Komornik, czyli śmieszna opowieść o emigracji - ebook
Komornik, czyli śmieszna opowieść o emigracji - ebook
Opowieść zaczyna się od mocnej sceny. Od poczęcia. Ale nie jest to scena erotyczna. Chodzi o pierwszy moment poczęcia, czyli zapoznanie się rodziców głównej postaci.
Tak zaczyna się historia głównego bohatera X.
Mija 18 lat. X jest idealistą. Za trzy lata jest już tatą i mężem. Od tego momentu jest już tylko gorzej.
Wszystko powoli rozsypuje się, jak piaskowiec.
Małżeństwo, praca. Polska rzeczywistość. Traci nawet kontakt z synem. Bohater patrzy wokół i wydaje mu się, że wszyscy mają lepiej od niego. I faktycznie, tak jest.
Idealizm już dawno zniknął. Teraz jest żal do świata i pytanie; w czym jestem gorszy..? Nic się nie układa. Ale w końcu coś zmienia się w jego życiu.
Zakochuje się pierwszy raz. Tak, pierwszy raz. Teraz to wie.
Teraz razem spadają w nicość. Piękna miłość i brzydka bieda. Ale wzajemne wsparcie- bezcenne.
I w końcu coś zmienia się na lepsze. X wyjeżdża do pracy za granicę.
Ale czy on naprawdę wyjechał, czy to mu się tylko śni? Przecież to nie jest możliwe, żeby życie mogło być tak proste…
Przez całe życie nie był tak doceniony, jak tutaj w miesiąc! I ta kasa. Tylko ta tęsknota.
W końcu przyjeżdża Ona.
I opowieść mogłaby się zakończyć szczęśliwie. Ale..
Ale życie poddało bohaterowi nowy pomysł. Życie podało mu palec, więc postanowił zabrać rękę.
X znalazł komuś pracę. I wtedy okazało się, że można na tym nieźle zarobić. Główna postać jest bardziej wydajna od pośredniaka. To wtedy powstaje pseudonim głównego bohatera. KOMORNIK. Kiedy w domu bohatera pojawia się za dużo Polaków, zaczynają się kłopoty.
Rodzi się polskie piekiełko. Każdy jest inny. A w takiej grupie można już znaleźć każdy typ Polaka. Najwięcej jest, oczywiście alkoholików. Ale są też dziwacy, erotomani, d…włazy, psychole i cwaniaczki. Przewinęło się też parę pozytywnych postaci. Znalazł się również kryminalista.
I to on rozkręca wątek kryminalny. Są zabawne nieporozumienia, niedostosowana do polskiej przebiegłości Garda. Ktoś ląduje w więzieniu, ktoś ucieka przed Gardą. Sytuacja staje się zagmatwana. W końcu i główny bohater zostaje zatrzymany. Jednak wszystko się wyjaśnia.
Głowny bohater jest wolny.
Wydaje się, po raz kolejny, że w końcu sprawy się ustabilizowały.
Ale wtedy ktoś napada bohatera przed domem. Traci on przytomność. Kiedy się budzi, znów wiele rzeczy się zmieniło. A zakończenie będzie niespodzianką dla wszystkich, którzy zechcą przeczytać tą książkę.
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-948209-1-6 |
Rozmiar pliku: | 722 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
rolla i zaczął mlaskać. Artur wyjął swoją kanapkę. Polską bułkę z włożonym w środek polskim
burgerem z taniej sieci handlowej.
I też zaczął mlaskać. Irlandczyk przyglądał się z zaciekawieniem, co jada się w Polsce. Pewnie
steki z białych niedźwiedzi.
––What`s this? (Co to jest?) – zapytał w końcu.
––Polisz burger. – Zamachał dumny Artur. – From… – „jak jest Żabka po angielsku?” –
Burger from frog. Czip. (Polski burger z żabki. Tani.)
Aron zrobił wielkie oczy. Spodziewał się, że w Polsce jedzą dziwne rzeczy, ale aż tak? Musi
tam być kolosalny głód.
Artur wysunął swojego „burgera z płaza” w jego stronę.
––Traj. (Spróbuj) – powiedział. Ale ten jakoś dziwnie stanowczo się wzbraniał, więc Artur
zaproponował mu coś innego.
––Aj hew łan mor burger. From… (Mam jeszcze jeden burger.) – „Jak to jest po angielsku
Biedronka?” -Burger from Lejdibird. (Burger z biedronki). – I znów wysuwa dłoń z burgerem z
Biedronki w jego stronę, ale Aronowi oczy prawie wypadły. Szybko wstał i wyszedł z
pomieszczenia, bo miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Po chwili wrócił, ale już zrezygnował ze
śniadania. Kiedy zobaczył Artura pałaszującego burgery z insektów, ponownie poczuł się słabo.
Raczej bardziej z ciekawości, obserwował, jak Artur ze smakiem je burgera z biedronki. Mimo
tego, że wiele dziwnych rzeczy słyszał o Polsce, to tego się nie spodziewał.
Ale nurtowało go jeszcze pytanie od strony technicznej. Odważył się je jakoś zadać.
––How many of them do You need to have one burger? (Ile biedronek potrzebujecie na jeden
burger?).
Artur nie bardzo zrozumiał pytanie. „Chyba się pyta ile burgerów trzeba, żeby się najeść”.
––Łan – odpowiedział stanowczym głosem.
––Ou, f**k! – krzyknął Aron i tym razem wybiegł „puścić pawia”. Jego organizm nie
wytrzymał obrazu wyobrażonej olbrzymiej biedronki, spłaszczonej w burgerze. A jeszcze
wyobraźnia dokładała machanie nóżkami wystającymi za bułkę…
Już chyba nie zje nic w tym tygodniu.
Kiedy już jakoś odrzucił od siebie ten widok i udało mu się wrócić do Polaka, żeby pozbierać
rozpoczęte śniadanie i podziękować stwórcy za krowy i owce, Artur właśnie kończył przełykać
ostatni kęs i wycierał usta w rękaw.
„Ja nie wytrzymam tego” – pomyślał i znów wybiegł z pomieszczenia.