­nal­nie”, nie są ofia­rami pry­mi­tyw­nej mani­pu­la­cji ide­olo­gicz­nej, która zmu­sza ich do gło­so­wa­nia prze­ciwko wła­snym inte­re­som. Na swój spo­sób są dość racjo­nalni: gło­sują na Trumpa, ponie­waż w „patrio­tycz­nej” wizji, którą sprze­daje, zaj­muje się on rów­nież ich codzien­nymi pro­ble­mami – bez­pie­czeń­stwem czy stałą pracą.

Kiedy Trump został wybrany na pre­zy­denta, kilku wydaw­ców popro­siło mnie o napi­sa­nie książki, która pod­da­łaby jego zja­wi­sko psy­cho­ana­li­zie. Odpar­łem, że nie potrze­bu­jemy psy­cho­ana­lizy w celu zba­da­nia „pato­lo­gii” suk­cesu sław­nego miliar­dera – jedyną rze­czą wartą psy­cho­ana­li­tycz­nej uwagi jest irra­cjo­nalna głu­pota, z jaką libe­ralna lewica zare­ago­wała na tę wygraną, głu­pota, która zwięk­szała ryzyko ponow­nego zwy­cię­stwa Trumpa. Nawią­zu­jąc do jed­nego z naj­gor­szych prze­ja­wów wul­ga­ry­zmu tego poli­tyka, można powie­dzieć, że lewica nie nauczyła się chwy­tać go za ch…

Trump nie wygrywa jedy­nie dzięki bez­wstyd­nemu bom­bar­do­wa­niu nas wia­do­mo­ściami, które gene­rują obsce­niczną radość z naru­sza­nia przez niego ele­men­tar­nych norm przy­zwo­ito­ści. Za pomocą szo­ku­ją­cych wul­ga­ry­zmów zapew­nia swoim wyznaw­com nar­ra­cję mającą sens – bar­dzo ogra­ni­czony i pokrę­cony, ale mimo wszystko sens, który oczy­wi­ście działa lepiej niż nar­ra­cja lewi­cowo-libe­ralna. Jego bez­wstydne prze­kleń­stwa służą jako oznaki soli­dar­no­ści z tak zwa­nymi zwy­czaj­nymi ludźmi („widzisz, jestem taki sam jak ty, wszy­scy skry­cie tacy jeste­śmy”). Ta soli­dar­ność wska­zuje rów­nież na punkt, w któ­rym obsce­nicz­ność Trumpa osiąga swój limit. Pre­zy­dent nie jest cał­ko­wi­cie obsce­niczny: kiedy mówi o wiel­ko­ści Ame­ryki czy kiedy potę­pia swo­ich prze­ciw­ni­ków jako wro­gów ludu, chce być trak­to­wany poważ­nie. Nie­przy­zwo­itość Trumpa ma na celu pre­cy­zyjne pod­kre­śle­nie – na zasa­dzie kon­tra­stu – kiedy zaczyna mówić na poważ­nie: funk­cjo­nuje ona jako obsce­niczna mani­fe­sta­cja jego wiary w wiel­kość Ame­ryki.

Dla­tego aby zro­zu­mieć feno­men Trumpa, należy spoj­rzeć na jego zacho­wa­nia od dru­giej strony i potrak­to­wać jako obsce­niczne wła­śnie te twier­dze­nia, które wygła­sza on na serio. Trump jest naprawdę obsce­niczny nie wtedy, gdy używa wul­gar­nych sek­si­stow­skich odzy­wek, lecz gdy mówi o Ame­ryce jako naj­wspa­nial­szym kraju na świe­cie czy kiedy narzuca swoje roz­wią­za­nia eko­no­miczne. Wul­gar­ność jego mowy maskuje tę pod­sta­wową obsce­nicz­ność. Para­fra­zu­jąc znane powie­dze­nie braci Marx: Trump działa i wygląda jak bez­wstyd­nie obsce­niczny poli­tyk, ale nie daj­cie się zwieść – on naprawdę jest bez­wstyd­nie obsce­nicznym poli­tykiem.

Roz­po­wszech­niona dziś obsce­nicz­ność sta­nowi trze­cią domenę i znaj­duje się mię­dzy prze­strze­nią pry­watną a publiczną: jest prze­strze­nią pry­watną wynie­sioną do sfery publicz­nej. Wydaje się, że mamy do czy­nie­nia z formą, która naj­le­piej pasuje do naszego zanu­rze­nia w cyber­prze­strzeni, w Twit­te­rze, Insta­gra­mie, Face­bo­oku… nic dziw­nego, że Trump upu­blicz­nia więk­szość swo­ich decy­zji za pośred­nic­twem Twit­tera. Nie docie­ramy tu jed­nak do „praw­dzi­wego Trumpa”: celem publicz­nej obsce­nicz­no­ści nie jest dzie­le­nie się intym­nymi doświad­cze­niami, to domena pełna kłamstw, hipo­kry­zji i czy­stej wro­go­ści, domena, w któ­rej zakła­damy obrzy­dliwą maskę. W ten spo­sób zostaje odwró­cony stan­dar­dowy zwią­zek mię­dzy moją intym­no­ścią a wiel­kim Innym god­no­ści publicz­nej: obsce­nicz­ność nie ogra­ni­cza się już do sfery pry­wat­nej, zado­mo­wiła się w dome­nie publicz­nej, co pozwala mi się łudzić, że to wszystko jest tylko obsce­niczną grą, a ja pozo­staję nie­winny w mojej intym­nej czy­sto­ści. Pierw­szym zada­niem kry­tyka spo­łecz­nego jest poka­za­nie, że ta czy­stość jest fał­szywa.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Zob. Shaun Wal­ker, Harry Pot­ter among books bur­ned by prie­sts in Poland, the­gu­ar­dian.com, https://bit.ly/3nIWeKC, dostęp: 23.11.2020.

2.

Zob. Rajani KS, Outlan­dish cla­ims at Indian Science Con­gress: A 6-point rebut­tal by a science acti­vist, the­new­smi­nute.com, https://bit.ly/3kYZT5a, dostęp: 23.11.2020.

3.

Zob. Nina Avra­mova, New ‘pla­ne­tary health diet’ can save lives and the pla­net, major review sug­ge­sts, edi­tion.cnn.com, https://cnn.it/2UZSkk5, dostęp: 23.11.2020.

4.

Jean-Pierre Dupuy, Petite meta­phy­si­que des tsu­na­mis, Seuil, Paryż 2005, s. 19.

5.

* Obraz znany pol­skim czy­tel­ni­kom rów­nież jako Złote sidła .

6.

Pol­ski tytuł filmu to Złote sidła, ale wybie­ram dosłow­niej­sze tłu­ma­cze­nie, aby oddać sens, do któ­rego odwo­łuje się autor książki – przyp. tłum.

7.

Sto­su­nek sek­su­alny nie ist­nieje.

8.

Aaron Schu­s­ter, Comedy in Times of Auste­rity, I. Novak, J. Krečič, M. Dolar (red.), Lubitsch Can’t Wait, Slo­ve­nian Cine­ma­the­que, Lublana 2014, s. 28, 34.

9.

James Harvey, Roman­tic Comedy in Hol­ly­wood. From Lubitsch to Stur­ges, Da Capo, Nowy Jork 1987, s. 56.

10.

Gil­bert Keith Che­ster­ton, A Defense of Detec­tive Sto­ries, H. Hay­craft (red.), The Art of the Mystery Story, The Uni­ver­sal Library, Nowy Jork 1946, s. 6.

11.

Zaką­skę?

12.

Surową szynkę?

13.

* Może stek z polę­dwicy?

14.

Z rado­ścią Pana obsłużę!

15.

Cyt. za: Jour­ney Seoul, th-rough.eu .

16.

Musimy jed­no­cze­śnie pamię­tać, że nie ma „nor­mal­nego” czasu na moder­ni­za­cję: moder­ni­za­cja ni­gdy nie nad­cho­dzi w odpo­wied­niej chwili, zawsze jest „zbyt szybka”, sta­jąc się trau­ma­tycz­nym zerwa­niem.

17.

Zob. Sta­cey Abbott, Cel­lu­loid Vam­pi­res: Life After Death in the Modern World, Uni­ver­sity of Texas Press, Austin 2007.

18.

Richard Taru­skin, Pro­ko­fiev, Hail… and Fare­well?, „New York Times”, 21.04.1991.

19.

Jeżeli to nie jest prawda, jest dobrze wymy­ślone.

20.

Brian Rey­nolds Myers, The Cle­anest Race, Melville House, Nowy Jork 2011, s. 6. Trudno powstrzy­mać się przed zada­niem pyta­nia: a co, jeśli ojciec nie jest mężem?

21.

Jacques-Alain Mil­ler, Phal­lus and Per­ver­sion, „Laca­nian ink” 33, s. 23.

22.

Tamże, s. 19.

23.

Tenże, Phal­lus and Per­ver­sion, dz. cyt., s. 28.

24.

Cyt. za: Brian Rey­nolds Myers, Mother of All Mothers. The leader­ship secrets of Kim Jong I, the­atlan­tic.com, https://bit.ly/3nNrQii, dostęp: 23.11.2020.

25.

B.R. Myers, The Cle­anest Race, dz. cyt., s. 9.

26.

Czy zatem – mówiąc wprost – miesz­kańcy Korei Pół­noc­nej są psy­cho­tycz­nymi kazi­rod­cami, któ­rzy nie chcą wejść w porzą­dek sym­bo­liczny? Odpo­wiedź brzmi: nie. Dla­czego? Z powodu dystansu do tego porządku, który widzimy nawet w ofi­cjal­nych tek­stach ide­olo­gicz­nych. To zna­czy, nawet ofi­cjalny dys­kurs ide­olo­giczny Korei Pół­noc­nej („Tekst”, jak go nazywa Myers) nie anga­żuje się w bez­po­śred­nie ubó­stwia­nie Przy­wódcy; zamiast tego to ubó­stwie­nie jest zgrab­nie przy­pi­sy­wane „naiw­nym” zachod­nim gościom zafa­scy­no­wa­nym mądro­ścią Wodza: „choć Tekst kie­ruje uwagę na osoby z zewnątrz, w tym Ame­ry­ka­nów i miesz­kań­ców Korei Połu­dnio­wej, któ­rzy rze­komo uwa­żają Kim Il Sunga za istotę boską, to on sam ni­gdy nie wygła­sza takich twier­dzeń” (Myers, op. cit., s. 111). Czy nie mamy tu do czy­nie­nia z oczy­wi­stym przy­pad­kiem „pod­miotu, który podobno wie­rzy”, naiw­nego innego, na któ­rego prze­no­simy nasze wła­sne prze­ko­na­nia? Na podob­nej zasa­dzie nie powin­ni­śmy trak­to­wać jako ide­olo­gicz­nego sza­leń­stwa faktu, że w pod­ręcz­ni­kach z Korei Pół­noc­nej przy­wódca (Kim Il Sung, Kim Dzong Il…) jest przed­sta­wiany jako osoba, któ­rej ciało jest tak czy­ste, że nie musi nawet srać – to po pro­stu przy­kład dopro­wa­dzo­nej do skraj­no­ści logiki „dwóch ciał króla”: pod­dani z Korei Pół­noc­nej nie są psy­cho­ty­kami, któ­rzy „dosłow­nie wie­rzą, że ich przy­wódca nie sra”, uwa­żają jedy­nie, że sra­nie nie jest czę­ścią wznio­słego ciała przy­wódcy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: