- W empik go
Królowa nieszczęścia - ebook
Królowa nieszczęścia - ebook
Powieść Jerzego Niemczuka nie jest imitacją zagranicznych bestsellerów, czy podróbką sensacyjnego kryminału. To niekiedy bolesna w swoich diagnozach wiwisekcja polskiej prowincji napisana z wielkim talentem, skrząca się dowcipem, wyprana z publicystyki. W powieści młode pokolenie to nie tylko bierni konsumenci Internetu, to często społecznicy tropiący zło, również poza systemem i strukturami, to ludzie wierzący, że kraj trzeba zmieniać.
Mazury jako miejsce akcji powieści to dodatkowy atut. Dzięki kamerze, którą autor umieszcza w czapeczce Kamila, będziemy wyobrażać sobie w trakcie slow-joggingu bohatera powieści piękno krainy: jeziora, rzeki, lasy, czy, dla kontrastu, mało malownicze miasteczko Mroki, główny plan zdarzeń.
Trudno w polskiej literaturze współczesnej wskazać tak konsekwentnie i przekonująco pod względem literackim pokazane życie prowincjonalnego miasteczka: miłość, intrygi i walkę o władzę.
Pasjonujący jest w powieści obraz sprawowania burmistrzowskiej władzy i walka o reelekcję, która kończy się dramatycznym finałem, a ten pokazuje, że walka o władzę nigdy się nie kończy, a jej rozstrzygnięcia są sezonowe.
Lektura powieści przynosi pełną satysfakcję poznawczą jako świadectwo wyprawy do mało znanego świata, ale też urzeka kunsztem językowym oraz – co charakterystyczne dla pisarstwa Niemczuka - poczuciem humoru i dyskretną tonacją satyryczną.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-89859-71-6 |
Rozmiar pliku: | 756 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
*
*
Ojciec Mili, Tadeusz Neuer, był położnikiem. W ciągu trzydziestu lat pracy wyprowadził na świat połowę mieszkańców Mroków. Jego przesłonięta twarz była pierwszą, jaką widzieli po narodzeniu. Był oddany swojej pracy, ale po latach przyszła rutyna. Każdy poród był inny, ale – z wyjątkiem tych najtrudniejszych – zarazem do innych podobny. Nawet własną córkę przywiódł na świat osobiście. Miał ją odebrać jego zastępca, ale kiedy zaszedł odwiedzić żonę, zaczęła się przedwczesna akcja porodowa, więc bez namysłu przystąpił do działania.
Dziecko miało uratować ich coraz luźniejszy związek. To on, a nie ona, o kilkanaście lat od niego młodsza, chciał tego dziecka. Mila przyszła na świat późno i oboje byli nadopiekuńczymi rodzicami, co jak cała reszta, było powodem do konfliktów.
– Dzwoniłeś do niej? – zapytała Zofia, jak tylko zdążył przysiąść z książką w fotelu po męczącym dyżurze. Zawsze, jak sięgał po książkę, stawała przed nim z jakimś pytaniem albo zaległym problemem, o którym już nie pamiętał. Kiedy chciał się odgrodzić od problemów, zagłębić w odległy już świat stalinowskich zbrodni, pochylić nad cierpieniami ludzi, którzy od dawna już nie żyli albo ledwo żyli i być może nie zachowali pełnej pamięci własnego bólu i upokorzeń, bo przyszła obezwładniająca starość. On, doktor Neuer, czuł za nich ten ból po latach, utożsamiał się z nim, doznawał go w komforcie swojego wygodnego, w miarę dostatniego życia, i z pewnym zawstydzeniem przyznawał się sam przed sobą, że to uczucie sprawia mu niestosowną ulgę.
– Do kogo? – odpowiedział pytaniem, chociaż wiedział, o kogo chodzi, a ona wiedziała, że on wie.
– Do swojej córki – wyjaśniła jednak cierpliwie z rosnącym mimo wszystko zniecierpliwieniem, a w jej głosie zabrzmiała prowokacyjna nuta, ledwo dostrzegalna, ale nie dla niego, który całą gamę tej gry małżeńskiej w ciągu dwudziestu lat dawno opanował. „Nasza córka” stawała się „twoją” lub „moją” w pewnych mniej sprzyjających okolicznościach.
– Przecież ty do niej dzwoniłaś – wypomniał niechętnie. – Dojechała, więc wszystko w porządku.
– Niepotrzebnie podnosisz głos.
– Ja podnoszę głos?! – zapytał podniesionym głosem.
– Powinieneś siebie usłyszeć. Wrzeszczysz! – krzyknęła Zofia.
– Kiedy mówię spokojnie – wycedził powoli przez zęby – to twierdzisz, że jestem całkowicie obojętny, bo nie ma we mnie emocji. Otóż są we mnie emocje i próbuję nad nimi zapanować, żeby nie doszło do awantury.
– Zapytałam tylko, czy dzwoniłeś do naszej córki.
Tym razem głos żony brzmiał polubownie i na pozór niewinnie.
– Co jest niewłaściwego, że pytam, czy dzwoniłeś? – dodała zupełnie bez potrzeby.
– O co ci chodzi?! – wypowiedział prymitywną mantrę wszystkich mężczyzn, którzy próbują zrozumieć swoją kobietę, ale wstydzą się zapytać o te wszystkie niewyjawione, odłożone na później, macerujące się tygodniami pretensje i emocje, bo się boją, że wciągną ich w topiel niezrozumiałych doznań, drobnych uraz, które potoczą się lawiną, zmiatając wszystko po drodze. Dobrze wiedział, tak jak wiedzą to wszystkie kobiety, że na pytanie „o co ci chodzi?” nie ma dobrej odpowiedzi, a jak trzeba na nie odpowiadać, to są jeszcze gorsze.
Poczuł bezradność, jak zawsze na tym etapie rozkwitającej scysji, i cisnął wspomnienia katorżników na stolik. Opasły tom spadł na blat z plaśnięciem, które zabrzmiało jak policzek.
Zofia Neuer, anglistka, której szanse na spełnienie zawodowe przepadły, odkąd ugrzęzła przy boku męża w prowincjonalnym miasteczku, bo przecież sam Frank McIvan, przedstawiciel wchodzącego do Polski z rozmachem kanału British Four, zaproponował jej, żeby została jego najbliższą asystentką niemal dwadzieścia lat temu. Dzisiaj, zamiast siedzieć w szkole i uczyć języka, którego nikt nie chciał rozumieć, zapewne decydowałaby o położeniu gwiazd na firmamencie telewizyjnym. Frank doceniał jej słowiańskie esprit, perfekcyjną znajomość języka, imponujące oczytanie w jego ojczystej literaturze, znajomość światowej filmografii w jej najlepszych przejawach, i reagował na nie daleko idącą skłonnością. Przestraszyła się tego połączonego z niebotycznymi perspektywami uczucia i wczesnej ciąży. Postanowiła spełnić się w cierpieniu jako matka dziecka, które się jeszcze nie urodziło, i poświęceniu dla męża, którego jeszcze nie przestała kochać.
Kiedy książka spadła na blat niczym dłoń na policzek, Zofia wzdrygnęła się dramatycznie, spojrzała na męża z przerażeniem szczerze udanym i powiedziała schrypniętym szeptem:
– Jesteś coraz bardziej agresywny. Zaczynam się ciebie bać.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_Jerzy Niemczuk
Fotografia z archiwum autora
Ur. 1 stycznia 1948 roku w Lublinie. Absolwent filologii polskiej UW. W latach 1972-1976 sekretarz miesięcznika literackiego „Nowy Wyraz". 1979-1981 prowadził dział poezji w tygodniku „Kultura". Po likwidacji „Kultury" w stanie wojennym zajął się wyłącznie pisaniem.
Od kilkudziesięciu lat mieszka i pisze na Mazurach.
Komediopisarz, prozaik, autor sztuk telewizyjnych, pięćdziesięciu słuchowisk oraz książek dla dzieci.
Debiutował w maju 1972 roku cyklem wierszy na łamach „Poezji". Od 1986 roku zaczął pisać scenariusze filmowe, sztuki dla Teatru Telewizji oraz scenariusze seriali animowanych i obyczajowych. Największą popularność zapewnił mu serial „Ranczo", którego scenariusz pisał wraz z Robertem Brutterem.
Laureat wielu nagród literackich polskich i międzynarodowych.
Ważniejsze utwory:
_Imitacje_. Opowiadania. Czytelnik 1980;
_Plaga_. Powieść. PIW 1990;
_Headhunter_. Powieść. Rogoża 2003;
_Bat na koty_. Wydawnictwo Literackie 2014;
_Ranczo_ t. 1-2. Współautor Robert Brutter. Wydawnictwo Literackie 2014;
_Prywatne niebo_. Scenariusz filmu telewizyjnego. Reż.Janusz Kondratiuk 1989;
_Taryfa do raju_. Monodram. Premiera w Teatrze Adekwatnym. Reż. Krzysztof Stroiński 1988, reż. radiowa Henryk Rozen 1990;
_Małpa_. Dramat. Prapremiera w Teatrze Studyjnym w Łodzi. Reż. Andrzej Czernik 1992, reż. telewizyjna Janusz Zaorski;
_Nieboskie stworzenie_. Sztuka telewizyjna. Reż. Paweł Karpiński 1992;
_Głośna sprawa_. Sztuka telewizyjna. Reż. Sylwester Chęciński 1994;
_Racja głodowa_. Sztuka telewizyjna. Reż. Sylwester Chęciński 1995;
_Kociokwik_. Sztuka telewizyjna. Reż. Ireneusz Engler 1996;
_Cyrograf. _Sztuka telewizyjna. Reż. Janusz Zaorski 2000;
_Mizerykordia_. Sztuka telewizyjna. Reż. Janusz Zaorski 2000;
_Siła wyższa_. Scenariusz serialu napisanego wspólnie z Robertem Brutterem.