- promocja
Kochanek Lady Chatterley - ebook
Kochanek Lady Chatterley - ebook
Clifford Chatterley, porucznik armii brytyjskiej, kilka miesięcy po ślubie zostaje ranny. Sparaliżowany od pasa w dół mężczyzna jest niezdolny do wykonywania obowiązków małżeńskich, nakłania więc żonę, Konstancję, do porzucenia dobrych manier i znalezienia sobie kochanka. Początkowo kobieta zdecydowanie odrzuca propozycję męża. Wszystko zmienia się jednak, kiedy na jej drodze staje Parkin, młody gajowy, którego poznaje podczas spaceru w lesie.
Książka pisana w latach 1925–1928, ze względu na cenzurę została wydana dopiero w roku 1960. Kochanek Lady Chatterley stanowi wnikliwy portret społeczeństwa dwudziestowiecznej Anglii i przemian, jakie się wówczas dokonywały.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16528-1 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O_dkąd go poznałam, Lawrence chciał napisać powieść, romantyczną i awanturniczą. Nie bardzo wiem, co to znaczy. Wiem jednak na pewno, że przez całe życie chciał napisać_ Kochanka lady Chatterley_._
_Tylko Anglik lub mieszkaniec Nowej Anglii mógł coś takiego stworzyć. Jest to ostatnie słowo purytanizmu. Wiele innych ludów również uznaje małżeństwo, ale tylko narody śródziemnomorskie do dziś zachowują homerowską tradycję wiernej Penelopy siedzącej w domu, gdy mężczyzna wędruje po całym świecie, oczarowany wdziękami Kirke lub Kalipso, aby wrócić do swojej Penelopy, kiedy sprzykrzą mu się wędrówki. Ona zawsze tam czeka na niego. Francuzi mają „L’amour”, Amerykanie szybkie i łatwe rozwody oraz inne układy, tylko Anglicy uparcie trwają przy swoim szczególnym rodzaju małżeństwa. Nie chodzi tu o więzy majątkowe, przyjaźni, ani nawet o los dzieci, lecz o nakazaną przez Boga nierozerwalność tego związku. Potęga Anglii w dużej mierze opiera się na tej głęboko pojętej koncepcji małżeństwa, która jest jedną z podstawowych zasad purytanizmu._
_Lawrence bał się, pisząc_ Lady Chatterley_. Pisał ją w górzystej Toskanii, w cieniu rozłożystych pinii. Nieopodal miejsca, gdzie siadywał pod ogromnym parasolem rozłożystych piniowych konarów, znajdowało się sanktuarium San Eusebio. Wewnątrz małej groty stała szeroka kamienna ława służąca Lawrence’owi za łoże, a mniejszych rozmiarów płaski głaz był stołem. Tuż obok biło małe, wesołe źródełko. Było to urocze miejsce i Lawrence codziennie chodził tam pisać, szczególnie wiosną. Pod pinię miał niedaleko, droga biegła wśród drzew oliwnych. Wzdłuż ścieżki rosły kępy tymianku i mięty, szkarłatne anemony i dzikie gladiole, krzewił się mirt i rozciągały dywany fiołków. Białe, powolne woły orały sąsiednie pola._
_Lawrence siedział tam prawie nieruchomo, tylko jego pióro ślizgało się po papierze. Zachowywał się tak cicho, że przebiegały po nim jaszczurki, a ptaki skakały tuż przy nim. Przygodny myśliwy mógłby się wystraszyć na widok tej milczącej postaci._
_Garstka wieśniaków mieszkających w pobliżu, w tej zapadłej części Toskanii, okazywała Lawrence’owi więcej niemego poszanowania, niż zaznał gdziekolwiek indziej. Nie przyjaźnił się z nimi i trzymał się raczej z daleka. Ale instynktownie czuli, że jest w nim coś niezwykłego. Nie kpili z niego, a są do tego bardzo skłonni. Gotowi byli wszystko dla niego uczynić._
_Co dzień po obiedzie czytałam, co tego ranka napisał. Zawsze zdumiewał i fascynował mnie jego twórczy dar kreślenia z takim samym pełnym zrozumieniem sylwetek sir Clifforda, jak gajowego. Nie robiłam żadnych uwag… czułam w tym coś nieuchronnego._
_Lawrence napisał tę powieść trzy razy i dopiero trzecia wersja ukazała się w druku¹. Ale moją ulubioną jest ta pierwsza. Po napisaniu_ The First Lady Chatterley_, Lawrence powiedział ponuro: „Będą mówili to samo, co o Blake’u: że to mistycyzm, ale tym razem im się nie uda. Blake nie uprawiał mistycyzmu i nie ma go też w mojej książce. W serdeczności i wrażliwości Blake’a za mało było rozmachu i ducha walki, wszystko było trochę mgliste”. Potem wpadł w inny nastrój i energicznie zabrał się do swojej powieści od nowa. Chciał ostrzej ukazać kontrast między cynicznym, wyrafinowanym stosunkiem Clifforda do życia a postawą gajowego: żywą, spontaniczną czułość jednego mężczyzny i konwencjonalne traktowanie miłości przez drugiego. Lawrence pisał_ First Lady Chatterley _tak, jak ją widział w głębi własnej duszy. Tworząc trzecią wersję, liczył się już z psychiką współczesnego społeczeństwa._
_Jeśli się nie mylę, trzy wersje_ Kochanka lady Chatterley _napisał w ciągu trzech lat, od 1925 do 1928 roku, z krótkimi przerwami. Chciał dobitnie przekazać swoją ideę, że tam, gdzie mówi się jasno, wyraźnie i po prostu, nie ma miejsca na niezdrową tajemniczość. Chciał skończyć z obleśnością powieści pisanych dla taniej podniety. Słowa nie mogą być złe same w sobie, złymi mogą uczynić je tylko intencje, które im się nadaje. W dużej mierze mu się to udało. Jego powieść podziałała jak dynamit. Ci, którzy nie mogli się już zmienić, znienawidzili ją jak truciznę, ale dla wielu stała się uzdrawiającym wstrząsem i otworzyła im oczy._
_Jest dla mnie ogromną satysfakcją fakt, że pierwsza wersja_ Kochanka lady Chatterley _ukaże się normalnie, jak wszystkie książki. To tak, jak gdyby ta książka uzyskała wreszcie samodzielność. Brak kilku stron rękopisu nie ma znaczenia. Lawrence zostawił je niezapisane, ale zawsze chciał do nich wrócić i je uzupełnić._
_Bardzo mi trudno pisać o Lawrensie. Wydaje mi się, że wszystko już o nim wiadomo, że ćwierkają o nim nawet wróble na dachu, taki był bezpośredni i prosty. Ale może wróble więcej wiedzą niż skomplikowane ludzkie istoty. Może ja, która patrzyłam na niego z tak bliska i żyłam z nim na co dzień, czuję każdym nerwem najgłębszą treść jego istnienia. Ale trudno wyrazić to w słowach. Kiełkują obiecująco, niby pędy młodych szparagów, lecz kiedy się potem na nie patrzy, nie wyglądają równie konkretnie i przekonująco jak puszkowane konserwy._
_Pomimo wszystko spróbuję. Sądzę, że motorem życia Lawrence’a była miłość do ludzi, do wszystkiego, co żyje, a przez nią wszystkie stworzenia stawały się w jego odczuciu jeszcze bardziej realne. Ożywiał je własnym tchnieniem. Nie można przełożyć Lawrence’a na język intelektualistów, gdyż w wielu dziedzinach znacznie przewyższał intelektualistów i myślicieli. Obdarzony był cudowną ludzką mądrością w wielkich i małych sprawach. Widząc, że większość ludzi prowadzi śmiertelnie nudne życie i apatycznie godzi się z tym, wpadał w rozpacz i jak mógł, starał się na nich wpłynąć, żeby przejrzeli i się zmienili. Nigdy nie dawał za wygraną i nie zniechęcał się, jak większość reformatorów. Natychmiast podejmował walkę od nowa. Nigdy nie tragizował, nigdy w ludzkim życiu nie widział tragedii, tylko istotne błędy. Wierzył, że prawdziwa mądrość zawsze potrafi im zaradzić. Nigdy się nad nikim nie litował. Nigdy nikogo nie obraził swoim współczuciem. Powinniśmy się tego nauczyć. Aż trudno uwierzyć, że zachowując przez całe życie niezależność, nie przysporzył sobie jeszcze groźniejszych trudności niż te, które go spotkały. Był atakowany i znieważany. Irytowało go to, ale nigdy się nad sobą nie litował. Był to bodziec, żeby walczyć dalej. W kilka lat po śmierci Lawrence’a, wędrując po ulicach Buenos Aires, zobaczyłam stosy jego książek na wystawie księgarni. Doznałam wstrząsu. Tutaj, pomyślałam, w miejscu, gdzie nigdy nie był, ludzie kupują jego książki. Ten niepozorny człowiek zdobył taką władzę nad światem. Miał żywą świadomość znaczenia czasu, czuł doniosłość każdej godziny i minuty. Krótki okres naszego istnienia, między kołyską i grobem, jest wszystkim, co mamy, aby okazać i udowodnić swoją wartość. Im jest się starszym, tym bardziej się ten czas skraca. Prosty fakt „żyję” staje się z każdym dniem cenniejszy. Lawrence był tego świadomy już we wczesnej młodości._
_Dzieliłam z nim wszystkie jego przeżycia. Jego życie duchowe było tak potężne, że chcąc nie chcąc, musiało się w nim uczestniczyć. Trudno mi było uwierzyć, że w duszach wielu ludzi nic się nie dzieje, po prostu nic…_
_Lawrence wierzył, że wszystkie stworzenia mają swój ukryty byt. Tylko ludzie często zdają się go zatracać._
_Dla Lawrence’a krowa nie była po prostu butelką mleka na progu domu, ale żywym, wspaniałym zwierzęciem, stworzeniem, z którym trzeba się liczyć, o czym na swoje nieszczęście boleśnie się kiedyś na własnej skórze przekonał._
_Lawrence gorąco pragnął zwiedzić cały świat, poznać jego wszystkie oblicza._
_Chciał napisać powieść o każdym kontynencie. Ale zdążył tylko o Europie, Australii i Ameryce._
_Równie silnie gnała go chęć poznawania coraz to nowych miejsc na świecie, jak odkrywania tajników ludzkiej duszy. Wszystkie rasy, wszystkie idee, wszystko, co istnieje, porywało go. Miał bogate życie, ale bogactwo to tkwiło przede wszystkim w nim samym. Tak wiele można na świecie przeżyć, a większość nas przeżywa tak mało. Skromna posadka, mały domek, mała żoneczka ma małego George’a, George się powoli starzeje, wreszcie umiera i na tym koniec. Przegapił wspaniałe, wielkie widowisko._
_Moim zdaniem największym darem Lawrence’a było poczucie bezmiaru otaczającego nas świata. Nie uznawał jakichkolwiek granic, ciasnego, działającego na nerwy towarzyskiego światka i nie zabiegał o sukces. A jednak uważaliśmy, że ten sukces osiągnęliśmy i mając bardzo mało pieniędzy, czuliśmy się bardzo bogaci. Jeśli ktoś ma obraz Botticellego, a ja, patrząc na to arcydzieło, przeżywam więcej radości niż jego właściciel, obraz staje się bardziej moją niż jego własnością. Nie musimy koniecznie czegoś mieć, żeby stało się nasze. Nasz zachwyt znaczy więcej niż posiadanie._
_Lawrence uosabiał większość zalet Anglików. Brzmi to śmiesznie, ale tak było. Bezwzględna uczciwość, moralna i materialna, jest w dużej mierze źródłem wielkości Anglii (jest nie do pomyślenia, by można było przekupić angielskiego sędziego lub posła), a także poczucie wolności, duma i przede wszystkim odwaga. Trzeba było nie lada odwagi, żeby pisać jak Lawrence, na przekór brytyjskim konwencjom. Nie pisał „pour épater le bourgois”², ale to, co czuł._
_Pochodził z prostej rodziny, co mnie ogromnie wzruszało. Po ciężko pracujących i borykających się z biedą przodkach odziedziczył szczerość, zdrowie moralne i nieugiętą odwagę._
_Był Anglikiem, lecz nigdy nie stał się angielskim dżentelmenem. Mógł nim zostać, podobnie jak wielu angielskich pisarzy, ale nie chciał._
_Zawsze żyliśmy bardzo skromnie, Lawrence chodził własnymi drogami, a ja szłam za nim._
_Nawet takiego drobiazgu, jak sygnet z wyrytym na topazie herbem Richthofenów, nie chciał ode mnie przyjąć, bo mógłby się wydać pretensjonalny. Przyjrzał mu się i widać było, że mu się przez chwilę podobał. „Nie – powiedział – to nie dla mnie”._
_Anegdota o Lincolnie i senatorze, który przyłapał go na czyszczeniu butów i wykrzyknął: „Ależ panie prezydencie, dżentelmen nie czyści sobie butów!”, na co Lincoln odparł: „A komu je czyści?” równie dobrze mogłaby odnosić się do Lawrence’a._
_Lincoln też bywał przezywany. Lawrence’a przezywano „małpą”, „pawianem” i jeszcze inaczej, równie miło. Robiono z niego stracha na wróble. Ale ptaki nigdy się go nie bały. Niektórzy mówili o nim, że jest zawsze smutny, ponury i pozuje na męczennika. Rzadko bywał smutny, za to bardzo często wpadał w pasję. Zazwyczaj był w doskonałym humorze i pełen animuszu. Ponurym czynili go głównie krytycy._
_Nie mógłby dokonać takiego ogromu pracy w ciągu krótkich czterdziestu czterech lat swego życia, gdyby nie miał niespożytych zasobów energii._
_Ale społeczeństwo nie chciało wtedy przyjmować tego, co mu dawał._
_Niektórzy nazywali go komunistą. Inni – faszystą. Ani jedno, ani drugie nie było prawdą. Obie idee były za ciasne dla jego czysto humanistycznego światopoglądu._
_Ale prądy te istniały za jego życia i nie mógł ich nie dostrzegać. Potem nazywano go także seksualnym zboczeńcem. Czy nim był?_
_„Ludzie bowiem tylko tak długo skłonni są spokojnie słuchać, gdy się kogoś chwali, dopóki zdolni są w siebie wmówić, że potrafią dorównać jego osiągnięciom. Gdy tylko ten punkt zostanie przekroczony, zjawia się zawiść, a wraz z nią podejrzliwość”._
_Nikt nigdy nie nazywał Lawrence’a zawodowym pisarzem. Zawsze geniuszem. Złościło go to: „Przyczepili mi etykietkę. Geniusz! I już jestem załatwiony”._
_Wiele osób uważa, że trudno go zrozumieć. Może dlatego, że od bardzo dawna przyzwyczailiśmy się odbierać wrażenia w tak zawiłej i pośredniej formie, iż razi nas zbyt nagi i bezpośredni kontakt z życiem, jaki czytelnikowi dają dzieła Lawrence’a._
_Kiedyś dostałam list od pewnego mężczyzny, który napisał: „Wiesz, że gotów byłbym umrzeć za ciebie”. „Co za frazes! – pogardliwie skrzywił się Lawrence. – Za nikogo nie można umrzeć. Każdy z nas musi przeżyć własną śmierć, a także życie”._
_Kiedy mój ojciec zmarł w Niemczech, byłam w Anglii i krzątając się po małym domku, w którym wtedy mieszkaliśmy, rozpaczliwie szlochałam. Lawrence zapytał mnie ostro: „Czy wyobrażałaś sobie, że zachowasz ojca do końca życia?”. Tak mnie to zaskoczyło, że natychmiast przestałam płakać._
_Myślę, że spośród wszystkich wad Lawrence’a największą były jego nagłe zmiany nastroju i humoru. Niezwykle łatwo wpadał w pasję. Barometr jego uczuć gwałtownymi skokami spadał i szedł w górę. Lawrence niczego w sobie nie tłumił, natychmiast wybuchał i dlatego żyć z nim wcale nie było łatwo._
_Postępowałam po swojemu, ale z reguły przeszkadzały mi w tym jego reakcje. Nic dziwnego, że kłóciliśmy się. Bezwzględność, z jaką upierał się przy byle drobnostce, doprowadzała mnie do obłędu. Każde głupstwo stawało się problemem, który należało rozwiązać zgodnie z jego wolą. Nie był łatwy we współżyciu. Do wszystkiego podchodził z nieubłaganą zawziętością._
_Kiedy go spotkałam i od razu uparł się, że musi mnie poślubić, wydawało się to, i rzeczywiście było, czystym szaleństwem. Byłam od niego starsza, miałam troje dzieci, męża i ustaloną pozycję w świecie. On był nikim i nie miał grosza przy duszy. Oderwał mnie od wszystkiego, co posiadałam i musiałam zostać jego żoną, choćby niebiosa się waliły, co nieomal się stało. Cena, którą musiałam zapłacić, była prawie ponad moje siły i możliwości. Myśl o opuszczeniu dzieci, którym byłam bezgranicznie oddana, przeszywała mnie rozdzierającym bólem. Lawrence też cierpiał męki z tego powodu. Wiem, że często się zastanawiał: „Czy mam prawo odebrać tę kobietę jej dzieciom?”. Wobec mego męża też odczuwał wyrzuty sumienia. Czy pamiętacie wiersz_ Spotkanie w górach_, w którym opisuje swoje spotkanie z wieśniakiem o piwnych oczach?_
_Ale z kolei, czy potrafię opisać chwilę, gdy rozpoczęliśmy wspólne życie? Musiało się to stać. To, co ludzie osiągają innymi drogami, jedność ze wszystkim, co żyje i oddycha, najgłębszy spokój, przechodzący wszelkie granice, wszystko to zrodziło się między nami i nigdy do końca nie minęło. Miłość może być sprawą drobną i mało znaczącą, ale może też być czymś wielkim._
_Wszystko, nawet najpospolitsze wydarzenia, stało się cenne. Moje życie z Lawrence’em nabrało wagi i znamion wielkości._
_Po pierwszym, zdumiewającym szoku naszej nagłej bliskości, który jak gdyby uniósł nas na grzbiecie ogromnej fali, ukazując nowe horyzonty, zaczęła budzić się we mnie myśl: może mężczyzna, z którym żyję, jest naprawdę wielkim człowiekiem. Chciałabym wiedzieć, na czym polega wielkość. Gdyby to było jasne od pierwszej chwili, nie byłoby w tym żadnej wielkości, gdyż tylko niepowtarzalna odrębność człowieka czyni go wielkim._
_Nie byliśmy sentymentalni, Tristano-Izoldowaci. Nie było czasu na dramatyzowanie. Zawładnął nami nowo odkryty świat swobody i miłości. Myśli i impulsy Lawrence’a, czerpane z głębi tych doznań, stawały się coraz potężniejsze. Żyłam w ciągłym podnieceniu. Nasze przeżycia oddalały nas od ludzi, którzy czegoś podobnego nigdy nie zaznali. Był to mur nie do przebicia._
_Kłóciliśmy się straszliwie. Ale zawsze otwarcie i bez cienia podłości. Staliśmy się wzajemnie tak sobie bliscy, że ścieraliśmy się ze sobą, przed niczym się nie cofając, nadzy i na wszystko zdecydowani._
_Te okropne kłótnie bywały czasem obrzydliwe. Moglibyśmy być trochę rozsądniejsi i wzajemnie się oszczędzać, ale nigdy tego nie robiliśmy. Braliśmy wszystko straszliwie na serio. Czasem z całą premedytacją mówiłam coś szczególnie złośliwego i Lawrence tego nie zauważał. Innym razem, gdy powiedziałam coś, co wydawało mi się zupełnie niewinne, wpadał w furię. Ale zawsze mogłam być z nim całkowicie sobą. Nie miał żadnego obmyślonego i niewzruszonego wyobrażenia, jaka powinna być żona. Byłam, jaka byłam, a jeżeli swoim zachowaniem wywoływałam zamęt, nie było na to rady._
_Zawsze wielką ulgą i pociechą jest dla mnie świadomość, że byłam przy nim do samego końca. Jestem wdzięczna losowi, że byłam świadkiem, jak wracał do ziemi, którą ukochał. Uczynił mnie swoją żoną w najpełniejszym znaczeniu tego słowa, a nawet więcej. Dał mi na zawsze samego siebie. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym umrzeć, a on zostałby sam beze mnie._
_Umarł niezłomny. Ani na chwilę nie stracił zachwytu dla życia. Nigdy nie zrobił niczego, czego by nie chciał – i nic ani nikt nie mógł go do tego zmusić. Nie napisał ani słowa, w które by nie wierzył. Nigdy nie zgodził się na najdrobniejszy nawet kompromis. Jeśli kiedykolwiek żył na świecie wolny, dumny człowiek, był nim Lawrence._
_Frieda Lawrence_
_1944_