Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Kochanek Lady Chatterley - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kochanek Lady Chatterley - ebook

Clifford Chatterley, porucznik armii brytyjskiej, kilka miesięcy po ślubie zostaje ranny. Sparaliżowany od pasa w dół mężczyzna jest niezdolny do wykonywania obowiązków małżeńskich, nakłania więc żonę, Konstancję, do porzucenia dobrych manier i znalezienia sobie kochanka. Początkowo kobieta zdecydowanie odrzuca propozycję męża. Wszystko zmienia się jednak, kiedy na jej drodze staje Parkin, młody gajowy, którego poznaje podczas spaceru w lesie.

Książka pisana w latach 1925–1928, ze względu na cenzurę została wydana dopiero w roku 1960. Kochanek Lady Chatterley stanowi wnikliwy portret społeczeństwa dwudziestowiecznej Anglii i przemian, jakie się wówczas dokonywały.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16528-1
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA FRIEDY LAW­RENCE

O_dkąd go pozna­łam, Law­rence chciał napi­sać powieść, roman­tyczną i awan­tur­ni­czą. Nie bar­dzo wiem, co to zna­czy. Wiem jed­nak na pewno, że przez całe życie chciał napi­sać_ Kochanka lady Chat­ter­ley_._

_Tylko Anglik lub miesz­ka­niec Nowej Anglii mógł coś takiego stwo­rzyć. Jest to ostat­nie słowo pury­ta­ni­zmu. Wiele innych ludów rów­nież uznaje mał­żeń­stwo, ale tylko narody śród­ziem­no­mor­skie do dziś zacho­wują home­row­ską tra­dy­cję wier­nej Pene­lopy sie­dzą­cej w domu, gdy męż­czy­zna wędruje po całym świe­cie, ocza­ro­wany wdzię­kami Kirke lub Kalipso, aby wró­cić do swo­jej Pene­lopy, kiedy sprzy­krzą mu się wędrówki. Ona zawsze tam czeka na niego. Fran­cuzi mają „L’amour”, Ame­ry­ka­nie szyb­kie i łatwe roz­wody oraz inne układy, tylko Anglicy upar­cie trwają przy swoim szcze­gól­nym rodzaju mał­żeń­stwa. Nie cho­dzi tu o więzy mająt­kowe, przy­jaźni, ani nawet o los dzieci, lecz o naka­zaną przez Boga nie­ro­ze­rwal­ność tego związku. Potęga Anglii w dużej mie­rze opiera się na tej głę­boko poję­tej kon­cep­cji mał­żeń­stwa, która jest jedną z pod­sta­wo­wych zasad pury­ta­ni­zmu._

_Law­rence bał się, pisząc_ Lady Chat­ter­ley_. Pisał ją w górzy­stej Toska­nii, w cie­niu roz­ło­ży­stych pinii. Nie­opo­dal miej­sca, gdzie sia­dy­wał pod ogrom­nym para­so­lem roz­ło­ży­stych pinio­wych kona­rów, znaj­do­wało się sank­tu­arium San Euse­bio. Wewnątrz małej groty stała sze­roka kamienna ława słu­żąca Law­rence’owi za łoże, a mniej­szych roz­mia­rów pła­ski głaz był sto­łem. Tuż obok biło małe, wesołe źró­dełko. Było to uro­cze miej­sce i Law­rence codzien­nie cho­dził tam pisać, szcze­gól­nie wio­sną. Pod pinię miał nie­da­leko, droga bie­gła wśród drzew oliw­nych. Wzdłuż ścieżki rosły kępy tymianku i mięty, szkar­łatne ane­mony i dzi­kie gla­diole, krze­wił się mirt i roz­cią­gały dywany fioł­ków. Białe, powolne woły orały sąsied­nie pola._

_Law­rence sie­dział tam pra­wie nie­ru­chomo, tylko jego pióro śli­zgało się po papie­rze. Zacho­wy­wał się tak cicho, że prze­bie­gały po nim jasz­czurki, a ptaki ska­kały tuż przy nim. Przy­godny myśliwy mógłby się wystra­szyć na widok tej mil­czą­cej postaci._

_Garstka wie­śnia­ków miesz­ka­ją­cych w pobliżu, w tej zapa­dłej czę­ści Toska­nii, oka­zy­wała Law­rence’owi wię­cej nie­mego posza­no­wa­nia, niż zaznał gdzie­kol­wiek indziej. Nie przy­jaź­nił się z nimi i trzy­mał się raczej z daleka. Ale instynk­tow­nie czuli, że jest w nim coś nie­zwy­kłego. Nie kpili z niego, a są do tego bar­dzo skłonni. Gotowi byli wszystko dla niego uczy­nić._

_Co dzień po obie­dzie czy­ta­łam, co tego ranka napi­sał. Zawsze zdu­mie­wał i fascy­no­wał mnie jego twór­czy dar kre­śle­nia z takim samym peł­nym zro­zu­mie­niem syl­we­tek sir Clif­forda, jak gajo­wego. Nie robi­łam żad­nych uwag… czu­łam w tym coś nie­uchron­nego._

_Law­rence napi­sał tę powieść trzy razy i dopiero trze­cia wer­sja uka­zała się w druku¹. Ale moją ulu­bioną jest ta pierw­sza. Po napi­sa­niu_ The First Lady Chat­ter­ley_, Law­rence powie­dział ponuro: „Będą mówili to samo, co o Blake’u: że to misty­cyzm, ale tym razem im się nie uda. Blake nie upra­wiał misty­cyzmu i nie ma go też w mojej książce. W ser­decz­no­ści i wraż­li­wo­ści Blake’a za mało było roz­ma­chu i ducha walki, wszystko było tro­chę mgli­ste”. Potem wpadł w inny nastrój i ener­gicz­nie zabrał się do swo­jej powie­ści od nowa. Chciał ostrzej uka­zać kon­trast mię­dzy cynicz­nym, wyra­fi­no­wa­nym sto­sun­kiem Clif­forda do życia a postawą gajo­wego: żywą, spon­ta­niczną czu­łość jed­nego męż­czy­zny i kon­wen­cjo­nalne trak­to­wa­nie miło­ści przez dru­giego. Law­rence pisał_ First Lady Chat­ter­ley _tak, jak ją widział w głębi wła­snej duszy. Two­rząc trze­cią wer­sję, liczył się już z psy­chiką współ­cze­snego spo­łe­czeń­stwa._

_Jeśli się nie mylę, trzy wer­sje_ Kochanka lady Chat­ter­ley _napi­sał w ciągu trzech lat, od 1925 do 1928 roku, z krót­kimi prze­rwami. Chciał dobit­nie prze­ka­zać swoją ideę, że tam, gdzie mówi się jasno, wyraź­nie i po pro­stu, nie ma miej­sca na nie­zdrową tajem­ni­czość. Chciał skoń­czyć z oble­śno­ścią powie­ści pisa­nych dla taniej pod­niety. Słowa nie mogą być złe same w sobie, złymi mogą uczy­nić je tylko inten­cje, które im się nadaje. W dużej mie­rze mu się to udało. Jego powieść podzia­łała jak dyna­mit. Ci, któ­rzy nie mogli się już zmie­nić, znie­na­wi­dzili ją jak tru­ci­znę, ale dla wielu stała się uzdra­wia­ją­cym wstrzą­sem i otwo­rzyła im oczy._

_Jest dla mnie ogromną satys­fak­cją fakt, że pierw­sza wer­sja_ Kochanka lady Chat­ter­ley _ukaże się nor­mal­nie, jak wszyst­kie książki. To tak, jak gdyby ta książka uzy­skała wresz­cie samo­dziel­ność. Brak kilku stron ręko­pisu nie ma zna­cze­nia. Law­rence zosta­wił je nie­za­pi­sane, ale zawsze chciał do nich wró­cić i je uzu­peł­nić._

_Bar­dzo mi trudno pisać o Law­ren­sie. Wydaje mi się, że wszystko już o nim wia­domo, że ćwier­kają o nim nawet wró­ble na dachu, taki był bez­po­średni i pro­sty. Ale może wró­ble wię­cej wie­dzą niż skom­pli­ko­wane ludz­kie istoty. Może ja, która patrzy­łam na niego z tak bli­ska i żyłam z nim na co dzień, czuję każ­dym ner­wem naj­głęb­szą treść jego ist­nie­nia. Ale trudno wyra­zić to w sło­wach. Kieł­kują obie­cu­jąco, niby pędy mło­dych szpa­ra­gów, lecz kiedy się potem na nie patrzy, nie wyglą­dają rów­nie kon­kret­nie i prze­ko­nu­jąco jak pusz­ko­wane kon­serwy._

_Pomimo wszystko spró­buję. Sądzę, że moto­rem życia Law­rence’a była miłość do ludzi, do wszyst­kiego, co żyje, a przez nią wszyst­kie stwo­rze­nia sta­wały się w jego odczu­ciu jesz­cze bar­dziej realne. Oży­wiał je wła­snym tchnie­niem. Nie można prze­ło­żyć Law­rence’a na język inte­lek­tu­ali­stów, gdyż w wielu dzie­dzi­nach znacz­nie prze­wyż­szał inte­lek­tu­ali­stów i myśli­cieli. Obda­rzony był cudowną ludzką mądro­ścią w wiel­kich i małych spra­wach. Widząc, że więk­szość ludzi pro­wa­dzi śmier­tel­nie nudne życie i apa­tycz­nie godzi się z tym, wpa­dał w roz­pacz i jak mógł, sta­rał się na nich wpły­nąć, żeby przej­rzeli i się zmie­nili. Ni­gdy nie dawał za wygraną i nie znie­chę­cał się, jak więk­szość refor­ma­to­rów. Natych­miast podej­mo­wał walkę od nowa. Ni­gdy nie tra­gi­zo­wał, ni­gdy w ludz­kim życiu nie widział tra­ge­dii, tylko istotne błędy. Wie­rzył, że praw­dziwa mądrość zawsze potrafi im zara­dzić. Ni­gdy się nad nikim nie lito­wał. Ni­gdy nikogo nie obra­ził swoim współ­czu­ciem. Powin­ni­śmy się tego nauczyć. Aż trudno uwie­rzyć, że zacho­wu­jąc przez całe życie nie­za­leż­ność, nie przy­spo­rzył sobie jesz­cze groź­niej­szych trud­no­ści niż te, które go spo­tkały. Był ata­ko­wany i znie­wa­żany. Iry­to­wało go to, ale ni­gdy się nad sobą nie lito­wał. Był to bodziec, żeby wal­czyć dalej. W kilka lat po śmierci Law­rence’a, wędru­jąc po uli­cach Buenos Aires, zoba­czy­łam stosy jego ksią­żek na wysta­wie księ­garni. Dozna­łam wstrząsu. Tutaj, pomy­śla­łam, w miej­scu, gdzie ni­gdy nie był, ludzie kupują jego książki. Ten nie­po­zorny czło­wiek zdo­był taką wła­dzę nad świa­tem. Miał żywą świa­do­mość zna­cze­nia czasu, czuł donio­słość każ­dej godziny i minuty. Krótki okres naszego ist­nie­nia, mię­dzy koły­ską i gro­bem, jest wszyst­kim, co mamy, aby oka­zać i udo­wod­nić swoją war­tość. Im jest się star­szym, tym bar­dziej się ten czas skraca. Pro­sty fakt „żyję” staje się z każ­dym dniem cen­niej­szy. Law­rence był tego świa­domy już we wcze­snej mło­do­ści._

_Dzie­li­łam z nim wszyst­kie jego prze­ży­cia. Jego życie duchowe było tak potężne, że chcąc nie chcąc, musiało się w nim uczest­ni­czyć. Trudno mi było uwie­rzyć, że w duszach wielu ludzi nic się nie dzieje, po pro­stu nic…_

_Law­rence wie­rzył, że wszyst­kie stwo­rze­nia mają swój ukryty byt. Tylko ludzie czę­sto zdają się go zatra­cać._

_Dla Law­rence’a krowa nie była po pro­stu butelką mleka na progu domu, ale żywym, wspa­nia­łym zwie­rzę­ciem, stwo­rze­niem, z któ­rym trzeba się liczyć, o czym na swoje nie­szczę­ście bole­śnie się kie­dyś na wła­snej skó­rze prze­ko­nał._

_Law­rence gorąco pra­gnął zwie­dzić cały świat, poznać jego wszyst­kie obli­cza._

_Chciał napi­sać powieść o każ­dym kon­ty­nen­cie. Ale zdą­żył tylko o Euro­pie, Austra­lii i Ame­ryce._

_Rów­nie sil­nie gnała go chęć pozna­wa­nia coraz to nowych miejsc na świe­cie, jak odkry­wa­nia taj­ni­ków ludz­kiej duszy. Wszyst­kie rasy, wszyst­kie idee, wszystko, co ist­nieje, pory­wało go. Miał bogate życie, ale bogac­two to tkwiło przede wszyst­kim w nim samym. Tak wiele można na świe­cie prze­żyć, a więk­szość nas prze­żywa tak mało. Skromna posadka, mały domek, mała żoneczka ma małego Geo­rge’a, Geo­rge się powoli sta­rzeje, wresz­cie umiera i na tym koniec. Prze­ga­pił wspa­niałe, wiel­kie wido­wi­sko._

_Moim zda­niem naj­więk­szym darem Law­rence’a było poczu­cie bez­miaru ota­cza­ją­cego nas świata. Nie uzna­wał jakich­kol­wiek gra­nic, cia­snego, dzia­ła­ją­cego na nerwy towa­rzy­skiego światka i nie zabie­gał o suk­ces. A jed­nak uwa­ża­li­śmy, że ten suk­ces osią­gnę­li­śmy i mając bar­dzo mało pie­nię­dzy, czu­li­śmy się bar­dzo bogaci. Jeśli ktoś ma obraz Bot­ti­cel­lego, a ja, patrząc na to arcy­dzieło, prze­ży­wam wię­cej rado­ści niż jego wła­ści­ciel, obraz staje się bar­dziej moją niż jego wła­sno­ścią. Nie musimy koniecz­nie cze­goś mieć, żeby stało się nasze. Nasz zachwyt zna­czy wię­cej niż posia­da­nie._

_Law­rence uosa­biał więk­szość zalet Angli­ków. Brzmi to śmiesz­nie, ale tak było. Bez­względna uczci­wość, moralna i mate­rialna, jest w dużej mie­rze źró­dłem wiel­ko­ści Anglii (jest nie do pomy­śle­nia, by można było prze­ku­pić angiel­skiego sędziego lub posła), a także poczu­cie wol­no­ści, duma i przede wszyst­kim odwaga. Trzeba było nie lada odwagi, żeby pisać jak Law­rence, na prze­kór bry­tyj­skim kon­wen­cjom. Nie pisał „pour épater le bour­gois”², ale to, co czuł._

_Pocho­dził z pro­stej rodziny, co mnie ogrom­nie wzru­szało. Po ciężko pra­cu­ją­cych i bory­ka­ją­cych się z biedą przod­kach odzie­dzi­czył szcze­rość, zdro­wie moralne i nie­ugiętą odwagę._

_Był Angli­kiem, lecz ni­gdy nie stał się angiel­skim dżen­tel­me­nem. Mógł nim zostać, podob­nie jak wielu angiel­skich pisa­rzy, ale nie chciał._

_Zawsze żyli­śmy bar­dzo skrom­nie, Law­rence cho­dził wła­snymi dro­gami, a ja szłam za nim._

_Nawet takiego dro­bia­zgu, jak sygnet z wyry­tym na topa­zie her­bem Rich­tho­fe­nów, nie chciał ode mnie przy­jąć, bo mógłby się wydać pre­ten­sjo­nalny. Przyj­rzał mu się i widać było, że mu się przez chwilę podo­bał. „Nie – powie­dział – to nie dla mnie”._

_Aneg­dota o Lin­col­nie i sena­to­rze, który przy­ła­pał go na czysz­cze­niu butów i wykrzyk­nął: „Ależ panie pre­zy­den­cie, dżen­tel­men nie czy­ści sobie butów!”, na co Lin­coln odparł: „A komu je czy­ści?” rów­nie dobrze mogłaby odno­sić się do Law­rence’a._

_Lin­coln też bywał prze­zy­wany. Law­rence’a prze­zy­wano „małpą”, „pawia­nem” i jesz­cze ina­czej, rów­nie miło. Robiono z niego stra­cha na wró­ble. Ale ptaki ni­gdy się go nie bały. Nie­któ­rzy mówili o nim, że jest zawsze smutny, ponury i pozuje na męczen­nika. Rzadko bywał smutny, za to bar­dzo czę­sto wpa­dał w pasję. Zazwy­czaj był w dosko­na­łym humo­rze i pełen ani­mu­szu. Ponu­rym czy­nili go głów­nie kry­tycy._

_Nie mógłby doko­nać takiego ogromu pracy w ciągu krót­kich czter­dzie­stu czte­rech lat swego życia, gdyby nie miał nie­spo­ży­tych zaso­bów ener­gii._

_Ale spo­łe­czeń­stwo nie chciało wtedy przyj­mo­wać tego, co mu dawał._

_Nie­któ­rzy nazy­wali go komu­ni­stą. Inni – faszy­stą. Ani jedno, ani dru­gie nie było prawdą. Obie idee były za cia­sne dla jego czy­sto huma­ni­stycz­nego świa­to­po­glądu._

_Ale prądy te ist­niały za jego życia i nie mógł ich nie dostrze­gać. Potem nazy­wano go także sek­su­al­nym zbo­czeń­cem. Czy nim był?_

_„Ludzie bowiem tylko tak długo skłonni są spo­koj­nie słu­chać, gdy się kogoś chwali, dopóki zdolni są w sie­bie wmó­wić, że potra­fią dorów­nać jego osią­gnię­ciom. Gdy tylko ten punkt zosta­nie prze­kro­czony, zja­wia się zawiść, a wraz z nią podejrz­li­wość”._

_Nikt ni­gdy nie nazy­wał Law­rence’a zawo­do­wym pisa­rzem. Zawsze geniu­szem. Zło­ściło go to: „Przy­cze­pili mi ety­kietkę. Geniusz! I już jestem zała­twiony”._

_Wiele osób uważa, że trudno go zro­zu­mieć. Może dla­tego, że od bar­dzo dawna przy­zwy­cza­ili­śmy się odbie­rać wra­że­nia w tak zawi­łej i pośred­niej for­mie, iż razi nas zbyt nagi i bez­po­średni kon­takt z życiem, jaki czy­tel­ni­kowi dają dzieła Law­rence’a._

_Kie­dyś dosta­łam list od pew­nego męż­czy­zny, który napi­sał: „Wiesz, że gotów był­bym umrzeć za cie­bie”. „Co za fra­zes! – pogar­dli­wie skrzy­wił się Law­rence. – Za nikogo nie można umrzeć. Każdy z nas musi prze­żyć wła­sną śmierć, a także życie”._

_Kiedy mój ojciec zmarł w Niem­czech, byłam w Anglii i krzą­ta­jąc się po małym domku, w któ­rym wtedy miesz­ka­li­śmy, roz­pacz­li­wie szlo­cha­łam. Law­rence zapy­tał mnie ostro: „Czy wyobra­ża­łaś sobie, że zacho­wasz ojca do końca życia?”. Tak mnie to zasko­czyło, że natych­miast prze­sta­łam pła­kać._

_Myślę, że spo­śród wszyst­kich wad Law­rence’a naj­więk­szą były jego nagłe zmiany nastroju i humoru. Nie­zwy­kle łatwo wpa­dał w pasję. Baro­metr jego uczuć gwał­tow­nymi sko­kami spa­dał i szedł w górę. Law­rence niczego w sobie nie tłu­mił, natych­miast wybu­chał i dla­tego żyć z nim wcale nie było łatwo._

_Postę­po­wa­łam po swo­jemu, ale z reguły prze­szka­dzały mi w tym jego reak­cje. Nic dziw­nego, że kłó­ci­li­śmy się. Bez­względ­ność, z jaką upie­rał się przy byle drob­no­stce, dopro­wa­dzała mnie do obłędu. Każde głup­stwo sta­wało się pro­ble­mem, który nale­żało roz­wią­zać zgod­nie z jego wolą. Nie był łatwy we współ­ży­ciu. Do wszyst­kiego pod­cho­dził z nie­ubła­ganą zawzię­to­ścią._

_Kiedy go spo­tka­łam i od razu uparł się, że musi mnie poślu­bić, wyda­wało się to, i rze­czy­wi­ście było, czy­stym sza­leń­stwem. Byłam od niego star­sza, mia­łam troje dzieci, męża i usta­loną pozy­cję w świe­cie. On był nikim i nie miał gro­sza przy duszy. Ode­rwał mnie od wszyst­kiego, co posia­da­łam i musia­łam zostać jego żoną, choćby nie­biosa się waliły, co nie­omal się stało. Cena, którą musia­łam zapła­cić, była pra­wie ponad moje siły i moż­li­wo­ści. Myśl o opusz­cze­niu dzieci, któ­rym byłam bez­gra­nicz­nie oddana, prze­szy­wała mnie roz­dzie­ra­ją­cym bólem. Law­rence też cier­piał męki z tego powodu. Wiem, że czę­sto się zasta­na­wiał: „Czy mam prawo ode­brać tę kobietę jej dzie­ciom?”. Wobec mego męża też odczu­wał wyrzuty sumie­nia. Czy pamię­ta­cie wiersz_ Spo­tka­nie w górach_, w któ­rym opi­suje swoje spo­tka­nie z wie­śnia­kiem o piw­nych oczach?_

_Ale z kolei, czy potra­fię opi­sać chwilę, gdy roz­po­czę­li­śmy wspólne życie? Musiało się to stać. To, co ludzie osią­gają innymi dro­gami, jed­ność ze wszyst­kim, co żyje i oddy­cha, naj­głęb­szy spo­kój, prze­cho­dzący wszel­kie gra­nice, wszystko to zro­dziło się mię­dzy nami i ni­gdy do końca nie minęło. Miłość może być sprawą drobną i mało zna­czącą, ale może też być czymś wiel­kim._

_Wszystko, nawet naj­po­spo­lit­sze wyda­rze­nia, stało się cenne. Moje życie z Law­rence’em nabrało wagi i zna­mion wiel­ko­ści._

_Po pierw­szym, zdu­mie­wa­ją­cym szoku naszej nagłej bli­sko­ści, który jak gdyby uniósł nas na grzbie­cie ogrom­nej fali, uka­zu­jąc nowe hory­zonty, zaczęła budzić się we mnie myśl: może męż­czy­zna, z któ­rym żyję, jest naprawdę wiel­kim czło­wie­kiem. Chcia­ła­bym wie­dzieć, na czym polega wiel­kość. Gdyby to było jasne od pierw­szej chwili, nie byłoby w tym żad­nej wiel­ko­ści, gdyż tylko nie­po­wta­rzalna odręb­ność czło­wieka czyni go wiel­kim._

_Nie byli­śmy sen­ty­men­talni, Tri­stano-Izol­do­waci. Nie było czasu na dra­ma­ty­zo­wa­nie. Zawład­nął nami nowo odkryty świat swo­body i miło­ści. Myśli i impulsy Law­rence’a, czer­pane z głębi tych doznań, sta­wały się coraz potęż­niej­sze. Żyłam w cią­głym pod­nie­ce­niu. Nasze prze­ży­cia odda­lały nas od ludzi, któ­rzy cze­goś podob­nego ni­gdy nie zaznali. Był to mur nie do prze­bi­cia._

_Kłó­ci­li­śmy się strasz­li­wie. Ale zawsze otwar­cie i bez cie­nia pod­ło­ści. Sta­li­śmy się wza­jem­nie tak sobie bli­scy, że ście­ra­li­śmy się ze sobą, przed niczym się nie cofa­jąc, nadzy i na wszystko zde­cy­do­wani._

_Te okropne kłót­nie bywały cza­sem obrzy­dliwe. Mogli­by­śmy być tro­chę roz­sąd­niejsi i wza­jem­nie się oszczę­dzać, ale ni­gdy tego nie robi­li­śmy. Bra­li­śmy wszystko strasz­li­wie na serio. Cza­sem z całą pre­me­dy­ta­cją mówi­łam coś szcze­gól­nie zło­śli­wego i Law­rence tego nie zauwa­żał. Innym razem, gdy powie­dzia­łam coś, co wyda­wało mi się zupeł­nie nie­winne, wpa­dał w furię. Ale zawsze mogłam być z nim cał­ko­wi­cie sobą. Nie miał żad­nego obmy­ślo­nego i nie­wzru­szo­nego wyobra­że­nia, jaka powinna być żona. Byłam, jaka byłam, a jeżeli swoim zacho­wa­niem wywo­ły­wa­łam zamęt, nie było na to rady._

_Zawsze wielką ulgą i pocie­chą jest dla mnie świa­do­mość, że byłam przy nim do samego końca. Jestem wdzięczna losowi, że byłam świad­kiem, jak wra­cał do ziemi, którą uko­chał. Uczy­nił mnie swoją żoną w naj­peł­niej­szym zna­cze­niu tego słowa, a nawet wię­cej. Dał mi na zawsze samego sie­bie. Nie potra­fię sobie wyobra­zić, że mogła­bym umrzeć, a on zostałby sam beze mnie._

_Umarł nie­złomny. Ani na chwilę nie stra­cił zachwytu dla życia. Ni­gdy nie zro­bił niczego, czego by nie chciał – i nic ani nikt nie mógł go do tego zmu­sić. Nie napi­sał ani słowa, w które by nie wie­rzył. Ni­gdy nie zgo­dził się na naj­drob­niej­szy nawet kom­pro­mis. Jeśli kie­dy­kol­wiek żył na świe­cie wolny, dumny czło­wiek, był nim Law­rence._

_Frieda Law­rence_
_1944_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: