Kocuria. To nie bajka - ebook
Kocuria. To nie bajka - ebook
Był sobie pewien Kocur. Zwierzęta w lesie bardzo go kochały, a w każdym razie zdawało im się, że go kochają. I temu Kocurowi – nazywanemu też czasem Wyliniałym – udało się stworzyć krainę, w której zwierzęta poczuły wreszcie, że nie wypadły sroce spod ogona. Odzyskana godność i równie ważne poczucie bezpieczeństwa miały jednak swoją cenę. Kto ją zapłacił?
Przeczytaj i przekonaj się, czy już żyjesz w Kocurii.
W Kocurii nie ma prawej i lewej strony – są tylko mroczne namiętności i ciemne interesy. I pragnienie władzy.
Ktoś kiedyś powiedział, że to, co jest prawdą dziś, okazuje się fałszem jutro. A ja wam powiem, że jeśli tak jest, to tylko dlatego, że ktoś, kurwa, na to pozwala. Nazywają to historią, bawią się w odkrywców i się cieszą, że to, co dziś jest fałszem, okazuje się prawdą jutro, a pojutrze znowu ogłaszają to fałszem… i tak do usr… w nieskończoność. Dlatego nie możemy czekać. Dla nas dzisiaj jest dziś i dzisiaj jest jutro, a nawet pojutrze. Od teraz nie będzie się prawda przepoczwarzać i mnożyć. Złapiemy ją, ściśniemy za gardło i zostanie z nami. – Uniósł łapę do góry, powoli rozczapierzył pazury, po czym szybko je schował.
(fragment rozdziału Przewodnik i stado)
Spis treści
Początek
1. Czas próby
2. Ważny gość
3. Taśmy Borsuka
4. Święto Dumnego Ogona
5. Billboardy
6. Donosy
7. Ruscy chippendalesi
8. Gdzie jest Wiewiórka
9. TW Sierściuch
10. Na sofie pod jodełką
11. Iluminacja
12. Ojczyzna
13. Tort orzechowy
14. Operacja PiN
15. „Achtung, Achtung, nadchodzę!”
16. Kompromaty
17. Guz filozoficzny
18. Wybór przewodniczącego
19. Krecia robota
20. Agent wpływu i świnia
21. Straż nocna
22. Zabójcza broń sto
23. Co podsłuchał Wyliniały
24. Kocuria Artis
25. Nocny gość
26. W kąpieli
27. Gra pozorów
28. Czas walki i czas drapania
29. Miejsce graniczne
30. W oparach glizdówki
31. Szwajcarski zegarek
32. Kurdupel i szpilki
33. Pazurki i sejf
34. Wyjące Walkirie
35. Pozdrowienia z Madrytu
36. Konfitura z róży
37. Ukryta opcja niemiecka
38. Głową w dół
39. Gra w zdechlaka
40. Czerwona chmura
41. Tybetański trop
42. Konfitura albo śmierć
43. Wyznania
44. Znikające raporty
45. Strategia
46. Czarny inicjał
47. Przewodnik i stado
48. RR
49. Wolna Kocuria
Epilog. Coś bardzo ważnego
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8325-050-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Pamiętajcie, jesteśmy elitą. Co tam elitą, jesteśmy solą tego lasu, jego największą wartością. Celem, drogą, diamentem i kolią…
Pośrodku wielkiej polany siedział Kocur. Słońce głaskało gorącymi jęzorami jego spłowiałe rudawe futro, a on w euforii, jakby namaszczony, głosił swoje Kocurowe prawdy swoim Kocurowym uczniom.
– Kocurze, a co, gdy noc zapada? – zapytała Mysz, która dopiero niedawno dołączyła do kręgu.
Wyliniały zamyślił się. Popatrzył w dal, podrapał się po brzuchu i rzekł:
– Gdy noc zapada, już wszystko wypada.
– A co, gdy my nie mamy, a inni mają? – zapytała Wiewiórka.
Wyliniały spojrzał na Wiewiórkę łagodnie. Podobała mu się od dawna. W sumie fajna, trochę mała, ale tak pięknie wpatrzona we mnie. – Ziewnął, a właściwie udał, że ziewa. – Niech się bardziej stara – pomyślał.
– No więc, Wiewiórko, gdy inni mają, a my nie… zmieniamy pozycję. Oni to my, a my to oni. Rozumiesz?
Wiewiórka udała, że rozumie, i przesłała Wyliniałemu miłosne spojrzenie.
– Kocurze, a jeśli nas słuchać nie chcą, to co? – zapytał Sierściuch.
Wyliniały właśnie oglądał swoje chude łapy i nie mógł się nadziwić, że tak spaskudniał. Dobrze, że tylko ja to widzę – pomyślał.
– Jeśli nas słuchać nie chcą, powiadasz – powtórzył. – No więc, Sierściuchu, nie ma takiej opcji… albowiem my niesłuchających nie zauważamy.
Ziewnął i przeciągnął się leniwie.
– Męczycie mnie, idźcie już.
I zasnął.1. CZAS PRÓBY
W niedzielę punktualnie po zachodzie słońca zwierzęta zameldowały się u Kocura. Wezwał je do siebie w trybie nadzwyczajnym. Były ciekawe, co też takiego ważnego im dzisiaj powie. Usiadły w kręgu i w milczeniu patrzyły, jak Wyliniały ze smakiem i bez pośpiechu pożera wędzonego dorsza. Kończył kolację i nic a nic nie przeszkadzało mu, że futro ma upaćkane i poplamione tłuszczem.
No i co, że brzydko jem, właśnie takim mnie kochają: roztargnionego i dobrodusznego – pomyślał. – To dobrze, to dobrze. Jestem prostoduszny, mądry i dobry. Tak dobry, że dla siebie nic, a dla nich wszystko.
Przyglądał się spod oka wpatrzonym w niego zwierzakom i czuł, jak rośnie w nim energia.
– Witajcie! Wiecie, że znam was wszystkich po imieniu – przywitał się miło. – A nawet więcej – znam wszystkie wasze pseudonimy, nicki, ksywki i co tam jeszcze tylko sobie wymyślicie. Mało tego, wiem o was to, czego jeszcze sami o sobie nie wiecie…
O kurczę – pomyślał ze strachem Kret.
– Dzisiaj przejdziecie test. Wielki sprawdzian lojalności i posłuszeństwa, a także odwagi – powiedział Kocur podniesionym głosem. – Wyciągnął zza pleców papierową torbę, która szeleściła i lekko się ruszała. – Nie wiecie, co tutaj mam. A może wiecie?
– Nie wiemy! – odpowiedziały zgodnym chórem zwierzęta.
– Cicho, przecież wiem, że nie wiecie. To było pytanie retoryczne. Jednak zanim wam pokażę, co jest w środku – spojrzał na ruszającą się torbę – powiem coś, co niektórzy już wiedzą, a inni, zapewniam, dowiedzą się dzisiaj. Otóż, moi drodzy, są wśród was tacy, którym ufam, a jakże, ale są też tacy, których, delikatnie mówiąc, muszę lepiej poznać. Podejdźcie tu do mnie.
Zwierzęta otoczyły Kocura tak blisko, że mogły zobaczyć wszystkie łyse placki w jego wyliniałym futrze.
Wsadził łapę do papierowej torby, uśmiechnął się i wyciągnął ze środka ledwo żywą żabę. Trzymał ją za łapę i ściskał tak mocno, że nawet przez myśl jej nie przeszło, by się wyrwać.
– No więc takie wstrętne żaby będziecie musieli połykać zawsze, kiedy tylko zechcę. Na żywo, przy wszystkich, bez popijania, w biały dzień i na środku polany… Wiecie, że przed nami Międzyleśne Wybory do Parlamentu, i chyba nie sądzicie, że pozwolę komukolwiek startować bez wcześniejszego sprawdzenia. To próba generalna i jednych pobłogosławię, a innych, cóż… sami wiecie. Kto dzisiaj się nie sprawdzi, ten będzie za karę przez rok sprzątał polanę. Oczywiście jeśli będzie miał szczęście, no i tylko po specjalnych testach. A tej ohydzie dzisiaj się upiekło – zaśmiał się wielkodusznie i włożył żabę z powrotem do torby. – Ta żaba to takie moje demo. – Był zadowolony, że zna różne nowoczesne terminy i nikt o nim nie powie, że się nie rozwija.
Zwierzęta odetchnęły z ulgą i popatrzyły na siebie z nadzieją, że może jednak nie jest tak źle.
– Nie cieszcie się przedwcześnie, bo dla was przygotowałem coś ekstra!
Sięgnął po kosz, który stał obok, i odchylił pokrywę.
– O fuj! – przerażone zwierzęta wydały z siebie pełen obrzydzenia okrzyk.
Wnętrze kosza wypełniało kilkadziesiąt stłoczonych żab. Mokre i skąpane we własnych odchodach błagalnie przewracały wybałuszonymi ślepiami.
– Każdy dzisiaj połknie jedną z nich. Ty! Ty pierwszy! Częstuj się! – wskazał na Liska. Lisek poczuł, że łapy mu miękną i zaczyna go mdlić. – Nie chcesz, żebym ci zaufał? Wolisz być sprzątaczem? – zdziwił się Wyliniały.
– No co ty, Kocurze! Połknę żabę natychmiast i bez odrazy. Połknę ją dla ciebie i naszego lasu, a jak będzie trzeba, to nawet w dzień i w nocy o każdej godzinie!
Lisek wiedział, że bardzo przesadził w swoich zapewnieniach, ale było już za późno.
Nie chcę do końca życia sprzątać lasu – pomyślał i wbił zęby w żabę tak mocno, że zawyła z bólu. W jednej chwili gęsta, ciemna krew trysnęła mu w ślepia i spłynęła po pysku.
– Można? Można! – pochwalił go Kocur.
– Brawo! Brawo! – zawołały zwierzęta.
– Kocur! Kocur! – zaintonował na całe gardło Sierściuch, a cała reszta dołączyła, skandując: Ko-cur! Ko-cur! Ko-cur!
Wyliniały zamknął oczy i z zadowoleniem w rytm okrzyków wysuwał i chował pazury.
Zza chmur wyłonił się księżyc i oświetlił polanę, na której aż do świtu Kocur dzielił zebranych na tych odważnych i tych do sprzątania…2. WAŻNY GOŚĆ
Dzień był chłodny. Zwierzęta pochowały się w swoich kryjówkach i nie zamierzały wychodzić spod ciepłych kołderek. Cieszyły się, że mają wolne, bo na ten właśnie dzień Kocur zaprosił z oficjalną wizytą ważnego zagranicznego gościa.
– Musimy się naradzić – powiedział Wyliniały poprzedniego dnia na zakończenie lekcji. – Wszystkim już dziękuję, a Wiewiórka zostanie, bo mam z nią do pogadania.
– Ja? Ja mam zostać? – zdziwiła się Wiewiórka.
– A co, jest tu jeszcze jakaś inna Wiewiórka? – zaśmiał się Kocur.
– Nie, no tylko ja tu jestem – odpowiedziała zawstydzona i usiadła naprzeciwko, patrząc Kocurowi w oczy. Wiedziała, że lubi te jej głębokie spojrzenia, a i ona je lubiła.
Wyliniały przyglądał się Wiewiórce. Zmrużył ślepia i drapał się po łbie w typowy dla siebie sposób, gdy zastanawiał się nad czymś strategicznie ważnym.
– No więc tak – zaczął – będziesz mi, moja droga, towarzyszyła w czasie uroczystej kolacji z naszym cennym gościem i jego delegacją. Nie wypada, żebym ich podejmował sam. To musi być po królewsku, rozumiesz, etykieta, te sprawy…
– Yhym – odpowiedziała Wiewiórka, choć niewiele z tego zrozumiała. Zauważyła, że dzięki mówieniu „yhym” udawało się jej wybrnąć z wielu kłopotliwych sytuacji. Czasem też pytała: „A czy to dobrze, czy źle?” – i to też się sprawdzało, ale teraz wiedziała, że jakoś to tu nie pasuje, więc pozostała przy swoim „yhym”.
– Bardzo dobrze – zamruczał Kocur. – To sprawa delikatna i poufna. – Ściszył głos i przybliżył pysk do ucha Wiewiórki. – Dam ci taki specjalny guzik, dinks, no dobra, powiem prawdę, a niech tam, pluskwę. – Wyciągnął z pudełka mały, okrągły przedmiot i włożył Wiewiórce do łapki. – Zanim przyjdziesz, schowasz pluskwę w swojej puszystej kitce. Jak gość będzie rozmawiał ze swoimi krajanami, siądziesz blisko i niby nic, że tylko oglądasz pazurki albo chmurki, czy co tam tylko chcesz, a w tym samym czasie przybliżysz do niego kitkę. Na tym polega twoja misja, moja droga. Borsuk wszystko nagra, a my wreszcie się dowiemy, co on o mnie mówi, kiedy myśli, że ja go nie słyszę…
Ja to jednak jestem geniuszem. Miałaś rację, mamo – pomyślał zadowolony.
– Pamiętaj, Wiewiórko, to bardzo ważne dla bezpieczeństwa naszego lasu – dodał, rozglądając się na boki.
– A potem co? – zapytała szeptem.
– A co ma być? – burknął opryskliwie Kocur. – Co będzie, to będzie. Oddasz pluskwę i się pożegnamy. Tylko pamiętaj, cicho sza… Nie wolno ci nikomu o tym pisnąć choćby pół słówka, bo wiesz – znacząco przewrócił ślepiami – wygadasz, to o szóstej rano przyślę po ciebie Borsuka z ekipą.
– Nie, no… jasne, że nikomu nic a nic… nie powiem – powiedziała urażona. – Tak tylko z ciekawości pytam…
– A teraz idź wyśpij się, a jutro zrób się na bóstwo – zaśmiał się wrednie Wyliniały.
Pożałujesz, Kocurze – pomyślała Wiewiórka i grzecznie się pożegnała. – Jutro będę jak jakaś Marilyn Monroe. A ty, Kocurze, ugryź się w dupę – dodała w myślach i od razu lepiej się poczuła.
Ale ta Wiewiórka naiwniutka. – Kocurowi zachciało się śmiać. – A właściwie może to fajnie, że ona taka głupiutka – pomyślał i też poczuł się lepiej.
Po chwili zasnął. Chrapał tak, że aż szyszki z drzew spadały, ale on już tego nie widział ani nie czuł. Tak mocny miał sen.3. TAŚMY BORSUKA
Ważny gość odjechał, a Wyliniały z Borsukiem zamknęli się na cały dzień w Tajnej Chatce. Z uwagą przesłuchiwali nagrania i zapisywali wszystko, co dotyczyło Kocura.
„Dupek”, „mściwus”, „pokraka”, „padalec”… Niestety, tylko takie przykre słowa były na taśmie.
Ja mu dam dupka, jeszcze mnie popamięta – wściekał się w myślach Wyliniały.
– Pewnie tego nie wiesz, Borsuku, ale słowo „dupek” w ich lesie oznacza kogoś o zgrabnej pupie, to taki idiom. Nie chciałbym plotkować, ale – Wyliniały ściszył głos – ten nasz gość lubi futrzane dupska, stąd ten „dupek”. No cóż, trudno, mieliśmy gejowego gościa, ale musimy z nim utrzymywać, przepraszam za słowo, stosunki, bo wiesz, jest bardzo wpływowy i będzie nam jeszcze potrzebny. – Borsuk słuchał uważnie, zmrużył ślepia i zamyślił się głęboko. – Żebym nie zapomniał, Borsuku, wszystkie taśmy masz przynieść do mnie. Zamknę je w swoim osobistym sejfie. Zrozumiałeś?
– Tak jest! – odpowiedział Borsuk i poweselał, bo tak naprawdę już o świcie wszystko sobie przegrał, włożył do słoja po ogórkach i schował w piwnicy.
Oj, przydadzą mi się kiedyś te wszystkie tasiemeczki – cieszył się.
Kolekcja „borsuczych słoików” rosła wraz z jego poczuciem, że ma przed sobą wielką przyszłość i że bez wątpienia za jakiś czas załatwi Kocura, przejmie władzę w lesie i porachuje się z Kretem, który go od dawna wkurzał i którego wścibskości się obawiał. Zresztą wszystkie zwierzęta go wkurzały, co było typowe dla osobnika o ambicjach politycznych. Od dawna zwierzęta w lesie mówiły na niego Boruś – Zniszczę Cię. Wiedziały, że podpaść Borsukowi raz – oznaczało podpaść mu na zawsze. Nigdy nie wybaczał, zawsze się mścił. Jego kolekcja haków była słynna nawet w innych lasach – i to był powód, dla którego Wyliniały powierzył Borsukowi prowadzenie tajnych służb, choć i tak do końca mu nie ufał, no ale trzeba powiedzieć, że Kocur nikomu nigdy nie ufał.
Mam czas – pomyślał Borsuk. Najpierw tasiemki, haczyki i inne fajne brudki, a jak kolekcja będzie ogromna, wszystko się zmieni. Oczywiście na lepsze… dla mnie – zaśmiał się w myślach.
Pod wieczór Kocur i Borsuk opuścili Tajną Chatkę. Wyliniały spieszył się na kolację i przemierzał las szybkimi susami, a Borsuk biegł za nim, wyraźnie nie nadążając, dzięki czemu mógł do woli przyglądać się tyłkowi Kocura.
Ale ohydną dupę ma ten nasz Kocur – pomyślał z satysfakcją i wiedząc, że Wyliniały już go nie słyszy, odważnie powiedział na głos:
– Prawdziwy dupek z niego.